1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Gold Note PH-10

Gold Note PH-10

Link do zapowiedzi: Gold Note PH-10

Opinia 1

Prawdę powiedziawszy niespecjalnie liczyłem na to, że zaanonsowany na początku listopada zeszłego roku topowy przedwzmacniacz gramofonowy PH-10 włoskiej manufaktury Gold Note zawita w końcu do nas na testy. Niby wymiana korespondencji z Maurizio Aterinim – założycielem i właścicielem ww. marki dawała jakiś cień szansy, ale każdorazowo, gdy tylko próbowaliśmy przejść do konkretów słyszeliśmy enigmatyczne „poczekajcie do Monachium”. Okazało się jednak, że warto było uzbroić się w cierpliwość, gdyż bezpośrednie rozmowy podczas High Endu przyniosły wielce ciekawe i jak widać na załączonych zdjęciach całkiem namacalne rezultaty. Okazało się bowiem, że w tzw. międzyczasie, po chwilowym zawieszeniu oficjalnej polskiej dystrybucji, Gold Note powrócił na nasz rynek nie tylko z odświeżonym portfolio, lecz i pod nowymi skrzydłami – tym razem pod opieką częstochowskiej Delty-Audio. Jeśli zatem jesteście Państwo ciekawi nad czym, w pocie czoła, przez ostatnich kilka miesięcy pracował toskański zespół inżynierów nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić Was do dalszej lektury.

Pochodzący z malowniczej, pełnej słońca Toskanii a dokładnie z okolic Florencji – niewielkiej miejscowości Montespertoli PH-10 swoją aparycją niespecjalnie wpisuje się w stereotypową, nieco rustykalną włoską estetykę. Niby mamy do czynienia z aluminium, lecz próżno szukać tu choćby najmniejszych śladów drewna, czy naturalnej skóry. W zamian za to wykonany z jednego grubego, prostopadłościennego profilu szczotkowanego aluminiowy korpus dostępny jest w czterech kolorach, wśród których oprócz standardowej czerni i srebra pyszni się zmysłowa czerwień i królewskie złoto. Niby nie ocenia się książki po okładce, ale … fakt, iż akurat w tym przypadku szanse na to, że właśnie takim niekonwencjonalnym umaszczeniem 10-ka obłaskawi towarzyszącą nam płeć piękną a tym samym drastycznie zwiększy szanse na wyjście z salonu audio z nowym phonostagem pod pachą wydają się wartym podkreślenia aspektem. Podobnie sprawy mają się z frontem Gold Note’a, gdzie zamiast gładkiej, okraszonej pojedynczą diodą, bądź bezlikiem zagadkowych dla laika pokręteł i przełączników jakimi kusi/odstręcza (niepotrzebne skreślić) konkurencja mamy nad wyraz przemyślane połączenie nowoczesności z ergonomią użytkowania. Powiem nawet więcej. Patrząc bowiem na front wyłączonej PH-10 można by sądzić, że mamy do czynienia z jakimś streamerem, czy też innym plikograjem w stylu Brystona BDP-π. To jednak tylko pozory i choć umieszczony w lewym górnym rogu złoty medalion z logotypem wdzięcznie kontrastuje z 2,8″ kolorowym