Po takiej serii testów nawet nie tyle podejrzewam, ale jestem w stu procentach pewien, że każdy z Wasi wie, iż seria V-1 nie jest tylko oznaczeniem środków rażenia z okresu II Wojny Światowej, ale także najnowszej linii produktowej japońskiego specjalisty od okablowania i wszelkiej maści akcesoriów audio – Furutecha. Przez ostatnie kilkanaście miesięcy mozolnie opiniowaliśmy konstrukcję po konstrukcji spod tego znaku towarowego, czego dla mnie pozytywnym skutkiem jest pozostawienie na stałe w systemie kabla sieciowego zastosowanego w przedwzmacniaczu gramofonowym oraz dwóch sygnałówek XLR pomiędzy źródłami i pre liniowym, czyli wspomnianym phonostagem i odtwarzaczem CD. A zostały dlatego, że ich znakiem szczególnym jest unikanie fajerwerków, tylko praca nad rozdzielczością podania muzyki ze szczególnym uwzględnieniem centralnej części pasma. W pierwszym kontakcie tytułowe druty nie wywołują jakiś szczególnych ochów i achów, jak to robi chcąca podstępem zaskarbić naszą duszę konkurencja, jednak wszystko zmienia się, gdy wypniemy V-1-ki. Nagle muzyka w sporej części jakby umiera. Z jakiegoś powodu traci bliską naturalności namacalność, co sprawia, że umyka przecież mający nas zaczarować pierwiastek radości. A, że ów efekt najbardziej boli w najczulszym zakresie dla naszego organu słuchu jakim jest średnica, gdy posiadamy równo grający zestaw, zastrzyk mikrodynamiki w tym pasmie nienachalnie, ale naprawdę potrafi zrobić cuda. Tak przynajmniej było w przypadku poprzedniego rodzeństwa dzisiaj opisywanego kabla gramofonowego. Zgadza się, w tym spotkaniu omówimy ostatniego przedstawiciela rodu V1, czyli dostarczony przez katowicki RCM kabel sygnałowy od ramienia do phonostage’a Furutech Project V1-T-R4 (wersja RCA/RCA).
Z informacji producenta na temat budowy rzeczonego okablowania wiemy, że mamy do czynienia z przewodnikiem typu Silver Hybrid OCC, który finalnie poddano procesowi Alpha. Płynący z wkładki gramofonowej bardzo delikatny sygnał przed zewnętrznymi zakłóceniami zabezpiecza trójwarstwowa konstrukcja ekranu. Co bardzo istotne, każda wiązka przewodów sygnałowych ekranowana jest osobno. Zaś dodatkowym zabezpieczeniem sygnału oprócz wspomnianego potrojenia ekranów jest zastosowanie jeszcze jednego ekranu dla całego kabla. Jeśli chodzi o izolację, w tym temacie Japończycy posłużyli się materiałem oznaczonym jako SR PVC oraz spienionym azotem polietylenu. Wieńcząc opis podstawowych danych na temat naszego bohatera dodam jedynie, co oczywiście znakomicie widać na serii fotografii, z obydwu stron dostarczony do testu kabel został zaterminowany wtykami w wersji RCA/RCA. Naturalnie to nie jedyna opcja, bowiem w ofercie znajduje się jeszcze zestaw z końcówkami DIN/RCA. Ta druga opcja wbrew pozorom jest dość popularna pośród użytkowników gramofonów, dlatego inżynierowie z kraju kwitnącej wiśni bez najmniejszego problemu dołączyli do swojego portfolio także tę wersję. Oczywiście idąc za przykładem wcześniej opisywanych drutów finalnie nasz bohater pakowany jest najpierw w estetyczny błękitny worek, by finalnie spocząć. w wyściełanej miękkim, także błękitnym materiałem bambusowej skrzynce. Przesada? Nic z tych rzeczy, gdyż u Japończyków szacunek do klienta jest standardem, a taka dbałość o detale jest tego potwierdzeniem.
