Opinia 1
Choć tłok na rynku wszelakiej maści streamerów, transportów i serwerów audio powoli zaczyna osiągać poziom porównywalny z obłożeniem inaugurującego sezon urlopowy „Słonecznego”, to jak sprawca dzisiejszego zamieszania udowadnia nic nie stoi na przeszkodzie, by może nie jak grzyby po deszczu, co dość regularnie pojawiali się nowi amatorzy do wykrojenia własnego kawałka cyfrowego tortu. Co jednak ciekawe w ramach niniejszej recenzji nie będziemy roztrząsali przypadku jakiegoś dopiero wkraczającego w ów obszar debiutanta, lecz naszą uwagę zwrócił powstały w 2009r. i do tej pory prężnie działający głównie na terenie swej rodzimej Japonii a dopiero w zeszłym roku „zaopiekowany” przez krakowskiego Nautilusa byt. O kim, a raczej o czym mowa? O jednoosobowym – założonym i prowadzonym przez pana Kyoshi Omata mikro-przedsiębiorstwie Sforzato Corp. i sygnowanym przez nie, otwierającym niezwykle spójne portfolio streamerze Sforzato DSP-09EX, na którego test serdecznie zapraszamy.
Gwoli wyjaśnienia, jak to w przypadku debiutantów mamy w zwyczaju pozwolę sobie na krótkie wprowadzenie w temat i wspomnę, iż poza tytułowym plikograjem w katalogu Sforzato znajdziemy jeszcze starsze rodzeństwo w postaci dwóch streamerów/USB-DAC-ów o symbolach DSP-07EX i DSP-05EX oraz trzech zegarów – PMC-07EX, PMC-05EX i PMC-03EX. Jak łatwo zauważyć, szczególnie po zerknięciu do cennika, im niższa cyfra tym wyższy model, więc nasz dzisiejszy gość z racji swego najwyższego z firmowej gromadki numeru startowego niejako przeciera szlaki i czyści przedpole dla szlachetniej urodzonych pobratymców. Nie da się również nie odnieść wrażenia, iż DSP-09EX swą niezbyt imponującą posturą w sposób oczywisty nawiązuje do stanowiących jego bezpośrednią konkurencję plikograjów Auralica, bądź Lumina. A tak po prawdzie 9-ka wykazuje zaskakujące podobieństwo właśnie do mini-Luminów, w tym mojego dyżurnego U2 Mini. I jak się zakaz okaże owa spójność dalece wykracza poza li tylko ramy natury aparycyjnej. Jednak nie uprzedzając faktów na razie skupmy się na tym co widać gołym okiem. A widać nieco surowy front wykonany z solidnego płata anodowanego srebrnego aluminium z centralnie umieszczonym błękitnym wyświetlaczem po bokach którego ulokowano pojedyncze przyciski – lewy odpowiedzialny za wybór wejścia i prawy pozwalający na odwrócenie fazy. I tu drobna dygresja, gdyż pomimo całkiem sensownej przekątnej i rozdzielczości ww. display dostarcza zaskakująco śladowe informacje dotyczące jedynie wybranego wejścia, oraz parametrów (częstotliwości i głębi bitowej) odtwarzanego materiału, więc tak o czasie trwania, czy nawet tytułach/wykonawcach reprodukowanych utworów/albumów można zapomnieć. Mechaniczny włącznik główny umieszczono z kolei na płycie dolnej tuż za linią frontu. Nie ma możliwości pozostawienia 9-ki w trybie stand-by, co biorąc pod uwagę fakt zaskakująco wysokiej temperatury pracy streamera (perforacja płyty górnej i dolnej bynajmniej nie jest elementem dekoracyjnym, lecz stricte technologicznym) wydaje się zabiegiem w pełni przemyślanym. Dlatego też przed odsłuchem warto 9-kę na kwadrans, bądź dwa wcześniej włączyć, żeby niejako rozprostowała kości i nabrała właściwej temperatury.
