Opinia 1
Jeszcze do niedawna tytułowy duński brand był dla nas nie tylko pewnego rodzaju obiektem westchnień do bliższego zapoznania się, ale z uwagi na brak poważnego dystrybutora również bez szans na jakiekolwiek przełamanie tego impasu. Na szczęście dla szerokiej rzeszy miłośników muzyki to na tyle ciekawy kąsek, że od kilkunastu miesięcy mamy prężnego opiekuna tego podmiotu. Oczywiście nie przez przypadek użyłem słowa „prężny”, bowiem jego działalność nie kończy się li tylko na zwykłym wypożyczaniu sprzętu do testów lub odsłuchów, ale oprócz kilku naszych recenzenckich spojrzeń na ofertę tej marki wespół z polskim producentem gramofonów Benny Audio na bazie dzisiejszego modelu kolumn zorganizował sopockie spotkanie przy muzyce z Marcinem Olesiem w roli prowadzącego miting i wygłaszającego swój pogląd na zagadnienia audio. O kim mowa? O duńskim specjaliście od zespołów głośnikowych Peak Consult, z portfolio którego, dzięki sporym wysiłkom logistycznym stacjonującego w Chełmży dystrybutora Quality Audio, w naszej redakcji pojawił się najmniejszy podłogowy model kolumn Sonora.
Gdy spojrzymy na fotografie, ewidentnie widzimy, że to kolumna podłogowa. Tymczasem tak naprawdę nasze bohaterki są dwudrożnymi monitorami z zamiast portu bass-reflex zastosowaną membraną bierną strojącą jakość i poziom zejścia niskich tonów, monitorami w dużej obudowie. Powód? Cięższa skrzynka, to skuteczniejsza walka ze szkodliwymi wibracjami, które są oczkiem w głowie konstruktorów, a które brutalnie zwalczają wykonaniem głównego jej modułu z grubych, warstwowo klejonych płatów HDF-u. Oczywiście wspomniany HDF nie szpeci duńskich piękności, bowiem tradycyjne dla tego producenta jako wykończenie obudowy wieńczą boczne i górna ścianki – oprócz frontu i pleców pokrytego skórą – obłożone litym drewnem orzecha. Co ważne, dla przełamania monotonii bocznych paneli, ich środek przecinają pionowe, kontrastujące z kolorem orzecha, za to fajnie współgrające z czernią użytej skóry wstawki z połyskującego akrylu. Istotnym elementem technicznym jest minimalizacja równoległości ścianek obudowy, co sprawia, że wszystkie są ustawione w stosunku do siebie pod pewnymi kątami. Naturalnie jako kontynuacja pomysłu ze starszych braci, również model Sonora część dzierżącą frontową sekcję głośnikami ma dość mocno skierowaną ku górze. Jeśli chodzi o ich rewers, ten nieco powyżej połowy został uzbrojony w przywołaną membranę bierną, natomiast tuż nad podłogą w osobny dla środka z basem i góry zestaw firmowych zacisków dla kabli głośnikowych. Jak można się spodziewać i co dokładnie widać na zdjęciach, opisywane kolumny stoją na typowych dla Peak Consult, przykręcanych od spodu, poprzecznych łapach z regulowanymi baryłkami. Wieńcząc opis budowy garścią technikaliów wspomnę jeszcze, iż według danych producenta mamy do czynienia z przywołaną konstrukcją dwudrożną, o skuteczności 90dB/8Ohm, wzroście ok.113 cm i wadze 48 kg sztuka. Tak prezentujące się kolumny docierają do klienta w dedykowanych solidnych skrzyniach transportowych.
