1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Gauder Akustik Capello 40 Be Double Vision

Gauder Akustik Capello 40 Be Double Vision

Link do zapowiedzi: Gauder Akustik Capello 40

Opinia 1

Mająca swą (nie)oficjalną premierę podczas zeszłorocznego, monachijskiego High Endu seria Capello jest niejako następcą obecnej w portfolio Gauder Akustik od zarania dziejów i coś mi się wydaje dyskretnie wygaszanej serii Ceramic, oraz rozwinięciem sondującej gusta odbiorców pod kątem nowych, niekoniecznie kojarzonych z niemieckim wytwórcą rozwiązań Arcona. Jest to też ewidentny wabik dla wszystkich tych, którzy chcąc zasmakować niemieckich specjałów, jednak jeszcze nie do końca są przekonani, że inwestycja w usytuowane wyżej Darci, bądź Berliny ma jakiekolwiek racjonalne przesłanki. Ot, taka nieco asekuracyjna oferta środka dająca wielce satysfakcjonujący przedsmak tego, co czeka na wyższej półce, w cenach niezbyt odbiegających od tych, jakie witają potencjalnych nabywców na starcie. Przesadzam? Bynajmniej, bowiem nasze dotychczasowe doświadczenia z największymi z serii 100-kami pokazały, że pod pewnymi względami są to kolumny wręcz wybitne i wymykające się wynikającym z widniejących w cenniku kwot oczekiwaniom. Skoro trójdrożne podłogówki wywarły na nas takie wrażenie ekipa katowickiego RCM-u postanowiła iść za ciosem i tym razem do zabawy przekazała nam najmniejsze z rodziny Capello modele – urocze, podstawkowe 40-ki.

Przechodząc do kwestii natury wizualnej nie sposób nie zauważyć, iż podobnie jak w przypadku starszego rodzeństwa, czyli 100 Be dostarczona przez dystrybutora marki – katowicki RCM, parka przyodziana jest może nie w zgrzebną, gdyż podkreśloną fortepianowym połyskiem czerń. Jak z pewnością Państwo pamiętacie, że takie malowanie nie wzbudza mojego zbytniego entuzjazmu, gdyż o ile na żywca jeszcze prezentuje się z odpowiednią elegancją, to już przy zdjęciach dramatycznie spłaszcza bryły, o lustrzanych artefaktach nawet nie wspominając. A przecież w tabelce pod tekstem wyraźnie widnieje, że oprócz monochromatycznych czerni i bieli zlokalizowany w Renningen zakład opuszczają również skrzynki fornirowane drewnem oliwnym, orzechowym, palisandrowym, czy wiśniowym, czego przykład mieliśmy m.in. z okazji testu „diamentowych” wersji Vescova Mk II. Oczywiście nie mogę mieć do nikogo pretensji, gdyż RCM otrzymawszy pierwszą, kruczoczarną partę Capello, po prostu puścił ją w świat, gdyż na fornirowane trzeba było czekać kolejnych kilka tygodni. Wracając jednak do meritum. 40-ki to nader zgrabne, zwężające się ku tyłowi niewielkie dwudrożne kolumny podstawkowe o konstrukcji zamkniętej. Wspominam o tym już na wstępie, gdyż ich widok ustawionych na firmowych standach z użyciem dedykowanych podkładek mógłby sugerować, iż choć ujścia kanału bas refleks nie widać, to znajduje się on w podstawie i dmucha ku dołowi, a tak przecież nie jest. A właśnie, wspomniane, metalowo-gumowe podkładki pełnią nie tylko rolę estetyczną, lecz również poprzez regulację siły ich ściśnięcia jesteśmy modelować finalne brzmienie 40-ek. Spojrzyjmy jednak jeszcze na chociażby chwilę na fronty naszych gościń, które zdobią po dwa przetworniki – na górze znajdziemy gorącą nowość, czyli 25 mm kopułka berylowa, a piętro niżej 14cm średnio-niskotonowy o membranie z polipropylenowo – aluminiowego sandwicha X-Pulse. Z kolei zredukowane do pionowego, niezbyt szerokiego pasa plecy mają do zaoferowania zaskakująco bogaty wachlarz łapiących za oko atrakcji. Poczynając od podwójnych terminali głośnikowych WBT NextGen, poprzez zworę regulującą ilość wysokich tonów w zakresie ±1,5 dB, po również zabezpieczone zworą gniazdo dedykowane modułom Bass Extension, których działanie pokrótce omówiliśmy w trakcie testu 100-ek i z których usług nie omieszkaliśmy skorzystać i tym razem.
Przechodząc do technikaliów, którymi dr.Gauder zgodnie z tradycją dzieli się nad wyraz oszczędnie, po raz kolejny mamy do czynienia z nie dość, że symetryczną, to dodatkowo charakteryzująca się bardzo stromym (60dB/oktawę) nachyleniem zboczy zwrotnicą. Całe szczęście w rubryce dotyczącej impedancji zamiast „akceptowalna” widnieje wartość 4Ω, za to informacji o skuteczności 40-ek nie ma co szukać, bo ich nie ma, więc zgodnie z zapewnieniami producenta możemy uznać, iż jest po prostu „wystarczająca”. Uchylając jednak rąbka tajemnicy i nieco uprzedzając fakty podpowiem jedynie, że tytułowe Gaudery Waty i Ampery chłoną jak wyłowiona u wybrzeży Rodos gąbka, więc warto mieć ów fakt na uwadze przy doborze odpowiedniej dla nich amplifikacji. W moim przypadku oznaczało to sięgnięcie zarówno po dyżurną. 300W końcówkę Bryston 4B³, jak i po dysponującą podobną mocą integrę Vitus Audio RI-101 MkII i przynajmniej w moim mniemaniu i na moje ucho był to właściwy kierunek, choć chodzą słuchy, że i z mocnymi lampami efekty potrafią być wielce pozytywne.

