Opinia 1
To, że produkujący kolumny francuski Focal jest bardzo mocno związany z angielską ikoną elektroniki – Naim Audio, mówiąc kolokwialnie wieść gminna niesie już od około dwóch lat. Aby się o tym dowiedzieć, nie trzeba było nawet śledzić szukających sensacji portali internetowych, gdyż wystarczyło choć raz wziąć udział w jakiejkolwiek wystawie audio na naszym globie, aby przekonać się, iż od jakiegoś czasu mamy do czynienia z tak zwanymi Papużkami Nierozłączkami. Zabawne? Bynajmniej, bowiem ostatnimi czasy innej niż opisywanej, oczywiście pod egidą jednego dystrybutora, prezentacji nie udało mi się zaliczyć, co jasno daje do zrozumienia, że ktoś na górze jest przekonany o wspaniałości takiej produktowej konfiguracji. I wszystko byłoby OK. gdyby nie fakt notorycznego, dla mnie zbyt mocnego forsowania wyjątkowości tego tandemu w domenie ilości decybeli na wystawach, gdyż zazwyczaj takie starcia odbierałem jako nader ofensywne. Naprawdę próbowałem znaleźć w tym dźwięku coś znakomitego, ale prawdopodobnie wymuszany ciężkimi warunkami lokalowymi promującej zestaw imprezy styl przysłowiowej „jazdy bez trzymanki” skutecznie mi to uniemożliwiał. I ten stan prawdopodobnie trwałby jeszcze dość długo, gdyby nie drobny fakt. Mianowicie jakimś cudem na ostatniej wystawie AVS w Warszawie udało nam się zainicjować i w efekcie determinacji warszawskiego dystrybutora FNCE zrealizować spotkanie testowe z monstrualnym w zakresie wagi i rozmiarów tytułowym konglomeratem Focal & Naim w mojej samotni. Brzmi ciekawie? Tak tak. Na występy trafił bowiem set Naim Audio w postaci szczytowego odtwarzacza strumieniowego ND555, wspomagającego go zewnętrznego zasilacza CD555PS, odtwarzacza płyt kompaktowych CDX2 i urządzenia ripującego płyty kompaktowe wraz z wewnętrznym dyskiem i możliwością pracy jako samodzielne źródło plikowe Uniti Core, który napędzał najnowszą odsłonę kolumn Stella Utopia teraz w specyfikacji EM Evo. Co takiego wydarzyło się w moich czterech kątach z przyjazną akustyką i w interesującym mnie materiale muzycznym? Cóż, z pełną odpowiedzialnością zapewniam, że jeśli poświęcicie mi kilka minut Waszego drogocennego wolnego czasu, wnioskami końcowymi będziecie jeśli nie w pełni ukontentowani, to przynajmniej zaskoczeni. Zatem zapraszam.
Zanim przejdziemy do clou dzisiejszego spotkania, zobligowany jestem nieco przybliżyć Wam wizytujący mnie set. Rozpoczynając od kolumn Focal Stella Utopia EM Evo chyba gołym okiem widać, że mamy do czynienia z ogromnymi konstrukcjami. Nie tylko wysokimi, według nomenklatury hodowców koni osiągającymi 160 cm w kłębie, ale również szerokimi i głębokimi, w obydwu przypadkach oscylującymi w okolicach 55-60 cm. Ale to nie koniec rozmiarowej wyliczani, gdyż całość konstrukcji na podłodze stabilizuje zdecydowanie bardziej rozległa metrażowo od samych skrzynek podstawa, co oprócz 160 kilogramów wagi netto jest dodatkowym wyzwaniem logistycznym. Przybliżając tematy konstrukcyjne Focale jako jedne z niewielu produktów na rynku odpowiednią konstrukcją obudowy starają się optymalizować wyrównanie fazowe poszczególnych przetworników. Jak? Najprościej jak można, czyli w tym przypadku przy pomocy podzielenia każdej komory z głośnikiem na osobne moduły, by potem zespolić je delikatnym łukiem wokół wysokotonówki. I tak najbliżej nas znajduje się najmocniej wysunięty do przodu, znajdujący się w dolnej skrzyni 34-centymetrowy basowiec, a nad nim w układzie d’Appolito, kontynuując kształt zbliżającego się ku nam łuku, zaaplikowano sąsiadujące od góry i od dołu z berylową wklęsłą kopułką podobne w konstrukcji do głośnika niskotonowego tak zwane kanapkowe (chodzi o budowę membran) śeredniotonówki. Kolejną dbałością o pozytywny wynik potencjalnych starć o klienta jest swoista centralka doboru odpowiedniego przebiegu charakterystyk poszczególnych zakresów częstotliwościowych. Ta znajduje się w na plecach dolnej obudowy głośnika średnich tonów i realizowana jest za pomocą zworek. Ale to nie koniec. Jakby tego było mało, w dbałości o jak najlepszą reprodukcję niskich rejestrów francuscy inżynierowie z magnesu monstrualnego przetwornika tego zakresu nawijając nań dodatkowe uzwojenie zrobili coś na kształt elektromagnesu, co dzięki dostawianym z tyłu kolumn sterownikom daje dodatkowe możliwości kreowania jego ilości i konturowości. Przyznam szczerze, że to bardzo ciekawe, a po tych kilu tygodniach zabawy bardzo przemyślane, bo czyniące dużo dobrego rozwiązanie. Ostatnią informacją dotyczącą kwestii sposobu kreowania niskich rejestrów przez Stelle jest optymalizujące jego oddziaływanie bez względu na ustawienie w pokoju zlokalizowanie portu bas-reflex pionowo w dół, czyli w kierunku podstaw utrzymujących stałą odległość od skrzyń. Wieńcząc opis kolumn winny Wam jeszcze jestem wzmiankę o aplikacji terminali przyłączeniowych, które usadowiono z tyłu kolumny na oferującej sporo miejsca podstawie.
