Opinia 1
Nieco spłaszczając temat a przy tym pomijając ewentualne patologie śmiało możemy przyznać, iż współczesne realia podporządkowane są m.in. zasadzie mówiącej, że płacąc więcej automatycznie rosną nasze wymagania, więc oczekujemy czegoś lepszego i z reguły coś takiego otrzymujemy. Krótko mówiąc jakość kosztuje. Jednak od czasu do czasu pojawiają się głosy, że jeśli tylko się chce, wie jak i ma się ku temu predyspozycje, o szczęściu nawet nie wspominając, można podobny do okupionego potężnymi nakładami finansowymi efekt osiągnąć znacznie taniej. I taki też może nie tyle sygnał, co dość nieśmiała sugestia dotarła do nas jakiś czas temu, gdy jeden ze znajomych zadał pozornie irracjonalne, acz zdolne zasiać ziarno niepewności, pytanie odnośnie różnic pomiędzy stricte ultra high-endową kanadyjską końcówką mocy Tenor Audio 175S HP a operującą na drastycznie niższych pułapach cenowych a amerykańską Emotivą XPA-DR2 Gen3. Wychodząc jednak z założenia, że nie ma głupich pytań a jedynie głupie mogą być odpowiedzi i mając już na koncie odsłuchy potężnego Kanadyjczyka uznaliśmy, że chociażby dla zaspokojenia własnej ciekawości, również i na Jankesa wypadałoby rzucić uchem. Oczywiście mogliśmy z góry i autorytatywnie stwierdzić, iż podążanie tym tropem jest kompletnie bez sensu, gdyż przypominać może porównywanie rometowskiego Komara z Suzuki Hayabusa, jednakże pomimo pewnego stażu stety/niestety li tylko na podstawie zdjęć i opinii osób trzecich na temat brzmienia konkretnych urządzeń bez ich słuchania się nie wypowiadamy. Jednak przewrotny los sprawił, iż pomimo wstępnych ustaleń z dystrybutorem – stołecznym SoundClubem w tzw. międzyczasie temat nieco zdryfował na boczny tor i dopiero wizyta Jacka w częstochowskiej Delta-Audio spowodowała jego ekshumację, której to efekty postaramy się Państwu w ramach niniejszej epistoły przedstawić. Podsumowując zatem ten nieco przydługi wywód serdecznie zapraszamy do lektury kilku luźnych refleksji o zestawie pre/power Emotiva XSP-1 gen2 i XPA-DR2 Gen3.
Jak przystało na rasowe zabawki zza wielkiej wody tytułowe Emotivy nie należą do najmniejszych. Przedwzmacniacz XSP-1 gen2 spokojnie może startować w szranki z niejedną wysokiej klasy integrą a końcówka XPA-DR2 Gen3 jest po prostu duża – m.in. sporo większa od mojego dyżurnego Brystona 4B³. Dzięki temu spełniony jest pierwszy warunek, czyli nad wyraz korzystna wartość postrzegana i mówiąc wprost klient ma wrażenie, że za określoną kwotę dostaje więcej niż u konkurencji. A jak jest w rzeczywistości? Zacznijmy od przedwzmacniacza.
Wyjęty z kartonu XSP-1 gen2 prezentuje się nader intrygująco i choć może nie należy do przedstawicieli nurtu minimalizmu całe szczęście daleko mu od przysłowiowej choinki. Ot, w centrum masywnego, wykonanego z płata szczotkowanego, anodowanego na czarno i dodatkowo usztywnionego pionowymi listwami, aluminiowego frontu ulokowano czytelny czarno-niebieski wyświetlacz VFD (Vacuum Fluorescent Display), po którego prawej stronie przycupnęły solidna, otoczona również błękitną aureolą, sprzęgnięta z drabinką rezystorową gałka głośności o 0,5dB skoku i niewielki przycisk wyciszenia. Z kolei pod displayem w równym rządku ustawiono siedem przycisków wyboru źródeł a piętro niżej włącznik główny, który podobnie jak cała zdobiąca front guzikologia łapie za oko błękitną iluminacją, lecz trybie stand-by, w przeciwieństwie do swojego rodzeństwa, nie wygasza się, lecz informuje o stanie przedwzmacniacza ciepłą bursztynową poświatą. To jednak nie koniec, gdyż lewą flankę okupuje kolejnych osiem przycisków odpowiedzialnych za equalizację – regulację barwy, aktywację omijającego powyższe atrakcje trybu direct, aktywowanie wejście zewnętrznego procesora, pętlę magnetofonową i 10-krokowa regulacja natężenia intensywności podświetlenia. W sumie 17 przycisków plus wyjście słuchawkowe, czyli poziom całkiem rozbudowanego procesora, choć z drugiej strony jest to zawsze jakaś pociecha dla bałaganiarzy, którym wiecznie zapodziewa się pilot. A właśnie – pilot jest, w dodatku masywny, aluminiowy i całkiem intuicyjny.