Zdecydowanie więcej dzieje się na ścianie tylnej, gdzie patrząc od lewej do dyspozycji otrzymujemy zintegrowane z komorą bezpiecznika gniazdo zasilające IEC, selektor wyboru zegara (wewnętrzny/zewnętrzny), gniazdo BNC dla zegara zewnętrznego, porty Ethernet (RJ45) i USB typu B (typ A służy jedynie do update’u firmware) oraz po parze złoconych wyjść liniowych RCA i XLR. Całość uzbrojono w trzy podklejone filcem nóżki.
A teraz kilka słów o obsłudze i ergonomii użytkowania, gdyż w przeciwieństwie do już dobrze zakorzenionych tak na rynku, jak i świadomości odbiorców rozwiązań Sforzato część rzeczy robi po swojemu, bądź nie robi ich wcale … Chodzi bowiem o to, iż o ile nie dysponujemy postawionym na dedykowanym serwerze/komputerze Roonem, to z pomocą dedykowanej, dostępnej na iOSa i Androida aplikacji Taktina do dyspozycji mamy jedynie obsługę protokołów UPnP, DLNA oraz serwisów streamingowych Amazon, Qubuz i Tidal, lecz w swej „stacjonarnej” (bez opcji Connect) wersji. Sytuację ratuje nieco fakt kompatybilności Sforzato z naszą rodzimą aplikacją JPLAY FEMTO, choć warto pamiętać iż jest ona (aplikacja, nie sytuacja) dostępna jedynie na iOS-a. Ponadto żadne z powyższych rozwiązań nie zapewnia obsługi jednej z najpopularniejszych platform z internetowymi rozgłośniami radiowymi, czyli TuneIn a dodatkowo decydując się na JPLAY warto mieć na uwadze, że „sterownik” – smatfon/tablet, z którego zawiadujemy streamerem cały czas musi znajdować się w obrębie tej samej sieci co streamer, gdyż w przeciwnym razie odtwarzanie zakończy się wraz z końcem aktualnie granego utworu. Z tego co mi wiadomo nie przewidziano również pilota, którego np. do Luminów można dokupić a Auralici przyuczyć do komunikacji z dowolnym, jakiego mamy akurat na podorędziu. Ot uroki minimalizmu, a tak po prawdzie, skoro mamy sterowanie z poziomu tabletów/smartfonów, to nie ma co kręcić nosem, tylko przejść nad ww. faktem do porządku dziennego.
Sercem streamera jest kość przetwornika Sabre ESS ES9038Pro zapewniającego obsługę sygnałów PCM do 768 kHz / 16-32 bit i 512DSD. Jak na takiego malucha z zaskakującą atencją potraktowano zasilanie, w którym znajdziemy … trzy transformatory – jeden dla sekcji cyfrowej i dwa pozostałe dla analogowej – odpowiednio dla „+” i „-”.