Rozpoczynając epistołę na temat najmniejszego modelu w portfolio Peak Consult, spieszę donieść, iż parafrazując klasyka, „na froncie bez zmian”, czyli tłumacząc z polskiego na nasze Sonory idą tożsamą drogą estetyki grania co jej starsze siostry. Nadal w oparciu o pełnię barwowych emocji, plastyki i esencji kreowanej muzyki. Jednak w odróżnieniu do poprzedniczek z nieco innym podejściem do naładowania jej pakietem energii. Oczywiście nie chodzi o jej brak, tylko o odmienny sposób projekcji teraz inaczej strojonych niskich rejestrów. To naturalnie jest pokłosie zmiany sposobu ich strojenia z tak zwanego przez złośliwców „burczy-basu” na nadającą mu pewnego rodzaju szlachetności membranę bierną. Z jednej strony pozwala być mu jakby lżejszym, fajnie unikającym efektu męczącej na dłuższą metę „pompki”, zaś z drugiej według zapewnień producenta osiągać niższe jego zejście. Efekt? Dla mnie znakomity, bo muzyka przy pozornie mniejszej wadze nadal epatowała odpowiednim pulsem, za to nie starała się osiągać rozmiarów rodem z wielkich kolumn. Myślicie, że to źle? Bynajmniej, gdyż takie podejście eliminuje efekt starającego się nas znokautować, nabitego mięśniami boksera, tylko niczym zgrabna panna zaprasza nas na kilka chwil z ukochaną płytą. Osobiście preferuję ten drugi, niewymuszony świat, dlatego postawiłem na duże kolumny. Jednak jeśli nie miałbym takich możliwości, w momencie wyboru bez zastanowienia szukałbym czegoś w stylu naszych bohaterek. Kolumny nieduże, oferowany dźwięk również bez jakiś rekordowych rozmiarów, ale w zamian dostałem pełnię swobody wybrzmiewania z istotnym dla niego pakietem tworzących atmosferę słuchania bez wysilenia pakietem informacji. Ja wiem, że to nie jest zbyt modne, bo kochamy, gdy to, co wydobywa się z kolumn nas kopie, jednak to dla mnie jest walka, a nie przyjemne spędzanie wolnego czasu. Dlatego gdy kochacie tę drugą opcję i macie niezbyt duże pomieszczenie, wybór jest prosty – Peak Consult Sonora. A dlaczego konkretnie, postaram się pokazać na kilku przykładach płytowych.
Jako pierwsza wystąpi rodzima artystka ze znakomitym światowej klasy gitarzystą, czyli nie kto inny jak Anna Maria Jopek wespół z Patem Methenym w kompilacji „Upojenie”. To znana chyba wszystkim, w większości wypadków bardzo nastrojowa płyta. Do tego dobrze zrealizowana i raczej nie potrzebująca wspierania podkręcaniem niskich tonów, dlatego tak znakomicie pokazująca zalety kolumn. Lekkość podania – oczywiście gdzie miało łupnąć, wówczas łupnęło i dzięki temu lotność i znakomite wybrzmiewanie pojedynczych, specjalnie eksponowanych dźwięków nie tylko delikatnego głosu wokalistki, ale również wirtuozerskiej gry „wioślarza” powodowały, że niosący w swoim kodzie DNA nieskończoność emocjonalną materiał wznosił się na rzadko osiągany poziom docierania do moich zmysłów. I nie chodzi jedynie o umiejętne uniknięcie efektu „łał” w oddaniu wyrazistości zarejestrowanego materiału, tylko wręcz przeciwnie, przy ciekawym zawieszeniu w eterze umiejętne jego uplastycznienie i tym sposobem intensyfikację wywoływanych emocji.
Kolejnym dobrze pokazującym zalety kolumn krążkiem było jazzowe trio Paula Motiana z Billem Frisellem i Joe Lovano na płycie „I Have The Room Above Her”. To kolejna malownicza płyta, w której istotną rolę odgrywa saksofon J. Lovano. Nie za lekki, daleki od nadwagi, za to dzięki znakomitej plastyce prezentacji pełen drewnianych artefaktów i do tego świetnie odnajdujący się jako kontrapunkt dla reszty zespołu w czytelnie zagospodarowanej, szerokiej i głębokiej wirtualnej scenie. A to tylko jeden z istotnych aspektów tego materiału, gdyż w sukurs takiemu postawieniu sprawy szły dźwięczna gitara Frisella oraz nadający rytm całej opowieści, dobrze pokazujący palec na strunie i pojemność pudła rezonansowego kontrabas Motiana. Jednym słowem drugie udane podejście testowe.
