1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Audiovector R3 Avantgarde

Audiovector R3 Avantgarde

Link do zapowiedzi: Audiovector R3 Avantgarde

Opinia 1

Bez względu na to jak patrzycie na Danię przez pryzmat rynku audio, jest to bardzo zasobny w znane na świecie high-endowe marki północnoeuropejski land. Przykłady? Proszę bardzo. Począwszy od takich tuzów elektroniki jak Gryphon, Vitus Audio, czy Copland, przez oferujące również świetne granie Gato Audio, po kilka innych marek z kolumnowymi Dynaudio, System Audio i będącą bohaterem dzisiejszej odsłony testowej Audiovector włącznie, wspomniana nacja zdążyła zasłużyć na miano europejskiej kolebki świetnego brzmienia. Nie tylko w moim, ale również sporej rzeszy moich znajomych, odczuciu jest to niepodważalna ocena ich wieloletnich osiągnięć, dlatego też każdorazowo w momencie prognozy potencjalnego zmierzenia się z pochodzącym stamtąd produktem robimy to z wielką przyjemnością. I nie ma znaczenia, czy będzie to walka na szczycie, czy penetracja niższych pułapów cenowych, gdyż zazwyczaj efekt soniczny w danym segmencie jest wysokiej próby. Czy podobnym finałem zakończy się test dostarczonych przez cieszyńskiego dystrybutora Voice kolumn podłogowych Audiovector R3 Avantgarde? Cóż, akapit rozbiegowy jest tylko zachętą do wciągnięcia Was w wir późniejszych wydarzeń, dlatego też po odpowiedź na postawione pytanie zapraszam do poniższego zbioru w miarę zwięzłych wniosków z kilkunastodniowej zabawy.

Tytułowe kolumny od strony elektrycznej są konstrukcjami 2.5-drożnymi wspomaganymi umieszczonym w podstawie portem bass-reflexu i dwoma wylotami układu  SEC. Jeśli chodzi o gabaryty, w tym przypadku mamy do czynienia z tak zwanymi podłogówkami, co pozwala snuć przypuszczenia, iż jedynym możliwym dla nich problem w oddaniu realiów wszelakiej muzyki, może, choć nie musi, być przesadnie duża kubatura pomieszczenia odsłuchowego. Temat świetnej wizualnie aparycji rozwiązują smukłe, oklejone naturalnym orzechowym fornirem, osiągające około metra wysokości, schodzące się ku tyłowi płynnym łukiem, fenomenalnie wykończone skrzynki. Górną część frontu ubrano w srebrny panel, na którym patrząc od góry zorientowano przetwornik wysokotonowy AMT, a tuż pod nim głośniki średnio-niskotonowe. Tył równie szary jak dzierżący przetworniki przedni panel, jest czymś w rodzaju zaokrąglonej kształtki licującej z bokami, na której od góry wkomponowano dwa z trzech wspomnianych, otwory wentylacyjne zapobiegające kompresji wysokich tonów, a tuż nad podstawą zagłębiono podwojone terminale kolumnowe i informujące nas z czym mamy do czynienia tabliczki znamionowe. Sama podstawa nie jest zwykłą, mającą przykuć nasze narządy wzroku ciekawie ukształtowaną bryłą, tylko dbając o swobodne pozbycie się wydmuchiwanego z wnętrza obudowy powietrza, od awersu lekko wznosząc się ku tyłowi jako materiał na boczne ścianki wykorzystuje świetnie prezentującą się organoleptycznie siatkę. Tak uzbrojone od spodu w wymienniki ciśnienia akustycznego konstrukcje posadowiono na dostarczonych w komplecie wkręcanych kolcach. Nie wiem, co na temat designu tego modelu Audiovectorów sądzicie Wy, ale ja z pełną tego słowa konsekwencją jestem bardzo ukontentowany.

