1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. ZenSati Authentica Power

ZenSati Authentica Power

Opinia 1

Z lekkim przymrużeniem oka jeszcze do całkiem niedawna właśnie serię Authentica, którą reprezentuje nasz dzisiejszy gość, można było uważać za „prawdziwe” ZenSati. Czemu? Cóż, okupujące pierwszy stopień wtajemniczenia Zorro większość potencjalnych nabywców traktowała nieco jako niezobowiązującą acz wielce smakowitą przystawkę, no bo i umaszczenie fikuśne i przekroje jakieś takie mało imponujące. Generalnie takie bardziej lifestyle’owe aniżeli high-endowe. Wbrew pozorom sytuacji wcale nie zmieniło pojawienie się w katalogu jeszcze niżej usytuowanych Razzmatazz którym przypadła rola bardziej dbającej o walory wizualne aniżeli sytość konsumentów sałatki. Oczywiście powyższy punkt widzenia jest maksymalnie skrzywiony i przejaskrawiony, gdyż to właśnie dwie początkowe linie produktowe Duńczyków mają za zadanie otworzyć oczy i uszy, o portfelach na razie cicho sza, melomanów oraz audiofilów na skandynawskie specjały. Jak jednak wszem i wobec wiadomo, pozostając przy kulinarnej metaforyce, apetyt rośnie w miarę jedzenia a tym samym zasadnym wydaje się wybadanie pozycjonowanej oczko wyżej linii Authentica, gdzie jak poniższe zdjęcia unaoczniają żarty się kończą i zaczynają poważne rozmowy, a landrynkowe umaszczenia ustępują miejsca bardziej licującym z High Endem malowaniom. Dlatego też z niekłamanym zainteresowaniem przyjęliśmy propozycję stołecznego Audiotite wzięcia na redakcyjny tapet przewodu zasilającego ZenSati Authentica Power.

Zgodnie z jak już zdążyliśmy się przyzwyczaić nad wyraz enigmatycznymi informacjami, jakimi raczy dzielić się Mark Johansen o naszym bohaterze wiadomo jedynie to, że do jego budowy wykorzystano skręcone żyły z bardzo wysokiej czystości posrebrzanej miedzi (proporcje między oboma metalami są słodką tajemnicą producenta) a montaż przewodników oraz izolacji odbywa się w kontrolowanych warunkach przy użyciu maszyn zapewniających niezwykle wąską tolerancję. Zastosowanie srebra podkreśla również stosowne umaszczenie zewnętrznej plecionej koszulki przywodzącej na myśl wdzianka w jakich występowały pierwsze wersje Organiców Original, choć dzianina ZenSati ma nieco jaśniejszy odcień i dodatkowo zabezpiecza ją przed ewentualnym zmechaceniem transparentna „prezerwatywka” z PVC , oraz aluminiowe firmowe korpusy wtyków, do których wsady dostarcza zgodnie z tradycją Furutech. Sam przewód może nie należy do najbardziej wiotkich, gdyż tak średnica, jak i wielowarstwowa budowa mają swoje następstwa, ale nie jest też nazbyt sztywny i sprężynujący, choć wpinanie go w urządzenia lżejsze aniżeli 10kg można uznać za nieco karkołomne.

