1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Audio Reveal Second Signature

Audio Reveal Second Signature

Link do zapowiedzi: Audio Reveal Second Signature

Opinia 1

Wydawać by się mogło, że jak na typa, któremu pierwszy lampowiec kilkukrotnie osnuł się chmurą gryzącego dymu a kolejne podejście do rozżarzonych baniek skończyło się wymianą skrzynki z bezpiecznikami powinienem mieć po kokardę tego typu atrakcji. Najwidoczniej jednak ciągle mi mało, gdyż co jakiś czas daję się uwieść magii bursztynowej poświaty. Nauczony jednak doświadczeniem tego typu spotkania traktuję już wyłącznie na zasadach przelotnego romansu, tym bardziej, że przy intensywności eksploatacji z jaką nieodłącznie wiąże się moje bajkopisarskie hobby długoterminowe użytkowanie „lampiszonów” powodowałoby również nawarstwianie się kolejnych lęków i fobii wynikających z ograniczonej żywotności lamp a tym samym oczywistych zmian w brzmieniu. Dokładając do tego mnogość zamienników, polowanie na zakamuflowane w przepastnych magazynach NOS-y i eksperymenty z optymalnym sonicznie, niekoniecznie rekomendowanym ze względów technicznych przez producenta punktem pracy na razie dla spokoju ducha i zdrowia psychicznego, przynajmniej jeśli chodzi o amplifikację, pozostaję wyznawcą rozwiązań z obozu solid-state. Skoro jednak pozwoliłem sobie na powyższy, mały rachunek sumienia to znak, że coś owe wynurzenia musiało wyzwolić. I tak też właśnie się stało, gdyż po raz wtóry mieliśmy ostatnimi czasy okazję pochylić się nad radosną twórczością Michała Posiewki, który raczył był wzbogacić portfolio swojego autorskiego projektu Audio Reveal o kolejny wzmacniacz zintegrowany, czyli będący przedmiotem niniejszej epistoły model Second Signature.

Ponieważ do tej pory mieliśmy okazję poznęcać się nad wykorzystującą w stopniu wyjściowym pojedyncze Genalexy Gold Lion KT88 integrą First a bazujący na jednych z moich ulubionych ze względu na nad wyraz udane połączenie mocy i muzykalności K150, Second dziwnym zbiegiem okoliczności (tak po prawdzie z nautilusowej dystrybucji przyjechały do nas mogące pochwalić się … tuzinem 150-ek) monobloki Ayon Audio Epsilon Evo Mono jakoś do nas nie trafił, to widząc nowe, uzbrojone w gorącą (dosłownie i w przenośni) nowość – tetrody strumieniowe KT170, dziecko Michała czym prędzej je przygarnęliśmy. Przygarnęliśmy, postawiliśmy pomiędzy naszymi dyżurnymi urządzeniami i poczuliśmy delikatne déjà vu. Chodzi bowiem o to, że wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że Michał mając jasno sprecyzowaną wizję własnych wyrobów, już od samego początku przyzwyczaja swoich nabywców do daleko posuniętej unifikacji, czyli śmiało można uznać, iż jeśli kogoś „kupił” design Firsta, to i z Secondem, niezależnie od wersji, będzie mu po drodze. Mamy zatem szalenie elegancki drewniany front z trzema toczonymi metalowymi gałkami, z których największa – centralna odpowiada za regulację głośności, lewa pełni rolę włącznika głównego a prawa selektora źródeł. Oprócz nich nader zgrabnie wkomponowano niewielką diodę informującą o statusie pracy urządzenia i czujnik IR.
Płyta górna to królestwo osadzonych na dwóch platformach ze szczotkowanego aluminium lamp, czyli zestawów w skład których (na kanał) wchodzą dwa maluchy – 12AX7 (ECC83) Genalexa i 12BH7 a tuż za nimi pyszni się charakterystyczna „zniczopodobna” 170-ka Tung-Sola. Każdą, zdolną oddać całkiem rozsądne 21W wyspę wyposażono w dedykowaną blaszaną osłonę, którą wystarczy na nią nasunąć, jednak z racji dość wątpliwych walorów estetycznych zarówno podczas codziennych odsłuchów, jak i sesji zdjęciowej pozwoliłem sobie ich aplikację darować. Pomiędzy owymi ostojami lamp umieszczono niewielkie pokrętło dzięki któremu możemy regulować głębokość sprzężenia zwrotnego a tuż nad nim elegancką tabliczkę znamionową.
Jak to zwykle w lampowcach bywa wzdłuż tylnej krawędzi w prostopadłościennych katafalkach zamknięto transformatory – dwa zasilające od wewnątrz i dwa zewnętrzne – sygnałowe z blach amorficznych wykonywane na zamówienie przez rodzimego specjalistę – pana Leszka Ogonowskiego (w standardowej wersji Second stosowane są trafa importowane z Kanady). Ściana tylna to również klasyka gatunku – okupujące obie flanki terminale głośnikowe z oddzielnymi przyłączami dla kolumn 8 Ω i 4 Ω, oraz cztery pary symetrycznie ulokowanych, w końcu mamy do czynienia z konstrukcja dual mono, wejść RCA. W centrum umieszczono gniazdo zasilające IEC. W zestawie fabrycznym oprócz przewodu zasilającego, którego lepiej z przepastnego kartonu nawet nie wyciągać i białych rękawiczek, którymi z kolei warto się zainteresować, znajduje się również poręczny pilot zdalnego sterowania, z pomocą którego zyskamy możliwość regulacji natężenia dźwięku bez konieczności podnoszenia się z kanapy.