Na koniec coś, co również dało radę, jednak dla wielbicieli tego nurtu w pewnych aspektach mogłoby zabrzmieć nieco mocniej. Chodzi mianowicie o najnowsze rockowe granie grupy AC/DC „Power Up”. Spokojnie, wszystko ogólnie wypadło ok., jednak akurat takie zespoły lubią obfitość masy i energii w dolnym zakresie. Bez tego punkt ciężkości muzyki może lekko podryfować w górę i czasem stać się lekko krzykliwy. Tym bardziej, ze panowie nie żałują gitarowych popisów, które bez dobrej masy bywają mało angażujące. Jak finalnie wypadła ta płyta? Zaskakująco dwuznacznie. Dzięki unikaniu nadpobudliwości przez kolumny bez wspominanego krzyku, z dobrym osadzeniem w barwie. Natomiast w odniesieniu do sprostania wykreowania niezbędnej ilości energii było nieco zbyt lekko. To oczywiście znajdzie swoich orędowników, jednak nie oszukujmy się, AC/DC to chłopaki z ikrą i lubią mocne łojenie. Czyli wtopa? Spokojnie, nie do końca. A powodów jest wiele. Pierwszymi są wspomniane zalety kolumn, zaś chyba w tym przypadku najistotniejszym jest zwyczajowy dobór kolumn do repertuaru. Raczej nikt przy zdrowych zmysłach nie nabędzie kolumn stawiających na cyzelowanie muzyki do słuchania rocka i jemu podobnych nurtów. A nawet jeśli, to należy wziąć jeszcze pod uwagę, że test został przeprowadzony w nieco zbyt dużym dla nich pomieszczeniu, a mimo to dawały radę. To co wydarzy się w dedykowanej kubaturze? Ja się spodziewam, Wy sami spróbujcie, a myślę, że pozytywnie się zaskoczycie.
Próbując zebrać wszystkie za i przeciw tego testu spokojnie mogę powiedzieć, że kolumny Peak Consult Sonora wyszły z niego z tarczą. To przecież model podstawkowy z powiększoną obudową, dlatego nieuprawnionym jest zero-jedynkowe ocenianie ich grania w wielkim pokoju. Owszem, ze swoimi zaletami łatwiej im będzie brylować w repertuarze spokojnym i nastawionym na uduchowienie muzyki, jednak jeśli nawet panowie od „prądu” w nazwie pokazali fajne symptomy oczekiwanego pazura, myślę, że jeśli w specyfice przekazu nie szukacie tak zwanej ofensywnej jazdy bez trzymanki, nasze bohaterki mają szansę zagrzać miejsce w znakomitej większości potencjalnych systemów. Jest tylko jedno „ale”, musicie dać im szansę.
Jacek Pazio
Opinia 2
Po tym, co pokazały w naszych czte … znaczy się ośmiu kątach El Diablo a na minionym monachijskim High Endzie majestatyczne Dragony sięganie po tak kompaktowe, żeby nie powiedzieć filigranowe (przynajmniej na tle rodzeństwa) konstrukcje, jak tytułowe Sonory wydaje się ewidentnym proszeniem się o kłopoty, bądź przejawem audiofilskiego masochizmu. No bo jak to tak? Przesiadać się z większych, droższych i oczywiście lepszych na mniejsze, tańsze, gor … . Zaraz, zaraz. A co Państwo powiedzą na to, żeby zamiast gdybać i prowadzić czysto akademickie dyskusje, bazując li tylko na stricte tabelarycznych danych i zdjęciach, przed wydaniem werdyktu, z czystej przyzwoitości rzucić okiem i uchem na nasze gościnie? Jeśli przystajecie na powyższą propozycję nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić Was na spotkanie z dostarczonymi przez chełmżyńskie Quality Audio uroczymi podłogówkami Peak Consult Sonora.
