1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Gauder Akustik Vescova Mk II

Gauder Akustik Vescova Mk II

Link do zapowiedzi: Gauder Akustik Vescova Mk2

Opinia 1

Sądzę, że pewnego rodzaju elementarzem jest stwierdzenie, iż nie ma jednej drogi dotarcia do celu, którym jest próba zbliżenia się naszych zestawów audio do dźwięku na żywo. Mało tego, w wartościach bezwzględnych nie ma nawet technicznej możliwości osiągnięcia założonego celu. Owszem, gdy postaramy się o wyczynowość w oddaniu pewnych aspektów danego nurtu muzycznego, jest bardzo duża szansa bliskiego obcowania z absolutem. Jednak najczęściej okupione jest to mniejszymi lub większymi problemami w oddaniu realiów gatunków leżących na przeciwległym biegunie. Nie zgadzacie się ze mną? Cóż, Wasza wola i życzę wszystkim osiągnięcia prawdy bez względu na fakt słuchania czy to muzyki dawnej z jej wszelkimi odcieniami drewna w dźwięku, czy szaleńczo przenikliwej w górnych rejestrach, kaleczącej nasze narządy słuchu przesterami i sztucznymi subsonicznymi pomrukami elektroniki. Ale nie o możliwości, tylko o sposobie dotarcia do prawdy będziemy dzisiaj rozprawiać. O co chodzi? O nic innego, jak wpływające w największym stopniu na końcowy efekt soniczny każdego zestawu audio kolumny. Co mam na myśli? To proste. Każdy z Was z pewnością słuchał zespołów głośnikowych z przetwornikami opartymi o różne materiały membran. Całkowicie inaczej zachowuje się papier, inaczej kewlar, a jeszcze inaczej porcelana. I najlepsze w tym wszystkim jest to, że każdy z tych budulców ma swoich zagorzałych zwolenników i przeciwników. Kto ma rację, jest pewnego rodzaju rozprawianiem nad wyższością poszczególnych świąt nad sobą, dlatego puentując ten akapit zdradzę, że w dzisiejszej odsłonie zmagań testowych postaram się w miarę przyjaźnie zderzyć stojące w całkowitej opozycji w domenie drogi do świętego Grala dwa projekty. Oczywiście głównym bohaterem będą dostarczone przez katowicki RCM, wykorzystujące ceramiczne przetworniki Accutona kolumny Gauder Akustik Vescova MK II, ale w tym starciu dość ważną rolę odgrywać będą również stacjonujące u mnie na co dzień austriackie T&F ISIS. Dla uzupełnienia wstępnych informacji dodam, iż rzeczony model MK II jest rozwinięciem znajdującego się w portfolio niemieckiej marki modelu pod tą sama nazwą, ale bez końcowej specyfikacji polegającym na pociągającej za sobą drobną korekcję zwrotnicy aplikacji diamentowego głośnika wysokotonowego i wykończeniu obudowy w połyskującym lakierze fortepianowym.

