Nie licząc wkładek gramofonowych i akcesoriów w stylu żelowej „poduszki” DS Audio ST-50, dzisiejszy gość swymi gabarytami wręcz idealnie wpisuje się w ideę dalece posuniętej miniaturyzacji. W dodatku pracuje w domenie cyfrowej i na swój sposób uzupełnia ofertę wszelakiej maści uzdatniaczy i poprawiaczy tego, co nasze plikowe źródła mają do zaoferowania, lecz w przeciwieństwie do budzących niezrozumiałą ekscytację, czy też święte oburzenie u niezorientowanych w temacie kablo-, stoliko-, akcesorio-, i powoli dochodzę do wniosku, że chyba wszystko-sceptyków (taki audiofilski odpowiednik antyszczepionkowców i płaskoziemców) ostatnio goszczących na naszych łamach switchy ethernetowych (Telegärtner, SOtM, Silent Angel) zamiast transmisją po popularnej „skrętce” zajmuje się komunikacją z wykorzystaniem złącz USB. Mowa bowiem o regeneratorze sygnału 3R USB Renaissance mk2 Blackstar edition autorstwa greckiej, w końcu mamy wakacje i taka typowo letnia destynacja wydaje się jak najbardziej na miejscu, firmy Ideon Audio, którego to pojawienie się w naszej redakcji zawdzięczamy wrocławskiemu Audio Atelier.
Jeśli chodzi o walory estetyczne naszego dzisiejszego gościa, to śmiało możemy uznać, iż prezentuje się on całkiem schludnie, acz bez zbytniego szaleństwa. Ot klasyczny spłaszczony aluminiowy profil korpusu zamknięty u swych krańców stosownymi zaślepkami. Z jednej strony mamy zatem wejście USB i gniazdo zasilacza a z drugiej wyjście USB i dwie diody – czerwoną informującą o doprowadzeniu sygnału audio i zieloną zasilania. A właśnie – zasilacz. To wybitnie budżetowa, OEM-owa, wtyczkowa impulsówka dostarczająca greckiemu maluchowi napięcie 7,5 V, do której nie miałbym większych uwag, gdyby nie fakt orientacji jej bolców zasilających. Otóż ustawione są one równolegle, a nie prostopadle do jej osi, przez co i ile tylko nie chcemy, by zajmowała nam dwa gniazda w listwie (de facto jedno tylko „zasłaniała”) konieczne jest wpięcie jej w skrajną miejscówkę. Nie ma jednak co drzeć szat, tylko zamiast lamentować nad problemem po prostu go rozwiązać i w dodatku poprawić osiągi zestawu, czyli rozejrzeć się za jakimś sensownym zasilaczem liniowym. I jeszcze jedno. Otóż przy wadze 62 g Ideon 3R podłączony do nawet dość wiotkich przewodów wykazuje tendencje nie tyle do przesuwania co wręcz lewitacji.
Dokonując wirtualnej wiwisekcji i śledząc ścieżkę sygnału jest on na wejściu regenerowany, synchronizowany z wbudowanym zegarem (oscylatorem kwarcowym) i poprawiane jest też sterowanie urządzenia odbiorczego. Na wyjście USB jest podawane niezależne od urządzenia źródłowego, generowane samodzielnie przez 3R USB Renaissance mk2 napięcie zasilające 5V o maksymalnym prądzie 600mA.
Urządzenie ma osobne zasilanie dla rdzenia cyfrowego, femto oscylator o bardzo wysokiej precyzji. Producent chwali się zarówno stosowaniem nowoczesnych, programowalnych układów, jak i firmwarem będącym własnym opracowaniem Ideon Audio. I w tym momencie dochodzimy do sedna, czyli do różnic pomiędzy aktualną a poprzednimi inkarnacjami. Otóż wcześniej Grecy korzystali z kości Texas Instruments – interfejsu wejściowego TUSB211 USB 2.0 High Speed i huba TUSB4020 na wyjściu z zasilaniem opartym na stabilizatorze TPS7A4701. Tymczasem w będącej obiektem niniejszej epistoły wersji w roli odbiornika pojawia się programowalny układ VariSense a na wyjściu, również oferująca możliwość programowania, kość PHYBoost. Dodatkowo postawiono na nowe oscylatory kwarcowe ASIC i ultra-precyzyjne modulatory Delta Sigma trzeciego rzędu redukujące szum do pomijalnych wartości. Wykorzystywane są kondensatory os-con o bardzo małym współczynniku ESR (Conductive Polymer Aluminium Solid Capacitors) a także stabilizatory o bardzo niskim poziomie szumów.
