Opinia 1
Nie wiedzieć czemu wszelakiej maści akcesoria audio potrafią wśród agnostycznej części podobno interesującej się dźwiękiem populacji wzbudzać najdelikatniej rzecz mówiąc niezdrowe emocje. Zastanawiający jest też fakt, iż najgłośniej krzyczą ci, co nigdy niczego nie spróbowali, mało czego słuchali, ale coś, gdzieś, kiedyś przeczytali i po prostu wiedzą. Wiedzą np. to, że wydawanie kupy kasy (z przewagą kupy) na cokolwiek to najzwyklejsza głupota, bo zawsze można taniej i lepiej, bo taniej przecież zawsze znaczy lepiej. Logiczne, prawda? Przynajmniej według nich. Piszę to bez jakiejkolwiek złośliwości, lecz jedynie, by naświetlić ich tok rozumowania, z którym po raz kolejny zetknęliśmy się po ostatnim teście podstawek pod przewody in-akustik Reference Cable Base, kiedy to zostaliśmy uświadomieni przez kilku „światłych” jegomości, iż wydatek rzędu 1,2-1,9 kPLN na tego typu „bibeloty” jest najdelikatniej rzecz ujmując irracjonalnym zbytkiem, gdyż absolutnie nie ma znaczenia co się pod przewody podłoży a efekt soniczny każdorazowo będzie dokładnie taki sam. A z resztą jak się nie mieszka na obszarach aktywnych sejsmicznie, znajdujących się w zasięgu wstrząsów pokopalnianych, bądź w pobliżu linii kolejowych, to nic nikomu się nie trzęsie i izolować niczego nie trzeba. Cóż, wygląda na to, że Stwórca (kimkolwiek jest, bądź nie jest) w swej przewrotności zgodnie z cytatem z „Idioty” Dostojewskiego, jak „chce kogo ukarać, to mu najpierw rozum odbiera” a potem najwidoczniej bierze się za słuch, gdyż tym razem pojechał po przysłowiowej bandzie. Inaczej bowiem kwestionowania podstawowych zjawisk fizycznych dotyczących właściwości rezonansowych i izolacyjnych poszczególnych materiałów zakwalifikować nie sposób.
Jeśli zastanawiacie się Państwo jaki cel mają powyższe pseudo socjologiczne dywagacje, odpowiedź na nurtujące Was pytanie znajdziecie w poniższym tekście, gdyż dzięki uprzejmości katowickiego RCM-u do naszej redakcji trafiło sześć sztuk … podstawek (ktoś spodziewał się czegokolwiek innego?) Furutech NCF Booster-Signal, czyli dedykowanej przewodom sygnałowym i głośnikowym odmianie recenzowanych już na naszych łamach NCF Boosterów powstałych z myślą o stabilizacji wtyków zasilających.
Jak sami Państwo widzicie budowa Boosterów Signal jest bardzo zbliżona do swoich „wtyczkowych” poprzedników. Mamy szeroką, podklejoną miękką gumą stopę, w którą wkręca się chromowane słupki stanowiące prowadnice dla regulowanej platformy, na której układamy przewody. Wbrew pozorom taka półka, lub posługując się stosowaną przez Japończyków nomenklaturą „płaska kołyska” (craddle flat) nie jest li tylko plastikową wytłoczką, lecz nieco bardziej skomplikowanym tworem. Jej korpus wykonano bowiem z żywicy ABS pokrytej od zewnątrz warstwą firmowej żywicy NCF. Dodatkowo platforma nośna od spodu podklejona jest matą wytłumiającą a na środku komory (kołyska nie jest lita, lecz posiada wewnątrz nieco skrzętnie zagospodarowanej przez konstruktorów przestrzeni) ustawiono kolumnę odprowadzającą wibrację do podstawy antyrezonansowej spoczywającej na dedykowanej komorze powietrznej. Całkiem sporo, jak na pozornie zwyczajną podstawkę, nieprawdaż?
W komplecie znajduje się również otulona eleganckim czarnym peszelkiem gumka, zapobiegająca ewentualnym przesuwaniu się przewodów. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by w razie konieczności, przy pomocy dodatkowych zestawów platform i „shaft barów”, czyli ww. słupków, rozbudowywać podstawowe, jednopiętrowe wersje, do wielokondygnacyjnych konstrukcji.