Przerzucając płynący z mojej strony strumień informacji z tematu kolumn na angielską elektronikę odtwarzacz srebrnych krążków z racji niedawnego występu CDX2-ki na naszych łamach pozwolę sobie pominąć, a główne uderzenie skierować na pozostałe składowe wyspiarskiej układanki. Na początek odtwarzacz plików ND555. To jest w pełni kompletne urządzenie oferujące opcję streamera współpracującego z wewnętrznym przetwornikiem cyfrowo/analogowym. Ale to nie wszystko. Trzy piątki dają również możliwość przyjęcia i oddania zewnętrznych sygnałów tak cyfrowych, jak i analogowych, co czyni z tego źródła bardzo kompatybilny produkt. Jeśli chodzi aparycję, tak streamer jak i poprawiający jego pracę zewnętrzny zasilacz (obie pozycje w swojej nazwie posiłkują się trzema piątkami) korzystają ze znanej dotychczas linii obudów reszty rodziny NAIMa, a ich rozróżnienie ułatwia użytkownikowi niezbędne dla ich pracy wyposażenie. W przypadku grajka plików front na prawej flance może pochwalić się kolorowym, niestety jeszcze nie dotykowym, ale za to bardzo czytelnym wyświetlaczem, tuż obok niego czterema przyciskami funkcyjnymi i całkowicie na lewym boku wejściem USB. Zaś ubrany w bardzo podobną szatę zasilacz proponuje nam jedynie zaaplikowany z prawej strony włącznik. Sprawy Uniti Core w kwestii kształtu budowy i wyposażenia mają się nieco inaczej. To jest bryła przypominająca prostopadłościan, na którego froncie, w jego górnej parceli zlokalizowano szczelinę dla ripowanych srebrnych krążków, zaś poniżej owej otchłani połykającej płyty z prawej strony mamy przycisk realizujący decyzję ich wyjmowania i inicjacji pracy urządzenia. Naturalnie, jak przystało na podążającą za światowymi trendami konstrukcję Uniti Core podobnie do ND555 swą lewą stronę frontu przeznaczył dla złącza USB. Jeśli chodzi o kompatybilność z resztą potencjalnego systemu audio ten swoisty riper proponuje nam jedynie wyjścia cyfrowe. Jednak w tym przypadku nie ma żadnych oszczędności, gdyż mamy do dyspozycji cyfrowe wyjścia: LAN, USB i SPDIF. Ale to nie wszystko. Pewnie się zdziwicie, ale niezaprzeczalną zaletą tego malucha jest również możliwość grania jako pełnoprawny streamer. Niestety tylko w formie źródła, co ni mniej ni więcej oznacza, że do wykorzystania go jako plikograja musimy zaopatrzyć się s zewnętrzny DAC. Tak wiem, to rodzi nieco problemów, ale miło jest wiedzieć, że już zakup mówiąc brutalnie kopiarki płyt cd w momencie posiadania jakiegokolwiek przetwornika D/A pozwala nam cieszyć się strumieniowaniem muzyki. Gdy tak zwaną drobnicę sprzętową mamy już za sobą, przyszedł czas na clou programu spod znaku Naim Audio, czyli dzierżące palmę pierwszeństwa w cenniku marki dzielone wzmocnienie (w nierozłącznym handlowo komplecie jest przedwzmacniacz liniowy i dwie końcówki mocy) o dumnej nazwie Statement. Powiem tak. Jeśli twierdzicie, że w swym okraszonym wieloma doświadczeniami życiu audiomaniaka widzieliście już wszystko, zapewniam Was, iż nie. W przypadku szczytu oferty wzmocnienia Anglików mamy do czynienia z prawdziwym monstrum, które osiąga prawie metr wysokości i z przyczyn aplikacyjnych przy delikatnym rozstawieniu prawie 60 cm szerokości. Mało tego. Ta diabelska układanka waży około 300 kilogramów, co przywołując na tapet wszystkie przeciwności losu zapewnia nam jedno, brak możliwości ewentualnej kradzieży. Śmieszne? Prawdopodobnie tak, ale zapewniam, cholernie prawdziwe. Jak to draństwo wygląda? W tym przypadku mówimy o trzech wąskich, wykonanych z czarnego szczotkowanego aluminium słupkach, które dla przełamania monotonii, a według mnie raczej w celu nadania konstrukcji cech dzieła sztuki użytkowej na jednej trzeciej wysokości przecięto mieniącymi się białą poświatą zmatowionymi akrylowymi kostkami. Banał? Bynajmniej, gdyż taki zabieg na samym początku bardzo korzystnie wpływa na wizerunek w momencie przygaszenia światła w pokoju, a już po kilku tygodniach całodobowego użytkowania testowego okazał się być świetną robotą w domenie wzrokowej akceptacji tak wielkiej bryły. Jeśli chodzi o wyposażenie manualno-przyłączeniowe wspomnianego wzmaka, sprawa ma się następująco. Front znajdującego się w centrum układanki przedwzmacniacza liniowego w swej górnej części pod akrylowym paskiem za pomocą piktogramów informuje nas o wybranym wejściu. Natomiast jego dach może pochwalić się fantastycznie prezentującą się, bo sporej średnicy i do tego podświetlaną, gałką głośności, usadowionymi na tyłach czterema przyciskami funkcyjnymi: wybór wejścia, włącznik inicjacji pracy, przyciemnianie podświetlenia wszelkich manipulatorów i podświetlenia gałki, a także MUTE. Temat okalających z obydwu boków przedwzmacniacz końcówek mocy wygląda nieco inaczej. Te z racji oddawania wygenerowanego podczas pracy ciepła na zewnętrznych rubieżach zawsze stojącego blisko siebie konglomeratu ubrano w pięknie wizualnie prezentujące się, a przez to podkreślające dbałość konstruktorów o każdy szczegół z wyglądem produktu włącznie, faliste radiatory. Górne płaszczyzny obudów końcówek dwoma przyciskami powielają niektóre funkcje pre liniowego: włączenie i przyciemniane białej poświaty. Próbując przybliżyć przygotowanie opisywanego angielskiego trio do aplikacji w system docelowego klienta spieszę donieść, iż komplet wejść i wyjść opiewa na zestaw terminali w standardach DIN, RAC, XLR. Ale ostrzegam, podobne gniazda do typowych LAN posłużyły angielskim inżynierom również do zapewnienia komunikacji poszczególnych komponentów między sobą, a to przy ewentualnej pomyłce może zakończyć się małym bum. Ale nie musicie się przejmować, gdyż w momencie zakupu tego zestawu dystrybutor z pewnością zadba o jego prawidłowe skonfigurowanie. Na koniec tego nieco przydługiego, ale biorąc pod uwagę rangę zestawu, całkowicie usprawiedliwionego akapitu przyszedł czas na temat okablowania. Jednak w tym przypadku możecie być spokojni. Nie będzie kolejnego kilkunasto-zdaniowego monologu, gdyż sprawę wszelkiego rodzaju drutów można było rozwiązać jedną z dwóch opcji i w tym przypadku decyzją dystrybutora na testy przyjechała szczytowa linia sieciówek i łączówek Naima.
