O ile śledząc internetowe relacje w Azji można stwierdzić, iż nader często praktykowanym zwyczajem jest dołączanie wraz z przewodnikiem po wystawie obowiązującej w trakcie danej edycji odpowiednio skonfigurowanej przez organizatorów kompilacji utworów pozwalających dokonać nieco bardziej miarodajnej aniżeli przy losowym i zarazem nieznanego pochodzenia materiale oceny prezentowanych systemów, o tyle tak na stołecznym Audio Show, jak i monachijskim High Endzie ww. praktyki dziwnym zbiegiem okoliczności jakoś nie trafiły na podatny grunt. I gdy wydawałoby się, że dzięki owej niesubordynacji i wolnej amerykance wszystkie chwyty są dozwolone, życie nieco ową dowolność i nieprzewidywalność bardzo szybko temperuje. Wystarczy tylko wspomnieć żelazny repertuar warszawskich – listopadowych spędów, podczas których od lat nie sposób nie usłyszeć „No Sanctuary Here” Chrisa Jonesa, „Hotel California” Eagles, „Keith Don’t Go” Nilsa Lofgrena, o wszelakich highlightach z radosnej twórczości Diany Krall, Rebecci Pidgeon, czy Evy Cassidy nawet nie wspominając. Z kolei w Monachium, przynajmniej do tej pory powtarzalność serwowanych utworów była nieco mniej uciążliwa, gdyż ograniczała się do dość akceptowalnej eksploatacji wielokrotnie goszczących tamże utworów Lyn Stanley i Anne Bisson. Najwidoczniej jednak w tym roku masa krytyczna została przekroczona, bądź miałem szczęście akurat trafiać na czysto przypadkowe koincydencje, bowiem w ciągu dedykowanych branży dwóch pierwszych dni High Endu dane mi było doświadczyć bodajże kilkunastu odsłuchów podczas których na playlistach znalazły się co najmniej trzy interpretacje „Glorii” z „Misa Criolla” Ariela Ramireza, w tym moja ulubiona w wykonaniu Mercedes Sosy, jak i pretendujący do miana godnego następcy „No Sanctuary Here” Chrisa Jonesa cover „The Sound of Silence” The Ghost of Johnny Cash. Wbrew pozorom taka powtarzalność wcale nie powodowała przesytu, czy wręcz irytacji, bowiem ww. utwory pojawiały się akurat wtedy, gdy poszczególne systemy zwracały moją uwagę swoimi niezaprzeczalnymi walorami sonicznymi a znany z innych konfiguracji materiał pozwalał jedynie dokonać szybszej weryfikacji drzemiącego w nich potencjału i w miarę warunków lokalowych, oraz pozostałych – typowo wystawowych zmiennych, próbować odpowiednio uszeregować je w ramach czysto orientacyjnego rankingu miejscówek do których warto będzie wrócić podczas kolejnego „obchodu” MOC-a. A skoro mowa o tym, co się w ramach tegorocznego High Endu działo i gdzie warto było pojawić się kilkukrotnie, to muszę się Państwu przyznać, iż była to wystawa nad wyraz zaskakująca i to w pozytywnym tego słowa znaczeniu, czyli obfitująca w niespodzianki, które z założenia same z siebie są miłe, co w przypadku zaskoczenia per se wcale takie oczywiste nie jest. W dodatku owymi niespodziankami zaskakiwani byli nie tylko odwiedzający obszerne hale przedstawiciele branżowej prasy i mediów, („cywile” szturm przypuścili dopiero w sobotę), lecz i sami … dystrybutorzy, którzy kierując swe kroki na Lilienthalallee nawet nie przeczuwali, co czeka na nich za drzwiami znajdujących się w ich portfolio producentów. Nie chcąc jednak psuć zabawy pozwolę sobie na stopniowe dozowanie emocji i odkrywanie kolejnych kart serdecznie zapraszając na relację z High End 2023.