wyświetlaczem TFT, to na jego ekranie zamiast spodziewanych okładek płyt i zbioru katalogów składających się na naszą plikotekę ujrzymy jedną z wybranych z pomocą ulokowanego tuż obok wielofunkcyjnego pokrętła krzywych korekcji i odpowiadające naszym preferencjom, czyli parametrom wkładki, nastawy. Tak, tak drodzy Państwo. Koniec z każdorazowym wyciąganiem phonostage’a z półki, nurkowaniem za szafką, aby dostać się do jego „pleców”, bądź nie daj Bóg koniecznością rozkręcania przy testach, zmianach wkładki. Dzięki technologii SKC (Single Knob Control) wszystkich regulacji dokonamy wduszając i kręcąc wspomnianą, pojedynczą gałką. Coś Wam to rozwiązanie przypomina? Oczywiście, że tak, a przynajmniej powinno, bowiem prekursorem tego typu rozwiązań w branży audio było duńskie Thule Audio. Wystarczy najechać na konkretny parametr, wcisnąć gałkę, dokonać stosownej zmiany i ponownie wciskając ją zatwierdzić. Prościej się nie da a jeśli tylko komuś przeszkadza dyskretna iluminacja displaya nic nie szkodzi na przeszkodzie, żeby go wygasić.
Korpus jest ponacinany na swoich krawędziach w klasyczną „jodełkę” dzięki czemu skrywane w jego wnętrzu trzewia nie dość, że mają zapewniony komfort termiczny, to w dodatku nie wymagają żadnego wiatraczka wymuszającego cyrkulację powietrza. Jedyne na co warto zwrócić uwagę, to ostre krawędzie nacięć, więc nie ma co pchać w nie opuszków palców podczas przenoszenia urządzenia. Na płycie górnej nie zabrakło precyzyjnie wyfrezowanej obręczy z dużym, firmowym, utrzymanym w kolorystyce całości, logotypem przedstawiającym starożytnego rzymskiego legionistę dmącego w róg buccina.
Jednak prawdziwa rozpusta czeka na nas dopiero na ścianie tylnej, gdzie oprócz dwóch par złoconych wejść RCA (z własnymi – dedykowanymi zaciskami uziemienia) umożliwiających podpięcie dwóch różnych wkładek znajdziemy zdublowane, również złocone, wyjścia liniowe w postaci pary terminali RCA i XLR. To jednak nie wszystko, gdyż biorąc pod uwagę iż tytułowe phono pochwalić się może konstrukcją modułową nie zabrakło wielopinowych gniazd GN Port i dla zewnętrznego zasilacza (PSU). A właśnie, skoro jesteśmy przy modułowości. Jako opcja dostępne są bowiem wspomniany zewnętrzny moduł zasilający, dodatkowy moduł zwiększający ilość krzywych korekcji, pracujący w klasie A lampowy stopień wyjściowy i „poprawiacz” sekcji wzmocnienia. Warto również nadmienić, że pełną kontrolę nad poprawną pracą układów sprawuje mikroprocesor a wszelkie ustawienia zapisywane są na karcie micro SD umieszczonej tuż koło niego na zaskakująco gęsto zasiedlonej płytce drukowanej. Monitoring, diagnostykę, jak i wgrywanie nowych wersji oprogramowania dokonuje się poprzez port USB zlokalizowany na tylnej ściance przedwzmacniacza.