Główna zasada działania Boosterów Signal opiera się na redukcji ilości punktów styczności przewodów z podłogą a tym samym zbieraniu przez nie zakłóceń elektromagnetycznych. W dodatku ustawione przed gniazdami zmniejszają, czy wręcz całkowicie likwidują powstawanie ewentualnych naprężeń (zakłóceń statycznych). To jednak nie wszystko, gdyż zgodnie z nazwą Boostery czerpią pełnymi garściami z opracowanej przez Furutecha technologii NCF: Nano Crystal² Formula, czyli właściwości autorskiego krystalicznego materiału charakteryzującego się nie tylko zdolnością generowania jonów ujemnych (eliminujących ładunki elektrostatyczne), lecz również zamiany energii cieplnej w daleką podczerwień. Ów NCF w połączeniu z nanocząsteczkami ceramicznymi i pyłem węglowym zyskuje jeszcze jedną wielce pożądaną cechę – tłumienie piezoelektryczne. Krótko mówiąc może i tytułowe podstawki nie wyglądają jakoś szczególnie zaawansowanie, jednak zapewniają tłumienie zarówno w obszarze elektrycznym, jak i mechanicznym.
To wszystko jednak teoria i mniej bądź bardziej widoczne gołym okiem rozwiązania mechaniczne a nas tak naprawdę interesuje przede wszystkim jednak to, co tytułowe podstawki robią w zakresie doznań nausznych. Dlatego też po dość gruntownym obmacaniu i obowiązkowej sesji fotograficznej czym prędzej postanowiłem sprawdzić ich działanie we własnym systemie. Szybkie przearanżowanie twórczego chaosu panującego za kolumnami i stolikiem zajęło mi dłuższą chwilę jednak implementacja Furutechów okazała się nad wyraz bezproblemowa a dodatkowo ich obecność znalazła uznanie w oczach mojej Szanownej Małżonki, która obiektywnie stwierdziła, że dzięki nim zdecydowanie częściej będę miał możliwość zapuszczania się w owe zakamarki z … odkurzaczem. Co prawda, to prawda, jednak miało być o dźwięku, więc ad rem.
Po pierwsze różnica pomiędzy niedawno recenzowanymi Reference Cable Base in-akustika była oczywista i bezdyskusyjna. O ile bowiem niemieckie podstawki operowały w centrum pasma przyjemnie dociążając i wysycając średnicę, o tyle Furutechy swym zasięgiem objęły całe pasmo. W dodatku nie zmieniając charakterystyki tonalnej skupiły się na poprawie aspektu rozdzielczości i czystości reprodukowanych przez mój system dźwięków. A po drugie w ich działaniach można było doszukać się analogii z wyswabadzającymi dynamikę dedykowanymi połączeniom zasilającym NCF Boosterami jednak w odróżnieniu od swoich kuzynów nie szły aż tak bardzo w spektakularność. Tu nie było mowy o dodatkowym zastrzyku energii i drajwu a jedynie o zapewnieniu jak najlepszych warunków do wglądu w nagranie i poznania jego struktury. Jak bowiem zdążyłem już nadmienić poprawa dotyczyła aspektu rozdzielczości, jednak nie na drodze wyjałowienia pasma i dążenia do antyseptycznej sterylności, lecz swoistego oczyszczenia powietrza jakim oddychali muzycy, wypolerowania ich instrumentów i zapewnienia lepszego, bardziej równomiernego oświetlenia sceny. Niby niczego nie przybyło, no bo niby skąd, jednak widać, znaczy się słychać było więcej i lepiej.
