1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Furutech NCF Booster Brace-Single

Furutech NCF Booster Brace-Single

Opinia 1

Choć na przestrzeni ostatnich dwóch lat z okładem mieliśmy okazję nie tylko sami rzucić uchem, lecz również podzielić się z Państwem wrażeniami związanymi z wpływem dedykowanych przewodom akcesoriów antywibracyjnych figurującym w portfolio Furutecha pod postacią członków rodziny Boosterów, to tak naprawdę nad eliminacją pasożytniczych drgań i innych szkodliwych interferencji Japończycy pracowali już zdecydowanie wcześniej. Nie wiem, czy Państwo pamiętają, ale już latem 2012 r., czyli niemalże osiem lat temu światło dzienne ujrzał, wywołując niemałe zamieszanie, niepozorny „pierścionek” CF-080 Damping Ring. Prawdę powiedziawszy biorąc go na redakcyjny tapet nie spodziewałem się dwóch rzeczy – skali poprawy jaką jego obecność w moim ówczesnym systemie przyniosła i zdecydowanie bardziej imponującej fali hejtu jaką przypuścili audiosceptyczni troglodyci odsądzając nie tylko mnie, lecz również samego producenta, od czci i wiary. Pech chciał, że co bardziej zajadli i zatwardziali w swej niewierze oponenci z czystej złośliwości pocięli znalezione na podorędziu „gazrurki” założyli takowe, lapidarne polepszacze, które zgodnie ze stanem ich (nie)wiedzy działać prawa nie miały, na wtyki przewodów zasilających w swoich systemach i … o zgrozo coś tam usłyszeli. Jednak nie miejsce to i nie czas na roztrząsanie iście homeryckich starć od wieków spierających się frakcji egzystujących w interesującym nas obszarze percepcji dźwięków wszelakich. Bowiem powyższa retrospekcja miała na celu jedynie uświadomienie niezorientowanej w temacie części naszych Czytelników, iż temat walki z wibracjami w Kraju Kwitnącej Wiśni nie jest niczym nowym a dział R&D Furutecha przez ostatnią niemalże dekadę zdążył nie tylko zgłębić tajniki, jak sobie z owymi anomaliami radzić, lecz również wrócić do podstaw i zaproponować rozwinięcie owego CF-080, czyli będący obiektem niniejszej recenzji NCF Booster Brace-Single.

Furutech NCF Booster Brace-Single prezentuje się nadspodziewanie normalnie i mało absorbująco tak pod względem swoich gabarytów, wagi, jak i aparycji. Ot zamknięty z obu stron plastikowymi kształtkami aluminiowy profil. Prawdę powiedziawszy już CF-080 wydawał się bardziej „biżuteryjnym” bibelotem. Jak to jednak w życiu bywa pozory mylą i nasz dzisiejszy gość, podobnie z resztą, jak jego boosterowe rodzeństwo, czyli wtyczkowa podpórka NCF Booster i przewodowy NCF Booster Signal pod pozornie cywilną skorupą kryje całkiem sporą litanię autorskich rozwiązań. Przykładowo „zwykły” plastikowy korpus to nic innego jak autorska żywica NCF (Nano Crystal² Formula) złożona z ceramicznych nanocząsteczek i proszku węglowego, posiadająca zdolność generowania eliminujących ładunki elektrostatyczne jonów ujemnych, oraz zamieniająca energię cieplną w daleką podczerwień. Właściwości antywibracyjne pełnią również stosowne nacięcia na powierzchniach frontowych owej wywiniętej wytłoczki. Ściany boczne to z kolei specjalnie piaskowany i anodowany aluminiowy profil, pod którym ukryto komorę powietrzną, za której sztywność odpowiadają filary z NCF-u i poprzeczne, wykonane z tego samego materiału przegrody. O ponadnaturalnych właściwościach umieszczonych na powierzchni styku BBS-a (Booster Brace-Single’a) z gniazdem/urządzeniem przylepców nic mi nie wiadomo, więc jedynie wspomnę o ich obecności