No dobrze. Skoro z ustawieniami i codzienną obsługą 10-ki poradzi sobie nawet dziecko pojawia się pytanie jak te wszystkie udogodnienia natury ergonomicznej przekładają się na brzmienie tytułowego phonostage’a. Kurtuazyjna akomodacja w nowym środowisku, kilka niezobowiązujących odtworzeń całkowicie przypadkowych płyt i … dość uprzejmości, czyli bierzemy się za krytyczne odsłuchy. Już od pierwszych taktów „Extreme II – Pornograffitti” Extreme słychać, że włoskie phono ani myśli brać jeńców. Zaskakująco potężne i energetyczne brzmienie po otwierających album odgłosach burzy i lirycznym syntezatorowym preludium wgniata w fotel. W dodatku soczyste i wręcz monumentalne riffy wzmocnione energetycznymi partiami perkusji nie mają w sobie nic a nic z ospałej zwalistości, bowiem tak ich kontury, jak i precyzja rozmieszczenia na scenie jasno dają do zrozumienia, że cena PH-10 ani trochę nie oddaje klasy samego urządzenia. Tutaj nie ma bowiem nic a nic z brzmienia urządzeń, których cena oscyluje w granicach 5-6 kPLN, gdzie można powiedzieć, że jest już nieźle/dobrze, ale cały czas mamy świadomość, iż zawsze coś jest za coś i trafność wyboru zależeć będzie od tego który z elementów składowych został potraktowany bardziej kompromisowo a który mniej. Tymczasem patrząc na Gold Note’a nie tylko przez pryzmat jego ceny, ale i jej dwukrotności, śmiem twierdzić, że takowych kompromisów w tym przypadku nie ma. Pomijając hard-rockowe porykiwania również w bardziej lirycznych klimatach 10-ka roztacza swój niezaprzeczalny urok. Minimalistyczny, balladowy „More Than Words” zabrzmiał wręcz „audiofilsko” – z niezwykłą rozdzielczością oddane zostały tak gra na gitarze, jak i warstwa wokalna, oraz obecna w nagraniu aura pogłosowa. Nie ukrywam, że oczywiście można w tej materii pójść dalej, o wiele dalej, lecz jeśli nie dysponujemy kwotą, jakiej oczekują sprzedawcy np. za niedawno przez nas testowanego McIntosha MP1100 czy naszą dyżurną Therię to proszę mi wierzyć na słowo i lepiej zejść na ziemię mierząc siły na zamiary. Prawdziwe czary dziać się jednak zaczęły dopiero na „You Want It Darker” Leonarda Cohena, gdzie głos nieodżałowanego kanadyjskiego barda został sugestywnie, acz z umiarem, dosaturowany i „dopalony” emocjonalnie przez co stał się odrobinę silniejszy a przez to bardziej namacalny – podany bliżej. Podkreślam – „nieco”, gdyż nie mamy w tym momencie ordynarnego wypchnięcia pierwszego planu przed szereg i wpakowania wokalisty na kolana słuchacza, lecz jedynie zmniejszenie dzielącego ich dystansu i nadanie całości bardziej kameralnej, intymnej atmosfery. Jeśli jednak liczycie Państwo w tym momencie na ładne, bądź wręcz mdłe rozmemłanie przekazu, gdzie detale ustępują pola szeroko pojętej „muzykalności”, czyli zawoalowanemu zamuleniu, to spieszę z wyjaśnieniami, że możecie się srodze zawieźć. Zamiast bowiem przysłowiowej „buły” namacalność przekazu i poczucie dziania się wszystkiego w kategoriach „tu i teraz” opierają się na niezachwianej równowadze pomiędzy selektywnością – rozdzielczością a soczystością i nasyceniem. Mamy zatem niski, głęboki i blisko podany głos Cohena, lecz jednocześnie PH-10 cały czas dba o to, by słuchacz, uczestnik spektaklu miał świadomość tak wieku, jak i zdolności wokalno – emisyjnych sędziwego wokalisty. Sybilanty są wyraźne, twarde, obecne i ani myślą popadać w zbytnie, asekuranckie zaokrąglenie. Z resztą faktura wokalu jest chropawa, szorstka, do bólu prawdziwa a prawda, szczególnie naga, jak doskonale wiemy nie zawsze jest piękna. W tym momencie warto wspomnieć o wzorcowym doświetleniu tak przełomu średnicy i góry, jak i samych najwyższych składowych, które w tym wydaniu zapewniają jedynie świetny wgląd w nagranie i dostarczają bezlik informacji zapisanych na winylowych krążkach bez jednoczesnego popadania w irytującą ofensywność.
Na referencyjnym albumie „Moonlight Serenade” Raya Browna i Laurindo Almeidy różnicowanie gabarytów gitary i kontrabasu nie dość, że oczywiste jest po prostu widoczne jak na dłoni a wolumeny generowanych przez oba instrumenty dźwięków również są w pełni zgodne z naturą. W tym sposobem dochodzimy do kolejnej, nie ukrywam, że niezwykle mile zaskakującej i niespodziewanej na tych pułapach cenowych cechy Gold Note’a – właśnie do wierności odwzorowywania tak skali dźwięków, jak i realnych rozmiarów zarejestrowanego instrumentarium. Nie ma bowiem mowy o przeskalowywaniu całości, tak w górę, jak i w dół, więc tylko od reszty toru zależeć będzie, czy stan taki utrzymamy, czy też go świadomie, bądź nie zmodyfikujemy. Orkiestra symfoniczna jest potężnym aparatem wykonawczym, więc trudno spodziewać abyśmy zdołali wcisnąć ja do własnego pokoju, dlatego też przy takim repertuarze stajemy się widzami, obserwatorami całego widowiska zajmującymi wygodne miejsce na własnej kanapie, którą to z kolei dobrzy ludzie wstawili do którejś z teatralnych/operowych lóż. Najważniejsze jest jednak to, że zmiany punktu widzenia – siedzenia odbywają się w sposób całkowicie naturalny – nowa płyta, nowe nagranie oznaczają inne otoczenie i nikogo to nie dziwi, bądź dziwić nie powinno a że włoski przedwzmacniacz za każdym razem zabiera nas w magiczną podróż to już zupełnie inna sprawa. Czy można mieć zatem do niego o to pretensję? Nie wiem jak Państwo, ale ja od takich muzycznych wojaży jestem poważnie uzależniony i co gorsza ani mi w głowie się z tej słabości leczyć a Gold Note tylko ten stan pogłębił.

