Nie wiadomo kiedy minęło prawie pięć lat odkąd pierwszy raz pojawiliśmy się w Studiu U22 w Alejach Ujazdowskich i śmiem twierdzić, że przez ten czas zdążyliśmy się na tyle zaakomodować i zżyć z urzędującą tam ekipą, że na organizowane z większą, bądź mniejszą regularnością spotkania przychodziliśmy nie jak do pracy, lecz może „jeszcze” nie jak do siebie, lecz do starych, dobrych znajomych. Miejsce to miało swój niepowtarzalny klimat, domową atmosferę i całkowity brak formalnego zadęcia, czy usztywnienia. Niby na ostatnie piętro przedwojennej kamienicy trzeba było wdrapywać się po schodach, bo o windzie można było co najwyżej pomarzyć, ale umówmy się – było warto. Spotkania z Artystami przeplatały się z audiofilskimi odsłuchami i co dla postronnych obserwatorów, ze względu na dość ograniczony metraż (główny pokój miał ok.40 metrów) może wydawać się wręcz zaskakujące również … koncertami. Tak, tak – koncertami i to nie tylko takimi minimalistycznymi jak fenomenalny Me and That Man, lecz typowo rockowymi. Gościli tam przecież Smolik//Kev Fox, Editors, Amarok, Arek Jakubik, czy Riverside. Krótko mówiąc formuła sprawdzona, grono stałych bywalców wierne, więc wydawać by się mogło, że nic nie trzeba zmieniać. Jednak w dzisiejszych czasach nic nie trwa wiecznie i nawet sprawdzoną formułę warto spróbować od czasu do czasu odświeżyć. Wdrażając w życie powyższe założenia w tym roku Studio U22 rozpoczęło poszukiwania „świeżej krwi”, czyli nowych odbiorców i „wyszło do ludzi” a dokładnie wypłynęło na szerokie wody wraz z Sailing Poland Yacht Club. I właśnie wtedy zaczęły docierać do nas mniej, bądź bardziej oficjalne informacje, że trwają poszukiwania nowej, dającej większe, aniżeli dotychczas, możliwości lokalizacji, czego skutki możemy przedstawić w niniejszej, niezwykle subiektywnej i wybiórczej „migawce”. Panie i Panowie Studio U22 rozpoczyna nowy rozdział swojej historii. Nowy rozdział w Nowym Świecie Muzyki przy Nowym Świecie 63.
Na początek pozwolę sobie na mała dygresję w ramach której nieco streszczę historię nowego lokum. Otóż od 1827 r. działała tam cukiernia szwajcarskiego mistrza Kacpra Semadeniego. W latach 1897-1900 na pierwszym piętrze był lokal nocny Alexandryna kantonisty Weltzmanna a później umieszczono salon obrazów Aleksandra Krywulta, który po gruntownej przebudowie zajął całe pierwsze piętro. W 1911/12 na zlecenie kupca Wilhelma Geyera połączono nr 61 i 63 i zbudowano wewnątrz wielką salę widowiskową Mirage na 1000 osób, która około 1915 r. w przybrała formę kinoteatru. W 1920 Miraż spłonął, jednak w 1921 odbudowano go według projektu Wacława Heppena i oddano do użytku dzięki inicjatywie W. Potrzebińskiego i A. Strzałeckiego . W ramach inauguracji wystawiono operetkę „Księżniczka Bla-Ga” i fantazję „Satyr i Nimfa”. Lokal działał później jako „Nietoperz”, a po roku działalności teatr został zamknięty a jego miejsce zajmowały różne rewie, kina i teatry. W 1928 otwarto tu kino „Rococo”, a koło 1939 kino „Europa”. W okresie PRL-u przez 10 lat prowadził tu swoją działalność m.in. słynny kabaret Dudek, a bodajże w 2009 r. nazwa ewoluowała do formy Centrum Kultury Nowy Wspaniały Świat. Od kilku lat pod szyldem Nowego Świata Muzyki odbywają się tu codzienne Koncerty Chopinowskie.
Jednak ad rem. Korzystając ze sprzyjających okoliczności przyrody (vide braku korków) na Nowy Świat udało mi się dotrzeć na tyle wcześnie, że mogłem obserwować nie tylko ostatnie przygotowania do części oficjalnej, lecz również próbę Sorry Boys. Po kalibracji nagłośnienia, oświetlenia i kilku słowach zachęty ze strony prowadzącego – Piotra Welca, do korzystania z nad wyraz smakowitych specjałów serwowanych w dwóch otwartych na tę okazję barach „Wielkie otwarcie” ruszyło pełna parą.
Biorąc pod uwagę ostatni profil działalności Nowego Świata Muzyki nie powinien dziwić fakt, że czwartkowy, muzyczny maraton rozpoczął występ Anny Hajduk, która z przepięknego i majestatycznego fortepianu Blüthner wyczarowała klasyczne dźwięki evergreenów Fryderyka Chopina.