Nie mając praktycznie żadnych skojarzeń, bagażu doświadczeń zebranych podczas nawet przypadkowych spotkań, a tym samym również oczekiwań względem tytułowego odtwarzacza do odsłuchów zasiadałem otwarty na dosłownie dowolną sygnaturę. Jednak proszę mi wierzyć na słowo, że nawet w najśmielszych przypuszczeniach nie zgadłbym, że owa „japońska podstawka” od pierwszych taktów „Memory” Palomy Dineli Chesky jasno da do zrozumienia, że ze stereotypowym „cyfrowym” brzmieniem 9-ka ma tyle wspólnego co szyba z szybowcem, gdyż to właśnie w analogu i tym górnopółkowym należy doszukiwać się jej inspiracji i wzorców. Mówiąc wprost jest swoistą, zaskakująco budżetową alternatywą czy to dla rodzimego XACT-a S1, czy topowego 432 EVO Master, którym może nieco pola ustępuje, ale biorąc pod uwagę różnice w kwotach o jakie poproszeni zostaniemy przy kasie oraz świadomości istnienia wyższych modeli japońskiej manufaktury właśnie w roli wielce atrakcyjnej alternatywy ww. urządzeń można ją rozpatrywać. Zacząłem z wysokiego „C”? Nie przeczę, jednak skoro pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz, to Sforzato robi je błyskawicznie i jest ono piorunująco pozytywne. Dostajemy bowiem niezwykle intensywny, soczysty i gęsty a zarazem szalenie rozdzielczy przekaz w którym niby pierwsze skrzypce gra średnica, lecz i skraje pasma poza nieco pomocniczą / służebną rolą nie mają czego się wstydzić zachowując zarówno pełną kontrolę w najniższych rejestrach, jak i krystaliczną czystość oraz otwartość w górnych. Po prostu lwia część scenicznych świateł kierowana jest właśnie na operujący w środku pasma pierwszy plan a dopiero w dalszej kolejności na pozostałych uczestników spektaklu. I tu od razu pozwolę sobie zauważyć, iż faworyzowanie pierwszoplanowych wydarzeń i kluczowość koherencji spektaklu nie oznacza wstydliwego chowania reszty składów po kątach, lecz jedynie nieco mniejszą intensywność ich projekcji. Wystarczy bowiem przenieść naszą atencję na drugi, bądź trzeci plan a dostaniemy precyzyjnie nakreślone źródła pozorne z pełnym pakietem informacji o ich poczynaniach. W dodatku czytelność gradacji kończy się za ostatnim planem nieprzeniknioną czernią, co tylko potwierdza słuszność m.in. pozornego przewymiarowania sekcji zasilającej. Głos Palomy jest nieprzyzwoicie wręcz zmysłowy, ale taki właśnie powinien być, gdyż córka Davida Chesky’ego (tak, tego od audiofilskich krążków swym nazwiskiem sygnowanych) poza umiejętnościami wokalnymi posiada również wykształcenie realizatorskie, więc doskonale wie co i jak na konsolecie poustawiać, żeby tak ona sama, jak i towarzyszący jej skład brzmiał jak należy. I na Sforzato brzmi, jak już zdążyłem zauważyć wręcz grzesznie a za jej plecami dzieje się sporo a japoński plikograj niczego przed naszymi uszami nie ukrywa. Proszę tylko zwrócić uwagę na partie perkusji, czy też gitary albo saksofonu a sami Państwo usłyszycie właściwość faktur, adekwatność gabarytów, czy też pełnię generowanych przez nie informacji. Ponadto wspomniane gęstość i plastyka prezentacji nie są tożsame ze spowolnieniem, czy lepkim, spowolnieniem przekazu. Skoro bowiem nawet na kipiącym agresją progresywnie metalcore’owym „Through Shadows” Born Of Osiris Sforzato udało się zachować pełną równowagę pomiędzy brutalna ofensywnością a prawidłowym wysyceniem i bez odchudzenia, bądź asekuracyjnego zamulenia przekazu oddać pełnię siły rażenia zawartego w nim ładunku emocjonalnego, to śmiem twierdzić, że nawet miłośnicy tego typu ekstremów bez większych obaw mogą japońskim plikograjem się interesować. Warto jednak mieć świadomość, iż DSP-09EX sam z siebie benzyny do ognia nie doleje,, więc jeśli ktoś z jego pomocą będzie próbował rozbudzić i ożywić posiadany, nieco zbyt ospały system, to może srogo się rozczarować i to nawet na opartym na krzykach i wrzaskach repertuarze. Dlatego też tytułowy odtwarzacz lepiej traktować w kategoriach zwieńczenia kompletowania wysokiej klasy zrównoważonego tonalnie, bądź nawet nieco romansującego z rześkością systemu aniżeli panaceum na jego motoryczno-komunikacyjne niedoskonałości.
