1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Finite Elemente Carbofibre

Finite Elemente Carbofibre

Link do zapowiedzi: Finite Elemente Carbofibre

Opinia 1

Wiem, wiem. Nie raz i nie dwa we wstępniakach poruszaliśmy tematykę naszych przyzwyczajeń, oczekiwań i generalnie zachowań im pochodnych. Jednak zagłębiając się w segment szeroko rozumianych platform antywibracyjnych szalenie trudno wyzbyć się wypracowanych przez lata doświadczeń nawyków. Dlatego też mówiąc właśnie o platformach spodziewaliśmy się konstrukcji w swym działaniu opartych na rozwiązaniach masowych. Tymczasem dostarczonym przez poznańską ekipę Korisa dwóm „pizzom” Finite Elemente Carbofibre zdecydowanie bliżej do pneumatycznej Acoustic Revive RAF-48H , czy też naszej redakcyjnej – ażurowej Solid Tech Hybrid, aniżeli masywnym rodzimym Franc Audio Accesories, bądź też THIXAR Silence Plus. To diametralnie inne, aniżeli zazwyczaj spotykane podejście do tematu na tyle nas zaskoczyło, że zamiast dorabiać do niego jakąś autorską ideologię postanowiłem nie rozwlekać wstępniaka, tylko serdecznie zaprosić Państwa do bardziej merytorycznej części naszych dywagacji.

Pierwsze skojarzenia z pizzą okazały się zaskakująco trafne, gdyż podnosząc dostarczone przez kuriera kartony z platformami ze zdziwieniem odkryliśmy, iż będące przedmiotem niniejszej epistoły akcesoria ważą właśnie mniej więcej tyle, co suto udekorowane smakowitymi kąskami włoskie placki. Uwolnienie firmowych kartonów z ochronnej folii tylko zintensyfikowało nasze kulinarne analogie, gdyż białe, niezbyt wysokie pudełka z czerwonymi nadrukami (Unboxing) śmiało mogłaby wykorzystać pobliska włoska jadłodajnia. Proszę mnie tylko źle nie zrozumieć. To nie są w żadnym wypadku zarzuty, czy jakaś mniej bądź bardziej zawoalowana forma sarkazmu, lecz najzwyklejsza i to w dodatku na wskroś pozytywna obserwacja, gdyż nie od dziś przecież wiadomo, iż najłatwiej do męskiego serca trafić przez żołądek.
No dobrze, żarty na bok, gdyż zamiast carbonary, capricciosy, czy budzącej niezdrowe emocje hawajskiej z podwójnym serem, dostarczone przez Koris platformy do konsumpcji się nie nadają i to nie tylko przez nas, ale i nawet najbardziej wygłodniałe osobniki Anobium punctatum, czyli Kołatka domowego (przez co poniektórych błędnie nazywanego Kornikiem). Powód takiego stanu rzeczy jest nader oczywisty, gdyż jak sama nazwa wskazuje korpusy Carbofibre wykonano z włókna węglowego, natomiast ich trzewia, zamiast materiałów o wysokiej gęstości wypełnia autorska izolacja polimerowa o strukturze plastra miodu. Różnice natury użytkowej pomiędzy wersjami SD a HD dotyczą nie tylko grubości platform nośnych (23 mm vs. 45 mm), co przede wszystkim ich udźwigu. Platformy SD charakteryzuje bowiem maksymalne obciążenie wynoszące 50 kg, natomiast HD zdolne są przyjąć na swe barki aż 100 kg. Zdublowanie ładowności bardzo łatwo wytłumaczyć, gdyż opcja HD jest niczym innym aniżeli ustawionymi jedna na drugiej warstwami wypełnienia wykorzystywanego w SD odseparowanych od siebie pojedynczą płytą włókna węglowego. Z kolei do cech wspólnych możemy zaliczyć obecność umieszczonej na płaszczyźnie górnej wielce przydatnej poziomicy, oraz użycie takich samych, solidnych i regulowanych w zakresie 10 mm firmowych i budzących zaufanie nóżek. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie by w ramach customizacji uzbroić Carbofibre w wyższej klasy stopki, gdyż za dopłatą do wyboru mamy modele Cerabase, Cerapuc i Ceraball. Podobnie jest z wymiarami samych platform, wiec jeśli kogoś naszłaby ochota zafundowania takowego postumentu np. mało normatywnemu gabarytowo Tenorowi 175S HP, to wystarczy tylko przy składaniu zamówienia podać oczekiwaną rozmiarówkę.

