Opinia 1
Choć nasz dzisiejszy gość zadebiutował na (jeszcze – niezorientowanym przypominamy, że w przyszłym roku czeka nas przeprowadzka do Wiednia) Monachijskim High Endzie w 2022 r., to tak sam producent, jak i rodzimy dystrybutor – katowicki RCM jednogłośnie uznali, że zgodnie z zasadą mówiącą, iż pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz, rzeczone urządzenie zawita do nas dopiero w swej finalnej – kompletnej, znaczy się zgodnej z Roonem wersji. Polityka ze wszech miar słuszna i zrozumiała, choć przynajmniej dla nas – najdelikatniej rzecz ujmując do ww. platformy mających mocno ambiwalentny stosunek, a przy tym z niej niekorzystających, zupełnie obojętna. Niemniej jednak w tzw. międzyczasie eksplorując wyższe rejony skandynawskiego cennika (MP-L201 mkII & MP-S201, SCD-025 Mk.II, SD-025 Mk.II) cierpliwie czekaliśmy na finalizację stosownych działań certyfikacyjnych i skoro czytają Państwo te słowa, to znak, iż wnuk blisko dwanaście lat temu recenzowanego na naszych łamach RD-100, czyli Vitus Audio RD-101 MkII nie tylko do nas zawitał, co zdążyliśmy mu się w dokładnie przyjrzeć i przysłuchać.
Jak to Duńczycy mają w zwyczaju masywna płyta czołowa Vitusa jest prawdziwą oazą spokoju pod względem opartego na „dwuskrzydłowym” masywnym aluminiowym froncie designu. W dodatku oazą w pełni spójną z pozostałymi modelami i co ważne nie tylko reprezentowanej przez 101-kę serii Reference, lecz i wyższych, więc i ze szlachetniej urodzonym rodzeństwem komponować się będzie idealnie. Zlokalizowany na lewym skrzydle tercet przycisków oferuje wybór wejść, dostęp do menu i wybudzenie/uśpienie urządzenia a bliźniaczy – po przeciwległej stronie ukrytego za czerniona taflą bursztynowego wyświetlacza, wyciszenie, regulację głośności i nawigację po menu. A to jest nad wyraz rozbudowane, gdyż to właśnie w nim sparujemy pilota, aktywujemy/dezaktywujemy tryb AutoStb, zdefiniujemy początkową głośność (-90.0 dB – 0 dB) z jaką urządzenie ma się włączać (o ile oczywiście wybierzemy regulowany stopień wyjściowy), intensywność podświetlenia wyświetlacza, włączymy/wyłączymy firmowy logotyp, ustawimy terminale wyjściowe, nazwę i offset dla poszczególnych wejść (+/- 12 dB), przy czym nieużywane można dezaktywować, etc.
Szybkie porównanie ściany tylnej naszego gościa z protoplastą unaocznia wyraźną zmianę koncepcji i priorytetów jaka dokonała się na przestrzeni minionej dekady. Co prawda trzymając się faktów należy wspomnieć, iż całkowita rezygnacja z wejść analogowych i pojawienie się łączności bez/przewodowej miały miejsce już przy okazji pojawienia się na rynku RD-101, jednak skoro takowego egzemplarza nie dane nam było testować, to wspominamy o tym teraz. Wracając jednak do meritum, plecy najświeższej inkarnacji najtańszego przetwornika Vitusa prezentują się wprost wybornie. Lewa połowa przypadła w udziale cyfrze reprezentowanej przez parę wejść koaksjalnych, duet AES/EBU, Toslink, wejście USB B (do połączenia z transportem) i USB A (do Wi-Fi Dongle’a) oraz port Ethernet RJ45. Wyjścia analogowe są zarówno w standardzie RCA, jak i XLR a wyliczankę zamykają zacisk uziemienia i zintegrowane z komorą bezpiecznika (2A) gniazdo zasilające IEC.
Warto też zerknąć pod „podwozie”, bowiem tuż przy prawej przedniej nóżce znajdziemy … serwisowe gniazdo USB z pomocą którego dokonać można samodzielnego update’u firmware’u. Cała procedura jest banalnie prosta i dokładnie (w sześciu krokach) opisana w instrukcji, więc nie będę się nad nią w tym momencie rozwodził, jednak jeśli choć raz przegrywali Państwo jakieś pliki na pendrive’a, to z pewnością i z nią sobie poradzicie.