Powyższe obserwacje były na tyle powtarzalne, że korzystając na przemian z Signal Projects Hydra i Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable uznałem za w pełni uzasadnione sprowadzenie ich do wspólnego mianownika. Generalnie im lepszy jakościowo materiał był odtwarzany, tym Furutechy intensyfikowały swoje zdolności i łapiąc przysłowiowy wiatr w żagle pokazywały potencjał nagrań. Wystarczyło bowiem sięgnąć po fenomenalny krążek „Wolfgang Plagge: Ars Nova (The Medieval Inspiration)” Solveig Kringlebotn / Ole Edvard Antonsen / Wolfgang Plagge , jak i po patetyczny, zagrany z iście hollywoodzkim rozmachem (przynajmniej jeśli chodzi o przestrzeń) w Watford Colosseum album „Remote Galaxy by Flint Juventino Beppe” Vladimira Ashkenazy’ego z Philharmonia Orchestra, by odkryć ile niuansów i tzw. „audiofilskiego planktonu” udało się tam zapisać, a obecności którego mogliśmy się co najwyżej domyślać. To nie było jednak sztuczne, czysto samplerowe rozdmuchiwanie każdego drugo-, bądź trzecio- planowego skrzypnięcia, czy głośniejszego oddechu do rangi popisów solistów a jedynie zdjęcie semi-transparentnej woalki je pokrywającej.
Całe szczęście owe oczyszczanie i poprawa klarowności nie oznaczały banicji dla realizacji nieco mniej wysublimowanych i dopieszczonych w renomowanych studiach. Dzięki czemu bez najmniejszych problemów mogłem delektować się radosnymi porykiwaniami i garażowymi riffami ekipy Propagandhi na skądinąd świetnym punk-rockowym „Failed States”. Szybkość, atak i krawędzie dźwięków były jeszcze bardziej namacalne i bezpardonowe a uderzenia basu twardsze i lepiej zróżnicowane.
Posługując się motoryzacyjną analogią śmiało można byłoby uznać, że zamiana in-kustików na Furutechy była niczym przesiadka z komfortowego, dostojnie płynącego po nierównościach dróg Mercedesa E do twardego i nastawionego na iście ekstremalne doznania GTR-a. Oczywiście powyższa metafora jest znacznie przejaskrawiona, lecz posłużyłem się nią z pełną premedytacja, gdyż jasno pokazuje wybór drogi, jaką możecie Państwo wybrać dążąc do upragnionej muzycznej nirwany. A to, czy będzie to leniwy cruising po słonecznej Bawarii z udziałem Cable Base in-akustika, czy też zdolność wychwycenia najdelikatniejszego szelestu liści wiśniowych drzew muskanych powiewami wiatru u podnóża Góry Fuji wykorzystując Boostery Signal Furutech zależeć będzie tylko i wyłącznie od Was. I nie dajcie sobie wmówić, że wszystko jedno co pod posiadane kable podłożycie, bo jak powyższy tekst mam nadzieje udowadnia wcale tak nie jest i każde akcesorium ma swoją własną sygnaturę.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature)
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini, Melco N1A/2EX
– DAC: Chord DAVE
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³, Chord Étude
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+, Melco C1AE10
– Stolik: Rogoz Audio 4SM
Opinia 2
Świat zaawansowanego, bezkompromisowo podchodzącego do jakości dźwięku, rynku audio już dawno temu zorientował się, iż bez wszelkiego rodzaju akcesoriów nie ma szans na kolokwialnie mówiąc, wyciśnięcie z zestawów swoich nabywców maksimum możliwości sonicznych. Powód? Jest ich kilka. Od utrudniającej skupienia się jedynie na reprodukcji świata muzyki, ciężkiej walki elektroniki ze szkodliwymi wibracjami podłoża począwszy, przez niekorzystną elektryczną interakcję poszczególnych komponentów ze sobą, poprzez wszelkiego rodzaju okablowanie, na tak prozaicznym aspekcie, jak pochodzące od pokrywających nasze podłogi dywanów i wszelkiego rodzaju wykładzin niechciane ładunki elektryczne skończywszy. Bredzę? Jeśli tak twierdzicie, jedno jest pewne, to spotkanie przy muzyce nie jest dla Was. Jeśli jednak w swojej zabawie w konfigurowanie wymarzonego systemu choć raz spotkaliście się z jednym przed momentem wymienionych przypadków, mam dla Was dobrą wiadomość. Mianowicie, w dzisiejszej potyczce pochylimy się nad dostarczonymi przez stacjonującego w Katowicach dystrybutora RCM podstawkami pod kable sygnałowe i głośnikowe NCF Booster Signal japońskiej marki Furutech. Tak tak, to jest rozwiniecie oferty znanych już z testów na naszej stronie podstawek pod wtyki okablowania sieciowego NCF Booster. Myślicie, że będzie nuda, gdyż z dużą dozą prawdopodobieństwa dzisiejszy bohater powiela cechy protoplasty? Nic z tych rzeczy. Nawet dla mnie było to pewnego rodzaju zaskoczeniem, po zgłębienie którego zapraszam do lektury skreślonych poniżej kilku akapitów.