Zabierając się do napisania podsumowania bardzo starałem się trzymać emocje na wodzy. W końcu na testach mieliśmy stosunkowo niedrogi i to uwzględniając nasze polskie a nie ogólnoświatowe – audiofilskie realia przedwzmacniacz a nie topowy – egzotyczny cud techniki marek uparcie okupujących olimp rankingów w stylu Audio Tekne TEA-9501B, czy Tenora Pjhono 1. Tymczasem wychodzi na to, że jego zakup to nie jest okazja, lecz najzwyklejszy dumping mający na celu anihilację niczego niespodziewającej się konkurencji, więc jeśli tylko rozglądacie się za phonostagem z okolic … 10 000 PLN, to w pierwszej kolejności posłuchajcie Gold Note PH-10 a może się okazać, że zaoszczędzone środki będziecie mogli przeznaczyć np. na upgrade wkładki. Aż strach pomyśleć, czego będzie w stanie dokonać ten niepozorny Toskańczyk po dołożeniu zewnętrznego zasilania.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Yamaha WXAD 10
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI5; Boulder 865
– Przedwzmacniacz liniowy: Gato Audio PRD-3S
– Wzmacniacze mocy: Gato Audio PWR-222
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips

Opinia 2

W dzisiejszym starciu postaram przyjrzeć się marce, która przy sporej rozpoznawalności na naszym rynku wykonywała na tyle skuteczne uniki, że mimo wiedzy o jej ciekawej ofercie produktowej jako portal nie mieliśmy szczęścia skrzyżować z nią naszych audiofilskich ścieżek. Owszem, zdawkowo gdzieś w niezobowiązujących konfiguracjach udawało nam się co nieco posłuchać, ale jak dotąd oficjalny sparing recenzencki nie miał swojego precedensu. Dlatego też miło jest mi wszystkich zainteresowanych poinformować, iż w końcu nadszedł moment, w którym włoska marka Gold Note z podniesioną głową podjęła testową rękawicę. Interesujące? Powiem szczerze, dla mnie tak. Ale to nie koniec świetnych informacji, gdyż pikanterii temu zdarzeniu, w dobrym tego słowa znaczeniu, dodaje wystawiony do oceny produkt, jakim jest oznaczony symbolem PH-10 phonostage dla wkładek MM i MC. Zatem, gdy karty zostały rozdane, nie pozostaje mi nic innego, jak podziękować częstochowskiemu dystrybutorowi Delta-Audio za dostarczenie urządzenia do redakcji, a Was zaprosić na ciekawy miting po możliwościach sonicznych wspomnianego Włocha.

Tytułowy przedstawiciel działu obróbki sygnałów z wkładki gramofonowej nie jest specjalnie duży, ale nie można również powiedzieć, że konstruktorzy w dobie oszczędności na wszystkim gdzie się da upychali układy wewnętrzne do jak najmniejszego pudełka. Ot, otrzymujemy średniej wielkości, ciekawy stylistycznie produkt. Jak wygląda i co oferuje? Krótki opis wizualny nie może pominąć faktu informującego nas o użyciu drapanego aluminium do wykonania całej obudowy. Oczywiście oprócz przedniego, dość grubego panelu reszta korpusu jest zamkniętym, masywnym profilem a zaproponowany design i budulec nadają produktowi odpowiedniej dla włoskiej nacji dostojności. Patrząc na front łatwo zauważyć, iż oferuje bardzo czytelny wyświetlacz informujący nas o specyfikacji używanego w danym momencie rylca z pełnią niezbędnych dla konkretnego modelu danych typu: użyta krzywa korekcyjna, wzmocnienie, czy oporność. Rzucając okiem na obie flanki przedniej ścianki z jej prawej strony znajdziemy dodatkowo umożliwiające wybór wspomnianych wartości dla wkładki multi funkcyjne pokrętło, a na lewej mieniące się delikatnym złotem exlibrisowe logo marki. Podążając ku tyłowi mijamy równie ciekawy wizualnie, bo z wykonanymi skośnie na obydwu bokach podłużnymi otworami wentylacyjnymi i wygrawerowanym z tyłu zdecydowanie większym niż na froncie znakiem rozpoznawczym marki dach urządzenia. Docierając zaś do pleców z przyjemnością odbieramy fakt istnienia dwóch par wejść dla wkładek, dwóch zacisków masy, wyjść liniowych w standardach RCA i XLR, wielopinowego gniazda dla dodatkowego zasilacza, terminalu serwisowego i gniazda zasilającego. Przyznacie, że mimo ewidentnego unikania nadmiernego rozdmuchania konstrukcji oferta przyłączeniowa jest bardzo bogata, a ze swoich osobistych doświadczeń wiem, że obsługa dwóch wkładek bardzo pożądana.