W zestawie jest oczywiście apple’owski, aluminiowy pilot zdalnego sterowania a dzięki modułowi streamera oprócz wspomnianego Roona da się z powodzeniem Vitka nakarmić plikami z pomocą Tidal Connect, Spotify Connect, bądź też innych aplikacji wspierających DLNA/UPnP (MConnect, JPLAY, etc.).
W trzewiach jest niejako po staremu, czyli panuje wzorowy porządek – lewą część zajmuje zasilanie z dwoma klasycznymi transformatorami i baterią sześciu solidnych kondensatorów a część sygnałową umieszczono na zajmującym mniej więcej ¾ powierzchni odizolowanym aluminiowymi ekranami od reszty komponentów laminacie z charakterystycznymi, zamkniętymi w przyozdobionych firmowymi logotypami katafalkami. Sercem przetwornika jest 8-kanałowa kość Sabre ES9038PRO (w poprzedniej odsłonie był ES9028PRO), w porównaniu z wcześniejszą generacją przeprojektowaniu uległ moduł streamera ze szczególnym akcentem na jego zasilanie, oraz karta sieciowa (100Mbps).
Przechodząc do części poświęconej brzmieniu wypadałoby na początku odnieść się do deklaracji producenta, jakoby Duńczykom udało się wcisnąć do mniejszej i przede wszystkim znacząco lżejszej obudowy jeśli nie całą, to przynajmniej lwią część magii SCD-025 Mk.II i to bez jakościowych kompromisów. Odważne, nieprawdaż? Co ciekawe dziwnym zbiegiem okoliczności odwołano się do odtwarzacza CD a nie wydawać by się mogło zdecydowanie bliższego tak ideologicznie, jak i funkcjonalnie przetwornika SD-025 Mk.II. Wystarczy jednak wpiąć 101-kę w tor i nakarmić znanym materiałem, by wszystko stało się jasne i ułożyło w logiczną całość. W dodatku całość potwierdzającą słuszność sugestii wytwórcy dotyczących brzmieniowego powinowactwa. O ile bowiem wspomniany SD-025 Mk.II na tle SCD-025 Mk.II brzmiał nieco ciemniej i gęściej, to RD-101 MkII plasuje się niejako po przeciwległej stronie skali, czyli idzie w kierunku nieco wyraźniej zaakcentowanej konturowości i lekkiego może nie tyle odchudzenia, co delikatnej redukcji wolumenu prezentacji. Tylko żeby była jasność. Z oczywistych względów wspomniane różnice pozwalam sobie nieco hiperbolizować, gdyż po pierwsze cały czas operujemy w dobrze znanej i odpornej na sezonowe mody nieprzesadzonej muzykalności a z drugiej powyższe obserwacje dotyczą bezpośrednich porównań z droższym, szlachetniej urodzonym rodzeństwem, czego raczej nikt celujący w serię Reference z racji dbałości o własne samopoczucie robić nie będzie i z Signature poczeka do kolejnego upgrade’u. Dlatego też proszę się nie spodziewać, że nagle San Francisco Symphony („Berlioz: Symphonie Fantastique”) zabrzmi jeśli nie jak katarynka, to chociaż Le Concert des Nations / La Capella Reial de Catalunya („Charpentier: Baroque Christmas”). Tu raczej chodzi o wielce umiejętną roszadę pewnych akcentów w obrębie firmowej estetyki. Ot, w pełni świadome doświetlenie pierwszego planu z nieco szybszym zaciemnianiem dalszych planów, czy też zwracanie uwagi słuchaczy w pierwszej kolejności na kontury a nie definicję i soczystość wypełniającej źródła pozorne tkanki. Wbrew pozorom taka zmiana optyki narracji świetnie sprawdza się przy niewielkich składach, gdzie owa „oświetleniowa atencja” bardzo służy solistom nadając całości dyskretny urok pewnej intymności, gdzie zawężenie padającej na scenę wiązki światła pozwala ograniczyć wolumen mogących rozproszyć odbiorcę elementów i wyłuskać z nieprzeniknionej czerni tła tylko to, co naprawdę w danym momencie istotne. Co ciekawe nie oznacza to niemożności odtwarzania repertuaru z ową intymnością niewiele mającego wspólnego, gdyż