1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Pilium Audio Odysseus & AudioSolutions Virtuoso M

Pilium Audio Odysseus & AudioSolutions Virtuoso M

Opinia 1

Prawdopodobnie zdążyliście zauważyć, iż od dłuższego czasu nie mieliśmy okazji testować tak zwanego zestawu marzeń. I nawet nie chodzi o pełen set od źródła po kolumny, tylko jakąś ciekawą sekwencję. Wszyscy dystrybutorzy starają się promować pojedyncze komponenty, zapominając przy tym trochę, że klient przychodząc do sklepu, nierzadko z braku wiedzy oczekuje od niego nawet nie niezobowiązującej rady, tylko wręcz popartych najpierw sesjami testowymi, potem prezentacjami w salonie, solidnych konkretów. Niestety takich propozycji dobrze skonfigurowanych zestawów audio w periodykach branżowych jest jak na lekarstwo, przez co tracą obie zainteresowane strony. Na szczęście rzadko nie oznacza całkowitego braku, czego dobrym przykładem jest wspólna propozycja gliwickiego 4HiFi i sopockiego Premium Sound. Co takiego zestawili? Otóż miło jest mi poinformować zainteresowanych, iż dzisiejszy testowy miting przy muzyce odbędzie z wykorzystaniem zestawu kolumn znanej Wam z już kilku opinii na naszych łamach litewskiej marki AudioSolution w wersji Virtuoso M z zaproponowanym przez rzeczonego dystrybutora, będącym swoistą nowością w jego portfolio greckim wzmacniaczem zintegrowanym Pilium Audio Odysseus. Zainteresowani? Ja przyznam, że byłem bardzo, gdyż znając z osobistych doświadczeń nieco mniejszy model kolumn Virtuoso S, ciekawiło mnie, jak większe konstrukcje zagrają z monstrualną, bo ważącą bagatela 70 kg grecką sekcją wzmacniającą. I wiecie co, to było naprawdę bardzo bogate w pozytywne wyniki spotkanie, co postaram się przekazać w kilku w miarę zwięzłych akapitach.

