Opinia 1
Pomimo niezbitych dowodów na to, że świat przez ostatnie kilkanaście lat zauważalnie, oczywiście w przenośni, „zmalał”, czyli w większości przypadków podróż z praktycznie dowolnie zlokalizowanego na naszym globie punktu A do punktu B liczymy (o ile tylko planów nie pokrzyżuje Covid-19 i związane z nim uroki kwarantanny czy też lockdownu) w godzinach a przesyłki docierają do nas z najdalszych zakątków globu w kilka dni, to nadal część nabywców, czy to z przyzwyczajenia, czy to z innych względów ceni sobie możliwość organoleptycznego kontaktu z konkretnym przedmiotem przed jego zakupem. Dlatego też, choć nie mamy najmniejszych oporów przed testowaniem oferty producentów niemających naszego rodzimego przedstawicielstwa, szalenie miło nam poinformować, iż biorąc po raz kolejny na redakcyjny tapet wyrób o nader egzotycznym, gdyż pochodzącym ze słonecznej Bali (niezorientowanym podpowiem, że to indonezyjska wyspa w archipelagu Małych Wysp Sundajskich), rodowodzie wreszcie zamiast li tylko namiarów na wytwórcę możemy na końcu podwójnej epistoły podać polskiego dystrybutora, którym niedawno zostało gliwickie 4HiFi. Mowa oczywiście o prowadzonej przez Hendry’ego Ramli jednoosobowej manufakturze Vermöuth Audio, której to portfolio ostatnimi czasy poszerzyło się o dwóch przedstawicieli topowej serii Reference – będący przedmiotem niniejszej recenzji interkonekt Phono w wersji RCA/RCA i spokojnie czekający na swoją kolej przewód USB.
Biorąc pod uwagę fakt, iż jest to już nasze czwarte spotkanie z balijską myślą techniczną w jej topowym – referencyjnym wydaniu kwestie natury około-logistycznej dotyczące zunifikowanego firmowego opakowania w postaci minimalistycznego czarnego pudełka i chroniącego jego zawartość przed obtarciami lnianego(?) woreczka potraktuję dość zdawkowo. Nadmienię jedynie, że nie zabrakło stosownego certyfikatu potwierdzającego autentyczność i tyle. Jeśli zaś chodzi o sam wygląd, to pół żartem, pół serio śmiało możemy uznać, iż mamy do czynienia z miniaturką głośnikowców z tą tylko różnicą, że zamiast widełek/bananów mamy wtyki RCA a oprócz żył sygnałowych pojawiło się zielonkawe uziemienie. Cała reszta jest toczka w toczkę taka sama, oczywiście uwzględniając wspomniane przeskalowanie. Firmowe, carbonowe splittery, z tego samego materiału wykonane, wieńczące cieńsze odcinki krańcowe korpusy wtyków i opalizująca perłowa bielą ożywiona pojedynczą czarną nitką zewnętrzna koszulka sprawiają, że mając tytułową łączówkę w rękach niejako podświadomie wiemy, że sroce spod ogona nie wypadła i bez najmniejszych problemów powinna wpisać się w indonezyjską „rodzinę królewską”. A właśnie, skoro jesteśmy przy doznaniach organoleptycznych, czyli teście na tzw. „macanta” warto nadmienić, że VARP (Vermöuth Audio Reference Phono) jest nad wyraz wiotki, przez co jego aplikacja jest czysta przyjemnością i nie nastręcza najmniejszych trudności nawet przy nader ograniczonym miejscu za spinanymi nim urządzeniami.
