1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Audia Flight FLS20

Audia Flight FLS20

Link do zapowiedzi: Audia Flight FLS 20

Opinia 1

Plotki, mniej bądź bardziej kontrolowane przecieki a nawet w pełni oficjalne zapowiedzi o wypuszczeniu na rynek naszego dzisiejszego gościa docierały do nas i krążyły w audiofilskich kuluarach od … nawet nie pamiętam kiedy. Ba, część optymistycznie podchodzących do życia dystrybutorów zaczęła wręcz umieszczać go w swojej ofercie rozbudzając płonne nadzieje wśród czekających na pierwsze egzemplarze niczym kania dżdżu akolitów włoskiej marki. Niestety myślenie życzeniowe i usilne zaklinanie rzeczywistości nie na wiele się zdały, gdyż przyszedł Covid, pożar strawił fabrykę Asahi Kasei Microsystems (AKM) w Nobeoka City w Japonii, co pociągnęło za sobą problemy z dostępnością wydawać by się mogło podstawowych – będących na wyciągnięcie ręki komponentów i temat trzeba było odwiesić na kołek. Całe szczęście, cytując klasyka „A po nocy przychodzi dzień, A po burzy spokój, …”, tak po pobieżnym obmacaniu w trakcie ostatniego monachijskiego High Endu wreszcie, znaczy się dzięki operatywności ekipy dystrybutora – High End Alliance, doczekaliśmy się możliwości zdecydowanie bardziej skrupulatnego pochylenia się nad możliwościami … najnowszego uniwersalnego odtwarzacza CD/SACD Audia Flight FLS 20, na którego test serdecznie zapraszamy.