Skoro już na wstępie wspomniałem, iż tym razem na tapet wzięliśmy najmniejsze z duńskiego rodu konstrukcje, to od razu spieszę z wyjaśnieniem, iż może gabarytowo Sonory nie porażają, szczególnie jeśli z drugiego planu pobłażliwie łypią na nie ponad dwumetrowe Berliny, jednak biorąc pod uwagę nasze, znaczy się polskie realia mieszkaniowe, gdzie po raz kolejny na rynku zaczęły pojawiać się trzypokojowe mieszkania o powierzchni nieprzekraczającej 40 m², to tak naprawdę jedynie one, znaczy się nasze gościnie, z portfolio Peak Consult mają szanse się w nich zmieścić. Oczywiście powyższa teza jest zdecydowanie (za)daleko posuniętym uproszczeniem i hiperbolą, bo trudno sobie wyobrazić sytuację, by ich potencjalny nabywca dysponował właśnie takim mikro-lokum. Jednak trzymając się faktów i patrząc na nasze bohaterki uczciwie trzeba przyznać, że prezentują się nie tylko nader atrakcyjnie, lecz już od pierwszego kontaktu, szczególnie tego dokonanego w ramach unboxingu budzą w pełni uzasadnione zaufanie. Trudno, by było inaczej, skoro przy dość kompaktowej rozmiarówce, czyli 113 cm wzrostu, 28 szerokości i 38,5 cm głębokości ich waga oscyluje w granicach 50 kg i to nie w sumie a per sztuka. Dodatkowo Duńczycy zamiast standardowych i co tu dużo mówiąc wymagających zdecydowanie mniejszych nakładów pracy prostych „pudełek po butach” zdecydowali się na unikające prostopadłości bryły, których fronty w swej górnej, dzierżącej po parze przetworników części, są nie tylko mocniej odchylone ku tyłowi, lecz dodatkowo „obciosane” w celu minimalizacji powierzchni mogących wywoływać niepożądane dyfrakcje fal dźwiękowych. A skoro o drajwery zahaczyliśmy, to zgodnie z tradycją w Sonorach znajdziemy autorskie przetworniki, czyli 26 mm jedwabną kopułkę wysokotonową z napędem wykonanym z precyzyjnie ustawionych sześciu magnesów neodymowych i dedykowaną tylną komorą, której zadaniem jest eliminacja pasożytniczych odbić i rezonansów, oraz 18cm mid-woofer z przyozdobionym firmowym logotypem dust-cupem wspomagany nie standardowym bas-refleksem (jak w będących umownymi protoplastami Princessach) a umieszczoną na plecach każdej z kolumn nieco większą, bo już 23 cm, membrana bierną. Nie mniej atencji poświęcono obudowom wykonanym z wielowarstwowych, ponad 30 mm sandwichy z płyt HDF i specjalnego antywibracyjnego kleju, które od zewnątrz są obłożone 14 milimetrowymi klepkami z Orzecha Amerykańskiego i wzbogacone akrylowymi wstawkami a czarna skóra ciasno opina nie tylko ich „połamane” optycznie masywne fronty, lecz i plecy, więc zaglądając na zaplecze nie poczujemy nawet najmniejszego spadku jakości. Umieszczone blisko uzbrojonego w przykręcane, poprawiające stabilność solidne stopy, cokołu terminale są podwójne i akceptują przewody zarówno w ich nagiej odsłonie, jak i praktycznie w dowolnej konfekcji. Na wyposażeniu nie znajdziemy niestety firmowych zworek, więc warto mieć ów fakt na uwadze i takowe własnym sumptem zapobiegliwie zabezpieczyć, bądź po prostu zaufać dystrybutorowi Peaków, co też tym razem uczyniliśmy.
W celu zapobieżenia wszelakim anomaliom wynikającym z wibracji i efektom mikrofonowania zwrotnice zostały odseparowane akustycznie od przetworników, więc nie ma obaw, że nawet przy iście koncertowych poziomach głośności coś może im się przydarzyć.