Zanim na dobre rozpocznę akapit o brzmieniu, po raz kolejny muszę przypomnieć, iż dotychczasowe wystawowe spotkania w Polsce i na świecie z dosłownie identyczną kompilacją zazwyczaj kończyły się jedynie akceptowalną oceną ich brzmienia, co w obliczu przecież przemyślanych technicznie konstrukcji nie dawało mi spokoju. Każdy producent osobno zbierał laury, tymczasem w tandemie wypadło to średnio. Dlaczego tak się działo? Nie wiem. Ale właśnie próba odpowiedzi na to pytanie sprowokowała nas z Marcinem do zaproponowania dystrybutorowi przetransportowanie kompletnej układanki prosto z tegorocznego AVS do naszego OPOS-a, czego efektem jest dzisiejszy, przelany na klawiaturę słowotok. Ale zapewniam, w najbardziej optymistycznych snach nie liczyliśmy na pozytywne rozpatrzenie naszej karkołomnej propozycji. Do dzisiaj nie wiem, czy sporego udziału w tej decyzji nie miało czasem wystawowe szaleństwo, które w efekcie zmęczenia kilkudniową prezentacją popchnęło decydentów do wypowiedzenia słowa „tak”. Najważniejsze jednak, że padło. Zatem gdy zestaw z cenowego kosmosu ze sporym wysiłkiem logistycznym wylądował w Soundrebels-owym oktagonie na wstępie nasuwa się zasadnicze pytanie : „Jak ma się występ domowy do tego z wystawy?”.
I jak? Cóż. Testowany zestaw jest typowym przykładem potwierdzającym znaną wszystkim prawdę, iż wystawy zazwyczaj są do oglądania, a nie autorytatywnego ferowania wyroków w kwestii wartości sonicznych. Gdy po kilku dniach elektronika osiągnęła swój optymalny jakościowo poziom, już po przesłuchaniu pierwszych płyt okazało się, że nie ma mowy o żadnym krzyku, czy nadpobudliwości. Fakt, w porównaniu z moim punktem odniesienia dźwięk był bardziej neutralny, ale o dziwo nadal bardzo bliski mojemu sercu. Niby mniej eufonii, co należy odbierać jako unikanie tak lubianego przeze mnie przerysowania środka pasma, ale za to bardzo zjawiskowo. Był rozmach, energia, kiedy trzeba miękko, w górze pasma dźwięcznie, ale co najważniejsze całość emanowała zaskakująco rzadką nawet pośród High End-owych zestawień swobodą grania. Bez względu na poziom zadanych gałką głośności decybeli muzyka była czytelna, pozbawiona zniekształceń i co istotne bez szkodliwego w odbiorze napinania mięśni. Chcecie więcej? Proszę bardzo. Gdy temat podstawowych składowych budowania spektaklu muzycznego mamy z grubsza ogarnięty, nie mogę zapomnieć o umiejętnościach francusko-angielskiego zestawu w zakresie fenomenalnego rysowania obrazu w specyfikacji 3D. Ja wiem, wielu z Was ma takie realia ze znacznie tańszych konstrukcji. Jednak zapewniam wszystkich, przy wyczynowym źródle to, co wydarzyło się u mnie jest osiągalne jedynie dla nielicznych. Tak tak. Te szerokie, wysokie i głębokie białe monstra bezproblemowo znikały z pomieszczenia, a przy tym generowały nieprzebrane hektary tylnych planów. I trochę wstyd mi się przyznać, ale gdybym miał być do bólu szczery, robiły to chyba lepiej od moich ISIS-ów. Oszalałem? Też tak myślałem, ale kilkukrotna szczegółowa analiza za każdym razem była dla mnie okrutna. Co więcej, po tych kilku tygodniach wnikliwego testu, biorąc pod uwagę ostatnie kilka lat zabawy w opiniowanie komponentów audio, dopiero drugi raz przyszła mi na myśl ewentualna wymiana zestawu wzmocnienia z kolumnami jeden do jeden z ocenianym. Zdziwieni, że piszę to w odniesieniu do przecież dla wielu wiecznie krzyczących na prezentacjach Focali? Nie przejmujcie się, ja też jestem delikatnie zbity z pantałyku, ale fakt jest faktem, z mojej strony padła propozycja zabrania do salonu mojego, a nie testowanego seta. Niestety, albo stety, to trochę inna liga cenowa, więc i temat umarł w zarodku. Jak to możliwe? Otóż słowem kluczem, a powiedziałbym wielo-słowem są: adaptacja akustyczna pomieszczenia, odpowiedni materiał muzyczny, jego niewymuszone ilością słuchaczy na normalnym poziomie słuchanie, odpowiednie dla jednego miłośnika muzyki ustawienie, a także delikatna roszada kablowa w zakresie łączówki pomiędzy wzmocnieniem a na koniec podłączonym do zestawu moim CD-kiem.