Analizując załączone fotografie wyraźnie widać, iż konstruktor w dążeniu do minimalizacji szkodliwych rezonansów wewnętrznych posłużył się bardzo dobrym zabiegiem wykonania obudów przypominających kształtem lutnię. To oczywiście rodzi cały pakiet problemów produkcyjnych, ale zyski soniczne i wizualne całkowicie rekompensują poniesione koszty i poświęcony na wykonanie czas. Front testowanych kolumn uzbrojono w trzy przetworniki. Dwa dolne (średnio-niskotonowy i niskotonowy) są ceramiczne, a do wykonania wysokotonowego wykorzystano diament. Gdy swój wzrok przerzucimy na tylny, ograniczony rozmiarowo konstrukcją kolumny, a przez to dość wąski panel przyłączeniowy, okaże się, iż trochę ograniczając ułańską fantazję audiofilów bez większych fajerwerków otrzymujemy jedynie pojedynczy zestaw terminali kolumnowych. Z racji, iż testowany model do reprodukcji niskich rejestrów wykorzystuje port bas refleksu, ten idąc za decyzją konstruktora umieszczono w podstawie, co niejako uwalnia nas od szkodliwego wpływu na dźwięk znajdującej się za kolumnami ściany. Ale to nie jedyne plusy tego rozwiązania, gdyż taka aplikacja za sprawą użycia dłuższych lub krótszych kolców dodatkowo pozwala w prosty sposób płynnie regulować ilość niskich rejestrów. W komplecie znajduje się oczywiście stosowny zestaw kolców i podkładek, jednak warto pamiętać, iż w ofercie akcesoryjnej za niedużą dopłatą otrzymujemy możliwość posadowienia opisywanych konstrukcji na zwiększających rozstaw dolnych punktów podparcia, przykręcanych łapach. To jednak nie koniec dobrych wieści, gdyż z racji standardowego ubrania każdego z głośników w ochronne kratki wyeliminowano często szkodliwie wpływające na ogólne postrzeganie projektu maskownice. To zaś w prosty sposób prowadzi do przypuszczeń, iż Vescovy MK II bez problemu powinny obronić się tak przed wymagającym okiem żony, jak i wszędobylskimi paluszkami dzieci, co wbrew pozorom podczas zakupów jest bardzo ważnymi elementem decyzyjnym.