Jeśli chodzi o brzmienie, to śmiem twierdzić, iż właśnie w Sonorach najwyraźniej słychać wpływy osoby współodpowiedzialnej za obecną ofertę Peaka, czyli Wilfrieda Ehrenholza – dawnego współzałożyciela i właściciela … Dynaudio. Dźwięk jest niezwykle koherentny, organiczny i lekko przyciemniony, choć zarazem rozkosznie i … nonszalancko rozdzielczy. Zbyt ogólnikowo? Cóż, wszystko rozbija się o to, że cytując Franka Zappę „pisanie o muzyce jest jak tańczenie o architekturze”, więc o tym, czy piszący te słowa ma na myśli dokładnie to samo, co odbiorcy decydować będzie najczęściej ślepy los, choć nie ukrywam, że czytelnicy obcujący z naszą radosną twórczością i porównującą nasze wynurzenia z własnymi obserwacjami powinni mieć nieco łatwiej.
Łatwiej jednak nie miały same kolumny, gdyż przewrotnie zamiast jakiegoś asekuracyjnego „muzaka” sięgnąłem po operujący gdzieś pomiędzy minimalem a rasową współczechą „Steel Hammer” Julii Wolfe, która wespół z Bang on a Can All-Stars i Trio Mediæval dokonała wnikliwej dekonstrukcji klasycznej, ludowej pieśni o Johnie Henrym. Niezorientowanym w temacie podpowiem tylko, iż chodzi o historię młotkowego, który postanowił zmierzyć się z zagrażającym jego stanowisku młotem mechanicznym. Od razu nadmienię, że nie jest to materiał lekki, łatwy i przyjemny, bowiem dopiero przy pełnym zaangażowaniu odbiorcy może on (odbiorca, nie materiał) liczyć na doświadczenie zaledwie śladowych dawek melodyki, czy pozwalającej ująć poszczególne kompozycje w umowne ramy koherencji. Dzieje się tam zaskakująco dużo, w dodatku akcja toczy się nie dość, że wielowątkowo, to każdy z owych wątków zazwyczaj wystrzega się równoległości z sąsiednimi a i wykorzystane instrumentarium daje szerokie pole do popisu, więc jak się z pewnością Państwo domyślacie o wrażenie kakofonicznego rozgardiaszu wcale nie jest tak trudno. Tymczasem Sonory ową niewątpliwie ciężkostrawną całość podały w zaskakująco eleganckiej i wyważonej formie. Usystematyzowały, uporządkowały pozornie obce sobie szmery, trzaski, chrzęsty i wokalizy w spójne i logiczne ciągi przyczynowo-skutkowe, których co prawda przy goleniu zanucić nie sposób, jednak już ich odbiór zaczął nosić znamiona wyrafinowanej przyjemności (jakże dalekiej od tzw. guilty pleasure), do której może i trzeba dorosnąć, jednak niemającej nic a nic wspólnego z masochizmem. Proszę się jednak nie martwić, że Peaki próbując nadać reprodukowanemu materiałowi własną sygnaturę potraktowały go nie tyle łyżką, co wręcz wiaderkiem miodu, bo na tym pułapie byłby to ewidentny i bezdyskusyjny samobój. Duńskie kolumny po prostu były w stanie wyłapać kontekst, podkreślić powiązania poszczególnych fraz ze sobą i zachowując ich natywną fakturę oraz konsystencję zdolne były przedstawić je wszystkie w takiej właśnie, uładzonej formie. Co ciekawe wspomniane przyciemnienie w głównej mierze dotyczyło kompletnego zaciemnienia tła a nie zgaszenia górnych rejestrów, odfiltrowania wszelakiej maści audiofilskiego planktonu i aury pogłosowej. Dzięki temu nie tylko mniejsze, jak powyższa formy, lecz i wielka symfonika – vide „Rhapsodies” pod Stokowskim, mogły wybrzmieć z właściwą aparatowi wykonawczemu skalą, dynamiką i … otwartością. Nie ma bowiem w sygnaturze Sonor tendencji do sklejania i siłowej kondensacji materiału źródłowego czy to do wymiarów narzucanych przez rozstaw samych kolumn, czy też kubatury pomieszczenia w jakim przyszło im grać. Dzięki temu może nie tyle dało się uniknąć, co znacznie zminimalizować efekt przeskalowania. Żeby jednak była jasność. Użyłem