1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Ricable Dedalus XLR & Speaker & Power

Ricable Dedalus XLR & Speaker & Power

Link do zapowiedzi: Ricable Dedalus

Opinia 1

Wydawać by się mogło, że na rynku dedykowanego złotouchym okablowania szanse na wygospodarowanie sobie miejsca przez nowego „gracza” są równie niewielkie, jak trafienie kumulacji w Totka. Niby próbować można, ale lepiej się nie łudzić. Dlatego też u większości odbiorców świadomość istnienia kablowych wytwórców ogranicza się z reguły do kilku, góra kilkunastu „dyżurnych” marek a cała reszta traktowana jest jako swoista egzotyka egzystująca w zagospodarowanych przez siebie niszach. Tymczasem, jak mieliśmy okazję m.in. na przykładzie indonezyjskiej manufaktury Vermöuth Audio, przekonać się, iż czasem warto zejść z wydeptanych duktów i eksplorować interesujące nas obszary na własną rękę, gdyż zamiast płacić za stojącą za znaną „metką” armię speców od PR-u, marketingu i rozbudowaną sieć dystrybucji, etc. można nieporównywalnie mniejsze środki wyasygnować, jeśli nie wyłącznie, to głównie na brzmienie. Mówiąc wprost dostawać więcej za mniej. I tak po prawdzie, mając owe założenia cały czas „z tyłu głowy”, nie odmawiam sobie przyjemności nader spontanicznego surfowania po odmętach Internetu w poszukiwaniu nie do końca oczywistych wyborów, czego efekt mamy przyjemność zaprezentować Państwu w ramach niniejszego odcinka. Skupimy się w nim bowiem na marce, która choć istnieje od 2009 r., to dziwnym zbiegiem okoliczności dopiero od niedawna – zaledwie od lutego, za sprawą konińskiego Instal Audio trafiła do Polski. O kim mowa? O włoskiej manufakturze Ricable, z której to portfolio udało nam się pozyskać na testy pochodzący z drugiej od góry linii Dedalus pełen zestaw okablowania, w skład którego weszły interkonekty XLR, przewody głośnikowe i kabel zasilający.

Zgodnie z ogólnie przyjętą tradycją, jak przy każdym debiutującym na naszych łamach wytwórcy, tak i Ricable zasługują na kilka słów wprowadzenia. W dodatku wprowadzenia rzucającego nieco światła czemu o mającej swoją siedzibę w malowniczej, położonej w Piemoncie miejscowości Oleggio firmie było do tej pory tak cicho. Jak już zdążyłem wspomnieć za datę narodzin Ricable, czyli marki, która swą nazwę zawdzięcza założycielowi – Sergio Modenesi a dokładnie jego synowi (Riccardo), którego pierwsze litery imienia dały początek nowemu przedsięwzięciu, uważa się rok 2009. Niemniej jednak przez pierwsze dwa lata firma skupiała się na przewodach HDMI, by następnie sukcesywnie wprowadzać kolejne modele. Jednak okres, od którego tak naprawdę Włosi mieli szansę pojawić się na naszym radarze rozpoczął się w czerwcu 2014 r., gdy pochwalili się Supreme Speaker, a że ów drobny fakt umknął naszej uwadze, to dopiero teraz czym prędzej bierzemy się za nadrabianie zaległości.
Zarówno od strony wizualnej, jak i konstrukcyjnej Dedalusy zachowują pełną zgodność, czyli z zewnątrz króluje gęsta polietylenowo – nylonowa plecionka utrzymana w ciepłej tonacji antydepresyjnej pomarańczy ze srebrzystą biżuterią w postaci korpusów wtyków i złotem końcówek a wewnątrz firmowo zaplecione żyły z miedzi MARC (Multicore Annealed Ricable Conductor) o czystości 7N 99.99999% i przemyślanym ekranowaniu – podwójnym w przypadku interkonektów i zasilającego oraz pojedynczego w głośnikowcach. Same przewody dostarczane są w eleganckich czarnych pudełkach z nasuniętymi kartonowymi „koszulkami” informującymi o ich zawartości. Zamiast jednak rozpisywać się o ich aparycji wszystkich zainteresowanych odsyłam do sesji unboxingowej, gdzie wszystko zostało drobiazgowo pokazane a z kolei powyższa galeria powinna dać Państwu wyobrażenie jak prezentują się już wyłuskane z opakowań przewody. I tutaj drobna uwaga natury estetyczno – użytkowej, gdyż Dedalusy zarówno na pierwszy rzut oka, jak i na tzw. macanta, czyli podczas kontaktu organoleptycznego, prezentują się drastycznie lepiej aniżeli wskazywałaby na to ich cena. Mówiąc wprost ich wartość postrzegana znacząco przewyższa kwoty, jakie należy za nie wyasygnować przy kasie. Pytanie tylko jak grają …