W związku z przynależnością do serii Reference trudno się dziwić, że tak konstrukcja, jak i wykorzystane do produkcji dzisiejszego bohatera materiały są generalnie takie same jak w przypadku testowanych już przez nas interkonektów. Jednakże, co z resztą widać już na pierwszy rzut oka, w przypadku gramofonowej łączówki użyto przewodników o mniejszym przekroju (24AWG) i nieco innej geometrii. W Phono sygnał biegnie dwiema podwójnymi przewodami w których każda wiązka z miedzianych (OCC) drucików o zróżnicowanym przekroju jest izolowana FEP i taki podwójny przebieg dla lewego i prawego kanału otula dodatkowa izolacja z PVC. Żyła uziemienia z miedzi OFC poprowadzona została osobno w izolacji PVC. Wszystkie trzy przewody otulono wypełnieniem poliestrowym, na które nasunięto pełniącą rolę ekranu plecionkę z miedzi OFC, koszulkę z PVC i dopiero zewnętrzny – charakterystyczny opalizujący biały peszel z pojedynczą czarną nitką (również z PVC).
Skoro tak z zewnątrz, jak i w trzewiach mamy niejako to, co do tej pory logicznym wydaje się oczekiwanie zbliżonej do rodzeństwa estetyki brzmienia ze strony dzisiejszego bohatera. I tak też jest w istocie, bowiem VARP oferuje zarówno niezwykłe bogactwo i nasycenie barw, jak i wyśmienitą rozdzielczość i motorykę, czyli pełnokrwisty Vermöuth i już. Jeśli jednak ktoś z Państwa nie miał do tej pory przyjemności obcowania z balijskim okablowaniem i zależałoby mu na nieco bardziej oczywistych porównaniach, to śmiało można porównać dzisiejszego gościa do oferty Duńczyków z Organic Audio nomen omen z serii Reference. Przypadek? Nie sądzę. Dla mnie osobiście oznacza to jedynie tyle, że wpinając VARP-a każdorazowo z trudem przychodziło mi przestawienie się z trybu hedonistycznego delektowania się serwowanym mi, znaczy się sobie samemu – była to klasyczna samoobsługa, gdyż domownicy wolą niczego w redakcyjnym systemie nie dotykać, repertuarem w tryb recenzencki i dzielenie przysłowiowego włosa na czworo. Zamiast bowiem skupiać się na wychwytywaniu ewentualnych zalet i wad zdecydowanie bardziej wolałem czerpać radość z dobiegających mych uszu wielce urodziwych dźwięków. Piszę to z premedytacją i pełną świadomością, gdyż o ile każdorazowo staram się, podobnie jak Jacek, podchodzić do krytycznych odsłuchów na serio, po wielokroć informując o wybitnej subiektywności wyrażanych opinii i wypunktowywać kluczowe cechy konkretnych, poddawanych wiwisekcji osobników, to tym razem już po kilku taktach dawałem sobie spokój z pisaniną. Po prostu, po kilkunastodniowej rozgrzewce (otrzymaliśmy fabrycznie nowy egzemplarz) VARP na tyle wpasował się, żeby nie powiedzieć, że wrósł w mój system, że jego obecność traktowałem jako oczywistą oczywistość. Może nie był to taki zastrzyk energii jak przy XLR-ach, jednak analogie do łączówek RCA wydają się w pełni uzasadnione. Co istotne mając oba interkonekty w torze nie zaobserwowałem nawet najmniejszych oznak przesytu, czy zbyt wysokiego stężenia „cukru w cukrze”. Zamiast tego jedynie podkreślona została wspomniana energetyczność przekazu, oraz jego iście organiczna homogeniczność.
Przykładowo na mocno agresywnym, opartym na ostrych riffach i elektronicznej szorstkości „RECHARGED” Linkin Park całość nabrała soczystości i namacalności. To już nie były suche, komputerowo posklejane mixy, tylko nader sensownie skompilowany koncept-album. Wokale cechowała odpowiednia emocjonalność i siła a wszelakiej maści loopy, sample i bity z zaskakującą precyzją były rozmieszczane na w pełni definiowalnej, trójwymiarowej scenie. Co istotne nawet mój dyżurny, wielce energetyczny Dynavector DV-10X5 potrafił zejść jeszcze niżej, nie tracąc nic a nic ze swojego drajwu i konturowości. Przesiadka na prog-rockowy „Hiraeth” Lion Shepherd tylko potwierdziła moje obserwacje dotyczące lekkiego zgęszczania przy jednoczesnym unikaniu przyciemniania i spowalniania przekazu. Niezaprzeczalnie zyskują na tym nieco gorsze, zbyt krzykliwe realizacje i nastawione na bezkompromisową analityczność systemy, w których po jakimś czasie zachwytu zaczyna brakować chociażby odrobiny naturalności zamiast neutralności. Nie oznacza to bynajmniej, że „Hiraeth” taki jest, lecz Rock to Rock i czasem potrafi wwiercić się w mózgownicę odpowiednio zmodulowanym riffem, pomijając fakt, że wolę sięgać po takie – zagrane na płynącym z głębi serca spontanie albumy, zamiast bazować na chłodno skalkulowanych samplerach, na których ilość ozdobników i iście bizantyjskiej ornamentyki przysłania właściwą treść.
