1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Bowers & Wilkins 803 D4

Bowers & Wilkins 803 D4

Link do zapowiedzi: Bowers & Wilkins 803 D4

Opinia 1

Być może będę nazbyt stanowczy w wyrażaniu opinii, ale mówcie co chcecie, bez względu na Wasze osobiste nie do końca pozytywne postrzeganie tytułowej marki Bowers & Wilkins jest jednym z głównych graczy w segmencie kolumn na naszym rynku. Możecie opowiadać bajki, że coś między Wami nie iskrzy, bo gra tak lub siak, jednak wypracowana przez lata renoma bez problemu radzi sobie z nawet największą krytyką tak naprawdę często mających niewielką wiedzę na temat odpowiedniej konfiguracji osobników. Skąd takie pogrążające przeciwników wnioski? Otóż to od lat marka na tyle stabilna w utrzymywaniu formowego sznytu grania, że tylko początkujący, tudzież samozwańczy znachorzy po kontakcie z nią mogą mieć jakikolwiek problem. Obyci w tym temacie w żadnym wypadku, gdyż kolokwialnie mówiąc wiedzą, o co w tej zabawie chodzi. Ale, żeby nie było, dzisiejsze spotkanie nie jest li tylko dla fanów Bowersów, a dla szerokiej grupy melomanów. Co zatem z brytyjskiego portfolio zawitało w nasze progi? Jak widać na zdjęciach średniej wielkości kolumny podłogowe, a konkretnie dostarczone przez Sieć Salonów Top HiFi & Video Design urocze Bowers & Wilkins 803 D4.

Opiniowana dziś linia wyspiarskich kolumn bez względu na zajmowany szczebelek w hierarchii cenowej ma jedną cechę wspólną. Chodzi oczywiście o wykorzystaną do aplikacji zespołu głośników i sterującej nimi zwrotnicy, składającą się z 3 głównych elementów bryłę. Największa jej część to zawsze posadowiona na nieco większej powierzchniowo od samej skrzynki podstawie wyposażonej w regulowane kolce, nieco uniesiona nad nią, o obłych kształtach, wykończona w lakierze lub kilku odmianach forniru, w górnej części skośnie zakończona, w przekroju poprzecznym przypominająca kształt lutni zakończonej użebrowanym tylnym panelem obudowa stanowiąca ostoję dla zespołu głośników basowych. Druga gabarytowo jest wariacją na temat kapiącej kropli wody sfera dla przetwornika średniotonowego. Zaś trzecia jako mocowanie przetwornika dla pokrycia zakresu wysokotonowego, to powielenie pomysłu z centrum pasma. Tym razem jednak mamy do czynienia z mniejszą średnicą i w celu płynnego wygaszania skutków pracy membrany z jakby przypominającym długi ogon komety celowym rozciągnięciem owej bryły. Powiem tak, raz zobaczywszy tego typu kolumnę, nawet po kilku latach choćby krótki błysk zdjęcia przed oczami w jakimś promocyjnym filmiku lub podczas przeglądania Internetu wystarczy, abyśmy skojarzyli tę konstrukcję z Anglikami. Nieco żartując w pozytywnym tej opinii znaczeniu nie da się tego pomysłu na obudowę „odzobaczyć”. I to z dwóch powodów, gdyż pierwszym jest przyjazna dla oka estetyka, a drugim istotna dla pracy kolumny, zastosowana w niej technologia walki ze szkodliwymi czynnikami wywoływanymi pracą głośników. Jeśli chodzi o kwestię przyłączenia D4-ki do dedykowanego systemu, z tyłu tuż nad podstawą owalnej obudowy na wspomnianym żebrowanym profilu znajdziemy poprzeczną chromowaną tabliczkę z zestawem podwojonych terminali. Wieńcząc opis naszych bohaterek warto jeszcze dodać, iż ten ciekawy techniczne i wizualnie projekt jest konstrukcją 3 drożną o przyjaznej dla znakomitej większości sekcji wzmacniających skuteczności na poziomie 90 dB. Jak widać, kolumny są i ładne i uniwersalne.