Rzut oka na zakrystię i … czym prędzej zacząłem wertować cennik w celu weryfikacji może nie tyle oczekiwanej przy kasie kwoty, bo 6 000 zapamiętałem, co waluty jakiej ona dotyczy. Czemu? Cóż, widok takiego bogactwa złoconych przyłączy nie jest czymś, czego za 6 kPLN można byłoby się spodziewać nawet podczas bożonarodzeniowej promocji. Mamy bowiem do dyspozycji dwie pary zdublowanych XLR-ami wejść RCA, kolejne dwie pary wejść RCA w towarzystwie pętli magnetofonowej i dedykowane wkładkom MM/MC phono z zaciskiem uziemienia. Nie zapomniano również o wejściach z zewnętrznego procesora i to zarówno dla obu kanałów, jak i subwoofera, w dodatku w postaci RCA, jak i XLR. Ponadto sekcja wyjściowa obejmuje nie tylko standardowy komplet terminali RCA/XLR, lecz potrójne (dla trybu stereofonicznego i mono), również w obu formatach wyjścia subwooferowe. I tu kolejna niespodzianka, gdyż XSP-1 oferuje również prostą i zarazem intuicyjną uaktywnianą przełącznikami hebelkowymi „zwrotnicę” z filtrami dolno- i górno- przepustowymi pozwalającymi na regulację – za pomocą niewielkich pokręteł w zakresie 50-250 Hz z 12dB nachyleniem zboczy. Po co takie cuda? Posiadaczom pełnopasmowych podłogówek po nic, jednak miłośnicy konfiguracji 2+1(lub nawet 2) mogą nieco ulżyć grającym na froncie monitorom. Powyższą, nader rozbudowaną wyliczankę zamyka zestaw we/wyjść dla zewnętrznego czujnika IR, triggera i trójbolcowe gniazdo zasilania IEC z włącznikiem głównym i dwiema diodami informującymi o automatycznie rozpoznawanym przez urządzenie napięciu (230V/115V).
Z kwestii natury technicznej warto wspomnieć, iż zasilanie Emotivy oparto na dwóch konwencjonalnych transformatorach (mniejszym E-I i większym toroidzie) a tor sygnałowy jest w pełni symetryczny. W dodatku zadbano o porządne ekranowanie phonostage’a a selektor wejść wykorzystuje przekaźniki.
Jak już zdążyłem nadmienić we wstępniaku XPA-DR2 Gen3 to kawał pieca. Skoro jednak jego trzewia mogą pomieścić układy wyjściowe nie tylko dla dwóch, ale i nawet … jedenastu (!!!) kanałów, to w ramach unifikacji i optymalizacji kosztów własnych zrozumiałym jest wykorzystywanie jednej rozmiarówki dla wszystkich konfiguracji. Nasz dzisiejszy gość to topowy model stereofonicznego wzmacniacza mocy w katalogu Amerykanów, gdzie DR oznacza „Differential Reference”, a następująca po nim cyfra ilość kanałów. Nomenklatury opisującej generacji wyjaśniać raczej nie trzeba. Na zgodnym z designem preampu frontem znajdziemy jedynie centralnie umieszczony, oczywiście podświetlony na błękitno i przyozdobiony firmowym logotypem, włącznik główny, oraz biegnące nad nim podłużne okno z czernionego plexiglasu, za którym ukryto dwie błękitne (w trakcie procedury startowej świeca na czerwono) diody informujące o pracy obu kanałów. Gęsto ponacinana płyta górna zapewnia grawitacyjną cyrkulację powietrza chłodzącego trzewia i lepiej o nią zadbać, gdyż Emotiva nie straszy najeżonymi radiatorami bokami, które to (radiatory, nie boki) ukryto wewnątrz obudowy. Ściana tylna nie rozczarowuje. W czterech (mamy do czynienia z konstrukcją zbalansowaną, więc każdy z kanałów okupuje dwa sloty) z siedmiu slotów umieszczono pojedyncze, masywne złocone terminale głośnikowe i przedzielone hebelkowymi selektorami wejścia w standardzie RCA i XLR. Wzdłuż lewej krawędzi wygospodarowano miejsce dla we/wyjść triggera, włącznika frontowych diod i gniazda zasilającego IEC z włącznikiem głównym i przyciskiem resetującym blokadę przeciwprzepięciową bezpiecznika.