Jak sonicznie spisuje się tytułowy Włoch? Prawdopodobnie wielu z Was się zdziwi, gdyż wbrew stwarzanym przez włoskie marki pozorom oscylowania w barwie ponad wszystko tytułowa 10-ka zdradza bardzo dużą ochotę do swobodnego, naładowanego informacjami grania. Jednak nie w szkodliwej odmianie nadpobudliwości, tylko dość ostrej kreski rysującej byt źródeł pozornych i świeżym wysokim tonom. Ale zaznaczam, to jest bardzo wysmakowane, zatem nie ma uczucia napadania słuchacza zbędnym pakietem informacji, tylko podanie świata muzyki w bardzo witalny sposób. Co ważne, przy całym namaszczeniu przez konstruktorów sznytem otwartości nie cierpi na tym sfera środka pasma. Owszem, za sprawą górnych rejestrów jest doświetlona, ale przy tym odpowiednio wysycona. I gdy zbierzemy w całość wszelkie wymienione aspekty, nasuwa się refleksja, jakoby opisywany przedwzmacniacz nie posiadał wad. Prawda to, czy nie? Szczerze? Na tym pułapie cenowym jestem bliski twierdzenia, że nie. A dlaczego stawiam moją tezę w świetle ceny? Niestety ta określa jakość wyrafinowania poszczególnych składowych, która w tym przypadku w stosunku do droższych konstrukcji w głównej mierze odnosi się do zbyt małej magii generowanej przez opisywane phono muzyki. Ale przypominam, takie postawienie sprawy umożliwia mi codzienne obcowanie z kilkukrotnie droższą konstrukcją, a wspominam o tej zależności nie dlatego, aby się pochwalić, tylko żeby potencjalny nabywca PH-10 wiedział, iż zawsze jest cos za coś, a w tym przypadku niższa cena, to bardzo dobry, ale nie będący szczytem możliwości światowych producentów dźwięk. Ok. Wiemy, że włoski ogier gra dobrze. A jak to przekłada się na konkretne propozycje płytowe? Proszę bardzo. Na niezobowiązujący początek zaproponuję najnowsze wydawnictwo Diany Krall „Turn Up The Quiet” sygnowane przez Verve. Efekt? Bardzo przyjemny głos wokalistki wprowadzał tyle pozytywnych artefaktów, że wspominana kilka linijek wcześniej ochota do doświetlania otaczającego nas świata była raczej czynnikiem wprowadzającym dodatkową dawkę radości ze słuchania muzyki, a nie nadmiernego efekciarstwa. Rozpatrując temat budowania wirtualnej sceny muzycznej trzeba oddać Włochowi sprawiedliwość, że zrobił to bardzo dobrze, gdyż odbywający się przede mną spektakl wykorzystywał całą szerokość i solidną głębokość przestrzeni pomiędzy kolumnami. I gdybym miał się do czegoś przyczepić, powiedziałbym, że jedynie ilość i dobitność oddania występujących w tym materiale sybilantów zdradzała sposób na muzykę według phono z Półwyspu Apenińskiego. Nie, w najmniejszym stopniu nie był to szkodliwy aspekt, ale artykułując wszelkie za i przeciw musiał wypłynąć jako byt sam w sobie. Kolejnym czarnym krążkiem mojej przygody z testowaną konstrukcją była muzyka dawna w adaptacji Jacoba Obrechta z oficyny Harmonia Mundi. To wydawnictwo podobnie do pani Krall jawiło się jako widowisko stawiające na radość z pełnym oddaniem zakresu informacji o wielkości goszczącej artystów kubatury kościelnej. Jednak, gdy w przypadku artystki około-jazzowej wypadało to bardzo przekonująco, w tym repertuarze słychać było, że pewna doza intymności podczas śpiewania kościelnych zapisów nutowych z pewnością by nie zaszkodziła. Niemniej jednak mierząc siły na zamiary również w tutaj nie atakuję bohatera, tylko opisuję jego zachowanie na tle potwierdzonych sporym doświadczeniem oczekiwań. Puentując ten jakże ciekawy w wyniki soniczne sparing chciałbym skreślić kilka strof o wyniku nakarmienia seta gramofonowego rasowym free jazzem. W tej roli wystąpił Ken Vandermark i jego kompilacja koncertów w krakowskim klubie Alchemia zatytułowana „The Vandermark 5 – Four Sides To The Story”. Jak to odebrałem? Powiem bez naciągania faktów, bardzo dobrze. Szybkość, energia, mocne osadzenie w basie i dobre napowietrzenie klubowej sceny pokazały to wydawnictwo w sposób, którego zawsze oczekuję. Naturalnie, przydałoby się trochę więcej nadawanej przez małe pomieszczenia klubu magii, ale gdy w myślach przywołałem żądaną za testowany przedwzmacniacz gramofonowy kwotę, wszelkie utyskiwanie odeszło w niebyt pozwalając mi tym sposobem przenieść się w te zarejestrowane niegdyś wydarzenia. Jednym słowem było zaskakująco angażująco, czego zaznania życzę wszystkim potencjalnym zainteresowanym kupnem testowanej konstrukcji.