Jak rzeczone Bowersy zagrały? Dla mnie znakomicie. Naturalnie w estetyce kojarzonej z tą marką, ale na tle poprzednio testowanych modeli dojrzalej. Chodzi mi o poprawiające swobodę wypełniania przestrzeni pomieszczenia zdjęcie z obrazu muzycznego delikatnej mgiełki. Owszem, to dla początkujących adeptów zabawy w świadome konfigurowanie systemu może być sporym wyzwaniem, bo wszytko podane jest dokładniej, jednak marginalizując podobne przypadki dla mnie to bardzo dobry ruch. Nie lubię uczucia oddzielania mnie od rozgrywających się przede mną wydarzeń muzycznych nawet najskromniejszą woalką. To zawsze utrata tak ważnej dla odbioru muzyki namacalności, dlatego gdy w tym przypadku okazało się, że inżynierowie pozytywie ogarnęli ten temat, w pierwszym odruchu po podpięciu kolumn do systemu na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Spokojnie, nie szyderczy, tylko pochwalny, bo doskonale wiem, jakie kroki w przypadku poszukiwania kolumn i decyzji zakupowej tytułowych Bowersów musiałbym wykonać. Co to oznacza? Najpierw krótki opis brzmienia systemu w testowej konfiguracji. Otóż od pierwszych chwil słychać było znakomity wgląd w nagranie. I nie tylko od strony rozdzielczości i transparentność prezentacji, ale także rozbudowania wirtualnej sceny w szerz i w głąb. Muzyka rysowana była solidnie akcentowaną krawędzią w bezkresnym rozmiarze sceny, ale dzięki umiejętnemu skorelowaniu kontroli dobrze osadzonego w masie dolnego zakresu, pełnej detali, ale przy tym odpowiednio dociążonej średnicy i zjawiskowo podanych w domenie wyrazistości, jednak bez bolesnej nadinterpretacji wysokich tonów, brzmiała bardzo spójnie. Bas mimo swej wagi był daleki od męczącego i nudnego na dłuższą metę podbicia, środek bogaty w zapisane w materiale informacje, acz fajnie wyważony, a góra mimo, że dźwięczna, rozwibrowana i pełna ekspresji, w sobie tylko znany sposób umiejętnie stroniła od nachalności. Oczywiście nie ma się co oszukiwać, wszystko to sprawiało, że przekaz oscylował raczej w estetyce szybko i szczegółowo, aniżeli gęsto i zawsze lirycznie, ale zapewniam, nadal z pełnią związanej z takim podejściem do prezentacji dobrze rozumianej radości. Powiem szczerze, mimo codziennego nieco bardziej podkolorowanego stylu projekcji słuchanego materiału z procesu testowego miałem na tyle dużo frajdy, że momentami zastanawiałem się, czy ze swoimi wyborami nie zabrnąłem zbyt daleko. Nie twierdzę, że D4-ki bez jakichkolwiek korekt w systemie bez problemu mogłyby zostać, ale już po drobnych roszadach kablowych, widziałem sporo poszukiwanych przeze mnie plusów. Naciągam fakty na potrzeby wygłoszonej tezy o bardzo ciekawym występie? Bynajmniej, bowiem jak wspomniałem, były na tyle urzekające swoją prezentacją, że czasem miałem pewne rozterki dotyczące dotychczasowych wyborów docelowego dźwięku. Naturalnie po odpowiednim dopracowaniu systemu, ale nawet takie przemyślenia to według mnie duży plus dla danej konstrukcji.