Skoro już wyposażony w uznawane za mało muzykalne KT88 First zachwycił nas właśnie … muzykalnością, lecz nie muzykalnością polegającą na oblepieniu wszystkich dźwięków grubą warstwa lukru, tylko jej wersją świetnie zespoloną z rozdzielczością, to wychodząc z założenia, że Second Signature bazujący na następcach uznawanych za najbardziej „śpiewne” z rodziny KT pisanek (150-ek), czyli KT170 powinien iść jeszcze dalej obraną przez swoich protoplastów drogą. Tak podpowiadała nam zarówno logika, jak i intuicja, więc zasiadając do odsłuchu niejako podświadomie spodziewaliśmy się dość oczywistego sposobu prezentacji. Tymczasem poza w pełni zrozumiałym wzrostem mocy, a tym samym zdecydowanie lepszą kontrolą moich Dynaudio Contour 30, pojawiły się pewne zupełnie niespodziewane atrakcje. O ile bowiem drajw i niepozwalający spokojnie usiedzieć w fotelu tzw. FTF (Foot Tapping Factor) od razu mnie zniewoliły i do końca obecności w moim systemie ARSS (Audio Reveal Second Signature) nawet na moment nie pozwoliły nawet na chwilę oddechu, to już spodziewanej dalszej intensyfikacji czaru 150-ek nie odnotowałem. Czy to źle? Przewrotnie odpowiem, że to zależy. Jeśli jesteśmy niewolnikami własnych oczekiwań, to z pewnością możemy poczuć się zawiedzeni, jeśli natomiast do tematu podchodzimy z „otwartą głową”, to nie widzę najmniejszego powodu do kręcenia nosem. Mówiąc wprost zarówno pod względem rozdzielczości, jak i precyzji zaaplikowane w Audio Revealu 170-ki szły znacznie dalej od swoich poprzedniczek zamiast bezpiecznej „muzykalności” stawiając akcent na transparentności i holograficznej wręcz przestrzenności. Nawet na kipiącym hard-rockową zadziornością suto podlanej heavy-metalową potęgą krążku „When Legends Rise” Godsmack owa rozdzielczość wcale nie szła w kierunku bezdusznej analityczności, którą swojego czasu zarzucano m.in. amplifikacji Octave, lecz stawiała na iście studyjną bezpośredniość i namacalność. Wokal Sully’ego Erny był mocny, świetnie zaakcentowany i pomimo iście apokaliptycznej ściany dźwięku złożonej z misternie tkanych gitarowych riffów i potężnej perkusji nad wyraz namacalny. Jednak jego „materializacja” w przestrzeni międzygłośnikowej nie oznaczała wygładzenia, czy też dosłodzenia jego głosu, który cały czas utrzymał natywną szorstkość.
Chcąc nieco dać odetchnąć kończynom nieopatrznie dodałem do playlisty „Blue Bossa” Massimo Farao’ Afro Cuban Piano Quartet i znowu rzuciłem się w wir pulsującej muzyki. Okazało się bowiem, iż ARSS z taką może nie tyle precyzją, bo akurat to określenie lepiej sprawdza się przy opisie konstrukcji a nie sztuce jaką niewątpliwie jest muzyka, gdzie zdecydowanie lepiej pasuje pietyzm, oddał nie tylko obecny między muzykami flow, co przede wszystkim ich lokalizację na scenie, oraz wirtuozerię. Tutaj jednak pozwolę sobie na małą dygresję. O ile bowiem wirtuozeria w rodzimym – europejskim wydaniu kojarzy się nam z poziomem osiągniętym ciężką, mozolną pracą a tym samym koniecznym niemalże nabożnym skupieniem podczas odgrywania poszczególnych partii, o tyle ww. ekipa pomimo iście mistrzowskiego poziomu wykonawczego ewidentnie świetnie się bawi, robi to na totalnym luzie i w dodatku czerpie z tego wyraźną przyjemność. Coś podobnego można zaobserwować na „Afro Bossa” Duke’a Ellingtona, z tą tylko różnicą, iż u Duke’a całość ujęta jest w zdecydowanie sztywniejsze ramy wieczorowej elegancji i „dancningowego” savoir-vivre’u a Massimo Farao’ idzie na przysłowiowy żywioł i spontaniczną zabawę w ewidentnie nieformalnej formule. I takie niuanse Second Signature pokazuje może nie tyle palcem, bo to niezbyt ładnie, co znacząco sugeruje uniesieniem brwi, bądź na tyle wymownym spojrzeniem, że nie ma wątpliwości co do zamysłu samych wykonawców. Proszę tylko zwrócić uwagę co wyczynia na congach Ernesttico, jak misternie oplata partie kontrabasu Nicoli Barbona i jak świetnie dogaduje się z fortepianem lidera (Massimo Farao’). Z premedytacją nie wspominałem do tej pory o zasiadającym za perkusją Roberto Bobo Facchinetti, gdyż jego rola w większości kompozycji jest nie tyle symboliczna, czy drugoplanowa, co jawi się jako przysłowiowa kropka nad „i”. Niby cały czas go słychać, jednakże raczej operuje delikatnie muskając blachy aniżeli zapamiętale „waląc” w werbel.
Jednak gatunkiem, który najbardziej urzekł mnie w wykonaniu ARSS okazała się … klasyka i to w jej operowym wydaniu, bowiem to, co rodzimy SE-t wycisnął z „Vivaldi: Teuzzone” (Jordi Savall / Le Concert des Nations / Furio Zanasi / Makoto Sakurada / Roberta Mameli) wprawiło mnie w autentyczne zdumienie. Niby niewielki skład i zaledwie kilku solistów nie powinny stanowić problemu, jednakże jak to zwykle bywa diabeł tkwi w szczegółach i akurat w tym wypadku jest to zdolność odwzorowania właściwego dystansu dzielącego wokalistów zarówno od orkiestry, słuchacza, jak i od siebie nawzajem. W dodatku oprócz lokalizacji w płaszczyźnie poziomej dochodzi kwestia kreowania źródeł pozornych w orientacji pionowej, z czym Audio Reveal poradził sobie wyśmienicie nie tracąc nic a nic z właściwej sobie rozdzielczości nawet podczas cichych wieczorno-nocnych seansów.

