Opinia 1
Przypominacie sobie podobne do tytułowego zestawienie w naszym recenzenckim portfolio? Sądzę, że zdecydowana większość z Was odpowie twierdząco. Jednak jeśli jakimś cudem wykorzystująca komponenty będących dzisiejszym punktem zainteresowania marek konfiguracja przeszła obok kogoś niezauważenie, przypomnę, iż jesienią ubiegłego roku, tuż po warszawskiej wystawie AVS, mieliśmy przyjemność gościć oparty o tytułowe brandy zestaw marzeń z topowym wzmocnieniem spod znaku Naim Statement i drugą od góry w cenniku marki Focal Stella Utopia EM EVO konstrukcją kolumn w rolach głównych. Co wówczas się wydarzyło, jest bardzo łatwym do zweryfikowania po użyciu stosownej wyszukiwarki na naszej stronie, jednak bez względu na to, na szczególne wspomnienie zasługuje jeden bardzo ważny fakt. Jaki? Otóż tamto przedsięwzięcie jak na dłoni pokazało, iż wystawa nie jest miejscem do dogłębnej oceny sprzętu, tylko niezobowiązującym zapoznaniem się z nim w kwestii ogólnej prezentacji. O co chodzi? Powiedziałem, dokładnej odpowiedzi udzieli wyszukiwarka. W takim razie co ów wywód ma wspólnego z dzisiejszym odcinkiem przygód testowych, że trzeba go po raz kolejny przywoływać? Otóż ten test podobnie do tego sprzed kilku miesięcy ma na celu przekonanie się, jak kontrolowane akustycznie warunki domowe wpływają na końcowy efekt soniczny zestawu audio. Jakiego? Powiem szczerze, że bardzo ciekawego, bo złożonego z kolumn podstawkowych Focal Kanta N°1 i wspierającego je w boju zestawu elektroniki stajni Naim Audio – wzmacniacza zintegrowanego SUPERNAIT 2, zasilacza HiCap DR, odtwarzaczy sieciowych NDX 2 i ND5 XS, Rip-NASa UNITI, za którego pojawienie się w naszych progach duże podziękowania należą się warszawskiemu dystrybutorowi FNCE.
Akapit opisowy ustawionego na polu walki systemu rozpocznę od kolumn głośnikowych. Te, idąc tropem stylistyki większych sióstr w kwestii obudowy są zaślepione od frontu nieco większą niż obrys ścianek bocznych, celem ukierunkowania promieniowania przetworników odpowiednio profilowaną, obłą na krawędziach nakładką. Ów profil jest ostoją dla pracującego w najwyższych rejestrach, bardzo modnego ostatnio pośród komponentów segmentu High End głośnika berylowego i tuż pod nim będącego firmowym rozwiązaniem na bazie lnu i włókna szklanego przetwornika nisko-średniotonowego, zaś przy samej dolnej krawędzi rozpoznawalnego przez znakomitą większość miłośników dobrego dźwięku logo marki. Temat tylnej części obudowy rozwiązuje podobnie do awersu bardzo obła, zwężającą się ku tyłowi, wykończona w połysku skrzynka, na plecach której w górnej parceli zlokalizowano otwór bass reflex i tuż nad podstawą pojedyncze zaciski dla kabli głośnikowych. Całość dzieła spod znaku Focala dopełniają firmowe, stabilizowane na podłodze czterema wkręcanymi w krzyżujące się cztery łapy kolcami standy.