Przyznam szczerze, rozpakowując rzeczonego phonostage’a i spoglądając na ciekłokrystaliczny wyświetlacz osobiste przed-odsłuchowe notowania nie wypadały najlepiej. To oczywiście był przedwczesny i trochę nieuprawniony osąd, ale na tle najnowszych trendów siłowej implementacji technologicznych nowinek gdzie się da czuję się trochę usprawiedliwiony. Na szczęście konstruktorzy Gold Note’a wiedzą co robią i mimo trochę ekstrawaganckiej, jak na stareńką technikę analogową aplikacji mini telewizorka nie dali ponieść się podmuchom współczesnych, spektakularnie napompowanych rozmachem sesji muzycznych. Tak umiejętnie zaprojektowali układy wewnętrzne, aby przy minimalnej dawce nonszalancji w kreowaniu ostrości przekazu zachować jego równowagę tonalną. Tak tak, równowagę tonalną, gdyż wszystkie moje narzekania ani razu tego aspektu nie wynosiły do skali problemu, tylko przy zwracaniu uwagi na jego byt określały go jako pewnego rodzaju sznyt grania, a to już jest inna para kaloszy. Przecież nie od dzisiaj wiadomo, że każde urządzenie bez względu na pozycję w cenniku ma swój przepis na muzykę i tylko jego wyrafinowanie pozycjonuje je w hierarchii żądanej za nie kwoty. I gdy spojrzymy na tą proponowaną do zapłacenia za PH-10 Gold Note’a, okaże się, że mamy do czynienia z bardzo dobrze radzącym sobie na analogowym polu przedwzmacniaczem gramofonowym. A jakby tego było mało, przypominam o obsłudze dwóch wkładek w jednym czasie, co dla zakręconych w tej materii audio maniaków w momencie korzystania z dodatkowego seta monofonicznego jest nie do przecenienia.

Jacek Pazio

Dystrybucja: Delta-Audio
Cena: 5 550 PLN

Dane techniczne:
Pasmo przenoszenia: 2 Hz – 200 kHz +/- 0.3dB @
Zniekształcenia THD : <0,002% MAX
Stosunek sygnał/ szum: -102dB
Czułość wejściowa: 0.1mV MC; 7.0mV MM
Impedancja wejściowa: 10Ω, 22Ω, 47Ω, 100Ω, 220Ω, 470Ω, 1000Ω, 22KΩ, 47KΩ
Wzmocnienie: 65dB MC – 45dB MM z 4 pziomami regulacji [-3dB, 0dB, +3dB, +6dB]
Dynamika: 122dB
Impedancja wyjściowa: 500Ω
Zużycie mocy: 30 W
Wymiary (S x W x G): 220mm x 80mm x 260 mm
Waga: 4 kg
Dostępne kolory: czarny, srebrny, czerwony, złoty

System wykorzystywany w teście:
– źródło: Reimyo CDT – 777 + DAP – 999 EX Limited
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond, Harmonix SLC, Harmonix Exquisite EXQ
IC RCA: Hijri „Milon”,
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, X-DC SM Milion Maestro, Furutech NanoFlux – NCF, Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints „ULTRA SS”, Stillpoints ”ULTRA MINI”
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA

Pobierz jako PDF