Przechodząc do sekcji poświęconej brzmieniu chciałbym zaznaczyć, iż dzięki uprzejmości poznańskiego dystrybutora tytułowymi platformami mieliśmy okazję żonglować przez ponad miesiąc i sprawdzić ich działanie nie tylko pod naszymi dyżurnymi urządzeniami, lecz również m.in. pod goszczącymi u nas w tzw. międzyczasie innymi recenzowanymi wzmacniaczami (m.in. oczekującymi na swoją kolej Chord Electronics Ultima 5 i Accuphase E-800). W moim przypadku obie platformy Finite Elemente ustawiane były zarówno na górnej półce 72 kg stolika Rogoz Audio 4SM, jak i dorównującej mu wagą, wykonanej z litej olchy potężnej komody, gdyż starałem się stworzyć im warunki pracy zgodne zarówno z audiofilskimi, jak i cywilnymi realiami. W tym momencie mam cichą nadzieję, że wybaczą mi Państwo brak sesji porównawczych przeprowadzanych z urządzeniami i platformami ustawianymi bezpośrednio na podłodze, jednak wyszedłem z założenia iż tego typu sytuacje wśród naszych Czytelników bądź to nie występują, bądź mają charakter czysto incydentalny. Ów brak presji czasu i zwiększenie poddanej badaniu populacji sprawiły, iż udało nam się niejako wyeliminować element przypadkowości a powtarzalność obserwacji jedynie potwierdziła nasze wcześniejsze wnioski.
Jakiei? Przewrotnie powiem, że oczywiste, czyli słyszalne i dające się nader łatwo zdefiniować. Ponadto obszar działania platform w głównej mierze skupił się na najbardziej dla ludzkiego słuchu newralgicznym obszarze, czyli średnicy, więc praktycznie po kilku minutach wiadomo było, czy pomysł na brzmienie proponowany przez Finite Elemente wpisuje się w nasze gusta i system, czy też dalej gonimy króliczka. W tym momencie pozwolę sobie na małą dygresję a właściwie uogólnienie, gdyż obie platformy charakteryzowały się takimi samymi cechami, więc śmiało można je stosować wymiennie i tak samo opisywać, z tą tylko różnicą, że niejako odruchowo mając obie na stanie SD wykorzystywałem pod źródłami (świetnie sprawdziła się pod budżetową Audio-Technicą AT-LPW50PB i Thorensem TD 402) a HD pod amplifikacją. Oczywiście spokojnie mógłbym ograniczyć się li tylko do SD, gdyż zarówno waga mojego dyżurnego Brystona, jak i wymienionych kilka linijek wyżej konstrukcji nawet nie zbliżyła się do jej maksymalnej ładowności i jedynie Abyssound ASX-2000 wymagał HD, jednak nie jestem zbyt wielkim fanem stosowania rozwiązań na tzw. „styk” i biorących od uwagę li tylko chwilę obecną a nie ewentualną perspektywę dalszego rozwoju, co niestety w przypadku audio wiąże się z dramatycznym przyrostem masy (kwestię ceny litościwie przemilczę). Wracając jednak do tematu naszych dzisiejszych bohaterek śmiało mogę stwierdzić, iż ich główną, a zarazem wspólną cechą okazało się dążenie do jak największej namacalności wokali i ich odpowiedniego zaplecza instrumentalnego, przez co nawet ewidentnie po macoszemu traktowane przez realizatorów krążki jak „Knights Call” Axela Rudi’ego Pella mogły wreszcie pochwalić się namiastką soczystości. Riffy nabrały mocy i zamiast irytująco brzęczeć zaczynały zalotnie zerkać w kierunku niemalże lampowemu wysyceniu. Oczywiście do poziomu świetnie zrealizowanego a przy tym znacznie brutalniejszego i dostępnego w formacie 24Bit/48kHz metalcore’owego „Incarnate” formacji Killswitch Engage brakowało jeszcze paru lat świetlnych, ale nie da się ukryć, iż pojawienie się w moim systemie Carbofire było krokiem w dobrą stronę. Za to na „Incarnate” proszę tylko rzucić uchem jak misternie budowane są partie basu na „Embrace the Journey…Upraised”, które do tej pory stanowiły tylko jeden z oczywistych elementów tła dla porykiwań Jesse Leacha i riffów Adama Dutkiewicza, który również stoi za produkcją ww. krążka.
Jednak największe wrażenie robił realizm zdecydowanie lepiej zmasterowanych albumów. Mistyczny „Shandai Ya / Stanka” The Mystery Of The Bulgarian Voices z gościnnym udziałem Lisy Gerrard, czy niemalże pierwotny w swej surowości „Skald” Wardruny przykuwały do fotela równie skutecznie co potężna dawka Pankuronium. A właśnie, skoro pojawił się Pavulon, czyli roztwór bromku pankuroniowego, nie sposób nie poruszyć kwestii „plusów dodatnich” i „plusów ujemnych”. Nie raz i nie dwa spotykaliśmy się bowiem z sytuacją, gdy poprawa jednego aspektu powodowała pogorszenie pozostałych. Czyli mówiąc wprost np. zwiększenie wolumenu dźwięku okupione było utratą kontroli nad najniższymi składowymi, a lepsza rozdzielczość pociągała szklistość góry. Tymczasem Finite Elemente postawiło na zdrowy rozsądek, umiar i … maksymę „Primum non nocere”, czyli „po pierwsze nie szkodzić”. I nie szkodzi bowiem wspomnianej trosce o średnicę towarzyszy przyjemne wykonturowanie basu i połączona ze świetnym napowietrzeniem klarowność sopranów. Nie są to jednak zmiany o charakterze rewolucyjnym, czyli burzące dotychczasowy porządek, lecz ewolucyjnym – eksponujące drzemiący w naszym systemie potencjał. Dostajemy zatem, to co znamy i o istnieniu czego mieliśmy poniekąd wiedzę, lecz lepiej, wyraźniej nakreślone. Całe szczęście owa klarowność nie ma nic wspólnego z przerysowaniem, czy też niezbyt naturalnym podbiciem rozpiętości tonalnej w stylu nieudolnego HDR-a. Nawet chłodny, czy wręcz nieco sterylny, album „Vägen” Tingvall Trio bynajmniej nie poszedł w stronę „stockfischowej”, nadnaturalnej hiper rozdzielczości, lecz raczej skupił na energii środka i jego przełomu z basem, pozwalając swobodnie lśnić górze pasma.