Gdybym już na wstępie miał określić najlepszy aspekt w brzmieniu tytułowych Dunek, bez najmniejszego zastanowienia powiedziałbym, iż w kwestii prezentacji spektakularnej przestrzeni w szerz i w głąb spokojnie mogą konkurować z topowymi konstrukcjami wielu innych marek. Wpięcie R3-ek w tor i odpalenie systemu powoduje nagłe przeniesienie się w realia odtwarzanej muzyki. I bez znaczenia jest, czy słuchamy studyjnego, czy koncertowego materiału, bowiem swoboda przekazu z jego zjawiskowym napowietrzeniem niweluje zazwyczaj oddzielającą nas od artystów szybę studia nagraniowego lub odległość od sceny w ostatniej chwili kupionego w ostatnim rzędzie miejsca na sali koncertowej. Jak to możliwe? Po pierwsze, Audiovectory już na zdecydowanie niższych pułapach cenowych są z tego bardzo znane. A po drugie, owe zjawisko jest konsekwencją wąskich ścianek i umiejętnej aplikacji wysokotonówki AMT. Ok. A co z resztą pasma? Schodząc piętro niżej w trosce o spójność przekazu konstruktorzy nie zdecydowali się na siłowe podkręcanie nasycenia przekazu, tylko stawiając na bliskie neutralności brzmienie obdarzyli ten zakres jedynie niezbędnym dla oddania prawdziwości, bez sztucznego podkręcania emocji, poziomem średnich tonów. Czyli dokładniej mówiąc, nie szukajmy w Audiovectorach czegoś na kształt hołubiących środek pasma ponad wszystko monitorów szczycących się konotacjami z radiem BBC, tylko zdroworozsądkowe podejście do pokazania zapisanego na płycie materiału muzycznego. Szkoda? Bynajmniej, gdyż uwierzcie mi, rozmach w górze w przypadku przegrzania centrum zakresu częstotliwościowego byłby jak kwiatek do kożucha, a nie w pewien sposób naznaczoną przez pomysłodawców, jednak w konsekwencji spójną próbą przybliżenia nam zamiarów artystów. Wieńcząc opis możliwości sonicznych jestem winien Wam kilka uwag na temat dolnego zakresu. I powiem szczerze, gdy dysponujecie mocnym wzmocnieniem, tymi w porównaniu z moimi wielkimi szafami smukłymi panienkami bez problemu napełnicie osiągającą rozmiary mojego pokoju kubaturę do 35 m2. Ale zaznaczam, piec musi oddać niezbędną ilość energii. Tak więc jeśli jesteście zdolni pochwalić się nieco skromniejszym lokum, problem z basem jest przysłowiową bułką z masłem. Powiem więcej. Jest przy tym zwarty, mocny i szybki. Powód? Wolne żarty, dzięki dobrze obliczonym zwrotnicom i umiejętnemu wykorzystaniu skierowanego w podłogę portu bass-refleksu sekcji niskotonowej. A z doświadczenia wiem, że to nie zawsze się udaje. Jak opisywane kolumny wypadają w starciu z konkretną muzyką? Zapewniam, że dobrze. W zdecydowanej większości muzycznych opowieści z realizacjami kościelnymi i jazzowymi włącznie, o rocku i elektronice z racji świetnego basu i rozmachu najwyższych rejestrów nawet nie wspominając, nie złapałem naszych bohaterek na rasowej wpadce. Owszem, na co dzień osobiście stawiam na nieco bardziej osadzony w barwie przekaz. Jednakże patrząc na możliwości testowanych paczek z perspektywy lubianej przez zdecydowaną większość melomanów neutralności, nie dość, że R3-ki są ostoją równowagi tonalnej, to tak zestrojone zespoły głośnikowe łatwiej jest nagiąć w stronę swoich nawet jeśli bliskich Dunkom, to często nieco inaczej definiowanych końcowych oczekiwań. W czym rzecz? To jest elementarz. Dysponujesz neutralnymi kolumnami, masz dwie opcje. Jedną jest dobranie nasyconego systemu i okablowania w celu uzyskania poszukiwanych pokładów muzykalności. Zaś druga w przypadku lubowania się w osiąganiu stanu bliskiego pękania szkliwa na zębach, przy pomocy szybkiej i analitycznej elektroniki bez problemu pozbawia źle wyglądający na nich kamień. Naturalnie to były oddające prawdę o naszym zarzewiu spotkania zamierzenie przerysowane przykłady, ale dzięki nim łatwiej połapiecie się, co w momencie decyzji zakupowej naszych bohaterek jesteście w stanie z nimi osiągnąć. Reasumując, w momencie możliwych do zrealizowania oczekiwań, jedyną do rozwiązania kwestią są nasze potrzeby, a nie ograniczone zapisem kodu DNA ich możliwości.

Puentując powyższy zestaw informacji na temat tytułowych kolumn Audiovector R3 Avantgarde bez względu na Wasze, czasem bardzo mocno sprecyzowane oczekiwania soniczne, zachęcam do posłuchania ich u siebie. Naturalnie meloman zdecydowany oddać życie za sznyt grania w stylu monitorów Harbeth lub Spendor, prawdopodobnie, nie znajdzie z nimi nici porozumienia. Jednak już patrzący otwartym zmysłem przyswajania fonii osobnik jest w stanie, jeśli się nie zakochać, to przynajmniej zrozumieć fakt bytu tak bliskiego neutralności brzmienia kolumn głośnikowych. A jeśli mam rację, nie zdziwię się, gdy po niedługim czasie jego obecne alter ego melomana, przejmując pałeczkę pierwszeństwa w postrzeganiu prawdy o muzyce powiedzie go do zakupu opiniowanych kolumn. To w przypadku zderzenia się z neutralnym graniem często jest tylko kwestią czasu. Zaryzykujecie?