Z racji swej jasno zdefiniowanej sygnatury Sforzato DSP-09EX nie pozwala na obojętność. Nie daje też szans na zwrot do dystrybutora wszystkim tym, którzy poszukują piękna i naturalności w muzyce. Dlatego też jeśli zamiast dzielić włos na czworo i rozbijać poszczególne dźwięki na atomy wolicie Państwo dać odpocząć skołatanym nerwom przy kojących akordach ulubionych wykonawców, to nie ma co zwlekać, tylko zainteresować się bohaterem niniejszej recenzji, bądź też … poczekać na rozwój wypadków, gdyż z tego co mi wiadomo lada moment powinien do naszej redakcji trafić kolejny, oczko wyżej usytuowany w firmowym cenniku, plikograj tytułowej marki.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II + 2 x bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Blue
– Odtwarzacz plików: Lumïn U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: AudioSolutions Figaro L2 + Solid Tech Feet of Balance + zwory ZenSati Angel
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: WK Audio TheRay Speakers + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Furutech Evolution II Power; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: QSA Red + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super6 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody Ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Jedno jest pewne, obcowanie z muzyką na bazie plików dla wielu z nas stało się chlebem powszednim. To natomiast naturalną koleją rzeczy spowodowało zalew rynku szeroką ofertą tego konstrukcji owe obcowanie zapewniających. I dobrze, bo jest z czego wybierać, a bogactwo rozwiązań pozwala dobrać konstrukcję dopasowaną do swoich potrzeb tak sonicznych, jak i organoleptyczno-munalnych. I gdy w teorii z tego faktu powinniśmy się bezgranicznie cieszyć, w całej tej akcji jedno jest zastanawiające. Mianowicie chodzi o to, że gro wprowadzanych na nasz rynek konstrukcji mając rodowód wschodni, wielu z nas nie na ten wschód liczy. Do czego piję? Naturalnie do faktu znikomej ilości podobnych propozycji z kolebki zabawy w zaawansowane audio jaką jest Japonia. Nie twierdzę, że Korea, Chiny i im podobne landy to zło, które nie potrafi zaproponować klientowi dobrego produktu, jednak dla purystów jak w każdej dziedzinie życia liczą się przez lata hołubione zasady. A jedną z nich w naszej zabawie dla wielu osobników jest konsekwentne penetrowanie li tylko rynku japońskiego. Przesada? Nic z tych rzeczy, po prostu poparta wieloletnimi pozytywnymi doświadczeniami konsekwencja w podejmowaniu wyborów. Jaki cel ma powyższy wywód? To chyba oczywiste, a chodzi o fakt zajęcia się konstrukcją z będącego bohaterem powyższego wywodu obozu inżynierskiego. A będzie nią dostarczony przez krakowski Nautilus, pochodzący z Japonii streamer Sforzato DSP-09EX. Na pierwszy rzut oka niepozorny rozmiarowo, ale za to ciekawy w kwestii brzmienia. Jeśli zatem jesteście ortodoksyjnymi akolitami inżynierii z kraju kwitnącej wiśni – naturalnie nie jest to warunek bezwzględny, serdecznie zapraszam Was do zapoznania się z kilkoma spostrzeżeniami na jego temat.