Finite Elemente Carbofibre nie naprawią popełnionych przez nas w trakcie konfigurowania systemu błędów i nie sprawią, że to, co do tej pory grać nie chciało nagle zacznie zachwycać. O nie, jeśli ktoś liczył na cud, to przykro mi, ale pomylił adres. Ode mnie bowiem tego nie usłyszy. Jednak tytułowe, niemieckie platformy świetnie sprawdzą się wszędzie tam, gdzie niby wszystko jest OK., jednak brakuje ostatniego szlifu, muśnięcia pędzlem i zamknięcia tematu. A jeśli dodamy do tego ich dyskretną elegancję, niezwykłą uniwersalność, oraz łatwość w wypoziomowaniu nawet na mocno nierównych powierzchniach (10 mm dla każdej z nóg to naprawdę sporo), to jeśli tylko szukacie Państwo wysokiej klasy, solidnych podstaw dla Waszej elektroniki, to sugerowałbym zainteresować się dzisiejszymi obiektami naszej redakcyjnej wiwisekcji.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature)
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini
– DAC: Chord DAVE
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Wzmacniacz zintegrowany: Accuphase E-800
– Końcówka mocy: Bryston 4B³, Chord Electronics Étude, Chord Electronics Ultima 5, Abyssound ASX-2000
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF; Cardas Clear Reflection
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform; Finite Elemente Carbofibre SD & HD
– Stopy antywibracyjne: Finite Elemente Cerabase compact, Cerapuc, Ceraball
– Switch: Silent Angel Bonn N8
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+, Wireworld Chroma 8 + Starlight 8, Audiomica Anort Consequence + Artoc Ultra Reference + Arago Excellence, Cardas Audio Clear Network
– Stolik: Rogoz Audio 4SM