Wypakowane prosto z pudełek, jeszcze pachnące fabryką Dedalusy nie zachwycały. Lekko matowe i zgaszone brzmienie sprawiało, że przekaz wyraźnie siadł i stracił na atrakcyjności. Niby spodziewałem się, że przesiadka z po wielokroć droższego – mojego dyżurnego okablowania, jakiś regres spowoduje, jednak każdorazowo łudzę się, że tym razem nie będzie on aż tak bolesny. Oczywiście rzeczywistość nader boleśnie owe pobożne życzenia weryfikuje, lecz chyba nikomu nie muszę uświadamiać, że zazwyczaj nadzieja umiera ostatnia. Całe szczęście testy przeprowadzamy bez presji czasu a każdy obiekt naszego zainteresowania może liczyć na bezstresowy okres akomodacyjny. Czemu o tym wspominam? Z oczywistych względów, gdyż wystarczyło dać włoskiemu okablowaniu kilka dni na rozegranie a po powyższych anomaliach nie zostało nawet wspomnienie. Pojawiła się za to swoboda i zaangażowanie, barwy stały się soczyste a wypełniająca kontury tkanka zaczęła pulsować zgodnie z biciem muzycznego serca.
Jednak zamiast bezpiecznych ogólników i gładkich komplementów proponuję przejść do konkretów, czyli przyjrzeć się dzisiejszym bohaterom już nieco dokładniej – bazując na możliwych do weryfikacji przez Państwa we własnych systemach, przykładach płytowych. Na wstępie pozwolę sobie na małą może nie tyle dygresję, a wskazówkę, gdyż podczas ponad dwutygodniowej żonglerki i weryfikacji wpływu włoskich „pomarańczek” na brzmienie mojego systemu dość szybko skonstatowałem, iż ich sygnatura jest na tyle oczywista a zarazem powtarzalna, że z powodzeniem można pisać o nich w formie podmiotu zbiorowego, czyli bez konieczności przysłowiowego dzielenia włosa na czworo. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym w pierwszej kolejności na warsztat nie wziął przewodu zasilającego, czyli „drutu”, który zgodnie z wyznawanymi przez kablosceptyków dogmatami nijakiego wpływu na brzmienie mieć nie powinien, gdyż jest poza bezpośrednią drogą sygnałów audio, a jak jest w praktyce … zdążyliście się Państwo z pewnością nie raz i nie dwa nie tyle na własnej skórze, co uszach przekonać. Żeby było ciekawiej i zarazem już na dzień dobry pozbyć się ewentualnych złudzeń Ricable Dedalus Power wylądował w zadku Brystona 4B³, który na jakąkolwiek limitację reaguje ciężką alergią i anemią, więc mam pewność, że jeśli z nim cokolwiek zagra, to i z innymi urządzeniami nie powinno być problemu. No to szybka roszada, pierwsze takty onirycznego i zaskakująco, jak na Riverside, lirycznego „Love, Fear and the Time Machine” i jest … dobrze. Ba, biorąc pod uwagę cenę ww. kabelka bardzo dobrze, bo nijakiej limitacji nie zaobserwowałem a jedynie coś na kształt firmowej sygnatury nieco faworyzującej energetyczność przełomu średnicy i góry. Powiem szczerze, że czego jak czego, ale takiego wyniku się nie spodziewałem, gdyż zasilający Dedalus bez najmniejszej tremy nie tylko wygodnie umościł się na zapleczu Brystona, lecz nawiązał nader wyrównaną walkę zarówno z Gargantuą II Acoustic Zena, jak i Furutechem FP-3TS762, czyli konkurencją o zdecydowanie bardziej ugruntowanej renomie. Gradacja planów była nienachalna, acz oczywista, ogniskowanie źródeł pozornych podobnie, więc przynajmniej na tym etapie uwagę skierowałem w kierunku realizmu przekazu, który … nawet przez moment nie miał zamiaru ustępować pozostałym aspektom prezentacji. Stając przed takim status quo czym prędzej dokooptowałem resztę dostarczonego przez Instal Audio okablowania i z niekłamanym zadowoleniem w roboczych notatkach odnotowałem fakt, że zamiast intensyfikowania własnej sygnatury wzrost udziału włoskiego pierwiastka utrzymywał poziom energetyczności i wspomnianej średnio-wysokotonowej „górki” na stałym poziomie. Czyli niejako z automatu obawy związane z przekroczeniem krytycznej granicy zawartości „cukru w cukrze” śmiało mogłem uznać za niebyłe i bezzasadne. Jednak dla świętego spokoju, chcąc mieć niejako 100% pewność, że nawet na materiale, gdzie ów podzakres jeńców nie bierze nie dostaniemy zbyt bezpardonowego strzału w ucho, korzystając z faktu znacznego wyludnienia w sąsiadujących z moim mieszkaniach zafundowałem sobie swoisty retrospekcyjny maraton z twórczością uprawiającej melodyjną odmianę prog-metalu australijskiej formacji Teramaze, czyli po kolei poleciały na nieco wyższych aniżeli zazwyczaj poziomach głośności „I Wonder”, „Are We Soldiers” i „Her Halo”, które zachwycając pod względem kompozycyjnym mówiąc najdelikatniej nieco odstają od przynajmniej moich oczekiwań pod względem realizacyjnym. Są bowiem nieco zbyt zwiewne – brakuje im, głównie na średnicy, dociążenia a sytuacji nie ułatwia puszczająca oko w kierunku sterylności sekcja rytmiczna. Tymczasem Dedalusy były w stanie z nawet tak pozornie problematycznego materiału wycisnąć zaskakująco spójny przekaz nader udanie rekompensując braki o których wspomniałem przed chwilą. Owa lekkość dostała odpowiednią dawkę energii, przekaz się wyrównał i zdołał na tyle nabrać muskulatury, że podczas odsłuchów wreszcie przestałem ukradkiem zerkać w kierunku McIntosha MA8900, czy Accuphase’a E-800, które oferując mniej bądź bardziej rozbudowaną equalizację zapewniały może niezgodną z ortodoksyjnymi dogmatami audiofilizmu, ale jakże przydatną możliwość modelowania brzmienia. Proszę mnie tylko źle nie zrozumieć – Dedalusom daleko było od intensywności typowej korekcji, lecz mając świadomość ich natywnych cech byłem w stanie przekuć je na konkretny, w dodatku oczekiwany i w pełni pożądany efekt.
Dlatego też zdając sobie sprawę z całego dobrodziejstwa inwentarza, jakie towarzyszyło „włoskim pomarańczkom” bez większych obaw sięgnąłem po dalece bardziej wymagający a zarazem referencyjnie nagrany i wirtuozersko wykonany repertuar – sygnowany przez Linn Records album „Biber: The Mystery Sonatas” Christiny Day Martinson, Martina Pearlmana i Boston Baroque. Niby to „tylko” barokowa kameralistyka, gdzie próżno szukać spektakularnych spiętrzeń dźwięku, czy nawet potęgi właściwej wielkiemu aparatowi symfonicznemu, jednak w tym wypadku warto zwrócić uwagę na coś zupełnie innego – niekonwencjonalny a przy tym zmienny strój skrzypiec, które zgodnie z zamysłem kompozytora powinny brzmieć nie tylko nieco inaczej aniżeli zazwyczaj, co do każdej sonaty podane zostały dokładne wytyczne co do konkretnego stroju (gorąco polecam odsłuch z dołączoną książeczką, gdzie wszystko, na stronach 9-12 jest wyjaśnione). Podnosiło to i tak nieosiągalną dla większości tak ówczesnych, jak i współczesnych „zwykłych śmiertelników” poprzeczkę wymagań. Jakby tego było mało w „Sonata XI in G major ‘The Resurrection’: Sonata – Hymn ‘Surrexit Christus hodie’ and variations” struny A i D są zamienione miejscami (doskonale widać to na okładce ww. wydawnictwa)– skrzyżowane przed podstawkiem (mostkiem), czyli cieńsza A „ląduje” przed grubszą D kompletnie zmieniając harmonię i wymagając od muzyka zupełnie innego operowania instrumentem. Po co w recenzji li tylko przewodów aż tak rozbudowane didaskalia? Cóż, może dla części odbiorców wystarczy końcowy werdykt, czyli czy warto danym akcesorium zaprzątać sobie głowę, czy lepiej dać sobie z nim spokój, jednak pomimo wieloletniego parania się audiofilskim bajkopisarstwem cały czas udaje mi się zachować niemalże dziecięcą ciekawość w wynajdywaniu w nawet pozornie ogranym do znudzenia repertuarze smaczków i ciekawostek, które do tej pory mi umykały, bądź nie były oczywiste, bądź gdzieś ukryte, a niejako przy okazji recenzowania udało mi się je wyłowić i do nich dotrzeć. Warto bowiem mieć świadomość atawistycznego lenistwa właściwego naszemu umysłowi, który w przypadku powtarzalnych – pozbawionych zmiennych, czynności idzie na łatwiznę i zamiast każdorazowo analizować docierające do niego bodźce woli odtwarzać je z „playbacku”. Całe szczęście recenzenckie roszady takowe bodźce zapewniają, tym bardziej, iż chcąc wychwycić wprowadzane przez nowe urządzenia / akcesoria zmiany wykazujemy się wzmożoną czujnością nawet przez moment nie pozwalając na ww. „granie z pamięci”. A z udziałem Dedalusów owe odsłuchy upłynęły z nieustającym zaangażowaniem, gdyż zamiast bezpiecznej gładkości i słodyczy wyraźnie było słychać natywną chropawość strunowego instrumentarium a że góra nie osiągała aż takiego wyrafinowania i rozdzielczości, co znacznie droższe Vermöuthy Reference raczej nikogo nie powinno dziwić a co najwyżej … cieszyć. Cieszyć? Oczywiście. Bowiem na pułapach cenowych, na jakich operują Dedalusy zbytnia spontaniczność w górze pasma w 99,9% przypadków kończy się ciężką migreną odbiorcy, gdyż ilość i intensywność reprodukowanych dźwięków niekoniecznie idzie w parze z ich jakością a włoskim przewodom udało się zachować w tej materii wysoce satysfakcjonującą równowagę. I to de facto najlepiej świadczy o ich uniwersalności.

