1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Reportaże
  6. >
  7. Muniek Staszczyk w Studiu U22

Muniek Staszczyk w Studiu U22

Były „Kobiety mafii”, „Córki dancingu”, „Synowie Anarchii” a już w najbliższy piątek światło dzienne ujrzy najnowszy krążek Muńka Staszczyka „Syn miasta”. Zamiast jednak czekać do weekendu miałem jednak to szczęście, by w miniony wtorek, w ramach inicjatywy „Piątki z Nową Muzyką” ZPAV w nowym lokum Studia U22 przedpremierowo rzucić uchem nie tylko na samo wydawnictwo, co wziąć udział w spotkaniu z jego twórcą. Zgodnie z tradycją rola konferansjera przypadła gospodarzowi – Piotrowi Welcowi, za to już sam wywiad poprowadził Piotr Metz. Nie uprzedzając zbytnio faktów nie da się ukryć, iż kluczem wtorkowego wieczoru było to, jak Muniek po przebytym latem wylewie, jak to sam szczerze powiedział „wraca powoli do rzeczywistości” i „na nowo oswaja z ludźmi”. Tak, tak. Gwiazda Rocka, przez lata zapełniająca kluby, ściągająca tłumy na „plenerowe” koncerty kontaktu z publicznością uczy się na nowo. Wolniej, spokojniej i zwiększą rozwagą. Okazuje się bowiem, że niemalże nieśmiertelni, choć jednak niekoniecznie niezniszczalni są chyba jedynie Stonesi i Iggy Pop a cała reszta populacji powinna jednak o siebie dbać, prowadząc nieco bardziej „higieniczny” tryb życia.

Muniek do bólu szczerze i bez nawet najmniejszych oznak gwiazdorstwa opowiadał nie tylko o samym powrocie do zdrowia, lecz głównie o kulisach powstawania jego solowego, po zawieszeniu działalności T.Love, albumu „Syn miasta”. Okazało się bowiem, że od pewnego momentu jego wewnętrzna równowaga pomiędzy Muńkiem a Zygmuntem została zaburzona i sam zainteresowany uznał, że dalsze „wygodne życie” i odcinanie kuponów nie ma sensu i trzeba zrobić coś „swojego”. Jak postanowił, tak też zrobił, lecz mając przez lata opanowaną do perfekcji „metodologię procesu twórczego”, jasno zdefiniowane oczekiwania co do koniecznej liczby prób, ról poszczególnych członków zespołu musiał nieco zmienić swoje nastawienie i z „capo di tutti capi” przejść do roli partnera nie tylko wydającego polecenia, ale i też uważnie słuchającego rad innych. Przykładowo albumy T.Love poprzedzało każdorazowo kilkadziesiąt prób a tymczasem „Syn miasta” miał z założenia mieć jedynie 10 (słownie dziesięć) i jedynie po protestach Muńka udało się rozszerzyć je do jedenastu. Nie było też mowy o wypracowanej przez 35 lat wewnątrz-zespołowej „chemii”, więc i relacji trzeba było uczyć się na nowo. Do tego doszło przełamywanie stereotypów dotyczących uczestników i laureatów talent-show.

Skoro Muniek otworzył się przed nami wczoraj, to i ja postanowiłem być do bólu szczery i jeśli chodzi o sam album, to … z przykrością a zarazem wybitnie subiektywnie stwierdzam, iż na moje, zmanierowane ucho z zaproponowanych przez Muńka dziesięciu nowych utworów słuchalna wydaje się jedynie promowana przez media „Pola”. Nie chodzi nawet o kwestie estetyczno – muzyczne, lecz przede wszystkim o drastyczną różnicę w jakości realizacji. Szybki rzut oka na materiały promocyjne wydawcy i chyba domyślam się o co chodzi. Otóż „Polę” w całości wyprodukował i zmiksował Bartosz Dziedzic mający na swoim koncie produkcję krążków Brodki, Dawida Podsiadło, czy też Artura Rojka, za to pozostałych dziewięć tracków zmiksował Piotr Emade Waglewski, produkcją zajął się Jurek Zagórski a pod masteringiem podpisał się … Jacek Gawłowski. Efekt? Na skomponowanej przez Dawida Podsiadło „Poli” odpowiedzialnego za tekst Muńka nie dość, że można zrozumieć, to dźwięki dochodzące z głośników nie ranią uszu, czego niestety nie można powiedzieć o reszcie nagrań. Co prawda nieco asekuracyjnie, tuż przed odsłuchem, Piotr Welc próbował podprogowo nastawić nad wyraz licznie zgromadzonych słuchaczy na nieco „garażową estetykę” wydawnictwa, lecz takiej dawki podkreślonych sybilantów (niezbyt udany zabieg przy sepleniącym wokaliście), dwuwymiarowej sceny i generalnie niezwykle irytującej ofensywności raczej mało kto się spodziewał. Pomijając fakt, iż Muniek najogólniej rzecz biorąc wokalistą jest jakim jest (swojego czasu sam w jednym z wywiadów zdefiniował się jako „muzyczny odpad atomowy”) w 99,9% przypadków ewidentne braki techniczne i warsztatowe nadrabiając wrodzoną charyzmą, to tym razem – pozbawiony „zrozumienia/wsparcia” ze strony realizacji/postprocesu i chcąc zaakcentować „nowe otwarcie” swojej ścieżki kariery odkrył się nieco za bardzo. Nie zaklinając rzeczywistości śmiem wręcz twierdzić, iż po odsłuchu „Syna miasta” Król „King” Muniek jest w 9/10 nagi a za symboliczny „figowy listek” można uznać jedynie „Polę”, która w pełni zasłużenie zdążyła już pokryć się złotem. Nieco przewrotnie z chęcią odsłuchałbym „Syna miasta” w dość niekonwencjonalnej wersji – całość w wersji instrumentalnej + ww. „Pola” taka jaka jest w roli zamykającego całość bonusu.
Niestety ze względów organizacyjnych na samym wręczeniu złotej płyty za „Polę” już zostać nie mogłem, niemniej jednak szczerze Muńkowi i współpracującym z Nim muzykom (Jurek Zagórski, Kasai (Kasia Piszek), Patryk Stawiński, Kuba Staruszkiewicz) szczerze gratuluję.

Na karb powyższych uwag z pewnością miały również wpływ warunki, w jakich wtorkowy odsłuch się odbył. Już podczas uroczystego otwarcia nowej lokalizacji Studia U22 miałem pewne obawy co do tego, że o ile koncertowo przestronna sala Nowego Świata Muzyki przy Nowym Świecie 63 będzie zdecydowanie krokiem do przodu w porównaniu z apartamentem w Alejach Ujazdowskich, to od „audiofilskiej” strony już tak różowo może nie być. I niestety nie jest. Svedy (Blipo + Chupacabra) w takiej kubaturze po prostu męczą się i przy okazji słuchaczy. Ich zbyt szeroki rozstaw powoduje irytującą dziurę na środku sceny a próby ratowania się equalizacją dostępną w przedwzmacniaczu C-2120 Accuphase’a przypominają leczenie dżumy cholerą. System uzupełniał odtwarzacz Accuphase DP-430, na ustawionym z boku ekranie podziwiać można było zdjęcia autorstwa Jacka Poremby i Marty Wojtal, a podczas spotkania o nastrój zadbał jak zwykle Ballantine’s.

Marcin Olszewski

Pobierz jako PDF