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0
– przetwornik cyfrowo/analogowy dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Sigma CLOCK
– Shunyata Sigma NR
– CD/preamp – TAD D1000MK2-S
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówki mocy: TAD M1000-S, Gryphon Mephisto
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijri „Million”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
Step-up: Thrax Trajan
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA

Opinia 2

Dziwnym zbiegiem okoliczności historia raczyła była zatoczyć koło i po niemalże flagowych R8 Arettè (nadal wypatrujemy R 11 Arreté), dzięki uprzejmości cieszyńskiego Voice’a – dystrybutora marki, otrzymaliśmy na testy filigranowe i zaskakująco niepozorne dwuipółdrożne kolumny podłogowe Audiovector R3 Avantgarde. Czemu zatem wspominam o swoistej powtórce z rozrywki i powrocie do punktu wyjścia? Otóż odpowiedzią na powyższe pytanie jest otwierająca naszą oficjalną przygodę z duńską marką recenzja niemalże gabarytowo bliźniaczych do obiektu dzisiejszych rozważań przeuroczych i lubieżnie czerwonych SR3 Signature. Jeśli zatem jesteście Państwo ciekawi cóż przez ostatnie trzy lata z okładem ekipa z niewielkiego, stanowiącego praktycznie przedmieścia Kopenhagi Skovlunde zmajstrowała, to serdecznie zapraszam do lektury moich poniższych obserwacji.

Przy akapicie poświęconym doznaniom natury organoleptycznej pozwolę sobie na pewne uchylenie kurtyny prowadzonych przy tego typu testach negocjacji. Otóż zazwyczaj dystrybutorzy na wersję objazdowo-recenzencką, czyli klasyczne demo, przeznaczają wersję w najpopularniejszych a co za tym idzie najłatwiej zbywalnych wersjach wykończenia, co ni mniej, ni więcej od niepamiętnych czasów oznacza biały, bądź czarny lakier fortepianowy (na interesujących nas poziomach zgrzebny black ash już praktycznie nie występuje). Z jednej strony mamy zatem do czynienia z kolorystyką pasującą praktycznie zawsze i wszędzie a z drugiej pewien strzał w stopę, gdyż właśnie owe „malowania” wypadają nie dość, ze dwuwymiarowo, co ewidentnie najmniej interesująco na zdjęciach. Dlatego też w momencie, gdy ekipa Voice’a zagaiła à propos R3-ek od razu na wstępie padło z naszej strony pytanie o wersję wykończeniową mającej wyruszyć do nas parki. Całe szczęście pokrywała je niezwykłej urody okleina z włoskiego orzecha o satynowym połysku, która idealnie komponowała się z tytanową barwą frontu, cokołu, oraz zaokrąglonego profilu zastępującego będące w zaniku plecy. Zwężające się ku tyłowi obudowy wykonano z płyt HDF i dodatkowo zadbano o ich sztywność poprzez system wewnętrznych wzmocnień, dzięki czemu, zgodnie z deklaracją producenta, w pomiarach wypadają one o 25% lepiej od swoich poprzedników.
Na masywnej aluminiowej płycie przedniej umieszczono charakterystyczny przetwornik wysokotonowy AMT i dwie 6,5” carbonowe jednostki nisko-średniotonowe, z których górną wyposażono w przypominjący pocisk korektor fazy, natomiast wspomagający ją od dołu basowiec ma już klasyczną, wklęsłą nakładkę przeciwpyłową. Maskownice montowane są za pomocą niewielkich magnesów, wiec odpada problem mało estetycznych gniazd montażowych. A właśnie gniazda. Otóż terminale głośnikowe nawet przy pobieżnej lustracji R3-ek każdorazowo przyciągają wzrok. Nie dość, że są podwójne i umieszczone tuż nad cokołem, dzięki czemu nie ma obaw przed podłączeniem nawet ciężkich przewodów, to same zachwycają solidnością i iście biżuteryjnym wykonaniem. Dosłownie jeszcze na chwilę pozwolę sobie wrócić na górę pleców, gdyż właśnie tam znajdziemy podwójne, zabezpieczone siateczką wyloty układu SEC (rear firing treble system) stanowiącego panaceum na ewentualną kompresję wysokich tonów. Kilka słów należy się też samym cokołom, które oprócz oczywistej roli stabilizacyjnej w przypadku najnowszej serii Audiovectorów pełnią również rolę „propagatorów” opuszczającego korpusy kolumn ciśnieni akustycznego z umieszczonego w podstawie ujścia kanału bas-refleks. Otóż podstawa R3-ek unosi się ku tyłowi, przez co ww. cokół jest z tyłu wyższy niż od frontu. W dodatku kompensacji różnic w jego wysokości dokonano z użyciem metalowej siateczki pozwalającej na swobodny przepływ powietrza. W zależności od potrzeb można fabryczne plastikowe nóżki zastąpić solidnymi, znajdującymi się w komplecie kolcami, zwiększając tym samym odległość bas-refleksu od podłoża a co za tym idzie również charakter reprodukcji najniższych składowych.