Reasumując, jeśli oczekujecie Państwo przysłowiowej magii lampy z całym jej „dobrodziejstwem inwentarza” jest cień szansy, że Audio Reveal Second Signature może, przynajmniej na początku, wydać się Wam zbyt rozdzielczy i nieco zachowawczy pod względem serwowanej eufonii. Jeśli jednak dacie mu przynajmniej zalecane przez producenta 100h rozgrzewki i po prostu zaczniecie go słuchać, niejako pomijając pryzmat „lampowych stereotypów” śmiem twierdzić, iż decyzja o jego zwrocie może okazać się jedną z trudniejszych.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Anort Consequence; Artoc Ultra Reference; Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Rogoz Audio 4SM
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Sądząc po docierających do mnie sygnałach od bliższych i dalszych znajomych wszystko wskazuje na to, że wzmocnienie lampowe bez najmniejszych problemów dotrzymuje kroku jego tranzystorowej alternatywie. Niby wszem i wobec znane są związane z ww. technologią przypadłości poczynając na dość ograniczonej mocy a na określonej żywotności skończywszy, jednak niejako w ramach rekompensaty ich wielbiciele zazwyczaj pławią się w zarezerwowanej dla zamkniętych w szklanych bańkach wolnych elektronów, pewnego rodzaju magii brzmienia karmionego tego typu sygnałem zestawu. Czy zawsze? Oczywiście, że nie, bowiem nawet nie tyle sama aplikacja, co użyte w układach elektrycznych lampy – choćby triody 300B, wszelkie odmiany lamp mocy i sterujących – serwują diametralnie inny finalny sznyt wykorzystującego je komponentu. A wspominam o tym nie bez kozery, gdyż nasze dzisiejsze pięć minut przy dobrej lampce nie wina lecz z przemieszczającymi się w próżni ładunkami elektrycznymi będzie epistołą na temat najnowszej tego typu konstrukcji, czyli ostatnimi czasy bardzo intrygującej ogół lampiarzy KT170 ze stajni TUNG-SOL. Kto wziął ten dopiero przecierający szlaki na rynku produkt na swój producencki tapet? Pewnie się zdziwicie, ale z przyjemnością oznajmiam, iż znana z występów na naszym portalu z konstrukcji First rodzima manufaktura Audio Reveal w postaci oferującego 21W mocy dla 4 i 8 Ohm w klasie „A”, opartego o układ Dual Mono Single-ended, zintegrowanego wzmacniacza Second Signature, którego występ u nas zawdzięczamy warszawskiemu dystrybutorowi Nautilus.

