Opinia 1
Czasy gdy słuchawki były jedynie mniej bądź bardziej udanym substytutem zestawów stacjonarnych minęły tak dawno, że chyba jedynie najstarsi górale pamiętają kiedy to było. Oczywiście nie brakuje, tak jak z resztą wszędzie, plastikowego badziewia, które potrafi się rozłupać już przy próbie umieszczenia go na odbiegającym od azjatyckiej rozmiarówki czerepie, jednak jeśli skupimy się na pułapie, gdzie z racji tak cen, jak i wygórowanych oczekiwań wybrednej klienteli jakiekolwiek kompromisy odbierane są na równi z siarczystym beknięciem podczas wykwintnego bankietu, sytuacja staje się jasna i klarowna. High-End pozostaje bowiem High-Endem i to, czy dotyczy potężnych uzbrojonych w diamentowe przetworniki kolumn, czy właśnie słuchawek nie ma najmniejszego znaczenia. Trudno jednak oczekiwać, iż wszyscy miłośnicy najwyższej jakości reprodukowanego dźwięku znajdą w sobie tyle zapału, by mozolnie budować równolegle dwa systemy. Dlatego też najczęściej możemy spotkać się z konfiguracjami, gdy albo tor słuchawkowy jest zaledwie dodatkiem do pełnowymiarowego „ołtarzyka”, bądź na odwrót – to właśnie gabinetowy tor „nauszny” jest dopieszczony do granic zdrowego rozsądku, a czasem nawet poza nie, za to rezydujący w salonie zestaw pełni rolę czysto użytkową i niewiele odbiegającą od przysłowiowego soundbara. Warto jednak choć przez chwilę zastanowić się, czy przypadkiem nie dałoby się wypracować jakiegoś nie tyle zgniłego, co po prostu zdroworozsądkowego kompromisu pomiędzy tymi pozornie różnymi zbiorami oczekiwań, gdzie dany tor, wynikający z preferencji posiadacza, byłby jedynie zaakcentowany i ewentualne porównanie obu „odnóg” nie przypominało starcia Hafthora Bjornssona z Robertem Korzeniowskim w oktagonie. A gdy ów proces tentegowania w głowie wykonamy powinniśmy chociażby z ciekawości zerknąć w kierunku katalogu HiFiMAN-a, gdzie przy odrobinie szczęścia znajdziemy coś, co powyższe kryteria powinno spełnić. Co? Urządzenie dość zgrubnie określane mianem wzmacniacza słuchawkowego, czyli dwumodułowe 25 kg monstrum o symbolu EF-1000 zdolne oddać na wyjściu słuchawkowym 20 W w czystej klasie A i 50 W w klasie A / 110W w klasie A/B, które już raz u nas gościło. Skoro mieliśmy już z nim do czynienia, to zasadnym wydaje się pytanie po co po raz kolejny po nie sięgnęliśmy. Odpowiedź na to jest za to dziecinnie prosta i brzmi … HiFiMAN HE-R10P, czyli najnowsza odsłona zamkniętych ultra high-endowych magnetostatycznych -planarnych słuchawek, których wizytę zawdzięczamy białostockiemu dystrybutorowi marki – Rafko.
