Opinia 1
Choć od inauguracyjnej wizyty sprawcy całego zamieszania w naszych skromnych progach minął niemalże rok a dopiero od kilku tygodni, dzięki uprzejmości wrocławskiego Audio Atelier, ponownie możemy cieszyć się jego brzmieniem i funkcjonalnością, to prawdę powiedziawszy w tzw. międzyczasie bynajmniej nie narzekaliśmy na brak zajęć a i sam status „nowości” dzisiejszego gościa nic a nic nie stracił ze swojej aktualności. Ba, śmiem wręcz twierdzić, iż nawet same okoliczności przyrody, czyli nasze redakcyjne systemy, obecnie są bardziej mu sprzyjające aniżeli wtenczas, gdyż pojawiły się w nich switche zdolne komunikować się z otoczeniem po optycznych złączach Gigabit SFP. Dlatego też z autentycznym entuzjazmem pragniemy się z Państwem podzielić obserwacjami z testów niemalże wszystkomajacego a zarazem nad wyraz kompaktowego kombajnu multimedialnego Lumïn P1 Mini.
Jak z pewnością nasi wierni czytelnicy pamiętają Lumïn podobne od względem funkcjonalności urządzenie jakiś czas temu światu zaprezentował. Mowa oczywiście o P1-ce, która nie dość, że zauważalnie wykraczała poza niskoprofilową rozmiarowkę swego rodzeństwa, to i przy kasie intensywniej drenowała kieszenie. Niby była i nadal jest firmowym flagowcem łączącym funkcjonalność streamera, DAC-a i przedwzmacniacza, wiec może sobie na to pozwolić, lecz jeśli komuś to nie w smak, to jeszcze do niedawna szczęścia można było szukać u konkurencji (Auralicu), bądź cierpliwie czekać na przychylność niebios. A te się w końcu zmiłowały i za niemalże 50% ceny flagowca zaproponowały niemalże tożsamy funkcjonalnie P1 Mini. Ale, zaraz, zaraz, czy nasza dzisiejsza nowość czegoś Państwu nie przypomina? Jeśli nie, to nieśmiało podpowiem, że przynajmniej na moje astygmatyczne oko bez trudu można zauważyć głęboką inspirację bryłą niejakiego all’in’one – M1. I nie, nie chodzi o sieć podmiejskich centrów handlowych, lecz o wzmacniacz streamingujacy potrzebujący do pełni jedynie zasilania i wpięcia w domową siec Ethernet. Całe szczęście projektanci nie ograniczyli się jedynie do odkurzenia niemalże dziesięcioletniego projektu, lecz jedynie bazując na nim li tylko w roli luźnej inspiracji zaproponowali zdecydowanie bardziej estetyczne i „elastyczne” pod względem użytkowym urządzenie. I tak, wykonany z grubego płata szczotkowanego aluminium front zdobi nie tylko charakterystyczny zielonkawo-niebieski wyświetlacz, lecz również dwie rozmieszczone po jego bokach gałki (wyboru źródła i regulacji głośności) i włącznik, którego obecność optycznie równoważy oko czujnika IR. Korpus wykonano z giętych blach a nie pojedynczego bloku jak w przypadku pełnowymiarowego protoplasty, ale nie ma co grymasić, gdyż przy tych gabarytach i wadze 7 kg jest to w zupełności satysfakcjonujące rozwiązanie. Rzut oka na plecy i jest dobrze, nawet bardzo dobrze. Do dyspozycji otrzymujemy bowiem niemalże wszystko (wszystko ma P1) czego tylko dusza zapragnie. Wyjścia analogowe (regulowane) są w formacie RCA i XLR, wejścia analogowe to złocona para RCA a domenę cyfrową reprezentują wejścia optyczne, koaksjalne, USB i HDMI. Z kolei wyjścia cyfrowe to USB, BNC i HDMI ARC, wiec o integrację ze smart-TV nie trzeba się martwić. Sprawę komunikacji również potraktowano poważnie, gdyż oprócz standardowej RJ-ki – 1000Base-T Gigabit Ethernet P1 Mini może pochwalić się optycznym złączem Gigabit SFP i możliwością podpięcia zewnętrznych dysków HDD. Wyliczankę zamyka zwyczajowy w Lumïnach zacisk uziemienia, zintegrowane z komora bezpiecznika trójbolcowe gniazdo IEC oraz włącznik główny. W zestawie znajdziemy również firmowy, nad wyraz elegancki pilot zdalnego sterowania.