Od strony brzmieniowej również mamy do czynienia zarówno z oczywistym bazowaniem na dotychczasowych rodowych – znanych ze starszych serii tradycjach, jak i wykorzystaniem możliwości jakie dało wprowadzenie nowych typów przetworników, w tym berylowych wysokotonowców, które to w dostarczonej na testy parce robiły naprawdę fenomenalną robotę mogąc swą rozdzielczością i wyrafinowaniem śmiało konkurować z dotychczas stosowanymi przez dr.Gaudera diamentowymi Accutonami. Proszę jednak dobrze mnie zrozumieć i nie obawiać się zbytniej ofensywności góry, gdyż akurat w tym przypadku wspomniana rozdzielczość idzie w parze z iście kremową konsystencją, czy wręcz lekkim przyciemnieniem a więc jest oczywistym przeciwieństwem analitycznego chłodu i dzielenia włosa na czworo. Ponadto 40-ki budują zaskakująco bliskie rzeczywistości gabaryty brył źródeł pozornych przez co nie odnosimy wrażenia obserwowania wydarzeń scenicznych z fotograficznej perspektywy obiektywu tilt-shift a to, jak na tak niewielkie kolumny nie lada osiągniecie. Przykładowo na „Minione” zarówno kiziany włochatym paluchem Gonzalo Rubacalby fortepian, bas Armando Goli i zestaw perkusyjny Ernesto Simpsona zostały odwzorowane w tej samej skali co „nasza” Anna Maria Jopek, więc nie ma przekłamań w rozkładzie sił a ewentualne różnice w emisji wynikają li tylko z odpowiedniej artykulacji i umiejscowienia na wirtualnej scenie. Iście piorunujące wrażenie wywołuje jednak ich namacalność ze zmysłowym wokalem AMJ w roli głównej. Przy okazji Gauderom udało się podkreślić tembr głosu wokalistki, oddać wszelakiej maści smaczki a jednocześnie uniknąć wyeksponowania psujących przyjemność odbioru sybilantów, których jak wszem i wobec wiadomo nasza czołowa eksportowa Diva nie żałuje. Czy ów zabieg osłabił realizm albumu? W żadnym wypadku. Po prostu podniósł stężenie cukru w cukrze i muzyki w muzyce. Mam nadzieję, że rozumieją Państwo o co mi chodzi – całość zabrzmiała lepiej, lecz nie poprzez ordynarne polukrowanie a pewną normalizację i uszlachetnienie – intensyfikację wyrafinowania.
O ile jednak smooth jazzowy mix z kubańskimi rytmami i klimatem przedwojennych dancingów możemy uznać za niezaprzeczalnie przyjemny, jednak dość asekuracyjny materiał testowy, to już nawiązujący do trzeciej tajemnicy fatimskiej „The Third Secret” formacji Fifth Angel takich skojarzeń nie budzi. Jest to bowiem najwyższej próby kwintesencja power-metalu, więc liczy się tutaj szybkość, moc zbudowane na szkielecie chwytliwej melodyjności. Ale zaraz, zaraz. Ciężkie łojenie i niewielkie monitorki? Przecież to wręcz idealny przepis na spektakularną porażkę na miarę niedoszłych wyborów kopertowych organizowanych przez jednego z tytanów intelektu obecnej „władzi”. Najwidoczniej jednak dr.Gauder nie miał o tym fakcie bladego pojęcia, gdyż najmniejsze z rodziny Capello kolumienki zagrały tak, że wraz ze mną potężnymi riffami i epickimi wokalizami raczyło się całkiem spore grono okolicznych sąsiadów. Okazało się bowiem, że z odpowiednią amplifikacją w Gauderach budzą się demony zdolne zatrząść otwartym na hall 25 metrowym salonem wcale nie gorzej od niejednych podłogówek. Przy czym pomijając właściwą monitorom zdolność natychmiastowego znikania ze sceny prawdziwą wisienką na torcie była definicja, zróżnicowanie i timing prowadzenia basu. To było coś wręcz zjawiskowego – w końcu miałem przed sobą parę podstawkowców a docierające do mych uszu i poniekąd również trzewi niemalże infradźwiękowe uderzenia sugerowały użycie jeśli nie wspomagania w postaci solidnego subwoofera (pod względem kolorystyki, aparycji i przede wszystkim brzmienia widziałbym tu m.in. S/510 REL-a), co zdecydowanie poważniejszych gabarytowo zespołów głośnikowych.
Prawdę powiedziawszy delikatne i wynikające z oczywistych – fizycznych ograniczeń 40-ek kompromisy pojawiają się dopiero przy wielkiej symfonice, gdyż do oddania złożoności, wieloplanowości i potęgi wielkiego aparatu wykonawczego. Nie oznacza to jednak, że nie da się z przyjemnością wysłuchać ścieżki dźwiękowej z „Gladiatora”, czy „Rhapsodies” pod Stokowskim, bo jak najbardziej się da, jednakże warto mieć świadomość, że można to zrobić lepiej, z większym rozmachem, oddechem i bardziej realną skalą. Jak? Ot, wystarczy sięgnąć po wspomniane starsze rodzeństwo, jak chociażby 100-ki i zapomnieć nie tylko o temacie, ale i dodatkowych paru (drobne 9k różnicy) tysiącach €. A tak już na serio, aby czepiać się tytułowych podstawkowców o taki drobiazg, jak lekkie ściśnięcie i przeskalowanie sceny przy wielkiej symfonice trzeba cierpieć na nerwicę natręctw, dlatego też sugeruję nie zaprzątać sobie tym głowy i po prostu słuchać dosłownie wszystkiego, na co tylko najdzie nas ochota i cieszyć się świetnym dźwiękiem.