Gwoli przypomnienia jedynie wspomnę i odeślę do unboxingu, iż EF-1000 dociera do odbiorcy końcowego w dwóch wyposażonych w kółka i wysuwane rączki hermetycznych i śmiało można uznać, że praktycznie niezniszczalnych fligh-case’ach PELI™. W jednym jest sekcja sygnałowa z dedykowanymi przewodami a w drugiej zasilacz. Oba moduły prezentują się wybornie – masywne aluminiowe fronty i czarne dyskretne korpusy sprawiają, że nie widzę najmniejszego powodu, by wstydliwie chować je po kątach, bądź próbować upchnąć za szafką. Z racji pełnionych funkcji zasilacz może pochwalić się na płycie czołowej włącznikiem i dioda informująca o statusie urządzenia a na plecach dwoma wielopinowymi wyjściami prądowymi i zintegrowanym z włącznikiem i komora bezpiecznika gniazdem zasilającym IEC. Z kolei jednostka sygnałowa ma do zaoferowania zdecydowanie więcej. Lwią część jej frontu zajmuje bowiem płat czernionego akrylu, na którym patrząc od lewej mamy niewielkie pokrętło głośności, selektor wejść i wyjść oraz dwa wyjścia słuchawkowe – duży jack 6,3mm i 4-pionowe XLR. Jednak najciekawiej prezentuje się jego zaplecze, gdzie do dyspozycji otrzymujemy parę wejść XLR, przełącznik wejść i trzy pary gniazd RCA. Do taj pory wszystko w normie. Wystarczy jednak zerknąć piętro niżej, by odkryć, iż 1000-kę wyposażono również w standardowe, zakręcane terminale głośnikowe, pod którymi zamontowano dwa wielopinowe wejścia magistrali energetycznej. Całość posadowiono na eleganckich toczonych aluminiowych nóżkach. Pilota brak, jednak prawdę powiedziawszy spokojnie można się bez niego obejść, tym bardziej iż praktyka pokazuje, że manualna regulacja głośności po prostu brzmi lepiej aniżeli klikanie pilotem. W trzewiach części zasilającej znajdziemy potężne, konwencjonalne trafo i budzącą respekt baterię ośmiu kondensatorów Elna o pojemności 10 000 µF każdy, z kolei w module sygnałowym w stopniu wejściowym i napięciowym pracuje sześć Electro Harmonixów 6922 w układzie push-pull, za to stopień wyjściowy oparto na sześciu parach MOSFETów Hitachi.
Jak nietrudno się domyślić HE-R10P już takiej masywnej skorupy nie potrzebują, więc zamiast flight-case’a otrzymały zdecydowanie bardziej elegancką obszytą skórą skrzyneczkę z zajmującym praktycznie całe wieko szyldem ze szczotkowanego aluminium. Pierwszy rzut oka na jej zawartość może wywołać lekką konsternację, gdyż przynajmniej początkowo podobieństwo do niedawno recenzowanych HE-R10D jest aż nazbyt oczywista. O ile jednak muszle „budżetowych”, dynamików wykonano z sosny i były to informacje ogólnodostępne, to już w przypadku zauważalnie droższych HE-R10P producent okazał się zaskakująco enigmatyczny wspominając jedynie, iż są one … drewniane a swój charakterystyczny kształt zawdzięczają precyzyjnej obróbce na CNC. Całe szczęście rodzimy dystrybutor nieco uchyla rąbka tajemnicy otwarcie przyznając, iż tym razem sięgnięto po drewno wiśniowe. Mięsiste, wypełnione zapamiętującą kształt pianką pady („tranquility pads”) obszyto wysokiej jakości jagnięcą skórą z zewnątrz i welurem od środka. Do niedawna podobną – skórzaną tapicerką mógł się pochwalić zamontowany w nich pałąk, jednak dziwnym zbiegiem okoliczności producent postanowił nieco skomplikować życie miłośnikom nausznych rozkoszy i przynajmniej na chwilę obecną utrzymuje w swym portfolio zarówno wersję z pełnym, pokrytym skóra i gąbką pałąkiem, jak i będąca przedmiotem niniejszego testu inkarnację z aluminiowym pantografem i rozpiętym perforowanym znanym z HE 1000 V2 i Susvara skórzanym pasem. Trzewia to również przeprowadzona w obrębie firmowego katalogu transplantacja z Susvara polimerowych diafragm o grubości 1 µm z wtopionymi „niewidzialnymi” złotymi elektrodami Stealth Magnets o średnicy 5 µm. I jeszcze jeden drobiazg. Otóż uwspółcześniona wersja 10-ek w porównaniu do swojego wyposażonego w bliźniaczy do HE-R10D pełny, obszyty jagnięcą skóra pałąk nieco przytyła i jej waga z 460g wzrosła do 495 g.