Od strony konstrukcyjnej podobieństwa do starszego brata P1 Mini też się nie wyprze. Bazuje bowiem na parze takich samych kości przetworników (ES9028PRO) i co prawda nie podwójnym a pojedynczym toroidzie w zasilaniu, ale co liniówka, to liniówka, więc wypada się z tego powodu cieszyć a nie marudzić. Uproszczono też sekcję analogową, gdyż na wyjściu mamy kondensatory a nie transformatory Lundhala. Dzięki wykorzystaniu najnowszej platformy sprzętowej P1 Mini oferuje możliwość upsamplingu wszystkich sygnałów do PCM 384kHz/32bit lub DSD256 a za regulację głośności odpowiada Leedh Processing.
Niejako na wstępie części poświęconej walorom sonicznym naszego gościa pozwolę sobie nadmienić, iż wraz z nim dotarła do nas firmowa „cyfrowa biblioteka” L2, więc w trakcie testów mogłem nie tylko wpiąć P1 Mini do dyżurnego switcha QSA Red po SFP, lecz również wykorzystać ten kanał komunikacji z potężnym repozytorium muzyki, za co Audio Atelier należą się w pełni zasłużone podziękowania. Kolejną kwestią jest z racji wykorzystywania w systemie intregry niemożność weryfikacji funkcjonalności przedwzmacniacza, choć biorąc pod uwagę, iż dba o nią ww. Leedh Processing, to śmiało możemy uznać, iż po prostu jest i działa jak fabryka chciała. A co do samego brzmienia, to … już od pierwszych taktów „Smith/Kotzen” Adriana Smitha i Richie Kotzena słychać, że ekipa Lumïna pomimo oczywistych ograniczeń finansowych solidnie przysiadła do pracy i postanowiła maksymalnie wykorzystać drzemiący w projekcie potencjał. I śmiem twierdzić, że efekty tej pracy są tyleż zauważalne, co … zachwycające. P1 Mini gra bowiem dźwiękiem zaskakująco dużym i zarazem charakteryzującym się nie tylko firmową soczystością i dystyngowaniem, co również motoryką i zaraźliwym timingiem. Czyli de facto tym, o czym większość zintegrowanego rodzeństwa przynajmniej do tej pory może i pamiętała, lecz niespecjalnie tymi cechami epatowała. A tym razem, zamiast nieco je wycofywać właśnie drajw i swoboda artykulacji dostały zielone światło do zawalczenia o uznanie odbiorców. I walczą! Bluesrockowy materiał pozwolił pokazać zarówno śpiewność ognistych riffów, jak i nieco sfatygowane wokale obu jegomości którym towarzyszą przyjemnie dźwięczne blachy i solidna praca sekcji rytmicznej. No i najważniejsze – słychać rockowego pazura i czuć serce do grania, więc jest nie tylko atrakcyjnie – ładnie, ale z życiem, autentycznie i namacalnie. Przesiadka na „Nu Delhi” Bloodywood pokazała również, że tytułowy maluch nie ma najmniejszych problemów z zachowaniem pełni energii nawet przy najniższych składowych, więc jeśli tylko zostaną one odpowiednio zarejestrowane, to P1 Mini nie będzie czuł się w obowiązku ich przycinać, czy tonizować. Jak więc widać i słychać jest dobrze, choć jak się okazuje może być jeszcze lepiej.
