Opinia 1
Patrząc na nasz lokalny rynek audio, ze szczególnym uwzględnieniem nie tyle dystrybutorów, co wytwórców, bardzo szybko można dojść do wniosku, iż z bliżej nieokreślonych przyczyn czego jak czego, ale producentów kabli u nas nie brakuje. Ba, wygląda na to, że to właśnie przy zaplataniu miedzianych, bądź srebrnych drucików w piwnicznym półmroku większość z domorosłych geniuszy doznaje olśnienia i autorytatywnie stwierdza, iż właśnie odkryło jedynie słuszną drogę do osiągnięcia audiofilskiego absolutu. Co ciekawe bardzo często ów moment olśnienia następuje nie podczas własnych, autorskich procesów metalurgicznych, którymi wśród rodzimej, znanej szerszemu gronu, kablo-palestry może pochwalić się bodajże jedynie bydgoskie Albedo, lecz podczas pozornie tak prozaicznych czynności jak konfekcja ciętych ze szpuli powszechnie dostępnych przewodów Furutecha, Neotecha, bądź w wersji budżetowej nawet poczciwego Lapp-a, Gothama i przyoblekanie ich w mniej, bądź bardziej fikuśne peszelki lub węże ogrodowe. Oczywiście są chlubne wyjątki i z powyższego dość niewesołego schematu oprócz wspomnianego Albedo wyłamuje się goszcząca na naszych łamach gorlicka Audiomica Laboratory, która swoją ofertą nie tylko pokrywa praktycznie pełne spectrum audiofilskich zachcianek, co podobnie jak bydgoska konkurencja przeważającą większość produkcji kieruje poza granice naszego kraju. Dlatego też nie powinniście się Państwo dziwić, iż z takim entuzjazmem podchodzimy do wszelkich, omijających sferę okablowania, przejawów rodzimej kreatywności i jeśli tylko jest ku temu okazja sięgamy po krajowe kolumny (Audioform M200, Ciarry KG-5040, Avcon Avalanche Reference Monitor), czy też elektronikę (Egg-Shell Prestige 9WST, G•LAB Design Fidelity BLOCK, Abyssound ASX-2000 i jego liczne rodzeństwo) starając się pokazać, że przy odrobinie wysiłku i dobrej woli da się złożyć wysokiej klasy system Made in Poland.
Całkiem niedawno, bo w październiku ubiegłego roku, do powyższej wesołej gromadki dołączył kolejny producent – startujący w segmencie lampowego wzmocnienia i od razu pojawiający się w dystrybucji krakowsko-warszawskiego Nautilusa, stołeczny Audio Reveal, z jedynym na chwilę obecną, zintegrowanym modelem First, o którym to fakcie mieliśmy przyjemność co nieco już napomknąć. Jak jednak wszem i wobec wiadomo salonowe odsłuchy podczas komercyjnych premier (jak to miało miejsce wtenczas) rzadko kiedy pozwalają na wysnucie jakichkolwiek sensownych i konstruktywnych wniosków, które wymagają po pierwsze czasu a po drugie ograniczenia do minimum dodatkowych bodźców zewnętrznych (vide całodniowa sesja z TAD-E1TX-K). Dlatego też, gdy tylko takowa okazja się nadarzyła pozyskaliśmy na kilkutygodniowe, redakcyjne testy tytułową integrę Audio Reveal First i jak to mamy w zwyczaju poddaliśmy ją iście morderczym sparringom, a co z tego wynikło i czy wyszła ona z tarczą, czy też na tarczy przeczytacie Państwo poniżej.
First wygląda tak, jak na klasycznego lampowca przystało. Na drewnianym eleganckim froncie mamy trzy, przywodzące na myśl stosowane np. przez Unison Researcha, masywne toczone gałki otoczone cienkimi pierścieniami. Lewa odpowiedzialna jest za uruchamianie i wyłączanie wzmacniacza, największa – środkowa, za regulację głośności a prawa to selektor źródeł. O stanie pracy informuje niewielka dioda, która po uruchomieniu, przez 45 sekund pulsuje na czerwono, by następnie przybrać barwę spokojnej zieleni. Owe 45 s to okres „rozgrzewki”, kiedy lampy mają czas na bezstresowe rozgrzanie i dopiero wtedy podawane jest na nie napięcie anodowe. Płyta górna to już niekwestionowane królestwo lamp usadowionych w eleganckich szczotkowanych platformach dedykowanych prawemu i lewemu kanałowi. Znajdziemy tam po zestawie 12AX7 (ECC83) i 12AU7 – w obu przypadkach produkcji Tung-Sola i pojedyncze Genalexy Gold Lion KT88. Oprócz lamp umieszczono tam również niewielkie pokrętło zmiany głębokości sprzężenia zwrotnego. Od strony elektrycznej wygląda to tak, że stopień wejściowy oparto na parze podwójnych triod 12AX7 (ECC83), w roli lamp sterujących wykorzystano dwie 12AU7 a na wyjściu mamy pracujące w trybie pentodowym popularne tetrody strumieniowe KT88, które spokojnie można zastąpić 6550. Mamy zatem do czynienia ze zintegrowanym A-klasowym SE-tem (nie mylić z SET-em, czyli Single Ended Triode) oferującym dość niepozorne 10 W przy 8 Ω i 8 W przy 4 Ω.