Co do elektroniki Naima, ta jest tak konserwatywna, a przez to znakomicie rozpoznawalna, że jakiekolwiek dogłębne przywoływanie jej aparycji w testach może zakrawać na sztuczne lokowanie produktu. Dlatego też na ile się da, ten temat w miarę możliwości postaram się skondensować. Gołym okiem widać, iż tak wzmacniacz zintegrowany, jak i obydwa strumieniowce jako opakowanie dla układów elektrycznych wykorzystują te same korpusy. Z pozoru nic specjalnego, bo stosunkowo niska, jednak użycie do jej wykonania aluminium plus zwarcie tak minimalistycznej konstrukcji z pewnością przekłada się na walory soniczne owych urządzeń. Temat wyposażenia każdego ze wspomnianych produktów zależy od powierzonych zadań. I tak wzmacniacz na froncie patrząc od lewej strony oferuje dwie spore gałki (Balance i Volume), w centrum przypominające zawieszane nad barami w angielskich pubach neony oferowanych tam wyrobów chmielowych, by na prawej zaproponować serię ośmiu przycisków funkcyjnych. Tył naszego wzmocnienia, jak to u Naima kwestię wejść liniowych rozwiązuje przy pomocy firmowych DIN i RCA, zaś terminali kolumnowych z wykorzystaniem bardzo prostych gniazd bananowych. I gdy do tego dodamy kilka gniazd do upgrade’u urządzenia, wejście dla zewnętrznego zasilacza, główny włącznik i gniazdo IEC, okaże się, że to naprawdę bardzo oszczędne pod względem modnej obecnie na rynku, często szkodliwej dla końcowego dźwięku funkcjonalności produkt. Po prostu, ma wzmacniać, to wzmacnia. I za to w mojej ocenie należą się duże brawa. Przechodząc do opisu streamerów, te w głównej mierze różnią się zastosowanym w droższym modelu wyświetlaczem, bardziej rozbudowanymi układami wewnętrznymi, umożliwiając manualne sterowanie zestawami przycisków z przodu i nieco inną ofertą cyfrowych i analogowych przyłączy z tyłu. Unikając powtórki z rozrywki po zapoznanie się z budową i wyglądem konstrukcji pod nazwą Uniti Core (zgrywarka płyt, wewnętrzny dysk i streamer w jednym), zapraszam do testu systemu Naim z flagowym modelem Statement. Na koniec tej części testu pozostał nam będący synonimem bezkompromisowego podejścia do budowania systemu audio według stajni Naim zewnętrzny zasilacz HiCap DR. Rozmiarami przypomina Uniti Core, czyli jest stosunkowo wąski, jednak na tle wzmacniacza i streamerów dość wysoki i do tego równie głęboki. Z uwagi na proste zadanie wzmacniania sekcji zasilania współpracujących z nim komponentów obudowę z przodu uzbrojono jedynie w podobne do wzmacniacza logo i okrągły włącznik, a plecy w cztery oddające życiodajną energię czteropinowe gniazda DIN i zespolony z bezpiecznikiem terminal IEC. Ostatnią ważną informacją jest fakt okablowania większości konfiguracji – za wyjątkiem sieciowego – drutami firmowymi.
Przechodząc z opisem do części przybliżającej jakość fonii oferowanej przez nasz francusko-angielski konglomerat nie sposób nie odnieść się do przewijającego się wcześniej w teście zestawu ze szczytu oferty. Dlaczego? Choćby dlatego, że, niegdysiejszy i dzisiejszy grają z podobnym temperamentem. Naturalnie nie idą łeb w łeb ze wszystkimi osiągami sonicznymi, ale z pewnością identycznym timingiem i pozycjonowaniem masy dźwięku w kręgu niezbędności do oddania wolumenu generowanej muzyki. To są wartości, bez których żaden twór muzyczny według szkoły Naim’a nie ma szans na poprawne wyartykułowanie swojego bytu w przestrzeni międzykolumnowej. Ale jak wspomniałem. W przypadku tytułowych, bądź co bądź niewielkich zespołów głośnikowych w zdecydowane za dużym dla mnich pomieszczeniu, stwierdzam z całą stanowczością, iż mimo nierównej walki piękne Francuzki nie wyszły z pojedynku na tarczy, tylko przez cały czas dzielnie pokazywały, że nawet w zarezerwowanych dla zdecydowanie większych konstrukcji najniższych częstotliwościach mają sporo do zaoferowania. I co ciekawe, bez wpadającego w monotonię uśredniania tych rejestrów, co jest bardzo częstym efektem ubocznym