Jeśli chodzi o kolumny głośnikowe, te w kwestii rozmiarów i wagi osiągają nieco ponad 120 cm wysokości przy masie 75 kg sztuka, zaś w temacie budowy skrzynek mogą pochwalić się zaawansowaną, bo zwiększającą sztywność całości, konstrukcją podwojonej obudowy. W tym zabiegu chodzi o otulenie już solidnie usztywnionej wewnętrznej skrzynki znacznie zwiększającym sztywność kolumny, a co za tym idzie odporność na rezonanse dodatkowym zewnętrznym płaszczem. Ten zaś patrząc na jego poziomy profil z lotu ptaka przypomina minimalizujący powstawanie wewnętrznych fal stojących, kształt nieco kanciastej lutni. Tak prezentujące się konstrukcje w celach odpowiedniej stabilizacji na podłożu posadowiono na znacznie zwiększających rozstaw punktów podparcia, wyposażonych w regulowane stopy, słusznej grubości podstawach. Jeśli chodzi o technikalia Virtuoso M, na awersie znajdziemy lekko zagłębiony w tubie głośnik wysokotonowy, tuż nad nim średniaka, a na dole podwójną sekcję basową. Zerkając na tylną część Litwinek, natrafimy na pokrętło pozwalające dopasować ich styl grania nie tylko do naszych preferencji, ale również słuchanego w danym momencie stylu muzycznego w górnej części i rozdzielone dla sekcji średnio-wysokotonowej oraz basowej terminale przyłączeniowe w jego dolnych parcelach. Wieńcząc opis kolumn, nie mogę nie wspomnieć, iż tak uzbrojone, 3-drożne konstrukcje pozwoliły producentowi zaoferować nam skuteczność na poziomie 92 dB / 4 Ohm i pasmo przenoszenia w zakresie 25 – 30 kHz.
Przechodząc do wspomnianej nowości na naszym rynku, czyli tytułowego wzmacniacza zintegrowanego, już fotografie zdradzają, iż mamy do czynienia z czymś niebagatelnym. Niby zwykły prostopadłościan, jednak jego rozmiary wespół z designerskim spokojem – zapewniam nie nudą – aż krzyczą, że nadrzędnym celem greckich inżynierów było przypodobanie się nam nie przywdzianiem pięknych piórek, tylko skupieniem się nad ofertą soniczną Odysseus-a. Ta zaś opiera się na monstrualnym, bo 2 kW transformatorze i zaprojektowaniu całości konstrukcji w układzie pełnego dual mono, co od strony osiągów muzycznych pozwala oddać mu 200W przy 8 Ohm, zaś w kwestii wagi bryluje na poziomie 74 kg. Gdy z grubsza przebrnęliśmy przez temat technikaliów – dokładne dane znajdziecie w tabelce pod testem, jestem winien Wam kilka informacji natury wizualnego postrzegania. Z pozoru spokojna obudowa składa się z trzech grubych i jednego cieńszego płata aluminium – grube to front oraz dolna i górna płaszczyzna, zaś nieco cieńszą wykorzystano do wykonania tylnego panelu. W celach wentylacji grawitacyjnej konstrukcji oprócz zajmujących całą powierzchnię bocznych radiatorów producent postanowił zastosować zlokalizowany na górnej połaci obudowy dodatkowy kanał przepływu powietrza, co wespół ze zorientowanym na froncie wielkim, bardzo czytelnym z daleka, co istotne dotykowym wyświetlaczem z jednej strony ożywia, a z drugiej nie przerysowuje wyrazistości projektu. Ale to nie koniec pracy projektantów nad jego odpowiednią wizualizacją. Otóż rzeczony piecyk został posadowiony na mieniących się srebrem na tle czerni reszty konstrukcji, antywibracyjnych firmowych stopach, co zapewniam w wysublimowany sposób pozwala całości uniknąć postrzegania jako brutalnego kloca. Zbliżając się ku końcowi opisu wzmacniacza, kilka zdań o jego ofercie przyłączeniowej, która w tej wersji opiewa na pięć wejść liniowych w standardzie RCA, pojedynczy zestaw wygodnych podczas aplikacji w tor, bo rzadko stosowanych motylkowych terminali kolumnowych, gniazdo zasilania i główny włącznik. Trochę skromnie? Bynajmniej. To jest wzmacniacz z prawdziwego zdarzenia, a nie wszystko-mający, w kwestii jakości oferowanego brzmienia zawsze wprowadzający same szkody przez nawzajem zakłócające się dodatkowe opcje wyposażenia, modny ostatnimi czas wielofunkcyjny konglomerat. Owszem, wejścia XLR wielu potencjalnym użytkownikom z pewnością powiększyłoby uśmiech na twarzy, jednak nie oszukujmy się, spora grupa ich posiadaczy, nie wie, że często są desymteryzowanymi atrapami, a nie odpowiedzią na pełne zapotrzebowanie takiego rozwiązania ich konstrukcji. Dlatego przed jakimkolwiek utyskiwaniem na popularne RCA zalecam osobisty odsłuch, inaczej jest to pełne pobożnych życzeń zwyczajne błądzenie we mgle. Wieńcząc opis tytułowej integry dodam jeszcze, iż w komplecie z nią dostajemy równie ascetycznego w wyglądzie jak wzmacniacz, jednak przez to fajnego wizualnie, a do tego dosłownie kilkoma guzikami obsługującego wszystkie funkcje pilota zdalnego sterowania.

Zanim przejdę do konkretów na temat brzmienia pełnego zestawienia, w skrótowym opisie przybliżę ich indywidualną soniczną prezencję. Z tego tandemu kolumny stawiają na soczyste, unikające ostrych krawędzi, bardzo muzykalne granie. Jednak wszelkich malkontentów obawiających się o zbyt gęstą projekcję dźwięku proszę o spokój, bowiem producent w celach reakcji na ewentualne przekroczenie barwowego zdrowego rozsądku potencjalnej konfiguracji z tyłu kolumny zaaplikował stosowny regulator, w teorii pozwalający wyciskać ostatnie poty z różnych rodzajów muzyki, jednak w praktyce zwiększający lub zmniejszający poziom nasycenia i zwartości przekazu, przez co mocno zwiększył ich uniwersalność.
Jeśli chodzi o testowane wzmocnienie, jest jak gdyby w dobrym tego słowa znaczeniu, brzmieniowym przeciwieństwem kolumn. Jednak i w tym przypadku pieniaczom zalecam wzięcie dawki relanium, gdyż owo przeciwieństwo oznacza świetną kontrolę dźwięku, jego wyraźny, ale daleki od ostrości rysunek i do tego świetne osadzenie w masie, a nie bolesne dla uszu wycinanie świata muzyki przysłowiową żyletką. powiem więcej. Jego prezentacja jest na tyle zjawiskowa, że po przedtestowym zapoznaniu się z oferowanymi możliwościami nie było innej możliwości, jak przekazać dystrybutorowi decyzję o jego solowym występie testowym.