Z Vermöuthem jest łatwiej – wpinamy w tor, włączamy płytę, którą wydawać by się mogło, że znamy na pamięć i … niby dostajemy, to do czego się przyzwyczailiśmy, tylko w nieco bardziej atrakcyjnej, realistycznej, namacalnej formie. Czy nazbyt cukierkowej? Absolutnie nie, po prostu lepiej wpisującej się przynajmniej w moje gusta. To coś jak z fotografią, gdzie niby i tak i tak efekt finalny zależy w znacznej mierze od post-procesu, jednakże dokonując zmiany systemu z Nikona z pełną świadomością wszedłem w Fuji, gdyż niby Sony oferował po wielokroć większy wybór szkieł i wzorcową wręcz ostrość, to nijak nie byłem, i nadal nie jestem, w stanie przekonać się do jego równowagi tonalnej. A jak te dość abstrakcyjne wynurzenia mają się do audio? A tak, że z powodzeniem można znaleźć przewody bardziej rozdzielcze, czy też oferujące bardziej spektakularny dźwięk, jednakże sekretem VARP jest to, że on wszystko robi po prostu dobrze i co najważniejsze z głową. Nie poświęca jakiegoś podzakresu, bądź cechy, by przykuć na siłę uwagę słuchacza jakimś innym aspektem, dlatego z jednej strony gra nad wyraz rzetelnie, jednak czuć i słychać w owej rzetelności potężną dawkę artyzmu. Wystarczy tylko sięgnąć po „Moonlight Serenade” Raya Browna i Laurindo Almeidy i wszystko powinno stać się jasne. Jeśli tak ma brzmieć kompromis, to ja się na niego piszę. Najlepiej dwa razy, gdyż pojedynczy odsłuch pozostawia niedosyt. Mamy bowiem atak, wypełnienie, odpowiednią skalę, namacalność, barwę i soczystość każdego dźwięku okraszone wielce satysfakcjonującym oddechem.
Jeśli powyższy opis moich osobistych obserwacji wydaje się Państwu przesadzony, to niestety nic na to nie poradzę. Tak bowiem Vermöutha Reference Phono odebrałem i nie będę ukrywał, że wielce przypadł mi do gustu. To przewód, który może nie wywraca systemu do góry nogami i powoduje „opadu szczęki”, chyba że przesiadamy się z interkonektów zrobionych co najwyżej z wieszaka na ubrania, ale zauważalnie poprawia komfort odsłuchu i sprawia, że nasze ulubione płyty brzmią po prostu lepiej. Ponadto jeśli miałbym dokonywać jakiejś subiektywnej kategoryzacji i na potrzeby lobby gwiazdkowo – procentowego jakoś zakwalifikować ww. łączówkę, to pomimo jej nad wyraz przystępnej, nieśmiało przekraczającej 2 kPLN, ceny bez chwili wahania wręczyłbym jej bilet wstępu do klubu High-Endu. Czemu? Bo po pierwsze mogę. Po drugie, podobnie jak w przypadku pozostałych Vermöuthów w tym wypadku płacimy praktycznie tylko i wyłącznie za dźwięk a nie za modną „naklejkę”, czyli rozbudowane kampanie promocyjne, zastępy speców od wszystkiego i nie mniej liczebną armię księgowych. I po trzecie – cenę niniejszego przewodu poznaliśmy de facto już po testowych odsłuchach i zdefiniowaniu końcowych wniosków, więc wszelakiej maści podprogowe bodźce, vide pozycjonowanie właśnie przez cenę, możemy sobie darować.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp; Musical Fidelity M6 Vinyl; RCM Audio Sensor 2 Mk II; Thrax Trajan
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Anort Consequence; Artoc Ultra Reference; Arago Excellence
– Stolik: Rogoz Audio 4SM