Skoro obecność EF-1000 w recenzowanym zestawie jest swoistą powtórką z rozrywki, czyli tego, co udało mi się usłyszeć podczas testów Susvary, tym razem jedynie wspomnę, iż pod względem współpracy z moimi dyżurnymi Contourami 30 (bez „i”) nic a nic się w tzw. międzyczasie nie zmieniło. Nadal kluczową rolę odgrywała rozdzielczość i iście holograficzny realizm suto podlane jedwabistą gładkością. Jednak proszę nie mylić natywnej gładkości amplifikacji ze zgrubnym wygładzaniem, czyli uśrednianiem wszystkiego jak leci, gdyż np. na niezwykle „brudnym” i agresywnym albumie „Koma” niemieckiej formacji Null Positiv wokal intrygującej Elli Berlin był odpowiednio „zardzewiały” a gitarowym riffom nie sposób było odmówić wściekłej kąśliwości. Jedynie przy najbardziej brutalnych spiętrzeniach decybeli i informacji („Kriegier”, „Hoffnung ist ein süßes Gift”), gdzie oparta na podwójnej stopie przysłowiowa ściana dźwięku niemalże waliła się na słuchacza HiFiMAN musiał uznać wyższość 300W Brystona 4B³ trudno jednak mieć o to do niego pretensję, gdyż po pierwsze warto pamiętać, iż wyjścia głośnikowe w jego przypadku są jedynie, przynajmniej teoretycznie, niezobowiązującym dodatkiem, a po drugie bądźmy szczerzy – odsetek szaleńców gustujących w mieszance Nu Metalu z Neue Deutsche Härte gotowych używać EF-1000 w roli jedynej amplifikacji jest na tyle znikomy, że jeśli tylko takie indywiduum wśród klienteli azjatyckiego producenta się trafi, to z łatwością dopasuje do ww. wzmacniacza nieco mniej problematyczne do wysterowania kolumny.
Jeśli zastanawiacie się Państwo po co wraz z bądź co bądź dość poręcznymi słuchawkami białostocki dystrybutor dostarczył aż tak monstrualną amplifikację spieszę z wyjaśnieniem, iż powodem była znajomość tematu, co proszę mi wierzyć wcale nie jest takie oczywiste. Chodzi bowiem o to, iż o ile z dowolnym źródłem HE-R10P „jakoś” zagrają, to „jakoś” przy nausznikach za ponad 25 kPLN śmiało można uznać za porażkę i to sromotną. Mówiąc wprost, podpięte pod smartfon, bądź niemający referencyjnych ambicji wzmacniacz tytułowe HiFiMAN-y będą grały bezpiecznie i ładnie. Najniższych tonów będzie dużo, będą krągłe, masywne i na swój sposób pluszowe, jednak brakować będzie im timingu, zwartej definicji i zróżnicowania. Powiem wręcz, że będą pod tym względem ustępowały swojemu dynamicznemu rodzeństwu. Przykładowo szalenie trudny do zaszufladkowania, oscylujący pomiędzy taneczno-sennym popem a brutalnym, nieco industrialnym metalem „Sundowning” Sleep Token wyraźnie zwalniał tempo i zaczynał snuć się przy podłodze niczym mgła nad kampinoskimi bagnami. Wystarczyło jednak tylko zmienić przewód i dziurkę, czyli przepiąć się z telefonu na EF-1000 a HE-R10P nie tylko łapały wiatr w żagle i pokazywały swoje drugie oblicze, co po prostu przeobrażały się z szarej lichy w pięknego motyla. Przesadzam? Bynajmniej. Po prostu wraz ze zwiększeniem życiodajnego prądu tytułowe nauszniki zaczęły grać na miarę swoich możliwości a nie li tylko do poziomu ograniczeń zasilającej je amplifikacji. Nie tracąc nic ze swojej natywnej muzykalności i kultury dawały fenomenalny wgląd w nagranie świetnie ukazując zarówno poszczególne partie i gradację planów, jak i interakcje pomiędzy poszczególnymi uczestnikami spektaklu, do grona których z pewnością można w tym wypadku zaliczyć publiczność. Proszę tylko rzucić uchem na art-rockowo-progresywny live „The Tokyo Tapes” Steve’a Hacketta, bądź utrzymany w podobnym tonie „Pulse” Pink Floyd, gdzie niby publiczność zachowuje się nad wyraz kulturalnie i trzyma emocje na wodzy a jednocześnie jej obecność jest oczywista. Podobnie jak jej lokalizacja, czyli to my nie wiedzieć kiedy znaleźliśmy się w jej szeregach a nasi ulubieni artyści są na scenie przed i nieco nad nami. Bez jakiejkolwiek napastliwości, bez wyskakiwania przed szereg i bez pakowania się nam na kolana. Zdystansowanie i asekuranctwo? W żadnym wypadku – po prostu wierne oddanie koncertowych realiów, tak pod względem przestrzeni, jak i swobody propagacji wszelakich dźwięków.
