1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Audeze LCD-XC

Audeze LCD-XC

Opinia 1

Nowy rok rozpoczynamy dość nietypowo, bo od słuchawek, ale skoro po hucznym Sylwestrze część z domowników jak rzadko kiedy łaknie niemalże absolutnej ciszy to nie ma powodu by wprowadzać nerwowej atmosfery, tylko zaszyć się w jakimś kącie i oddać samolubnym rozkoszom przeznaczonych wyłącznie dla nas dźwięków. Mając jednak na uwadze, iż przesiadka ze stacjonarnego, wyposażonego w konwencjonalne głośniki systemu na w większości przypadków skromny set nagłowny wydawać by się mogła nader bolesnym kompromisem nieco przekornie przygotowaliśmy propozycję, która ani z kompromisem, ani tym bardziej ze skromnością niewiele ma wspólnego. Chodzi bowiem o ociekające wręcz rustykalnym przepychem planarne, lecz zarazem zamknięte słuchawki Audeze LCD-XC, którym w roli referencyjnej amplifikacji towarzyszyć będzie znany już ze spotkania z fenomenalnymi Focalami Utopia wzmacniacz słuchawkowy Pass Laboratories HPA-1. Z kronikarskiego obowiązku nadmienię jeszcze tylko, iż zarówno Audeze, jak i Pass znajdują się w Polsce pod dystrybucyjną opieką warszawskiego Audio Klanu.

Podobnie jak w przypadku pozostałych modeli, tak i przy LCD-XC produkcja i montaż odbywa się w kalifornijskiej fabryce marki z zachowaniem niezwykle restrykcyjnych procedur dbających o jak najwyższą jakość produktu finalnego, co nie tylko słychać ale i po prostu widać. Pomijając parowanie montowanych w każdej z par Audeze przetworników z dokładnością do +/- 1dB zamiast wszechobecnego plastiku króluje naturalna jagnięca skóra i przepiękne – polakierowane na wysoki połysk, wykonane z afrykańskiego drewna Bubinga muszle. Oczywiście szeroki i sprężysty pas nagłowny również otrzymał skórzaną otulinę a autorskie mocowanie nausznic sprawia, że z łatwością można dopasować Audeze zarówno do dużych, jak i małych czerepów ich przyszłych użytkowników. W roli napędu dla 106 mm diafragm wykorzystano dwustronny układ magnetyczny (oczywiście mowa o magnesach neodymowych i dyfuzorach Fazor) zapewniający praktycznie zerowe zniekształcenia i rezonanse. Przewód sygnałowy jest jak to zwykle w Audeze odczepiany a w komplecie znajdziemy nie tylko wersję zakończoną wtykiem zbalansowanym i dużym jackiem, lecz również wielce przydatną redukcję na małego jacka. Całość dostarczana jest w iście pancernym, suto wyściełanym szarą gąbką lotniczym case’ie, co znacząco podnosi szanse na przeżycie słuchawek w mało delikatnych rękach pracowników firm spedycyjnych nawet podczas międzykontynentalnych podróży.