A co do wpływu na brzmienie zasilanych przez Authentica Power odbiorników, czyli de facto sygnatury ww. przewodu, to śmiem twierdzić, że jednak jakieś ziarnko prawdy w zdaniu mówiącym o tym, że ZenSati właśnie od ww. serii się zaczyna jest. O ile bowiem tak Razzmatazz, jak i Zorro wyraźnie uatrakcyjniały dźwięk bądź to podkreślając jego plastykę i wysycenie, bądź przyjemnie podkręcając aspekt dynamiczny, to Authentica godnie reprezentuje maksymę „primum non nocere” starając się dyskretnie usunąć w cień i zniknąć z toru. Jest przy tym bardziej nieśmiały od usytuowanego oczko wyżej Angela więc ani tak nie wysyca wokali, ani nie unaocznia z taką intensywnością soczystości tkanki wypełniającej kontury. Czy to źle? W żadnym wypadku, po prostu nie zawsze południowa ekspresja jest tym, czego szukamy i wtedy przyda się odrobina stereotypowego „skandynawskiego zdystansowania”. Stereotypowego, gdyż odkąd pamiętam to właśnie spotykani przeze mnie Skandynawowie reprezentowali najbardziej pogodne i serdeczne podejście do życia. Wracając jednak do tematu, chodzi po prostu o to, że Authentica jest zaprzeczeniem pożądanego przez niektórych odbiorców tzw. efektu WOW!, czyli swoistej terapii szokowej. A po wpięciu tytułowego przewodu nijakiego szoku poznawczego nie ma. Pojawia się za to niezwykła harmonia i równowaga, czyli wskazywany przez firmową nomenklaturę autentyzm. Nagle okazuje się, że w reprodukowanej muzyce wcale nie trzeba majstrować przy saturacji, precyzji kreślenia planów, czy też namacalności źródeł pozornych. Wystarczy, że każdy z ww. elementów trafi na swoje miejsce i już – wszystko się zgadza. Przykładowo na „Forever Comes to an End” Bjørna Riisa nasz dzisiejszy bohater nawet nie próbuje czegokolwiek dosładzać czy wygładzać. Kiedy więc trzeba gitarowe riffy są szorstkie, surowe i chropawe, choć, gdy tylko zmienia się zamysł ich twórcy w okamgnieniu potrafią niemalże po „gilmourowsku” pieścić zmysły. Podobnie na równie, jeśli nie bardziej surowym, za to na 100% bardziej brutalnym „Amidst the Ruins” Saor, gdzie black metalową kakofonię udało się nader zgrabnie połączyć z folkową – szkocką melancholią i melodyką. A Authentica zamiast próbować robić z tego jarmarczną podróbkę Behemotha ze swojską nutką Cepelii oddała pełnię naturalnego, acz surowego – pozbawionego wszelkiej zbędnej ornamentyki, piękna. Bo duński przewód „gra” tak, jakby go nie było – jest neutralny barwowo i dynamicznie, więc niczego sam z siebie nie poprawi, ale i też jego obecność niczego nie zepsuje, chyba, że jego poprzednik w systemie pojawił się na zasadzie leczenia dżumy cholerą, to wtedy rzeczywiście efekt finalny może być trudny do przewidzenia. Nie sposób również uznać, że Authentica w jakikolwiek szuka, bądź eksponuje wszelakiej maści oznaki wspomnianej surowości, czy szorstkości, gdyż np. na „makeover” k.d.lang przechodzi do porządku dziennego nad faktem wyraźnego wygładzenia i polukrowania wokalu artystki na potrzeby klubowych mixów z wyraźnie faworyzowanym, pulsującym syntetycznym basem. Ot, dostajemy dokładnie to, co trafiło na materiał źródłowy. Ani mniej, ani więcej.

Choć na tle zdecydowanie bardziej przebojowego rodzeństwa ZenSati Authentica Power może jawić się niczym Charlie Watts wśród rozbrykanych Stonesów, to właśnie ona jest, bądź być powinna, punktem wyjścia do dalszych eksploracji duńskiego portfolio. Pokaże bowiem nomen, omen „autentyczną” prawdę o systemie, bądź pojedynczym urządzeniu i albo się na nią zgodzimy, albo sięgnąwszy po niższy/wyższy model dopasujemy efekt finalny do własnych oczekiwań.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II + 2 x bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Blue
– Odtwarzacz plików: Lumïn U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: AudioSolutions Figaro L2 + Solid Tech Feet of Balance + zwory ZenSati Zorro
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: WK Audio TheRay Speakers + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: QSA Red + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super6 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody Ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Jak bazując na wielu naszych zmaganiach testowych z pewnością zdążyliście się przekonać, duńska marka kablarska ZenSati może pochwalić się bardzo bogatym portfolio. Oferuje sporo linii produktowych, w zakresie których zajmuje się nie tylko sygnałem analogowym, poprzez prąd, po komunikację pomiędzy urządzeniami i kolumnami, ale także domeną cyfrową w postaci łączówek LAN i USB. I właśnie owa mnogość konstrukcji prawdopodobnie sprawiała, że mimo wielu owocnych w fajne doznania podejść w kwestii dogłębnego poznania oferty Skandynawów nadal nie dotarliśmy do tak zwanej mety. I nie chodzi nawet o kontakt z konkretnym produktem obsługującym taki, czy inny sygnał, tylko całą linię. Jak to możliwe? Szczerze powiedziawszy sami nie wiemy, ale jak tylko nadarzyła się okazja uzupełnienia bazy naszych doświadczeń, z przyjemnością pojęliśmy rękawicę. Co konkretnie udało się pozyskać? Otóż miło jest mi oznajmić, iż dzięki działaniom warszawskiego Audiotite w nasze progi zawitał od strony aparycji niepozornie wyglądający, za to ciekawy sonicznie przewód zasilający ZenSati Authentica Power Cord. Jak wypadł na tle rodzeństwa? O tym dowiecie się w poniższych rozważaniach.