Z podobnych analogii skorzystał okrojony do dwuosobowej – akustycznej formy skład Sorry Boys (Izabela Komoszyńska, Tomasz Dąbrowski) otwierając swój mini występ „Miastem Chopina” z albumu „Roma”, by sukcesywnie stopniując dynamikę w finale porwać całą salę do wspólnego refrenu „Absolutnie, Absolutnie” z „Miłości”. Nasi wierni czytelnicy z pewnością pamiętają, że z ww. zespołem dziwnym zbiegiem okoliczności spotykaliśmy się z okazji ważnych dla Studia U22 wydarzeń, do których z pewnością możemy zaliczyć huczne otwarcie Black Record Store, czy też ekskluzywną premierę Martell VS Single Distillery, więc spokojnie możemy uznać, że i wczorajszy wieczór należał do punktów zwrotnych w historii U22.
Po krótkiej przerwie technicznej na deskach „nowo światowej” sceny zagościł dopiero stawiający swoje pierwsze kroki, zapowiadany jako „indie-pop-rockowy” białostocki Tappahall i już po kilku minutach szczerze zacząłem tęsknić za … kolejną przerwą natury organizacyjnej, walką ekipy technicznej z plątaniną kilometrów kabli, czy wręcz ciszą. Pomijając bowiem fakt, że estetyka w jakiej poruszała się owa formacja, niespecjalnie wpisuje się w moje zainteresowania muzyczne, to mówiąc wprost doznania tak nauszne, jak i naoczne, jakich dostarczali pełniący rolę frontmanów dwaj blond – młodzieńcy, wywoływały mieszankę niesmaku i zażenowania. Najwidoczniej jestem już zbyt stetryczały i zmanierowany na dobrowolne kontakty z niemiłosiernie miałczącymi w autoerotycznym samouwielbieniu „bytami”. Przykro mi, ale ten kwadrans z okładem uznałem za sztandarowy przykład na to, że choć każdy śpiewać może, to jednak nie każdy powinien.
Całe szczęście upragniony antrakt wreszcie nadszedł a po nim występ, którego szczerze powiedziawszy, również się nieco obawiałem, czyli … na scenie pojawiła się Margaret. Całe szczęście moje wcześniejsze wątpliwości okazały się całkiem nieuzasadnione, gdyż próbka zawartości ostatniego jej albumu „Gaja Hornby” podziałała na tłumnie zgromadzoną w Nowym Świecie Muzyki publiczność niczym akcja kończąca mrożący krew w żyłach tie-break pojedynku Polek z Niemkami gwarantująca nam wejście do półfinałów mistrzostw Europy. Istne szaleństwo i czysta radość płynąca z wpadającej w ucho muzyki. Widać było, że Margaret poszła na żywioł a energia, którą wysyłała ze sceny wracała do niej zwielokrotniona. To niby też nie moje klimaty, ale złego słowa nie powiem, szczególnie o swobodzie z jaką „dziewczę” nie tyle poruszało się, co radośnie pląsało, pomimo monstrualnych obcasów w jakie wyposażone były jej różowe „trzewiki”. Szacun. Można? Można.
Jeśli chodzi o atrakcje sceniczno-muzyczne, to z nad wyraz imponującej, przygotowanej przez Organizatorów listy, to by było na tyle, jednak mając na uwadze nasz blisko pięcioletni „epizod” ze starą lokalizacją Studia U22 uznałem za zasadne podzielić się z Państwem pewną, kończącą powyższą „migawkę” refleksją. Otóż apartament w Alejach Ujazdowskich miał swój niepowtarzalny, kameralny, czy wręcz intymny – domowy urok. To właśnie tam pojawiający się Artyści zaskoczeni bliskością odbiorców i intensywnością interakcji spuszczali z tonu, otwierali się i wielokrotnie podkreślali, że czują się jak w domu. Również odsłuchy wszelakiej maści audiofilskiej „aparatury”, prowadzone były w warunkach nieosiągalnych na masowych eventach i wystawach w stylu stołecznego AVS, czy monachijskiego High Endu. W nowej siedzibie – w Nowym Świecie Muzyki szans na tego typu relacje, czy też zbliżone do domowych warunki akustyczne, szans nie ma i nie wydaje mi się by kiedykolwiek mogłyby zaistnieć. Wygląda na to, że dotychczasowa formuła nie tyle wyewoluowała, co została zastąpiona nową – stawiającą akcent na większą „masowość” odbywających się pod szyldem Studia U22 wydarzeń. Czy to lepiej, czy gorzej nie mi w tym momencie oceniać, gdyż to dopiero pokaże czas, jednak na chwilę obecną szczerze powiem, że będzie mi tego „starego” Studia U22 brakować, a czy z nową formułą Nowego Studia U22 będzie nam po drodze … pożyjemy, zobaczymy.
Marcin Olszewski