1. Jak zaczynać to z wysokiego C, więc na pierwszy ogień poszły już od dłuższego czasu anonsowane imponujące Peak Consult Dragon, którym towarzyszyła topowa elektronika Audioneta (swojego czasu u nas goszczące STERN & HEISENBERG wspomagane phonostagem BOHR), gramofon Bergmann i okablowanie inakustik-a (m.in. recenzowane przez nas głośnikowe LS-4004 AIR Pure Silver). Potęga, rozmach, swoboda i niezwykła rozdzielczość sprawiały, że system z łatwością oddawał nawet najbardziej ekstremalne spiętrzenia zagmatwanych dźwięków, ale i bez najmniejszych problemów oferował pełne spektrum informacji o szurających po werblu i talerzach miotełkach perkusisty, choć jak się Państwo z pewnością domyślacie wystawcy tak dobierali repertuar, by łapać odwiedzających za ucho repertuarem operującym w skali makro a nie mikro. W każdym bądź razie efekt „Wow!” gwarantowany a sam system śmiało można określić jako jeden z (naj)ciekawszych na tegorocznej wystawie.
2. Kolejnym setem, który już od pierwszych dźwięków skradł mą duszę i znaczną część czasu spędzonego na Lilienthalallee była autorska „układanka” bułgarskiego Thraxa, która niemalże do złudzenia przypominała zeszłoroczną „ekspozycję” (pkt.17). Jak to jednak w życiu bywa pozory mylą a diabeł tkwi w szczegółach i tak też było tym razem, bowiem w tzw. międzyczasie poszczególne komponenty doczekały się kolejnych, wynikających z przeprowadzonych udoskonaleń, inkarnacji a bliźniacze bryły charakterystycznych monobloków kryły zupełnie nowe trzewia. Jednak po kolei, czyli idąc od góry w roli analogowego źródła wystąpił gramofon o napędzie bezpośrednim Yatrus z ramieniem Schroder CB uzbrojonym we wkładkę My Sonic Lab Signature Platinum i phonostage Orpheus Mk3 a domenę cyfrową reprezentował przetwornik cyfrowo analogowy Maximus Mk2S. Po nich w torze znalazł się wykorzystujący kwadrę lamp 300B przedwzmacniacz liniowy Libra zawiadujący, i tu właśnie jest pierwsza niespodzianka, pracującymi w układzie single – ended 100 W … tranzystorowymi (!) monoblokami Phoenix, które z tego co mi wiadomo są dość krótką, ograniczoną do 20 par limitacją. Okablowany przewodami Hemingway (których w zeszłym roku mieliśmy okazję posłuchać we własnych czterech kątach) zamykały kolumny Lyra SE wspomagane basowymi modułami Hades a o odpowiednią akustykę zadbał imponujący set ustroi Artnovion. Rezultat? Tyleż porażający swą rozdzielczością i dostępem do najgłębszych pokładów informacji, co zachwycający muzykalnością i koherencją przekazu. Bez najmniejszych oznak ofensywności czarował dynamiką i gęstą, soczystą konsystencją sprawiającą, że zaglądając tam na dosłownie chwilę większość ze słuchaczy opuszczała bułgarski pokój dopiero po kilku kwadransach.
