1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Ricable Invictus USB

Ricable Invictus USB

Link do zapowiedzi: Ricable Invictus USB

Opinia 1

Przygodę z powoli, acz systematycznie i co najważniejsze skutecznie rozpychającą się na rodzimym rynku, a tym samym w świadomości konsumentów włoską marką Ricable rozpoczęliśmy dość asekuracyjnie – od sygnałowo-prądowego zestawu wręcz nieprzyzwoicie dumpingowo wycenionych Dedalusów. Zachęceni ich ponadprzeciętnymi walorami brzmieniowymi i wspomnianą, nader korzystną relacją jakość/cena sięgnęliśmy po topowe głośnikowce z serii Invictus Reference, które również przypadły nam do gustu. Jednak ustalając szczegóły kolejnej recenzji z Instal Audio – dystrybutorem działającego w malowniczym Oleggio wytwórcy, mieliśmy dylemat co do kierunku dalszej eksploracji wiadomego portfolio. Z jednej strony mogliśmy, nieco naginając nasze stanowiące podstawowe kryterium minimum kwotowe, sięgnąć po budżetowe Magnusy i Primusy a z drugiej skupić się na dalszym poznawaniu uroków high-endowych Invictusów. I po chwili zastanowienia wybraliśmy … drugą opcję z nie wiedzieć czemu szalenie polaryzującej domeny cyfrowej, czyli wzięliśmy na redakcyjny tapet cyfrową łączówkę Invictus USB.

Pomijając fakt iście biżuteryjnej konfekcji i nie mniej łapiącego za oko umaszczenia zewnętrznej biało-niebieskiej polietylenowo – nylonowej plecionki przywodzącej na myśl Trimeresurus Insularis, czyli Żmiję Błękitną nasz dzisiejszy gość jest nad wyraz skomplikowaną i dogłębnie przemyślaną konstrukcją. Patrząc chociażby na czystość użytych przewodników sygnałowych i sposób poprowadzenia żył zasilających można zauważyć pewne podobieństwa zarówno do japońskiego Acrolinka – nader często sięgającego po miedź o czystości 7 i 8N, jak i amerykańskiego Wireworlda, który przynajmniej jeśli chodzi o przewody USB z wielką atencją traktuje zagadnienie separacji przewodników sygnałowych od zasilających. Żeby jednak sprawa była jasna – Invictus USB jest od początku do końca, czyli począwszy od samego przewodu a skończywszy na jego konfekcji, zaprojektowany przez Ricable, więc powyższe analogie są tylko analogiami ułatwiającymi umiejscowienie go w naszym audiofilskim mikrokosmosie a nie „inspiracjami” bazującymi na konkurencyjnych rozwiązaniach. Dlatego też wykonane z miedzi 7N 99.99999% MARC (Multicore Annealed Ricable Conductor) żyły sygnałowe o przekroju 0.34 mm² ułożono w asymetrycznej, skręconej geometrii koncentrycznej i zaizolowano podwójnym technopolimerem R-TEC (Ricable Technology Construction) oraz zastosowano innowacyjny system redukcji szumu RNR (Ricable Noise Reduction) oparty na półprzewodniku germanowym. Ponadto w celu zmniejszenia wpływu ekranowania (Invictus ma 5 ekranów) na pojemność przewodu i maksymalizacji izolacji zastosowano system cylindrów RCS (Ricable Cylinder System). A co do ww. ekranowania, to użyta została plecionka mylarowo – aluminiowa i oplot miedziany OFC o pokryciu 95%. Z kolei dwa przewody zasilające o przekroju 0.55 mm² poprowadzono równolegle w polietylenowej izolacji R-TEC i wielowarstwowym ekranowaniu bliźniaczym do tego zastosowanego przy żyłach sygnałowych. Całość otula powlekany cyną oplot miedziany OFC i wspomniana biało-błękitna koszulka. Korpusy wtyków wykonano z niemagnetycznego stopu o podwyższonej izolacji a same styki pokryto 24K złotem.

