W miniony, upiornie deszczowy czwartkowy wieczór, gdy wyjście z domu wymagało sporego samozaparcia a stołeczne ulice kompletnie się zakorkowały, w Pałacyku Szucha – siedzibie Sailing Poland Yacht Club odbył się odsłuch jazzowego albumu wszech czasów – „Kind Of Blue” Milesa Davisa. Spotkanie poprowadzili Piotr Welc – inicjator cyklu, oraz Tomasz Tłuczkiewicz – wybitny znawca jazzu, długoletni dyrektor festiwalu Jazz Jamboree i prezes Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego a gośćmi honorowymi byli Michał Urbaniak i kolejny Polak, którego można usłyszeć na płytach Milesa, czyli … Marek Olko.
Ktoś, coś? Ano właśnie, o ile bowiem udział Michała Urbaniaka w nagraniu „Tutu” (solówka w utworze „Don’t Lose Your Mind”) jest powszechnie znanym faktem (o której sam zainteresowany obszernie opowiadał w Studiu U22), to już o merytorycznym wkładzie Pana Marka wiedzą raczej fani gatunku i to też pewnie nie wszyscy. Warto zatem przypomnieć, iż chodzi o kwestię mówioną w utworze „One Phone Call/Street Scenes” z pochodzącego z 1985 r. albumu „You’re Under Arrest”. Otóż w tej swoistej reminiscencji nader licznych przygód Davisa z policją pojawia się standardowa formułka wypowiadana podczas zatrzymania przez policję praktycznie na całym świecie, czyli … „Masz prawo milczeć …” i właśnie w tym utworze, obok udającego francuskiego policjanta … Stinga pojawia się Marek Olko. A jak tam się znalazł? Cóż, sprawę całkiem szczegółowo opisano m.in. w „Magazynie Muzycznym 12 1986″. Otóż Panowie poznali się i nawiązali serdeczne kontakty podczas warszawskiej wizyty Milesa w 1983 r, gdy Marek Olko był tłumaczem gwiazdy podczas Jazz Jamboree. Do ponownego spotkania doszło w Londynie podczas „Capital Radio Jazz Festiwal”, a gdy Davis w trakcie prac nad „You’re Under Arrest” dowiedział, się, że Marek Olko jest w Nowym Jorku, osobiście zadzwonił, by spytać go, czy nie wpadłby któregoś dnia do jego studia by wziąć udział w swoistym happeningu, otwierającym płytę.
O wszechobecności „KoB” – najlepiej sprzedającego się albumu w historii jazzu, w świadomości nad wyraz licznego grona meomanów świadczy m.in. to, iż poza oczywistymi – codziennymi, nieudokumentowanymi odsłuchami milionów miłośników jazzu, owo wydawnictwo stało się m.in. tematem dwóch sążnistych książkowych opracowań ( „Kind of Blue: The Making of a Musical Masterpiece” autorstwa Ashley Khan, „The Making of Kind of Blue” Erica Nisensona), inspiracją powieści „Man Walking on Egshells” Herberta Simmonsa i „Prince of Darkness: A Jazz Fiction Inspired by the Music of Miles Davis” Waltera Ellisa a odwołania do niego odnajdziemy w hollywoodzkich produkcjach – jako dowód miłości Julii Roberts do Richarda Gere w romantycznej komedii „Uciekająca panna młoda”, i przyczynek do intelektualnego olśnienia grupy nastolatków w „Pleasantville”.
My również mieliśmy okazję dokumentować pewien około audiofilski „incydent”, gdy podczas spotkania z Yutaka Miura(Air Tight) w stołecznej siedzibie Sound Clubu porównywaliśmy kilka mniej, bądź bardziej unikatowych wydań tegoż albumu.
Warto też wspomnieć, iż album nagrano podczas dwóch sesji – 2 marca i 22 kwietnia 1959. Jest to o tyle istotne, gdyż tworzące pierwszą stronę wydania winylowego utwory „So What”, „Freddie Freeloader” i „Blue in Green” z 2 marca nagrane zostały na dwóch trzyśladowych magnetofonach Presto – jednym do masteringu, i drugim ubezpieczającym. Pech, a raczej niedopatrzenie jednego z członków ekipy realizatorów sprawił, iż maszyna do masteru pracowała trochę wolniej niż standardowo przyjęta w przemyśle muzycznym szybkość 15 cali na sekundę. Nie zdając sobie z tego sprawy technicy wzięli tę taśmę do zmiksowania i masteringu finalnej albumu „Kind Of Blue”, która światło dzienne ujrzała 15 sierpnia 1959 roku (Columbia CL 1355). Powyższa nieprawidłowość została odkryta przez Marka Wildera i usunięta dopiero w 1992 roku na wznowieniu „Kind Of Blue” w złotej serii Mastersound, gdzie wykorzystano taśmę z właściwą wysokością dźwięku z magnetofonu ubezpieczającego. Mając zatem kilka wydań, w tym te „z epoki” i już „po korekcie” można godzinami roztrząsać wyższość jednych nad drugimi. Jeśli zaś chodzi o użyty podczas czwartkowego odsłuchu materiał, to było nim dwupłatowe audiofilskie (180g 45RPM) wydanie Mobile Fidelity.
Tym razem system przygotowany na odsłuch Sailing Poland Yacht Club prezentował się nieco inaczej, aniżeli podczas ostatniej prezentacji „The Dark Side of the Moon” Pink Floyd i obejmował aktywne zestawy Blipo home Sveda Audio (już bez modułów basowych Chupacabra) , przepiękny przedwzmacniacz liniowy Nagry i kruczoczarny, wyposażony we uzbrojone we wkładkę EMT HSD 006 ramię Zavfino Carbon gramofon AVID Acutus Dark.
Skoro albumy wszechczasów z obszaru Rocka i Jazzu mamy już odsłuchane warto zastanowić się co pojawi się na talerzu gramofonu z klasyki i POP-u, choć jeśli chodzi o ten ostatni gatunek, to coś czuję w kościach, że Michael Jackson może czuć się niezagrożony, ale to już Organizatorzy w stosownym momencie z pewnością ogłoszą.
Marcin Olszewski