Imponująca postura nie idzie jednak w parze z wagą końcówki, która wynosząc 19,1 kg może budzić pewne zdziwienie. Za taki stan rzeczy odpowiada zastosowanie nie tylko 3kW zasilania impulsowego, jak i pełniących rolę metaforycznej turbosprężarki dla pracujących w klasie AB stopni wyjściowych układów operujących w klasie H. W rezultacie otrzymujemy układ zdolny oddać imponujące 2 x 550W przy 8Ω i 2 x 800W przy 4Ω, co mówiąc wprost powinno zapewnić nam zdolność prawidłowego wysterowania kolumn o skuteczności przysłowiowego stołu bilardowego.
Skoro sztandarowym hasłem Emotivy jest dostarczanie swoim odbiorcom „niesamowitego dźwięku i obrazu w cenach niezagrażających ich kredytom hipotecznym”, to już po oględzinach obu tytułowych urządzeń zacząłem dochodzić do wniosku, że przynajmniej pod względem solidności ich budowy coś jest na rzeczy. Pytanie ,czy nader pozytywne doznania wizualne pokryją się z nausznymi. Skoro jednak li tylko na podstawie zdjęć i obmacywania takowych wniosków sformułować nie byłem w stanie, to czym prędzej wpiąłem je w swój system i wziąłem się za odsłuchy. W dodatku owe odsłuchy rozpocząłem nietypowo, gdyż korzystając na co dzień z konfiguracji pozbawionej odrębnego przedwzmacniacza, co umożliwia mi dysponujący regulowanym stopniem wyjściowym Ayon CD-35 (Preamp + Signature) po prostu zastąpiłem swojego Brystona 4B³ ww. końcówką. I? I pierwsze słowo jakie cisnęło mi się na usta niestety nie nadaje się do publikacji. Chodzi bowiem o to, że XPA-DR2 Gen3 zagrała dźwiękiem nie tylko znacznie potężniejszym od kanadyjskiego punktu odniesienia, co bardziej bezpośrednim. Czyli na pierwszy rzut oka, znaczy się ucha, po prostu bardziej atrakcyjnie. Oczywiście gdy pierwszy szok, bo inaczej wrażenia jakie na mnie wywarła Emotiva, opisać nie sposób, minął jasnym stało się, że efekt ten Amerykanie uzyskali poprzez przybliżenie pierwszego planu i wielce sugestywne zaakcentowanie dołu pasma, przy jednoczesnej dbałości o odpowiednie napowietrzenie całości reprodukowanego pasma. Jednak liczy się efekt finalny, a ten był irracjonalnie, jak na reprezentowaną przez ww. końcówkę półkę cenową, wyborny. „The Sickness (20th Anniversary Edition)” Disturbed już od pierwszych taktów wgniatał w fotel bezpardonowo dając do zrozumienia, że żarty się skończyły i jeśli tylko nie planujemy wizyty u specjalisty od medycyny estetycznej i zastępu wyspecjalizowanych w ortopedii chirurgów lepiej zapiąć pasy podczas przejażdżką muzycznym rollercoasterem. Oprócz iście atomowego basu, który nie tylko słychać, co również fizycznie czuć, Emotiva zwracała na siebie uwagę świetną, gęstą i tętniącą życiem średnicą, w której, tak jak w dole pasma, nic się nie zlewało i nie przyjmowało impresjonistycznych, niezidentyfikowanych kształtów. Co ciekawe powyższe uwagi nie dotyczą jedynie pierwszego, jak już nadmieniłem nieco