Gdybym na początek miał dość zgrubnie opisać, jak grają najnowsze Vescovy MK II, powiedziałbym, że swobodnym , bardzo dobrze napowietrzonym, pełnym informacji, ale i masy w dolnych rejestrach dźwiękiem. A dokładniej? Proszę bardzo. Począwszy od góry, a zarazem najciekawszego dla tej konstrukcji pasma, dzięki użyciu diamentowego głośnika otrzymujemy fantastycznie generowaną aruę każdego spektaklu muzycznego. Żadnych zniekształceń, tylko pozbawiony natarczywości, czy szorstkości bezkresny pakiet informacji. To oczywiście stawia MK II w szeregu najlepszych konstrukcji na rynku, czego nie są w stanie zdeprecjonować nawet najwięksi przeciwnicy, ale wszyscy zdajemy sobie sprawę, że nie samym górny zakresem żyje człowiek. I gdy co do poprzedniego zakresu nie mam najmniejszych zastrzeżeń, to już przy odtwarzaniu średnicy natychmiast uaktywniają się obozy wielbicieli i przeciwników. O co chodzi? O nic innego, jak o dla wielu niezadowolonych trochę zbyt bezpośrednią, pozbawioną nalotu mistyczności i posiadającą swój sznyt dużej szybkości średnicę. Oczywiście odwracając ową wyliczankę otrzymamy zbiór zalet decydujących o zakupie kolumn przez potencjalnych zainteresowanych, ale nie zmienia to faktu, że obydwa obozy przedzielone są idealnie prosta linią prawie nie pozwalając być niezdecydowanym. Naturalnie trochę przerysowuję, ale kolumny Gauder Akustik od zawsze wywołują skrajne emocje, co według mnie jest ich plusem. Dlaczego? Jak to dlaczego. Przecież lepiej być rozpoznawanym nawet przez pryzmat może nie idealnego, ale zawsze co najmniej dobrego pomysłu na dźwięk, niż ukrywać się gdzieś w zalewie nie do końca określonych jakościowo, zalegających na sklepowych półkach średniakach. Vescovy MK II dzięki średnim tonom są bardzo wyraziste i bez względu na wszelkie utyskiwania to jest ich mocna strona. Kończąc ten mały miting po poszczególnych zakresach częstotliwościowych doszliśmy do basu. Ten w moim odczuciu jest bardzo dobry. Oczywiście słychać wpływ portu bas refleks, ale dzięki wspomnianym wcześniej możliwościom regulacyjnym (wysokość kolców) jesteśmy w stanie dostroić jego wpływ do swoich potrzeb. A dlaczego bdb? Kiedy trzeba jest obfity i mięsisty wspomagając tym sposobem czuły na jego rolę zakres środka pasma, a do tego z rzadka (tylko przy mocno przebasowionych płytach) daje wprowadzić się w nie do końca w pełni kontrolowany stan. Ale powiedzcie szczerze, czy w Waszych układankach zawsze wszystko jest pod kontrolą? Jeśli odpowiecie twierdząco, będzie to oznaczać naciąganie faktów, a nie ogólną prawdę. Z niejednego pieca w swym życiu audiofila chleb jadłem, dlatego podobne oświadczenia wkładam między bajki. No dobrze. ogólny rys mamy za sobą. Jak zatem wygląda to na przykładach muzycznych? Pierwszym z serii krążków będzie najnowszy materiał Anny Marii Jopek „Minione”. Jeśli ktoś z Was słuchał już tej produkcji, wie, iż jest to propozycja tworów balladowych, w których każda wydobyta czy to z instrumentu, czy płuc artystki nuta ma być pełnym życia, mistyczności i magii pełnej informacyjności bytem. Chodzi mi o fakt bardzo ważnych dla tego krążka niuansów brzmieniowych poszczególnych fraz nutowych i mimiki generującego dźwięk aparatu gardłowego piosenkarki. I właśnie tutaj swoje prawdziwe ja pokazuje diamentowy głośnik wysokotonowy, ale wbrew osobistym przekonaniom również bardzo szczegółowy średniotonowy. Zdaję sobie sprawę z zapędów większości melomanów do dążenia za wszelką cenę ku ponadprzeciętnej intymności środka pasma akustycznego, jednak przyznam, że mimo osobistego ukierunkowania ku wspomnianej estetyce prezentacja wokalu przez Vescovy była bardzo wyważona a zarazem intrygująca. Więcej, była na tyle interesująca, że jestem w stanie stwierdzić, iż po korektach kablowych z powodzeniem można by sprowadzić ją w jeszcze bliższe moim oczekiwaniom rejony brzmieniowe. Idąc dalej z walorami testowanych kolumn muszę wspomnieć o tętniącej swobodą i oddechem ogólnej prezentacji, co niestety czasem powodowało zbytnią filigranowość w brzmieniu fortepianu. Nie, żeby był anorektykiem, ale nieco mocniejsza artykulacja nasycenia środka pasma z pewnością wprowadziłaby do jego prezentacji nieco dostojności. Ale jak pisałem kilka linijek wcześniej, zaliczam się do obozu lekko przeciągającego linę w stronę nasycenia, dlatego ten wywód należy brać z dużym marginesem. Kolejnym zdarzeniem muzycznym była twórczość folk-metalowej grupy Percival Schuttenbach „Svansevit”. Określając jednym słowem podczas słuchania tej płyty zaliczyłem przysłowiowy „ogień” w najczystszej postaci. Energia instrumentów, idealnie wyartykułowany tekst każdej piosenki i tryskająca brutalnością aura spektaklu muzycznego w pełni realizowały założenia przecież niezbyt łatwej nie tylko do odtworzenia, ale i zrozumienia o co w tej zabawie chodzi grupy ludzi. Bez względu na część pasma akustycznego i obracających się w jego zakresie generatorów dźwięku, otrzymałem bardzo dobrą odpowiedź w zakresie masy i energii stopy perkusji, przenikliwe, ale zarazem pozbawione nieprzyjemnego nalotu jazgotu talerze i broniące się czytelnością podczas wsłuchiwania się w tekst głosy artystów. To był spektakl przez duże „S”. Na koniec, aby w miarę uczciwie zbilansować ten test, zostawiłem sobie muzykę dawną. Nie, nie szukam dziury w całym, tylko cytując wynurzenia ze wstępniaka, iż nie ma kolumn idealnych do wszystkiego, chciałbym pokazać, gdzie ludzie nie do końca zgadzający się z pomysłem na brzmienie marki zza naszej zachodniej granicy widzą pewne niedoskonałości. Nie błędy konstrukcyjne, tylko według nich braki w wysmakowaniu pewnych aspektów. Cały wytykany przez przeciwników problem tkwi w nie do końca prawdziwym oddaniu dźwięku instrumentów drewnianych przez głośniki porcelanowe. To jest problem w nadaniu im odpowiedniej trochę jakby szarości, trochę chropowatości i ciepła (tak odbieram sposób grania moich ISIS-ów, dlatego mówiłem o ich istotnej roli w tym teście), na co szybkie i bezkompromisowo prezentujące to pasmo Accutony nie mogą sobie pozwolić. Ale to jest poza ich możliwościami, dlatego też zawsze nie zgadzam się z tezą, że to są złe przetworniki, tylko potencjalną niechęć interlokutorów zrzucam na kanwę całkowicie innych oczekiwań. I zawsze stanowczo twierdzę, że jeśli ktoś zarzuca im niedoskonałości, to po prostu się czepia, a nie zdroworozsądkowo dobiera odpowiednie komponenty do założonych potrzeb. Przecież dopasowanie kolumn jest swojego rodzaju „podstawówką” w synergicznym połączeniu naszych systemów i szukanie czegoś, czego dany komponent nie jest w stanie oddać świadczy nie o jego ułomności, tylko braku pojęcia zainteresowanego w dobrej konfiguracji sprzętu. Puentując tę trochę obronną część testu powiem tylko tyle, że oprócz zbyt „czystej” – proszę samemu sobie wytłumaczyć, w czym rzecz – średnicy, reszta przekazu była tym, czego zawsze od tej muzyki oczekuję. Czym zatem? Bijącym od kościelnej kubatury oddechem, pełnym oddaniem reakcji akustyki pomieszczenia na mające swój początek na posadce kościoła wydarzenia dźwiękowe, a to automatycznie przekłada się na idealne oddanie spektaklu w jego wszelkich wektorach z wysokością zawieszenia w eterze włącznie. Nie wierzycie? Panowie, nawet jeśli Gaudery nie są Waszą bajką, z lekkim marginesem na sporną średnicę spróbujcie zasmakować w ich przed momentem wspomnianych możliwościach, a przekonacie się, iż problemem nie jest sama umiejętność wprowadzenia nas w świat kreowany przez danego artystę, tylko ogólne nastawienie słuchacza i usilne dążenie do swojego wzorca. A jeśli dojdziecie do podobnych wniosków, może okazać się, że w przyszłości spróbujecie wykonać do nich bardziej przyjazne podejście. Dlaczego? Tylko krowa nie zmienia zdania, a po swoich przygodach z audio wiem, iż czasem podobny ruch spowodowany jest chęcią zmian dla samej zmiany lub dojrzenia do nieco innej niźli dotychczas mieliśmy estetyki brzmienia naszego systemu. A o sprawianie sobie przyjemności w tej zabawie chyba wszystkim chodzi.