3. Nie mniej pozytywny bagaż doświadczeń wyniosłem z również zaadaptowanego akustycznie ustrojami Artnovion (za jakieś drobne ≈17 000 €) pomieszczenia zajmowanego przez Duńczyków AVA Group, czyli Vitusa i Alluxity, gdzie pomimo od lat stosowanej unifikacji brył dało się wyłowić kilka premier. Należał do nich uzbrojony w całkowicie nowy moduł streamingu przetwornik cyfrowo-analogowy SD-025, oraz zastępujące, obecne na rynku od 2018 r. monobloki SM-103s ich nowe inkarnacje o symbolu SM-103 Mk.II. Nie sposób było również zignorować wielce intrygujących „przyległości” w postaci magnetofonu szpulowego Lyrec Frida z przedwzmacniaczem taśmowym Doshi Evolution, czy gramofonu Acoustical Systems Astellar z ramieniem Aquilar i wkładką Palladian współpracującego z phonostagem SP-103. Osobiście z nieukrywaną satysfakcją odnotowałem również powrót Vitusów do nieco mniej egzotycznych, aniżeli zeszłoroczne SoundSpace Systems Aidoni znanych i nie bez powodu lubianych Focali Scala Utopia EVO. Brzmienie powyższej układanki czarowało dojrzałością i brakiem tendencji do usilnego przykuwania uwagi. Ponadto miałem to szczęście, by w ciągu kilku wizyt załapać się na trzy sesje ze szpulowca, który dość wyraźnie górował holografią przekazu i namacalnością nad torem cyfrowym, któremu de facto przecież nic a nic nie brakowało. Dźwięk był kompletny, głęboki i pozbawiony jakichkolwiek oznak jaskrawości, czy sztucznie podbijanej hiperdetaliczności, która może i na krótką metę może uzależniać, jednak w dłuższej perspektywie powoduje irytację i zmęczenie materiału.
4. Skoro jesteśmy przy premierach, to do peletonu dołączył Soulution z nową, topową serią 7, w tym przedwzmacniaczem liniowym 727. Szwajcarskiemu systemowi towarzyszyły intrygujące i zarazem zgodne jeśli chodzi o kraj pochodzenia planarne Clarisys Audio Auditorium, co przełożyło się na niezwykle angażujący i dynamiczny spektakl z wyraźnie zarysowanym basem, co akurat przy „parawanach” wcale nie jest takie oczywiste. Patrząc jednak na te ponad dwumetrowe monstra o wadze przekraczającej 200 kg trudno się dziwić, że z odpowiednią amplifikacją potrafią zejść 20Hz i nader zgrabnie unikać zaszufladkowania do grupy kolumn grających zbyt zwiewnie, czy lekko. A tu holografia przekazu nie pozwalała na nawet najmniejszą krytykę, przy jednoczesnym zejściu najniższych składowych do poziomu, że rozglądanie się za wspomaganiem subwooferem wydawało się zupełnie irracjonalne, tym bardziej, że ze świecą szukać takiego, który mógłby nadążyć za tempem narzucanym przez jednostki główne.
5. Topowe Kawero Grande z elektroniką Ypsilon to kolejny przykład przysłowiowej jazdy bez trzymanki. Szybko, rozdzielczo i rześko. Całe szczęście wszystko ze smakiem, wyrafinowaniem i w dobrym guście a jeśli chodzi o walory wizualne, to chyba sami Państwo widzicie, że mucha nie siada.
6. Zmieniając nieco nader miłe okoliczności przyrody proponuję fakultatywna wycieczkę do zlokalizowanego w centrum Monachium onieśmielającego przepychem Hotelu Kempinski, gdzie zamkniętą prezentację przygotowały McIntosh i Sonus faber z obłędnymi, najnowszymi inkarnacjami flagowych Stradivari G2 (za całkiem rozsądne, jak na ultra high-endowe realia 50 000€) . Już od progu było nie tylko widać, ale i słychać, że jest to propozycja skierowana do najbardziej wymagających i zarazem dysponujących sporym lokum melomanów, gdyż może i głębokość kolumn jest nad wyraz akceptowalna, to już ich rozłożystość w standardowych M-3 bądź 4 może okazać się nieco problematyczna. Nie mniej absorbujące były również potężne końcówki mocy 1,25KW, dzielony przedwzmacniacz liniowy C12000, oraz idealnie korespondujący z całością odtwarzacz CD/SACD MCD12000. Czyli wszystko, pięknie, ładnie, choć rzut oka na zakrystię mógł u obserwatorów o słabszych nerwach wywołać lekka konsternację, bowiem pyszniące się stricte audiofilskie kabliszcza zasilające (Shunyata Research α) wpięto w … dość niskiej proweniencji przedłużacze, bądź w nie mniej „wyrafinowany” rozgałęziacz rodem z hipermarketu. Może w tym szaleństwie jest metoda, jednakże przygotowując tej rangi prezentację można było zawczasu zadbać o coś z nieco wyższej półki.