Tuż za szklanymi bańkami w prostopadłościennych sarkofagach zamknięto transformatory wyjściowe i zasilający (400W) wykonane na zamówienie Michała Posiewki – konstruktora Firsta, u rodzimego specjalisty – pana Leszka Ogonowskiego. Na ścianie tylnej, symetrycznie w stosunku do centralnie umieszczonego gniazda zasilającego rozlokowano cztery pary wejść liniowych w postaci złoconych gniazd RCA i pojedyncze, zakręcane terminale głośnikowe. W tym momencie pozwolę sobie na dwie uwagi natury użytkowej. Pierwsza dotyczy prawidłowego podłączenia urządzenia do sieci, gdyż zgodnie z instrukcją, do której jak widać warto zajrzeć, „gorący” przewód ma być z lewej, a nie jak w większości przypadków prawej strony. Druga zaś powinna zainteresować wszystkich długodystansowców, bowiem w trosce o długowieczność lamp w Audio Revealu zaimplementowano timer przełączający wzmacniacz w tryb uśpienia po 10h nieprzerwanej pracy.
No dobrze, klasyczny design, purystyczny układ elektryczny, powszechnie dostępne lampy i niezbyt wysoka moc to koktajl mogący przyprawić niezorientowanych, dopiero rozpoczynających przygodę z audio spod znaku rozżarzonych baniek, akolitów dobrego dźwięku w lekką konsternację. Z jednej strony mamy bowiem same zalety, jednak z drugiej, przynajmniej czysto teoretycznie, schody zaczynają się przy doborze odpowiednio łatwych do wysterowania kolumn. Całe szczęście w przypadku tytułowego wzmacniacza sytuacja jest o tyle komfortowa, że mając już na starcie zapewnioną ogólnopolską dystrybucję powinien być dostępny w co najmniej kilku salonach, więc i o okazję do choćby wstępnej weryfikacji, z czym się First lubi a co wywołuje u niego reakcje alergiczne nie powinno być zbyt trudno. Osobiście jednak do tematyki ewentualnego dopasowania kolumn, podszedłem dość niefrasobliwie, gdyż po tym, co dane mi było usłyszeć na Kolejowej z Boenicke W11 i nawet z niezbyt przyjaznymi „słabowitym” lampowcom … Dynaudio Confidence C2 Platinum, oraz podczas AVS z Chario Academy Sovran coś czułem w kościach, że będzie dobrze. I muszę Państwu zdradzić, że przeczucie mnie nie zawiodło.