W telegraficznym skrócie, czyli w wersji dla tych z Państwa, którzy zamiast sążnistych elaboratów lubują się w minimalistycznych haiku i możliwie skondensowanych receptach mam dobrą informację. Bowiem Invictus USB gra zaskakująco adekwatnie do swojej aparycji – bogato i wytwornie. Krótko mówiąc wszyscy szukający iście prosektoryjnej analityczności mogą sobie dzisiejszego gościa odpuścić. Tym oto sposobem eliminując dwie powyższe frakcje możemy spokojnie przejść do naszej standardowej, kwiecistej formy wypowiedzi.
Tak jak już zdążyłem zasugerować Invictusy operują po gęstszej i soczystszej, wyrafinowanej stronie mocy. Śmiem wręcz twierdzić, iż w tym wypadku mamy do czynienia z kwintesencją nieco stereotypowego włoskiego kanonu piękna. Piękna opartego na bogactwie barw, miłej oku krągłości formy i iście organicznej homogeniczności sprawiającej, że odbiorca niejako z automatu przechodzi w tryb leniwej obserwacji aniżeli dokonuje analitycznej wiwisekcji rozgrywającego się przed nim spektaklu. Taki stan rzeczy nie oznacza bynajmniej permanentnego odciskania własnej sygnatury, czyli już bez ogródek grania wszystkiego na jedno kopyto, tylko indywidualny punkt widzenia, swoisty pryzmat, przez który przepuszczany jest znany nam i lubiany materiał. Dzięki temu „Metallica” („Black album”) Metallicy brzmi krąglej, jest bardziej dopalony emocjonalnie i dosaturowany barwowo przez co z jednej strony niezaprzeczalnie brzmi lepiej aniżeli w oryginale a z drugiej pomimo świadomości odejścia od owego oryginału nie sposób się od niego oderwać. Jest to bowiem zabieg porównywalny, oczywiście umownie, do przesiadki w domenie analogowej z wkładki ZYX-a na Miyajimę. Niby operujemy na tym samym materiale a efekt jest zauważalnie i bezdyskusyjnie różny. Podkreślam – różny, ani lepszy, ani gorszy. Po prostu różny i tylko od nas i naszych upodobań zależy, czy takim, jakim jest akceptujemy, czy też kontynuujemy pogoń za króliczkiem. Niemniej jednak natywny atak i heavymetalowy pazur ww. albumu pozostał nienaruszony a jedynie podkreślona została jego potęga a w spokojniejszych fragmentach, jak daleko nie szukając „Nothing Else Matters” śmiało można było mówić o pojawieniu się nutek karmelowej słodyczy i złotego blasku.
Skoro sięgnąłem po nieco bardziej liryczne środki artystycznego wyrazu nie mogłem odmówić sobie odsłuchu dość dyskusyjnego, kompilacyjnego albumu „Recurring Dreams” w wykonaniu odświeżonego składu (Thorsten Quaeschning, Ulrich Schnauss, Hoshiko Yamane) Tangerine Dream. Wspomniana kontrowersyjność wynika bowiem z pozornie dość przypadkowego doboru utworów, choć ich przearanżowanie i uwspółcześnienie, szczególnie jeśli chodzi o brzmienie syntetycznego instrumentarium nadało większej otwartości i głębi. Z kolei na zbyt analitycznych, czy wręcz suchych systemach całość potrafi wypaść nie tyle onirycznie, co zbyt zwiewnie operując w upośledzonej pod względem udziału najniższych składowych estetyce. A włoska łączówka ową równowagę przywraca, zapewniając odpowiednio krwistą tkankę wypełniającą kontury.
O ile jednak przy zelektryfikowanym, czy wręcz wygenerowanym na komputerowych konsolach repertuarze czy to równowagę tonalną, czy też dynamikę oceniać można, to już naturalności barw bym się nie podjął. Dlatego też w tym celu sięgnąłem po fenomenalny „Jazz At The Pawnshop 2” Arne Domnérusa, gdzie liczy się przede wszystkim jakość a nie ilość dźwięków i niezwykle istotna w jazzie umiejętność operowania ciszą. I tu niespodzianka, gdyż wydawać by się mogło iż krągłości i romantyczności tytułowego przewodu może być nie po drodze z timingiem i kluczową w powyższym nagraniu mikrodynamiką. Tymczasem Invictus świetnie się w tym repertuarze odnalazł dając nie tylko nader satysfakcjonujący wgląd w nagranie, lecz również z łatwością nadążając za partiami sekcji rytmicznej. I tu mała uwaga, o ile bowiem poczynania zasiadającego za perkusją Egila Johansena były jedynie lekko przyprószone złotem w partiach blach a werbel zyskał nieco na masie, przez co nie był już tak „chrupki” jak zazwyczaj u mnie z wpiętą Fidatą HFU2, o tyle kontrabas Georga Riedela zabrzmiał tłuściej, z akcentem przesuniętym na pudło i zauważalnym pogrubieniem strun, przez co nabrał majestatyczności, jednocześnie zwinnie unikając zbytniej misiowatości. Podobnie sprawy miały się przy symfonice, gdzie nawet dość leciwe i dalekie od współczesnej rozdzielczości i potęgi realizacje, jak „FDS – Carl Orff Carmina Burana / Loeffler” w wykonaniu Houston Symphony Orchestra & Houston Chorale pod batutą Leopolda Stokowskiego zyskały drugą młodość i niezaprzeczalny, w dodatku potężny zastrzyk energii. Zazwyczaj wycofane, wręcz wybrzmiewające z oddali, partie wreszcie materializowały się w międzykolumnowej przestrzeni a wielki aparat wykonawczy na nowo mógł w pełni zasługiwać na miano wielkiego. Co ciekawe zabieg zaproponowany przez Invictusa nie polegał na ordynarnym napompowaniu i siłowemu wypchnięciu symfoników, lecz pieczołowitemu remasteringowi i koloryzacji, tak aby finalnie uzyskać efekt możliwie zbliżony do tego, co w bodajże 1958 r. współczesnym Stokowskiemu dane było wtenczas usłyszeć. Może i z racji dość ograniczonych w końcówce lat 50-ych środków technicznych oryginał nie brzmiał tak atrakcyjnie, jeśli jednak miałbym wybierać pomiędzy „telefoniczną” wiernością taśmie matce a uwspółcześnioną interpretacją włoskiej łączówki robiącej z niej szalenie dynamiczny i realistyczny spektakl przez wielkie „S”, gdzie orkiestrowe tutti wgniata w fotel a trójkąt lśni blaskiem najczystszego srebra, to bez chwili zastanowienia wybieram włoską szkołę brzmienia, gdyż w muzyce szukam hedonistycznej przyjemności a nie katorżniczego umartwienia w imię ortodoksyjnych dogmatów.