Równowagę tonalną tytułowego duetu śmiem określić mianem zbliżonej do neutralnej, lecz zbliżonej od jej cieplejszej i bardziej soczystej strony. Przekaz jest bardziej dociążony aniżeli w dynamicznych HE-R10D, jednak nadal bliżej mu do tego co reprezentował model Susvara aniżeli gęstości i lekkiego przyciemnienia Final Sonorus X, choć proszę im wierzyć, iż mając do wyboru najchętniej zachowałbym i japońskie i chińskie ciesząc się z obu par. Z powyższego tekstu mogłoby wynikać, że 10-ki ze względu na swoją muzykalność i humanitarne podejście do niekoniecznie referencyjnych nagrań są przeciwieństwem jakże oczekiwanej w High Endzie rozdzielczości. To jednak, jak już nadmieniłem, li tylko pozory, gdyż o ile nie sposób uznać, iż tytułowe nauszniki są analityczne, bo takie nie są, to rozdzielczością charakteryzują się wyborną, lecz zamiast podkreślać detale, krawędzie i iść w kierunku okołosamplerowej przesady stawiają na naturalność. Może to dla miłośników audiofilskich wiwisekcji niewiele, jednak jeśli mówimy o możliwie najwierniejszym oddaniu absolutu jakim jest słuchanie muzyki granej „na żywca”, to właśnie HE-R10P niebezpiecznie blisko owego wzorca podchodzą.
Uff. Trochę się rozpisałem, lecz proszę mi wierzyć na słowo a najlepiej przekonać się na własne uszy, iż napędzane HiFiMAN-em EF-1000 zamknięte HE-R10P są klasą samą dla siebie. Ale zaraz, zaraz. Przecież praktycznie poza opisem budowy nie odniosłem się do ich „zamkniętości”. To błąd i niedopatrzenie z mojej strony? Absolutnie nie – na tym pułapie konstrukcja ma znaczenie co najwyżej drugorzędne, a biorąc pod uwagę fakt, iż sam konstruktor tak zaprojektował muszle HE-R10P, by pomimo zamkniętej formy oferowały zalety korpusów otwartych, to skoro jakoś nad owymi inżynieryjnymi niuansami się nie rozwodziłem wydaje się najlepszym potwierdzeniem sukcesu.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Jak unaocznia otwierająca ten test fotografia, na przestrzeni ostatnich kilku tygodni po raz kolejny zmierzymy się ze znanym nam bardzo dobrze producentem słuchawek. Chodzi oczywiście o podmiot z tak zwanego kraju środka, czyli bardzo popularnego nie tylko na naszych łamach, ale również, a chyba nawet bardziej pośród Was, spokojnie uznawanego za jednego z głównych graczy na światowym rynku chińskiego HiFiMAN-a. Jednak myliłby się ten, kto sądziłby, że akurat dzisiejsze starcie jest jakimkolwiek przypadkiem. Nic z tych rzeczy. To jest ruch wykonany z przemyślaną premedytacją. Jednak nie w celach nachalnej propagandy, tylko po fajnym odbiorze dedykowanego zwykłemu Kowalskiemu modelu HE-R10D, jako propozycja dla co prawda nieco bardziej zasobnego w środki płatnicze NBP, ale nadal rodzimego audiofila. O czym tym razem będzie mowa? Jak można się spodziewać, o produkcie stojącym znacznie wyżej w portfolio marki, do weryfikacji pełni możliwości którego poprosiliśmy stacjonującego w Białymstoku dystrybutora Rafko o spełniający najwyższe standardy soniczne wzmacniacz. Naturalnie po odpowiednim naświetleniu sprawy nie musieliśmy się powtarzać, dzięki czemu w dniu dzisiejszym zapraszam zainteresowanych – niekoniecznie tylko ortodoksyjnych „słuchawko-maniaków” – na kilka strof o w głównej mierze nausznikach HiFiMAN HE-R10P, które wspierać będzie znany już z wcześniejszych recenzenckich występów dwuelementowy wzmacniacz HiFiMAN EF-1000.