Dlaczego dopiero na koniec wpiąłem swoje źródło? To miał być test całego zestawienia spod jednej dystrybucyjnej ręki, dlatego większość testu przebiegło w takiej konfiguracji, a tandem CEC/Reimyo miał być i był tylko przysłowiowym postawieniem kropki nad “i”. Żeby jednak nie było podejrzeń, mimo chwilowego braku pragnienia na postawienie u siebie na stałe źródła plikowego dostarczony do zaopiniowania topowy streamer ND555 w porównaniu z testowaną na naszych łamach konkurencją był wyśmienitym fighterem. Mało tego. Ten plikograj Naima lepiej grał radio internetowe od dostarczonego w całym secie odtwarzacza kompaktowego CDX2, co brutalnie pokazuje palcem, jak wielki krok ku dobrej jakości dźwięku ostatnimi czasy zrobiły podobne konstrukcje. Może jeszcze nie na moją, zdominowaną wyborem spośród najlepszych odtwarzaczy płyt kompaktowych świata miarę, ale na tle wizytującej mnie, wyśmienitej konkurencji 555-ka zagrała bardzo dobrze. A jak to wyglądało na konkretnych przykładach płytowych? Patrząc na powyższą, ciężką do ogarnięcia nawet samym wzrokiem, nie mówiąc już o dokładnym przeczytaniu, ilość wersów nie będę się rozwadniał się nad zbyt wieloma krążkami. Powód? Bez dwóch zdań każda muza wypadała zjawiskowo. I tak na początek przywołam muzykę buntu, czyli „S&M” Metallicy. Jeśli myślicie, że udział formacji orkiestrowej choćby w najmniejszym stopniu utemperował zaangażowanie rockowych chłopaków w oddanie zamierzeń swojej twórczości, to jesteście w błędzie. To nadal byli niegrzeczni panowie, co zestaw Focal / Naim pokazał w każdym calu. Czy to perkusyjne trzęsienia ziemi, czy potok gęstych i ciężkich gitarowych riffów, system ze zjawiskową łatwością oddawał każdą wygenerowaną przez wszystkich muzyków z orkiestrowymi włącznie dźwiękową kakofonię. Nie było dróg na skróty, tylko jazda bez trzymanki bez względu na poziom głośności. Po prostu ściana za sprawą braku zniekształceń wspaniale odbieranego spektaklu muzycznego ze zjawiskowym wokalem frontmena w jego centrum. Mało? Proszę bardzo. Podobnie zjawiskowo, a pokusiłbym się. że nawet lepiej wypadała muzyka elektroniczna zespołu Acid „Liminal”. Z reguły słucham jej jedynie podczas testowania, ale tak przekonującej prezentacji nie słyszałem już dawno, co podprogowo zmusiło mnie do kilkukrotnego powrotu do tego typu twórczości. Na koniec wspomnę o teoretycznym kilerze dla zjawiskowo trzymanych na smyczy monstrualnych Francuzek, czyli tak zwanym plumkaniu, w skład którego według różnych szkół złośliwych docinków zalicza się jazz i muzyka dawna. Tutaj spotkało mnie kolejne zaskoczenie. Owszem, o jazz spod znaku ECM Bobo Stensona Trio „Cantando” byłem spokojny. Zestaw dobrze radził sobie z realiami kontroli basu, neutralnego środka pasma i błysku wysokich tonów, co wespół z dobrym rozlokowaniem na bezkresnej wirtualnej scenie dźwiękowej po raz pierwszy zapaliło mi lampkę pod tytułem „a może by tak”. A co z muzą dla ducha? Nie wiem, jak mam Wam to przekazać, ale gdy z początku odczuwałem delikatne odejście od zawsze poszukiwanego czaru nieco podkolorowanej tonalnie twórczości kościelnej, po kilku dniach akomodacji i wspomnianej roszadzie źródeł na mój CD okazało się, iż delikatnie chłodniejszy, ale za to jawiący się większą witalnością świat Claudio Monteverdiego stał się jakby bardziej wciągający. Nie wiem, może się starzeję, a może to efekt zasiedzenia z taką prezentacją, ale naprawdę mi się to podobało. Owszem, przy ewentualnej, niestety z przyczyn przyziemnych nierealnej zmianie wart pokusiłbym się o poszukanie szczypty słodyczy, ale zapewniam, prawdopodobnie byłoby to coś w stylu dodania przyprawy, a nie siłowego naginania elektroniki do swoich potrzeb. Zdziwieni? Tak, ja też nie wierzę, że to piszę, ale na chwilę obecną nie mam inteligentnego usprawiedliwienia dla swoich wniosków. I to wszystko w odniesieniu do przecież uważanych przez wielu audiofilów pozbawionych manier i kultury sonicznej kolumn Focal. Dlatego też będąc uczciwym nawet w stosunku do niedawna dalekich mi opcji grania lojalnie informuję wszystkich, jeśli gdzieś w kuluarowych rozmowach ktoś na tytułowy zestaw marzeń będzie mniej lub więcej utyskiwał, w oparciu o moje osobiste starcie na znanym mi gruncie, natychmiast stanę w jego obronie z położeniem ręki pod topór włącznie.
Jeśli w ferworze lektury tego przydługiego wywodu zorientujecie się, że nie wiadomo kiedy, ale nagle jesteście na etapie jego puenty, mniemam, iż to co wyartykułowałem, bardzo Was zainteresowało. I tak prawdę mówiąc nie ma znaczenia, czy były to dobre, czy złe powody. Już sam fakt zmuszenia potencjalnego czytelnika do przemyśleń na temat przecież bardzo kontrowersyjnie odbieranego na wszelkich wystawach dźwięku jest pewnego rodzaju sukcesem. Ja ze swej strony mogę jedynie po raz kolejny zapewnić zainteresowanych ewentualnym odsłuchem, że wszystkie moje wnioski są wynikiem pozytywnie zakończonego kilkutygodniowego testu. A że stoi to w bezpośredniej opozycji do ogólnie panującej opinii wielu słuchaczy, jest li tylko skutkiem wygranej przeze mnie walki z nieprzyjaznym prezentacjom środowiskiem wystawowym i ilością dusz do dźwiękowego zaspokojenia. Owszem, tanim zestawom czasem udaje się wyjść z tarczą nawet z najcięższych akustycznie wystaw, ale zapewniam Was, każda droga układanka bezwiednie kieruje nasze oceny w stronę raczej szukania dziury w całym, a nie zdroworozsądkowego oceniania danego wydarzenia. Skąd to wiem? Oczywiście z autopsji, która tym starciem została brutalnie sprowadzona na ziemię, czego i Wam w domowym zaciszu życzę.