W ramach krótkiego podsumowania z niekłamaną radością muszę przyznać, iż kontakt z tytułowymi Dedalusami Ricable spowodował dość drastyczne przewartościowanie moich osobistych rankingów dotyczących kwestii od jakich kwot można spodziewać się określonych walorów brzmieniowych. Nie ma się co oszukiwać – poza nielicznymi wyjątkami sięgając po stricte budżetowe okablowanie nabywcy zmuszeni sąstosować w praktyce metodykę leczenia dżumy cholerą, czyli kompensować wady elektroniki wadami okablowania. Tymczasem Dedalusy dość zaskakująco implementują walory brzmieniowe zarezerwowane zdecydowanie droższej konkurencji na zupełnie bezboleśnie osiągalną półkę cenową oferując brzmienie dynamiczne i dojrzałe a zarazem nieco tonizujące ewentualne niedoskonałości tak reprodukowanego materiału, jak i samej, spiętej nimi elektroniki. Wnioski z tego stanu rzeczy możecie Państwo z łatwością wyciągnąć sami – kierując się własnym słuchem i głosując własnym portfelem.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R); Atlas Eos Modular 4.0 3F3U & Eos 4dd
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Anort Consequence; Artoc Ultra Reference; Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Rogoz Audio 4SM
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Pewnego rodzaju aksjomatem jest twierdzenie, że im coś jest droższe, tym powinno odznaczać się posiadaniem znacznego udziału pierwiastka tak zwanej jakości. To oczywiście ma zastosowanie jedynie w momencie omijania szerokim łukiem obecnych na światowych rynkach tak zwanych „okazji”, czyli kukułczych jaj – produktów tylko udających lepsze. Jednak abstrahując od konkretnego osądu lepsze / gorsze, bardzo istotnym zagadnieniem jest pojęcie „dobrego”. Po co zatem w dobie wyścigu zbrojeń praktycznie każdego producenta na posiadanie czegoś „naj” w swojej ofercie, przywołuję tak prozaiczną, nie wzbudzającą nadmiernych zachwytów zrównoważoną emocjonalnie ocenę? Z prostego powodu. Otóż powyższe kryterium, dla przykładu w odniesieniu do naszego podwórka, można zastosować w sytuacji wpisywania się czegoś w dany zestaw audio, w momencie oceny czegoś w wartościach bezwzględnych, tudzież nawiązując do naszego dzisiejszego spotkania, coś może być dobre w danym segmencie cenowym. I właśnie ta ostatnia zależność będzie myślą przewodnią dzisiejszego mitingu, gdyż mam zamiar udowodnić Wam, iż będące punktem zapalnym tego tekstu okablowanie systemów audio włoskiej marki Ricable Dedalus w specyfikacji XLR, POWER i SPEAKER w swojej grupie cenowej są co najmniej dobre, a pokusiłbym się nawet o opinię bardzo dobre. Zainteresowani, co są w stanie zaprezentować osiągalne nawet dla zwykłego Kowalskiego, wizytujące nasze progi za sprawą konińskiego dystrybutora Instal Audio, włoskie druty? Jeśli tak, mniemam iż wiecie, co dalej robić.