Jak już z pewnością zdążyliście Państwo zauważyć FLS 20 od swojego niżej urodzonego pociotka, czyli bardzo miło przez nas wspominanego FL CD Three S różnią nie tylko nieco inne proporcje obudowy i poważniejsza o 7 kg waga, co przede wszystkim konstrukcja, gdyż zamiast standardowej szuflady mamy tym razem do czynienia z klasycznym top-loaderem z zamykaną przesuwną śluzą komorą na płytę umieszczoną na górnej połaci urządzenia. A skoro już o tym wspomniałem, to od razu jeszcze tylko doprecyzuję, iż po umieszczeniu płyty CD/SACD na osi napędu należy ją docisnąć stosownym, mocowanym magnetycznie carbonowym talerzykiem. I tu pozwolę sobie na małą dygresję, gdyż pomimo początkowych, wynikających z praktycznie śladowej masy docisku, obaw kultura pracy napędu jest zaskakująco wysoka i praktycznie całkowicie bezszelestna, co tylko dobrze świadczy o precyzji wykonania i w pełni przemyślanej konstrukcji.
Wracając jednak na płytę frontową warto docenić jej projekt plastyczny, czyli finezyjne, przywodzące na myśl zalotny uśmiech podfrezowanie masywnej aluminiowej płyty z czernionym oknem błękitnego wyświetlacza oraz rządkiem ośmiu nieckowatych wgłębień z nawigacyjno-funkcjonalnymi przyciskami. Rzut oka na zaplecze nie rozczarowuje, bowiem do dyspozycji otrzymujemy nie tylko wyjścia w standardzie XLR i RCA, lecz również zaskakującą sekcję interfejsów cyfrowych obejmujących zarówno wejścia USB, koaksjalne AES/EBU i optyczne, lecz również nie mniej szeroki wachlarz wyjść – I2S (HDMI), koaksjalne AES/EBU i optyczne. Ba, producent przewidział również opcję aplikacji modułu streamera, więc zapobiegliwie wygospodarował jeszcze ukryte za estetyczną zaślepką na niego miejsce. Wyliczankę zamyka zintegrowane z włącznikiem głównym trójbolcowe gniazdo IEC. Na drodze małego śledztwa, wraz z dystrybutorem, doszliśmy do wniosku, iż sekcję przetwornika w pewnym stopniu oparto o dostępny dla serii FSL firmowy moduł, więc pomimo braku jakichkolwiek informacji ze strony wytwórcy można założyć, iż standardowe wejścia cyfrowe kończą swoją pracę na 24bit/192kHz, z kolei USB może pochwalić się obsługą PCM do 32 bit/384 kHz i DSD512. Dostępny jest również wybór jednej z siedmiu filtracji dla sygnałów PCM i dwóch dla DSD oraz aktywacja ditheringu. Niestety jak wygląda sprawa wyjść i co da się poprzez I2S wysłać na zewnątrz, tego niestety do momentu publikacji nie było wiadomo.
W zestawie znajdziemy również adekwatny do klasy jednostki głównej onieśmielający bezlikiem (dokładnie 32!) przycisków pilot zdalnego sterowania. Niby od przybytku głowa nie boli, lecz tym razem Włosi nieco przedobrzyli, gdyż intuicyjność sterownika jest najdelikatniej rzecz mówiąc dyskusyjna. Jako przykład podam sposób wyboru źródła. Otóż zamiast wybrać takowe (źródło) przypisanym mu przyciskiem, lub na drodze sekwencyjnego przeklikania wspólnym dla wszystkich, ewentualnego posłużenia się popularną parą góra/dół lub +/-, w tym przypadku konieczne jest odnalezienie przycisku IN a następnie podjęcie decyzji, czy chcemy się przełączyć na poprzednie „-”, czy kolejne „+” wejście i po jego wyborze chwilkę poczekać na jego aktywację. Niby człowiek jest podobno w stanie przyzwyczaić do wszystkiego, lecz pojawia się pytanie po co sobie aż tak utrudniać życie …
Jeśli chodzi o trzewia, to sercem odtwarzacza są dwie 32-bitowe kości Sabre ES9038PRO (po jednej, pracującej w trybie mono, na kanał) kontrolowane przez precyzyjny zegar Crystek CCHD-950. Obwody cyfrowe zasilane są 10 niskoszumnymi zasilaczami. Generalnie zasilanie potraktowano z niezwykłą troską, gdyż życiodajną energię do obwodów analogowych dostarcza 80VA toroid, cyfrowych 85VA a sterowanie otrzymało własną 15VA, również toroidalną jednostkę. Nie mniej miłą informacją jest również ta, iż sekcja wyjściowa nie tylko jest w pełni zbalansowana, przez co użycie XLR-ów wydaje się nad wyraz wskazane, co pracuje w klasie A. I nie są to tylko czcze przechwałki i marketingowa mowa-trawa, gdyż podczas pracy 20-ka zauważalnie się nagrzewa, co doskonale czuć po otwarciu komory transportu po zakończeniu odtwarzania płyty. Zgodnie z zapewnieniami producenta mechanizm transportu został zaprojektowany od niemalże zera a priorytetem była niemalże całkowita eliminacja jakichkolwiek wibracji. Dlatego też drive znajduje się na masywnym, opartym na czterech przytwierdzonych do blisko półcentymetrowej grubości płyty dolnej, podeście, pod którym ukryto dwie piętrowo umieszczone płytki drukowane. Niestety nie wiadomo, czy jest to moduł przez Włochów modyfikowany, czy też zaprojektowany i wykonany przez nich na miejscu – w Civitavecchia.