Z większością akcesoriów operujących w obszarze zasilania jest ten problem, że jakikolwiek wypięcie/przepięcie przewodu powoduje oczywiste zmiany w niezwykle delikatnej równowadze (bądź jej braku) potencjałów, czyli przekładając to na język zrozumiały dla ogółu, całość musi się od nowa „układać”, a tym samym porównania pomiędzy stanem „z czymś” i bez owego „czegoś” szalenie trudno wykonać „w locie”. Krótko mówiąc słuchamy najpierw z lub bez danego akcesorium, potem burzymy istniejącą równowagę i słuchamy bez/z licząc w cichości ducha, że euforia wynikająca z ze zmiany per se nie przesłoni ewentualnych – rzeczywistych zmian prowadzanych przez dane ustrojstwo. Całe szczęście z BBS-em jest łatwiej, gdyż o ile go nie przykleimy do gniazda ściennego/listwy/urządzenia to do woli możemy nim przesuwać po przewodzie a tym samym, poprzez odsuwanie go od wtyków minimalizować jego wpływ. Oczywiście w warunkach idealnych każdorazowo wypadałoby go usuwać, jednakowoż ze względu na powyżej przedstawione argumenty mniejsze przekłamania uzyskujemy zostawiając go na kablu „luzem” aniżeli wypinając ów kabel w celu zdjęcia BBS-a.
Jednak ad rem. Swoją obecność Furutech NCF Booster Brace-Single manifestuje nie tylko całkiem przyjemną prezentacją natury wizualnej, co przede wszystkim niezaprzeczalnym i niezwykle czytelnym wpływem na system/urządzenie z jakim przyjdzie mu współpracować. W dodatku intensywność jego wpływu jest … odwrotnie proporcjonalna do klasy konfekcji. Odwrotnie? Tak, tak, to nie pomyłka, gdyż im niższej klasy wtyk przyjdzie BBS-owi dopieszczać, tym efekt będzie bardziej oczywisty i jednoznacznie pozytywny. Czy w takim razie można stwierdzić, iż posiadacze topowych wtyków w stylu 50-ek Furutecha mogą sobie dalszą lekturę darować i zapomnieć o temacie? Otóż w żadnym wypadku, gdyż jak to w High-Endzie bywa, choć przyrosty jakościowe są nieporównywalnie mniejsze niżeli w niższych kategoriach, to właśnie o te tysięczne części, niczym w F1, toczy się najbardziej zażarta walka. I nie piszę tego, dla samego pisania – lania wody, lecz opierając się na osobistych doświadczeniach natury empirycznej, gdyż podczas testów oprócz uzbrojonego w podstawowe 11-ki (FI-11G / FI-E11G) Organica tytułowe akcesorium aplikowałem na Furutechy FP-3TS762 z konfekcją FI-28R / FI-E38R, jak i Fi-50 NCF(R), flagowego Nanofluxa, czy też Acrolinki MEXCEL 7N-PC 9900 bazujące na autorsko modyfikowanych Oyaide P-004e/ C-004. Za każdym razem dźwięk podlegał powtarzalnym zmianom, więc dalszą część pozwolę sobie niejako uśrednić jednocześnie licząc na to, iż nasi Szanowni Czytelnicy – znając potencjał własnych systemów z łatwością dopasują stopień intensywności ewentualnego progresu do „stanu posiadania”, czyli po prostu spojrzą na moje trzy po trzy przez pryzmat dźwięku, z którym na co dzień obcują.