Całe szczęście w sali obok przycupnął nie mniej intrygujący i już niebudzący większych kontrowersji, monoteistyczny systemem McIntosha, w którym uwagę nader skutecznie skupiały na sobie utrzymane w oldschoolowym designie i jeszcze pachnące fabryką podstawkowce ML1 Mk II (12 000$ para). Jeśli chodzi o towarzyszącą elektronikę, to system składał się gramofon MT5, streamer Aurendera, przedwzmacniacz C12000 i trudne do ukrycia hybrydowe (150W z lamp + 300W z tranzystorów) monobloki MC451. Całość grała z przyjemnym drajwem i wciągającą żywiołowością, choć z racji nowości i nierozegrania najniższe składowe były dość szybko cięte.
7. Powrót do MOC-a i od razu spotkanie z dwoma systemami, w których pyszniły się estońskie Estelony. W pokoju E125 pyszniły się kruczoczarne X Diamond Mk II w towarzystwie topowych Innuosów i potężnej końcówki mocy Pilium Achilles a w 216 z dzielonką (740P + para 860A v2) Moona wspomaganą również dzielonym źródłem dCS-a (dCS Rossini CD/SACD Transport / APEX DAC / Rossini Master Clock) grały śnieżnobiałe Aury. Oba zestawy ciekawe i wreszcie pozbawione zachowawczości znanej z minionych lat, kiedy to wystawcy wręcz obsesyjnie pilnowali dość nieabsorbujących poziomów głośności. Tym razem nikt nijakiej limitacji nie stosował i choć do iście stadionowych dawek decybeli było jeszcze daleko, to smukłe kolumny wreszcie mogły rozwinąć skrzydła i pokazać pazury, co tylko wyszło im na dobre a debiutujące Aury na tyle skutecznie wpadły mi w ucho i zapadły w pamięć, że jeśli tylko będzie ku temu okazje z dziką chęcią przygarnę je na testy, tym bardziej, że przy cenie 17 500€ i oferowanych walorach sonicznych mają szansę stać się hitem eksportowym estońskiej manufaktury.
8. W ramach kontrastu zajrzyjmy poza umowną granicę bólu, czyli 100k€, gdzie rozgościły się debiutujące na audiofilskich salonach Marten Mingus Septet, których w Monachium można było posłuchać w dwóch systemach. Głównym z elektroniką MSB i drugim, bazującym na lampowcach Engstrom. Obie odsłony ciekawe i angażujące, lecz jeśli miałbym wybierać skłaniałbym się ku tranzystorom, bo czego by nie mówić bas kontrolowały zauważalnie lepiej a przy ciężkim rocku akurat drajw i timing są kluczowe. Nie wykluczam też, że swoje, przysłowiowe trzy grosze dorzucił tez zjawiskowy gramofon TechDAS.
9. Skoro zahaczyliśmy o zjawisko swoistego dualizmu, to nie sposób pominąć dwóch odsłon japońskiej elektroniki SoulNote – m.in. integry A-3 z kolumnami Fink team Borg Episode 2, oraz dzielonego zestawu z włoskimi Albedo Agadia. Borgi stawiały na kontrole i szybkość a Albedo na koherencję i słodycz, więc każdy mógł znaleźć coś dla siebie.
10. Za to w Gryphonie było małe trzęsienie ziemi a dokładnie piekła, bowiem kultowa duńska integra Diablo pokazała swoje najnowsze i zarazem grzesznie kuszące oblicze, czyli mówiąc wprost światło dzienne ujrzał Diablo 333 zapewne będący metaforą wiadomych trzech szóstek. Całe szczęście, przynajmniej w sobotę można było załapać się na sesje odsłuchowe, by na własne uszy przekonać się cóż takiego drzemie w najnowszej szatańskiej integrze i jak radzi sobie z niepozornymi podłogowymi EOS 2. A radziła sobie całkiem zacnie, więc jak tylko gruchnęła wieść, że u Duńczyków dobrze gra kolejka na kolejne prezentacje przypominała te po Altusy w czasach słusznie minionych.