Jacek Pazio
Opinia 2
Nauczeni wieloletnim doświadczeniem, udając się na ostatnie Audio Video Show i dokumentując prezentowane tamże systemy, każdorazowo patrzyliśmy na nie nie tylko przez pryzmat przytkniętego do oka aparatu i z punktu widzenia audiofila-melomana, lecz również pod kątem ewentualnego pozyskania do bardziej wnikliwych i przede wszystkim nieobarczonych wystawową przypadkowością redakcyjnych odsłuchów. Jaki będzie rezultat listopadowych „łowów” okaże się w ciągu najbliższych miesięcy, lecz już teraz, z pewną dumą, że to właśnie nam się udało, a zarazem z niekłamanym podziwem dla dystrybutora – stołecznego FNCE, za pozornie szaloną decyzję i błyskawiczną akcję spedycyjną, możemy zaprosić Państwa do lektury recenzji jednego z szumnie zapowiadanych przed stołeczną wystawą „systemów marzeń”. Jeśli do powyższych informacji dodamy, iż ów system prezentowany był w jednej ze stadionowych (zgodnie z obowiązującą nomenklaturą powinienem użyć PGE Narodowego) lóż a jego łączna waga (netto) z łatwością przekraczała … pół tony, to jasnym wydaje się, że poruszać się będziemy na bardzo wysokim pułapie. Żeby było jednak jeszcze ciekawiej ponad 40% tegoż jakże słodkiego audiofilskiego ciężaru przypadała na samą amplifikację! Tak, tak – 264-kilogramowy, ewidentnie „chodzący” w wadze superciężkiej wzmacniacz i tak nieco ustępował pola … 340 kg parze kolumn. Dodając do tego pancerne flight-case’y i solidne, drewniane skrzynie, oraz kilka peryferyjnych „drobiazgów” (o których dosłownie za chwilę) śmiało możemy stwierdzić, iż w powystawowy poniedziałek dotarł do nas najbardziej niemobilny, a wręcz spokojnie mogący zmieścić się w definicji „majątku nieruchomego”, system, z jakim przyszło nam w ponad pięcioletniej historii SoundRebels się zmierzyć. W jego skład weszły, idąc zgodnie z kierunkiem przepływu sygnału audio, reprezentujące Naima odtwarzacz CDX2, serwer/RipNas Uniti Core, streamer ND 555 z dedykowanym zasilaczem 555 PS, pre+power Statement S1, firmowe okablowanie i na jego końcu Focale Stella Utopia EM Evo.
Zgodnie z zaleceniami producenta elektronika stanęła z boku a nie, jak to zazwyczaj bywa, pomiędzy kolumnami, co patrząc na jej gabaryty, szczególnie gdy mamy na uwadze Statementa, wydaje się całkiem logiczne, gdyż obecność takiego, blisko 300kg obelisku raczej poprawy w uporządkowaniu sceny by nie przyniosła. O ile jednak brytyjski flagowiec nijakiego postumentu nie potrzebował, o tyle towarzyszące jej źródła już takie samowystarczalne nie były, więc wraz z nimi do naszej oktagonalnej samotni dostarczony został firmowy stolik Fraim Base. Na jego szczycie wylądował, swojego czasu przez nas recenzowany odtwarzacz CDX2, piętro niżej najnowszy a zarazem flagowy streamer ND 555 z dedykowanym zasilaczem 555 PS, pomiędzy które udało się jeszcze wcisnąć niepozorny, acz wielce przydatny serwer/ rip-nas Uniti Core. O kwestię zasilania już zadbaliśmy niejako własnym sumptem angażując do pomocy naszą dyżurną listwę Power Base HighEnd.
Nie da się ukryć, iż tzw. „peryferia” bynajmniej nie wypadły sroce spod ogona, to i tak i tak cały show, przynajmniej jeśli chodzi o elektronikę, skradł trzysegmentowy Statement, który już samą swoją, przywołującą na myśl sygnowane przez samego Dartha Vadera siejące postrach i zagładę intergalaktyczne krążowniki, budził w pełni zasłużony respekt i szczery podziw. W końcu sztuką jest zaprojektować i z odpowiednim pietyzmem, oraz dbałością o detale, wykonać podobny katafalk, który wbrew pozorom wcale nie sprawia wrażenia zwalistego i nieforemnego. Jest bowiem wręcz przeciwnie, gdyż poprzez podzielenie całości na moduły końcówek mocy i przedwzmacniacza, dodanie podświetlonego pasa transparentnego akrylu i odpowiednie ukształtowanie radiatorów uzyskano intrygującą formę mogącą spokojnie startować w konkursach współczesnego wzornictwa przemysłowego i … rzeźbiarstwa. Jeśli weźmiemy pod uwagę iż z owego mrocznego obelisku można uzyskać dość absurdalną, jak na domowe potrzeby, moc 746 W przy 8 Ω i 1450W przy 4 Ω, to decydując się na taki zakup warto odpowiednio wcześnie zainteresować się zmianą taryfy energetycznej i zacząć negocjować warunki z dostawcą prądu. Obsługa tego kolosa całe szczęście nie odbiega od obowiązujących standardów, więc przed jego zakupem wcale nie trzeba się habilitować z robotyki a patrząc na dołączany, całkowicie standardowy i zadziwiająco niepozorny, plastikowy pilot spokojnie można uznać, iż jego codzienna obsługa dla nieskażonych audiofilią domowników nie będzie zbytnio różnić od większości „normalnej” pod względem gabarytów konkurencji.
Jednak stawiając na wygodę tracimy małe co nieco ze swoistego misterium i czysto fizycznego kontaktu. Jeśli uważacie Państwo, że w tym momencie przesadzam, to proszę zerknąć tylko na płyty górne obu monosów NAP S1 i sekcji przedwzmacniacza NAC S1 a wszystko powinno stać się jasne. Szczotkowane aluminium otoczonych biało-błękitnymi aureolkami pary przycisków funkcyjnych, to jedynie wstęp, delikatne akcenty wzornicze przygotowujące użytkownika do dania głównego, czyli ulokowanego w sferycznej niecce potężnego, również odpowiednio podświetlonego pokrętła głośności, z którego formą mieliśmy już przyjemność się zaznajomić podczas testu wielce udanego kombajnu Uniti Nova. Jeśli dodamy do tego wyświetlanie aktywnych źródeł na cienkim, poprowadzonym tuż przy górnej krawędzi pasku akrylu, to ergonomię powyższych rozwiązań można jedynie komplementować.