No dobrze, skoro w poprzednim zdaniu poruszyłem temat brzmienia, to nie pozostaje mi nic innego, jak tylko go kontynuować, gdyż R3-ki nie dość, że pełne są sprzeczności, to w dodatku owe sprzeczności niezależnie od strony, z której się na nie patrzy mają bezsprzecznie pozytywny wydźwięk. Zacznijmy zatem od początku – tytułowe Audiovectory są zaskakująco, nawet nie tyle kompaktowe, co po prostu małe. Mamy zatem pierwszy plus i to u ładniejszej połówki, co spokojnie możemy policzyć podwójnie. Kolejną niezaprzeczalną cechą 3-ek jest wolumen dźwięku jaki generują, a śmiem twierdzić, że jest on odwrotnie proporcjonalny do postury kolumn owe dźwięki generujących. Czyli drugi „+” do kolekcji. Co ciekaw owa zaskakująca skala i masa wcale nie oznaczają stawiania li tylko na ilość, lecz idą w parze z jakością. Pierwszym bowiem aspektem, na jaki po wygrzaniu Audiovectorów nie da się nie zwrócić uwagi jest potężny, nisko schodzący, całkiem satysfakcjonująco kontrolowany i zróżnicowany bas. Pozornie jest go na pierwszy rzut oka, znaczy się ucha, więcej niż z moich dyżurnych, a przy tym znacznie większych, Contourów. Oczywiście bardziej wnikliwe sparringi rzucają na owe doznania nieco inne światło wskazując na delikatne podbicie przełomu średnicy i wyższego basu. Na tym zabiegu zyskuje jednak nie tylko basowy fundament, co również średnica, przez co wokale prezentowane są bliżej i intensywniej, a przez to stają się bardziej namacalne. Weźmy na ten przykład leniwie sączący się „Les champs arides” Khaleda Mouzanara, gdzie wokalista niepodzielnie rządzi na pierwszym planie a partie gitar, fortepian, perkusjonalia, czy orkiestracje pragmatycznie zagospodarowują plany dalsze. Powyższy album stanowi też świetny materiał do weryfikacji możliwości przetwornika wysokotonowego, gdyż czego by nie mówić język francuski jest jednym z tych, które najdelikatniej rzecz ujmując za podkreślaniem sybilantów niespecjalnie przepadają. A AMT w Audiovectorach do zawoalowanych, czy też najsłodszych drajwerów nie należą. Jednak brak zaokrąglenia, wycofania, czy przyciemnienia wcale nie oznacza w tym wypadku porażki, gdyż R3-ki bronią się niezwykłą rozdzielczością i krystaliczną wręcz czystością najwyższych składowych. Dla pewności, oprócz niezobowiązujących „piosenek” sięgnąłem również po zdecydowanie bardziej bezpardonowy repertuar, czyli epickie „Zero Gravity” Turilli, Lione Rhapsody , oraz jeszcze cięższy „True North” Borknagar. Przesadziłem? Bynajmniej. Po prostu uważam, iż jeśli się do czegokolwiek zabieramy, to powinniśmy robić to możliwie najbardziej sumiennie a tym samym, w miarę posiadanych środków próbować chociaż zbliżyć się do granic czy to własnej percepcji, czy też osiągów testowanego elementu. A powyższa playlista właśnie takowe ekstrema niejako gwarantuje. Ponadto znając nastawienie Ole i Madsa Klifothów, oraz mając w pamięci, to czym potrafią uraczyć słuchaczy podczas prowadzonych przez siebie prezentacji, dopuszczam taką możliwość, że owe iście agonalne growlowe porykiwania zbuntowanych szarpidrutów gdzieś, kiedyś z ich głośników już popłynęły.
A właśnie, zwróciliście Państwo uwagę na to z czym z reguły w fabrycznych i dystrybucyjnych konfiguracjach pojawiają się Audiovectory? Dla niewtajemniczonych podpowiem, iż są to z reguły mocne i bardzo mocne wzmocnienia. Jest to moim zdaniem dość jasna wskazówka dla wszystkich tych, którzy cały czas głowią się co z czym spiąć, żeby było dobrze. Proszę zatem niespecjalnie sugerować się podawaną w danych technicznych wysoką skutecznością (90,5dB) i przyjazną impedancją (8 Ω), gdyż pewnie ze słabowitym lampowcem R3-ki (jakoś) zagrają, lecz śmiem twierdzić, iż pełnię swoich możliwości pokażą dopiero jak dostaną porządną dawkę wysokooktanowej energii. Proszę tylko zerknąć na opis Jacka, który podczas testów korzystał zarówno z monstrualnego Gryphona Mephisto (175W w klasie A), jak i z nie mniej high-endowych końcówek TAD M1000-S. Również u siebie nie próbowałem wyważać już otwartych drzwi, więc po raz kolejny zaufałem 300W końcówce Bryston 4B³ mając pewność, że na brak kontroli i drajwu narzekać nie będę. I tak też się stało. Wniosek z tego taki, że Audiovectory po prostu lubią chodzić na możliwie „krótkiej smyczy”, przy czym z wdzięcznością przyjmują wydawać by się mogło przekraczającą ich realne potrzeby amplifikację.
Niejako na koniec wspomnę jeszcze tylko o aspekcie dla duńskich kolumn i ich wiernych wyznawców oczywistym, lecz do tej pory przeze mnie jeszcze nieporuszonym. Otóż podobnie jak ich starsze rodzeństwo, również i R3-ki przy pierwszych taktach, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ulegają dematerializacji, więc próby przyłapania ich na „przyklejonych” do nich dźwiękach mają moim zdaniem mniejsze prawdopodobieństwo powodzenia aniżeli trafienie kumulacji w totka. Serio. Dzięki temu wprost metafizycznym przeżyciem staje się odsłuch takich nagrań jak „Tomba sonora” Stemmeklang, „Ljos” Fauna Vokalkvintett czy wreszcie „Magnificat” Trondheimsolistene & Nidarosdomens Jentekor. Niuanse dotyczące akustyki pomieszczeń w jakich dokonano rejestracji, lokalizacja poszczególnych źródeł pozornych, czy też róznice w artykulacji konkretnych wokalistów stają się oczywiste, bezdyskusyjne i po prostu obecne, na wyciągnięcie ręki. Jesteśmy bowiem tylko my i muzyka.