Jak to jednak w audiofilskich realiach bywa walory estetyczne i ergonomia sobie a i tak finalnie najważniejsze okazuje się to, jak dane urządzenie gra i jak wpisuje się nie tylko w nasze gusta, lecz i posiadaną układankę. A Audia Flight FLS20 wpisała się w moją wręcz idealnie. I to już od startu – bez akomodacyjnej rozgrzewki, bez żonglerki kablami 20-ka poczuła się jak w domu a na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech, gdyż od razu stało się dla mnie jasne, że trafiło do nas urządzenie przywracające wiarę w sens High-Endu i to przywracające nie ociekającym złotem, chromem, tytanem czy Bóg wie raczy wiedzieć czym jeszcze projektem plastycznym, powodującym zapalenie spojówek ledwie mieszczącym się na froncie wysokorozdzielczym ekranem, lecz li tylko a zarazem i aż … dźwiękiem. Dźwiękiem niezwykle dynamicznym, swobodnym, rozdzielczym i niewymuszonym, czyli de facto na wskroś naturalnym. Jeśli zatem szukacie Państwo dźwięku „zrobionego” i „autorsko podrasowanego”, gdzie kreślenie źródeł pozornych odbywa się nawet nie na aptekarską, co wręcz laboratoryjno-prosektoryjną precyzją, każdy włos dzielony jest na czworo, najmniejszy pyłek skupia na sobie uwagę bardziej aniżeli stuck pixel na absolutnie czarnym ekranie a najdelikatniejsze smyrnięcie blach miotełką brzmi jak przeciągnięcie grabiami po blasze falistej, to Audia takowych oczekiwań nie spełni. Jeśli jednak chcielibyście usłyszeć ulubione nagrania z niespotykaną dotychczas witalnością, z właściwym wykonom na żywo ładunkiem energii i materializacją wykonawców niemalże na wyciągnięcie ręki, to trafiliście pod właściwy adres. Tylko żeby była pełna jasność – tytułowy odtwarzacz daleki jest zarówno od zbytniej analityczności jak i przesady w podkręcaniu tempa, czy też usilnego wypychania pierwszego planu przed linię kolumn. Oczywiście jeśli tylko materiał źródłowy takowymi anomaliami będzie skażony, to tak właśnie zaprezentowany zostanie, jednak z poprawnymi realizacjami powyższe atrakcje zostaną nam oszczędzone. Scena sięgać będzie daleko hen za ścianę za kolumnami, gradacja planów wprawiać będzie w onieśmielenie a i z poprawnością zawieszenia źródeł dźwięku na osi pionowej nie przewiduję problemów. I wcale nie trzeba będzie ograniczać się do jakiś specjalnie wymuskanych wydawnictw skazując na banicję i powolne obrastaniem kurzem lwiej części posiadanej płytoteki, gdyż FLS20 niespecjalnie czuje się w obowiązku piętnować ewentualne niedoskonałości produkcyjno-wykonawcze. Ot, pokaże je i tyle a finalną cenę pozostawi odbiorcy. Dzięki czemu bez większych obaw można sięgać po praktycznie dowolny repertuar. Dowód? Proszę uprzejmie – weźmy pierwszy z brzegu, składankowy a więc przypominający pod względem muzycznej spójności nie do końca dobrze ulepioną bajaderkę „Transience” Stevena Wilsona, na który zamiast bardziej wyszukanych prog-rockowych utworów trafiły zdecydowanie bardziej lekkostrawne, piosenkowe propozycje. Krótko mówiąc mało zachęcająca perspektywa spędzenia ponad godziny przed reprodukującym taki „wsad” systemem. A tu niespodzianka, gdyż Audia zamiast silić się na narzucenie całości znamion koherencji poszła w zupełnie inną stronę dając możliwość wybrzmienia każdemu z czternastu utworów na własny, unikalny sposób. Coś w stylu wciągającego, pasjonującego serialu, gdzie z jednej strony mamy ciągłość akcji i obsady, lecz z drugiej każda z opowiadanych historii jest unikalna i dzieje się we własnym, ujętym w ramach danego odcinka mikrokosmosie. Czyli otrzymujemy niezwykle różnorodną ale zarazem logiczną opowieść – podróż przez lata 2003-2015, będącą zarazem potwierdzeniem artystycznej ewolucji i poszukiwań Wilsona. Nie rażą zatem kontrasty pomiędzy niemalże akustycznymi partiami gitar, bogatymi orkiestracjami, czy też nieco bardziej zadziornymi riffami pozwalającymi odkryć ileż niuansów kryje się pod wędrującymi po gryfie palcami i jak czysto a zarazem wysoko potrafią zagrać nasze kolumny. Warto bowiem nadmienić, że włoski odtwarzacz daleki jest od jakichkolwiek prób zmiękczenia, czy też wycofania skrajów reprodukowanego pasma tak od góry, jak i dołu. A właśnie, dół. Świetnie kontrolowany, sprężysty a zarazem nisko-schodzący i wybornie zróżnicowany. Proszę tylko rzucić uchem na to, co wyczyniają na „Bach Trios” Yo-Yo Ma (wiolonczela), Chris Thile (mandolina) i Edgar Meyer (kontrabas) – ileż tu faktur, wybrzmień i błyskotliwych dialogów a jeśli komuś mało zawsze może sięgnąć po „Gorillaz”, gdzie znajduje się wszystkomówiący utwór „Double Bass”, który może nie dokopuje się fundamentów Hadesu, jednak w przypadku braku odpowiedniej energii i zróżnicowania brzmi po prostu nudno i monotonnie. A Audia z łatwością była w stanie wycisnąć z niego najdrobniejsze niuanse, definicje poszczególnych dźwięków a jednocześnie zachować spójność i jeszcze na deser pokazać kontrast syntezatorowych obłości z chropowatością również cyfrowych przesterów. Po prostu cud, miód i orzeszki.
Niezwykle sugestywnie prezentowane są również wokale. Karen Souza na „Essentials” zachwyca zmysłowością interpretacji znanych przebojów w niekoniecznie oczywistych aranżacjach (vide „Creep” z portfolio Radiohead, czy Jacksonowski „Billie Jean”). Co ciekawe, pomimo wcześniej wspomnianej energetyczności i witalności włoski odtwarzacz potrafił tutaj zwolnic obroty, wrzucić na luz i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ze stuningowanego GTR-a przeistoczyć się w „płynącego” nadmorską promenadą cruisera w stylu Cadillaca Deville Coupe z 1970 r., by pozwalać delektować się słuchaczowi leniwie sączącą się z głośników muzyką.