Próbując pokazać wszelkie za i przeciw kolumnom wpiętym saute, czyli celowo dla pokazania ich wartości sonicznych bez żadnych korekt w zestawie, posłużę się najnowszym krążkiem Joe Lovano wespół z naszym rodzimym trio pod egidą Marcina Wasilewskiego „Homage”. To bardzo żywy i niełatwy od strony gry formacji materiał, gdyż nie tylko grany ze sporym poziomem improwizacji, to dodatkowo obfitujący w wiele popisów solowych. Mało tego, całość jest referencyjnie zrealizowana, co sprawia, że gdy zestaw jest w stanie oddać najdrobniejsze niuanse pracy poszczególnych instrumentów, oprócz zatopienia się w zawartych w nim emocjach, jako bonus dostajemy tak ważną dla melomanów i audiofilów ich wirtualną wizualizację w postaci narysowania każdego źródła dźwięku. Wizualizację, która pozwala przyjrzeć się każdemu z nich nie tylko z osobna, ale zapewniam, także wespół z zespołem pokazując w ich perfekcyjną interakcję pomiędzy sobą. Zdaję sobie sprawę, że dla wielu wystarczy, aby muzycy dobrze zagrali, jednak dla mnie wzorowe odtworzenie materiału to drugie 50 procent odbioru danej produkcji. Jak to często robię w przypadku muzyki rockowej, mogę czasem przesunąć próg ważności jakość podania na rzecz zawartości merytorycznej, ale w kontemplacyjnym, zagranym z tak dużym udziałem improwizacji jazzie nie ma na to najmniejszego marginesu błędu. I na szczęście w przypadku słuchania tej muzy przy wykorzystaniu tytułowych kolumn z niczym takim nie musiałem się mierzyć. Zagrana w punkt od strony szybkości narastania sygnału, ostrości rysunku, swobody rozmieszczania na szerokiej i głębokiej scenie, z jedynie zbyt lekkim jak dla mnie podejściem do nasycenia instrumentów. Ale spokojnie, ich waga była bardzo dobra, chodzi raczej o twardość wybrzmiewania i czasem nieco zbyt ostro rysującą je kreskę. Tylko przypominam, celowo nic nie mieszałem w zestawieniu, aby przekonać się, co potrafią, aby w momencie czy to mojego, czy Waszego procesu strojenia kolokwialnie mówiąc na bazie tego testu odpowiednio je ubrać. Abstrahując jednak od jakiegokolwiek dopieszczenia systemu, może się zdziwicie, ale nawet w skonfigurowanym testowo ta bardzo wymagająca płyta zabrzmiała bajkowo. Na tyle, że po początkowym zakupie wersji CD, na drugi dzień nabyłem winylową. Dawno tak hipnotyzująco grającego trio M. Wasilewskiego nie słyszałem i gdy już po pierwszym odsłuchu podczas testu z taką łatwością złapała mnie za ucho, nie to, że chciałem, po prostu musiałem ją nabyć na innym niż cyfrowy formacie.
Co z innymi gatunkami? Otóż wiedząc, że kolumny w dobrych rękach bez problemu sobie poradzą, nie będę rozwadniał tekstu, tylko zaznaczę, że w podobnym tonie wypadła muzyka elektroniczna i rockowa, czyli mocno i agresywnie. Jednak na tyle ciekawie, że tylko od upodobań nabywcy zależeć będzie, czy kolumny wjadą do nich z przytupem bez jakichkolwiek korekt, czy z drobnymi korektami. Wbrew pozorom opisywana wyrazistość dźwięku paradoksalnie przy swej dobrze wyważonej masie bardzo często nie rzucała kłód pod nogi, tylko pomagała płytom osiągnąć maksimum zawartego w nich szaleństwa. Na ile w guście danego osobnika, to już inna sprawa. Ważne, że było ciekawie.