Opinia 2

To, że w celu uzyskania maksimum jakości dźwięku każdej układanki audio niezbędne jest dopracowanie najdrobniejszych jej szczegółów, nie boję się tego powiedzieć, wie praktycznie każdy, nawet okazjonalnie słuchający muzyki osobnik homo sapiens. Mało tego. Mniemam, iż ów przedstawiciel wie również, że nie mówię w tym momencie jedynie o elektronice, kolumnach, czy okablowaniu, ale także o często po macoszemu traktowanych, z pozoru prozaicznych, jednak bardzo istotnych w końcowym rozrachunku brzmieniowym dodatkach w postaci wszelkiego rodzaju akcesoriów antywibracyjnych. Myślicie, że na tym temat się kończy? Bynajmniej, gdyż zapewniam, wielu z nich zdając sobie sprawę z rangi tematu, bardzo często stosuje własne, znacznie tańsze od markowych producentów, jednak obciążone wieloma niewiadomymi rozwiązania. Jaki cel ma powyższy wywód? Bardzo istotny, bowiem wspomniane, wykonywane własnym sumptem pomysły na odsprzęgnięcie urządzeń elektronicznych od niezbyt stabilnego podłoża zazwyczaj dają przypadkowe wyniki soniczne, co ostateczne zmienia brzmienie zestawu, jednak nie zawsze na lepsze. Jaka zatem jest na to rada? Bardzo prosta. Spróbować skorzystać z naszych opisów ze spotkań z podobnymi ustrojami. Jednak nie dlatego, że ktoś nam za owe opinie w taki czy inny sposób się odwdzięczył, tylko dlatego, że w naszych tekstach znajdziecie konkretne kierunki zmian po zastosowaniu przybliżanego w danym teście produktu. A to już nie jest jedynie studiowanie przez Was internetowych opinii dla tak zwanego sportu, tylko znając potrzeby swojego zestawu i wypunktowany konkretny wpływ produktu na dźwięk, ewidentne skrócenie drogi dojścia do melomańskiej mety, czyli przekładając z polskiego na nasze, złapanie przysłowiowego audiofilskiego króliczka. Mam rację? Jeśli się ze mną zgadzacie, lub chociaż nie negujecie, nie pozostaje mi nic innego, jak z wielką przyjemnością zaprosić zainteresowanych do lektury testu dwóch bliźniaczych, jednak przeznaczonych dla innych obciążeń, pochodzących zza naszej zachodniej granicy (Niemiec) platform antywibracyjnych Finite Elemente Carbofibre SD i HD, których dystrybucją na naszym rynku zajmuje się poznański Koris.

Analiza załączonych fotografii, sugeruje, że w przypadku tytułowych platform mamy do czynienia z dwoma kawałkami ładnie wykończonych desek – cienkiej i grubej – posadowionych na równie atrakcyjnych stopkach. Jednak zapewniam Was, temat ma się zgoła inaczej. Otóż w obydwu przypadkach producent po wieloletnich doświadczeniach tym razem postanowił postawić na pracującą na rzecz dobrego dźwięku technologiczną nowoczesność i korpus wykonał z włókna węglowego, a przestrzeń roboczą pomiędzy wspomnianymi blatami wypełnił rdzeniem o strukturze plastra miodu. To zaś sprawiło, że opisywane Carbofibre z jednej strony są zaskakująco lekkie, a z drugiej potrafią unieść nawet 100 kilogramowe urządzenie. Ale to nie koniec ciekawych wieści, gdyż na życzenie klienta standardowo aplikowane do podstaw, wykonane z wysokiej jakości stali nierdzewnej stopy możemy zastąpić bardziej zaawansowanymi, firmowymi konstrukcjami Cerabase, Cerapuc i Ceraball. I jakby tego byłoby mało, z informacji prasowych wynika, iż producent jest w stanie zrealizować każdy zamówiony przez klienta wymiar podstawy. Zaś zwieńczeniem dbałości wytwórcy o jakość oferty jest wyposażenie obydwu platform w poziomnice ułatwiające idealną aplikację ich na docelowym podłożu. Tak wygląda temat wspólnych technikaliów. Pozostało wspomnieć o różnicach obydwu modeli. Otóż jak dokumentują fotografie, podstawową różnicą jest ich grubość. O co chodzi? Otóż mniej obciążalna platforma w swych trzewiach wykorzystuje pojedynczy rdzeń imitujący plaster miodu, a grubsza dwa przedzielone dodatkowym blatem z włókna węglowego. To zaś automatycznie przekłada się na podwojenie nośności z 50 – model SD – do 100 kilogramów – HD. Banalne? Być może, jednak zapewniam, każda z nich inaczej wpływa na ten sam unoszony komponent audio. Jak? Po takie informacje zapraszam do kolejnego akapitu.