powyższego sformułowania nie po to, by nasze bohaterki w jakikolwiek sposób zdeprecjonować, lecz bazując na wcześniejszych odsłuchach El Diablo i naszych Gauderów jasnym było, że duży/większy może więcej, więc o ile papier zniesie wszystko, to jednak zwykła przyzwoitość, o znanych punktach odniesienia nawet nie wspominając, wymaga trzymania się faktów, z którymi jak wiadomo dyskutować nie sposób. Dostajemy zatem wielce sugestywne, acz adekwatne do postury samych kolumn, skoki dynamiki, zdolność oddania zarówno potężnego tutti, jak i oscylującej na granicy słyszalności partii pikuliny, jednak narracja prowadzona jest z szerszej perspektywy i pewnego dystansu, dzięki czemu najpierw odbieramy reprodukowany materiał jako całość a dopiero, wraz ze wzrostem zaangażowania krok po kroku zagłębiamy się w akcję i tkankę nagrania. Przy czym ostrość kreślenia źródeł pozornych określiłbym mianem bardziej naturalnej aniżeli zbytnio analitycznej, czy też za wszelką cenę dążącej do iście laserowej precyzji. Wbrew pozorom powyższa cecha wcale nie oznacza rozmycia, bądź rozedrgania obrazowania a działa wręcz odwrotnie – podkreślając realizm prezentacji. W końcu uczestnicząc w jakimś koncercie, nawet zajmując miejsca w pierwszych rzędach/golden circle, nie jesteśmy w stanie ze stuprocentową pewnością określić splotu wełny użytej do uszycia marynarki zasiadających w orkiestrze muzyków, bądź zliczyć pereł w naszyjniku zmysłowo wyginającej się na pierwszym planie operowej divy. Odnotowujemy jedynie fakt ich obecności, koloru i kroju pozostałe niuanse pozostawiając domysłom, bądź późniejszej weryfikacji na ekranie wielkości panoramicznego okna w jednym z luksusowych hoteli. Zero sztucznego podbijania kontrastu i odwracania uwagi od tego co najważniejsze – muzyki.
Nie da się ukryć, że Peak Consult Sonora nie należą ani do najtańszych, ani też najbardziej spektakularnych, czy to pod względem designu, czy też brzmienia konstrukcji. Są jednak na swój sposób urzekająco i wyrafinowanie muzykalne, perfekcyjnie wykonane i mają w sobie to coś, co sprawia, że w ich towarzystwie praktycznie dowolny repertuar koi skołatane nerwy i zyskuje na atrakcyjności. Wydają się przy tym nader logiczną alternatywą dla wszelakiej maści high-endowych monitorów podstawkowych poniekąd zwalniając ich akolitów ze żmudnego poszukiwania idealnych standów, czy też ekwilibrystyk związanych z aplikacją ciężkich przewodów głośnikowych. Jeśli do powyższej puli zalet dopiszemy zastąpienie furkoczącego bas-refleksu zdecydowanie lepiej kontrolującą najniższe składowe membraną bierną jasnym będzie, że dysponując niezbyt dużym pomieszczeniem i wskazaną poniżej kwotą odsłuch we własnych czterech ścianach tytułowych Peaków wydaje się wielce rozsądnym i wskazanym krokiem. Czy trzeba czegokolwiek więcej do szczęścia? Teoretycznie nie, jednak praktyka, a więc czysto empiryczne doświadczenia wskazują, że nie zaszkodzi dysponować również odpowiednio mocnym i wydajnym prądowo wzmacniaczem zdolnym wycisnąć z Sonor wszystko to, co najlepsze.
Marcin Olszewski
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END, FURUTECH e-TP80 ES NCF
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II
– docisk płyty DS Audio ES-001
Dystrybucja: Quality Audio
Producent: Peak Consult
Cena: 130 000 PLN
Dane techniczne
Konstrukcja: 2-drożna, podłogowa z membrana bierną
Częstotliwość podziału zwrotnicy: 2 500 Hz
Pasmo przenoszenia: 28–30 000 Hz
Skuteczność: 90dB @ 1W. / 1 m.
Impedancja: 4Ω
Wymiary (W X S X G): 113 x 28 x 38,5 cm
Waga: 48 kg/szt.