Kreśląc kilka zdań o budowie naszych bohaterów, najistotniejszą informacją jest bliźniacza budowa serii w kwestii geometrii splotu żył przewodnika, samego materiału jako nośnik sygnału i ekranowania. Jedyną różnicą jest ilość warstw ekranujących, skutkiem czego jest jej podwojenie w sygnałówce i sieciówce w stosunku do pojedynczego ekranu w kablu głośnikowym. Jeśli chodzi o użytą w roli przewodnika miedź, mamy do czynienia z jej autorską odmianą miedzi „MARC” (Multicore Annealed Ricable Conductor) na bazie surowca o specyfikacji 7N, która w opinii producenta jest znacznie lepszą opcją od „cywilnej” beztlenowej wersji OFC. Jeśli chodzi o temat ekranowania, ten zrealizowano przy zastosowaniu systemu mieszanego, w skład którego wchodzi miedź, aluminium i mylar. Oczywiście wieńcząc dzieło zabezpieczania kabli przez szkodliwymi sygnałami zewnętrznymi posłużono się jaskrawo-pomarańczową izolacją z polimeru. Na koniec tego akapitu pozostały do przybliżenia kwestie zastosowanych wtyków. Przewód sieciowy wykorzystuje ciężkie aluminiowe korpusy wtyków i pokrywane 24 karatowym złotem miedziane styki, XLR-y zakonfekcjonowano złoconymi Neutrikami a głośnikowce posiłkują się terminalami ze stopu miedzi i telluru w wykończeniu 24 karatowym złotem. Na koniec rzeczone kabelki spakowano w przyjemne dla oka i zapewniające bezpieczeństwo podczas logistyki kartonowe pudełka.