Jednak po kolei. Ponieważ na testy otrzymaliśmy już wygrzany egzemplarz przez pierwszych kilka dni ograniczałem się jedynie do cierpliwego czekania aż zwyczajowy, kurtuazyjnie przewidziany na akomodację, okres minie i będę mógł już bez żadnej taryfy ulgowej pochylić się nad tytułowa integrą. Początkowo zarówno rozgrzewkę, jak i pierwszą fazę odsłuchów prowadziłem przy użyciu przeuroczych a przy tym nad wyraz rozsądnie wycenionych monitorów Opera Prima. Spokojna, wyrafinowana skandynawska wokalistyka spod znaku „Ljos” Faun Vokalkvintett pokazała Audio Reveala w jak najlepszym świetle. Jego, oczywiście Firsta, nie światła, rozdzielczość była na iście triodowym, w tym dobrym znaczeniu, poziomie więc nawet ortodoksyjni fani lamp 300B i 2A3 nie powinni mieć w tym momencie powodów do kręcenia nosem. Po przyklejonej do KT88 łatki braku muzykalności nie pozostało nawet śladu, co jest nad wyraz namacalnym dowodem na to, że brzmienie końcowe lampowców determinuje nie sama lampa stanowiąca ich serce, lecz jej mniej, bądź bardziej udana aplikacja. W tym przypadku aplikacja okazała się trafiona w punkt, gdyż zarówno wgląd w samo nagranie, jak i precyzja kreślenia poszczególnych źródeł pozornych okazały się wprost wyśmienite. Referencyjne nagranie 2L skłoniło mnie do pozornie karkołomnej roszady i w miejscu włoskich, łatwych do napędzenia (91 dB/ 4 Ω) monitorów stanęły Dynaudio Contour 30 i … okazało się, że może być jeszcze lepiej. Poprawa dotyczyła przede wszystkim odwzorowania akustyki XIX wiecznego Bryn Church w Rykkinn. Tzn., nie znaczy to, że jej wcześniej nie było, jednak duńskie podłogówki akurat pod tym względem miały zdecydowanie więcej do pokazania, tym bardziej, że z łatwością były w stanie oddać ustawienie pięciu wokalistek, które stojąc w pobliżu ołtarza wokół dedykowanych im mikrofonów tworzyły iście magiczny muzyczny okrąg.
Przesiadka na „nieco” cięższy, choć na wskroś klasyczny repertuar, czyli „J.S. Bach: Organ Works” w wykonaniu Masaaki’ego Suzuki okazała się świetnym sprawdzianem możliwości dynamicznych rodzimego SE-ta. Jeśli w tym momencie ktoś z Państwa sądził, że First rzucił ręcznik na ring, to najdelikatniej rzecz ujmując musi być człowiekiem nad wyraz małej wiary, gdyż o ile najniższe rejestry z oczywistych, wynikających z oferowanego watażu, względów zostały zauważalnie zaokrąglone i nieco cofnięte, to pozostała część pasma aż kipiała energią i zarówno makro, jak i mikro dynamiką. Ot klasyczny przykład dźwięku o zaskakująco dużym wolumenie z urządzenia, które w zastanej konfiguracji praktycznie nie miało prawa tak zagrać. Idąc dalej tym tropem wytoczyłem najcięższe działa i z głośników popłynęło apokaliptyczne „The Astonishing” Dream Theater. Wieloplanowość, zagmatwane linie melodyczne i iście wagnerowski rozmach podlany prog-metalowym sosem powinny okazać się zabójcze dla Audio Reveala. Tymczasem przy zachowaniu rozsądnych poziomów głośności całości wcale nie brakowało wykopu, za to partie wokalne i solowe – wykonywane na instrumentach akustycznych, zostały świetnie wycięte z ogłuszającego w kulminacyjnych momentach tła. Mając jednak na uwadze, że kombinacja takiego repertuaru i podobnej konfiguracji ma szansę w realnym (nierecenzenckim) świecie zaistnieć równie często co wygrana kumulacji w totka w gronie naszej najbliższej rodziny, toteż pozwolę sobie jeszcze na kilka uwag odnośnie nieco mniej kakofonicznego wsadu muzycznego. Weźmy na ten przykład surowy i niemalże garażowo chropawy „Crosseyed Heart” Keitha Richardsa, gdzie lampowa, lecz daleka od stereotypowego przesłodzenia, eufoniczność delikatnie dopaliła, wysyciła zmęczony wokal gitarzysty Stonesów a dodatkowo rzuciła co nieco złocistej poświaty na dzierżone przez niego wiosło. Tutaj już na żadne kompromisy iść nie trzeba było, więc i nie widziałem większej potrzeby dzielenia włosa na czworo. Czuć było klimat, totalny luz człowieka, który już dawno przestał musieć cokolwiek komukolwiek udowadniać a na życie patrzy z przekornym przymrużeniem oka biorąc i robiąc to, na co w danym momencie przyjdzie mu ochota, a że akurat wtedy zamiast uganiać się za pannicami w wieku swoich … wnuczek (jak daleko nie szukając Mr.Jagger) wolał akurat co nieco zagrać i zaśpiewać, to chwała Mu za to.