Zwykło się mówić, że do trzech razy sztuka, choć w przypadku Audeze to już czwarte nasze spotkanie a zarazem pierwsze z konstrukcjami zamkniętymi. Tak się bowiem dziwnie złożyło, że zarówno LCD-3, LCD-4 jak i dokanałowe iSine 20 reprezentowały obóz modeli otwartych i dopiero LCD-XC przełamały wcześniejszy trend, co z resztą potwierdza ich sama nazwa, gdzie „C” oznacza „Closed-back”. Mamy zatem wielce intrygujący mariaż tego, z czego Audeze słynie od lat z wywodzącymi się ze studiów nagraniowych pełnymi muszlami zapewniający z jednej strony typową dla planarów rozdzielczość i holograficzną przestrzeń z nieosiągalną dla konstrukcji otwartych izolacją akustyczną od otoczenia. To jednak nie wszystko, gdyż o ową izolację dbają również niezwykle wygodne, szczelnie okalające uszy mięsiste skórzane pady. Całe szczęście po założeniu na głowę tego 650 g audiofilskiego akcesorium bardzo szybko okazuje się, iż całość nie dość, że świetnie się trzyma, to ciężar jest na tyle równomiernie rozłożony, że bez problemu i uczucia dyskomfortu jesteśmy w stanie prowadzić nawet kilkugodzinne sesje.
Po standardowej rozgrzewce, która ze względu na stan fabryczny dostarczonej pary trwała nieprzerwanie przez blisko tydzień, mogłem już spokojnie przystąpić do krytycznych odsłuchów. Mając jednak w pamięci iście obezwładniającą referencję równolegle testowanych Focali Utopia pierwsze kilka dni potraktowałem nieco ulgowo cały czas powtarzając sobie w myślach, że niemalże czterokrotna różnica w cenie nie wynika li tylko z widzimisię księgowych obu marek i chciał, nie chciał ma swoje odzwierciedlenie w finalnej jakości brzmienia, o co z resztą trudno byłby mieć do kogokolwiek pretensję. Prawdę jednak powiedziawszy, choć owe różnice brzmieniowe początkowo wydawać by się mogły nad wyraz bolesne i niejako dyskredytujące tańszą konstrukcję summa summarum okazały się całkowicie akceptowalne a przy tym potwierdzały niewygodną dla części nabywców prawdę, że na tym poziomie za nawet niewielki przyrost jakości trzeba niestety wysupłać nieprzyzwoicie dużą kwotę. Z drugiej jednak strony porównanie z tańszymi sparingpartnerami, czyli duetem Meze 99 Classics Gold i 99 Neo pokazało LCD-XC w diametralnie innym świetle i to właśnie one jawiły się niczym wzorzec i referencja dla rumuńskiej konkurencji. Warto więc przed przystąpieniem do formułowania jakiś bardziej krytycznych i autorytatywnych ocen pamiętać o właściwym punkcie odniesienia. Dlatego też mając już niejako uśrednione wymagania a zarazem wiedząc co potrafią podobnie do Audeze wycenione Fostexy TH900mk2, czy OPPO PM-1 sięgnąłem po dyżurną pozycję recenzencką, czyli momentalnie obnażające ewentualne odstępstwa od normy „Monteverdi – A Trace of Grace” Michela Godarda. Reprodukcja tego albumu przeszła moje najśmielsze oczekiwania, gdyż pomimo ewidentnie audiofilskiego rodowodu słuchawki dały wgląd w nagranie w iście profesjonalnym, studyjnym stylu. Zamiast bowiem upiększać, dosładzać i zaokrąglać LCD-XC postawiły na transparentność i liniowość działając niczym szkło powiększające i najlepsze studyjne monitory. Akustyka sakralnej budowli, ustawienie muzyków i ich, nawet mimowolny i zazwyczaj ledwo zauważalny ruch sceniczny widać było jak na dłoni a namacalność źródeł pozornych i głosów wokalistów była nie tyle na wyciągnięcie ręki, co byłoby przekłamaniem, lecz z zachowaniem właściwego, ustalonego podczas sesji nagraniowej dystansu.
Podobnie analityczne i rzetelne podejście do tematu amerykańskie nauszniki pokazały na koncertowej „Acoustic Live” Nilsa Lofgrena, gdzie każde trącenie struny było słychać od pierwszej do ostatniej milisekundy, jednak bez całej tej pseudo-audiofilskiej i obecnej na samplerach gigantomanii czy przejaskrawienia. W zamian tego postawiono na natychmiastowość, zwinność i konturowość ataku. Zyskiwały na tym autentyczność i poczucie uczestnictwa w spektaklu a że niejako przy okazji wokal Nielsa nie był tak głęboki jak na zaklinających, upiększających rzeczywistość „ładniej” grających słuchawkach konkurencji, to już zupełnie inna bajka i tylko od nas zależeć będzie czy stawiamy na prawdę, czy też swoistą, niekoniecznie zgodną ze stanem faktycznym interpretację. Jednak wbrew pozorom takie rzetelne, profesjonalne podejście do tematu wcale nie oznaczało osuszenia, laboratoryjnej sterylności, czy zbytniej, niemalże szklistej, analityczności, gdyż o równowadze tonalnej tytułowych nauszników można było powiedzieć wszystko, tylko nie to, że są właśnie suche, czy też zimne. Co to to nie. One są bowiem neutralne a delikatne zaakcentowanie średnicy pozwala jedynie na bardziej intensywny kontakt z operującymi na pierwszym planie solistami i wokalistami. Na dowód powyższego stwierdzenia sięgnąłem po dalekie od referencji krążki – „Rage Against The Machine – XX (20th Anniversary Special Edition)” Rage Against The Machine i współczesną inkarnację RAtM, czyli „Prophets Of Rage” Prophets Of Rage. Jakakolwiek utrata masy, czy też zbytnia ofensywność górnych rejestrów w obu powyższych przypadkach podczas odsłuchu słuchawkowego każdorazowo kończy się chroniczną migreną i niemożnością normalnego funkcjonowania przez kolejne kilka godzin. Tymczasem zaprzęgnięte do Passa Audeze bezpardonowo pokazały, że nawet tak surowy, garażowy materiał może poprzez swoją autentyczność i bezpośredniość być niezwykle pasjonujący i wciągający. Brudne brzmienie gitar, przechodzące w krzyk melodeklamacje i pulsujący, nadawany przez perkusję i bas rytm sprawiały, że będąc niemalże całkowicie odizolowanym od otoczenia spokojnie można było z poziomem głośności niebezpiecznie zbliżać się do iście koncertowych dawek decybeli. W tym momencie winien jestem Państwu drobne ostrzeżenie. Otóż LCD-XC są pod względem głośności niezwykle zdradliwe, gdyż nawet nad grożących trwałym uszkodzeniem słuchu poziomach dźwięku cały czas zachowują liniowość i wzorowy porządek na scenie. Zero kompresji, zero zniekształceń, więc teoretycznie jeszcze można nieco podkręcić gałką, a tymczasem po zdjęciu słuchawek okazuje się, że doszliśmy do … ryku startującego odrzutowca. Krótko mówiąc prędzej sami ogłuchniemy aniżeli zmusimy amerykańskie słuchawki do kapitulacji, ale akurat do empirycznego sprawdzenia powyższej tezy nikogo nakłaniać nie zamierzam.