Komu poleciłbym tytułowe Angielki? Otóż tak naprawdę widzę tylko jedną grupę swoimi oczekiwaniami całkowicie oderwaną od realiów grania Bowersów 803 D4. Naturalnie będą to osobnicy stawiający na muzykalność ponad wszystko w estetyce grania konstrukcji spod znaku radia BBC. Z opisanymi kolumnami nie ma na to szans. I nie dlatego, że zostały źle zaprojektowane. One właśnie takie miały być. Wyraziste i pełne życia, co jak wynika z powyższego opisu, mimo obecnie nieco odmiennych preferencji zmusiło mnie do jeszcze przed testem nigdy nieprzychodzących mi dom głowy przemyśleń. Zatem jeśli lubicie fajny detal podparty dobrze nakreśloną w domenie wyrazistości energią, nasze bohaterki powinny znaleźć się na jednym z pierwszych miejsc na potencjalnej liście odsłuchowej. Nie znam dokładnie Waszych upodobań, dlatego zakupu nie obiecuję, za to w pozytywnym tego słowa znaczeniu muzyczny ogień gwarantuję.

Jacek Pazio

Opinia 2

Choć marka Bowers & Wilkins w audiofilskiej świadomości zakorzeniona jest na tyle solidnie, że nawet jednostki mające nad wyraz blade pojęcie w wiadomym temacie charakterystyczne oznaczenie B&W kojarzyć powinny, to dziwnym zbiegiem okoliczności opuszczające fabrykę w Worthing kolumny zaskakująco sporadycznie na naszych łamach się pojawiały. Ot, gdzieś tam udało nam się rzucić uchem na „stare” oraz współczesne 802-ki, innym razem – gwoli wyjaśnienia blisko dekadę temu, gościć 802D3, salonowo sprawdzić możliwości 805-ek, czy też za pomocą Volvo XC90 zweryfikować segment car-audio. Niezbyt imponująca lista. Najwyższa pora jednak to zmienić, więc skoro tylko pojawiła się możliwość pozyskania na testy reprezentantek najświeższej inkarnacji flagowej serii 800 czym prędzej postanowiliśmy powstałe zaległości nadrobić i tym samym, dzięki uprzejmości Sieci Salonów Top HiFi & Video Design przyjąć pod swój dach najmniejsze podłogówki z ww. serii (gwoli wyjaśnienia niby są jeszcze „bezgłowe” 804-ki, ale zarówno producent, jak i potencjalni nabywcy traktują je raczej jako ubogich krewnych/„o radiowej urodzie” siostry aniżeli czystej krwi 800-ki) – Bowers & Wilkins 803 D4, na których test serdecznie zapraszamy.

Jak na powyższych zdjęciach widać 803-ki to nad wyraz zgrabne, żeby nie napisać „kompaktowe” podłogówki o smukłych, zaoblonych korpusach, szalenie ułatwiających unboxing, ustawianie i pozycjonowanie uzbrojonych w rolki cokołach i charakterystycznych aluminiowych „głowach” z cyklopim okiem na wierzchołku. Jednak po kolei. Co do samych obudów, to zgodnie z tradycją i uwiecznionym w trakcie mojej wizyty w Worthing procesem produkcyjnym skrzynie 800-ek wykonywane są z giętej na specjalnych „kopytach” sklejki i „łapane” na śladowej szerokości plecach masywnym aluminiowym żebrowanym profilem do którego mocowana jest zwrotnica. Generalnie, jak na pozornie klasyczne – „drewniane” kolumny aluminium jest w nich zaskakująco dużo, gdyż począwszy od wyfrezowanego z pojedynczego bloku aluminium łezkowatego modułu wysokotonowego Solid Body Tweeter-on-Top , poprzez stanowiąca podstawę Turbine Head płytę górną po aluminiowe kapsuły basowe mocowane do nie mniej solidnych frontowych płatów zespolonych z wewnętrznym układem wręg Matrix™ właśnie z aluminium wykonano. Jakby tego było mało wspomniana płyta górna otrzymała stylowe wdzianko ze skóry Connolly, więc jak to mawiał klasyk robi się „jakby luksusowo”. A co do samych przetworników, to nie sposób trafić lepiej. Do dyspozycji otrzymujemy bowiem wszystko co najlepsze – 25mm diamentowa kopułkę wysokotonową, zawieszony biomimetycznie 13 cm srebrzysty średniotonowiec FST Continuum oraz parę 18 cm wooferów o profilach Aerofoil. Za sprawą wspomnianego masywnego, żebrowanego profilu plecy 803-ek prezentują się równie atrakcyjnie a dzięki podwójnym, usytuowanym tuż przy podstawie „biżuteryjnym” terminalom aplikacja okablowania jest czystą przyjemnością. Słowem mucha nie siada, szczególnie w dostarczonym na testy wykończeniu Satin Rosenut (do wyboru są jeszcze Gloss Black, White i Satin Walnut)
Od strony elektrycznej mamy do czynienia z układem trójdrożnym, wentylowanym o przyjaznej 8Ω (min. 3.0Ω) impedancji i wysokiej, 90 dB skuteczności.