Reasumując, Ricable Invictus USB na swój sposób interpretuje i dopieszcza przesyłane umowne zera i jedynki. Jeśli jednak oczekujecie Państwo od przewodu cyfrowego, że wniesie do Waszych systemów pierwiastek klasycznego piękna i rozkosznej soczystości, to wybór tytułowego interkonektu wydaje się oczywisty. Dzięki niemu Wasza ulubiona muzyka zyska na atrakcyjności i złotym blasku a tam gdzie do tej pory coś niedomagało pod względem masy pojawi się odrobina miłego oku i uchu ciałka.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Przedwzmacniacz liniowy: Cambridge Audio Edge NQ
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones; Cambridge Audio Edge M
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Anort Consequence; Artoc Ultra Reference; Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Rogoz Audio 4SM
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Chyba nikogo nie dziwi fakt, że upowszechnienie się wiedzy o wpływie okablowania na brzmienie systemów audio, oferta ww. segmentu rynku niemalże eksplodowała. Jednak nie myślę w tym momencie o tak prozaicznym dziale, jak przewody sieciowe, sygnałowe i kolumnowe, tylko związanym z przesyłanymi między komponentami pakietami uporządkowanych zer i jedynek, czyli domenie cyfrowej, gdzie producenci, dwoją się i troją chcąc sprostać rosnącym wymaganiom potencjalnych klientów. I tutaj dochodzimy do clou dzisiejszego spotkania, bowiem wspomniany kawałek chleba jakoś trzeba podzielić, w czym czynny udział chcą wziąć wszyscy z początkującymi graczami włącznie, a nie jedynie światowi giganci. Każdy ma coś ciekawego do powiedzenia, dlatego nie zapominając o tych mniejszych podmiotach, z jednym z nich spotkamy się dzisiaj. Co prawda ów byt miał już kilka udanych prezentacji na naszym portalu, ale jeśli chodzi przesył sygnału cyfrowego, będzie to debiut. O kim mowa? Oczywiście idąc za tytułem tego testu, będziemy rozprawiać o włoskiej marce Ricable, która za sprawą konińskiego dystrybutora Instal Audio wystawiła do zaopiniowania kabel Invictus USB. Zatem jeśli jesteście zainteresowani, co w kwestii brzmienia ma do zaoferowania produkt spoza kablowego mainstreamu, zapraszam na kilka przelanych na klawiaturę obserwacji.