Naturalną koleją rzeczy mimo planów przetestowania całego dostarczonego zestawu, procesowi zmian przyglądałem się progresywnie, czyli po wpięciu każdego z kabli robiłem sobie krótką sesję odsłuchową w celu wyłapania potencjalnych zmian. Jaki to cel?? Otóż częstym zjawiskiem jest całkowicie inne działanie okablowania tej samej serii w zależności od obsługiwanego sygnału w systemie audio. Tymczasem ku mojemu zaskoczeniu każdy przewód ze swoim sznytem brzmieniowym szedł tą samą drogą. Jaką? Ciekawą. A biorąc pod uwagę żądaną za nie kwotę, bardzo dobrą, bo odpowiednio zrównoważoną. Co to oznacza? W moim zestawie Włosi zastępowali kable ponad dziesięciokrotnie droższe, a mimo to muzyka nadal sprawiała mi wiele przyjemności. Bez szukania poklasku w wyczynowości żadnego z wycinka pasma akustycznego, konsekwentnie epatowała fajną barwą, dobrym nasyceniem i energią basu, co ciekawe, mimo że lekko doświetloną, to nadal daleką od krzykliwości średnicą i będącymi uzupełnieniem całości przedsięwzięcia sonicznego z jednej strony lekko stonowanymi, a z drugiej pokazującymi każdy niuans muzyki wysokimi tonami. Dostałem coś na kształt mojego wzorca brzmienia systemu, z lekkim pobudzeniem wyższego zakresu środka pasma. Owszem, nie należy się spodziewać idealnego oddania rozdzielczości, witalności i precyzji rysowania dźwięku tak jak prezentują moje kable, ale zapewniam, poziom jego jakości za tak – zaznaczam, że z mojej perspektywy – nieduże pieniądze był świetny. Rzekłbym nawet, że konia z rzędem temu, kto za ca. 2 tysiące złotych za pojedynczy kabelek znajdzie tak dbającego o pozostanie w strefie muzykalności, z bonusem lekkiego otwarcia centrum pasma, konkurenta. A co najciekawsze, każda z trzech konstrukcji mogąc pochwalić się tym samym sznytem grania w pełnym secie nie przekroczyła poziomu dobrego smaku. W imię dobrego wyniku końcowego każdy z nich wnosił do dźwięku tylko cząstkę tego, co sam potrafił. W innym wypadku doszłoby do spektakularnej porażki, czego potomkom Starożytnego Rzymu udało się uniknąć.
Przekładając powyższy wywód na konkretną muzykę, jednoznacznie stwierdzam, iż praktycznie każdy jej rodzaj czerpał z zastanej sytuacji coś ciekawego. Czy to twórczość barokowa z jej głównym zadaniem wywoływania emocji zawieszonymi w często bezkresnym eterze wielkich kubatur kościelnych wydarzeniami instrumentalno-wokalnymi, mimo wspomnianego uspokojenia witalności przekazu, dzięki otwarciu wyższej średnicy potrafiła z jednej strony świetnie oddać najdrobniejszy akcent dźwiękowy danej płyty, a przy tym nie popaść w nadinterpretację lub szkodliwą krzykliwość tego wycinka pasma. Wokal mimo doświetlenia jego wyższych partii nadal był płynny i gładki, ale dzięki właśnie temu ożywieniu świetnie słychać było ważną dla odbioru całości pracę wszechobecnego echa. W innych nurtach było podobnie. Choćby mocne uderzenia zespołów Metallica, Black Sabath, czy Iron Maiden, za każdym razem otwartość środka w połączeniu z ogólną plastyką i masą w dolnych partiach dźwięku, lekko wyeksponowaną informacyjnością znakomicie wspierała popisy praktycznie każdego instrumentalisty. Jednak nie byłbym sobą, gdybym nie wskazał wygranych postaci w tej sytuacji, jakimi zazwyczaj okazywali się ulubieni przeze mnie gitarzyści. Mocne riffy wspierane dodatkowym światłem świetnie nadawały ton przecież w założeniu agresywnej muzyce. Co prawda określiłbym to jako lekkie zaskoczenie, ale w mojej opinii oferta brzmieniowa opiniowanych kabli była typowa wodą na młyn tej twórczości. Wodą oprócz wspomnianych aspektów umiejętnie zachowującą dobre rozmiary szerokości i głębokości generowanych w moim pokoju wirtualnych spotkań z artystami. A jak sytuacja wyglądała z pozostałymi zapisami nutowymi? W bardzo podobnym stylu z drobnymi różnicami w zależności nacisku danego repertuaru na konkretne akcenty brzmienia. Dlatego też z uwagi na zbliżony odbiór nie będę sztucznie rozwadniał tekstu, tylko przechodząc do skreślenia puenty naszego spotkania, zachęcę potencjalnych zainteresowanych do osobistych prób.