Po przesiadce z pełnopasmowych podłogówek na podstawkowe, dwudrożne i w dodatku zamknięte podstawkowce niejako podświadomie należy spodziewać się dość bolesnej redukcji tak naprawdę wszystkiego – począwszy od wymiarów sceny i źródeł pozornych po dynamikę. Tymczasem Gauder Akustik Capello 40 Be Double Vision większość owych kompromisów jakby zupełnie nie dotyczyła. Grają bowiem z niezwykłą werwą, rozmachem i dynamiką a jedynie przy wielkiej symfonice ustępują pola zdecydowanie większym konstrukcjom, o co trudno mieć do nich jakiekolwiek pretensje.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Furutech FA-13S
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable; Signal Projects Hydra + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Szczerze mówiąc nie zdziwię się, gdy kogoś z Was zaskoczy dzisiejszy test. I nie chodzi mi o kwestię producenta, bowiem ten na naszym ryku od wielu lat jest znakomicie rozpoznawalny, tylko oferowany przez niego produkt. Oczywiście mam na myśli zespoły głośnikowe. Z tą tylko różnicą, że mimo, iż oferta Gauder Akustik oprócz modeli wolnostojących zawsze opiewała na kolumny podstawkowe, niestety czy to w periodykach branżowych, czy pośród zadowolonych użytkowników raczej rozprawiano o modelach wolnostojących. Jaka jest tego przyczyna, nie tylko nie wiem, ale nawet nie mam zamiaru jej rozkminiać, ważne, że po serii podłogówek przyszedł czas na zderzenie z monitorami. O tyle ciekawymi, że w odróżnieniu od dotychczasowych działań na polu aplikacji ceramicznych głośników Accutona, tym razem podążając za starszymi braćmi wykorzystującymi konstrukcje aluminiowe i berylowe z innej stajni. Zainteresowani? Jak przyznam szczerze, byłem bardzo ciekawy, co z tego wynikło. Dlatego, jeśli taki stan dopadł również Was, zapraszam wszystkich na kilka poniższych akapitów o dostarczonych przez katowicki RCM monitorach wraz z firmowymi podstawkami Gauder Akustik Capello 40 BE.