I tak, główną domeną, w której BBS króluje jest homogenizacja i niejako kondensacja przekazu. Nie oznacza to bynajmniej, że wolumen i skala kreowanego spektaklu ulega przeskalowaniu w dół, czyli mówiąc wprost pomniejszeniu, lecz osiągamy efekt lepszej zwartości, zdefiniowania tkanki i namacalności. Źródła pozorne stają się bardziej „konkretne”, realne i rzeczywiste a jednocześnie „kubatura” sceny pozostaje niezmienna. Co to oznacza? Przede wszystkim lepszą komunikatywność i co równie istotne wzorową rozdzielczość. Świetnie słychać to na koncertowym albumie „More Never Is Enough – Live in Manchester 2010” supergrupy Transatlantic, w skład której wchodzą Neal Morse (Spock’s Beard), Mike Portnoy (Dream Theater), Roine Stolt (Flower Kings) i Pete Trewavas (Marillion), gdzie materiał jest urzekająco wciągający i misternie wieloplanowy, lecz jednocześnie, przynajmniej jak na progresywnego rocka, przynajmniej w moim mniemaniu, zbyt zwiewny i eteryczny. A aplikacja BBS-a ową lekkość równoważy dociążając i konkretyzując – dając body instrumentom, uwalniając dynamikę i nic a nic nie zabierając z napowietrzenia sceny i rozmachu. W końcu wiedząc, że za perkusją zasiada sam Mike Portnoy a „grube struny” (basowe) szarpie Pete Trewavas podświadomie oczekujemy odpowiedniej dawki uderzeń na trzewia a nie delikatnego łaskotania pawim piórkiem. I to najnowszy „pierścionek” Furutecha zapewnia. Dynamika tak w skali mikro, jak i makro jest wyborna, więc nie ma co marudzić, tylko oddać się muzycznej uczcie. A właśnie, zapomniałem wspomnieć, iż poprawia się również czysto subiektywna przyjemność odsłuchu. Zupełnie mimochodem przestawiamy się bowiem z trybu analizy w tryb asymilacji i chłoniemy otaczającą nas muzykę całym sobą.
Równie pozytywnie odbieram wpływ tytułowego akcesorium na nieco lżejszy gatunkowo repertuar. „Vägen” Tingvall Trio to kwintesencja chłodniejszej odmiany jazzu. Zamiast mrocznego, zadymionego klubu czuć tam orzeźwiającą świeżość, krystaliczną czystość i przestrzeń, co z jednej strony pozwala się delektować nawet najmniejszym szmerem i podziwiać konsystencję audiofilskiego planktonu, jeśli jednak nasz system pójdzie chociaż o krok, pół kroku za daleko w stronę zbytniej analityczności, odsłuch może nosić znamiona nieco przesadzonej sterylności. Tymczasem BBS do owej krystaliczności wprowadza może nie tyle element „baśniowy” (niczym spożywanie procentów u Jana Himilsbacha), co nutkę analogowej koherencji.