No i co? No i wyszło, że Audiovector R3 Avantgarde to kolumny praktycznie bez wad. W związku z powyższym pojawia się pytanie, czy mamy do czynienia z produktem nie tyle dla wszystkich, co dla każdego. I w tym momencie muszę napisać, że w żadnym wypadku. Jeśli bowiem ktoś poszukuje dźwięku gęstego i lepkiego niczym krówka ciągutka z pobliskiego dyskontu, to … nie, zdecydowanie nie tym razem. Jeśli ktoś myśli, iż z pomocą R3-ek zamaskuje błędy popełnione przy konfiguracji własnego systemu, bądź wady poszczególnych urządzeń, to ewidentnie trafił pod zły adres. I jeszcze jedno – dla świętego spokoju warto R3-kom zapewnić znacznie droższe/wyższej klasy aniżeli one same towarzystwo. Czemu? Jak ich Państwo w takowym otoczeniu posłuchacie, to sami odkryjecie tę prawidłowość, będącą ich kolejną zaletą. Zaletą? Oczywiście. Bowiem dzięki niej możecie po prostu zaoszczędzić małe co nieco przy zakupie kolumn do naprawdę „wypasionego” systemu. A wszystkich, których nurtuje pytanie, czy da się lepiej odeślę do testu … R8 Arettè.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature)
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Dynaudio Contour 30
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Stolik: Rogoz Audio 4SM

Dystrybucja: Voice
Cena: 33 990 PLN

Dane techniczne
Efektywność: 90,5dB
Pasmo przenoszenia: 25 – 53 000 Hz
Impedancja nominalna: 8 Ω
Układ: 2,5 drożny
Częstotliwość podziału: 280/3000
Mo: 300 W
Wymiary: 103,4 x 23 x 36 cm

Pobierz jako PDF