wypchniętego w kierunku słuchacza planu, lecz i dalszych rzędów. „Live in Hamburg 1981” Benny’ego Goodmana pokazał jednak, że amerykański piec równie dobrze jak w przysłowiowej metalowej kakofonii radzi sobie w zdecydowanie bardziej cywilizowanych gatunkach muzycznych. Nieco dosaturowując barwy naturalnego instrumentarium sprawiał, że całość mile łechtała stricte hedonistyczne struny mojej wrażliwości. Czy była to prezentacja w 100% zgodna z rzeczywistością i bezwzględnie prawdziwa? Nie. Czy mi się podobała? Jak cholera, gdyż sprawiała, że kończyny same podrygiwały, uśmiech nie schodził mi z twarzy a na playliście co i rusz lądowały kolejne albumy. Jedynie górę pasma określiłbym mianem jedynie „dobrej”. Niby trąbce Chucka Mangione na „Children Of Sanchez” i smykom na „Biber: The Mystery Sonatas” Christiny Day Martinson/Martina Pearlmana/Boston Baroque niczego nie brakowało, jednak patrząc na nie w kategoriach bezwzględnych jakby pojawiło się w nich nieco więcej wyrafinowania, czy chociażby romantycznej słodyczy, to mówiąc najoględniej nie miałbym nic przeciw.
Ale zaraz, zaraz. Przecież w zestawie dostaliśmy jeszcze topowy preamp XSP-1 gen2. Szybka re-aranżacja redakcyjnego ołtarzyka i … po raz wtóry na czubku języka znalazła się mało elegancka partykuła wzmacniająca. Zachowując bowiem dynamiczno – motoryczne walory końcówki dodała właśnie szczyptę wypełnienia i romantycznego czaru górze pasma. Z jednej strony zrobiło się nieco ciemniej, jednak na pewno nie poprzez wycofanie skraju pasma a raczej na drodze jego przyprószenia złotym pyłem. Otrzymujemy zatem świetne połączenie elegancji z bezpardonową dynamiką na wzór poddanej przez AMG ekstremalnemu tuningowi potężnej limuzyny Mercedesa. Co ciekawe bliższe brzmieniu „gołej” końcówki są walory soniczne sekcji przedwzmacniacza gramofonowego, więc wskazanym wydaje się przemyślany dobór odpowiednio eufonicznej wkładki gramofonowej. W ramach testów polecę odsłuch naszego dyżurnego „Vägen” Tingvall Trio – będzie dobrze, to mamy spokój, a jeśli całość wypadnie zbyt analitycznie – wiadomo w którą stronę trzeba pójść.
Pojawienie się w torze przedwzmacniacza pociąga za sobą również inne zmiany. Dotyczą one zarówno większego wysycenia przy niskich poziomach głośności, jak i delikatnego ograniczenia ilości powietrza na scenie już w pełnym spektrum reprodukowanego pasma. O ile jednak nie będziecie Państwo mieli okazji porównać go z wyższej klasy konkurencją proszę się powyższą uwagą specjalnie nie sugerować. Warto mieć bowiem na uwadze, że na tym pułapie Emotiva i tak i tak jawi się niczym przysłowiowy Święty Graal audiofilów oferując nie tylko ponadprzeciętną funkcjonalność, lecz również nadspodziewanie wyrafinowane brzmienie. Ponadto śmiem twierdzić, iż ze zbyt suchymi, czy też analitycznymi końcówkami jej aplikacja może okazać się wielce ciekawym posunięciem.