Furutech NCF Booster Brace-Single nie sprawi, że znane na pamięć albumy zaczniecie poznawać Państwo na nowo, bądź poznacie swój system od zupełnie nieznanej do tej pory strony. Jeśli jednak oczekujecie Państwo od dobiegającej Waszych uszu muzyki wyrafinowania i zgodnej ze znaną z rzeczywistości koherencji, czy też pełnego spektrum dynamiki z czystej ciekawości sięgnijcie po tytułowe akcesorium i sprawdźcie je u siebie. O ile tylko zbyt daleko nie zabrnęliście w gęstość i lepką „muzykalność” NCF Booster Brace-Single może okazać się przysłowiową kropką nad „i”.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp; Musical Fidelity Nu-Vista Vinyl
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF; Acrolink MEXCEL 7N-PC 9900
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+, Audiomica Anort Consequence + Artoc Ultra Reference + Arago Excellence
– Stolik: Rogoz Audio 4SM

Opinia 2

To co zaraz wygłoszę, dla wielu akcesoryjnych sceptyków zwanych pogromcami mitów audio-voodoo może okazać się pewnego rodzaju szokiem. Powiem więcej, lekkiego zmieszania może doznać również osobnik całkowicie dopuszczający działanie wszelkiego rodzaju dodatków z działu audio. Co mam na myśli? Otóż aby zauważalnie a przy tym pozytywnie wpłynąć na brzmienie swojego zestawu, nie musimy już stosować wymyślnych podstawek, różnego rodzaju okablowania, a nawet elektroniki, wystarczy założyć na sieciówkę wyprodukowany przez japońskiego Furutecha pierścionek stabilizujący wtyk w gnieździe ściennym. Niemożliwe? Przyznam, że gdy przedstawiciel ww. producenta podesłał nam to ustrojstwo do zaopiniowania, po otrząśnięciu się ze wstępnego, lekkiego niedowierzania, w duchu obmyślałem plan, jak zgrabnie wybrnąć z tej sytuacji przed Wami podczas pisania relacji z odsłuchów. Tymczasem sprawy potoczyły się diametralnie inaczej, bowiem gdy kreślę te słowa, nie mam problemu z napisaniem „czy to działa”, tylko jak w miarę strawnie, a przy tym jasno to wyłożyć. Zaskoczeni? Nie musicie odpowiadać, gdyż tym razem jestem pewny, że tak. Dlatego też po wiedzę co wydarzyło się po zastosowaniu dystrybuowanego przez katowicki RCM, tytułowego stabilizatora wtyku prądowego w gnieździe ściennym, bądź jakimkolwiek innym, Furutech NCF Booster Brace-Single, bez sztucznego tworzenia atmosfery tajemniczości zapraszam do lektury poniższego tekstu.

Obserwując załączone fotografie pierwszym nasuwającym się pytaniem jest: „Co w tak małej i niezbyt rozbudowanej technicznie konstrukcji jest w stanie wpłynąć na dźwięk?” Przecież gołym okiem widać jedynie trochę tworzywa sztucznego i estetyczny pierścionek z aluminium. I tutaj Was zaskoczę, gdyż w rzeczonym Boosterze nie znajdziemy technologii rodem z Doliny Krzemowej, a jedynie umiejętnie dobraną konfigurację wspomnianych półproduktów. To znaczy? Idąc za informacjami producenta korpus wykonano z żywicy nylonowej NCF. Niby prosta sprawa, jednak jak to zazwyczaj bywa, diabeł tkwi w szczegółach, gdyż wspomniana konstrukcja nie jest monolitem, tylko została bardzo sprytnie zaprojektowana. Niestety tego nie widać, jednakże pod aluminiową, specjalnie wyprofilowaną obrączką, japońscy inżynierowie zastosowali kilka sprawdzonych w walce z wibracjami tweaków. Co ma do tego temat wibracji? Otóż bardzo wiele, gdyż cała praca tytułowego Boostera skierowana jest na walkę z nimi już na poziomie wtyku ściennego zamierzenie zamieniając je w ciepło. Jak to zadanie projektanci wprowadzili w życie? Spokojnie, nie wymyślili po raz kolejny koła. Wystarczyło zaplanować kilka komór powietrznych, w odpowiednich miejscach wzmocnić ścianki korpusu pionowymi filarami, w innych poprzecznie go ponacinać, na wszystko nałożyć przywołany, również odpowiednio wyprofilowany antywibracyjnie aluminiowy pierścień i po aplikacji takiego produktu w swój tor audio – przyklejamy stosownymi dwustronnymi taśmami do gniazda – otrzymujemy bardzo dobrze słyszalny, co najważniejsze, pozytywny wpływ na dźwięk naszego zestawu. Jaki? O tym w kolejnym akapicie.