Jeśli chodzi o temat budowy i wyglądu tytułowych podstawek dedykowanym przewodom sygnałowym, ten jest bardzo podobny do akcesoriów sieciowych. Oczywiście jak dokładnie obrazują to fotografie, mam na myśli część nośną całości. Podstawy identycznie do poprzedniczek są wariacjami drukowanej litery H z przesuniętą ku górze porzeczką łączącą dwie pionowe belki wspomnianej literki i wykonane z często stosowanej w audio żywicy ABS. Kolejnym wspólnym punktem jest osadzenie w tych stopach dwóch stalowych, przy pomocy możliwych do dokupienia dodatkowych elementów osiągających dowolną wysokość, prętów nośnych dla łoża unoszącego dedykowane kable. Zaś jedyną, co prawda wizualną, ale jednak różnicą są przypominające z lotu ptaka zaoblone na narożnikach prostokąty, wyposażone na bokach w pokrętła ustalające żądaną wysokość na stosownych wspornikach, wykonane już z żywicy wzbogaconej o technologię NCF platformy dla dedykowanych drutów. Wieńcząc dzieło odpowiednio wysokiej i stabilnej aplikacji okablowania w komplecie Furutech Booster Signal znajdziemy jeszcze bliźniaczy do sieciowego komplet dwóch dodatkowych metalowych przedłużek i rozciąganą pomiędzy wystającymi belkami nad łożem dla kabli gumkę. Tak wyposażony zestaw pozwala na dobranie dla znacznej większości z nas odpowiedniej wysokości prowadzenia separowanego od trotuaru okablowania.
Nie wiem, czy wszyscy, ale prawdopodobnie znacząca większość z Was czeka na zderzenie dzisiejszych opinii z niedawno testowanymi przez nas niemieckimi produktami in-akustik Reference Cable Base. Owszem, nie omieszkam tego zrobić, jednak nie mogę nie odnieść się również do spełniających podobne założenia, tylko pod wtykami sieciowymi akcesoriami ze stajni Furutecha. Jak zatem wygląda temat wpływu rzeczonych sygnałowych dźwigarów na mój system? Powiem szczerze, trochę nieoczekiwanie, ale równie ciekawie. Otóż, idąc tropem sieciowych Boosterów i po trosze niemieckich RCB po cichu spodziewałem się podobnych, czyli stawiających na zwiększenie energii dźwięku, przy jego dobrym ataku, masie i otwartości, a przez to zjawiskowych, artefaktów. Tymczasem śmiało mogę stwierdzić, Booster Signal w odróżnieniu nie tylko od rodzimych protoplastów, ale również spełniających identyczne zdanie niemieckich podstawek obrał nieco inny kierunek działania. Mianowicie nadał przekazowi dodatkową dawkę swobody, gdyż po aplikacji tytułowej biżuterii pod posiadane przeze mnie Tellurium Q Silver Diamond muzyka nabrała witalności. Dźwięk dodatkowo się otworzył, a przy tym zebrał w sobie, minimalnie zmniejszył masę i delikatnie doświetlił średnie rejestry Nie, nie rozjaśnił, tylko sprawił, że zostały wzbogacone o znaczną ilość informacji. To natychmiast spowodowało przyjemne uczucie powiększenia dotychczas bardzo dobrej, jednak teraz lepiej poukładanej i wyśmienicie kreowanej w zjawiskowych rozmiarach wirtualnej sceny muzycznej. Będąc wielbicielem muzyki barokowej w kubaturach kościelnych naturalnie nie omieszkałem napawać się tą „przypadłością” i każdego dnia testu w napędzie odtwarzacza CD lądowało co najmniej kilka płyt ze współczesnymi aranżacjami twórczości Claudio Monteverdiego i jemu podobnych kompozytorów. Efekt? Co za pytanie. To było niemal realne przeniesienie mnie do goszczących muzyków kościołów. Każde tego typu wydarzenie zapewniało mi udział podczas nagrania, jak i wizyty w w danym kościele. Jednak co ważne, dzięki świetnym realizacjom nawet po kilkugodzinnych odsłuchach nie odczuwałem najmniejszego zmęczenia.