Wystarczy bowiem zrezygnować z popularnej skrętki i przesiąść się na komunikację po SFP, by w tzw. okamgnieniu osiągnąć kolejny, oczywiście wyższy, poziom wtajemniczenia. Okazuje się, że da się jeszcze poprawić rozdzielczość i otwartość prezentacji przy jednoczesnym zachowaniu firmowej gęstości i pewnego pozornego przyciemnienia. Czemu pozornego? Cóż, z jednej strony tytułowy kombajn wzorem swoich protoplastów nader zgrabnie unika zarzutów o podkreślanie sybilantów, lecz przecież z drugiej jest daleki od siłowego ograniczania górnych rejestrów, czy też nadmiernego epatowania bezpiecznymi krągłościami. Po prostu gra nieco gęstszym i bardziej wysyconym dźwiękiem od mojego dyżurnego zestawu i tyle. Ponadto nawet przez myśl mi nie przeszło uznawanie tego za wadę a jedynie w pełni świadome przemycanie własnej sygnatury. I to sygnatury, za którą lwia część wiernych akolitów marki gotowa dać się pokroić, tym bardziej, że jej obecność jest ewidentnym dowodem na to, że P1 Mini jest owocem ewolucji a nie rewolucji w obrębie azjatyckiej marki. Dlatego też zamiast szukać dziury w całym zdecydowanie lepszym pomysłem jest zarezerwowanie sobie niemalże godzinnej sesji z Chantal Chamberland („Temptation”) i ze szklaneczką bursztynowego destylatu oddanie się czysto hedonistycznej kontemplacji, do czego Lumïn P1 Mini wydaje się oczywistym kompanem.
Z tego co mi wiadomo ekipa Lumïna w P1 Mini upatruje szansy na trafienie do szerokiego odbiorcy i na bazie dotychczasowych z nim doświadczeń śmiem twierdzić, iż ta wcale niełatwa sztuka może się im udać. P1 Mini jest bowiem szalenie intuicyjny, daje się obsłużyć tak z poziomu tabletu/smartfonu jak i pilota, bądź frontowych pokręteł, więc łączy w sobie ergonomię do jakiej przyzwyczajeni są starsi odbiorcy z rozwiązaniami w których bryluje najmłodsze pokolenie. Podobnie jest z praktycznie bezobsługową aplikacją w posiadany system i integracją ze współczesnymi smart-TV. Klasyczne plug&play bez konieczności habilitacji z robotyki i fizyki kwantowej. Jeśli dodamy do tego ponadprzeciętne walory brzmieniowe i wsparcie dla najpopularniejszych serwisów streamingowych będziemy jedynie o krok od tego, by uznać, iż Lumïn P1 Mini jest po prostu skazany na sukces. Czego z resztą szczerze mu życzę.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II + 2 x bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Blue
– Odtwarzacz plików: Lumïn U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: AudioSolutions Figaro L2 + Solid Tech Feet of Balance
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: WK Audio TheRay Speakers + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: QSA Red + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super6 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody Ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Gdy podczas rozmowy pomiędzy interlokutorami padnie hasło Lumïn, jedno jest pewne, wszyscy dobrze wiedzą, iż mowa o specjaliście od obcowania z muzyką na bazie plików. I nie ma znaczenia, czy posiłkując się zasobami zgromadzonymi na twardym dysku, czy platformami streamingowymi, bowiem w jego portfolio do tego rodzaju zabawy znajdziemy dosłownie wszystko. Od wspomnianych banków muzyki, przez transporty obsługujące wszelkie portale ją serwujące w formie streamu, po zasilacze do swoich urządzeń Lumïn oferuje dosłownie wszystko. A jeśli tak, naturalną koleją rzeczy wydaje się być rozszerzanie oferty w odniesieniu do zamożności klientów. Dlatego też po bardzo dobrym odebraniu przez rynek zintegrowanego wszystkomającego kombajnu P1 zaproponowano szerszemu gronu odbiorców pozwalającą zaoszczędzić nieco grosza tańszą wersję przed momentem wspomnianej konstrukcji. Przyznacie, że pomysł znakomity. Na tyle, że po pojawieniu się takiego urządzenia wspólnie z dystrybutorem postanowiliśmy przyjrzeć się tematowi bliżej. Takim to sposobem dzięki zaangażowaniu wrocławskiego Audio Atelier dziś zmierzymy się z najnowszą propozycją ww. producenta dla zwykłego Kowalskiego, czyli kolokwialnie mówiąc uniwersalnemu plikograjowi Lumïn P1 Mini.