Mam nadzieję, że zrozumieliście moje intencje. Jeśli nie, powtórzę w skrócie, iż dostarczony do testu zestaw okablowania mimo dość wyrazistego pokazania centrum pasma nie wpadał w panikę i nie zaczynał nieprzyjemnie krzyczeć. Podawał muzykę z większą iskrą i świeżością średnicy, jednak dzięki masie dolnego zakresu jakby ukulturalnieniu wysokich tonów sytuacja nabiera fajnego, bo dość lotnego, ale bez wycieczek do przerysowań wyrazu. Komu dedykowałbym tytułowych bohaterów? Dosłownie każdemu, kto ze swoim zestawem nie ociera się o zbytnią nadpobudliwość, z lubiącymi gęstsze klimaty włącznie. Powód? Włoskie okablowanie swoje trzy grosze fajnie dozowało, a nie siłowo forsowało, co sprawia, że nawet jeśli coś zagra w innej niż macie na co dzień estetyce, nadal będzie to ciekawe. Inne, ale ciekawe, czyli nawiązując do tematu ze wstępniaka, w danym segmencie cenowym dobre. A jeśli tak, to trudno o lepszą rekomendację do prób we własnym systemie.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0
– przetwornik cyfrowo/analogowy dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10 SE-120
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Sigma CLOCK
– Shunyata Sigma NR
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
– wzmacniacz` zintegrowany Trigon Epilog
Kolumny: Dynaudio Consequence Ultimate Edition
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri „Million”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA

Dystrybucja: Instal Audio
Ceny
Ricable Dedalus XLR: 1 759 PLN / 2 x 0,5m; 1 849 PLN / 2 x 1m; 2 059 PLN / 2 x 2m; 2 179 PLN / 2 x 3m
Ricable Dedalus Speaker: 2 229 PLN / 2 x 2m; 2 539 PLN / 2 x 3m; 2 869 PLN / 2 x 4m; 3 279 PLN / 2 x 5m
Ricable Dedalus Power: 2 029 PLN / 1,5m; 2 269 PLN / 2,5m; 2 539 PLN / 3,5m

Dane techniczne
Ricable Dedalus XLR
Pojemność: 27 pF/m
Rezystancja: 50 Ω/km
Średnica zewnętrzna: Ø 10 mm
Conductors Section: 2 x 0.55 mm² + Ground
Konstrukcja przewodników: Skręcone między sobą z izolacją
Średnica żył: 0.08 mm
Materiał przewodnika: miedź MARC o czystości 7N 99.99999%
Geometria: Zbalansowana
Izolacja dielektryczna: polimerowa
Ekranowanie wewnętrzne: Mylar i Aluminium
Ekranowanie zewnętrzne: plecionka z miedzi OFC
Ochrona zewnętrzna: Gęsta plecionka polietylenowo – nylonowa
Styki: Spawane ręcznie specjalnym stopem eutektycznym Sn/Ag/Cu
Wtyki: miedziane, złocone Neutrik

Ricable Dedalus Speaker
Pojemność: 50 pF/m
Rezystancja: 3.4 Ω/km
Obsługiwane waty RMS: Maks 650 W RMS
Średnica zewnętrzna: Ø 16 mm
Przekrój przewodnika: 6.4 mm²
Konstrukcja przewodników: 750 przewodów na przewodnik
Średnica żył: 0,10 mm
Materiał przewodnika: miedź MARC o czystości 7N 99.99999%
Geometria: Skręcone przewody
Izolacja dielektryczna: R-TEC Technopolimer
Ekranowanie zewnętrzne: Oplot miedziany MARC 7N dodatkowo cynowany
Ochrona zewnętrzna: Gęsta polietylenowo – nylonowa plecionka
Materiał wtyków: Stop miedzi i telluru
Wtyki: Pozłacane 24-karatowym złotem
Cechy wtyków które zapewniają wysoką wydajność: Profesjonalny banan BFA z wtyczką wzmacniającą, korpus ze stopu miedzi i telluru pozłacany 24-karatowym złotem, specjalną techniką elektrolizy złota / miedzi, powłoka magnetyczna
Cechy szczególne: RNR – System redukcji szumów na bazie germanu

Ricable Dedalus Power
Pojemność: 120 pF/m
Rezystancja: 3.4 Ω/km
Maksymalne dopuszczone natężenie prądu: 65 A
Średnica zewnętrzna: Ø 18 mm
Przekrój przewodnika: 6.4 mm²
Konstrukcja przewodników: Skręcone między sobą z izolacją
Średnica żył: 0,10 mm
Materiał przewodnika: MARC Czysta Miedź 7N 99.99999%
Geometria: Skręcone maszynowo
Izolacja dielektryczna: Technopolimer R-TEC (Ricable Technology Construction)
Ekranowanie wewnętrzne: Mylar + Aluminium
Ekranowanie zewnętrzne: Oplot miedziany OFC o dużym pokryciu
Ochrona zewnętrzna: Osłona o wysokiej zwartości polietylenu / nylonu
Materiał wtyków: Czysta miedź OFC
Wtyki: Pozłacane 24-karatowym złotem
Cechy wtyków które zapewniają wysoką wydajność: Wbudowany blok ferrytowy, korpus monoblokowy z miedzi OFC pozłacanej 24-Karatowym złotem specjalną techniką elektrolizy złota / miedzi, Ekran magnetyczny, wtyczka IEC 10A, wtyczka Schuko 16A

Pobierz jako PDF