W ramach hybrydy dygresji i nieformalnego podsumowania, wracając do postawionego we wstępniaku pytania o ewentualne różnice i podobieństwa pomiędzy tytułową końcówką Emotivy a wspomnianym kanadyjskim Tenorem 175S HP przewrotnie powiem, że na upartego taki sparring wcale nie jest aż tak bezsensowny, jak mogłoby się początkowo wydawać. Po pierwsze oba „piece” w trakcie pracy łypią na nas swoimi podświetlonymi na fioletowo-niebiesko cyklopimi ślepiami, po drugie hołdują bezpardonowej dynamice, choć każda na swój sposób i adekwatny do wyasygnowanych na nie środków wyrafinowaniu. A po trzecie obie w dość oczywisty sposób dają do zrozumienia, że integry może i są „fajne”, jednak prawdziwa zabawa zaczyna się dopiero z tzw. „dzielonkami”, gdzie mając odpowiednio wydajną końcówkę mocy możemy według własnego widzimisię modelować finalne brzmienie naszego systemu poprzez odpowiedni wybór czy to okablowania, czy przedwzmacniacza. Jeśli zaś chodzi o walory soniczne, to jedynie zasugeruję, iż jeśli interesujecie się Państwo Emotivą, to pod żadnym pozorem nie słuchajcie, nawet niezobowiązująco i „przy okazji” Tenora. W drugą stronę taki sparring już nijakich przeciwwskazań nie ma.
Reasumując topowy zestaw pre/power Emotivy w skład którego wszedł przedwzmacniacz XSP-1 gen2 i stereofoniczna końcówka mocy XPA-DR2 Gen3 udowodnił, że nawet w bardzo rozsądnym budżecie można osiągnąć fenomenalne rezultaty. Poniżej 15 kPLN otrzymujemy bowiem szalenie angażujące i dynamiczne brzmienie zdolne porwać w wir zabawy nawet największego ponuraka. W dodatku, o ile tylko zapewnimy tytułowej dzielonce odpowiednio wysokiej, znaczy się wyższej aniżeli sugerowałaby cena samej elektroniki, klasy okablowanie (w tym zasilające) efekt finalny może przekroczyć, i to znacznie, Państwa najśmielsze oczekiwania. Od siebie tylko dodam, że pełnię możliwości Emotivy pokazują spięte XLR-ami, choć i po RCA nie jest źle. Może nieco mniej zadziornie i bezkompromisowo, ale kwestię finalnego dopieszczenia systemu, w którym przyjdzie im grać pozostawiam jego posiadaczom.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Anort Consequence; Artoc Ultra Reference; Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Rogoz Audio 4SM
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Gdybym przez procesem testowym miał streścić swoją wiedzę na temat dzisiejszego producenta, szczerze powiedziawszy, mimo dobrego rozeznania rynku audio, opowieść byłaby zaskakująco krótka, bowiem opierałaby się na dwóch informacjach. Pierwszą byłby rodowód marki – w tym przypadku zaoceaniczna kolebka dbałości o świetny sound produkowanej elektroniki, czyli dla wielu ikoniczne USA. Zaś drugą znajomość ogólnie pojętego pozycjonowania jej oferty, jakim jest zawieszające wysoko poprzeczkę jakości oferowanego dźwięku solidne Hi-Fi. Niestety nic poza tym nie miałbym do powiedzenia. To dla mnie trochę krępujące, gdyż jako prężnie działający portal nie mamy najmniejszego problemu z dostępem do tego podmiotu gospodarczego. Jednak na swoją obronę jestem skłonny wygłosić tezę, iż wina za taki stan rzeczy leży po obydwu, czyli tak naszej, jak i dystrybucyjnej stronie. Na szczęście po kilku latach w myśl przysłowia „Co się odwlecze, to nie uciecze” wszelkie rzucane naszemu spotkaniu w komfortowych, bo znanych mi warunkach, kłody pod nogi z pomocą nieobliczalnego losu udało się jakoś usunąć. Jaki jest tego efekt? O tym trąbi już tytuł testu, czyli kilka osobistych spostrzeżeń na temat zestawu pre-power ostatnimi czasy robiącej furorę na naszym rynku amerykańskiej marki Emotiva XSP-1 & XPA-DR2, których dystrybucją zajmuje się warszawski SoundClub.