Zanim przystąpię do wybitnie subiektywnych wynurzeń poświęconym wpływowi na brzmienie mojego systemu tytułowego akcesorium pozwolę sobie na małą dygresję. Otóż już podczas będącej zaczynem do niniejszej epistoły rozmowy z dystrybutorem najdelikatniej rzecz ujmując niespecjalnie paliłem się do przetestowania greckiego regenerator sygnału. Niby idea reclokingu i wszelakiej maści konwersji nie jest mi obca i z autopsji wiem, że potrafi, oczywiście umiejętnie zaimplementowana, zdziałać wiele dobrego, o tyle akurat w tym wypadku właśnie o samą implementację chodziło. Bowiem o ile jest to mniej bądź bardziej zintegrowana z przetwornikiem / transportem sekcja / płytka, to o ile interfejs na to pozwala można korzystać, bądź też nie z jej uroków całkowicie bezinwazyjnie – z reguły przełączając coś w menu / na pilocie. Tymczasem 3R nie dość, że jest dodatkowym elementem w torze, to jeszcze wymaga zdublowania okablowania USB. Zamiast bowiem na podobieństwo „przelotek” ifi (iPurifier3, iDefender+, iSilencer+) mieć postać wtyczkowej „przedłużki” trzeba go wpiąć pomiędzy dwa przewody. Niesie to ze sobą oczywiste wątpliwości wynikające z multiplikowania połączeń a jednocześnie znacząco komplikuje metodologię testu. Czemu? Cóż, w idealnych warunkach aby nikt nie miał się do czego przyczepić, wypadałoby dysponować przynajmniej jednym, dajmy na to dwumetrowym, przewodem USB, dwoma takimi samymi modelami, lecz już metrowymi i jakąś możliwie transparentną „przelotką”. Skoro jednak wrocławski dystrybutor nic z powyższego pakietu do ww. regeneratora nie dołączył uznałem, że posłużę się tym, czego używam na co dzień, czyli dyżurnym przewodem Fidata HFU2 i topowym Vermöuth Audio Reference USB.
Jak postanowiłem, tak zrobiłem i uzbrojony w wydawać by się mogło nieskończone pokłady sceptycyzmu zabrałem się za odsłuchy. Wpięta w tor, podłączona do prądu 3R-ka łypnęła na mnie złowieszczo swymi heterochromicznymi (różnobarwnymi) ślepiami i … się zaczęło. Niczym w edytowanym przez Gideona (fenomenalny Roy Scheider) w „All That Jazz” stand-upie Lenny’ego Bruceesque (Cliff Gorman) przerobiłem klasyczne pięć etapów (według Kübler-Ross) godzenia się „ze śmiercią” – śmiercią mojego ww. sceptycyzmu i uprzedzeń. Gniew – nawet się tego porządnie ustawić nie da. Zaprzeczenie – nie, to nie ma prawa aż w takim stopniu wpływać na brzmienie, na 100% to autosugestia. Negocjacje – może jak zamienię miejscami przewody, to nie będzie tego ustrojstwa aż tak słychać. Depresja – cholera, kolejne audio voo-doo i kolejny raz padło na mnie, co ja ludziom powiem. Akceptacja – skoro „bez 3R” jest gorzej niż „z 3R” to przecież nie będę sam sobie wmawiał, że jest inaczej.
Skoro wspomniałem „Cały ten zgiełk”, to nie mogłem odmówić sobie przyjemności sięgnięcia po pojawiający się tam „Concerto for Strings and Continuo in G, R.151 Concerto alla Rustica” Vivaldiego (akurat w tym wykonaniu Trevor Pinnock z The English Concert gnają niemalże na złamanie karku, więc dla porównania polecam nieco „dostojniejszą”, wersję Naxosa – w wykonaniu Takako Nishizaki z Capella Istropolitana i Stephenem Gunzenhauserem). Niby to tylko barokowe evergreeny, ale nie dość, że po mistrzowsku zagrane, to w dodatku pełne urokliwych niuansów, które przy pobieżnym odsłuchu mogą po prostu umknąć. Tymczasem 3R właśnie owe drugo i trzecioplanowe perełki „odkurza” i wyciąga na światło dzienne. Weźmy na ten przykład nieszczęsny klawesyn, który w większości przypadków po prostu smętnie gdzieś pobrzękuje. Tymczasem z wpiętym greckim uzdatniaczem nabiera on przyjemnego body i dostojności, dzięki czemu nadal zajmując swoje dotychczasowe miejsce nie jest „przykrywany” przez pozostałe instrumentarium. Generalnie dźwięk jest bardziej namacalny, wysycony, organiczny a prezentacja zyskuje na trójwymiarowości, przez co wieloplanowość staje się faktem a nie domysłem. Świetnie to słychać na niewielkich, kameralnych składach w stylu „Jazz Sahara” Ahmeda Abdula Malika, gdzie każdy mikro-detal jest na wagę złota, gdyż ma swoje jasno określone czas i miejsce, więc bez niego cała misterna układanka wydawać się może niekompletna. Co ciekawe ww. ekshumacja wcale nie oznacza i nie ma na celu zaburzenia perspektywy, czy też sztucznego wypychania przed szereg nieistotnych artefaktów a jedynie przywrócenie możliwości percepcji pełni zawartych w materiale źródłowym informacji, a nie li tylko ich części. Zamiast bowiem bezrefleksyjnie ślizgać się jedynie po powierzchni, bez najmniejszego trudu zyskujemy dostęp do ich najgłębszych pokładów. Mocno orientalne instrumentarium świetnie to pokazuje, gdyż jego nieco chropawa, pobudzająca uśpione do tej pory synapsy barwa intrygująco kontrastuje z gładkością i kremowością saksofonu Johnny’ego Griffina a jednocześnie mamy do czynienia z niezaprzeczalną homogenicznością monolitycznego spektaklu.