Audeze LCD-XC to na pierwszy rzut oka produkt ze wszech miar ekskluzywny i używając audiofilskiej terminologii pełnokrwiście high-endowy. Jednak zarówno samo opakowanie – pancerny case, jak i brzmienie stawiają je na równi z dedykowanym studyjnym mistrzom konsolet asortymentem pro-audio. Audeze pokazują bowiem całą prawdę o nagraniach, a że czasem owa prawda nie do końca jest piękna i zgodna z tym, co sami muzycy i realizatorzy chcieliby nam wmówić, to już zupełnie inna sprawa.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35; Audionet Planck; AVM Audio OVATION MP 6.2
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Yamaha WXAD-10
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Słuchawki: Focal Utopia; Meze 99 Classics Gold; Meze 99 Neo
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3

Opinia 2

Wbrew pozorom byt słuchawek w systemie melomana lub audiofila nie jest podyktowany li tylko problemami z wydzieleniem do swojego hobby własnego pomieszczenia odsłuchowego. Bredzę? Bynajmniej, gdyż osobiście znam co najmniej dwóch osobników, którzy mając dość dużą swobodę w organizowaniu sobie niezakłóconych niezadowoleniem drugiej połówki sesji odsłuchowych nie wyobrażają sobie braku będących punktem zapalnym dzisiejszego spotkania nauszników w swojej armii produktów odtwarzających dźwięk. Dlaczego? Raz, choćby z powodu zdecydowanie większej możliwości wejścia w zasługujący na bardziej intymny odbiór projekt muzyczny, a dwa, w wielu przypadkach dzięki wyartykułowanym w zdaniu przed przecinkiem możliwościom jest to najzwyklejszy w świecie bardzo wnikliwy weryfikator tego, co prezentuje system oparty o kolumny. Jednak zostawiając z boku osobników mających więcej swobody i kierując dalszą rozprawę na temat słuchawek w stronę tych borykających się z prozą życia w jednym pokoju z całą rodziną chyba nie będę zbyt odkrywczy, gdy przypomnę, iż decydując się na zawieszone na pałąku małe kolumienki stajemy przed wyborem nadal delikatnie sprzęgających nas z otoczeniem podczas słuchania muzyki konstrukcji otwartych oraz może nie całkowicie, ale zawsze nieco bardziej izolujące świat w który wkraczamy od warunków zewnętrznych produktów zamkniętych. Które rozwiązanie jest lepsze, nie mam zamiaru rozstrzygać, gdyż byłoby to rozprawa o nadrzędności jednych świąt nad drugimi (chyba każdy wie, co mam na myśli), tylko zbliżając się do clou spotkania zdradzę, że tym razem przyjrzymy się konstrukcji zamkniętej, czyli amerykańskim słuchawkom AUDEZE LCD-XC, które w testowym boju wspierać będzie również pochodzący zza wielkiej wody amerykański wzmacniacz słuchawkowy Pass Laboratories HPA-1, a ich dystrybucją na naszym rynku zajmuje się warszawski Audio Klan.