11. A właśnie, jeśli mowa o premierach o których z wyprzedzeniem nie wiedzieli nawet dystrybutorzy wystarczyło przejść dosłownie kilka kroków by na takowe natrafić w Cantonie, który wszystkich zaskoczył topową serią Reference i Dali prezentującym młodsze rodzeństwo topowych Kore’ów, czyli chodzące w nieco niższej wadze Epikore, które ponownie napędzał d-klasowy set NAD-a. Obie prezentacje wybitnie elektryzujące, choć na moje ucho wybór towarzyszącej elektroniki AVM przez Cantona i zdecydowanie większa kubatura pomieszczenia sprawiły, że to właśnie Reference GS lepiej zapadły mi w pamięć.
12. Nie mniejsze emocje towarzyszyły odwiedzinom w pokojach Avantgarde, który oprócz pełnowymiarowych Duo GT pokazał wielce uniwersalne podstawkowce Colibri. W dodatku udało mi się załapać na prezentacje prowadzone na zaskakująco cywilizowanych poziomach głośności, co akurat u tego producenta do standardu nie należy.
13. W Magico też nie sposób było narzekać na nudę, bowiem dość filigranowym, przynajmniej jak na możliwości Amerykanów, S3-kom towarzyszyła para subwooferów S-SUB Mk II a jeśli chodzi o elektronikę, to odpowiednie dawki Watów i Amperów zapewniał dzielony zestaw Pilium Opympus/Zeus stereo wspierany przez dzielone źródło Wadax Atlantis. Łapiąca za oko pomarańczowa adaptacja akustyczna też nie była tam tylko dla picu, więc całość zabrzmiała z miłą uszom dynamika i rozdzielczością.
14. Wadaxa, którego analogową równoważnię stanowił set Kronosa można było również spotkać w sali zajmowanej przez Göbel-a, gdzie na scenie pyszniły się nieco przysadziste trójdrożne kolumny Divin Marquis.
15. Jeśli chodzi o intrygujące tak formą, jak i umaszczeniem Tune Audio Epitome tutaj zmian raczej nie zauważyłem, jednak już sam towarzyszący im system został ograniczony do integry Rhapsody Trafomatica, z którą współpracowała nad wyraz udanie korespondująca kolorystycznie Rockna Wavedream i niepozorny , już standardowo czarny Wavelight Server a o okablowanie i rozdzielenie zasilania zadbał oczywiście Signal Projects, na którego openspace’owej ekspozycji moją uwagę zwróciły przewody Ethernet.
16. Być na High Endzie i nie zajrzeć do Kharmy to byłby ciężki grzech zaniedbania, więc nie dość, że z niekłamaną przyjemnością spędziłem kilka kwadransów w towarzystwie zjawiskowych burgundowych Enigma Veyron EV-2D, to jeszcze poprawiłem ich rodzeństwem (Exquisite Midi Grand) współpracującym z elektroniką Wadaxa i Roberta Kody.
17. Zdecydowanie skromniej, żeby nie powiedzieć, ze mniej ostentacyjnie zaprezentował się Brinkmann Audio. Proszę się jednak nie dać zwieść pozorom, bo te jak to mają w zwyczaju potrafią wyprowadzić w pole i manowce. Nie dość bowiem, że Mathias Lück doskonale wie co robi, to robi to tak, żeby przede wszystkim grało a jeśli chodzi o walory estetyczne to spełniało wszelkie kryteria dobrze zrozumianego minimalizmu. I tak też było w tym roku, bowiem system w skład którego wszedł dwuramienny Taurus wyposażony w najnowsze (kolejny debiut) ramię 12.0 i 12.1 z lampowym zasilaczem RöNt III współpracujący z phonostagem Edison MkII od strony cyfrowej równoważył Nyquist Mk II streaming DAC (za którym cały czas tęsknię), preamp Marconi MK II i najnowsza odsłona wzmacniacza mocy Stereo Mk II współ z industrialnie umaszczonymi Audiovectorami R8 Arettè i subami R Sub Arettè szedł po przysłowiowej bandzie i jeńców brać nie zamierzał. Precyzja ogniskowania źródeł pozornych i krystaliczna czystość reprodukowanych dźwięków nie pozostawiały złudzeń co do klasy set-upu. W dodatku nawet dli od referencji ciężki Rock i mainstreamowa elektronika nie raniły uszu i gdy tylko ktoś przysiadł przy ich realizacji potrafiły zabrzmieć wręcz porywająco.