Jak można się domyślić, rzeczone podstawkowce w odniesieniu do obudowy są powieleniem wieloletniego pomysłu projektanta na płaski front i zbiegające się płynnym łukiem ku nieco węższemu tyłowi boczne ścianki. To standard u tego producenta, który nie tylko pozwala konstrukcjom ładnie się prezentować, ale przy okazji znakomicie rozprawia się z wewnętrznymi, jak wiadomo szkodliwymi, falami stojącymi. Na awersie tytułowych Capello 40 znajdziemy dwa głośniki – wysokotonowy berylowy wraz z średnio-niskotonowym aluminiowym, zaś z drugiej strony, czyli rewersie bogatą tablicę rozdzielczą. Co oznacza bogatą? Otóż mamy do dyspozycji zdublowane, osobne dla wysokich tonów i środka z dołem terminale przyłączeniowe oraz dzięki dwóm sekcjom strojenia basu dostajemy dodatkowy oręż – oczywiście zanim zaczniemy tak zwaną kabelkologię – w procesie ustawienia jego ilości i jakości zgodnie z naszymi potrzebami. Oczywiście ich realizacja, podobnie w stojących wyżej w hierarchii Capello 100 BE, odbywa się za pomocą zworek i dedykowanych, przestrajających w tym zakresie zwrotnicę na konkretny poziom ilości specjalnych modułów. Co bardzo istotne w tym modelu, jak rzadko kiedy mamy do czynienia z ułatwiającą aplikację kolumn w trudnym środowisku akustycznym konstrukcją zamkniętą. Tak tak, Roland Gauder ma w swojej ofercie nie tylko monitory, ale również coś bez tak zwanego, często ze względu na kreowanie zmanierowanych niskich rejestrów, nieakceptowalnego przez wielu melomanów „burczy-basu”. Pełną funkcjonalność naszych bohaterek realizują firmowe podstawki. Jednak co jest bardzo istotne, dzięki zastosowaniu miękkiego podłoża pod kolumny i mocowanie śrubowe siłą dokręcenia pozwalające dodatkowo korygować finalne brzmienie. Przyznacie, ze pomysł choćby z racji bezkosztowości dla potencjalnego nabywcy bardzo zacny.