Jak mam nadzieję można wywnioskować z powyższego tekstu, Audio Reveal First dość zręcznie wymyka się stereotypowemu zaszufladkowaniu. Z jednej strony jest bowiem słabowitym SE-tem, z drugiej w stopniu wyjściowym wykorzystuje słynące z niemalże całkowitego braku lampowej muzykalności KT88, a tymczasem przy większości cywilizowanego repertuaru muzycznego i równie akceptowalnych poziomach głośności z powodzeniem radzi sobie nawet z niezbyt łatwymi kolumnami, oferując przy tym ponadprzeciętną muzykalność i iście holograficzną rozdzielczość. Czy jest zatem propozycją dla wszystkich? W żadnym wypadku! Wymaga bowiem chociażby minimum troski ze strony użytkownika, m.in. ze względu na brak chroniącej lampy klatki, średnio nadaje się do nagłaśniania karnawałowych prywatek i ponadto nie ma pilota, co automatycznie powinno go zdyskredytować w oczach jednostek przyspawanych do foteli i kanap. Jeśli jednak powyższe niedogodności Państwa nie zniechęciły, to gorąco zachęcam do jego odsłuchu, choćby z czystej ciekawości i wyrobienia sobie własnego zdania na jego temat, gdyż przynajmniej w mojej prywatnej ocenie warto poznać go osobiście.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature)
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Lumin U1 Mini
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Dynaudio Contour 30; Opera Prima 2015
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Audiomica Laboratory Pebble Consequence USB; Fidata HFU2; Luna Cables Rouge USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasiilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
Opinia 2
Nareszcie. O co chodzi? Przecież nie trzeba być specjalnie bystrym, aby zorientować się, iż od dość dawna nie mieliśmy okazji przyjrzeć się komponentowi audio, który w podstawowym pakiecie swojego istnienia stawia na muzykę przez duże „M”. Owszem, każdy, czy to pojedynczy kabel, czy też jeden z wielu ostatnio opiniowanych, kosztujących krocie, systemów marzeń swoim bytem na miarę zapisanych w DNA możliwości miał do niej nas przybliżyć, ale nie oszukujmy się, dobrze zaaplikowana lampa mimo pewnego rodzaju przypisanego sobie kolorowania świata w tej materii bardzo często jest co zazwyczaj ciężka do pobicia, by idąc za ortodoksyjnymi jej wielbicielami nie powiedzieć, że nawet niedościgniona. Bluźnię? Spokojnie, aż taki drastyczny w swoich osądach nie jestem, ale przyznaję, dobra lampa nie jest zła, co niniejszym tekstem z wielką przyjemnością postaram się Wam wyartykułować. Kto lub co będzie punktem zapalnym tego odwiecznego wewnątrz-audiofilskiego starcia próżnia kontra piasek? Otóż mam przyjemność przedstawić oparty o lampy mocy KT88, pracujący w królewskiej klasie „A” rodzimy, zintegrowany wzmacniacz lampowy Audio Reveal First, którego wizytę w moim muzycznym sanktuarium zawdzięczam krakowsko-warszawskiemu dystrybutorowi Nautilus.
Przybliżając aparycję Firsta trzeba stwierdzić, że swoim designem nie sili się na czasem nieakceptowalne udziwnianie wyglądu obudowy, tylko idąc bardzo bezpieczną, bo sprawdzoną przez lata przez poprzedników drogą, stawia na okalającą układy wewnętrzne skrzynkę jako swoistą platformę dla usytuowanych w przedniej części jej dachu lamp elektronowych i przycupniętymi tuż za nimi, ukrytymi w trzech prostokątnych kubkach, transformatorów. Wspomnianą płaszczyznę nośną i pojemniki dla traf wykończono w lakierze proszkowym. Jednak dla uniknięcia zbytniej monotonii bryły wzmacniacza prostokątne płytki eksponujące zestawy lamp dla każdego z kanałów wykonano ze stali nierdzewnej i delikatnie uniesiono. Pomiędzy stosunkowo szeroko rozlokowanymi grupami szklanych baniek znajdziemy pokrętło płynnej zmiany pętli sprzężenia zwrotnego, a tuż za nim złotą tabliczkę z czernioną grawerką nazwy firmy i modelu. Pozostawiając dach Firsta w spokoju przechodzimy do frontu, który w kontrze do trochę bezdusznego lakieru proszkowego i technicznie wyglądającego metalu wykonano z egzotycznego drewna. Ten zaś w dbałości o symetrię wszelkich widocznie zaimplementowanych akcesoriów wzmacniacza również podąża tym tropem i w swym centrum oferuje duże pokrętło głośności, na lewej flance również okrągły, jednak nieco mniejszy dwu-pozycyjny włącznik i na prawej stronie identyczny w wyglądzie selektor czterech wejść liniowych. Przerzucając wzrok na rewers opiniowanej integry widzimy podobnie symetrycznie rozlokowane atrybuty przyłączeniowe. Jest to dość namacalny dowód, że mamy do czynienia z konstrukcją dual mono, co z reszta potwierdza wewnętrzna topologia wzmacniacza (wspólne jest jedynie trafo zasilające i płytka, którą dzielą miedzy siebie oba kanały). Ponadto spieszę donieść, iż patrząc od zewnętrznych krańców plecy w swej obfitości udostępniają użytkownikowi pojedyncze terminale kolumnowe, skupione w czworokącie cztery wejścia liniowe i w samym centrum gniazdo zasilania IEC. Wieńcząc dzieło dla spełnienia przyjemnych w odbiorze założeń wizualnych całość konstrukcji posadowiono na czterech mieniących się szczotkowanym srebrem okrągłych stopach.