No to jeszcze, niejako na deser, zwrócę uwagę na jeden, wielce istotny, przynajmniej w moim przypadku, drobiazg. Otóż Audia Flight FLS20 nie tylko świetnie sprawdza się w roli standardowego odtwarzacza CD/SACD z obu formatów wyciskając wszystko co najlepsze i zarazem czarno na białym pokazując, że jeśli mamy możliwość to właśnie wydaniami SACD, z racji ich fenomenalnej trójwymiarowości i holografii obrazowania, warto się zainteresować, lecz również śmiało można ją uznać za pełnokrwistego, high-endowego DAC-a, który pod względem walorów sonicznych w niczym nie ustępuje sekcji dedykowanej nośnikom fizycznym. Dlatego też śmiało może startować w szranki z podobnie wycenionymi przetwornikami cyfrowo-analogowymi górując nad nimi możliwością odtworzenia srebrnych krążków.

Reasumując, wychodzi na to, że choć Włosi kazali na Audię Flight FLS20 nieprzyzwoicie długo czekać, to finalnie cierpliwość nabywców została sowicie nagrodzona. Nie dość bowiem, że w tzw. międzyczasie konkurencja łaskawa była sama z siebie ustąpić Audii pola (m.in. Ayon w swojej aktualnej, drugiej inkarnacji topowej 35-ki z SACD zrezygnował), to dodatkowo rynek srebrnych krążków okrzepł i obecnie już mało kto wieszczy jego rychły koniec. Dodając do tego ponadprzeciętne walory brzmieniowe tak w roli odtwarzacza CD/SACD, jak i DAC-a śmiało możemy uznać, iż jest to jedna z najciekawszych propozycji na rynku.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Być może dla wielu z Was to zbyt odważne twierdzenie, jednak przy posiadanej wiedzy w moim odczuciu z pełną świadomością tej wypowiedzi jestem w stanie oznajmić, iż tytułowa Audia Flight na naszym rynku zdążyła się już znakomicie zadomowić. I nie chodzi li tylko o kilka opublikowanych przez lata na naszych łamach recenzji od topowego zestawu pre-power, przez phonostage, integrę, po niedrogi odtwarzacz CD, ale o pojawianie się nazwy tego producenta w rozmowach kuluarowych wystaw o tematyce audio, czy na forach internetowych. Co jest ojcem sukcesu? Otóż to zazwyczaj barwne, ale potrafiące zagrać z niezbędnym wigorem granie trafiające w gusta znakomitej większości melomanów. A chyba nikogo nie dziwi fakt, iż taka szkoła brzmienia jest na tyle interesująca również dla nas, że gdy ze strony opiekuna marki na naszym rynku padła propozycja przetestowania flagowego źródła CD, z podjęciem decyzji nie zastanawialiśmy się nawet przez moment. Takim to sposobem, dzięki staraniom krakowskiego dystrybutora High End Alliance, z bogatego portfolio tej włoskiej manufaktury trafił w nasze progi flagowy, przyjmujący zewnętrzne sygnały cyfrowe na wewnętrzny przetwornik odtwarzacz płyt kompaktowych CD/SACD Audia Flight FLS20.

Pierwszą a zarazem widoczną gołym okiem informacją akapitu o budowie naszego gościa jest fakt, iż mamy do czynienia z klasycznym top loaderem, czyli odtwarzaczem przyjmującym płyty od góry a nie na tackę / do szczeliny. Jest to o tyle istotny szczegół, że nasz bohater nie może być wepchnięty w pierwszą lepszą, często jedyną wolną półkę eksponującego nasze audio-zabawki mebla, tylko musi stać na jego blacie. Naturalnie chodzi o możliwość zmienia płyt, które aplikujemy po odsunięciu znajdującej się na górnym panelu, ozdobionej logo marki klapki i zdjęciu z napędu wykonanego z karbonu docisku z magnesem. To dość rzadko stosowane rozwiązanie i zazwyczaj w konstrukcjach bezkompromisowych danego producenta, a że z takim właśnie mamy do czynienia, temat wydaje się oczywisty. Sama obudowa 20-ki jest efektem wykorzystania grubych, wykończonych w technice szczotkowania płatów aluminium. Jeśli chodzi o przedni panel, ten jako pomysł na design w swej górnej części wykorzystuje znany z innych modeli motyw fali skrywającej błękitny wyświetlacz. Resztę niezbędnych do obsługi odtwarzacza akcesoriów znajdziemy nieco niżej, na lekko wypchniętej do przodu, pozostałej połaci awersu. A zaaplikowano w niej ułożonych horyzontalnie 8 zagłębionych w małych nieckach srebrnych guzików – ON, PLAY, STOP, PAUSE, PREV, NEXT, SET i INPUT. Całości wystroju tej części obudowy dopełniają umieszczone w dolnych rogach nazwa marki i model urządzenia. Co dzieje się na tylnym panelu? Już pierwsze spojrzenie daje do zrozumienia, że mamy do czynienia z bogato wyposażonym produktem, bowiem oprócz standardowego wypuszczenia analogowego sygnału w standardzie RCA i XLR, mamy dodatkowo dwie sekcje terminali cyfrowych – jeden wejściowy, a drugi wyjściowy, w zestawie których znajdziemy gniazda: SPDIF, AES/EBU, OPTICAL, USB oraz I2s w standardzie HDMI. Jak widać, inżynierowie nie szli na skróty, co tylko potwierdza bezkompromisowe podejście do tematu. Naturalnie zwieńczeniem bytu opisywanego odtwarzacza jest fajny w obsłudze, bo solidny, wykonany z aluminium, jednak nieco przeładowany pakietem przycisków pilot zdalnego sterowania. Ale nie kruszyłbym o to kopii, bowiem po kilkukrotnym używaniu go, podczas codziennego obcowania bez problemu się nim posługiwałem.