Sądzę, że większość z Was zgodzi się ze mną, że w przypadku opiniowanych dzisiaj słuchawek mamy do czynienia z pewnego rodzaju użytkowym dziełem sztuki. Jakie są ku temu przesłanki? Jak to jakie? Przecież wokół-uszne muszle tytułowych bohaterek wykonano z będącego wariacją półkuli, wykończonego w wysokim połysku tropikalnego drewna Bubinga, a ich kontakt z naszym narządem zarządzania ciałem zapewnia nie byle co, bo do wyboru delikatna w dotyku jagnięca skóra lub mikro zamsz, a taka lista półproduktów nasuwa nam tylko jedno stwierdzenie: mamy do czynienia z produktem luksusowym. Kontynuując temat budowy należy wspomnieć o spinającym oba nauszniki, ubranym w wygodne siedzisko nagłowia pałąk, oraz bardzo istotnych dla tego modelu idąc za informacjami producenta innowacyjnych przetwornikach planarnych. O co chodzi z tymi mini-głośniczkami? Przetwornik planarny bezproblemowo oddaje najdrobniejsze niuanse generowanego dźwięku, a to w połączeniu z wnoszonym przez użyte do budowy korpusu muszli drewno sugeruje, że z jednej strony zostaniemy obdarowani sporym pakietem brzmieniowych artefaktów, a z drugiej wnoszoną przez drewno do dźwięku dawką spokoju w przekazie muzycznym. Czy tak zaiste jest, okaże się w dalszej części rozprawki, ale aby akapit opisowy zamknąć z należnym mu pakietem danych, należy dodać, iż w komplecie startowym LCD-XC otrzymujemy zestaw okablowania i różnorodnych przejściówek, a także ułatwiający proces logistyki zgrabny kuferek.