Projekt plastyczny Second-a nie forsuje nowego typu designu, tylko świetnie wpisując się w tego typu dotychczasowe oczekiwania potencjalnych klientów jako przysłowiową budkę dla elektroniki wykorzystuje popularną platformę. Jednak słowo „popularną” odnosi się jedynie ogólnego pomysłu, gdyż jak to zwykle bywa diabeł tkwi w szczegółach, które w tym przypadku robią świetną robotę. Pierwszym akcentem świetnej pracy nad obiorem wizualnym projektu jest wykonany z egzotycznego drewna front z centralnie umieszczoną większą srebrną gałką potencjometru wzmocnienia, dwoma mniejszymi na zewnętrznych rubieżach – lewa włącznik główny, prawa selektor wejść oraz nieco bliżej, symetrycznie rozlokowanymi diodą informującą o stanie urządzenia i odbiornikiem fal pilota zdalnego sterowania. Kolejnym jest umiejscowienie każdej z sekcji lamp sterujących i mocy (oczywiście mam na myśli będące zaczynem do powstania tego modelu, intrygujące miłośników lamp KT170) na odcinającym się od czerni górnej połaci obudowy, szczotkowanym aluminium oraz pomiędzy nimi mieniącej się złotem tabliczki informacyjnej na temat specyfiki aplikacji lamp elektronowych z nazwami marki i modelu, a także nieco bliżej frontu pokrętło pozwalającego zmienić poziom sprzężenia zwrotnego układu wzmocnienia. Zaś zwieńczeniem wyglądu tej swoistej platformy są skryte za wspomnianą baterią lamp w prostopadłościennych kubkach cztery amorficzne transformatory. Tak wygląda rozwiane słuszności określenia słowa „popularna platforma jako bryła urządzenia”. Przyznacie, ze projekt jest bardzo spójny i dzięki kilku estetycznym zabiegom ciekawy. Mając za sobą ogólną prezentację, pozostaje mi jedynie dodać garść informacji o awersie rzeczonego wzmacniacza. Ten w imię zasady o budowie Dual Mono daje nam do dyspozycji zorientowane względem centralnie umieszczonego gniazda zasilania IEC, lustrzane odbicie czterech wejść w standardzie RCA i optymalizowanych pod kątem obciążenia dla 4 i 8 Ohm pojedynczych zacisków głośnikowych. Całość oferty dopełnia pozwalający jedynie zmienić poziom wzmocnienia pilot zdalnego sterowania.