Prawdę powiedziawszy moja przygoda z tytułowymi pannami opiewa na dwa spotkania w różnych środowiskach. Pierwsze, krótkotrwałe i obciążone wieloma niewiadomymi podczas przypadkowej wizyty w salonie dystrybutora, natomiast drugie, opisywane w tej epistole już w znanych mi doskonale warunkach lokalowych wespół z posiadaną elektroniką. W jakim celu o tym wspominam? Prawdopodobnie ku Waszemu zaskoczeniu bez naciągania faktów powiem, iż pierwsze podejście bardzo mocno determinowało kierunek oceniania 40-ek u mnie. Chodzi mianowicie o ich – jak na takie maleństwa – niewymuszoną swobodę grania bez względu na materiał muzyczny, poziom głośności i choć to wydaje się niemożliwe, kubaturę wypełnianego dźwiękiem pomieszczenia. A przekonałem się o tym dzięki podstępowi opiekuna marki, który chcąc pokazać ich potencjał przed wprowadzeniem mnie do pokoju odsłuchowego sprytnie wygasił światło, by w lubianych na przeze mnie, naturalnie wysokich poziomach decybeli posłuchać rockowego szaleństwa. Jednym słowem dostałem ścianę pełnego ekspresji, bez siłowego prezentowania basu, za to w znakomitej kontroli poukładanego dźwięku. Naturalnie zdawałem sobie sprawę z nieco innej specyfiki propagacji spektaklu muzycznego niż z moich dwumetrowych wież oblężniczych, jednak gdyby po chwili nie doszło do zapalenia światła, nigdy nie pomyślałbym, że taki wolumen może wydobywać się z monitorów. Przynajmniej liczyłem na średnie podłogówki, a tu „Zonk”. A najlepsze w tym wszystkim było to, że w całej tej akcji nie chodziło o pokazanie jak głośno tytułowe Gaudery mogą w ogóle zagrać, tylko jak zaskakująco dobrze – czytaj: bez zwyczajowej pompki w monitorach – radzą sobie w domenie basu (ilość i jakość) bez względu na jego zapotrzebowanie w wektorze głośności prezentacji. Po co ta cała maskarada z zaciemnianiem rzeczywistości? Niby banał, jednak w ten sposób dosłownie i w przenośni pokazano mi palcem, jak potrafi zagrać niby mała, ale z wielką duszą, stroniąca od poczucia wymuszenia prezentacji, strojona jako konstrukcja zamknięta kolumna podstawkowa. A trzeba dodać, iż cały pokaz odbywał się w 50 m², co dodatkowo wzmacniało poziom zaskoczenia odbioru tego mitingu. Oczywiście to nie są kolumny kierowane do takich wyczynów – przecież rozprawiamy o małych monitorach, ale jeśli potrafią odnaleźć się w tak ekstremalnej sytuacji, później powinno być z górki. I o tym „z górki” będzie stanowił kolejny akapit o brzmieniu kruczo-czarnych kolumienek.

Jak wypadł występ u mnie? Przyznaję, na starcie z premedytacją powtórzyłem sesję z głośnym zderzeniem się z muzyką rockową. Jednak z uwagi na inną specyfikę kreowania basu w moim pomieszczeniu musiałem posiłkować się wzmacniającymi go dedykowanymi modułami. To problem? Nic z tych rzeczy. Po prostu inna elektronika – wykorzystywany w salonie Vitus Audio gra z nieco innym wysyceniem niż Gryphon, do tego inna odpowiedź pomieszczenia w zakresie niskich tonów i suma summarum miałem minimalnie zbyt oszczędny jego poziom. Jednak tylko przez moment, bowiem za sprawą prezentowanych w teście „kapsułek” strojących temat na poziomie moich oczekiwań – przecież każdy ma inne – bez problemu ogarnąłem. Oprócz znakomitej dynamiki, rozmachu i swobody, pojawił się odpowiedni poziom uderzenia w dole. To oczywiście sprawiło, że zwyczajowy, jedno-płytowy miting z tego typu twórczością przerodził się w pełnozakresowe odsłuchanie fajnie zrealizowanej, oddającej ducha bezkompromisowości prowadzenia mocnych gitarowych riffów oraz charyzmę wokalisty „13”-ki formacji Black Sabbath, ostatnio nabytej na winylu, co prawda trochę skompresowanej, ale dzięki świetnemu występowi kolumn również pokazującej pazur „72 Seasons” Metalliki, oraz będącej moim rozdziewiczeniem w obcowaniu z tego typu muzą, tak naprawdę formującą mój gust muzyczny na całe życie płyty „Highway To Hell” AC/DC. Jak widać, zaliczyłem trzy różne okresy, a przez to inne poziomy jakości realizacji muzyki, a mimo to opisywane kolumny nie dość, że pokazały zakorzeniony w tego rodzaju muzyce poziom adrenaliny, to nigdy na siłę niczego nie upiększały, tylko za każdym razem bardzo czytelnie pokazywały pracę realizatora. To ich problem? Bynajmniej. Dla mnie wręcz zaleta. Owszem, fajnie jest nieco pokolorować „schrzaniony” materiał muzyczny, ale mimo wszytko konwencja czasów nagrywania powinna być zauważalna, dlatego słysząc takie podejście w grze tytułowych paczek dla mnie to zaleta.
Po takim obrocie sprawy, chyba nikogo nie zdziwi fakt równie znakomitego występu Capello w repertuarze nastawionym na epatowanie innego rodzaju emocjami. Emocjami opartymi na niespiesznym przecinaniu ciszy pojedynczymi frazami spod znaku kipiącego od zadumy – fajny oksymoron, będącego u mnie rodzimym numerem jeden w tego typu twórczości RGG „Szymanowski”, emocjami zawartymi w pięknie i intymności głosu artystki typu Carla Bruni „Quelqu’un m’a dit”, czy choćby emocjami kreowanymi przez koncertowe zapisy równie znakomitej wokalistki Melody Gardot „Live In Europe”. W tym przypadku nasze bohaterki wspięły się na wyżyny oddania trzech istotnych w naszej zabawie niuansów. Pierwszy to pokazanie najdrobniejszego szczegółu realizacyjnego, z wyartykułowaniem sensu jego bytu – czytaj dźwięczności, lekkości i długości trwania w czytelnie rozplanowanym eterze – w materiale RGG. Drugi czar tembru rozkochującego prawie każdego słuchacza głosu artystki – Carla Bruni. Zaś trzecim nie tylko prezentacja rozmiarów zrealizowanej w warunkach koncertu, przez to czasem bezkresnej wirtualnej sceny, ale również znakomite utrzymanie timingu pełnych energii i dźwięczności instrumentów. Ktoś powie: „Przecież to potrafią prawie wszystkie monitory”. Tak, zgadza się. Jednak w tym przypadku mamy do czynienia z dwoma bardzo ciekawymi aspektami. Jeden to niczym w sławnej reklamie przypomnienie znaczenia słowa „prawie”. Natomiast drugi odnosi się do w dobrym tego słowa znaczeniu wyczynowości projekcji tej muzyki bez szkód typu nadpobudliwość lub monotonia. Obcując z małymi Gaugerami wszystko trafia w punkt. I co istotne, przekonując się dwa razy – w salonie i na początku testu u siebie – bez oglądania się na odkręcenie gałki głośności, co często jest gwoździem do trumny sporej grupy tego typu konstrukcji. Jak to możliwe, że w tym przy kolumny dają radę? Powiem tak. Sądzę, że nie tylko dla Rolanda Gaudera, ale również dla wielu melomanów to prosty rebus, którego rozwiązaniem jest umiejętne zaprojektowanie kolumny zamkniętej.