Jeśli zaś chodzi o brzmienie naszych dzisiejszych bohaterek, to autorytatywnie możemy stwierdzić, że zdanie należy wyrobić sobie samodzielnie – nausznie, najlepiej słuchając 803-ek we własnych czterech kątach i nie przejmować się tym, co podprogowo próbują sączyć nam „życzliwi”. Chodzi bowiem o to, że czy to poprzez całkowitą przypadkowość, czy też nieumiejętność prawidłowej konfiguracji część „znafcuf” przypisuje Bowersom zbytnią twardość, analityczność, czy wręcz wyzucie z wszelkich emocji. Tymczasem w trakcie poprzednich, mniej bądź bardziej incydentalnych, spotkań, jak i naszych niniejszych, kilkunastodniowych testów czarno na białym wyszło, że 803-ki grają tak, jak pozwala im na to system w jakim się znalazły i tak, jak dany – reprodukowany materiał został zrealizowany. Tylko tyle i aż tyle. Trudno zatem mieć do nich pretensję za ewentualne błędy popełnione w trakcie konfigurowania własnego „ołtarzyka”, bądź mizerię wsadu muzycznego. Jeśli jednak zadbamy tak o hardware, jak i software, to … nagle okazuje się, że 803-ki po prostu dokonują spektakularnej dematerializacji i znikają ze sceny pozostawiając nas sam na sam z muzyką. W dodatku muzyką w swej natywnej – nienaruszonej postaci, czyli de facto mamy w tym wypadku do czynienia z niemalże wzorcem pojęcia reprodukcji a nie autorskiej interpretacji, której co poniektórzy mogliby oczekiwać. Dlatego jak ma być ciężko, gęsto, piekielnie szybko i agresywnie, to sięgając po „Hymns in Dissonance” Whitechapel tak właśnie będzie. W dodatku właśnie na 803-kach dane nam będzie poznanie istnej maestrii operującej w najniższych rejestrach, wspomaganej basem, stopy wybijającej z obłąkańczą szybkością i niemalże laboratoryjną precyzją karkołomnie połamany rytm. Sam bas schodzi przy tym piekielnie nisko i cały czas oferuje ponadprzeciętną kontrolę oraz energię, co biorąc pod uwagę rozmiarówkę tytułowych kolumn wcale nie jest takie oczywiste. Próżno tu jednak szukać nadmiernej mięsistości, czy niemalże pluszowych konturów, gdyż Bowersy stawiają timing i precyzję na pierwszym miejscu i jeśli tylko w nagraniu dodatkowa porcja soczystej krwistości się nie pojawi (ot chociażby kontrabas na „WomanChild” Cécile McLorin Salvant), to i one same z sienie niczego takiego nie wyczarują. Podobnie jest ze średnicą, która podana jest w punkt i bliżej jej do kulinarnego pojęcia al dente aniżeli rozgotowanych kluch przy każdym kęsie oklejających podniebienie. Oczywiście jeśli komuś takowej miękkości brakuje z powodzeniem może szczyptę bądź dwie dodać aplikując stosowne okablowanie, bądź nieco szczodrą w owej manierze elektronikę, ale czynić to będzie na własną odpowiedzialność i poniekąd wbrew stojącym za 803-kami ideom. Nie oznacza to bynajmniej, że nasze gościnie stawiają na wyzuty z ludzkich odruchów chłód i analityczność, gdyż nawet na „Created From Filth And Dust” trudno zarzucić Lilith Czar braku kobiecości, a to, że jej wokal zostaje poddawany najprzeróżniejszym zabiegom to niezaprzeczalny fakt, więc jeśli tylko o takowych działaniach kolumny nas obiektywnie informują, to śmiem twierdzić, iż należą im się z tego powodu wyłącznie komplementy. Podobnie jest na zdecydowanie spokojniejszym „It’s Time”, gdzie może Michael Bublé w „Feeling Good” nie ma tembru Gregory’ego Portera, ale takie są fakty. Podobnie jak kąsające dęciaki odzywające się z dalszych planów, którym nie brakuje ani blasku ani słodyczy.
A właśnie, najwyższa pora na „diamentową” górę, która nie odstając od reszty pasma nie boi się ani energii ani rozdzielczości pięknie oddając ekspresję skrzących się blach i majestat fortepianu („WomanChild”), jak i bezpardonowość ognistych riffów Kiko Loureiro („Theory of Mind”). Czy można jeszcze gładziej, dokładniej? Czy da się wycisnąć jeszcze więcej informacji? Poniekąd tak, co pokazują diamentowe Accutony, ale na tym pułapie cenowym, na którym operują Bowersy w takie cuda raczej bym nie wierzył. I zamiast szukać dziury w całym zadbałbym raczej o to, by zaaplikowane w nich kopułki miały co pokazać. A proszę mi uwierzyć, że potrafią naprawdę sporo, więc jeśli z ich pomocą usłyszycie jakieś niepokojące zmatowienie, bądź zapiaszczenie/ granulację najwyższych składowych, to sugeruję uważniej przyjrzeć się reszcie toru, gdyż bardzo możliwe, że to właśnie tam gdzieś schował się wredny dywersant sypiący piach w tryby naszej audiofilskiej maszynerii.
No i jeszcze, niejako na deser, pozwolę sobie w kilku słowach wspomnieć o możliwościach dynamicznych naszych tytułowych gościń, które są poniekąd ukłonem w stronę posiadaczy niekoniecznie imponujących metrażem salonów. Tak na dobrą sprawę o 803-kach z powodzeniem można myśleć dysponując zaledwie 18-20 metrowym salonikiem, gdyż nie dość, że dmuchające w swe cokoły kolumny bliskość ścian całkiem nieźle tolerują, to przede wszystkim z racji ponadprzeciętnego panowania nad najniższymi składowymi nie wykazują tendencji do podbijania basu i monotonnego dudnienia. Oczywiście wszystko zależy od towarzyszącej im elektroniki, lecz jeśli tylko operować będziecie Państwo w górnych a nie dolnych skrajach producenckich rekomendacji jeśli chodzi o moc amplifikacji, to większych problemów z prawidłowym ich wysterowaniem i „prowadzeniem” nawet na iście koncertowych poziomach głośności nie przewiduję.