Od pierwszego kontaktu wzrokowego dokładnie widać, iż DSP-09EX w kwestii rozmiarów może pochwalić się osiągami na poziomie „midi”, czyli niezbyt rozbuchanymi gabarytami. Ale to żaden problem, a rzekłbym nawet, że zaleta, gdyż sugeruje, iż gro kosztów powstania tego urządzenia pochłonęły działania inżynierskie w odniesieniu do brzmienia, a nie designerskie oferujące ładnie opakowany, jednak w środku marnej próby smakowej cukierek. Przechodząc do konkretów widzimy, iż tytułowy Sforzato to średniej wielkości prostopadłościan, w którym dolną, górną i boczne ścianki uformowane z grubej giętej czernionej blachy na bazie aluminium od frontu osłonięto solidną sztabką tym razem srebrnego glinu, a od tyłu także aluminiowym, naturalnie bogato wyposażonym panelem przyłączeniowym. Jeśli chodzi manualno-instalacyjną ofertę streamera, na awersie znajdziemy centralnie umieszczony wyświetlacz i zorientowane obok niego dwa przyciski funkcyjne: Select i Phase, natomiast na rewersie bogaty zestaw przyłączy do aplikacji urządzenia w dowolny tor, w skład którego wchodzą wejścia cyfrowe LAN, USB, wejście na zewnętrzny zegar sterujący taktowaniem sygnału wraz z inicjującym jego pracę hebelkowym przełącznikiem, gniazdo serwisowe, wyjścia analogowe RCA/XLR oraz zintegrowane z bezpiecznikiem gniazdo zasilania IEC. Tak prezentujący się streamer usadowiono na trzech antywibracyjnych stopach. Co do kwestii obsługi, nasz bohater nie daje możliwości wybrania muzyki z tak zwanego palca, ale to nie problem, bowiem znakomita większość tego i tak nie robi, a producent oferuje do tego celu darmową aplikację. Aplikację nie tylko pozwalającą nim sterować, ale także pokazującą niezbędne informacje dotyczące słuchanego materiału. To ostatnie jest dość istotne, gdyż na frontowym wyświetlaczu odczytamy jedynie format i częstotliwość próbkowania, a wielu z Was o danym utworze lub płycie zapewne lubi wiedzieć dosłownie wszystko, co naturalnie z jej pomocą dostaniecie.
Co oferuje japoński odtwarzacz plików? Według mnie najważniejszym jest granie z fajną plastyką i esencjonalnością, jednak przy tym z dbałością o niezbędny do wciągnięcia nas w nurt wydarzeń pakiet informacji. To oznacza, że opisywane źródło nie sili się na pokazanie szkodliwej wyczynowości prezentacji, co jest całkowicie zrozumiałe z racji bycia podstawowym modelem tego producenta, tylko udanie dba o zachowanie idealnego konsensusu pomiędzy muzykalnością i transparentnością podania odtwarzanego materiału. Temat jest na tyle ciekawie zrealizowany, że słuchana muzyka – nawet ta najgorzej zarejestrowana – nigdy nie zakuła mnie w ucho, a z drugiej strony drobiazgowość wizualizowania bardzo istotnych dla naszego zadowolenia niuansów sonicznych była na tyle umiejętnie serwowana, że ani przez moment nie poczułem pierwiastka nudzącego mnie uśrednienia przekazu. Efekt był taki, że w zależności od sytuacji na scenie raz z większym, a raz z mniejszym zaangażowaniem w pokazanie nieprzewidywalności danej twórczości, ale za każdym razem dostawałem trafiającą w punkt kwintesencję zarejestrowanych na płytach zamierzeń artystów. Efekt był taki, że i łatwa i ciężka muza mimo jawienia się w estetyce sporej muzykalności za każdym razem do mnie trafiała.
A zapewniam, w przypadku mocnego uderzenia rockiem choćby zespołu Megadeth „The Sick, the Dying… and The Dead” nie jest to takie łatwe. Wychowanie na popisach AC/DC swoje robi i zbytnie upiększanie z założenia agresywnej muzyki wypada po prostu nudno, a w najgorszym wypadku nawet źle. Na szczęście tytułowy Japończyk trafnie dozował plastykę i mimo podkręcania emocji w domenie nasycenia wokalizy, nie zabijał drzemiącego w niej szaleństwa, co dodatkowo skutecznie podkreślał mocnymi gitarowymi riffami i kopaniem diabelsko prowadzonej perkusji. Owszem, to nie był idealny pokaz w wartościach bezwzględnych, ale takim miał być, gdyż decyduje o tym zaawansowanie techniczne urządzenia, które w tym przypadku jest najprostszym modelem tej linii i stawia na dobrze rozumiane, czyli na ile się da pełne ekspresji, ale z zachowaniem dobrego rozsądku pozwalającego spędzać przy muzyce dowolną ilość czasu bez efektu z jednej strony zmęczenia niekontrolowanym chaosem, a z drugiej będącej efektem zbytniego uspokojenia wydarzeń nudy.