Opis budowy, jak to przy przewodach bywa, obarczony jest zdawkową wiedzą zaczerpniętą z materiałów reklamowych. Przecież nikt przy zdrowych zmysłach w dzisiejszych czasach nie zdradzi know how swoich patentów, dlatego też na bazie danych na stronie dystrybutora wiemy, iż powstaniem tego modelu kierowało utrzymanie jego odpowiedniej impedancji, małej pojemności, niskiej rezystancji oraz zastosowanie jak najlepszego ekranowania. Jak włoscy inżynierowie wdrażali to w życie? Po pierwsze – zastosowali asymetryczną geometrię koncentrycznych przewodów transmitujących dane z równoległymi przewodami zasilającymi, co przełożyło się na odporność przesyłu informacji na szkodliwe bodźce z sekcji zasilania. Po drugie – w walce z zakłóceniami transmitowanego sygnału zaaplikowali izolację podwojonym dielektrykiem R-TEC a w celu zmniejszenia wpływu ekranu na pojemność elektryczną kabla użyli ośmiu cylindrów RCS (skrót firmowego rozwiązania o nazwie Ricable Cylinder System). Po trzecie i ostatnie – jako innowacyjny system redukcji szumu wdrażając w życie autorski projekt projekt RNA (Ricable Noise Reduction), otulili całość pięcioma różnymi warstwami ochronnymi. Jeśli chodzi o zastosowane wtyki, te podobnie do wszystkich wdrażanych w życie firmowych rozwiązań technicznych, również są ich mocno zaawansowanym technicznie pomysłem. Tak prezentujący się, jak zdradzają fotografie, mieniący się wariacją bieli i błękitu zewnętrznego oplotu kabel w drodze do klienta pakowany jest z zgrabne kartonowe etui.

Czym przez kilkanaście dni testu zaczarował mnie tytułowy bohater? Otóż jego największą zaletą była solidna dawka nasycenia przekazu. Muzyka daleka od znamion anoreksji, ale również nieprzekraczająca cienkiej linii niechcianej nadwagi bez najmniejszego problemu przez cały czas zachęcała mnie do streamowania kolejnych płyt. Z jednej strony soczysta, a przez to tętniąca radosnym życiem, ale z drugiej dobrze napowietrzona, bez oznak monotonności. To było ciekawe doznanie, bowiem sam pakiet zalet typu soczystość ponad wszystko bez wsparcia innych aspektów brzmienia systemu, zazwyczaj po kilku dniach zaczyna mi się, mówiąc kolokwialnie przejadać, gdy tymczasem włoski pomysł na odpowiednio uformowany przesył zer i jedynek ani przez moment nie sprawiał wrażenia w konsekwencji nudnego uśredniania słuchanego materiału. Co zapodałem, zawsze wyraźnie pokazywało nieco inny mastering. Jednak żeby nie było, celem nadrzędnym Ricable Invictus USB było pokazanie wydarzeń raczej po cieplejszej, aniżeli chłodniejszej stronie. To oczywiście miało swoje reperkusje w prezentacji różnych gatunków muzycznych, jednak wszystkich nerwusów natychmiast uspokajam, gdyż oprócz tego, że na takim sznycie grania bardzo zyskiwała muzyka stawiająca na kontemplację z jazzem włącznie, to ta z drugiego bieguna – mowa o rocku i elektronice, dla mnie bez ogólnej szkody była jedynie oczekiwanie milsza. Owszem, minimalnie wolniejsza w ataku i rysowana grubszą kreską, ale za to jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki fajnie poprawiona w domenie barwy i wagi, przy odpowiednim pakiecie informacji w górnych rejestrach co dla wielu płyt spod znaku Metallicy, AC/DC, czy starych wydań twórczości Marka Bilińskiego okazywało się być wręcz zbawienne. Naciągam fakty? Nic z tych rzeczy. Przecież wielu z Was ma w swoich kolekcjach takie zmasakrowane realizatorsko „kwiatki” i wie, jak umiejętne tchnięcie w nie odrobiny nasycenia staje się pewnego rodzaju wodą na młyn przyjemnego obcowania z nimi. Nagle oprócz pławienia się w znanym często na pamięć samym wsadzie merytorycznym – często krzyku, który jest chlebem powszednim tego rodzaju muzyki, zaczynamy czerpać przyjemność z przyswajania takiego materiału w oparciu o znacznie większą soniczną homogeniczność, wprost przekładającą się na jego lepszą namacalność. I wiecie co? Właśnie tę wyważoną ingerencję w słuchany materiał uznałbym w opiniowanym kablu jako największy pozytyw. Dopalić przekaz potrafi wielu. Jednak zrobić to, a przy tym go nie udusić, na poziomie jakości dźwięku oferowanego przez włoski USB wie niewielu. Do czego piję twierdzeniem o umiejętności podkręcania muzyki w kwestii barwy i wagi? Oczywiście do wymienionej na samym początku twórczości typu muzyka dawna, czy jazz. Tak, jeden i drugi nurt wręcz kocha dobre osadzenie w masie, jednak jako środek zapobiegawczy przeciw ich nadwadze lub utraceniu lotności, przekaz musi cechować dobry pakiet informacji i oddechu. Bez tego ani rusz, gdyż z naszego ulubionego materiału zrobi się niestrawna, a nawet wręcz nudna klucha. Na szczęście włoski kabel fenomenalnie nad tym panował, co sprawiło, że podczas całej przygody z takimi tuzami jak Jordi Savall, czy rodzime trio RGG, ani razu nie udało mi sią złapać go na beznamiętnym „smęceniu”, czym udowodnił, że przy odrobinie wiedzy praktycznie każdy rodzaj muzyki można podać gęsto i soczyście, a przy tym interesująco.