sięgnięcie po pełen krzyków i wrzasków oraz ostrego gitarowego łojenia „The Reclamation of I” Imminence, czy też nieco bardziej mainstreamowo-cywilizowany „POST HUMAN: NeX GEn” Bring Me The Horizon budzi w 101-ce groźne demony. Duński przetwornik jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki z wyrafinowanego demiurga precyzyjnie komponującego muzyczne mikrokosmosy przeistacza się w ziejącego ogniem demona destrukcji. Wściekle atakuje nasze zmysły odartymi z jakichkolwiek przejawów łagodności brutalnymi seriami blastów, tnie i szarpie nerwowe synapsy ognistymi riffami a całość okrasza iście agonalnym, niemalże zwierzęcym – nieludzkim rykiem. Tutaj nie ma miejsca na choćby chwilę ciszy i wytchnienia, jest za to obłąkańcza galopada i lawina dźwięków z której uporządkowaniem mało które urządzenie zdolne jest sobie poradzić. A tymczasem Vitus Audio RD-101 MkII nad powyższą kakofonią jest w stanie bez problemu nie tylko zapanować, co ujarzmić ją i wtłoczyć w ramy logiki oraz porządku. Nie mamy zatem do czynienia z bezmyślną nawalanką, lecz z brutalną, acz prowadzoną z matematyczna precyzją i zarazem przy zachowaniu świetnej rozdzielczości logiczną i zarazem spójną opowieścią. I tylko od nas – słuchaczy zależeć, czy z taką intensywnością i bezpośredniością doznań nausznych będzie na, po drodze, czy też poszukamy nieco bardziej asekuracyjnego przetwornika, który może i będzie dalszy od prawdy, ale za to zagra „ładniej”.
Jak z powyższego tekstu jasno wynika sięgając po Vitus Audio RD-101 MkII nie należy spodziewać się działań naprawczych mających na celu zwiększenia dawki słodyczy, czy nadmiernej saturacji przekazu. Dlatego też jeśli ktoś zastanawiał się, czy tytułowy przetwornik zagęści i złagodzi nazbyt kliniczne brzmienie jego systemu, to spokojnie może rozglądać się za czymś innym. Jeśli jednak Państwa system nie wymaga właśnie takich – niwelujących poprzednio popełnione błędy konfiguracyjne korekt a jedynie triggera uwalniającego drzemiące w nim pokłady motoryki i rozdzielczości, to śmiem twierdzić, że 101-ka w swej najnowszej odsłonie ma szanse idealnie wpasować się w Waszą układankę.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II + 2 x bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Blue
– Odtwarzacz plików: Lumïn U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio; AudioSolutions Figaro L2
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: WK Audio TheRay Speakers + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: QSA Red + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super6 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody Ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Jak wynika z tytułu spotkania, konsekwentnie kontynuujemy weryfikację sonicznych dokonań niekwestionowanego gracza segmentu High End. I to nie byle jakiego, bowiem chodzi o rozpoznawany dosłownie i w przenośni przez każdego adepta zabawy w zaawansowane audio duński brand Vitus Audio. Jednak gdy wydawałoby się, że tym razem ponownie na tapet trafiło coś spoza zasięgu zwykłego Kowalskiego, uspokajam i mam dobre wieści. Otóż w nasze progi jako dowód, iż marka jednak nie zapomina o mniej zamożnych klientach, trafił rozpoczynający ofertę przetwornik D/A z funkcją streamera RD-101 MkII. Dlatego jeśli jesteście ciekawi, czym w kwestii jakości dźwięku zaowocuje zejście w te progi cenowe będącej clou spotkania skandynawskiej myśli technicznej, z przyjemnością zapraszam na kilka poniższych strof omawiających przebieg tego zaskakująco dla mnie testu.