Jeśli zaś chodzi o coś cięższego pozwoliłem sobie sięgnąć po twórczość dość „tajemniczego” … boysbandu WarKings, czyli najnowszy krążek „Revenge”. O co chodzi z tą tajemniczością? O to, że początkowo z zamaskowanego składu ujawniono personalia jedynie wokalisty – rzymskiego Trybuna, czyli Georga Neuhausera (Serenity) a reszta muzyków ukrywała się pod mocno teatralną charakteryzacją i adekwatnymi pseudonimami. Całe szczęście zarówno fani power metalowego łojenia jak i sam wydawca – Napalm Records nie są w ciemię bici i o ile przy debiucie jeszcze zabawa w ciuciubabkę miała jakiś sens (głównie o podłożu marketingowym), to już przy drugim krążku nie było sensu odgrzewać tego samego kotleta. I tak na gitarze ogniste riffy wycina Krzyżowiec (Markus Pohl – Mystic Prophecy i ex Symphorce), basem szarpie Wiking (Christian Rodens – Souldrinker i Watch Me Bleed) a za perkusją zasiadł Spartanin (Steffen Theurer – ex Chinchilla i Symphorce), strasznie brzmi to spolszczenie epickiego Spartan. Jakby tego było mało w dwóch utworach – „Odin’s Sons” oraz „Sparta” pojawia się zjawiskowa Queen of the Damned, czyli Melissa Bonny. Mamy zatem istną lawinę szaleńczo gnających i zajadle kąsających nasze zmysły riffów, perkusyjnych blastów i sięgających death-metalu porykiwań, gdzie bezpardonowa nawałnica decybeli przy upośledzonej rozdzielczości będzie odbierana jako przysłowiowa ściana dźwięku, natomiast z Ideonem ilość informacji idzie w parze z ich jakością i zróżnicowaniem. Warto też zwrócić uwagę na fenomenalną „materializację” wokalistów, którzy wśród tej kakofonicznej, przynajmniej dla postronnych obserwatorów, zawieruchy są w stanie zapewnić pełną komunikatywność i zrozumienie warstwy tekstowej, włączając w to fragmenty iście pierwotnego growlu jakim słuchaczy raczy Melissa Bonny.
I jeszcze jedno. Skoro 3R czyni takie „cuda” wydawać by się mogło, że jego obecność w torze powinna rekompensować oszczędności poczynione na samym okablowaniu. Niestety praktyka pokazuje, że o ile Ideon wpięty pomiędzy budżetowe Wireworldy (Ultraviolet / Starlight) przynosi znaczącą poprawę – ponownie „z” gra lepiej niż „bez”, to niestety owemu „lepiej”, sporo brakuje do tego, co udaje się wycisnąć z wyższej klasy przewodami (Fidata/ Vermöuth). Spada zarówno rozdzielczość, jak i uzależniająca namacalność, przez co nie sposób już mówić o „byciu” i „uczestnictwie” w konkretnym nagraniu/koncercie a jedynie o zajmowaniu miejsc na widowni, co w obecnych – pandemicznych realiach i tak należy rozpatrywać w kategorii wygranej na loterii. Jeśli jednak nie są Państwo do końca przekonani o sensowności ponoszenia dodatkowych wydatków, to mam tylko jedną, sprawdzoną w bojach radę – lepszy przewód dajcie za a nie przed Ideonem.
No i się porobiło. Miała wyjść krótka notka o charakterze czysto zajawkowym, ot kilka uwag o pojawiającej się na rodzimym rynku swoistej „ciekawostce przyrodniczej”, a zanim się spostrzegłem wyszedł pełnowymiarowy test. Wniosek? Jest ich kilka. Po pierwsze pozory mylą, gdyż chyba nikt, włącznie ze mną, nie spodziewał się, że niepozorny audio bibelot potrafi aż tak namieszać. Po drugie fakt, iż z transmisją po USB mamy do czynienia od lat a nadal można z niej „wycisnąć” kolejne pokłady wyrafinowania. I po trzecie – dzięki Ideon Audio 3R USB Renaissance mk2 Blackstar edition za naprawdę niewielką kwotę mamy szanse wprowadzić nasz system, a dokładnie jego „plikową” część, na zdecydowanie wyższy poziom. Chyba trudno o lepszą rekomendację.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp; Musical Fidelity M6 Vinyl; RCM Audio Sensor 2 Mk II
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Anort Consequence; Artoc Ultra Reference; Arago Excellence
– Stolik: Rogoz Audio 4SM
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Dystrybucja: Audio Atelier
Cena: 1 599 PLN
Dane techniczne
Sygnał wyjściowy: 600 mA / 5 V
Wymiary (W x S x G): 17 x 75 x 57 mm
Waga: 62 g + zasilacz