ich konkurencji. Czyli reasumując, stawiając podobny zestaw u siebie możecie liczyć na pełen życia, dobrze osadzony w domenie świeżości (to zaleta wysokotonowego berylu), solidnie nasycony i ciekawie podany nawet w bardzo niskich rejestrach spektakl muzyczny (pochodna materiałów wykorzystanych do produkcji głośników średnio-niskotonowych i sznytu brzmienia elektroniki). Przez cały czas muzyka tętniła życiem. I nie było znaczenia, czy gramy klasykę, muzykę dawną, rocka lub elektronikę, wszystko po trochu czerpało z wymienionych na początku tego akapitu akcentów brzmieniowych konfiguracji Naima z Focalem. Konkretniej? Proszę bardzo. Rozpocznę od zapisów nutowych Claudio Monteverdi’ego. Zdecydowana większość jego materiału nagrywana jest w idealnych dla tego typu twórczości warunkach, czyli w tym przypadku wielkich kubaturach sakralnych. Te zaś, dzięki pracy realizatorów zazwyczaj z zaprzęgniętym do oddania ducha tej muzyki wszechobecnym echem wspaniale prezentują swoje majestatyczne gabaryty. A przecież wiadomym jest, że bez dobrego napowietrzenia rysowanego w naszym pokoju przedstawienia nie ma szans na dobry wynik tego typu wydarzeń artystycznych. A że nasz tytułowy tandem zaspokaja owe potrzeby bez najmniejszych problemów, każda włożona do napędu płyta wybrzmiewała od początku do końca. Ale to nie wszystko. Przecież jak zdążyłem napomknąć, oprócz swobody dźwięku oferta teamu FNCE była również ostoją dla nasyconej i energetycznej i średnicy, co uzupełniając aspekt witalności wręcz idealnie wpisywało się w ów nurt muzyczny. Idźmy dalej. Rock i okolice. Przykłady pozytywnie wypadającego sparingu? Raczycie żartować. Przecież Naim i każda odmiana rocka chyba dla wszystkich, nawet wrogów tego producenta, jest pewnego rodzaju synonimem. Zaskoczeni? Jeśli tak, poczytajcie o uważanym za idealnie oddający pomysł na szkołę brzmienia Anglików skrócie PRAT. W dwóch słowach mamy do czynienia z fantastycznym rytmem i energią epizodów sonicznych, a to w połączeniu z dźwiękową chęcią buntu nie może skończyć się porażką, co naturalnie potwierdził ten test. Na koniec muza z komputera, czyli wszelkiego rodzaju elektronika. Ta bez patrzenia się na innych również nie odżegnywała się od czerpania z cech ważnych dla obydwu poprzednich twórczości. Gdy artysta zapragnął sparaliżować nasze ośrodki słuchu przeraźliwymi przesterami, za sprawą dobrej otwartości dźwięku Focali brutalnie to realizował. Zaś podczas prób wytworzenia mini trzęsień ziemi, z pozoru maleńkie skrzynki dzielnie trzęsły podłogą mojego sporego pokoju. Jednak, jak zaznaczałem, przy drobnym marginesie możliwości w stosunku do potrzeb i tak wypadało to zaskakująco dobitnie, czego po ich gabarytach nigdy bym się nie spodziewał.
Na koniec testu kilka zdań o różnicach brzmienia sąsiadujących ze sobą w portfolio marki Naima streamerów NDX2 i ND5 XS. Owszem, szkoła grania identyczna. Jednak jak to w życiu bywa, diabeł tkwi w szczegółach. Chodzi mianowicie o fakt większej swobody oddania realiów muzyki przez droższą konstrukcję. Jest bardziej rozdzielcza i nieco lepiej rysuje nam plany wirtualnej sceny. Otrzymujemy czytelniej zawieszone w przestrzeni źródła pozorne i nieco większy rozmach wydarzenia w zakresie szerokości i głębokości. Jednak to nie oznacza, że piątka jest słabym urządzeniem. Bez wiedzy o możliwościach NDX2, tańszy ND5 XS również jest bardzo dobrym przedstawicielem oddania energii i rytmiki słuchanej muzyki. A przecież o to w naszym hobby chodzi. Dlatego też mając na uwadze nieuprawnione z racji innych nakładów finansowych bezpośrednie porównywanie obydwu urządzeń nie będę wychwalał tego droższego, tylko potwierdzę, że już po pierwszych taktach muzyki wygenerowanych przez którykolwiek z grajków wiemy, iż mamy do czynienia z brytyjskim podejściem do zaangażowania się wydarzenia muzyczne. Jakie? Przeczytajcie poprzedni akapit jeszcze raz. Nie mam zamiaru się powtarzać.