Pewnie zauważyliście, że nasze dzisiejsze bohaterki, w handlowej specyfikacji oznaczone literką P wizualnie – mam na myśli muszle skrywające przetworniki – są dość podobne do poprzedniczek oznaczonych literką D. Jednak owe muszle to ich jedyne podobieństwo. Otóż w tym przypadku jak na starsze i znacznie droższe siostry przystało, oprócz pokrewieństwa w postaci obszernych w kwestii wewnętrznej objętości, muszli wykonanych z litego drewna wiśniowego, mamy do czynienia z całkowicie innym produktem. Produktem, który w celach minimalizacji skutków długotrwałego użytkowania, a przez to pocenia się głowy, został wyposażony w perforowany okrągłymi otworami skórzany pas nagłowny rozpięty na świetnie prezentującym się wizualnie aluminiowym pałąku, wykonane z aluminium lotniczego akcesoria umożliwiają połączenie muszli ze wspomnianą konstrukcją wygodne usadowienie ich na naszym ośrodku zarządzania ciałem oraz przyjemną w dotyku i użytkowaniu skórę padów przylegających do głowy. Ale to nie koniec różnic, bowiem clou programu HE-R10P są przenoszące nas w inny wymiar projekcji świata muzyki tym razem nie dynamiczne, a planarne przetworniki. Dodatkowym novum tego modelu jest pokrycie membran strukturą na bazie nanotechnologii i zastosowanie autorskich, niewidzialnych akustycznie, dlatego z powodzeniem zastosowanych po obydwu stronach membran magnesów Stealth Magnets. Jeśli chodzi o same muszle, ich kształt i wielkość podobnie do reszty zastosowanych w tym modelu rozwiązań również nie są dziełem przypadku. Chodzi mianowicie o wykreowanie zjawiskowej przestrzeni i oddechu słuchanej muzyki, przy zachowaniu jej ciepła, klarowności oraz zapewnienia nie tylko głębokiego, ale również pełnego werwy basu. Tak prezentujące się Chinki w celach pokazania pełnej dbałości firmy o potencjalnego klienta zostały wyposażone w trzy wykonane z wysokiej jakości monokrystalicznej miedzi, odpinane przewody z wtykami mały i duży jack oraz XLR. Na koniec opiniowane panny pakowane są w zgrabny, z zewnątrz wykończony skórą i aluminium, a wewnątrz aksamitną wyściółką kuferek.
Z uwagi na już kolejny występ firmowego wzmacniacza HiFiMANEF-1000 nie będę się ad nim rozwodził, tylko pokrótce wspomnę, iż ma wydzielony zasilacz i co dla wielu może być istotne, przy ofercie 50W mocy dla 8 Ohm w klasie A jest w stanie zasilić w miarę normalne pod względem przebiegu impedancji kolumny. Obydwie skrzynki są spójne wizualnie i wykorzystują różnej wielkości dość głębokie prostopadłościany. Ich fronty wykonano z załamującego się na bokach ku tyłowi aluminium. Naturalnie w zależności od zadań każdy został inaczej wyposażony. I tak główny gracz w kontrastującym ze srebrem całego panelu w centrum awersu czarnym akrylowym okienku został uzbrojony w gałkę wzmocnienia sygnału, dwa przyciski wyboru wejścia z diodami potwierdzającymi inicjację danej funkcji i dwa rodzaje gniazd słuchawkowych – duży jack i XLR.
Tymczasem zasilacz może pochwalić się jedynie okrągłym włącznikiem i nad nim diodą sygnalizującą pracę. Jeśli chodzi o tylne panele, piecyk oferuje kpl. zacisków kolumnowych, 3 wejścia liniowe RCA, jedno XLR oraz dwa wielopinowe terminale do czerpania energii z zasilacza, natomiast dawca energii elektrycznej proponuje nam jedynie bliźniacze do wzmacniacza okrągłe gniazda dystrybuujące prąd i zintegrowane z głównym włącznikiem gniazdo zasilania IEC. Naturalnie w zestawie znajdziemy również niezbędne do połączenia obydwu komponentów dedykowane kable. Bardzo wymownym akcentem dbałości producenta o każdy szczegół w swojej ofercie jest zabezpieczenie wzmacniacza na czas logistyki. Otóż producent spakował obydwa komponenty w osobne, wręcz pancerne, bo wykonane z trwałego tworzywa sztucznego kuferki. A żeby tego było mało, dodatkowo wyposażył je w kółka ułatwiające łatwe przemieszczanie ich przez jednego osobnika. Powiem tylko tyle, szacun.
