1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Vermöuth Audio Reference Power Cord

Vermöuth Audio Reference Power Cord

Opinia 1

Kontynuując eksplorację zagadnień natury energetycznej w dzisiejszej recenzji pochylimy się nad kolejnym akcesorium niezbędnym do pracy większości urządzeń elektrycznych. Mowa oczywiście o przewodzie zasilającym, lecz nie byle jakim, czyli zwykłym „komputerowym” – dorzucanym do pudełka przez producenta wraz z odtwarzaczem Blu-Ray, TV, czy też innym ustrojstwem, a dedykowanym do zastosowań audio i stworzonym nie tylko na podstawie pomiarów, ale może przede wszystkim odsłuchów. O ile bowiem dla większości nieskażonych audiophilią nervosą przewody można podzielić na takie, które działają i takie, które tego nie robią, to już dla (słyszących i świadomych) wyznawców Hi-Fi i High-Endu sam fakt działania, czyli de facto przewodzenia, nie jest sukcesem samym w sobie a jedynie punktem wyjścia do dalszych poszukiwań i mozolnych eksperymentów. Taką właśnie drogę przebył Hendry Ramli, dzięki któremu to po raz kolejny mogliśmy wziąć na redakcyjny warsztat przedstawiciela indonezyjskiej manufaktury Vermöuth Audio – topowy przewód zasilający Reference Power Cord.

Podobnie jak poprzednio u nas recenzowane, należące do serii Reference interkonekty RCA i XLR również i tytułowy przewód, choć zaprojektowany przez Hendry’ego Ramli – założyciela i na chwilę obecną jednoosobowy podmiot gospodarczy Vermöuth Audio, swój początek ma w firmie Wanlung Taiwan – jednym z czterech producentów przewodników OCC na świecie. A same zaś Reference’y składają się ze skręconych z 39 przewodów OCC o różnej średnicy linek o łącznej średnicy 10 AWG owiniętych wokół rurek PE (Air Tubes) wypełnionych powietrzem. Całość znajduje się w aluminiowo-mylarowym płaszczu i jest dodatkowo chroniona plecionym ekranem, a na który z kolei naciągana jest firmowa biała, opalizująca plecionka PVC z pojedynczą czarną nitką. Wtyki to pochodzące od Furutecha modele FI-28 / FI-38 poddane autorskim modyfikacjom i wyposażone w charakterystyczne korpusy z włókna węglowego. Przewody dostarczane są w eleganckich a zarazem skromnych tekturowych pudełkach a przed trudami podróży mogącymi skończyć się niepotrzebnymi otarciami zabezpiecza je płócienny woreczek. W komplecie nie brakuje też stosownego certyfikatu autentyczności.