Jak widać na powyższych przykładach, bez względu z jakiego segmentu cenowego tandemu Focal / Naim urządzenia połączymy (patrz dzisiejszy i poprzedni prawie topowy zestaw), ogólna szkoła brzmienia jest bardzo podobna. Naturalnie adekwatna do wydanej na nie kwoty, jednak bez dwóch zdań zawsze mamy pełen radości muzyczny przekaz. Raz bliższy, a raz dalszy od prawdy, ale to zależy tylko od realnych możliwości danej konfiguracji. Odnosząc się do tytułowej jestem wręcz pewien, że jeśli tylko nie przytłoczymy jej zbyt wymagającymi warunkami lokalowymi, ta odwdzięczy się fajnym, bo pełnym życia dźwiękiem. Jednak co dla wielu z potencjalnych nabywców wydaje się być nie do przecenienia, w przypadku dzisiejszego zestawienia nie spodziewajcie się przerysowania muzyki w kwestii nasycenia dźwięku vide szkoła BBC. To nie ten adres. Owszem, średnica jest ważna, ale jako jedna ze składowych, a nie jako cel nadrzędny. Dlatego też, jeśli nie jesteście zafiksowani na zbytnią „eufoniczność” dźwięku, powyżej opisana konfiguracja ma bardzo duże szanse zaskarbić Wasze serca. Ze swej strony mogę powiedzieć tylko jedno. Mimo hołubienia solidnie pokolorowanej muzyki, te kilkanaście dni z Francuzkami i Anglikami w rolach głównych było dla mnie bardzo ciekawym doświadczeniem.
Jacek Pazio
Opinia 2
Po mocnym uderzeniu, za jakie niewątpliwie można uznać wizytę w naszej oktagonalnej samotni Naima Statementa z Focalami Stella Utopia EM EVO, przyszła pora na zdecydowanie mniej absorbującą tak gabarytowo, jak i finansowo propozycję obu marek. W dodatku dystrybutor – FNCE S.A. był na tyle miły, że oprócz nazwijmy to umownie „głównej konfiguracji”, w ramach swoistej alternatywy pozwalającej w bezpośrednim porównaniu ustalić, czy warto piąć się w górę cennika, czy też usatysfakcjonuje nas podstawowy model, dostarczył dwa, dość zauważalnie różniące się ceną, możliwościami i na chwilę obecną jedynie hipotetycznie możemy założyć, iż również walorami brzmieniowymi, źródła. Próbując zatem już na wstępie usystematyzować dzisiejszą wesołą gromadkę wspomnę jedynie, iż zostaliśmy uszczęśliwieni zestawem w skład którego weszły wspomniane źródła pod postacią plikograjów NDX2 i ND5 XS korzystających z zasobów serwera Uniti Core, wzmacniacza zintegrowanego SUPERNAIT 2, zewnętrznego zasilacza HiCap DR, oraz zgrabnych, ustawionych na dedykowanych podstawkach Kanta N1 kolumn Focal Kanta N°1.