Przeglądając serię zdjęć dołączonych do testu, nie trudno zauważyć, że do pokazania prawdziwego ja naszego bohatera zaprzągłem do pracy sugerowane dla podobnych konstrukcji lampowych, łatwe do wysterowania kolumny. Owszem, zdaję sobie sprawę z faktu spokojnego sparingu 21W z lampy ze sporą częścią światowej oferty zespołów głośnikowych, jednak proces weryfikacji z którymi modelami konkretnie wolałem zostawić Wam, a podczas swojego podejścia od startu postanowiłem umożliwić im pełne rozpostarcie skrzydeł, dlatego wybór padł na testowane w tym samym czasie Tannoy’e Kensington GR. W efekcie okazało się, iż będąca zarzewiem powstania opiniowanego wzmacniacza lampa KT170 plus prawdopodobnie użyte w nim amorficzne transformatory oprócz nutki magii były w stanie pokazać świat w oczekiwany, dobrze osadzony w estetyce czytelnej kreski, odpowiedniej szybkości narastania sygnału i lotności dźwięku sposób. Ale spokojnie, nie odebrałem tego jako brutalne podążanie za estetyką tranzystora, tylko jak wspomniałem, oferowanie świetnego wglądu w nagranie z przez cały czas mającymi swój udział akcentami dobrze zaaplikowanej lampy. Oczywiście dobry wgląd nie oznacza jedynie ostrości rysunku, ale również świetne rozplanowanie szerokiej i głębokiej, a przy tym fajnie zawieszonej w trójwymiarze wirtualnej sceny. Co prawda bez wycieczek finalnego dźwięku w stronę eufonicznej triody 300B, ale zapewniam Was, również bez najmniejszych oznak szorstkości, tylko z dobrym akcentem ataku i pakietem energii.
Świetnym przykładem na poparcie mojej tezy był krążek Keitha Jarretta w kultowym trio jazzowym „Setting Standards – The New York Sessions”. Co jednak ciekawe, powodem pozytywnego odbioru tego materiału nie była jedynie znakomicie wyczuwalna pomiędzy muzykami nić porozumienia, ale również zaskakująco wyraźne jak na lampową amplifikację, ale nie przerysowane ogniskowanie ich bytów. Bytów, które w momencie konkretnych oczekiwań artystów raz okazywały się być pełnymi gracji, dostojności i melodyjności – fortepian Jarretta, innym razem mocnymi pasażami brutalnych szarpnięć wyraźnie osadzonych w pudle rezonansowym, a przez to pełnych energii strun kontrabasu – zabawka Peacocka i na koniec zaznaczoną wyraźnym atakiem i do tego pełną energii bębnów na tle nieczęsto spotykanych w tego typu konstrukcjach rozświetlonych perkusjonaliów, pracą DeJohnette’a. To jednak nie wszystko, gdyż całość przekazu dodatkowo zawieszona była w dobrym tego słowa znaczeniu, zjawiskowo przeźroczystym eterze. Bez zaciemniania świata czasem szkodliwą mgłą źle zaaplikowanej lampy, w tłumaczeniu konstruktorów nazywaną nutką plastyki w dźwięku. Po prostu tym razem mimo obcowania z lampiakiem brałem udział w z jednej strony stosunkowo dobitnie, ale za to z drugiej namacalnie zwizualizowanym wydarzeniu. Coś na kształt połączenia wody z ogniem.
Podobny efekt uzyskiwałem w zderzeniu zestawu z muzyką opartą o emocje wywoływane popisami wokalistów i wokalistek – kolejność przypadkowa i z racji walki kobiet o równouprawnienie specjalnie nieredagowana. Bez względu na repertuar, czy to barokowy w wykonaniu Johna Pottera z jego interpretacjami twórczości Claudio Monteverdiego „Care-charming sleep” w obiektach sakralnych, czy wykonów studyjnych Cassandry Wilson „Blue Light ’Til Dawn”, za każdym razem polski wzmacniacz potrafił połączyć dobry rysunek sztucznie kreowanej studyjnej sesji nagraniowej oraz ciężkich do okiełznania pod względem szkodliwego echa wielkich obiektów kościelnych z zarezerwowanymi dla danego typu muzyki pokładami emocji. To takie ważne? Dla mnie tak, bowiem inaczej nie tylko wchodzę mentalnie, ale również zwracam uwagę na inne aspekty w nagraniu zrealizowanym prawie live – mam na myśli projekty poza-studyjne, a inaczej ten temat wygląda w momencie wiedzy o konotacjach ciasnych pokoików z szybą przed nosem, za którą siedzi realizator. To są dwa różne światy i gdy system pokazuje je na tak zwane jedno kopyto, jest zwyczajnie nudny. W przypadku tytułowego piecyka obydwie inkarnacje produkcyjne podane były wyraźnie inaczej z czego byłem bardzo rad. Myślę, iż był to efekt nie tylko unikającej zbędnego zaklinania świata na modłę jedynie słusznej, często niedopowiadającej wszystkiego do końca magii, aplikacji lampy KT170, ale również użytych w układach elektrycznych transformatorów. Na ile procentowo, nie wiem. Ważne, że efekt był ciekawy.
Na koniec pewnie Was zaskoczę, ale powyższy odbiór muzyki jeśli już, to w sposób symbolicznie mniej zjawiskowy wypadał również w przypadku ostrego grania – mam na myśli odniesienie do posiadanego Gryphona Mephisto. Zespoły typu Metallica „S&M”, AC/DC „Power up”, czy choćby brutalnej elektroniki spod znaku Acid „Liminal” przy udziale tandemu zintegrowanego wzmacniacza Audio Reveal Second Signature z dobrze dobranymi kolumnami Tannoy’a bez problemu nie tylko targały moim biednym ciałem, ale oczywiście również ledwo trzymającym się cegła na cegle pomieszczeniem. Był atak, energia i bezpardonowość wysokich tonów. Może nie w tak brutalnym stylu jak robią to mocne tranzystory, ale jak na lampę bez najmniejszych oporów chylę czoła.