Przez ostatnie dziesięciolecia Naim zdążył nad wyraz liczne grono swoich akolitów przyzwyczaić, że preferowana przez niego unifikacja oznacza ni mniej ni więcej, tylko to, że wspinając się po kolejnych szczeblach zaawansowania w 99% przypadków, od których odstępstwem jest jedynie dopiero co opisany Statement, płaci się głównie za to, co w środku i za dodatkowe zasilanie, a nie za jakieś designerskie wodotryski widoczne na zewnątrz. Tak też jest w przypadku topowego, najnowszej generacji streamera ND 555, który dotarł do nas wraz z dedykowanym, zewnętrznym zasilaczem 555 PS DR. Oparty na 40-bitowym procesorze SHARC i przetworniku Burr-Brown® PCM1704, mogący pochwalić się zaimplementowaną technologią LVDS (przesyłania sygnałów elektrycznych za pomocą niskonapięciowego sygnału różnicowego), zapewnia obsługę sygnałów PCM 32 bit/384 kHz i DSD128, wygląda bowiem tak, jak i jego rodzeństwo. Solidna, szczotkowana obudowa, 5” wyświetlacz TFT i zaledwie cztery podświetlone na zielono przyciski funkcyjne idealnie kamuflują go wśród rodzeństwa. I od razu mała uwaga natury funkcjonalnej. Otóż skoro Naim zapewnia dedykowaną aplikację sterująca zarówno na iOSa i Androida, to warto z niej skorzystać, gdyż w przypadku ww. plikograja obsługa bez użycia smartfonu wydaje się zupełnym nieporozumieniem.
Najskromniejszym przedstawicielem angielskiej ferajny jest Uniti Core, czyli niepozorny maluch pełniący wielce przydatną rolę RIP-Nasa. Potrafi bowiem nie tylko zmagazynować na ukrytym w swoich trzewiach 2TB dysku pliki i nakarmić nimi zewnętrzne przetworniki i streamery, co również zgrać posiadane przez nas płyty CD
Jednak nie da się ukryć, że najbardziej imponująco prezentują się śnieżnobiałe (Carrara White) Focale Stella Utopia EM Evo, na których charakterystycznie, łukowato wygiętych frontach pysznią się autorskie przetworniki. Znajdziemy tam, ulokowaną pomiędzy dwoma 16,5 cm średniotonowcami 'W’ Power Flower berylową, odwróconą kopułkę wysokotonową IAL2 (Infinite Acoustic Loading), poniżej których w dedykowanej komorze umościł się 33 cm basowiec „W” trzeciej generacji. O ile jednak front prezentuje się dość klasycznie, to już „pociętych” na dedykowane poszczególnym drajwerom segmenty korpusów, oraz pleców za takie, wbrew opartych na pobieżnym rzucie oka pozorom uznać nie można. I wcale nie chodzi tu o przeniesione na masywne cokoły podwójne, solidne gniazda WBT, lecz ukrytą za uchylnym panelem „centralkę” zapewniającą, wraz z zewnętrznym modułem regulującym pracę głośnika basowego 243 kombinacje ustawień. W związku z powyższym, albo decydujemy się na ustawienia standardowe – zaproponowane przez producenta, dystrybutora, lub inną dobrą duszę, bądź świadomie poświęcamy na okiełznanie całości kilka/naście/dziesiąt (niepotrzebne skreślić) wieczorów. Osobom cierpiącym na nerwicę natręctw sugeruję jednak tam nawet nie zaglądać i zaufać dystrybutorowi, gdyż raz rozpoczęta zabawa zworkami może okazać się niekończącym się gonieniem wyimaginowanego króliczka.
No dobrze. Niby waga i cena już dawno przestały być świadectwem, czy też wyznacznikiem, dźwięku utożsamianego z High-Endem, ale w tym przypadku po pierwsze nie mamy do czynienia z markami pojawiającymi się z przysłowiowego „znikąd” i próbującymi pozycjonować swoje produkty li tylko poprzez cenę, bądź „puste” kilogramy. Po drugie nie są to jednostkowe, zupełnie oderwane nie tylko od rzeczywistości, co od pozostałej oferty przypadki, lecz sukcesywnie, przez lata budowane na solidnej inżynierskiej wiedzy i mozolnych laboratoryjnych testach a następnie potwierdzających komputerowe obliczenia odsłuchach, modele. Cały czas z tyłu głowy kołatały mi się jednak pewne, nieustająco podsycane przez „życzliwych”, stereotypy dotyczące flagowców, a w przypadku tytułowych kolumn, „prawie” flagowców. Generalnie rzecz ujmując, chodziło jak zwykle o nad wyraz intensywną polaryzację opinii o obu będących przedmiotem niniejszej recenzji markach, co z jednej strony powoduje ze strony ich akolitów oczekiwania niemalże niemego zachwytu, a z drugiej – ich zagorzałych przeciwników, publicznego linczu. Całe szczęście odsłuchy, oraz będące ich następstwem mniej, bądź bardziej składne refleksje, popełniamy wyłącznie w ramach dość egzotycznego hobby, które w żadnym wypadku nie moglibyśmy nazwać pracą, a tym samym nic, niczego i nikomu udowadniać nie musimy. Kierujemy się przy tym złotą zasadą mówiącą, że cała ta zabawa opiera się na wybitnie subiektywnych ocenach i naszych indywidualnych preferencjach, tak repertuarowych, jak i brzmieniowych a z wyrażanymi opiniami wcale zgadzać się nie trzeba.
Jak zatem dostarczony przez FNCE brytyjsko-francuski system gra, a raczej grał w naszym OPOS-ie? Jeśli napisałbym już na samym wstępie, że zjawiskowo, to … niby nawet o jotę nie minąłbym się z prawdą, lecz i wykazałbym się dalece posuniętym niedbalstwem ślizgając się jedynie po powierzchni owej prawdy. Prawdy, która jak to zwykle bywa, okazała się nie tyle zaskakująca, co wręcz … szokująca. Zwykło się bowiem uważać, iż co jak co, ale Focale zawsze, podkreślam zawsze, muszą akcentować najwyższe składowe i niby im wyższy model, tym ich wyrafinowanie wzrasta, lecz trudno je określić mianem „słodkich”. Tymczasem wespół ze Statementem i ND 555 (w takiej konfiguracji najczęściej „było grane”) z pełną odpowiedzialnością mogę mówić o oczywistej dla berylowych tweeterów rozdzielczości, lecz rozdzielczości osadzonej wręcz w karmelowej … słodyczy. Zdziwieni? Proszę mi uwierzyć, że my też poczuliśmy się cokolwiek dziwnie, ale gdy pierwsze zaskoczenie minęło czym prędzej zaczęliśmy sprawdzać, czy to przypadkiem nie „wina” odpowiednio spreparowanego materiału, dlatego też do ND 555 skierowany został strumień danych ze znanym na pamięć repertuarem, czyli „Brothers In Arms” Dire Straits. Niby to taki zgrany do bólu, pozornie niezobowiązujący, a przy tym zdecydowanie mniej znienawidzony aniżeli „No Sanctuary Here” Chrisa Jonesa, wystawowy klasyk, ale obfitujący w ikoniczne wręcz gitarowe solówki, więc jeśli tylko reprodukcja góry pasma zbyt mocno wychodziłaby przed szereg, to z pewnością byśmy to zauważyli. Tymczasem nijakie anomalie się nie objawiły i jasnym stało się, że Utopie grają tak, jak pozwala im na to towarzysząca elektronika, więc obarczanie ich winą za niezbyt przemyślaną konfigurację najdelikatniej rzecz ujmując wydaje się nieco krzywdzące. Równie zachęcająco prezentowała się średnica i tu pojawiła się kolejna ciekawostka, gdyż może nie sposób było określić jej mianem wysyconej w stopniu, jaki reprezentował przykładowo modyfikowany, papirusowy Seas zaimplementowany w Duke’ach Trenner & Friedl, ale … pracujący w każdej z kolumn duet 16,5 cm średniotonowców, o jakże rozkosznie hippisowskiej nazwie Power Flower, daleki był od podążania antyseptyczną ścieżką prosektoryjnej jałowości, lecz bez najmniejszych zahamować potrafił „dopalić” pod względem saturacji wokal Knopflera.