Co pokazał grecko-litewski tandem? Jak można się spodziewać, w pewien sposób połączył wodę z ogniem. Przekaz konsekwentnie podążał drogą pełną kolorowych emocji, jednak całość była odpowiednio zwarta i nie tylko pełna energii, ale również z niezłym atakiem. Naturalnie ten ostatni da się uzyskać w lepszym wydaniu. Jednak nie oszukujmy się, atak to nie wszystko, a jeśli zestaw w pierwszej kolejności ma być muzykalny, a w drugiej ze zdroworozsądkowym podejściem do jego wyrazistości, odpowiednie zbilansowanie całości zawsze niesie ze sobą konsekwencję minimalnej utraty natychmiastowości zmian tempa i agresywnego uderzenia. To prawda stara jak świat i nie ma co z nią dyskutować. Ważne tylko, aby przy takim podejściu do tematu nie przekroczyć cienkiej linii nazbyt zachowawczej prezentacji, z czym nasz tytułowy zestaw znakomicie sobie poradził. Z jednej strony bardzo wyraźnie stał po stronie mocnego nasycenia, a z drugiej nie gubił rytmu i nie przegrzewał szkodliwie wizualizowanych w moim pokoju wydarzeń muzycznych. A co w tym wszystkim jest najciekawsze, to fakt, że owe hołubienie soczystej kolorystyce prezentacji pomagało wykreować opiniowanemu zestawowi namacalny, bo w fajnej projekcji 3D spektakl muzyczny.
Pierwszym z brzegu przykładem na potwierdzenie tezy o budowaniu realnego świata muzyki podczas mojej sesji testowej była wydana przez japoński oddział Sony w formacie Blu-spec CD2 skrótowa kompilacja opery „Wesele Figara” Mozarta pod Teodorem Currentzis-em. Owszem, realia operowej sceny da się usłyszeć przez znaczącą większość zestawień, jednak ciekawe podkręcenie nasycenia całego przedsięwzięcia spowodowało poprawę namacalności wokalnych źródeł pozornych, dzięki czemu sporo zyskała projekcja ich w trzecim wymiarze. I nie mówię tutaj jedynie śpiewie statycznym, tylko słyszalnej na bazie odgłosów drewnianej sceny, częstej zmianie miejsc artystów. A to dopiero jedna strona medalu, gdyż owo podniesienie poziomu ciężaru dźwięku nie zabiło stylistyki prowadzenia orkiestry przez maestro Currentzis-a, czyli ostrych uderzeń pełnego składu. Ten aspekt również wypadł dobrze. Może nie bezkompromisowo, jednak z dobrym oddaniem jego zamierzeń, bez czego wiedząc z kim duchowo obcujemy, słuchanie staje się zwykłą nudą.
Kolejnym testowym krążkiem okazał się być materiał rockowej grupy AC/DC „Highway To Hell”. Naturalnie jako konsekwencja plastyki przekazu bezapelacyjna drapieżność muzyki była lekko utemperowana, jednak po skorygowaniu pracy kolumn do odpowiedniego gatunku muzycznego na tyle minimalnie zmniejszona, że nawet biorąc pod uwagę moje muzyczne wychowanie na tym materiale, bez najmniejszych problemów przeszedłem nad tym do porządku dziennego, natychmiast pławiąc się w zawartości merytorycznej tych buntowników z wyboru. A to nie koniec ciekawych informacji, bowiem w sukurs łykaniu tego materiału jak pelikan ryby pomagały mi za to podkręcone barwowo, będące jego solą gitarowe przebiegi i nieco bardziej ekspresyjna w domenie soczystości złowroga wokaliza. Jednym może nie słowem, ale zdaniem, zatopiłem się co prawda w nieco przyjemniejszym dla ucha, ale nadal pełnym ekspresji powrocie do fantastycznej przeszłości.
Na koniec elektronika spod znaku Massive Attack „Blue Lines”. W tym przypadku podobnie do rocka z jej wielbicielami można delikatnie poróżnić się jedynie w kwestii bezkompromisowości krawędzi, a oprzesz to wyrazistości dźwięków, które po przepuszczeniu przez zaplanowany przez dystrybutora filtr fajnego, bo nasyconego grania, były jakby mniej agresywne. Jednak zapewniam, bez jakichkolwiek dramatycznych szkód, a jedynie z tendencją do uprzyjemniania życia z praktycznie z każdą muzyką. Owszem na górze nie było ostro, ale za to w dole po zastrzyku masy bardzo efektownie. A efektownie, bo z dobrą kontrolą, co zestawiając dwa komponenty od innych producentów, nie zawsze udaje się zrealizować. Na szczęście obaj dystrybutorzy wiedzą, o co w tej zabawie chodzi i poza tym, że zestaw wypadł w takiej estetyce, jak planował, to jeszcze znakomicie się bronił. Co prawda bez pogoni za stuprocentowym oddaniem zamierzeń tego typu muzyków, ale biorąc pod uwagę tendencyjność zestawienia muzykalnego seta, był naprawdę blisko.