Zanim przejdę do konkretów, kilka wyjaśnień. Dla łatwiejszego uzyskania wyników cały test przebiegł w trzech odsłonach. Pierwsza odbyła się na wręcz pokazującym palcem sposób grania końcówki mocy angielskiej marki Chord Electronics Ultima 5 twardym granicie. Kolejna na cieńszej SD, a wieńcząca całość testu na grubszej platformie Finite Elemente Carbifibre HD. Powód? Chciałem prześledzić ewaluowanie sygnatury, bowiem wiadomym jest, że im bardziej odsprzęgniemy dane urządzenie od podłoża, tym lepiej dla generowanego przez nie dźwięku. Naturalnie nieobliczalność konfiguracyjna nie zawsze to potwierdza, jednak biorąc pod uwagę stosunkowo rzadkie przypadki, będących skutkiem takich aplikacji, wpadek sonicznych, można nad takim twierdzeniem przejść do porządku dziennego. Co zatem wydarzyło się w konkretnych konfiguracjach? Już zdradzam.

Jeśli chodzi o występ na granicie, dźwięk był szybki, raczej stawiał na atak i natychmiastowość reakcji elektroniki na zapisane na płytach muzyczne pasaże. Niestety całość prezentacji może nie cierpiała na brak nasycenia i związanym z tego typu przypadłościami studzeniem emocji, to jednak w materiale barokowym i wszelkiego rodzaju popisach wokalnych brakowało mi intymności. Przecież muzyka to nie zawsze pogoń za wyczynowością oddania impulsu muzycznego, tylko odpowiednie trafienie w punkt pomiędzy atakiem, energią, nasyceniem i wybrzmieniami, co w przypadku zastosowania twardego kamienia delikatnie mówiąc szwankowało.

Kolejne podejście to platforma SD. Wynik? Cóż, witamy w świecie większej magii. Nagle pojawiły się alikwoty pozwalające znacznie łatwiej rozpoznać, że w danym momencie śpiewa ciemnoskóra diwa, a nie przebieraniec z programu „Twoja twarz brzmi znajomo” – z całym szacunkiem dla artystów biorących udział we wspomnianym przedsięwzięciu. Ogólna prezentacja nabrała tak oczekiwanego przeze mnie body. Dostałem więcej energii z pudeł rezonansowych instrumentów strunowych i co dla mnie bardzo ważne, saksofon pokazał, z jakiego materiału wykonano jego stroik. Jednak to nie wszystkie ciekawe obserwacje. Może to wydać się dziwne, ale muzyka ani trochę nie zwolniła, tylko dostała nadającego jej muzykalności zastrzyk energii i nasycenia, co w wartościach bezwzględnych znacznie zbliżyło prezentację systemu do wspomnianej wcześniej równowagi poszczególnych składowych przekazu. Co ja mówię, dla wielu z Was to byłoby już trafieniem z tematem w punkt. Jednak jak to w życiu bywa, nigdy nie jest tak, że nie da się lepiej. Co mam na myśli? Wyjaśnienie w kolejnym akapicie.