W rozważaniach przed-testowych trochę obawiałem się starcia z tytułowymi kolumnami. Raz, jestem zmanierowany na barwę wokalu i instrumentów prawie ponad wszystko, a dwa, reprodukcja niskich rejestrów z małego, wspomaganego portem bas refleksu głośnika ma się nijak do miski do kąpania dzieci w posiadanych T&F. Na szczęście biorąc poprawkę na wszelkie mogące spotkać mnie przygody jedynie będąca najbardziej determinującą postrzeganie danej konstrukcji kolumn średnica była punktem, nad którym w momencie decyzji za lub przeciw Vescovom MK II musiałbym się poważnie zastanowić. Ale i to nie było złem samym w sobie, tylko pochodną budulca przetworników. A z doświadczeń z wyżej stojącymi w hierarchii cenowej siostrami Berlinami RC8 wiem, że przy dobrej konfiguracji nawet owe tryskające baterią informacji średniotonowce są w stanie bardzo mocno zbliżyć się do moich oczekiwań. Zatem gdzie widzę testowane kolumny? Jeśli nie jesteście orędownikami grania bardzo mocnym nalotem papieru lub ocierającej się o „bułę” misiowatości dźwięku tytułowe Niemki są wręcz pewniakami na liście odsłuchowej każdego poszukiwacza nowych komponentów. Energia, bezpośredniość i niepohamowana witalność są tylko najbardziej rzucającym się w ucho szczytem piramidy posiadanych zalet. Owszem, aby nieco nagiąć je w stronę muzykalności należy trochę się nad nimi pochylić, ale kto powiedział, że życie audiofila jest łatwe nie wspominając już, o tym, że jest to pewnego rodzaju naszą karmą.