Przechodząc do części dotyczącej brzmienia wspomnę jedynie na wstępie, iż otrzymany na testy egzemplarz był fabrycznie nowy, więc przez blisko dwa tygodnie pozwoliłem mu spokojnie zaakomodować się w moim systemie, by dopiero po takiej rozgrzewce zacząć go traktować bez taryfy ulgowej. Jeśli zaś chodzi o konkrety, to Vermöuth Audio Reference Power Cord reprezentuje zaskakujące, acz niewątpliwie nad wyraz udane … paradoksalne połączenie pewnego przyciemnienia przy jednoczesnym wzroście rozdzielczości. Zauważacie Państwo tę oczywistą sprzeczność? Jak to możliwe, że suwak z jasnością wędruje w lewo a ilość zauważalnych niuansów i mikrodetali wzrasta? Cóż w Hi-Fi a w szczególności High-Endzie teoria ma to do siebie, iż nie zawsze idzie w parze nie tylko z praktyką, lecz i rzeczywistością, więc zamiast niepotrzebnie głowić się jak takie zjawisko w ogóle jest możliwe sugeruję po jego doświadczeniu po prostu przejść nad nim do porządku dziennego. W dodatku ów efekt nie jest osiągany na drodze nazwijmy ją w uproszczeniu „noktowizyjnej”, gdzie uzyskany obraz może i pokazuje więcej aniżeli egipskie ciemności, lecz niestety obarczony jest niewątpliwą wadą monochromatyczności. Tymczasem zasilającemu Vermöuth-owi nie sposób zarzucić nawet najmniejszych oznak desaturacji a więc mamy w tym przypadku do czynienia z efektem zbliżonym do zastosowania ultra jasnego szkła i wysokoczułej matrycy a i to też nie do końca. Czemu? Otóż przy pełnym otworze w jasnych obiektywach głębia ostrości jest iście „papierowa” (kilkumilimetrowa) a i matryce na wysokim ISO niestety szumią. Za to indonezyjski przewód charakteryzują nie tylko świetny wgląd w głąb sceny muzycznej i co za tym idzie również z gradacją planów nie ma najmniejszych problemów, co niezwykła precyzja w kreowaniu źródeł pozornych wraz z definicją tkanki je wypełniającej i samych konturów.
Co ciekawe, aby tego doświadczyć wcale nie trzeba przekopywać audiofilskie i wymuskane do granic przyzwoitości katalogi Fonè, czy Fim Records, gdyż nawet „komercyjny” album „Fortress” zaskakująco mało popularnej wśród złotouchych formacji Alter Bridge był w stanie pokazać wszystko to, o czym przed chwilą wspominałem. Bas był niezwykle zwarty i schodził w rejony, gdzie nawet Lucyfer woli nie zapuszczać się bez latarki, jednak nawet na moment nie tracił nic a nic z kontroli i zróżnicowania. W pierwszej chwili może więc wydawać się Państwu, iż jest najniższych składowych nieco mniej niż u konkurencji, lecz już w bezpośrednim porównaniu cała prawda powinna wyjść na jaw. Równie pozytywnie zaskakują misternie tkane z gitarowych riffów górne partie, gdzie blask idzie w parze z rozdzielczością i krystaliczną wręcz czystością.
Oczywiście na nieco bardziej wyrafinowanym a przy tym niezelektryfikowanym repertuarze, jak dajmy na to „Tartini Secondo Natura” tria Tormod Dalen, Hans Knut Sveen, Sigurd Imsen owe niuanse słychać jeszcze lepiej. Aura otaczająca muzyków da się niemalże kroić, wszechobecny spokój już po kilku taktach udziela się również słuchaczom a soczyste i zarazem chropawe barwy użytych podczas sesji nagraniowej instrumentów zapadają w pamięć równie głęboko, jak pierwsza (udana) randka. Szukając umownych, łatwiej rozpoznawalnych dla szerszego grona odbiorców, kablarskich punktów odniesienia śmiem twierdzić, iż pozorne przyciemnienie Vermöutha wydaje się mieć w sobie sporo gęstości znanej mi z 聖HIJIRI ‘TAKUMI’ MAESTRO, choć już pod względem rozdzielczości bliżej mu do flagowego Furutecha NanoFlux-NCF. Całkiem nobilitujące towarzystwo, nie sądzicie?

Vermöuth Audio Reference Power Cord jest kolejnym przykładem na to, że chcieć znaczy móc i aby zaistnieć na rynku ze stricte high-endowym produktem wystarczy mieć pomysł, wiedzę, by go zrealizować i znaleźć solidnego podwykonawcę dysponującego odpowiednio wyrafinowaną technologią. Warto bowiem pamiętać, iż Vermöuth Audio to tak naprawdę jedynie Hendry Ramli, który uparcie dążąc do wytyczonego sobie celu jest w tym miejscu, w którym jest a o jego przewodach robi się coraz głośniej. Oby więcej takich pasjonatów a High-End po okresie korporacyjnych konsolidacji odzyska nie tylko ludzką twarz, lecz i równie „ludzkie” ceny. Czego zarówno Państwu, jak i sobie szczerze życzę.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature)
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Dynaudio Contour 30
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Audiomica Laboratory Pebble Consequence USB; Fidata HFU2
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3

Opinia 2

Jestem święcie przekonany, że kilka tygodni temu, czyli przed pojawieniem się na naszym portalu recenzji okablowania sygnałowego RCA&XLR  Vermöuth Audio Reference słowo „Indonezja” kojarzyło Wam się jedynie z egzotyczną destynacją wakacyjnych podróży. Tymczasem jak wynika z przywoływanego powyższego mitingu, stacjonuje tam marka oferująca fantastycznie wypadające w relacji cena/jakość okablowanie systemów audio. Genezy początków naszej współpracy z tym egzotycznym z naszego punktu widzenia producentem z racji dokładnego wyjaśnienia w poprzednim teście nie będę dzisiaj po raz kolejny przybliżał, tylko z niekłamaną satysfakcją zapraszam wszystkich zainteresowanych na kilka zdań o właściwościach sonicznych kabla zasilającego Vermöuth Audio Reference Power Cord, który po niemałych akrobacjach natury logistycznej wreszcie zawitał w naszych skromnych progach.