Jaki cel ma użyta w poprzednim zdaniu fraza „brak zmęczenia”? Otóż niestety, albo stety, oferta Japończyków jest brutalna i pokazuje palcem, gdzie w naszym systemie są ewentualne problemy. Mianowicie jeśli pojawią się w nim zniekształcenia, bez owijania w bawełnę natychmiast to wyjdzie na światło dzienne. Owszem, szkliwo na zębach Wam nie popęka, ale jeśli będziecie słuchać słabszych realizacji, od pierwszych taktów poznacie o nich całą prawdę. Prawdę na którą niewielu będzie potrafiło spojrzeć obiektywnie i prawdopodobnie problem zwali na tytułowe akcesoria. A tak po prawdzie, one jedynie podkreślą, a nie spowodują mogące pojawić się potencjalne bolączki, do czego nie umiemy lub nie chcemy się przyznać. Tak tak, czasem prawda jest bolesna, ale w mojej opinii lepiej się z nią w pełni świadomie zderzać, aniżeli problematyczny system upiększać. Naturalnie można iść drogą siłowego malowania świata muzyki na swoją modłę, jednak wówczas taki meloman powinien zaspokoić swoje potrzeby kuchennym radyjkiem, a nie próbować zbliżać się do bezwzględnej prawdy. Czy to oznacza całkowite skreślenie Japonek z występów u melomanów słuchających zazwyczaj słabo nagranego rocka? Naturalnie nie, gdyż nie dość, że w takim przypadku dostaniemy nieco poprawioną ścianę średnio brzmiącego wcześniej, a teraz odbieranego jako sukces soniczny, bo bardziej rozdzielczego dźwięku, to jeszcze byliśmy na to przygotowani. Problem zaczyna się w momencie braku otwarcia się na prawdę. Jeśli to dla Was nie stanowi bariery, zdecydowana większość konfiguracji z dobrodziejstwa Booster Signal raczej skorzysta, aniżeli na ożenku z nim straci.
Jak wynika z powyższego tekstu, bez względu na stosowane metody zmuszania systemów audio do generowania lepszej jakości dźwięku, każdy proces ma swoje lepsze lub gorsze reperkusje. Zapewniam, tak jest zawsze. Ważne jest tylko, czy umiemy odpowiednio zinterpretować dany aplikacyjny wynik. W przypadku japońskiej myśli technicznej dostajemy zastrzyk otwarcia i napowietrzenia przekazu, co w przypadku dobrej równowagi tonalnej Waszej układanki z pewnością przełoży się na od dawien dawna oczekiwany, pełen rozmachu spektakl muzyczny. I nie ma znaczenia, czy lubicie granie gęste lub szybkie, ważne, żeby było pozbawione zniekształceń. Nie wiem, jak to wygląda u Was, jednak na tle mojego procesu testowego mogę powiedzieć jedno. Owszem, zaliczyłem kilka wpadek, ale tylko – nie będę nikogo oszukiwał – z powodu złej jakości słuchanego materiału. Ale czy to pozwala podnosić tezę z pretensjami do pokazujących takie aspekty japońskich akcesoriów? W najmniejszym stopniu nie. Dlatego też biorę te przypadki na przysłowiową klatę zorientowanego o co w naszej zabawie chodzi melomana i zachęcam Was do prób na własnym podwórku. Naprawdę warto.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0
– przetwornik cyfrowo/analogowy dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Sigma CLOCK
– Shunyata Sigma NR
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri „Million”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Dystrybucja: RCM
Cena: 895 PLN/szt.
Dane techniczne:
Wysokość: 82,5-142 mm
Wymiary podstawy: 94,1 x 99,7 mm
Waga: 280g podstawa, półka 340 g