Jacek Pazio

Opinia 2

Niemalże rok po recenzji niesamowitych Berlin RC8, które niejako wyznaczyły właściwy pułap precyzji i rozdzielczości oczekiwanej od ekstremalnego High-Endu postanowiliśmy przypomnieć Państwu dokonania dr. Rolanda Gaudera i na tapetę wzięliśmy jeden z dwóch, odświeżonych w tym roku modeli, czyli Gauder Akustik Vescova Mk II. Chcąc jednak połączyć niepozorny gabaryt z coraz częściej oczekiwaną przez wymagających odbiorców ekskluzywnością udało nam się pozyskać wersję nie dość, że wykończoną egzotycznym fornirem, to jeszcze pokrytą lakierem fortepianowym i co najważniejsze wzbogaconą diamentowymi przetwornikami wysokotonowymi. Szaleństwo? Dla kogoś spoza audiofilskiego kręgu z pewnością, lecz dla nas to nic nadzwyczajnego. Po prostu Gauder tak dopieszczoną inkarnacją Vescovy najwidoczniej stara się zaoferować nieco tańszą alternatywę dla niedużych, acz niezwykle kosztownych modeli podłogowych w stylu Magico S1 MkII, na które mieliśmy okazję rzucić uchem podczas spotkania z Alonem Wolfem w Top Hi-Fi, czy też recenzowanych przez nas w kwietniu YG Acoustics Carmel 2. Jednym słowem jeśli tylko nie dysponujecie Państwo 40, czy 50-ciometrowym salonem a jednocześnie możecie sobie pozwolić na odrobinę luksusu i bezkompromisowości, to serdecznie zapraszam do dalszej lektury.