Co wiemy o budowie naszego gościa? Znamy tylko kilka najistotniejszych informacji. Pierwszą jest użycie jako przewodnika wysokiej jakości posrebrzanej miedzi. Drugą fakt, iż każda z żył jest indywidualnie izolowana. Trzecia mówi o różnorodnym pokryciu miedzianych kabli srebrem w strategicznych dla dźwięku miejscach – chodzi o proporcje i grubość warstwy srebra. Czwarta zapewnia, iż każdy kabel montowany jest w kontrolowanym środowisku sprzętowym i przy wykorzystaniu wysokiej jakości maszyn skalibrowanych do zapewnienia jak bardziej ciasnych tolerancji montażu. Tyle wiemy na temat technikaliów. Jeśli chodzi zaś o aparycję, w kontrze do częstego wykorzystywania motywu złota, czerwieni a ostatnio zieleni, Authentica jest wykończona w tonacji srebra, które o dziwo ma bardzo duże odzwierciedlenie w jej brzmieniu. Zanim jednak do tej kwestii dojdziemy, wypada wspomnieć, iż kabel podobnie do reszty oferty pakowany jest w czarny pokrowiec o motywie koła oraz wyposażony w certyfikat oryginalności.

Co miałem na myśli twierdząc, iż wygląd naszego bohatera ma wiele wspólnego z oferowanym brzmieniem? Już wyjaśniam. Spójrzmy na niego. Przezroczysta otulina pokrywa mieniący się stonowanym srebrem oplot. Nie mamy złota, czerwieni, czy zieleni, tylko nienachalne kolorystycznie na tle wymienionych propozycji srebro. Srebro, które w tym odcieniu jest na tyle zachowawcze w swoim oddziaływaniu na mój ośrodek zarządzania wizją, że odbieram je jako coś bardzo neutralnego. I właśnie ta wizerunkowa neutralność w moim odczuciu idealnie pasuje do pracy jaką kabel wykonuje po wpięciu w system. Authentica nie koloruje, nie podkręca emocji, nie rozjaśnia i nie przyciemnia przekazu muzycznego, tylko wizualizuje go w sposób bardzo liniowy. Z dbałością o jego masę, zwarcie pakietu solidnej energii i odpowiedni rozmach, jednak cały czas umiejętnie unikając sztucznego podkręcania emocji w jakimkolwiek aspekcie. To jest na tyle znamienne, że jestem w stanie wygłosić tezę, iż sporej grupie z Was zwyczajnie może nie przypaść do gustu. Powodem oczywiście będzie ocena, że po jego aplikacji nic ciekawego się nie wydarzyło. Jednak natychmiast zaznaczam, iż taki odbiór będzie li tylko konsekwencją Waszych wyimaginowanych w duchu oczekiwań zrobienia choćby minimalnego efektu „łał”. Tymczasem nic takiego nie będzie miało miejsca. Pojawi się za to coś na kształt przekazania zawartych w danej muzyce emocji w sposób do bólu wyważony. Nie rozbuchany, aby za wszelką cenę się nam/wam przypodobać, tylko niosący ze sobą tylko tyle doznań, ile przewidział muzyk. Ktoś powie, że to nie po audiofilsku. Jednak przypomnijcie sobie z odsłuchów u znajomych, jak zafiksowanie na sztuczne podnoszenie poziomu sonicznych atrakcji potrafi wykoślawić wydźwięk najprostszej muzyki. Problem jednak w tym, że widzimy to zazwyczaj tylko u innych, a nie u siebie, gdy czasem sami zabrnęliśmy nawet dalej. Znam ten temat, bo patrząc na lata swoich doświadczeń kilkukrotnie się na tym złapałem. Po co to piszę? Chodzi o to, że gdy w pierwszej chwili po aplikacji sieciowej Authentici w swój system w duchu poczujecie odruch niechęci, spójrzcie na niego ze wspomnianej przeze mnie perspektywy, a być może zrozumiecie, gdzie aktualnie jesteście. Od