Próbując przelać na klawiaturę wrażenia z czasu spędzonego z tytułowym zestawem, nie mogę nie odnieść się do poprzedniego starcia z modelem HE-R10D. Otóż wówczas pisałem o świetnym bilansie tonalnym, fajnej barwie, dobrej swobodzie i spójności przekazu. To było na tyle ciekawe doznanie, że gdybym był zmuszony do częstego obcowania ze słuchawkami, prawdopodobnie nie szukałbym nic więcej, tylko je kupił i zatopił się w ulubionej muzyce. Tymczasem przy obecnym stanie wiedzy na temat oferty tego brandu, a dokładnie po przywoływanym w tej chwili teście, w momencie dysponowania większą gotówką miałbym zgryz, czy wystarczy mi li tylko bardzo granie. I nie chodzi o to, że tamte słuchawki jednak były słabe, ba zapewniam, że w swojej klasie świetne, tylko to co zaoferowały dzisiejsze „planary” wymyka się jakiemukolwiek porównaniu obydwu konstrukcji. Owszem, nadal mamy dobry balans tonalny, konsekwentnie odpowiednie nasycenie i barwę, jednak oprócz tego, że droższe zabawki robią to na znacznie wyższym, bo okraszonym zniewalającym pakietem informacji i zróżnicowaniem odcieni każdego z podzakresów poziomie, to dodatkowo wprowadzają do przekazu niewiarygodną dawkę klarowności i lotności. Nagle muzyka nabiera oczekiwanego oddechu. Z jednej strony staje się mniej ofensywna, za to z drugiej dzięki niewymuszoności prezentacji mimowolnie chcemy się w niej zatopić. Przestaje siłowo namawiać do zrozumienia zamierzeń artystów, tylko pokazując ich intencje w wyrafinowany, bo raz pełen spokoju, a innym razem agresywny, ale nigdy nie przerysowany sposób, pod-progowo zmusza do oczekiwania na mającą za moment zawisnąć w świetnie rozplanowanym, odpowiednio oddalonej od ośrodka słuchu wirtualnym przestrzeni kolejną nutę. Jak to możliwe? Nie mam pojęcia. Ale bazując na informacjach o różnicach pomiędzy obydwoma modelami słuchawek słowem kluczem jest zastosowana znacznie wyższa technologia w przetwornikach. Jak to przekłada się na muzykę?
Konsekwentnie bazując na poprzednim teście zacznę od Melody Gardot „Sunset In The Blue”. W tym przypadku okazało się, że z pozoru mniej w konsekwencji wiedzy co jest istotą dobrej prezentacji, jest lepiej. Co to znaczy mniej? Najważniejszym „mniej” w tym przypadku okazała się być zbędnie podkręcana waga dźwięku. Nie było już tyle syropu, co sprawiło, że muzyka nabrała przyjemnej swobody i przy okazji malowała ją pozwalającą dokładniej określić wielkość i odległość od siebie źródeł pozornych, ostrzejszą kreską. W odniesieniu do damskiej wokalizy ryzykowny ruch? Nic z tych rzeczy. Właśnie dzięki temu zabiegowi okazało się, że artystka wydaje ruchy mimiczne twarzy, oddycha i świetnie moduluje swój głos, co niestety w poprzednim wydaniu było lekko uśrednione. W odniesieniu do ceny tamtego modelu całkowicie usprawiedliwione, jednak w wartościach bezwzględnych jednak uśrednione. A jeśli tak, to uciekało mi sporo nie tylko fajnego, ale dodatkowo mówiącego prawdę o tym nagraniu planktonu. A przecież o bezwzględne oddanie zapisanych na płycie informacji nam chodzi.