Jak wypadł flagowiec na tle reszty rodziny? Nie powiem, nader pozytywnie mnie zaskoczył. W jakim sensie? Otóż zagrał bardzo równo, bo z dobrym bilansem pomiędzy mocnym basem, soczystą średnicą i dźwięcznymi wysokimi tonami. Nie odczuwałem jakiegokolwiek faworyzowania żadnego z podzakresów. O ile bowiem w innych konstrukcjach z tej stajni zawsze zauważałem delikatne, jednak burzące założenia wzorowego podania dźwięku podkręcanie średnicy. Tymczasem tutaj całość brzmiała bardzo spójnie. A to dopiero jeden z ciekawych aspektów prezentacji. Chodzi mianowicie o to, że FLS20 dobrze definiował krawędź i szybkość narastania dźwięku. Dzięki temu muzyka podana była z wymaganą ekspresją, czyli tak jak lubię. Z wykopem, ale też esencjonalnie, jednak najważniejsze, że odpowiednio w domenie kreowania ostrości rysunku źródeł pozornych. Dzięki temu wirtualna scena była nie tylko czytelna, ale również znakomicie odwzorowywała zamierzenia realizatorów odnośnie jej głębokości, szerokości i budowania brył muzyków względem siebie. Takie postawienie sprawy zaś powodowało, że nasz bohater nie miał problemu z pokazaniem prawdziwego „ja” dosłownie każdego nurtu muzycznego. Tego z wpisanym w kod DNA szaleństwem spod znaku mocnego rocka, ale również nastrojowego jazzu, czy nawet wokalizy.
Pierwszym testem dla Audii była najnowsza płyta Deep Purple „=1”. Może nie jest to materiał na miarę niszczenia słuchu przez Slayer’a, ale na tyle reprezentatywny i do tego dopiero przeze mnie głębiej poznawany, że pełnoprawny test rozpocząłem od niego. Efekt? Taki, jakiego po pierwszym kontakcie z tym odtwarzaczem się spodziewałem. Dostałem bdb. drive podparty znakomitą, bo w pełni kontrolowaną energią. To bardzo istotne w tego typu muzyce, gdyż nawet podczas głośnego słuchania nie słyszałem efektu zlewania się następujących po sobie pełnych agresji fraz. Muzyka mnie w dobrym tego słowa znaczeniu kopała na tyle dobrze zdefiniowanymi impulsami, że nie tylko nie stawała się monotonna i finalnie nudna, ale również skłaniała do podkręcania gałki wzmocnienia sygnału. Nie z powodu uporczywego poszukiwania zawartych w niej bodźców, tylko zwiększenia ich siły rażenia w oczekiwanym standardzie jakości. To oczywiście było możliwe tylko w przypadku dobrego jej odtworzenia, co bez najmniejszych problemów Włoch udowodnił już w pierwszych akordach tego krążka.
A co stało się, gdy w napędzie CD-ka wylądował materiał z drugiej strony artystycznej barykady? Jako testowy wykorzystałem krążek rodzimej artystki Agi Zaryan „Picking Up The Pieces”. Cel? To dość mocno w kwestii wagi oraz wyrazistości podania dźwięku zrealizowany krążek i chciałem sprawdzić, jak nasz bohater poradzi sobie z takim przypadkiem. Jak wspominałem, odtwarzacz sam w sobie gra bezkompromisowo, dlatego tendencyjnie potraktowałem go podobnie zrealizowanym repertuarem. I co? I nic. Jednak nic w pozytywnym znaczeniu, gdyż estetyka brzmienia odtwarzacza nie podkręciła zbędnie wyrazistości prezentacji w domenie dźwięczności górnego zakresu, za to oczekiwanie zebrała czasem nieco poddudniający na tej płycie bas. Najczęściej od strony audiofilskiej przy niej się męczę, a tym razem owo ukulturalnienie dołu i nadanie mu dobrze określonego ataku oraz zwartego impulsu sprawiło, że wcześniejsza męcząca mnie magma niskich rejestrów tym razem nie przykrywała brzmienia pięknego głosu artystki. Całość stała się bardziej czytelna, a przez to intymniejsza, co pokazało, że inżynierowie Audii wiedzieli, gdzie usadowić punkt krytyczny dosadności podania muzyki. Z jednej strony nacechowany zrozumiałym dążeniem do wyciskania z dźwięku ostatnich soków, ale z drugiej umiejętnie stroniący od nadinterpretacji. Naturalnie ktoś zawsze może powiedzieć, że woli bardziej soczystsze podanie tego rodzaju twórczości nawet kosztem niezbędnej ostrości, jednak w tym przypadku rozprawiamy o topowej konstrukcji, a ta jest zobligowana do serwowania muzyki w sposób najbardziej neutralny, czyli taki, jaki zaproponowała konstrukcja będąca zaczynem odbycia tego testu.