Zanim przejdę do konkretów, kilka informacji na temat stanu przed wpięciem w mój tor testowanego kabla. Dotychczas stawiałem na niedrogi portfolio Vermöuth Audio Refenence Phono. Powodem było preferowanie przyjemnego, dobre osadzonego w masie, ale nieprzeciążonego, bo pokazującego fajny pazur dźwięku. W międzyczasie oczywiście testowałem kilka innych propozycji, jednak ogólna spójność brzmienia w estetyce fajnej barwy i nasycenia zawsze przemawiała do mnie bardziej, aniżeli zazwyczaj na pierwszy rzut ucha nawet atrakcyjna, ale jednak na dłuższą metę męcząca wyczynowość skrajów pasma podczas projekcji muzyki przez potencjalnego konkurenta. Czas mijał, pretendenci do zagoszczenia w moim torze analogowym zamiast kabla z Bali odpadali jeden po drugim, aż rękawicę moim wymaganiom rzucił tytułowy Japończyk V1-T. W teorii nie potrzebowałem niczego specjalnego, bo system świetnie brzmiał. Jednak tylko w teorii. Dlaczego? Nie będę silił się na czarowanie, tylko rozwinę myśl ze wstępniaka. Chodzi oczywiście o w pierwszym kontakcie brak nachalnych zmian w odtwarzaniu muzyki. Po jego aplikacji nadal dostałem odpowiednią wagę oraz nasycenie dźwięku, a przez to świetną muzykalność. Jednak od pierwszych nut jako pozytywny efekt uboczny roszady słychać było mrówczą pracę w zakresie średnich tonów. Chodzi o diametralną poprawę jej rozdzielczości. Nie jako efekt rozjaśnienia, bo wszystko nadal brzmiało bez jakichkolwiek prób dopalenia wyższego środka, nie odchudzenia, gdyż cały czas stawiało na przyjemną dla ucha w dobrym znaczeniu krągłość, ale zapewnienie tej części pasma diametralnie większej ilości informacji. I żebyśmy się dobrze zrozumieli, nie odczuwałem żadnej szorstkości czy techniczności brzmienia tak skonfigurowanego systemu. Za to bardzo pozytywnie zaskoczył mnie efekt większej witalności, a przez to radości rozgrywających się w tym zakresie wydarzeń oraz kreowanie jak nigdy przedtem zjawiskowo rozwibrowanych w brzmieniu źródeł pozornych – bez znaczenia czy ludzkiego głosu, czy naturalnego instrumentu. To było coś na kształt wcześniej nieosiągalnego przez konkurencje zaliczenia zjawiska większej świeżości, a przez to namacalności słuchanej muzyki. Co prawda inne marki dzielnie walczyły o podobny wynik, jednak jak wspominałem, raczej skupiali się na „dopalaniu” skrajów pasma, gdy tymczasem Furutech postawił na większą radość średnicy. Owszem, zdaję sobie sprawę, że u kogoś innego podkręcenie emocji w zakresie basu i górnych rejestrów może wywołać większy aplauz, ale wówczas nazywając to po imieniu dostajemy już dźwięk niebezpiecznie wyczynowy. Niestety ten w przypadku toru analogowego jest prostą drogą do wynaturzeń w postaci zbytniej ostrości wizualizacji świata muzyki, czyli wypisz wymaluj kroczymy drogą toru cyfrowego. W analogu mamy dostać pełnię życia, zwiewność oraz homogeniczność, co swoim działaniem Japończyk pokazał z najlepszej jaką dotychczas udało mi się u siebie usłyszeć strony. Niby na wirtualnej scenie na tle wypiętego Vermöutha działo zaskakująco dużo, ale bez szkodliwych utwardzeń i rozjaśnienia, co gdy sięgniecie po portalową wyszukiwarkę, jest cechą nie tylko tytułowego kabla gramofonowego, ale całej rodziny V1. I tym optymistycznym akcentem zakończę opis brzmienia naszego bohatera. Mogę w nieskończoność rozwodzić się nad nim opisując konkretne tytuły płytowe, jednak wiedząc, że bez takich praktyk kabel znakomicie sam się obroni, celowo pozostawię Was z nutą niedopowiedzenia. Powód? Chcę, abyście tak jak ja na własnej skórze przekonali się, że na tle konkurencji jakby mniej – mówię o unikaniu podkręcania efektowności skrajów pasma, w finalnym rozrachunku jakości brzmienia muzyki znaczy więcej. Oczywiście owe więcej w tym przypadku znaczy prawdziwiej.
Czy bazując na powyższym opisie ostatni Samuraj z serii V1 model T-R4 marki Furutech może być potencjalnym killerem dla każdego konkurenta w analogowych zbieraninach? Powiem bez ogródek. Jeśli tylko tego rodzaju okablowaniem nie korygujecie wcześniej popełnionych błędów konfiguracyjnych, jak najbardziej ma wielkie szanse pokazać zjawiskowość brzmienia gramofonu. Zjawiskowość polegającą nie na operowaniu mocnymi kontrapunktami w zakresie basu i górnego rejestru, tylko przy utrzymaniu odpowiedniej wagi dźwięku, zapewnieniu oddechu i rozdzielczości najważniejszej dla naszych organów słuchu średnicy, bo tak naprawdę w muzyce tam najwięcej się dzieje. Jeśli o nią zadbamy, mamy prosty przepis na gramofonowy sukces. Sukces, którego chciał nie chciał po tym starciu zostałem szczęśliwym beneficjentem.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– odtwarzacz CD: Gryphon Ethos
– streamer: Lumin U2 Mini + switch QSA Red-Silver
– przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Commander
– końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
– kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
– kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
– IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
– XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1, Furutech Project V1
– IC cyfrowy: Furutech Project V1 D XLR
– kabel LAN: NxLT LAN FLAME
– kabel USB: ZenSati Silenzio
– kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Furutech Evolution II, Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, ZenSati Angel
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, QSA Silver, Synergistic Research Orange
– platforma antywibracyjna: Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne: Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon: SME 60
– wkładka: My Sonic Lab Signature Diamond
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty: Omicron Luxury Clamp
– przyrząd do centrowania płyty: DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy: Studer A80