Obserwując stosunkowo luźne ulice polskich miast oczywistym jest, że jesteśmy w środku sezonu ogórkowego, według oficjalnej specyfikacji zwanego okresem wakacyjnym. A jeśli tak, jakiś czas temu razem z Marcinem doszliśmy do wniosku, że nie ma co iść pod górkę i konsekwentnie zarzucać Was wymagającymi skupienia sesjami testowymi, tylko pójdziemy z duchem tego, co by nie mówić, wspaniałego dla osobników homo sapiens czasu. O co chodzi? Spokojnie, nadal będziemy obracać się w kręgu naszego hobby, z tą jednak różnicą, że zaplanowaliśmy serię relacji z niezobowiązujących wizyt w różnych, co bardzo ważne, rozrzuconych po całej Polsce salonów audio. Naturalnie wszystkich nie da się wziąć na tapet, jednak myślę, że nawet te kilka pozycji da fajny obraz bogactwa nadwiślańskiej krainy w tego typu przybytki. Jaki jest tego cel? Po pierwsze – realizacja utrzymania wspominanego przed momentem wakacyjnego podejścia do naszej zabawy. Po drugie – pokazanie rodzimej, jakże bogatej liczby mekk melomanów z ich dostępnym na co dzień portfolio. I po trzecie – upieczenie dwóch dań na jednym ogniu, czyli nic innego, jak rozpoczęcie wstępnych rozmów o potencjalnych testach na jesień. Jak widać, korzystają na tym trzy strony, czyli Wy, salony audio i my, dlatego po skreśleniu kilku strof po ostatnich odwiedzinach warszawskiego „Na Temat Audio” z najnowszą serią kolumn PMC w tle i sopockiej premiery Alare Labs Remiga 2, kolejną odsłoną naszego mitingu są wrażenia z wyprawy do firmowego audio-roomu stacjonującego w Gliwicach dystrybutora 4HiFi.
Jak odebrałem wizytę w tym salonie? Powiem tak. Przybytek bez szaleństwa rozmiarowego, za to na odwiedziny klienta przygotowany bardzo pieczołowicie. I nie mam na myśli jedynie szerokiego spectrum elektroniki oraz kolumn, ale również przygotowanie pokoju odsłuchowego od strony akustycznej. Nie przetłumiony, za to nienachalnie pozbawiony niechcianych artefaktów soniczych typu: męczące dudnienie, czy zacierający obraz wirtualnej sceny wszędobylski pogłos. Dlaczego to takie ważne? Otóż chodzi o to, aby drobnymi ruchami uzyskać dobry dźwięk, a przy okazji nie zrobić z pomieszczenia studia nagraniowego, na co 99 procent melomanów w swoim domu nie pójdzie. Co komu po odsłuchu zestawu audio w po zęby uzbrojonym oktagonie, jak w domu owa elektronika zagra dramatycznie inaczej? Naturalnie nieco innego wyniku – sklep vs dom – nie da się uniknąć, jednak czym innym jest zderzenie profesjonalnej adaptacji z umiarkowanymi ruchami w rodzinnych okowach. A przecież dobrze byłoby, gdyby to co mamy zamiar nabyć, podczas prób we własnym systemie zachowało choćby odrobinę estetyki grania z podejścia salonowego. I właśnie tak odebrałem zastane zabiegi w będącym clou spotkania roomie 4HiFi. Zabiegi niedeterminujące brzmienia zestawu na jedną modłę. tylko biorąc pod uwagę choćby moją wizytę pozwalające pokazać różnorodność aplikacji w teorii tych samych komponentów. A wręcz idealnym przykładem na obronę tej tezy jest przypadkowy sparing dwóch opartych na ostatnio modnych lampach KT150 wzmacniaczy zintegrowanych Allnic T2000 – 25TH i stojącego pod nim Line Magnetic LM150iA. To co prawda był przypadek, gdyż został wywołany zaplanowanym na wstępie wizyty zabraniem na testy pierwszego z listy Allnic-a – musiał ostygnąć, jednak od pierwszych chwil z muzyką pokazujący, jak różny dźwięk da się uzyskać na bazie tych samych szklanych baniek. Pierwszy grał jakby z większym przywiązaniem do krawędzi i wyrazistości, zaś drugi z nastawieniem na dobrze rozumianą krągłość i plastykę. Dosłownie dwa światy, z których każdy oferował coś, co pozwalało się nimi delektować. A delektować w salonie tylko dlatego, iż jak wspominałem, swoim przygotowaniem nie determinował brzmienia wszystkiego na jedno kopyto, co automatycznie sprawiało, że wykorzystane w danym zestawie, znane nam z osobistych spotkań testowych kolumny mogły rozwinąć skrzydła. Tak tak, chodzi o litewskie AudioSolutions Virtuoso S. To ich pewnego rodzaju wrodzona umiejętność zgrywania się z zastaną elektroniką – dostępna z tyłu regulacja potencjometrem – pozwoliła na bezproblemowe wychwycenie wspomnianych różnorodności brzmienia każdego ze wzmacniaczy. Bez prób jakiegokolwiek uśredniania, tylko pokazanie wręcz palcem, co u każdego z nich w duszy gra. Dzięki nim bez owijania w bawełnę jeden zapraszał na muzykę w estetyce porannego brzasku, natomiast drugi czerwonego zachodu słońca. Jednak co ciekawe, obydwa z wyczuwalną nutą lamp próżniowych, co znakomicie wyjaśnia temat zakochania się tak wielkiej rzeszy melomanów w tego typu konstrukcjach. Niby technologia trącająca myszką, przez wielu uważana za przewidywalną, ale dzięki umiejętności bezproblemowego pokazania tak wielu sposobów na muzykę, jakże uniwersalna. Oczywiście z jedną uwagą. Tak, chodzi o dobry dobór kolumn, z wyboru którego na ten pokaz goszczący mnie salon 4HiFi na ulicy Wyczółkowskiego 10 w Gliwicach wyszedł z przysłowiową tarczą. Na tyle fajnie, że mimo tak naprawdę jeszcze rankiem całkowicie nieplanowanej wizyty w tym miejscu – startując z Warszawy główny cel choć w podobnym kierunku był nieco inny, spędziłem w nim kilka przyjemnych godzin. To chyba o czymś świadczy.
Wieńcząc powyższą relację, chciałbym podziękować gospodarzom nie tylko za miłe przyjęcie, ale przy okazji również spełnianie wszelkich sprzętowych widzimisię. Z autopsji wiem – trwające od 10 lat przepinania testowe, że to jest męczące. Jednak nie oszukujmy się, tylko takie podejście do klienta pozwoli przyciągnąć go do siebie. Dlatego też w pełni ukontentowany spędzonymi w salonie godzinami przy muzyce mogę powiedzieć tylko jedno. Mieszkańcy Gliwic i całej aglomeracji śląskiej, mając tak fajne miejsce do zgłębiania swojego hobby, mam nadzieję, że tak jak ja co prawda okazjonalnie, również Wy już systematycznie wykorzystujcie je do zwiększania portfolio swoich przygód w doborze idealnego systemu audio. Do dyspozycji jest z rozsądkiem przygotowane, dzięki temu pozwalające spędzić czas w miłej atmosferze pomieszczenie, przyjazna obsługa oraz pełne półki sprzętu. Czego chcieć więcej? Chyba tylko zatwardziały malkontent znalazłby jakiś argument przeciw. Ja mimo sporych oczekiwań takowych nie widzę.
Jacek Pazio