Jak prezentuje się miniaturowa wersja P1? Oczywiście naturalnym następstwem cięcia kosztów elektronika została ubrana w nieco skromniejszą obudowę. Ale spokojnie, to nadal bardzo dobrze wyglądająca bryła. Mamy do czynienia ze średniej wielkości wykonaną z aluminium prostopadłościenną skrzynką z charakterystycznym masywnym frontem, który dążąc do maksymalizacji łatwości obsługi urządzenia oprócz standardowo dodawanego do kompletu pilota został wyposażony w dwie gałki pozwalające na ręcznie sterowanie wszelkimi funkcjami oraz centralnie umieszczony wyświetlacz pokazujący aktualny stan podczas czy to procesu kalibracji, czy informacji technicznych o słuchanym materiale muzycznym. Tak wygląda awers, a co dzieje się na rewersie? Jak można się spodziewać, w odpowiedzi na swą wielofunkcyjność P1 Mini jest na bogato. Dlatego też mimo typowej dla Lumïna obsługi plików muzycznych oprócz pary wejść LAN (RJ45 i SFP) dodatkowo mamy serię wejść i wyjść cyfrowych i analogowych dla źródeł zewnętrznych – COAX, OPTICAL, BNC, USB, LAN, HDMI, RCA. Oczywiście będąc źródłem z regulowanym wyjściem analogowym, pozwalającym na bezpośrednie podłączenie do końcówki mocy może pochwalić się także wyjściami analogowymi w standardach RCA oraz XLR. Listę uzupełniają zacisk masy, gniazdo zasilania IEC i główny włącznik. Jak wspominałem, w pakiecie startowym P1-ki Mini mamy także pilota zdalnego sterowania.
Czym uraczył mnie młodszy brat Lumïna P1? Prawdę mówiąc tego starcia nieco się obawiałem. Sprawa jest banalnie prosta i rozbija się o poziom i skalę konsekwencji po decyzji zmniejszenia nakładów finansowych na daną konstrukcję. Naturalnym jest, że coś się wydarzy, jednak ważne, aby nie stracić przy tym pierwiastka zachęcającego do obcowania z muzyką w takiego urządzenia. Na szczęście i mówię to z pełną odpowiedzialnością, bowiem w tym teście pominąłem zwyczajowo wykorzystywany do plików przetwornik w Ethosie Gryphona i współpracujący z nim przedwzmacniacz liniowy Gryphon Commander, czyli urządzenia w sumie jakieś 20 frazy droższe, Lumïn P1 Mini bez problemu się obronił. Wróć, wypadł wręcz znakomicie. Dostałem bardzo dobry poziom wypełnienia dźwięku, zwartą energię i fajny oddech, dzięki czemu z naturalnych względów bez pogoni za wyczynowością w oddaniu najdrobniejszych niuansów sonicznych mogłem obcować z przyjemnie podaną muzyką. Żywą i namacalną, co przy cięciu kosztów produkcyjnych nie zawsze w tak fajnym wydaniu jest osiągalne. Zazwyczaj powstają problemy ze wzrostem zniekształceń, których efekt producenci pod płaszczykiem nadawania muzyce nutki analogowości często niwelują uplastycznianiem przekazu, czyli kolokwialnie mówiąc go „zamulają”. W przypadku rzeczonego Lumïna zaś nic takiego nie miało miejsca. Owszem, rozdzielczość po przesiadce z codziennych konstrukcji nieco zmalała, jednakże wydarzenia sceniczne nadal cechowała odpowiednia swoboda w rozplanowaniu całości w miedzy-kolumnowym eterze i należna danemu źródłu energia, czyli jednym słowem najważniejsze cechy pozwalające pokazać ją z interesującej strony.
Pierwszym z brzegu przykładem na projekcję nie tylko muzykalnego, ale również zaprezentowanego z dobrą swobodą materiału jest choćby twórczość stosunkowo dawno niesłuchanej przeze mnie, ale za to fenomenalnie zrealizowanej płyty „Same Girl” Youn Sun Nah. Dzięki umiejętnemu skorelowaniu masy, zwarcia i dźwięczności każdego z podzakresów przez tytułowy streamer wokal czarował barwą podaną w estetyce ciepła oraz nieźle akcentowanej mikrodynamiki. Efekt był na tyle udany, że mimo mniejszego niż mam na co dzień akcentowania najdrobniejszych niuansów, bez najmniejszego problemu dałem się oderwać od problemów codziennego życia celem ukojenia skołatanej wiecznymi problemami duszy. Muzyka wypełniała mój pokój, Joun Sun Nah czarowała zjawiskową wokalizą, a ja ładowałem życiowe baterie. Niestety tylko do pewnego momentu. Jakiego? Oczywiście wybrzmienia ostatniej nuty na tej płycie.