Kwestia obudowania trzewi omawianego dziś Vitusa standardowo opiewa na rozpoznawalną od pierwszego kontaktu wzrokowego, ciekawą od strony designu, bo niby prostą, ale jednak wizualnie zapadającą w głowie bryłę. To średniej wielkości, wykonany z aluminiowych blach prostopadłościan, jednak wisienką na torcie jest front. Niby bez szczególnych wizualnych fajerwerków, ale moim zadaniem to bardzo duży atut duńskich konstrukcji. Jak widać na zdjęciach, mamy do czynienia z dwoma grubymi płatami wykończonego w srebrnej satynie glinu, po środku których usadowiono lekko zagłębioną, zorientowaną pionowo niezbyt szeroką połać z czarnego akrylu jako miejsce implementacji mieniącego się bursztynową poświatą wielofunkcyjnego wyświetlacza i pod nim logo marki. Wiadomym jest, iż do ewentualnego sterowania urządzeniem bez pilota niezbędne są również stosowne przyciski. Te oczywiście w stylu Duńczyka po trzy w pionowych rzędach umieszczono i czytelnie opisano na każdym ze „skrzydeł”. Chyba zgadzacie się ze mną, iż projekt prosty, jednak na tle częstej wzorniczej nudy lub z drugiej strony nadmiernego blichtru ze wszech miar intrygujący. Jeśli chodzi o tylny panel, spokojnie można uznać, że jest na bogato. Powodem takiej oceny jest umieszczenia na nim sekcji wejść cyfrowych w standardach: 2 x SPDIF, 2 x AES/EBU, TOSLINK, USB i ETHERNET, wyjść analogowych: RCA, XLR, zacisku uziemienia i naturalnie gniazda zasilania IEC. W pakiecie startowym nie zapomniano również o nowoczesnym, pochodzącym z portfolio fachowców od komputerów spod znaku jabłka pilocie zdalnego sterowania. Na koniec kilka danych w kwestii uniwersalności obsługi różnych protokołów zapisu muzyki, a w szczególności możliwości bardzo popularnego terminala USB, które jest w stanie poradzić sobie Native DSD do 128 i PCM do 384 kHz przy próbkowaniu 32 bitów. RD-101 MkII pozwala na współprace z protokołami sieciowego audio od DLNA / UPnP, przez Tidal Connect, po Spotify Connect i oczywiście kompatybilność z Roon.
Jak wypadł startowy model przetwornika D/A Vitusa? Otóż zaproponował w pozytywnym słowa znaczeniu od lat forsowaną przez ekipę Vitusa estetykę grania mocnym i gęstym drive-m. Z naturalnych względów cięcia kosztów na tle starszych braci bez poszukiwania ekstremum jakości, jednak ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu nadal z dobrymi wynikami w poszczególnych podzakresach. Na dole potrafił solidnie, ale z dobrą kontrolą kopnąć, w środku umiejętnie, czyli bez nadmiernego uśredniania przekazu zaprezentować najistotniejsze dla naszego ośrodka przyswajania fonii informacje na temat brylujących weń źródeł, a na górze bez wycieczek w stronę w nadinterpretacji przyjemnie doświetlał całość prezentacji. Jednym zdaniem grał barwnie, z odpowiednią motoryką, co pokazywało go jako orędownika poszukiwanej przez nas muzykalności. I jak to w tej stajni jest typowym zjawiskiem, pozwalającej zatopić się w pełnym katalogu słuchanego materiału. Powiem więcej, z bardzo podobnym do droższych konstrukcji tej manufaktury sposobem na muzykę. I może Was zaskoczę, ale nie będę pod niebiosa wychwalał jego sonicznych możliwości, bo to i tak sami musicie zweryfikować w prywatnych spotkaniach, tylko powiem, co mam na myśli pisząc o wielkim podobieństwie do rodziny. Niby nie robił niczego szczególnego, ale mimo znacznie niższych nakładów produkcyjnych żadna muzyka nie nosiła znamion jakiejkolwiek utraty swoich cech. Owszem, była okraszona większą nutą nasycenia i w trosce o utratę spójności mniej iskrząca w górnych rejestrach, jednakże w jakiś sposób każdy krążek brzmiał w znanej mi z codziennych odsłuchów estetyce. Powiem więcej. Może to dziwne, ale rockowe popisy Zeppelinów w kawałku „Kashmir” dzięki wspomnianym artefaktom