1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Reportaże
  6. >
  7. Dali Epikore 11 Roadshow

Dali Epikore 11 Roadshow

Jeszcze nie zdążył opaść kurz po weekendowej recenzji topowej integry Marantz Model 10 a dziwnym zbiegiem okoliczności wczoraj przyszło mi spotkać się nie tylko z nią, lecz i również u nas jakiś czas temu goszczącym, pochodzącym z tej samej stajni, plikograjem Link 10n. W dodatku pretekstem bynajmniej nie była chęć potwierdzenia wniosków, iż ów duet jest niejako dla siebie stworzony, gdyż choć w ramach solowych występów oba modele nie mają się czego wstydzić, to właśnie wespół/zespół błyszczą najjaśniej, lecz właśnie, znaczy się 1 sierpnia zainaugurowane, Dali Epikore 11 Roadtour. Dla niewtajemniczonych, czyli jednostek niekoniecznie śledzących poczynania naszych rodzimych dystrybutorów to swoiste Tour de Pologne (nomen omen tegoroczna edycja 4 sierpnia wystartowała) zazwyczaj flagowych modeli po własnych, bądź zaprzyjaźnionych, w tym wypadku związanych ze stołecznym Hornem, salonach. O ile pamięć mnie nie myli taką objazdówkę zorganizowano swojego czasu Piegom Master Line Source 2, Scansonicom MB5 B, Dali Kore, oraz Cantonom Reference GS Edition a teraz przyszła pora na „Duńskie księżniczki”. Skoro zatem po raz kolejny – po monachijskim High Endzie i warszawskim AVS-ie z tegoż samego – 2023 roku nadarzyła się okazja, by rzucić na nie tak okiem, jak i uchem w zdecydowanie bardziej kontrolowanych, aniżeli wystawowe, warunkach, czym prędzej dokonałem stosownych ustaleń z osobami władnymi i zarezerwowałem salę w warszawskim salonie Audio Forum (ul. Powązkowska 40 lok.U7) na poniedziałkowe popołudnie.

Jak z powyższych zdjęć jasno wynika przygotowany na potrzeby niniejszego odsłuchu set był najskromniejszym z jakich dane mi było 11-ki do tej pory usłyszeć, bowiem w Monachium korzystano z dzielonego zestawu topowych NAD-ów a na PGE Narodowym za oko łapał rozłożysty Unison Research Absolute 845 SE. Niemniej jednak wiedząc na co 10-ki stać byłem święcie przekonany, że tak sygnaturą brzmieniową, jak i pod względem „wydolności” 20-ki ujmy na honorze Marantzowi nie przyniosą. Za to otwartą kwestią pozostawała natura Epikorów, której po wystawowych spotkaniach określić w stanie nie byłem. Całe szczęście brak presji czasu – nikt mi nad głową nie stał wymownie zerkając na zegarek, i pełna dowolność repertuarowa pozwoliły mi bardzo szybko owe zaległości nadrobić. I tak, już od pierwszych taktów „Crosseyed Heart” Keitha Richardsa, po których przyszła pora na „Cantorę” Mercedes Sosy jasnym stało się, że co prawda pod względem gładkości góry, oraz organiczności średnicy 11-ki mają zaskakująco dużo wspólnego z Kore’ami (spora w tym zasługa hybrydowej sekcji wysokotonowej złożonej ze wspomaganego 35mm jedwabną kopułką planarnego panelu 10x55mm) , to już w domenie wolumenu i swobody prezentacji kwadra 8” firmowych „burgundowych” SMC to jednak nie ten sam poziom mocy i potęgi co para 11½’’ wooferów groźnie łypiących we flagowcach. W owych obserwacjach utwierdziła mnie zmiana repertuaru na zapuszczającą się w okolice samego jądra ziemi EP-kę „Hold Me Down” Murkury. Czy to źle? Absolutnie nie, po prostu Epikory 11 „chodzą w innej wadze” aniżeli Kore’y (różnicę w cenie dyskretnie pominę) i co w ich przypadku wydaje się kluczowe, są przeznaczone do mniejszych – bliższych warunków lokalowych większości melomanów, pomieszczeń. Ponadto zdecydowanie łatwiej je okiełznać, więc są niezbitym dowodem na to, że czasem mniej znaczy lepiej.
Pozwolę sobie stwierdzić, że swoje przysłowiowe trzy grosze dołożył również Model 10, który 11-ki prowadził na niezwykle krótkiej smyczy, przez co bas operował raczej w „chrupkiej” i trzymanej krótko przy (pardon my French) pysku estetyce. W rezultacie pomimo swojej całkiem pokaźnej postury (ponad 160 cm wzrostu i 72 kg/szt. ) zachowywały się niemalże jak klasyczne monitory nie tylko znikając w pomieszczeniu odsłuchowym, co zachowując niezwykłą zwinność nawet podczas najbardziej karkołomnych połamańców linii melodycznych serwowanych przez ekipę Architects na „For Those That Wish To Exist At Abbey Road”. Warto również pochwalić koherencję, spójność reprodukowanego pasma, bowiem przy takiej rozmiarówce i wielo – dokładnie 4½, drożności, a więc pocięciu podzakresów na poszczególne sekcje, wcale nie jest to takie oczywiste. Zakładam, że może być to pochodna m.in. w pełni świadomego strojenia całej konstrukcji, gdzie choć każda kolumna może pochwalić się wspomnianą kwadrą basowców pogrupowanych w dwie sekcje – górną i dolną, to górna pracuje do 170 Hz, by dalej, czyli do 370Hz, za bas odpowiadała tylko dolna para.
Skoro o ciekawostkach mowa, to pora na kolejną. Otóż w Monachium ekipa producenta przewody głośnikowe w 11-ki wpinała w górne terminale a sygnał do sekcji basowych szedł zworkami. Natomiast rodzimy przedstawiciel zarówno na AVS, jak i na Powązkach, poniekąd bazując na podanych w instrukcji obsługi zaleceniach, preferował konfigurację z wpinaniem się w dolne „basowe” terminale i zasilaniem sekcji średnio-wysokotonowej via wzory. Osobiście, na co dzień jestem wyznawcą „duńskiej” szkoły, jednak podczas salonowych odsłuchów nie próbowałem jej forsować – w końcu to nie kolumny a ja byłem gościem, więc przychodząc „na gotowe” nie czułem wewnętrznej potrzeby sugerowania jakichkolwiek zmian. Zamiast tego wolałem wygodnie rozparty na kanapie delektować się dobiegających mych uszu dźwiękami pozbawionymi jakichkolwiek oznak wyczynowości. Było to bowiem granie na totalnym luzie, z sugestywną przestrzennością i idealnie wpasowującą się w salonowy metraż dynamika, czyli pełną rozpiętością a jednocześnie bez przejaskrawienia na górze i nużącego na dłuższa metę monotonnego buczenia na dole.

Serdecznie dziękując Gospodarzom za gościnę gorąco zachęcam Państwa do skorzystania z okazji, by w zdecydowanie bardziej kontrolowanych od wystawowych i jednocześnie mniej zobowiązujących aniżeli te wynikające z wypożyczenia warunkach na własne uszy i oczy przekonać się co potrafią Dali Epikore 11. Dlatego też sugeruję uważnie śledzić profil dystrybutora oraz salonów Audio Forum i gdy tylko 11-ki pojawią się w Waszej okolicy wyrwać się na godzinę, bądź dwie.

Marcin Olszewski

Pobierz jako PDF