Najnowsze, oznaczone dopiskiem Mk II Vescovy zarówno podczas procesów natury logistycznej, jak i tuż po wypakowaniu w żaden sposób nie zdradzają swojego potencjału. Ot zgrabne, filigranowe wręcz, 2½-drożne podłogówki z których zarówno przeniesieniem, jak i ustawieniem poradzi sobie większość osobników płci męskiej. Z premedytacją napisałem „większość”, gdyż śledząc wypowiedzi co poniektórych „samców alfa” dotyczące np. ich niezdolności do noszenia laptopów cięższych niż 1 kg powoli dochodzę do wniosku, iż warto takie niuanse wychwytywać i odpowiednio się zabezpieczać, bo nie daj Bóg taki osobnik porwie się na 26 kg. Vescovę i jeszcze coś sobie naderwie, złamie czy uszkodzi i potem będzie miał pretensję. Dlatego też „większość” jest zdecydowanie bezpieczniejszym określeniem aniżeli „wszyscy” i niech tak zostanie.
Przyglądając się jednak Gauderom uważniej odkryjemy, że każdy, nawet najmniejszy detal został dopracowany z iście zegarmistrzowską precyzją. Perfekcyjnie położona okleina i lustrzana – fortepianowa, wielowarstwowa powłoka lakiernicza sprawiają, że w wykonanych z giętego, specjalnie nacinanego a następnie zasypywanego piaskiem kwarcowym MDF-u, oraz sklejki ukształtowanych na podobieństwo lutni obudowach można się przejrzeć. O klasie robót stolarsko – wykończeniowych świadczy fakt braku jakichkolwiek zniekształceń w pojawiających się na nich odbiciach. Chapeau bas!
Na pozbawionych standardowych maskownic, o czym za chwilę, frontach umieszczono po dwa 18 cm ceramiczne, modyfikowane zgodnie z zaleceniami dr. Gaudera Accutony odpowiedzialne za reprodukowanie średnich i niskich tonów, oraz diamentowy, dostępny jako opcja – zamiast standardowego porcelanowego, przetwornik wysokotonowy. Górna 18-ka pracuje w komorze zamkniętej z tweeterem, natomiast dolna w zdecydowanie większej, wentylowanej objętości. Oczywiście jak to przy ceramikach bywa wszystkie drajwery posiadają własne, zamocowane na stałe solidne metalowe siateczki ochronne, dzięki czemu nie trzeba zbytnio się martwić o destruktywny wpływ puszczonych samopas małoletnich szkrabów.
Na zredukowanej do naprawdę niezbędnego minimum, czyli ok. 2,5-3 cm ściance tylnej starczyło miejsca jedynie na pojedynczą parę terminali WBT i to umieszczonych w pionie a nie jak to zwykło się robić w poziomie. Na wyposażeniu znalazły się też dwuczęściowe, masywne kolce, które w dowolnym momencie można zastąpić polecanymi i oferowanymi przez producenta spike – extendersami, czyli mówiąc po ludzku poprawiającymi stabilność i przy okazji zwiększającymi prześwit między dolną ścianką a podłożem nóżkami. W tym momencie pozwolę sobie na małą dygresję i jedynie nadmienię, iż sam, będąc użytkownikiem – Arcon 80 takowe nóżki po kilku tygodniach od zakupu zaaplikowałem i nawet przez myśl mi nie przychodzi z nich rezygnować. Dość jednak prywaty. Pomimo tego, że nijakich otworów wentylacyjnych na pierwszy rzut oka patrząc na Vescovy dostrzec nie sposób pragnę nadmienić iż w ich przypadku mamy do czynienia z konstrukcjami wentylowanymi a wylot kanału bas refleks znajduje się na ich ścianie dolnej, stąd też warte ponownego rozważenia spike-extendersy. Dodatkowo warto na dolną ściankę zajrzeć z zupełnie innych powodów. Otóż właśnie tam umieszczono trójpozycyjne zworki umożliwiające ustawienie ilości niskich tonów o +/-1,5 dB, czyli „patent” znany m.in. z Cassiano.
Z detali natury technicznej pragnę jeszcze wspomnieć iż Vescovy od strony elektrycznej są konstrukcjami 2½ drożnymi, w których górny mid-woofer filtrowany jest jedynie od góry – na 3200 Hz, a dolny, wspomagany bas refleksem również od góry przy 130 Hz. Nie zabrakło sztandarowych dla Gauderów symetrycznych zwrotnic o bardzo stromym – 50 Hz / oktawę nachyleniu zboczy. Cały układ, zgodnie z (lakonicznymi) deklaracjami producenta posiada 4 Ω impedancję i charakteryzuje się „wystarczającą” skutecznością, więc zapobiegliwie lepiej zaopatrzyć się w solidną amplifikację.