niesionym przez testowaną konstrukcję zabrzmiały jakby przyjemniej. Pełniej, z mocniejszym zaznaczeniem hipnotycznego rytmu i fenomenalnie przeszywającym moją duszę, długim wykończeniem z pełnego gardła przeszywającej przestrzeń pomiędzy kolumnami frazy pod koniec utworu. Uwielbiam ten moment – oczywiście całość to majstersztyk, bo pokazuje, że oprócz zwyczajowego darcia się na scenie, wokalista potrafi dość długo utrzymać dźwięk, który spina opowieść w jedna całość. Teraz był soczysty i z mocniejszym pakietem energii, co dodatkowo wzmocniło jego wydźwięk. Dla mnie wypadło to znakomicie. Nie mówię, że najlepiej z dotychczasowych spotkań z tym kawałkiem, ale znakomicie, bo przecież zajmujące dolne szczeble cennika produkty wielu marek często mają za zadanie zagrać jedynie przyzwoicie, tymczasem przetwornik Vitusa w moim odczuciu wręcz błysnął. A to dlatego, że przekaz nie tylko nie stracił dużo na animuszu, ale bez problemu potrafił podkreślić jeden z najważniejszych akcentów tej produkcji. Co ciekawe, w tym samym tonie wypadała muzyka łatwa lekka i przyjemna, czyli dla mnie jazzowe, koncertowe popisy dream-teamu pod przewodnictwem Keitha Jarretta „Inside Out”. Kolejny raz zmniejszenie ostrości rysowania spektaklu również nie miało wielkich skutków złej natury. Nic nie straciła wielkość wirtualnej sceny, system konsekwentnie pilnował utrzymania stosownego rytmu – to jest oczko w głowie każdego Vitusa, a jedyną pochodną wpięcia 101-ki w tor było podniesienie esencjonalności instrumentów. Nadal dobrze usadowionych na scenie, tylko z większym nastawieniem na krągłość dźwięku. Dodam, że suma summarum przyjemną, bo bez efektu podążania w stronę zbyt mocnej otyłości. W innym wypadku wiałoby zwykłą nudą. Takowej ani krzty nie zanotowałem.
W jakich systemach ulokowałbym tytułowego dac-a RD-101 MkII spod znaku Vitus Audio? Pierwsze skojarzenie jest oczywiste, czyli wszędzie tam, gdzie mamy niedobory w esencjonalności przekazu. Tchnie w nie fajny, bo nienachalny, a za to pełen drive’u pakiet esencji, co ubarwi prezentację, ale nie zabije w niej agresji. I gdy wydawałoby się, że reszta układanek powinna na niego uważać, przypominam, że proces testowy został przeprowadzony w konglomeracie już samym w sobie gęstym i plastycznym, a mimo to nawet rockowe popisy wywołały u mnie przysłowiową gęsią skórkę. Zatem sprawa jest jasna jak słońce, tylko wielbiciele latających w eterze żyletek mogą nie mieć z nim po drodze. Reszta stawki melomanów bez naciągania faktów ma zielone światło.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch QSA Red-Silver
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1, Furutech Project V1
IC cyfrowy: Furutech Project V1 D XLR
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kabel USB: ZenSati Silenzio
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, Synergistic Research Orange
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints Ultra Mini
– platforma antywibracyjna Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Dystrybucja: RCM
Producent: Vitus Audio
Cena: 15 000 €(Jet Black, Pure White, Warm Silver); 18 000€ (na zamówienie: Dark Champagne, Titanium Grey, Titanium Orange)
Dane techniczne
Wyjścia analogowe: para XLR, para RCA
Impedancja wyjściowa: 75Ω
Pasmo przenoszenia: +800kHz
Odstęp sygnał/szum: >110dB @ 1kHz
Zniekształcenia: <0.01%
Master clock: 24.576 MHz +/- 5 ppm
DAC: ES9038PRO
Wejścia cyfrowe: USB B (384kHz/24bit, DSD128); 2 x AES/EBU, 2 x S/PDIF Coax (192kHz/24bit); RJ45 (192kHz/24bit, DSD64)
Łączność: Ethernet RJ45; Wi-Fi (USB dongle)
Kompatybilność: DLNA/UPnP, Tidal Connect, Spotify Connect, Roon.
Pobór energii: 25W; <1W Standby
Wymiary (W x S x G): 103 (ze stopami) x 435 x 396 (431 z gniazdami) mm
Waga: 12 kg