Jak można się spodziewać, w opisywanym dzisiaj segmencie w głównej mierze chodzi o ofertę jak najlepszego dźwięku przy optymalnej kalkulacji żądanej za dany komponent ceny. To natomiast sprawia, że producenci nie generują zbędnych kosztów wymyślnymi, często bardzo polaryzującymi odbiór wizualny, designerskimi akcentami obudów urządzeń, tylko proponując ich zdroworozsądkowy wygląd całe siły kierują w stronę ich nie tylko brzmienia, ale również wyposażenia. Taki też cl przyświecał Amerykanom. W obydwu przypadkach zaproponowali prostopadłościenne, w celach wentylacji grawitacyjnej uzbrojone w kilka bloków otworów na górnej płaszczyźnie obudowy, czarne, z frontem z grubego, wykończonego w technice szczotkowanego aluminium skrzynki. Oczywiście obydwie nieco różnią się rozmiarem – przedwzmacniacz jest nieco niższy od końcówki mocy, a także ofertą wyposażania tak awersu, jak i rewersu. Jeśli chodzi o przedwzmacniacz XSP-1, w imię spełniania najskrytszych potrzeb potencjalnego melomana jest swoistym centrum dowodzenia docelowego zestawu. Na jego froncie patrząc od lewej strony, znajdziemy zorientowaną w pionie serię podświetlanych na niebiesko przycisków konfiguracyjno-funkcyjnych, pod nimi gniazdo słuchawkowe, w centrum czytelny nawet z dużej odległości błękitny wyświetlacz, poniżej serię guzików wyboru wejść, u podstawy włącznik inicjujący pracę, a na prawej stronie sporej wielkości pokrętło wzmocnienia wraz z guzikiem wyciszenia MUTE. Opisując temat pleców, te dla obsługi dostępnych z panelu frontowego funkcji podzielono na w znakomitej większości oferujące dwa standardy wejść RCA/XLR bloki typu: PROC LOOP, PHONO, INPUT, OUTPUT, HOME THEATER zestaw we/wyjść dla triggera i czujnika IR, oraz głównym włącznikiem. Całość oferty uzupełnia standardowo dostarczany z urządzeniem pilot zdalnego sterowania. Sprawa stereofonicznej końcówki mocy z uwagi na znacznie mniejszą ilość zadań do spełnienia, ma się nieco inaczej. Na wkomponowanym na przednim panelu akrylowym pasku znajdziemy jedynie dwie diody sygnalizujące pracę każdej połówki wzmacniacza i w dolnej parceli włącznik pracy. Zaś sprawę pleców rozwiązuje umiejscowiona z lewej strony sekcja do upgrade’u urządzenia wraz z akcesoriami zasilania typu gniazdo IEC i włącznik główny, wejścia liniowe RCA/XLR z hebelkami ich wyboru oraz pojedyncze zaciski kolumnowe.
Jak wspominałem, Emotiva nie szuka siłowego zaliczania jej do ostatnio dość nadwyrężonego przez pretendentów segmentu High End, tylko skupia się na rasowym Hi-Fi. Co to oznacza? Otóż z jednej strony unika zbędnych wizualnych fajerwerków, by z drugiej skierować w ten sposób wygenerowane oszczędności na pole walki o jak najlepszy wynik soniczny. Z jakim skutkiem? Wizualny aspekt rozwiewają załączone do testu zdjęcia, natomiast po informacje na temat dźwięku zapraszam do poniższego akapitu.
Jedno jest pewne, Amerykanie postawili na ogólną wyrazistość przekazu. Jednak ku mojemu zaskoczeniu owe działanie jest niezwykle spójne, gdyż żadne pasmo nie chadza swoimi drogami, tylko w pewnej estetyce grania każde z nich pracuje w służbie idealnego współbrzmienia z sąsiednim. Dzięki temu począwszy od dolnego zakresu mamy do dyspozycji mocny, co ważne zwarty i pełen energii bas, nieco wyżej daleki od przegrzania, ale również nie anorektyczny środek, zaś całość uzupełniają dźwięczne wysokie tony. Zderzając się z taką prezentacją od pierwszych chwil jasne jest, iż mamy do czynienia z brzmieniem skupiającym się na pełnej wigoru, jednak pozbawionej nadinterpretacji, zdrowej neutralności. Bez wycieczek w nadpobudliwość, ale z ofertą dobrego ataku, nieposkromionej energii i dobrze rozświetlonej góry pasma. To oczywiście dla wielu może okazać się nazbyt swobodnym przekazem, ale zapewniam, w wartościach bezwzględnych bardzo poszukiwanym, które notabene umiejętną kabelkologią można co nieco nagiąć do swoich wzorców. Z oczywistych względów tego nie zrobiłem, gdyż chciałem pokazać prawdziwe ja zestawu. Tak podany zestaw sauté znakomicie unaocznił mi, z czym tytułowemu systemowi najbardziej po drodze z muzyką.