18. Wilson Audio, to po raz kolejny chyba najliczniej reprezentowana marka kolumnowa w Monachium, więc nie dziwi fakt, iż można się było na jej wytwory natknąć się na każdym kroku i jak możecie się Państwo domyślić z różnym rezultatem. O ile bowiem Alexx V w towarzystwie Nagry zachwycała, to już ten sam model z Constellation jakoś miał problem z dogadaniem się w która stronę powinny podążać. Za to nijakich anomalii nie odnotowałem w secie śnieżnobiałych Chronosonic XVX z duetem D’Agostino Relentless 800 Mono. Jak to jednak na wystawach bywa wszystko zależy od szczęścia, granego w danym momencie repertuaru i bezliku innych zmiennych, więc nie tyle trzeba próbować do skutku, co uzbroić się w nieco cierpliwości i wygospodarować nieco więcej czasu, którego niestety mieliśmy w deficycie.
19. YG nieco odświeżyło swoje portfolio wprowadzając trzecią odsłonę serii Reference (proszę tylko popatrzeć jak potężne zwrotnice w nich siedzą), lecz akurat w czwartek trafiłem na prezentację nieco mniej imponujących, acz zaskakująco szeroko rozstawionych podstawkowych TOR-ów z linii Peaks. Proszę się jednak nie obawiać – o dół pasma dbała para dedykowanych subów, więc potężne a zarazem świetnie kontrolowane basiszcze, kiedy tylko wymagał tego repertuar nad wyraz satysfakcjonująco masowało trzewia.
20. Ktoś ma ochotę na odrobinę klasyki w oldschoolowo-rustykalnym stylu? Jeśli tak, to wizyta w pokoju Fyne Audio była oczywista oczywistością. Może i Vintage Fifteen swym designem aż nadto nawiązują do katalogu Tannoya, jednak z integra Unison Research Performance Anniversary efekt był wyborny i daleki od epatowania „papierem” co Tannoyom potrafiło się od czasu do czasu wymsknąć.
21. Lansche Audio zdążyło nas przyzwyczaić do kolumn dużych i bardzo dużych a tym razem nie dość, że pojawiło się z nader zgrabnymi, żeby nie powiedzieć filigranowymi No. 3.2 SE Aktiv, to jeszcze pochwaliło się własną elektroniką a całość okablowało przewodami Dyrholm Audio, które jak wieść gminna niesie potrafią zdeklasowań zdecydowanie bardziej utytułowaną konkurencję.
22. Zgodnie z tradycją również i Lumin postawił na minimalizm, czyli duet P1 z najnowszym switchem/serwerem (biblioteką muzyczną) L2 wspierany okablowaniem i A-klasowymi monoblokami Rei WestminsterLab oraz kolumnami Wilson Benesch A.C.T. 3zero. Wizyta w „budce” F12 była też okazją do niezobowiązującej pogawędki z właścicielem i głównym konstruktorem Wesminster-a, czyli Angusem Leungiem. Co z tej pogawędki wyniknie czas pokaże, ale jest szansa, że oprócz kabli wreszcie do naszej redakcji dotrze jakaś nieco bardziej absorbująca tak gabarytowo, jak i wagowo przesyłka.
23. Taką, czyli w wydaniu Strumento, Audię Flight lubimy najbardziej i jeśli towarzyszy jej para tak urodziwych kolumn jak Alare Remiga 1 (kolejny monachijski debiut), to nie ma co kombinować, tylko siadać i słuchać, bo gra toto po prostu dobrze. W dodatku całość okablowano drutami Signal Projects, co też raczej nie jest dziełem przypadku.