Kolejną, z premedytacją wybraną z przeciwległego bieguna sesję odsłuchową zaliczyłem przy taktach specjalistów od srogiego łomotu. Chodzi o Black Sabbath i ich zjawiskowy krążek „13”. Krążek, który podobnie do przed momentem wspomnianej Azjatki nie tylko nie zmusił Lumïna do rzucenia białego ręcznika, ale paradoksalnie za sprawą będącego feedbackiem cięcia kosztów minimalnego zmniejszenia mikrodynamiki projekcji z pozostawieniem pełni ekspresji dał się głośno słuchać. A zapewniam, to nie jest takie oczywiste, o czym nie raz i nie dwa podczas testów się przekonałem.
Jak spuentuję opisane powyżej spotkanie z nie tylko przyjaznym cenowo, ale przy okazji świetnie wpisującym się w poszukiwanie przeze mnie zawartych w muzyce emocji kombajnem? Cóż, będzie nad wyraz prosto i maksymalnie zwięźle. To znakomite źródło. Muzykalne, ale nie przegrzane. Grające z oddechem, jednak bez cienia krzykliwości. Plastyczne, a mimo to dobrze pokazujące najważniejsze niuanse soniczne. Niepozorne gabarytowo, za to bardzo wszechstronne. A wszystko w obecnych czasach za naprawdę nieduże pieniądze. Zatem jeśli szukacie czegoś ciekawego i do tego niedrogiego z zakresu słuchania muzyki z plików, Lumïn P1 Mini powinien być stuprocentowym pewniakiem potencjalnej listy odsłuchowej.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– odtwarzacz CD Gryphon Ethos
– streamer: Lumïn U2 Mini + switch QSA Red-Silver
– przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
– końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
– kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
– kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
– IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
– XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1, Furutech Project V1
– IC cyfrowy: Furutech Project V1 D XLR
– kabel LAN: NxLT LAN FLAME
– kabel USB: ZenSati Silenzio
– kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord,
Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2.
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, QSA Silver, Synergistic Research Orange
– platforma antywibracyjna Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Dystrybucja: Audio Atelier
Producent: Pixel Magic Systems Ltd.
Cena: 23 990 PLN
Dane techniczne
Obsługiwane częstotliwości: do DSD256 / 1-bit, PSM do 384kHz / 16–32-bit; pełne dekodowanie MQA
Zastosowany przetwornik: 2 x ESS SABRE32 ES9028Pro
Upsampling: do DSD256 i PCM 384kHz dla wszystkich plików
Obsługiwane formaty audio: DSF (DSD), DIFF (DSD), DoP (DSD), FLAC, ALAC, WAV, AIFF, MP3, MQA
Wsparcie serwisów streamingowych: UPnP AV, Roon Ready, TIDAL Connect, Spotify Connect, Flac lossless Radio stations, Audirvāna, AirPlay,QPlay (QQMusic)
Wejścia cyfrowe:
– USB Audio Class 2 (PCM 44.1–384 kHz / 16 – 32-bit; DoP 128)
– OPTICAL/SPDIF (PCM 44.1 kHz–192 kHz / 16–24-bit; DSD64 (DoP64))
– HDMI (PCM 2.0; 4K Video Passthrough)
Wejścia analogowe: para RCA
Wyjścia cyfrowe:
– USB (DSD512; PCM 44.1–384 kHz / 16–32-bit)
– BNC SPDIF (PCM 44.1–192 kHz / 16–24-bit; DSD64 (DoP64))
– HDMI (PCM 2.0; 4K Video Passthrough; ARC)
Wyjścia analogowe: Para XLR (6Vrms); para RCA (3Vrms)
Łączność: Gigabit SFP; 1000Base-T Gigabit Ethernet
Wymiary (S x G x W): 400 x 31 x 77 mm
Waga: 7 kg