Mam nadzieję, że zrozumieliśmy się dobrze. Tytułowy Second Signature od pierwszego kontaktu nie jest w stanie wyprzeć się lampowego rodowodu. Jednak robi to na tyle uniwersalnie, że niestraszne mu różne nurty muzyczne. Dla jednych to będzie zaleta, a dla innych być może nie wada, ale przynajmniej mała rysa na wizerunku opartej o zamknięte w próżni elektrony, często przesączonej nadinterpretacją emocji amplifikacji. Jeśli miałbym być szczerym, bez względu na wszelkie za i przeciw dla mnie sprawa jest jasna. Chcąc bez problemu obcować z różną muzyką, Audio Reveal jest tym, co jeśli nie będziecie zatwardziałymi ortodoksami w oddaniu przez system lampowego do szpiku kości, sznytu muzyki, bez problemu może Wam to umożliwić. Oczywiście podczas potencjalnej konfiguracji nie należy zapominać o jego możliwościach mocowych. Jeśli jednak wiecie, o co w zabawie z tego typu wzmacniaczami chodzi. myślę, że opisany powyżej przedstawiciel polskiej myśli technicznej jest w stanie zmusić do rzucenia białego ręcznika niejednego przedstawiciela zachodniej konkurencji ze znacznie wyższych pułapów cenowych.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0
– przetwornik cyfrowo/analogowy dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10 SE-120
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Sigma CLOCK
– Shunyata Sigma NR
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
– streamer Melco N1A/2EX
– switch Silent Angel Bonn N8
Kolumny: Dynaudio Consequence Ultimate Edition, Tannoy Kensington
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri „Million”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA

Dystrybucja: Nautilus
Producent: Audio Reveal
Cena: 37 700 PLN + 800 PLN panel frontowy High Gloss Black

Dane techniczne
Typ: Zintegrowany wzmacniacz lampowy Single-ended Class-A Dual Mono
Lampy sterujące: 2 x 12AX7 (ECC83) Genalex, 2 x 12BH7
Lampy mocy: 2 x KT170
Pasmo przenoszenia: 20Hz – 25kHz ±0.7dB @ 1W
Moc: 21W RMS (8 Ω, 4 Ω @ 1kHz)
Wejścia: 4 x RCA
Impedancja wejściowa: 50kΩ
Pobór mocy nominalny: 240W
Wymiary (S x G x W): 476 x 410 x 220 mm
Waga: 30.2 kg

Pobierz jako PDF