Przechodząc do sekcji poświęconej brzmieniu już na wstępie uprzedzam, że kontakt z Vescovami Mk II uzależnia w sposób tak bezwzględny, że spokojnie możemy uznać, iż jest to podróż z biletem tylko w jedną stronę. Jeśli ktoś w tym momencie zaczyna z niedowierzaniem kręcić nosem i już na końcu języka ma argument o stereotypowej, accutonowskiej matowości, to lepiej niech się w ów język ugryzie i najpierw tytułowych Gauderów posłucha a potem się wypowiada. Prawdę powiedziawszy nie mam bladego pojęcia, jakie modyfikacje Accutonowi zaordynował dr.Roland, ale zaimplementowane w Vescovach drajwery grają jedwabiście, atłasowo i … aż chciałoby się powiedzieć ciepło. Jednak ciepło z reguły kojarzy się wszystkim z lekkim spowolnieniem, zaokrągleniem, czy przesaturowaniem a tymczasem niczego takiego w przypadku recenzowanych właśnie kolumn nie słychać. Mamy za to fenomenalną, wyborną rozdzielczość i właśnie jedwabistą gładkość, lecz bez nawet najmniejszego śladu zaokrąglenia, czy misiowatości. Swoboda z jaką grają te niewielkie niemieckie kolumny zaskakuje i choć w naszym blisko czterdziestometrowym OPOSie (Oficjalnym Pokoju Odsłuchowym Soundrebels) czuć było, że zamiast nich spokojnie moglibyśmy delektować się Cassiano Mk II, to po chwili akomodacji niespecjalnie chciało nam się szukać dziury w całym i na siłę kręcić nosem, tylko dla tego, że nie dostaliśmy większych kolumn. W dodatku tym razem mieliśmy przecież przyjrzeć się podłogówkom dedykowanym pi razy drzwi dwudziestometrowym pokojom i ów warunek Vescovy spełniają idealnie. Wróćmy zatem do konkretów i spojrzyjmy na Gaudery przez pryzmat muzyki przez nie reprodukowanej. Na pierwszy ogień poszła więc moja dyżurna „Misa Criolla” Ariela Ramireza z Mercedes Sosą. Doskonale zdaję sobie sprawę, że nieco zbyt często eksploatuję ten album, lecz jest to jedna z niewielu pozycji, która słuchana niemalże dzień w dzień jakoś nie może mi się znudzić a będąc dyżurnym materiałem testowym nadal przynosi mi przyjemność i radość z odsłuchu. Cóż zatem tym razem wyczarowały z niej Vescovy? Jak się Państwo z pewnością domyślają dzięki diamentowemu tweeterowi góra pasma była zjawiskowa – połączenie wspominanej wcześniej rozdzielczości z całkowicie nienachalną zdolnością do pokazania nawet najmniejszych niuansów zarejestrowanych na płycie sprawiały, że po pierwszym zachwycie uznałem taki stan za całkowicie naturalny i przeszedłem nad nim do porządku dziennego. Słychać było bowiem absolutnie wszystko i to w sposób zupełnie niewymuszony, swobodny. To tak jakby siedzieć sobie gdzieś w chatce nad brzegiem oceanu i słyszeć zarówno huk fal, czy szum wiatru lecz również odgłosy szybującego po niebie ptactwa, czy chowające się w trawach cykady i traktować to jako zwykły „szum tła” a jedynie w chwili zadumy, czy po prostu zwykłej chęci przełączać się ze słyszenia na słuchanie konkretnego elementu tej misternej, dźwiękowej układanki. Podobnie jest z Gauderami – dostajemy fabrycznie skompilowany homogeniczny monolit, który „gra muzykę” a jedynie od nas zależy w jakim momencie zdecydujemy się z fazy jej „absorpcji” przejść do analizy. W stanie „chłonięcia” muzyki Vescovy oferują nam prawdziwe, czynne wręcz uczestnictwo w kreolskiej liturgii, w której niemalże na wyciągnięcie ręki mamy sędziwą, lecz nadal obdarzoną potężnym głosem Mercedes Sosę, której wtórują tak orkiestra, jak i ustawiony na wielostopniowym podeście chór a wyśpiewywane przez nich frazy niosą się swobodnie ku wysokiemu sklepieniu.
Próżno szukać tu miejsc „szycia” diamentowych wysokotonowców z porcelanowymi mid-wooferami. Całość została zestrojona bowiem tak, że im dłużej się w tytułowe kolumny wsłuchujemy, tym bardziej utwierdzamy się w przekonaniu, że mamy do czynienia z punktowym źródłem dźwięku a nie 2½-drożną „układanką”. Dlatego też reprodukowane wokale charakteryzuje holograficzna namacalność i precyzja, z jaką odcinają się od tła. Dlatego też otwierający i zamykający ścieżkę dźwiękową filmu „MO’ BETTER BLUES” autorstwa Branforda Marsalisa i Terence’a Blancharda śpiewany przez Cyndę Williams utwór „Harlem Blues” brzmi tak zjawiskowo. Podobnie w wielogłosowym „Live and Joyful in Charleston” The Angels, gdzie zarówno wyodrębnienie solistów, jak i ich synergia z pozostałymi, wyraźnie poruszającymi się na scenie wokalistami pozostawały na poziomie nieosiągalnym dla większości konkurencyjnych konstrukcji.
Pod względem homogeniczności przekazu podobne zalety reprezentowały YG Acoustics Carmel 2, jednak amerykańskie konkurentki nie mogły zaoferować tak nisko schodzącego, jak w Gauderach basu, co swoją drogą nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę, że dysponowały jedynie pojedynczymi mid-wooferami. A właśnie bas – nawet w neutralnym ustawieniu było go akurat tyle ile być powinno, tzn. uwzględniając rozmiar tak przetworników go reprodukujących, jak i wielkość samych kolumn. Zgodnie bowiem z odwieczną zasadą „Praw fizyki Pan nie zmienisz i nie bądź Pan głąb” Vescovy stawiają na umiar i zamiast bezsensownie pompować dolny skraj pasma furkoczącym bas refleksem i monotonnie dudnić dystyngowanie kończą pracę tam, gdzie jeszcze mają nad odtwarzanym pasmem kontrolę. Czy mamy zatem do czynienia z „monitorowym” – jedynie sygnalizowanym basem? W żadnym wypadku, gdyż jak zresztą nadmieniłem wcześniej nie dość, że najniższych składowych jest relatywnie więcej niż w Carmelach, to sposób ich odtwarzania może zawstydzić niejeden referencyjny … monitor. Jest go bowiem nie tylko więcej, lecz i jego jakość określić można wyłączę w samych superlatywach. W ramach udowodnienia powyższej tezy posłużę się dwoma dość diametralnie różniącymi się przykładami. Pierwszy to syntetyczna ścieżka dźwiękowa z „The Fast And The Furious: Tokyo Drift” a drugi zdecydowanie bardziej brutalny i niemalże kakofoniczny „Heavy Metal Music” Newsteda. I jak? Jak to jak, świetnie. Jest atak, uderzenie i wielce sugestywny wolumen idący w parze z wypełnieniem niezależnie od tego, czy dźwięki stworzone zostały na komputerze, czy też powstały poprzez szarpnięcie struny, lub uderzenie w membranę bębna. A jeśli komuś masujących trzewia doznań jest za mało zawsze może przestawić ukryte w podstawach zworki na +1,5 dB i już. Krótko mówiąc rewelacja.