Startując z częścią opisową sposobu prezentacji muzyki przez polski projekt wzmacniania sygnału audio spod znaku Audio Reveal jestem winny Wam wyjaśnienie rozpoczynającego cały tekst, jak można odnieść wrażenie wygłoszonego z prawdziwą ulgą zadowolenia. O co chodzi? Otóż tytułowy First omijając szkodliwe na dłuższą metę, siłowe dążenie do bycia lampą ponad wszytko udanie nie przegrzewa przekazu, tylko nadaje mu jej delikatną poświatę pojemników z próżnią, a całą swą siłę kieruje w stronę urealniania go w sferze 3D. Zazwyczaj większość konstrukcji z błąkającymi się w większych lub mniejszych szklankach elektronami albo jest zbyt przegrzana, albo udając tranzystor wręcz żylasta. To naturalnie zawsze jest do zrekompensowania odpowiednią konfiguracją towarzyszącego zestawu, ale nie oszukujmy się, na starcie stawia pewne warunki. Tymczasem Polski lampiak został brutalnie ożeniony z w standardzie mocno gęstymi sonicznie kolumnami i stosunkowo gładkim źródłem, a mimo to muzyka przez cały czas tryskała witalnością i bardzo dobrą wizualizacją wydarzeń scenicznych. Przyznam szczerze, gdy odpalałem przypadkowo, bo testowo spięty zestaw z tytułowym wzmocnieniem w roli głównej, nauczony wieloletnim doświadczeniem wręcz odruchowo czekałem, w którą stronę poszybuje znany mi z codziennych odsłuchów dźwięk. Czy siądzie przyduszony zbyt dużą ilością barwy i wypełnienia przełomu średnicy z basem, czy nagle stanie się demonem konturowości jako główny cel jego bytu. Dlatego też, gdy zaliczyłem przysłowiowego pozytywnego „zonka”, nie mogłem inaczej rozpocząć tego testu. Reasumując w kilku słowach umiejętności Firsta z przyjemnością informuję, iż mamy do czynienia z gładkim, unikającym przysadzistości w domenie gęstości, wyśmienicie napowietrzonym i co ważne bardzo dźwięcznym muzycznym światem. Czyli przekładając z polskiego na nasze, według mnie tuż po aplikacji w sowieckich Migach jest to kolejne idealne zaprzęgniecie lampy elektronowej do służby człowiekowi. Jakieś konkretne przykłady? Proszę bardzo. Rozpocznę od wody na młyn tej konstrukcji, czyli muzyki wokalnej w wydaniu naszej czołowej artystki w sferze czarowania głosem Anny Marii Jopek z projektem „Ulotne”. Nie wiem, czy znacie tę płytę, ale to wydawnictwo mocno stawiła na fantastyczne wybrzmienia nie tylko jej głosu, ale również bardzo rozbudowanych partii instrumentalnych, co właściwości polskiego wzmacniacza wręcz wzorowo podkreśliły. Gdy z głośników wydobywały się frazy gardłowe, wszystkie siły zostały rzucone na front związany z nadaniem im swoistego uduchowienia, a gdy do głosu dochodziły partie instrumentalne, natychmiast przekaz stawał się orędownikiem witalności i długości wybrzmiewania każdej, nawet najdelikatniej wydobytej z danego generatora dźwięku nuty. To była tak poszukiwana przeze mnie lekkość, świeżość i rozmach w wektorach szerokości i głębokości wirtualnej sceny muzycznej. Dawno nie maiłem tyle radości ze słuchania lampowej konstrukcji, dlatego tym bardziej cieszę się, że jest to produkt rodzimy. W podobnym tonie wypadała każda stawiająca na wybrzmienia i czarowanie słuchacza swoim duchem muzyka. I nie było znaczenia, czy słuchałem twórczości podobnej do naszej diwy, muzyki dawnej, czy jazzu, gdyż tytułowy wzmacniacz brylował w tych nurtach jak ryba w wodzie sprawiając przy tym, że nawet dzieląca poszczególne sekwencje nutowe cisza nie była zwykłą przerwą pomiędzy kolejnymi dźwiękami, tylko okresem przygotowującym mnie do mającego za moment pojawić się wodospadu wyśmienitych wybrzmień. Co ciekawe, było bardzo lampowo, ale nigdy zbyt lampowo, czyli bez przekroczenia granicy dobrego smaku, co konkurencji niestety niezbyt często się udaje. Ok. Plumkanie było zjawiskowe, a co z gatunkami stawiającymi na sprawdzanie naszej wytrzymałości na soniczną agresję?