24. Jak to mawiał klasyk „w kupie zawsze raźniej” więc i Audio Group Denmark pojawiło się wespół zespół i w ramach rodziny zaprezentowało co miało i co ze sobą całkiem nieźle się zgrywało ze stajni Ansuz, Aavik, Børresen i Axxess. Były zatem smukłe Børreseny X6, elektronika Aavika (m.in. streamer S-280, DAC D-280, preamp C-280 i końcówka mocy P-280) i rozprowadzane u nas drogą marketingu szeptanego druty Ansuz.
25. Skoro już wspomnieliśmy o Skandynawii, to nie wypada pominąć ekipy Scansonica, która w tym roku pochwaliła się skromną acz niezaprzeczalnie elegancką serią Q (załapałem się na większe Q10).
26. Z kolei Raidho żadnych skrupułów nie miało, więc w Monachium pojawiło się w towarzystwie strzelistych TD-6 oraz stanowiących mój prywatny mroczny obiekt pożądania monobloków Moon 888, co też skwapliwie wykorzystałem do spędzenia z nimi kilkudziesięciu minut delektując się zjawiskowa przestrzenią i porażająca szybkością. Może atomowego basu z nich nie było, ale w MOC-u tyle systemów dudniło i łomotało, że akurat taka odmianę przyjąłem z zadowoleniem.
27. Idąc tropem widocznej w powyższej odsłonie elektroniki Moona najwyższa pora na nieco skromniejszą propozycję (791 & 761) w towarzystwie Dynaudio Confidence 60.
28. Kontynuując rajd po nowościach przenosimy się na chwilę do japońskiej delegacji TAD-a, która na Lilienthalallee pojawiła się m.in. z pachnącymi fabryką monitorami CE1TX oraz odtwarzaczem SACD D700.
29. Również i w tym roku nieopatrznie wstąpiłem rzucić uchem i okiem na system Aries Cerat z wywołującymi dość dziwne skojarzenia tubowymi kolumnami Aurora i z przykrością musiałem stwierdzić, że nadal oferowane przez nie brzmienie jest szalenie dalekie od moich prywatnych preferencji.
30. Równie dyskusyjnej urody zestaw przygotowany przez ekipę Silbatone może wizualnie nie zachwycał, jednak biorąc pod uwagę iż podczas mojej bytności grały akurat tuby Western Electric 12B z … 1926 roku, kwestie natury estetycznej możemy sobie darować. Za to brzmieniowo od ww. Auror dzieliły je lata świetlne wyrafinowania i elegancji.
31. A skoro o potężnych tubach mowa, to zgodnie z zasadą, że duży może więcej konkurs na najbardziej imponujący zestaw wygrali Chińczycy z ESD. Brzmienie? Może nie do końca uniwersalne, ale wielka symfonika brzmiała nad wyraz realistycznie. Nie ma co się jednak dziwić, gdyż trudno wyobrazić sobie normalne, mieszkalne lokum, gdzie tak monstrualny zestaw mógłby się nie tylko zmieścić, ale i rozwinąć skrzydła, więc jeśli tylko uwielbiacie Państwo Mahlera i dziwnym zbiegiem okoliczności wśród posiadanych nieruchomości macie jakąś opuszczoną filharmonię, kino, bądź hangar lotniczy, to jest to zestaw dla Was.
32. Dla miłośników nieco mniej ekstremalnych doznań małe co nieco przygotował z kolei Air Tight wespół z Wolf von Langa, który z kolei zadbał o kolumny.
33. A skoro o lampach i nietuzinkowych kolumnach mowa, to kolejny rok mógłbym zapuścić korzenie w budce zajmowanej przez Western Electric. Powód? Oczywisty – brzmienie najwyższej próby, czyli połączenie walorów recenzowanej przez nas integry 91E ze zjawiskowymi brzmieniowo, choć niezbyt urodziwymi kolumnami 777. Wystarczyło jednak przymknąć oczy a przysadzistość 777 przestawała mieć jakiekolwiek znaczenie. Dynamika, rozdzielczość, muzykalność. Tylko tyle i aż tyle.