Próbując zebrać wszystkie wspomniane pozytywy w jedną strawną całość, prawdę powiedziawszy musiałbym się powtarzać. Dlatego chcąc tego uniknąć powiem tak. Kolumny Gauder Akustik Capello 40 to wilki w owczej skórze. Gabarytowo małe, ale za to z wielkim, co bardzo ważne, trzymanym w ryzach temperamentem. Na tyle dobrze skrojonym, że w spokojnej muzie potrafią przyjemnie czarować, natomiast w brutalnym rocku przyprawiać o oczekiwany ból głowy. Niemożliwe? Szczerze? Przed prezentacją ze zgaszonym światłem w odniesieniu do tego typu konstrukcji też tak myślałem. Niestety ten fortel pokazał mi, jak bardzo się myliłem. Jak nie wierzycie, sami sprawdźcie. Wówczas przekonacie się, że wbrew pozorom to nie są małe kolumny, tylko małe diabełki. Czy finalnie Wasza bajka, to będzie zależeć od wielu czynników. Jednak zapewniam, podczas prób weryfikacyjnych z pewnością nie będziecie się nudzić. A chyba o to w obcowaniu z muzyką chodzi.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END, FURUTECH e-TP80 ES NCF
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II
– docisk płyty DS Audio ES-001

Dystrybucja: RCM
Producent: Gauder Akustik
Ceny: 5 998€ / para; +5 000€ berylowy tweeter; + 1 500€ Double Vision; + 200 € maskownice; + 2 000€ standy

Dane techniczne
Konstrukcja: dwudrożna, podstawkowa, zamknięta
Impedancja: 4Ω
Moc: 100W
Wymiary (W x S x G): 39 x 24 x 34 cm
Waga: 10 kg
Dostępne wykończenie: czarny/biały lakier fortepianowy; forniry lakierowane na wysoki połysk / półmat: oliwny; orzech, palisander, wiśnia

Pobierz jako PDF