Modele ND5 XS 2 i NDX2 to 2/3 składu (do kompletu brakuje tylko flagowego ND 555) nowej serii brytyjskich odtwarzaczy sieciowych, o których pojawieniu się informowaliśmy zarówno w stosownym newsie, jak i w relacji z ubiegłorocznego High Endu. ND5 XS 2 będący tak naprawdę dopiero wstępem do streamingu w wyspiarskim wydaniu może i poprzez brak wyświetlaczy, czy też jakichkolwiek innych wskaźników, prezentuje się dość niepozornie, jednak w swoich trzewiach jest pełnokrwistym Naimem najnowszej generacji zapewniającej kompatybilność z protokołami UPnP, AirPlay, może pochwalić się wbudowanym Chromecastem, Bluetooth apt X HD, Spotify Connect, TIDAL, czy też kompatybilnością z Roonem. Bez najmniejszego problemu radzi sobie z plikami 32bit/384kHz i DSD128 a sygnały cyfrowe najpierw doprowadza do 40 bitów w układzie SHARC DSP a następnie przekazuje do kości przetwornika Burr-Brown PCM1791A. Pomimo niewielkiej wysokości na ścianie tylnej znajdziemy wszystko, czego w dzisiejszych czasach po streamerze należałoby się spodziewać. Mamy zatem porty Ethernet i USB, dwa gniazda antenowe (Bluetooth i Wi-Fi), komplet wejść cyfrowych – BNC, Coax i dwa optyczne a sekcję analogową reprezentuje para RCA i oczywiste w Naimie złącze DIN.
Z kolei NDX2 już od progu łapie za oko pokaźnych rozmiarów 5” wyświetlaczem i otoczonymi zielonymi aureolkami przyciskami nawigacyjnymi dokładając je do tego, co zdążyłem już wyłuszczyć przy okazji opisu młodszego rodzeństwa, czyli ND5 XS 2. Podobnie jest ze ścianą tylną, która wzbogacona została o dedykowane zewnętrznemu zasilaczowi gniazdo.
Kończąc zagadnienia natury cyfrowej wypada również wspomnieć o kompaktowym Uniti Core, który reprezentuje jedną z najbardziej pożądanych przez miłośników grania z plików rodzinę Rip-NASów, czyli hybryd klasycznych multimedialnych dysków sieciowych i „zgrywarki”. Krótko mówiąc chodzi o przysłowiowy kombajn, którego wewnętrzną pamięć możemy zasilić nie tylko plikami pobranymi z innych źródeł, lecz również posiadanymi srebrnymi krążkami, które on, dzięki wbudowanemu czytnikowi TEAC-a, elegancko połknie, zgra, otaguje, pobierze okładkę i skataloguje. Generalnie full serwis o efektach którego zostaniemy uprzejmie poinformowani z poziomu firmowej appki. Jakby tego było mało komunikacja z Uniti Core może odbywać się oczywiście po Ethernecie, jednak nic nie stoi na przeszkodzie, by podpiąć pod niego dodatkowe pamięci masowe (dostępne są dwa porty USB), bądź w wersji minimalistycznej wyprowadzić od razu z niego złączem BNC sygnał cyfrowy i podłączyć bezpośrednio pod przetwornik.
Jak na „najbardziej zaawansowany wzmacniacz zintegrowany” Naima (Statement nie jest integrą) SUPERNAIT 2 prezentuje się nad wyraz niepozornie. Ot, niemalże niezmienny od dziesięcioleci skromy szaro-zielony design z dwiema gałkami (regulacja wzmocnienia i balans), centralnie umieszczony podświetlony logotyp i rządek siedmiu przycisków poprzedzony gniazdem słuchawkowym po prawej. Od zaplecza jest równie „oszczędnie”, gdyż pośród sześciu wejść liniowych w standardzie RCA/DIN próżno szukać praktycznie obowiązkowych w dzisiejszych czasach interfejsów cyfrowych. Dodając do tego pojedyncze nawet nie terminale, co „otwory” głośnikowe akceptujące jedynie wtyki bananowe/BFA całość wygląda cokolwiek dziwnie. Wrażenia nie poprawiają niecałe 13 kg wagi, konwencjonalny, wręcz nieco spłaszczony (zaledwie 9 cm wysokości) korpus i niebudząca większych emocji moc znamionowa (2x80W/8 Ω i 2x130W/4 Ω). Nad wyraz skromna zachęta do zakupu, nie sądzicie Państwo? Dla osoby postronnej z pewnością tak właśnie jest, jednak dla znawców tematu wszystko jest w jak najlepszym porządku – ma być utylitarnie, niepozornie i możliwie purystycznie, bo najważniejszy w Naimie „od zawsze” był i nadal jest dźwięk, którego klasa i wolumen praktycznie zupełnie nie zależą od deklarowanych w tabelce wartości. Śmiało można twierdzić, że naimowskie Watty są bardziej „kaloryczne”, coś na kształt i podobieństwo tych „lampowych”.