Kolejnym przykładem był mainstreamowy blues Johna Cottona na płycie „Deep In The Blues”. To kolokwialnie mówiąc była w pozytywnym tego słowa znaczeniu miazga. Jak to często bywa, bluesowy frontmen ma zniszczony życiem głos. To jest coś w stylu świetnego w odbiorze skrzeczenia, co notabene było ewidentną wodą na młyn dobra niesionego przez opisywane słuchawki planarne. Każdy kontrolowany szmer, przypadkowy wokalny przester były czymś, dla którego w wielu wypadkach słuchamy tego rodzaju muzyki. To powinna być feeria bliżej nieokreślonych wokalnych zbiegów okoliczności, które w wydaniu zestawu testowego wypadły nawet nie znakomicie, ale wręcz fenomenalnie. Oczywiście nie należy zapominać o znacznie lepszej prezentacji ciężkiego do utrzymania w ryzach podczas szaleńczej wirtuozerii, kontrabasu Charlie Hadena. Jednak uwierzcie mi, z całym szacunkiem do nieżyjącego już Charliego John Cotton swoim wokalem zwyczajnie przykrył go czapką.
Na koniec koncertowy Pink Floyd „Delicate Sound Of Thunder”. W tym przypadku okazało się, że już wówczas świetna prezentacja zapisów koncertowych może być jeszcze lepsza. A lepsza dlatego, że dzięki witalności i swobodzie przekazu, a przez to pozornego oddalenia wydarzeń od naszych uszu, pokazująca więcej niuansów z tła. Dostałem niby mniej w kwestii wagi dźwięku, ale przy konsekwentnym utrzymaniu wprowadzającego oddech na scenę, odpowiedniego bilansu tonalnego, zyskałem więcej w domenie przyswajanego pakietu niezbędnych do poczucia bycia tam i wtedy swobodnie wybrzmiewających informacji. Jednym słowem koncert zabrzmiał świetnie.
Gdy doszliśmy do puenty tego spotkania, nie tylko w pełni oczekiwanym przez Was, ale oczywiście naturalną koleją rzeczy zrozumiałym działaniem jest wydanie przeze mnie opinii, czy po pierwsze – nasze bohaterki są warte żądanej za nie kwoty, a po drugie – czy mogą mieć przeciw sobie jakiś oponentów. Przecież po to zabieram się za testowanie, aby Wam w jakiś sposób pomóc. Dlatego spełniając swój obowiązek powiem tylko tyle. Opiniowane dzisiaj słuchawki HiFiMAN HE-R10P nie tylko znakomicie bronią się w relacji jakość/cena, ale również powinny trafić w gusta praktycznie każdego osobnika potrafiącego docenić zjawiskowo bliską realnego świata prezentację muzyki. Owszem, zawsze ktoś może pokręcić nosem. Jednak jestem dziwnie spokojny, że jeśli nawet, w stosunku do zbioru zadowolonych dusz będzie to promil potencjalnych zainteresowanych.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition,
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II
Dystrybucja: Rafko
Producent: HiFiMAN
Ceny:
HiFiMAN EF-1000: 71 999 PLN
HiFiMAN HE-R10P: 26 695 PLN
Dane techniczne
HiFiMAN EF-1000
Stopień wejściowy: Lampowy układ SRPP (6 szt. 6922)
Moc wyjścia słuchawkowego przy 35Ω: 20 W w czystej klasie A
Moc na wyjściach głośnikowych przy 8Ω: 50 W w czystej klasie A, 110W / klasa A/B
Stosunek sygnał/szum: 108dB
Zakres dynamiki: 111dB
Wymiary
Jednostka główna (G x S x W): 460 x 280 x 170 mm
Zasilacz (G x S x W): 360 x 200 x 170 mm
Waga
Jednostka główna: 13.45 kg
Zasilacz: 11.2 kg
HiFiMAN HE-R10P
Konstrukcja: Nagłowne, wokółuszne, zamknięte
Przetworniki: Magnetostatyczne (wstęgowe)
Impedancja: 30 Ω
Skuteczność: 100 dB
Pasmo przenoszenia: 10Hz – 60kHz
Wyposażenie: 3 kable z różnymi wtykami(mini jack 3.5mm, jack 6.35mm i XLR)
Waga: 495 g