Czy tytułowy odtwarzacz CD/SACD jest propozycją dla każdego? Cóż, nie mam najmniejszych oporów, aby powiedzieć, że tak. Oferuje dobrą wagę i dynamikę dźwięku, co daje szerokie pole do jego aplikacji w większości środowisk sprzętowych. Jednak znając życie wiem, iż znajdzie się grupa ludzi zakręconych na punkcie muzyki, dla których prezentacja Audii Flight FLS20 może okazać się zbyt oszczędną w kwestii nasycenia. Jednak nie dlatego, że to będzie problem rzeczonego odtwarzacza, tylko efekt poszukiwania nadmiernie wyeksponowanych bodźców przez mocno zmanierowaną na tym punkcie grupę osobników homo sapiens. Ludzie często lubią nadmierną ilość muzyki w muzyce i nikt tego nie zmieni, a niestety tytułowa 20-ka na to nie pójdzie. Owszem, umiejętną konfiguracją delikatnie pójdzie im na rękę, jednak akurat ten, czyli topowy model nie zaprzeda bez opamiętania duszy diabłu w imię służby naprawdę minimalnej grupie sonicznych szaleńców. Co to to nie. I dla mnie dobrze. Niech szukają gdzie indziej. Lecz nie na poziomie zobligowanego do pokazania jak najwięcej prawdy o muzyce High Endu.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, Synergistic Research Orange
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints Ultra Mini
– platforma antywibracyjna Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80

Dystrybucja: High End Alliance
Producent: Audia Flight
Cena: 17 300 €

Dane techniczne
Pasmo przenoszenia
– SACD: 2 Hz – 50 KHz ± 0.5dB
– CD: 2 Hz – 20 KHz ± 0.5dB
Odstęp sygnał/szum: 110 dB
Zniekształcenia THD: 0.002%
Wyjścia analogowe: para RCA, para XLR (regulowane)
Max. napięcie wyjściowe: 2.5 Vrms
Impedancja wyjściowa: 240 Ω
Wejścia cyfrowe: Toslink, AES/EBU, S/PDIF (24bit/192kHz); USB (32 bit/384 kHz PCM, DSD512)
Wyjścia cyfrowe: Toslink, AES/EBU, S/PDIF, I2S
Pobór mocy: <1 W (Stand-by); 180 VA (Max)
Wymiary (S x W x G): 450 x 134 x 364 mm
Waga: 17 kg

Pobierz jako PDF