O zasilaczu HiCap DR można napisać co najwyżej tyle, że nie wyłga się przynależności do rodzimy Naima. Charakterystyczne, podświetlone logo na froncie, któremu towarzyszy samotny włącznik główny i to by było na tyle. Za to na ścianie tylnej królują lata 70-te, czyli pysznią się cztery zasilające terminale DIN umożliwiające podpięcie stosownymi przewodami tak źródeł, przedwzmacniaczy gramofonowych, zwrotnic aktywnych, przedwzmacniaczy liniowych, itd. wiadomej marki.
Kanta N°1 to nad wyraz zgrabne, podstawkowe dwudrożne, wentylowane do tyłu monitorki dedykowane do pomieszczeń o powierzchni nie większej aniżeli 25 metrów kwadratowych. Na ich masywnych frontach znajdziemy klasycznie umieszczoną parę firmowych przetworników – 27 mm berylową, odwróconą kopułkę IAL3 i 16,5 cm lniany nisko-średniotonowy Flax z zawieszeniem TMD i NIC. Tylne ścianki goszczą za to sporej średnicy wylot tunelu bas refleks i masywne, pojedyncze terminale głośnikowe. Częstotliwość podziału zwrotnicy ustalono na 2 400 Hz, skuteczność to całkowicie wystarczające 88 dB, co przy 8 Ω impedancji znamionowej nie wydaje się zbyt trudnym obciążeniem nawet dla niezbyt muskularnych wzmacniaczy. Warto jednak mieć na uwadze iż owa impedancja potrafi w Kantach spadać do 3,9 Ω, więc zamiast huraoptymizmu i opierania się na danych z tabelki sugerowałbym jednak empiryczne testy we własnym systemie.
A skoro wspomniałem o doświadczeniach natury empirycznej, to najwyższa pora zająć się dźwiękiem tytułowego systemu. Zgodnie z zasadą mówiącą, iż apetyt rośnie w miarę jedzenia początkowe odsłuchy przeprowadziłem z ND5 XS2 w roli źródła, co patrząc na ceny poszczególnych komponentów, wydawało się całkiem rozsądnym posunięciem. Kika taktów „Hunt” Amarok i jasnym stało się, że nawet w zdecydowanie przekraczającym założone przez producenta optimum metrażu Focale nie dadzą sobie w kaszę dmuchać. Może i nie dało się z nich wycisnąć takiej podstawy basowej i wolumenu jak ze starszego rodzeństwa, i nie mówię w tym momencie o Utopiach, lecz usytuowanym oczko wyżej w rodzinnej hierarchii podłogowym modelu Kanta N°2, jednak … chyba nikt przy zdrowych zmysłach się innego wyniku raczej nie spodziewał. W końcu dysponując pojedynczymi 16,5 cm mid-wooferami jedynki chciał, nie chciał muszą uznać wyższość posiadających na pokładzie po trzy takie drajwery dwójek. Niemniej jednak basu nie dość, że było sporo, to trudno było mu zarzucić jakieś nie fair zagrania w stylu podbić któregoś z podzakresów byleby tylko sprawić, niestety tylko chwilowo, lepsze wrażenie. O nie. To było zwarte, dynamiczne i świetnie zróżnicowane granie nawet przez chwilę nie pozwalające na nudę. Ot klasyczne połączenie iście legendarnego, rockowego drajwu Naimów i otwartości, oraz świeżości brzmienia przypisywanych francuskim kolumnom. Z tą tylko uwagą, iż góry, choć szalenie czytelnej i rozdzielczej było nawet nie tyle sporo, co proporcjonalnie do reszty pasma. Nawet gdy do głosu dochodziły dalekie od delikatności partie dęciaków na „Bulletproof Brass” Hypnotic Brass Ensemble, bądź świdrujące i zarazem chropawe skrzypce na „Lucifer: The Book Of Angels Volume 10” Johna Zorna ani razu nie przyłapałem się na nawet chwilowej chęci ściszenia.