Chyba nikt z Was nie będzie zdziwiony, gdy oznajmię, iż w mym podejściu testowym amerykańska elektronika najbardziej hołubiła twórczość zespołu Metallica dla przykładu z płyty „Reload”. Natychmiastowość oddania brutalnych założeń artystów zniszczenia słuchu ich fana była w pozytywnym tego słowa znaczeniu, na świetnym poziomie. Brutalny atak dosłownie każdego instrumentu z wokalem włącznie, mocne uderzenie i bez kompromisowość swobody prezentacji dobitnie pokazywały, że wspomniani panowie podczas obsługi swoich instrumentów odznaczali się wyraźnymi symptomami kontrolowanego ADHD. Oczywiście to jest pewnego rodzaju standard dla tego typu muzy, ale sami wiecie, że aby to wiernie oddać, trzeba dysponować odpowiednimi środkami wyrazu, czym Emotiva aż kipiała. Ale żebyśmy się dobrze zrozumieli. Opisaną reakcję zaliczam do zbioru pozytywnych, gdyż mimo oddania bezpośredniości muzyki nie zanotowałem szkodliwej nadinterpretacji, w stylu bliżej nieokreślonego krzyku. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Jednak w tym całym przedsięwzięciu muzycznym jedno było jasne. Mocne bębny, energetyczne gitary i wyrazisty wokal nie pozostawiały najmniejszego marginesu na ewentualne dywagacje czy to na pewno moja lub nie moja bajka. To było kochaj albo rzuć, co na bazie wychowania się w młodości na materiale AC/DC pozwoliło mi docenić możliwości nie tylko znakomitej metalowej grupy, ale także prezentującego ją w moim pokoju zestawu pre-power.
Z innym, ale w wielu aspektach również zaskakująco pozytywnym skutkiem wypadał materiał stricte jazzowy spod znaku Marcina Wasilewskiego Trio z Joe Lovano z saksofonem w roli gościa na krążku „Arctic Riff”. Idealnie wycięte z tła, do tego nieźle zawieszone w szerz i głąb wirtualnej sceny źródła pozorne znakomicie wizualizowały się w moim pomieszczeniu. Mocny w dole i dźwięczy w górze fortepian, zwarty i przy tym z pełną paletą informacji o strunie kontrabas plus świetnie uzupełniająca wydarzenie nie tylko przeszkadzajkami, ale także mocnym uderzeniem stopy perkusja, zjawiskowo tworzyły emocjonalny podkład pod występy wspomnianego saksofonisty. To w założeniu jest muzyka oparta o ciszę i taka była. Pozornie nudna, bo powolnie snująca się pomiędzy kolumnami, ale za to pełna podkręcających atmosferę instrumentalnych popisów. Nic, tylko słuchać. Czy to oznacza, że otarłem się o absolut? Powiem tak. Na poziomie cenowym słuchanej elektroniki jestem gotów oznajmić, że tak. Niestety w odniesieniu do słyszanych w swojej karierze innych prezentacji brakowało mi szczypty dociążenia środka pasma i pewnego rodzaju gładkości. To nie oznacza, ze było źle. Ba dla wielu pewnie będzie wręcz przeciwnie. Jednak gdyby dźwięk w pracy saksofonu oferował nieco większy udział drewnianego, lekko nosowo brzmiącego stroika, byłoby bliżej obiektywnej prawdy. Ale spokojnie. Z jednej strony dzięki temu miałem szansę się do czegoś przyczepić, a z drugiej jak wspominałem wcześniej, to można trochę podrasować resztą systemu, co dla wielu z Was prawdopodobnie może okazać się postawieniem przysłowiowej kropki nad „i”.