Na koniec wszelkie problemy rozwiązała platforma w specyfikacji HD. Co to były za problemy? Niby wcześniej było ok, jednak cały czas brakowało mi w dźwięku przyjemnej w odbiorze pulsacyjności. Niby oferował dobrą wagę i wybrzmienia, jednak nie emanował życiodajnym tętnem. Owszem, dawało się już zatopić w muzyce bez ograniczeń, jednak co z tego, gdy w znanych od podszewki nagraniach zarezerwowana dla najlepszych reprodukcji magia nadal nie do końca się nie urealniała, tylko była na wyciągnięcie ręki. A bez tego nici z zaprzedania duszy diabłu, o co w naszej zabawie w zaawansowane audio chodzi. Na szczęście ten aspekt jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przestał istnieć w momencie wykorzystania do testu podstawy odsprzęgającej końcówkę mocy podwójną inkarnacją plastra miodu. To było oczywiście pogłębienie zmian poprzedniczki, jednak tym razem niskie i średnie rejestry oprócz wagi i masy niosły ze sobą dodatkowo coś na kształt przyjemnej krągłości. Nie mułu, czy buły, tylko jeśli to była stopa perkusji, to oprócz samego szybkiego kopnięcia dźwięk powodował w moich uszach odpowiednie ciśnienie akustyczne. Po prostu wyraźnie odczuwałem falę powodowaną wyginaniem się naciągniętej na stelaż bębna membrany. W takim tonie wypadał również odbiór wszelkich instrumentów strunowych, dęciaków z gardłowymi włącznie. To zaś już bez dwóch zdań pozwalało oderwać się od rzeczywistości i przenieść się nie tylko w czasy Cludio Monteverdiego z jego twórczością kościelną, ale również koncertowej Metalliki z jej wpisanym w kod DNA muzycznym buntem. Niemożliwe? Zapewniam, że jak najbardziej możliwe. Jak pisałem, wystarczy odpowiednio zrównoważyć poszczególne składowe dźwięku, co znakomicie zbilansowała platforma HD. Czy były starty w innym materiale? Nic z tych rzeczy. Nawet elektronika oprócz znakomitej masy odwdzięczała się zjawiskowymi pokazami przenikliwości, gdyż platforma nie ograniczała dynamiki i napowietrzenia przekazu. Gdy wymagał tego materiał, niewiele brakowało do niekontrolowanego odklejania się klepek od podłogi, zaś podczas zaplanowanych przez muzyków prób skruszenia szkliwa na zębach w trosce o swoją klawiaturę musiałem bardzo pilnować się, aby nie otwierać ust. Przekaz przez cały oprócz pełnego spektrum związanych z muzykalnością aspektów niczym kameleon potrafił przekształcić się w maszynę do robienia krzywdy słuchaczowi. I to wszystko dzięki odpowiedniemu wygaszeniu szkodliwych dla pracy urządzenia drgań podłoża. Cuda? Nic z tych rzeczy, zwyczajna fizyka.

Zaskoczeni aż tak pozytywnym obrotem spraw po wdrożeniu w życie teoretycznie znanych przez wszystkich prawd? Mam nadzieję, że nie. Jednak zaznaczam, że akurat w moim podejściu aplauz pełnej sali zebrała bardziej zaawansowana technicznie platforma było wynikiem takich, a nie innych potrzeb testowej układanki audio. Być może, ba jestem pewien, iż wielu z Was całkowicie zadowoli ta konstrukcyjnie prostsza. Dlatego też wspominałem we wstępniaku, iż celem studiowania naszych zmagań z materią audio nie jest formowanie ostatecznej decyzji, tylko poznawanie ewentualnych wyników aplikacyjnych. Naturalnie nie zaszkodzi sprawdzić wielu opcji, jednak zdobyta na podstawie podobnych opisów wiedza znacznie skraca proces nie tylko układania listy odsłuchowej, ale również wyboru jej bohaterów. Na tym kończę ten platformowy miting i mam nadzieję, że zachęciłem Was do spotkania sam na sam z tytułowym, nie oszukujmy się, zbierającym wiele pozytywnych opinii na świecie producentem. Z którym modelem Finite Elemente Carbofibre będzie Wam po drodze nie ma pojęcia. Jednak stawiam skrzynkę jabłek przeciwko skrzynce gruszek, że jeśli szukacie przyjemnego nasycenia dźwięku, pożyczonej nawet na niezobowiązujące odsłuchy, jakiejkolwiek platformy tego producenta prawdopodobnie już nie oddacie.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0
– przetwornik cyfrowo/analogowy dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Sigma CLOCK
– Shunyata Sigma NR
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo, Chord Electronics Ultima 5
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri „Million”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA

Dystrybucja: Koris
Ceny:
Finite Elemente CARBOFIBRE SD (CF01 – 450 x 400 x 23 mm / CF02 – 500 x 475 x 23 mm): 5 890 PLN
Finite Elemente CARBOFIBRE HD (CFHD01 – 450 x 400 x 45 mm / CFHD02 – 500 x 475 x 45 mm): 7 890 PLN

Pobierz jako PDF