Przesiadka na droższy streamer, czyli NDX2 w dość bezpardonowy sposób jasno dała do zrozumienia, iż o ile 5-ka jest całkiem niezłym źródłem, to berylowe, odwrócone kopułki Focali zdolne są oddać o niebo więcej niuansów i informacji o akustyce w jakich dokonano rejestracji, jak i generalnie przestrzeni, w jakiej zamknięte zostało konkretne wydarzenie muzyczne. Poprawie uległa również precyzja w ogniskowaniu źródeł pozornych, oraz pewność, z jaką kreślone były ich kontury. Szczególnie wyraźnie było to słychać u Zorna, gdzie bogactwo perkusjonaliów (spora w tym zasługa fenomenalnego Cyro Bapitsty) i typowo sefardyjska melodyka wręcz wymuszały wzmożoną uwagę i spontaniczne zagłębianie się w nieodkryte jeszcze zakamarki. Co istotne wzrost poziomu rozdzielczości nie spowodował przybliżenia, bądź przejścia dźwięku na stronę ofensywności a jedynie nad wyraz sugestywną rozbudowę kreowanej sceny o kolejne plany w jej głębi. Krótko mówiąc ostatnie rzędy zamiast się przybliżać „odjeżdżają” od słuchacza, lecz nie tracą nic a nic ze swojej czytelności.
A jak wypadają nieco mniej wyrafinowane gatunki muzyczne? Śmiem twierdzić, że nie mniej wybornie. Próby z popowo – dance’owym „Celebration” Madonny, jak i „Prequelle” Ghost pokazały, że żadna „dyskotekowa” składanka, czy nawet coś okołometalowego nie tylko tytułowemu setowi są niestraszne, co mogą zabrzmieć naprawdę dobrze. Z drajwem, wykopem i całkowitym brakiem jakiegokolwiek oceniania ich wartości artystycznej, czy też próby jakiejś dogłębnej i śmiertelnie poważnej analizy. Czysty fun, autentyczne emocje i zero spiny. Można? Oczywiście, że można. Trzeba tylko pamiętać, że Hi-Fi ma być źródłem przyjemności a nie frustracji a elektronika Naima z kolumnami Focala po raz kolejny udowadnia, że ich zespolenie nie było li tylko tzw. „małżeństwem z rozsądku” i czysto biznesowym posunięciem, tylko idealnym dopasowaniem dwóch pozornie różnych światów.
Szczerze mówiąc zasiadając do testów tytułowego zestawu nie byłem do końca przekonany o wyniku końcowym. Nieduże, podstawkowe kolumny zasilane równie mało imponującym (przynajmniej na papierze) wzmacniaczem zintegrowanym w blisko czterdziestometrowym oktagonie to niejako proszenie się o kłopoty. Tymczasem zarówno Focale, jak i set Naima nic a nic nie robiąc sobie z oczywistych komplikacji natury lokalowej po prostu rozwaliły system będąc nad wyraz namacalnym dowodem, iż nawet na całkowicie akceptowalnych pułapach cenowych można skompletować system Hi-Fi niezaprzeczalnie wysokich lotów.
Marcin Olszewski
System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0, przetwornik D/A Reimyo DAP – 999 EX Limited TOKU
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond, Statement
IC RCA: Hijri „Million”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Dystrybucja: FNCE S.A.
Ceny:
Supernait 2: 17 999 PLN
NDX2: 26 999 PLN
ND5 XS2: 12 999 PLN
Uniti core: 9 999 PLN
HiCap DR: 7 499 PLN
Focal Kanta N°1: 21 998 PLN
Focal Canta N1: 4 499 PLN (kpl.)