Jak doskonale zdradzają to fotografie, w przypadku kabla zasilającego mamy do czynienia z bardzo podobnym wyglądem do sygnałówek. To oznacza, że pakiet splecionych według własnej specyfikacji cienkich drucików o różnej średnicy i przekroju z miedzi UPOCC ubrano w mieniącą się delikatnie opalizującą bielą, dodatkowo przystrojoną krzyżującym się szarym ściegiem, plecionkę. Zaś kwintesencją podobieństwa wizualnego są stosunkowo długie w odniesieniu do konkurencji, ale za to własnej konstrukcji, oparte o włókno węglowe w konstrukcji korpusów wtyki FI-28 / FI-38 Furutecha. Co w dobie tendencji usztywniania wszelkiego okablowania zewnętrznymi izolatorami wydaje się być ważne, to z racji utrzymania przyzwoitej giętkości Power Corda daje się go zaaplikować w nawet najcięższych warunkach lokalowych, a z autopsji wiem, że taki akcent dla wielu melomanów z przysłowiowego M3 jest nie do przecenienia. Tak prezentujący się kabel ubrany jest w ekologiczny lniany woreczek i wraz z gwarantującym bezpieczeństwo zakupu certyfikatem pakowany jest w zgrabne kartonowe pudełko.

Pewnie sporą grupę z Was zaskoczę, ale według moich obserwacji akapit opisu wpływu na dźwięk opiniowanej konstrukcji w stosunku do drutów sygnałowych postawi na nieco inne aspekty brzmienia. Jednak nie wywróci wcześniejszych dóbr do góry nogami, tylko przy podobnym ogólnym sznycie wprowadzi drobne korekty. Jakie? Otóż po wpięciu Power Corda w mój tor delikatnej przemianie uległ najniższy zakres. Nadal był energetyczny, ale wyraźnie zebrał się w sobie, co przy utrzymaniu dobrego napowietrzenia wirtualnej sceny spowodowało lepszy timing generowanej muzyki. Nie muszę chyba bronić tezy, że bardzo zyskały na tym wszelkiego rodzaju gatunki typu mocny rock spod znaku Percival Schuttenbach, czy free jazz Johna Zorna. Jednak jak to w życiu bywa, zawsze jest coś za coś i może nie niestety, ale jestem zobowiązany wspomnieć, iż wykonturowanie basu bez dotykania środka pasma spowodowało skierowanie brzmienia mojej pokolorowanej układanki w stronę neutralności. Jednakże uspokajam wszystkich wietrzących zdradę stanu użytkowników kabli tej marki, iż to są delikatne, a przez to nieszkodzące ogólnej prezentacji ruchy, czego idealnym potwierdzeniem jest brak efektów ubocznych podczas delektowania się ulubionym repertuarem dla ducha, którego przedstawicielami w moim życiu są wszelcy twórcy muzyki kościelnej z Claudio Monteverdim na czele. Czyli co? Da się pogodzić szybkość i niekończące się wybrzmienia? A jakże. Przynajmniej przy użyciu okablowania Vermöuth Audio. Jak to możliwe? Słowem kluczem jest oddech budowanych między kolumnami wydarzeń. Indonezyjczyk przy dobrym wysyceniu i zwartym basie potrafił utrzymać swobodę zawieszania poszczególnych dźwięków w eterze, co kiedy wymagał tego materiał, przekładało się granie z werwą, ale w momencie stawiania na celebrowanie poszczególnej nuty nie tłamsiło jej ofensywnie nadchodzącym kolejnym akordem. Nie wiem, w jaki sposób udało im się to połączyć, ale tak odbieram te kilkanaście dni zabawy z raz wpiętym w przedwzmacniacz liniowy, a raz w końcówkę mocy, pochodzącym z Indonezji, ziejącym prądem białym wężem Reference Power Cord.

Analiza powyższego tekstu rysuje bardzo jasne wnioski. W przypadku okablowania sieciowego Vermöuth Audio Reference Power Cord mamy do czynienia z nieco innym niż druty sygnałowe, ale nadal w bardzo podobnej estetyce sposobem grania. Konsekwentnie odczuwamy sporo oddechu w dobiegającej do naszych organów przyswajania fonii muzyce, a jedynym wprowadzającym korekty aspektem jest odczuwane jako mniejszy udział środka pasma w przekazie delikatne skrócenie się basu. Jednak jak pokazują wyartykułowane niuanse, subiektywny odbiór nic a nic na tym nie traci. Owszem, delikatnie przesuwa się punkt ciężkości. Jednakże ogólna przyjemność z delektowania się wybrzmieniami przy lepszym timingu całości prezentacji sprawia, że nawet w momencie początkowego odbierania tego jako inny, to w wartościach bezwzględnych okazuje się być znacznie prawdziwszym dla większości melomanów punktem widzenia, a nie siłowym przeciąganiem słuchacza na swoją stronę. Niemożliwe? Niestety ostateczna weryfikacja, do której szczerze zachęcam, należy do Was.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0, przetwornik D/A Reimyo DAP – 999 EX Limited TOKU
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond, Statement
IC RCA: Hijri „Million”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA

Producent: Vermöuth Audio
Cena: 1 300 $ /1,2 m + 180$ za dodatkowe 30 cm.

Pobierz jako PDF