Spokojnie. Może ambicji Gryphona Diablo 300 do pokonania światła w parametrze szybkości Fisrtowi nie udało się dogonić, ale nie była to klucha, czy lejąca się po podłodze wulkaniczna lawa, tylko delikatnie wysycona w dolnych partiach, pokolorowana w średnicy i posłodzona w górze pasma opowieść. A co najciekawsze, najdalej od wzorca wypadała jedynie elektronika, gdyż już muzyka rockowa z racji zastrzyku barwy w średnicy, czyli wzmocnienia ekspresji kwestii wokalnych i pracującego w tym paśmie instrumentarium typu gitary potrafiła pokazać się z bardzo dobrej strony. Naturalnie trzęsienia ziemi nie dane mi było usłyszeć, ale zapewniam Was, nie była to żadna wpadka, tylko konsekwencja niezbyt dużej mocy wzmacniacza, która z założenia ma inne cele niż wierne odtwarzanie łomotu. Na czym opieram swoje wnioski? Pierwszym krążkiem pokazującym znajomość tematu konstruktora w kwestii pozytywnego okiełznania ciężkiego materiału muzycznego był symfoniczny koncert zespołu Metallica „S&M”. Zaś drugim, niestety wyraźnie dającym mi wskazówki, że zastosowanie wzmacniacza Audio Reveal First jako przyrząd do niszczenia naszego słuchu jest złym pomysłem, był obficie okraszony świstami i małymi ruchami tektonicznymi materiał formacji Acid „Liminal”. Ale umówmy się, kto przy zdrowych zmysłach szuka wzmacniacza mogącego poszczycić się królewską klasą „A” do słuchania pozbawionej ducha, bo stworzonej przez sztuczną inteligencję muzyki. Toż to książkowy zamach stanu.
Nie wiem, czy powyższe wnioski nie wydadzą się Wam zbyt optymistycznymi, ale naprawdę. spotkanie z najnowszą propozycją dystrybucji Nautilusa przez zdecydowaną większość czasu było okraszone samymi pozytywami. Naturalnie, w celu usłyszenia wspomnianych w powyższym słowotoku efektów, musicie zapewnić Firstowi niezbyt trudne do napędzenia kolumny. Jednak zapewniam potencjalnych zainteresowanych, nie jest to nazbyt trudne. A gdy to się uda, czekają Was jedynie same pozytywne chwile przy ukochanej muzyce. Jakiej? Jak wynika z powyższego tekstu, będzie to zdecydowania większość światowego repertuaru z delikatnymi odmianami rocka włącznie. Czy to możliwe? Naturalnie, że tak. Dlaczego? Jeśli nie jeszcze nie wiecie, przeczytajcie moje testowe przygody jeszcze raz. Prościej nie dało się tego wyłożyć.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0, przetwornik D/A Reimyo DAP – 999 EX Limited TOKU
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond, Statement
IC RCA: Hijri „Million”
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Producent: Audio Reveal
Dystrybucja: Nautilus
Cena: 19 900 PLN
Dane techniczne
Konstrukcja: Single-ended Class-A Dual Mono
Lampy sterujące: 2 x 12AX7 (ECC83), 2 x 12AU7 (ECC82)
Lampy mocy: 2 x KT88 lub 2 x 6550
Pasmo przenoszenia: 20Hz – 20kHz ±0.3dB @ 1W
Moc: 10W RMS (8 Ω, @ 1kHz)
Wejścia: 4 x RCA
Impedancja wejściowa: 50 kΩ
Czas uruchomienia: 45s
Pobór mocy nominalny: 180W
Wymiary: 440 x 385 x 205
Waga netto: 25.2 kg