Podobny obrót sprawy przybrały z przeuroczą, filigranową Chie Ayado, która na koncertowej „Live ! The Best”, zawierającej nagrania m.in. z tokijskiego STB 139, znanego również jako Sweet Basil, jak i Sapporo Concert Hall Kitara, czarowała swoim niskim, zaskakująco potężnym i … czarnym głosem. Wspominam o tej pozycji płytowej, gdyż na Focalach z Naimami całość wypadła nie tyle spektakularnie, co wręcz zjawiskowo. Pomimo holograficznej trójwymiarowości wygenerowanej sceny udało się bowiem, poprzez fenomenalne operowanie światłem, „wycięcie” grającej na fortepianie wokalistki z aksamitnie czarnego tła, uzyskać iście baśniową intymność a jednocześnie zachować poczucie obecności w zdecydowanie większej, aniżeli nasza OPOS-owa, kubaturze.
Jeśli zaś chodzi o wspominaną spektakularność, to uczciwie trzeba przyznać, że zarówno Statement, jak i Stelle Utopia pod względem dynamiki, swobody i natychmiastowości stanowiły prawdziwy dream team. Szorstka niczym krowi język „Playing the Angel” Depeche Mode rozpoczyna się zdolną umarłego postawić na nogi syreną w „A Pain That I’m Used To” i właśnie jej ryk nad wyraz boleśnie dał nam do zrozumienia co miał pewien szacowny jegomość na myśli wprowadzając do obiegu pojęcie „trąby jerychońskiej”. Tak, z Naimem i Focalami na stanie spokojnie tym utworem można byłoby świadczyć usługi rozbiórkowe z dokładnością do dwóch przecznic. Generowana przez tytułowy set ściana dźwięku była jednak perfekcyjnie zwarta, nieosiągalnie dla większości konkurencji kontrolowana a przy tym fenomenalnie zróżnicowana. To tak jakby z użyciem wyposażonego w obiektyw makro Hasselblada wykonać kilkaset ujęć a następnie złożyć je w jeden wielki kadr. Kadr, który nie tyle miałby coś do ukrycia, co wręcz ukazujący detale zazwyczaj gołym okiem pomijane i niezauważalne. To nawet nie było 4K, lecz przynajmniej 8K i to w referencyjnym wydaniu.
Nie byłbym jednak sobą, gdybym mając ku temu okazję i brak mogących pokrzyżować me niecne plany oponentów (Jacek już dawno zarzucił próby nawrócenia mnie na właściwą drogę) nie sięgnął po repertuar, którego większość wystawców na tzw. „imprezach masowych” w stylu rodzimego AVS, czy monachijskiego High Endu unika niczym diabeł święconej wody. Na pierwszy ogień poszedł zatem zakręcony niczym domek ślimaka i narkotyczno-psychodeliczny „Elephants on Acid” Cypress Hill, gdzie orientalne partie sitarów mieszają się z latino rapem i tłustymi betami. Jednak to, co cyprysowa ekipa wtryniła w „Pass The Knife” , przynajmniej jeśli chodzi o niskie tony, to prawdziwe arcydzieło. Nawet przy niezbyt wysokich poziomach głośności niemalże infradźwiękowy bas przytyka uszy. W dodatku dociera do nas nie z głośników, lecz oplata niczym kokon i sukcesywnie się zaciska. Mocna rzecz. Kolejną pozycją było jubileuszowe wydanie „Rage Against The Machine – XX (20th Anniversary Special Edition)” Rage Against The Machine, gdzie nie było nawet chwili na wytchnienie a wykrzykiwane przez Zacka de la Rocha teksty wwiercały się w mózg z bezlitosnym impetem. Jeśli ktoś w tym momencie powiedziałby mi, że to nie jest muzyka, którą wypada na tak astronomicznie drogim i zarazem wysublimowanym ze względu na swoją highendowość puszczać, chyba zabiłbym go śmiechem, bo to co zaserwował testowany system niebezpiecznie zbliżało się do uczestnictwa w koncercie RATM. Wystarczyło tylko zrobić odpowiednio głośno i znów był 1992 r. a ja na łbie miałem sięgające ramion pióra, którymi z radością mogłem pomachać.
A na deser zostawiłem iście piekielny duet – ikoniczny „Seasons In The Abyss” Slayera i współczesny, a przy tym rodzimy „I Loved You at Your Darkest” Behemotha. Tak, tak, odsłuch czegoś takiego dla większości „normalnych” recenzentów zakrawa na profanację. Całe szczęście nigdy owej normalności nie deklarowałem, więc czuję się z przestrzegania dworskiej etykiety i konwenansów najzwyczajniej w świecie zwolniony i słucham tego, na co w danym momencie mam ochotę. A wracając do meritum. Pomimo oczywistej zbieżności stylistycznej różnice realizatorskie pokazane zostały jak na dłoni i jasnym stało się, że współczesność ma swoje niewątpliwe zalety, gdyż Nergal z ekipą zabrzmiał bezdyskusyjnie lepiej i to pod każdym względem. Była prawdziwa, w pełni namacalna głębia, uporządkowana gradacja planów, ogniskowanie źródeł pozornych i selektywność a gdy do głosu dorwała się małoletnia dziatwa czuć było „fun” jaki im ta przygoda z „Księciem Ciemności” sprawiała. Nijakiej ofensywności tak góry, jak i średnicy nie odnotowałem, a że repertuar nie należał do gatunku lekkiego, łatwego i przyjemnego, to i energia wydobywająca się z głośników wciskała w fotel niczym podmuchy tropikalnego orkanu.