Jaki zatem z powyższego słowotoku płynie wniosek? Drodzy Państwo nie będę owijał w bawełnę i powiem prosto z mostu. Jeśli dysponujecie niewielkim pomieszczeniem a jednocześnie niekoniecznie macie ochotę na kompromisy posłuchajcie najnowszej odsłony Gauderów Vescova Mk II w wersji z diamentowym wysokotonowcem. Nie twierdzę, że w 100% przypadków wypożyczona od dystrybutora para zostanie u Was dłużej aniżeli planowaliście, ale odsetek zwrotów nie powinien być zbyt wysoki.

Marcin Olszewski

Dystrybucja: RCM
Cena: 44 900 PLN – dostarczona do testów wersja w lakierze fortepianowym + 24 500 opłata do diamentowych tweeterów
Black Ash/White, wiśnia, buk : 36 500 PLN

Dane techniczne:
Konstrukcja: 2½-drożna
Pasmo podziału: 130/3200 Hz
Impedancja: 4 Ω
Moc muzyczna: 340 W
Wymiary (W x S x G): 106 x 21 x 41 cm
Waga: 26 kg

System wykorzystywany w teście:
– źródło: Reimyo CDT – 777 + DAP – 999 EX Limited
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond, Harmonix SLC, Harmonix Exquisite EXQ
IC RCA: Hijri „Milon”
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, X-DC SM Milion Maestro, Furutech NanoFlux – NCF, Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints „ULTRA SS”, .Stillpoints ”ULTRA MINI”
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA

Pobierz jako PDF