Z racji procesów testowych mam w pamięci, jednak gdy sami prześledzicie dotychczasowe propozycje kablowe włoskiego ogiera Ricable, okaże się, że tak jak wcześniej sieciówki i głośnikowe, również tytułowy kabel USB kroczył drogą malowania świata w estetyce dobrego nasycenia. Co istotne, w przypadku źródeł mogących pochwalić się dobrą rozdzielczością, nasycenia dalekiego od przekraczania przyzwoitości. Po co to piszę? Już wyjaśniam. Otóż jedynymi potencjalnymi klientami, którzy w momencie zainteresowania włoską ofertą powinni mieć się na baczności, są posiadacze już na starcie nazbyt krągłych zestawów. Co prawda, nasz bohater może pochwalić się bardzo dobrym bilansem wagi i swobody prezentowanej muzyki, jednak jeśli wepniecie go w siedlisko totalnego braku transparentności, z nie swojej winy może tego nie uciągnąć. Myślę jednak, że po latach lektury naszych soundrebelsowych starć z elektroniczną materią dokładnie wiecie, o co w tej zabawie chodzi i tak ekstremalne układanki są ocierającą się o osobiste spotkanie z Yeti, niedorzecznością. A jeśli tak jest, w moim mniemaniu podczas poszukiwań kabla USB obowiązkowo powinniście spróbować przed momentem opisanej, ciekawie doprawionej włoskiej kuchni.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0
– przetwornik cyfrowo/analogowy dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10 SE-120
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
– streamer Melco N1A/2EX
– switch Silent Angel Bon n N8
Kolumny: Dynaudio Consequence Ultimate Edition, Gryphon Audio Trident II
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami””, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA

Dystrybucja: Instal Audio
Ceny: 1 419 PLN / 0,5m; 1 509 PLN / 1m; 1 599 PLN / 1,5m; 1 789 PLN / 2m; 1 969 PLN / 3m; 2 339 PLN / 5m

Dane techniczne
Pojemność: 29 pF/m
Impedancja: 90 Ω
Rezystancja: 45 Ω/km
Maks. odległość transmisji: 35 m urządzenia zasilane USB, 50 m urządzenia zasilane oddzielnym zasilaczem
Średnica zewnętrzna: Ø 16 mm
Materiał przewodnika: Czysta miedź 7N 99.99999% MARC (Multicore Annealed Ricable Conductor)
Średnica żył: 0.08 mm
Konstrukcja przewodników: UR System (Asymetryczny system skręcania specyficzny dla przewodów USB)
Przekrój przewodnika zasilającego: 2 x 0.55 mm²
Ekranowanie przewodnika zasilającego: Mylar i Aluminium + oplot miedziany OFC z pokryciem 95%
Geometria przewodnika zasilającego: Równoległa
Izolacja dielektryczna przewodnika zasilającego: Polietylen R-TEC (Ricable Technology Construction)
Przekrój przewodnika transmisji danych: 2 x 0.34 mm²
Ekranowania przewodnika transmisji danych: Mylar i Aluminium + oplot miedziany OFC z pokryciem 95%
Geometria przewodnika transmisji danych: Koncentrycznie skręcony
Izolacja dielektryczna przewodnika transmisji danych: Podwójny Technopolimer R-TEC (Ricable Technology Construction)
Technologia RNR (Ricable Noise Reduction) zawarta w przewodniku transmisji danych: Półprzewodnik germanowy
Ekranowanie wewnętrzne: 8 x cylinder system RCS (Ricable Cylinder System)
Ekranowanie zewnętrzne: Oplot miedziany OFC, powlekany cyną
Ochrona zewnętrzna: Osłona o wysokiej zwartości polietylenu / nylonu
Materiał wtyków: korpus ze stopu niemagnetycznego o podwyższonej izolacji, wtyki pozłacane 24-karatowym złotem
Lutowanie wtyków do przewodów: Lutowane ręcznie specjalnym eutektycznym stopem Sn (Cyny) / Ag (Srebra) / Cu (Miedzi)

Pobierz jako PDF