strzału w kwestii fajerwerków nie dostaniecie nic, jednak od strony spójności bardzo liniowej prezentacji bardzo wiele. To będzie na tyle uniwersalne granie, że bez najmniejszych problemów atrakcyjnie wypadnie każdy materiał muzyczny. I ten zazwyczaj źle zrealizowany, do tego na maksa skompresowany spod znaku rockowych szaleństw i ten pieczołowicie masteringowo wycyzelowany choćby sakralny nagrywany w kubaturach kościelnych. A słowem kluczem będzie unikanie sztucznego upiększania świata aby na siłę przypodobać się słuchaczowi, na poczet pokazania go od strony prawdy o danej realizacji. Z mocnym i dobrze kontrolowanym dolnym pasmem, soczystą średnicą oraz dźwięcznymi wysokimi tonami, ale wszystko tylko w niezbędnej, a nie życzeniowej przez odbiorcę ilości. Dlatego też powoli zbliżając się do puenty tego rozdania testowego moim zdaniem będący obiektem sesji testowej kabel sieciowy najlepiej odnajdzie się w dobrze skonfigurowanych systemach wiedzących jak brzmi muzyka na żywo melomanów. W innych przypadkach może być różnie. To problem? Bynajmniej, bowiem do spełniania audiofilskich zachcianek rozkapryszonych orędowników wiecznych fajerwerków soniczych marka ZenSati ma całą gamę innych linii okablowania. Omawiana powstała w celu pokazania neutralności brzmienia, dlatego nieprzypadkowo cała seria nosi nazwę Authentica.

Komu poleciłbym tytułowy kabel sieciowy? Tak naprawdę mimo gdybania przed momentem o potencjalnych porażkach bez problemu wszystkim. Jednak jest jedno „ale”. Otóż gdy szukacie ratunku dla swojego zestawu poprzez pozyskanie dodatkowego blasku, czy sztucznego rozdrabniania włosa na czworo, nie tędy droga. Authentica co prawda, być może na tle wcześniej posiadanego kabla tchnie w przekaz odpowiednią dawkę energii i swobody, jednak zrobi to w bardzo zrównoważony sposób. Muzyka nagle nie zacznie nader spektakularnie świecić, a bas przestawiać ściany, tylko wszystko wybrzmi w bliski oczekiwaniom autora sposób. Raz radosny, innym razem spokojny, a jeszcze innym wręcz nostalgiczny, ale zawsze w sposób wyważony. Nuda? Wolne żarty. Dla dojrzałych słuchaczy to najprawdziwsza prawda, na co w obcowaniu z nią z pewnością podświadomie także wielu z nas przecież liczy.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– odtwarzacz CD Gryphon Ethos
– streamer: Lumin U2 Mini + switch QSA Red-Silver
– przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
– końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
– kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
– kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
– IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
– XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1, Furutech Project V1
– IC cyfrowy: Furutech Project V1 D XLR
– kabel LAN: NxLT LAN FLAME
– kabel USB: ZenSati Silenzio
– kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord,
Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2.
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, QSA Silver, Synergistic Research Orange
– platforma antywibracyjna Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80

Dystrybucja: Audiotite
Producent: ZenSati
Cena: 22 900 PLN / 1m; 25 900 PLN / 1,5m; 29 900 PLN / 2m

Pobierz jako PDF