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Być może zabrzmi to jak typowy przejaw zapędów narcystycznych, jednak nie da się ukryć, iż nasz portal jest swoistym ojcem chrzestnym bytu tytułowego brandu na polskim rynku. To my jako pierwsi pomagaliśmy w przecieraniu szlaków podejmując decyzję bliższego przyjrzenia się poczynaniom pochodzącego z wyspy Bali producenta okablowania dla systemów audio. Jak wypadły przywołane sparingi możecie sprawdzić przy użyciu wyszukiwarki, nas jednak cieszy fakt, że suma summarum włożone do puli nasze trzy grosze przyczyniły się do znalezienia dystrybucji na polskim rynku dla tak ciekawej oferty. O kim mowa? Naturalnie o znanym chyba większości z Was indonezyjskim producencie Vermöuth Audio, który dzięki gliwickiemu dystrybutorowi 4HiFi w tym podejściu testowym wystawił do zaopiniowania kabel Phono flagowej serii Reference.
Tytułowe druty nie odbiegając od reszty oferty z tej serii po transportowym skryciu ich w jasnych, bawełnianych, ozdobionych nadrukiem logo marki woreczkach pakowne są dodatkowo w wykończone w czerni, eleganckie kartony. Temat technikaliów z uwagi na użycie miedzi o popularnej specyfikacji OCC jako przewodnika nie będzie obfitował w informacje rodem z Przylądka Canaveral, bowiem clou stanowią podwójne wielodrucikowe żyły jako sygnały plus/minus i nieco mniejszy w kwestii średnicy również wielożyłowy przebieg uziemienia. Oczywiście to nie jedyne ważne od strony technicznej informacje, gdyż ważnym tematem jest odizolowanie poszczególnych przebiegów drutu od siebie, co w przypisany tej linii produktowej sposób realizowane jest takimi materiałami jak: FEP, PVC i poliester. Tak skonfigurowany konglomerat miedzianego drutu w roli przewodników, różnej maści izolatorów i nałożonej na to miedzianej siatki ubrano w opalizującą bielą z krzyżującym się cienkim, czarnym ściegiem plecionkę. Jeśli zaś chodzi o końcówki, te zaterminowano firmowymi, wykorzystującymi włókno węglowe jako zewnętrzne poszycie wtykami RCA, oraz widłami dla przebiegu uziemienia.
Przyznam szczerze, że po kilku testach potwierdzających świetny stosunek jakości do ceny konstrukcji z tej serii, moje oczekiwania skierowane były li tylko w jedną stronę. Mianowicie byłem ciekaw, czy w ogóle, a jeśli już, to jak daleko, sygnatura brzmienia kabla gramofonowego odbiegnie od zakorzenionej w mojej głowie specyfikacji sonicznej flagowej linii produktowej. I wiecie co? Nie zawiodłem się. Nie dość, że Reference Phono szły wypracowaną wcześniej przez przedstawicieli tej serii drogą, to rzekłbym nawet, iż znacznie podniosły wspomnianą poprzeczkę wskaźnika cena/jakość. Pewnie nie uwierzycie, ale przez cały okres testu byłem wręcz pewien, że bawię się konstrukcją w cenie interkonektów, a mimo to nie mogłem nadziwić się, jak wiele te druty potrafią. Jakież było moje, oczywiście bardzo pozytywne zdziwienie, gdy okazało się, iż cena rzeczonej łączówki gramofonowej opiewa na nieco ponad dwa tysiące złotych. To wydaje się być niemożliwe, jednak jak się okazuje, gdy ktoś nie ma w genach nawyku naciągania ludzi, wiarygodnie bilansuje ofertę brzmieniową do żądanej za nią kwoty. Jaka to oferta? Otóż podobna do poprzednich konstrukcji spod znaku Reference, czyli soczyście, z energią i ciekawym oddechem, a przez to budowaniem szerokiej i głębokiej wirtualnej sceny muzycznej. Od samego dołu miałem do czynienia z solidną podbudową wszelkich brylujących tam instrumentów od perkusji, przez