34. Skromnie, ale z klasą, czyli kolumny Franco Serblin z elektroniką Accuphase. Nic tylko siedzieć i słuchać.
35. Nowa generacja nadciąga, czyli Auralic prezentuje gorące nowości z serii G3 – Vegę i Ariesa. W dodatku niczego nie ukrywa, bo wystawowe egzemplarze posiadały akrylowe obudowy. Ceny? High-endowe – Ariesa wyceniono na 10 899€ a Vegę na 11 899€.
36. Marka u nas praktycznie nieznana a jak mogłem przekonać się na własne uszy mogąca nieźle na rynku namieszać, czyli Aretai i jej nowa seria Contra, z której niezobowiązująco posłuchałem sobie obu podłogowych modeli – mniejszego Contra 200F i większego Contra 350F. Takie kolumny w niewielkim kartonowym „kiosku”? Cóż, jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. A tak już na serio jeśli miałbym wybierać bez chwili wahania brałbym większe, bo pomimo dość sporych gabarytów ani przez chwile nie miałby problemów z kontrola basu a średnica i góra czarowały równie skutecznie, co młoda Monica Bellucci.
37. Ze znanych i lubianych marek nie mogliśmy pominąć dynamicznie rozwijającego się Silent Angela, który w tym roku postawił na ekshibicjonizm bezwstydnie prezentując trzewia swoich wyrobów.
38. Jak to sama ekipa Furutecha stwierdziła najwyższa pora na małą niespodziankę, czyli niepozorne „zaślepki” NCF Clear Line XLR & RCA.
39. Final poza aktualną ofertą pochwalił się prototypowymi, planarnymi flagowcami – X8000, których nomen omen finalnej wersji powinniśmy spodziewać się na jesieni.
40. No dobrze, najwyższa pora na rodzimy eksportowy dream-team, czyli ekipę Pylon / Fezz / Muarah i ich kompletny system. Brzmienie jak najbardziej ok, ceny rozsądne, więc nie dziwi fakt, że przymiarek do zdjęć, żeby nikogo nie mieć w kadrze musiałem robić kilka … naście, bo cały czas albo był tłok jak w PKS-e do Grójca przed świętami, albo akurat trwały negocjacje z aktualnymi/potencjalnymi dystrybutorami. Całe szczęście udało mi się w końcu nie tylko „pusty kadr” upolować, jak i obmacać pierwszy i zarazem jedyny egzemplarz najnowszego carbonowo – aluminiowego ramienia Muaraha.
41. Nie mniej korzystnie wypadł odsłuch kolejnej rodzimej kooperacji, czyli kolumn hORNS i okablowania David Laboga Custom Audio. Było rozdzielczo, dynamicznie, lecz sygnatura tub została skutecznie zredukowana.
42. Trzecim polskim akcentem była obecność akcesoriów antywibracyjnych Graphite Audio – platform CLASSIC 40 ULTRA, 100 oraz podstawek pod przewody CIS-60 w systemie z elektroniką Riviera Audio, okablowaniem Esprit i kolumnami Audio Nec Evo 3.
43. Przemierzając kilometry alejek monachijskiego MOC-a natknąłem się jeszcze na kolejne, niestety „nieme” rodzime ekspozycje: gramofonów Pre-Audio na stolikach Alpin-line, ustrojów akustycznych Acoustic Manufacture, oraz bydgoskiego okablowania Albedo.
44. Niejako na deser pozostawiłem dosłownie kilka ujęć statycznych ekspozycji kilku „szlifierek”.
45. A tegoroczną relację pozwalam sobie zamknąć przysłowiowa bajaderką, czyli wszystkim tym, co pozostało mi po powyższej selekcji.
Dziękując za uwagę proszę za bardzo nie oddalać się od radioodbiorników, gdyż lada moment swoimi wrażeniami podzieli się z Państwem Jacek.
Marcin Olszewski