Rozpoczynając akapit o wyniku sonicznym aplikacji Boostera w tor audio zaznaczę jedynie, iż to, co wynotowałem podczas testu, nie jest będącym konsekwencją zmęczenia mojego mózgu omamem, tylko potwierdzonym przez kilku znajomych wyraźnym wpływem na dźwięk. Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale po wciśnięciu guzika PLAY, muzyka jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nie tylko otworzyła się w wyższej średnicy, ale dodatkowo nabrała fajnej plastyki. Nie w stylu zamulenia dźwięku, tylko wyraźnie słychać było bardziej przyjazne dla ludzkiego ucha wszelkiego rodzaju zawarte w tym pasmie informacje. To było zaskakująco zjawiskowe, gdyż dzięki temu po pierwsze – znacznie lepiej w domenie czytelności wypadała wokaliza, a po drugie – zestaw podczas odtwarzania nawet w najsłabszych realizacji płytowych konsekwentnie trzymał się zasad kindersztuby, czyli po przełożeniu z polskiego na nasze, unikał bolesnych szorstkości i nadmiernego epatowania sybilantami. Ale zaznaczam, całość odbierałem w estetyce tchnięcia w zestaw szczypty gładkości, a nie stanu po zażyciu Pavulonu. Rzecz jasna, przekaz delikatnie przesuwał środek ciężkości w górę dodając tym sposobem nieco oddechu odtwarzanej muzyce i delikatnie zaokrąglając krawędzie dźwięków, jednak były to działania symboliczne, a nie brutalnie zmieniające dotychczasową prezentację. Co na to konkretna muza? Z małym ale, bez większych szkód. Co to oznacza? Zazwyczaj nie było znaczenia, czy w napędzie CD-ka lądowały produkcje stawiające na brutalność w stylu Black Sabbath, które nadal odznaczały się ważnym dla tego typu twórczości drivem, czy w eterze sączyły się jazzowe ballady spod znaku Agi Zaryan, jako lekko doświetlone i przyjemniejsze dla ucha songi, gdyż za każdym razem było to doprawienie dźwięku, a nie jego brutalne przewartościowanie. A co z tym „ale”? Spokojnie, również bez jakiś drastycznych strat. Jednakże w muzyce elektronicznej niesiony stabilizacją wtyczki w gniazdku ściennym, a przez to uspokajający przekaz muzyczny, bo pozbawiony zniekształceń sznyt grania zestawu, w pakiecie sonicznym powodował minimalne ukulturalnienie przecież zamierzonych w tego typu zapisach nutowych, zniekształceń i pisków. Nie było oczywiście przysłowiowego kocyka, jednak wyraźnie wyczuwałem lekkie ugładzenie wspomnianych artefaktów, na co wielbiciele wyniszczającej ich słuch muzyki mogliby ponarzekać. Jednak zaznaczam, temat dotyczy jedynie zatwardziałych ortodoksów, gdyż już stąpający po ziemi rozsądni piewcy komputerowej muzyki bez problemów zrozumieją, że Furutech nie zabija ich ulubionych kawałków, tylko zamierzenie oczyszcza je z brudu.

Jak wynika z powyższego wywodu, po aplikacji tytułowego pierścionka Furutecha system zmienia się w dżentelmena. To źle? Naturalnie nie, gdyż wynik dźwiękowy nie jest wypadkową ingerencji w sygnał audio, tylko stabilizacji wtyczki w gniazdku. To zaś pozwala sugerować, że w momencie zbytniego ukulturalnienia przekazu – przykładowo muzyka zbytnio straciła wigor – system ma problemy z rozdzielczością, a to co uważaliśmy za zjawiskowo odtwarzane artefakty, było zwyczajnymi, teraz wyeliminowanymi przez NCF Booster Brace-Single zniekształceniami. Naciągam fakty? Zapewniam, że nie. A im bardziej będziecie się przed tym bronić, tym większy z owym tematem macie problem. Po czym tak wnioskuję? Posiłkuję się zaczerpniętym z życia tłumaczeniem typowego nałogowca, który oficjalnie nigdy nie ma z daną używką – w Waszym przypadku źle skonfigurowanym systemem – żadnych problemów.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0
– przetwornik cyfrowo/analogowy dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Sigma CLOCK
– Shunyata Sigma NR
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
– wzmacniacz zintegrowany: Accuphase E800
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”, Dynaudio Contour 60
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri „Million”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA

Dystrybucja: RCM
Cena: 635 PLN

Dane techniczne
Wymiary (S x D x W): 54.3 x 64.8 x 38.5mm
Waga: 67.5g

Pobierz jako PDF