fortepian, po, pewnie się zdziwicie, ale nawet sejsmiczne pomruki sztucznie generowanej muzyki elektronicznej. Oczywiście naturalną konsekwencją znajomości tematu przez producenta było wspomaganie w takiej prezentacji basu przez dobrze podgrzaną, zapewniam, nie przegrzaną średnicę, co za każdym razem dobitnie unaoczniała mi wszelkiego rodzaju muzyka wokalna, oraz uwielbiany przeze mnie jazz z saksofonem, wiolonczelą i kontrabasem na czele. A gdy dodam, że nad tym wszystkim górowały świetnie wyważone, bo dźwięczne, jednak bez wyskoków w bok, wysokie tony, okaże się, iż miałem do czynienia z bardzo poszukiwanym przez wielu melomanów, osadzonym w nienachalnej barwie, przy tym niezgaszonym, muzycznym Graalem. Muzyka tętniła pełnym energii, masy i witalności życiem, generując tym sposobem naturalny odruch słuchania każdej położonej na talerz płyty od początku do końca rowka na każdej ze stron, a to zdarza się nader rzadko. Zazwyczaj słucham jednego lub dwóch otworów, by zmienić repertuar w celach posłuchania jak największej ilości różnorodnego materiału muzycznego. Niestety w tym podejściu testowym jeśli jakimś trafem udawało mi się tego trzymać, to bardzo sporadycznie, czego oczywiście w najmniejszym stopniu nie żałuję i za co finalnie konstruktorowi dziękuję. Naturalnie będąc w pełni szczerym muszę dodać, iż jako to w życiu bywa, zawsze można lepiej, co pokazały mi stacjonujące u mnie na co dzień kable z kraju kwitnącej wiśni. Jednak w tym momencie bardzo istotny jest jeden drobny aspekt. Otóż wspomniani samurajowie byli kilkukrotnie drożsi, a zapewniam, tyleż samo razy lepiej niestety się nie prezentowały. Oczywiście to jest audiofilskie abecadło – nigdy wielokrotność ceny nie przekłada się na bezwzględną wielokrotność jakości gania systemu, jednak w tym przypadku indonezyjski kabel w estetyce prezentacji był na tyle podobny do japońskiego, że jako swoistą, oczywiście w pełni zasłużoną lurkę nie mogłem o tym nie wspomnieć. Jednym słowem brawo południowa Azja.
Jak wynika z powyższego testu, tytułowy model kabla gramofonowego idzie przez lata wypracowanym szlakiem sonicznym tej serii. To jest muzykalność przez duże „M” z umiejętnym unikaniem szkodliwych uśrednień przekazu. Jednak w moim mniemaniu obok oferty brzmieniowej opisywanej łączówki ważny jest również inny temat. Otóż istotnym jest, że nie oszukujmy się, już spora rozpoznawalność marki na naszym rynku nie zwiodła producenta na manowce, jakimi zwyczajowo jest odcinanie kuponów w postaci nieuzasadnionego windowania cen co chwila pojawiających się w jego portfolio nowości. To zaś sprawia, że jeśli w temacie połączeń sprzętowych sekcji analogowej jesteście na rozstaju dróg, nie możecie nie wpisać tytułowego Vermöuth Audio Reference Phono jako jednego z pierwszych na listę odsłuchową. Jeśli jakim cudem tak się stanie, mówiąc kolokwialnie strzelicie sobie w stopę.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0
– przetwornik cyfrowo/analogowy dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Sigma CLOCK
– Shunyata Sigma NR
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Dynaudio Consequence
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri „Million”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA, RCM Sensor 2 MK II
Dystrybucja: 4HiFi
Cena: 2 100 PLN / 1m