Na koniec wspomnę o ostatnio często słuchanej przeze mnie Melody Gardot w koncertowej kompilacji tournée po Europie „Live in Europe”. Powodem jest przybliżenie umiejętności zestawu w oddaniu atmosfery wielkich kubatur. Jak można się było spodziewać, dzięki witalności i swobodzie prezentacji było świetnie. Rozmach sceny, dobre ogniskowanie na niej poszczególnych bytów były na tyle zjawiskowe, że gdy minimalnie przymknąłem oko na nazbyt lekką wagę i soczystość – oczywiście w mojej ocenie – głosu wokalistki wraz z towarzyszącym jej instrumentarium. bez najmniejszego problemu pławiłem się w tym skąd inąd bardzo emocjonalnym oddaniu kilku zarejestrowanych koncertów. A trzeba zaznaczyć, że całość zrealizowano na trzech płytach w dwóch wydaniach w postaci jednego dwupłytowego i jednopłytowego bonusu jako osobny handlowy byt. Nie było zmiłuj, zaliczyłem komplet.
Mam nadzieję, że po przeczytaniu powyższych obserwacji wszystko jest jasne. Amerykanie postawili na zdroworozsądkową bezkompromisowość w oddaniu swobody i energii grania swoich zabawek. To oczywiście potencjalnemu zainteresowanemu każe zadać sobie pytanie, w jakiej estetyce ostatecznego dźwięku lubi się pławić. Jednak zanim wpadniecie w panikę, pragnę Was uspokoić, bowiem aby znaleźć nić porozumienia z Jankesami, wystarczy nie celować zaciekle w prezentację ociekającą nadmierną soczystością. Każdą inną, nawet lekko skierowaną w stronę większej wagi dźwięku przy pomocy konfiguracji reszty systemu w pewnym stopniu jesteście stanie osiągnąć. Jeśli tak się stanie, w oparciu o moje kilka tygodni z zestawem Emotiva XSP-1 & XPA-DR2 przypuszczam, iż słowo nuda podczas obcowania ze swoim zestawem audio może nie nigdy, ale przez długi czas Was nie dotknie. To jest zbyt radośnie grający set.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0
– przetwornik cyfrowo/analogowy dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10 SE-120
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Sigma CLOCK
– Shunyata Sigma NR
– streamer Melco N1A/2EX
– switch Silent Angel Bonn N8
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Dynaudio Consequence Ultimate Edition, Gryphon Trident II
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri „Million”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Dystrybucja: SoundClub
Ceny
Emotiva XSP-1 gen2: 6 000 PLN
Emotiva XPA-DR2 Gen3: 8 250 PLN
Dane techniczne
Emotiva XSP-1 gen2
Pasmo przenoszenia: 20 Hz – 20000 Hz(0/-0,2 dB)
Zniekształcenia (THD): 0,004 % line, < 0,008 % MC, < 0,001 % MM
Wzmocnienie: 12 dB line, 60 dB MC, 40 dB MM
Sygnał/szum: 117 dB (XLR/RCA), 79 dB MC, >96 dB MM
Wejścia: 2 x XLR, 4 x RCA, phono (MM/MC) 1 x RCA, 1 x Processor (RCA), Home Theatre(3 x XLR, 3 x RCA)
Wyjścia: XLR, RCA, Processor (RCA), subwoofer (3 x XLR, 3 x RCA), słuchawkowe (jack)
Wymiary [S x G x W]: 43 x 36 x 14,5 cm
Emotiva XPA-DR2 Gen3
Moc wyjściowa: 2 x 550W/8Ω, 2 x 800W/4Ω przy <0.1% THD
Pasmo przenoszenia: 20Hz – 20kHz +/- 0.1dB (20 Hz – 50 kHz +0/-2dB)
Zniekształcenia THD + N: <0,008% dla 100W RMS; 1 kHz; 8 Ω
Odstęp sygnał/szum: >120dB [moc wyjściowa wg FTC, wejście niezbalansowane, wg krzywej A], > 96dB [1W, wejście niezbalansowane, wg krzywej A]
Minimalna rekomendowana impedancja kolumn: 4 Ω
Współczynnik tłumienia: >500 dla 8 Ω
Wzmocnienie: 29dB
Wejścia: 2 x RCA, 2 x XLR (przełączane – po jednym na kanał)
Impedancja wejściowa: 33 kΩ [XLR], 23,5 kΩ [RCA]
Wymiary [S x G x W]: 43,2 x 48,3 x 20,3 cm
Waga: 19,1 kg