Nie da się ukryć, że Bowers & Wilkins 803 D4 zachowując lwią część DNA swojego starszego/większego rodzeństwa mają szanse poczuć się jak ryba w wodzie w zdecydowanie bliższym naszym lokalowym realiom metrażach aniżeli 801/2-ki. Nie przytłoczą posturą, za to zachwycą charakterystyczną, unikalną, acz pozbawioną taniej krzykliwości aparycją a przede wszystkim uraczą wyrafinowanym brzmieniem. Dlatego też jeśli macie Państwo chrapkę na legendarne 800-ki, lecz do tej pory nie byliście przekonani, czy uda się Wam je jakoś do własnego M3 wcisnąć, to teraz owe dywagacje możecie uznać za niebyłe i czym prędzej umawiać się na ich odsłuch we własnych czterech kątach. A jeśli przy okazji rozglądacie się również za pasującym do nich wzmocnieniem, to niejako na pozaanteniu zasugeruję zaprzyjaźnić się z X-ami z serii Michi (chociażby X5-ką), tym bardziej, że dystrybutor ten sam, więc i kurs jeden.

Marcin Olszewski

System wykorzystywany w teście:
– odtwarzacz CD Gryphon Ethos
– streamer: Lumin U2 Mini + switch QSA Red-Silver
– przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
– końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
– kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
– kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
– IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
– XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1, Furutech Project V1
– IC cyfrowy: Furutech Project V1 D XLR
– kabel LAN: NxLT LAN FLAME
– kabel USB: ZenSati Silenzio
– kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord,
Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2.
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, QSA Silver, Synergistic Research Orange
– platforma antywibracyjna Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80

Dystrybucja: Sieć Salonów Top HiFi & Video Design
Producent: Bowers & Wilkins
Cena: 87 998 PLN

Dane techniczne
Konstrukcja: 3-drożna, podłogowa, wentylowana
Zastosowane przetworniki
– wysokotonowy: 1 x ø25mm diamentowy
– średniotonowy: 1 x ø130mm Continuum
– niskotonowy: 2 x ø180mm Aerofoil
Pasmo przenoszenia: 16Hz – 35kHz (19Hz – 28kHz +/-3dB)
Skuteczność: 90dB (2.83Vrms @ 1m)
Impedancja: 8Ω (min. 3.0Ω)
Rekomendowana moc wzmacniacza: 50W – 500W / 8Ω
Max. rekomendowana impedancja okablowania: 0.1Ω
Dostępne warianty wykończenia: Gloss Black, White, Satin Rosenut, Satin Walnut
Wymiary (W x S x G): 1165 x 357 x 511 mm
Waga: 62.15 kg/szt.

Pobierz jako PDF