Jak w poprzednim akapicie delikatnie starałem się zaznaczyć, dzięki planarnym przetwornikom prezentowany przez ten model amerykańskich słuchawek świat muzyki oferuje spory pakiet światła i powietrza na budowanej wokół naszej głowy wirtualnej scenie muzycznej. To co prawda jest bardzo efektowne, ale przy takiej prezentacji należy uważać, aby zbyt jasnym źródłem nie spowodować szkodliwego dla neutralności przekazu, z pewnością niechcianego przesunięcia środka ciężkości w zbyt wysokie rejestry. LCD-XC same w sobie są na tyle otwarte, że podczas konfiguracji systemu odsłuchowego radzę na to zwrócić uwagę. Ja z tym tematem bez problemu poradziłem sobie odpowiednim okablowaniem (sygnałowy Hijiri i sieciowy Furutech), jak również współpartnerem testowym w postaci gęsto grającego PASS-a HPA-1, czego efektem był może nie chadzający w czeluściach przesadnie gęstej średnicy, ale nadal dość barwny z szybkim basem dźwięk. Dlatego też cały poniższy tekst będzie opierał się na obserwacjach przy użyciu takiej konfiguracji. Próbując przybliżyć efekt opisanej konfiguracji sprzętowej na podstawie przykładów płytowych, rozpocznę od najnowszej produkcji Gary Peacock Trio „Tangents”. Pierwsze słowa jakie cisną mi się na usta, a raczej na klawiaturę, to informacja, że całość płyty zabrzmiała dobrze. Jednak gdybym miał odnieść się do jakiś z mojego, czyli miłośnika gęstego grania, punktu widzenia drobnych niedociągnięć, powiedziałbym, że frontmen, czyli w tym przypadku Gary Peacock swoim instrumentem zbyt oszczędnie epatował pudłem rezonansowym. To oczywiście było wodą na młyn dla wielbicieli szybkości oddania wyczynowo realizowanych pasaży mistrza, ale fakt jest faktem, że wspomniany instrument oprócz strun ma również drewniany pojemnik wzmacniający ich brzmienie, dlatego może nie z zaciekłością bulteriera, ale osobiście podczas ostatecznej konfiguracji systemu na bazie LCD-XC optowałbym za dodatkowym wsparciem przełomu średnicy i basu. Ale żebyście mnie dobrze zrozumieli, to jest pewnego rodzaju napiętnowane osobistymi preferencjami zwrócenie uwagi na dość wyrazisty sznyt grania amerykańskiej myśli technicznej, a nie zarzut w stylu nierozwiązywalnego problemu. A na dowód, że mimo mojego przytyku całość wypadła bardzo efektownie dodam, iż reszta składu jazzowego z odpowiedniego napowietrzenia projektu muzycznego była ukontentowana, gdyż wszelkie bardzo ważne dla tego typu muzyki przeszkadzajki perkusisty i sam fortepian pokazywały ważny dla nich blask podczas długotrwałych wybrzmień. W podobnym do jazzowego repertuaru tonie wypadł również świat muzyki dawnej z The Purcel Quartet „Membra Jesu Nostri” w roli głównej. Z jednej strony oddech materiału nagrywanego w kubaturze kościelnej potrafił wznieć dany odsłuch na wyżyny oczekiwań, by po dokładnym przyjrzeniu się samym głosom artystów znaleźć drobny minusik w postaci zbyt lekkiego wysycenia śpiewanych przez nich fraz nutowych. I gdy wydawałoby się, że temat oferty brzmieniowej Audeze jest zamknięty, z istną Odsieczą Wiedeńską przyszła Amerykankom grupa Radiohead. Nieco ostrzejsze granie całkowicie przewartościowało dotychczasowe obserwacje i wszelkie teoretyczne niedostatki w dociążeniu przekazu sprawiły, że energetyczna muza dostała zastrzyk szybkości, dzięki czemu mogę śmiało powiedzieć, że testowane słuchawki z całego pojedynku wyszły z tarczą. Dlaczego z całego? Przecież wyraźnie zaznaczałem swoje dążenie do upiększania świata, a chcąc być konsekwentnym w stosunku do wcześniejszych pretendentów do laurów powinienem spojrzeć na dzisiejsze bohaterki w ten sam co wcześniej sposób. Dlatego też próbując abstrahować od swoich przyzwyczajeń proszę, abyście moje obserwacje wzięli jedynie pod rozwagę, a nie odbierali ich na poziomie bezkrytycznego głoszenia dogmatu. Każda układanka audio i sam potencjalny nabywca są całkowicie innymi bytami, dlatego nigdy nie jestem skory do głoszenia jedynie słusznych prawd, tylko zwracam uwagę na odbiegające od w miarę obiektywnego spojrzenia na dźwięk niuanse brzmieniowe.

Idąc skreślonymi powyżej obserwacjami wyraźnie widać, że mamy do czynienia z produktem dla dobrze zorientowanych w swoich oczekiwaniach melomanów. W prezentowanych Audeze LCD-XC nie znajdziemy bezkresnych pokładów muzykalności, tylko chadzający wokół neutralności, ale nadal bardzo przyjemny nawet dla tak zorientowanego ma barwę dźwięku jak ja osobnika przekaz muzyczny. I wiecie co? Po nabraniu odpowiedniego, bo okraszonego kilkutygodniowym okresem od słuchania do napisania recenzji dystansu, sądzę, że za ostateczny odbiór produktu w głównej mierze odpowiadają preferencje samego zainteresowanego, a nie repertuar muzyczny, gdyż w żadnym wypadku nie odnotowałem spektakularnej wpadki, tylko nieco inną niż lubię na co dzień estetykę. A tak postawiony temat oddania świata muzyki dodanie pokazuje, że tylko Wy będziecie w stanie stwierdzić, czy z tytułowymi słuchawkami będzie Wam po drodze.

Jacek Pazio

Dystrybucja: Audio Klan
Cena: 5 555 PLN

Dane techniczne:
Typ: Wokółuszne, zamknięte
Średnica przetworników: 106 mm
Moc max.: 15 W
SPL: >130dB @ 15W
Impedancja: 20 Ω
Skuteczność: 100dB / 1mW
Pasmo przenoszenia: 5 – 50 000 Hz
Zniekształcenia: <1%
Zalecana moc wzmacniacza: 1 – 4 W
Długość przewodu: 2.5 m

 

System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport Reimyo CDT-777, przetwornik Reimyo DAP – 999 EX Limited TOKU
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijri „Milon”,
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA

Pobierz jako PDF