Reasumując niniejszą epistołę chciałbym zaznaczyć, iż nad tytułowym zestawem pastwiliśmy się z Jackiem przez blisko miesiąc, więc zarzuty o zbytnią ekscytację i ewentualne pierwsze zauroczenie możemy niejako już na starcie wykluczyć. Ponadto w ciągu owych kilku tygodni odsłuchy prowadziliśmy o najprzeróżniejszych porach dnia i nocy, więc i anomalie związane z obowiązującymi w danym momencie stopniami zasilania nie miały wpływu na nasze finalne oceny. A te, przynajmniej w moim przypadku – kiedy piszę ten fragment nie znam jeszcze werdyktu Jacka, oscylują w okolicach … celujących.
I to bez jakiegokolwiek naciągania faktów, gdyż jest to efekt niezwykłej wręcz synergii zaproponowanego i skonfigurowanego przez FNCE systemu, gdzie absolutnie nic nie zostało pozostawione przypadkowi, a to, co ów set pokazał na minionym Audio Video Show okazało się jedynie li tylko niezobowiązującą przystawką i zapowiedzią tego, co tak naprawdę w nim drzemało. Jeśli zatem dysponujecie Państwo odpowiednią kwotą a zarazem nie macie bądź to czasu, bądź cierpliwości na mozolne przekopywanie się przez tony sprzętów wszelakich i wielokrotnie zakończone sromotną porażką eksperymenty, postarajcie się tytułowej konfiguracji, najlepiej we własnych czterech kątach posłuchać, bo to, co ona oferuje, w pełni na owe celujące noty zasługuje. Jest to bowiem system kompletny, skrojony na miarę, grający dosłownie każdy, nawet najbardziej „nieaudiofilskim” repertuar i zarazem uwzględniający nie tylko wzajemną synergię pomiędzy poszczególnymi elementami, lecz i aktualne oczekiwania rynku. Z jednej strony skupiony jest bowiem na plikach, jednak z drugiej jednocześnie wyciąga pomocną dłoń do wszystkich posiadaczy bogatych płytotek, oferując im całkowicie bezbolesny proces digitalizacji fizycznych nośników. A ponieważ w tym zestawieniu ND 555 w sposób dość bezpardonowy udowadniał swoją wyższość nad CDX2, mając możliwość zatrzymania opisywanej w niniejszym teście konfiguracji pozwoliłbym sobie na delikatne zaburzenie angielsko-francuskiej sielanki … pozostając przy swoim Ayonie.
Marcin Olszewski
System odniesienia:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0, przetwornik D/A Reimyo DAP – 999 EX Limited TOKU
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond, Statement
IC RCA: Hijri „Million”
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Dystrybucja: FNCE S.A.
Ceny:
Naim CDX2: 22 999 PLN
Naim Uniti Core: 9 999 PLN
Naim ND 555: 69 999PLN
Naim 555 PS DR: 37 999PLN
Naim S1 Statement: 890 000 PLN
Focal Stella Utopia EM Evo: 399 998 PLN
Stolik Fraim Base: 4 599 PLN
Dane techniczne
Naim ND 555
Obsługiwane formaty plików audio:
WAV – maksymalnie 32bits/384kHz
FLAC, AIFF, ALAC – maksymalnie 24bit/384kHz
DSD – 64 i 128Fs
MP3, AAC, OGG, WMA,M4A – maksymalnie 48kHz, 320kbit (16 bit)
Streaming: Wbudowany Chromecast, Apple AirPlay, TIDAL, Spotify® Connect, Bluetooth (AptX HD), Internet Radio, UPnP™ (przesyłanie strumieniowe wysokiej rozdzielczości), Roon Ready
Wejścia audio:
2 x optyczne złącza TOSlink (maksymalnie 24bit/96kHz)
1 x koncentryczny RCA (maksymalnie 24bit/192kHz, DoP 64Fs)
1 x koncentryczny BNC (maksymalnie 24bit/192kHz, DoP 64Fs)
USB – 2 x gniazdo USB Typ A (przód i tył, ładowanie 1,6A)
Wyjścia audio
1 x RCA para
1 x 5-pinowy DIN
Komunikacja: Ethernet (10/100Mbps), WiFi (802.11 b/g/n/ac z zewnętrzną anteną)
Wymiary (W x S x G): 87 x 432 x 314 mm
Waga: 12,25kg
Naim Statement S1
NAP S1
Wejścia analogowe: 1 x XLR
Terminale głośnikowe: pojedyncze
Moc wyjściowa: 746W / 8 Ω, 1450W / 4 Ω, 9kW chwilowa przy 1 Ω
Wymiary (WxSxG): 940 x 256 x 383mm (szt.)
Waga: 101 kg (szt.)
NAC S1
Wejścia analogowe: 3 x DIN, 3 pary RCA, 2 pary XLR
Wyjścia analogowe: 1 para XLR, 2 x niezbalansowane (4 pin DIN)
Wymiary (WxSxG): 940 x 270 x 412mm
Waga: 61.5 kg
Focal Stella Utopia EM Evo:
Typ: 3-drożne, bass-reflex
Wykorzystane głośniki: 33cm 'W’ basowy, 2 x Power Flower 16.5cm 'W’ średniotonowe z zawieszeniem TMD i magnesami NIC, berylowa 27 mm odwrócona kopułka wysokotonowa IAL2
Pasmo przenoszenia (+/- 3dB): 22Hz – 40kHz
Skuteczność (2.83V / 1m): 94dB
Nominalna impedancja: 8 Ω
Minimalna impedancja: 2.8 Ω
Częstotliwości podziału: 230Hz / 2,200Hz
Rekomendowana moc wzmacniacza: 100 – 1,000W
Wymiary (W x S x G): 1,558 x 553 x 830 mm
Waga: 170 kg