Oczywiście jako naturalny feedback zbieżności działań Sforzato z oczekiwaniami dla przykładu muzyki jazzowej spod znaku Jana Garbarka z formacją The Hillard Ensemble w interpretacji zapisów sakralnych na płycie „Officium” proces testowy był w pozytywnym tego słowa znaczeniu porażający. Ta uduchowiona muzyka wręcz kipiała od serwowanych mi emocji. Tembr brzmienia saksofonu przeplatany zniewalającymi frazami męskiej wielogłosowej wokalizy przykuwał mnie do fotela na tyle skutecznie, że jedynymi momentami na wzięcie pełnego oddechu były przerwy pomiędzy kolejnymi utworami. Ba, czasem z uwagi na pełne zaangażowanie emocjonalne potrafiłem przegapić nawet je, gdyż zanim zdążyłem przetrawić zakończony kawałek, rozpoczynał się kolejny, równie intymny i w bajecznie sposób odtworzony. Szczerze, to nie była typowa sesja testowa, bo podczas takowych zawsze jakimś cudem udaje się oderwać od słuchanej muzyki, tylko sesja wręcz zniewalająca mojego ducha. A wszystko naturalnie dlatego, że jak wspominałem, streamer grał nader muzykalnie, a słuchany materiał czerpał z tego pełnymi garściami, czyli zaliczyłem pełną synergię pomiędzy odtwarzaczem, materiałem muzycznym i moimi oczekiwaniami.
Gdzie widziałbym naszego japońskiego bohatera? Bez dwóch zdań w pierwszej kolejności wszędzie tam, gdzie oczekujecie sporych pokładów piękna słuchanej muzyki. Sforzato DSP-9EX pokaże muzykę z najpiękniejszej, ale przy tym dalekiej od nudy strony, co gwarantuje zabawę na długie godziny bez efektu zmęczenia. W drugiej kolejności zaś poleciłbym go również posiadaczom systemów cierpiących na zbytni chłód i pewnego rodzaju wagową anoreksję. Dostaną nieduży, ale jednak zastrzyk body i ciepła, co sprawi, że system pokaże się z płynniejszej, a przez to tętniącej większą radością strony. Natomiast jedynymi osobnikami, którym będzie z nim nie po drodze, z pewnością okażą się piewcy wyczynowości prezentacji muzyki ponad wszystko. Nasz bohater został zaprojektowany do umilania życia melomanowi, a nie zamęczania go nachalnymi atakami bliżej nieokreślonych w kwestii płynności dźwięków. Jak widać, wybór jest jasny. Wystarczy jedynie określić swoje priorytety i zderzyć je z moimi obserwacjami. Obserwacjami, w których najważniejsze jest pokazania muzyki przez duże „M”.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– odtwarzacz CD Gryphon Ethos
– streamer: Lumin U2 Mini + switch QSA Red-Silver
– przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Commander
– końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
– kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
– kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
– IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
– XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1, Furutech Project V1
– IC cyfrowy: Furutech Project V1 D XLR
– kabel LAN: NxLT LAN FLAME
– kabel USB: ZenSati Silenzio
– kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord,
Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC, ZenSati Angel
Stolik: BASE AUDIO 2.
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, QSA Silver, Synergistic Research Orange
– platforma antywibracyjna Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Dystrybucja: Nautilus
Producent: Sforzato Corp.
Cena: 14 900 PLN (regularna 4 490€)
Dane techniczne
Wyjścia analogowe: RCA, XLR, ok. 2 Vrms
Wejścia: LAN (RJ45), USB typu B, 10 MHz BNC (zegar)
Obsługa plików: AIFF, WAV, FLAC, ALAC, dsf, diff
Obsługiwane częstotliwości: 44,1 kHz – 768 kHz / 16-32 bit (PCM); 2,8 – 22,5 MHz (64-512) DSD
Obsługiwane protokoły: Roon Ready, UPnP, DLNA
Obsługiwane serwisy streamingowe: Amazon HD, TIDAL, Qobuz
Wymiary (S x G x W): 234 x 280 x 85 mm