Gdy doszedłem do kreślenia puenty tego spotkania, tak po prawdzie zastanawiałem się, czy jest sens się powtarzać. Przecież moje spostrzeżenia były na tyle wymowne, że ciężko jest wywnioskować coś innego, jak pełne ukontentowanie zaproponowanym zestawem. Owszem, kroczył w konkretnej estetyce brzmienia, jednak przy swoim gęstym sznycie grania na tyle udanie podanej, że aby nie znaleźć w nim pokrewnej duszy na długie lata, trzeba być bardzo ortodoksyjnym słuchaczem któregoś z wspomnianych nurtów muzycznych. Powód? Nic specjalnego. Po prostu połączenie mocy greckiego boga z litewskimi pannami każdy z nich przedstawiając na swój sposób, nie odchodziło odeń zbyt daleko. To nadal było mocne i energiczne granie, z tą tylko różnicą, że przyjemne. A jeśli w obcowaniu z muzyką owa przyjemność jest tylko słyszalną nutą, a nie siłowym naginaniem rzeczywistości, to chyba nic złego.

Jacek Pazio

Opinia 2

Wbrew nieco przewrotnemu podtytułowi w ramach dzisiejszego spotkania zamiast roztrząsać niuanse antagonizmów, które koniec końców doprowadziły do wojny secesyjnej, bądź z łezką w oku wspominać mini serial z Patrickiem Swayze i Jamesem Readem skupimy się na kooperacji. W dodatku kooperacji nie tylko na poziomie produktowym, co raczej nie powinno dziwić, gdyż nie raz i nie dwa dystrybutorzy dostarczali nam zestawy skomponowane z różnych, znajdujących się pod ich skrzydłami marek, lecz również właśnie dystrybucyjnym. O ile bowiem zwykło się uważać, iż tak w naszej, jak i chyba we wszystkich branżach człowiek człowiekowi wilkiem a konkurencja tylko czyha na potknięcie, to okazuje się, że są wyjątki potwierdzające ową regułę. A owym wyjątkiem jest kooperacja gliwickiego 4HiFi z sopockim Premium Sound, której to efektem jest polecany przez oba byty zestaw w skład którego wchodzą wzmacniacz zintegrowany Odysseus debiutującej na naszych łamach grecko-bułgarskiej manufaktury Pilium Audio i litewskie kolumny AudioSolutions Virtuoso M.

Skoro AudioSolutions zdążyliśmy już po wielokroć wziąć pod redakcyjną lupę i odmienić przez niemalże wszystkie przypadki, to na początek należy się Państwu małe wyjaśnienie odnośnie rodowodu tytułowej amplifikacji a tym samym rozwianie rodzących się w głowach co podejrzliwszych jednostek teorii spiskowych. Chodzi bowiem o to, iż Pilium Audio została powołana do życia w Grecji w 2012 r., czyli w czasach, gdy wydawało się że ulubiona destynacja naszych letnich wojaży opuści grono UE i to bynajmniej nie na własne życzenie, jak U.K., lecz na zasadzie relegacji ze względów na ogólnie rzecz ujmując problemy natury finansowej. A tego założyciel marki – pan Konstantinos Pilios chciał z oczywistych względów uniknąć. Dlatego też zapobiegliwie w 2014 r. zarejestrował swoje przedsiębiorstwo w … Bułgarii. Tym oto sposobem adresem, li tylko korespondencyjnym, jest oddalony zaledwie godzinę jazdy od Sofii malowniczy – położony u podnóża Gór Riła, w dolinie rzeki Strumy, Blagoevgrad, zwany potocznie Blago. Z kolei zarówno sam właściciel, zespół R&D (projektanci i inżynierowie), oraz pozostali pracownicy są Grekami i pracują wytwarzając elektronikę sygnowaną logotypem Pilium Audio w Grecji.

Nie wiem czy tylko ja mam takie skojarzenia, jednak bryła Odysseusa nieodparcie przywodzi mi na myśl stan pośredni pomiędzy Audią Flight Strumento N°4 a AVM Ovation SA8.2. Chodzi bowiem o swoistą majestatyczną monolityczność prostopadłościennej, niezwykle zwartej bryły z dyskretnie schowanymi w jej obrysie radiatorami i minimalistycznym designem. Wykonany z grubych płyt aluminiowych korpus pokryto czarną anodą i choć czerń podobno wyszczupla to akurat w tym przypadku dość trudno przed wzrokiem ciekawskich będzie ukryć tytułowy katafalk. Jego front zdobi precyzyjnie wycięty firmowy logotyp i centralnie umieszczony, całkiem czytelny kolorowy, dotykowy wyświetlacz. Z jego pomocą możemy wybrać m.in. źródło i ustawić oczekiwaną siłę głosu, choć zdecydowanie wygodniej będzie użyć znajdującego się na wyposażeniu pilota. O zastępujących ściany boczne radiatorach już zdążyłem napomknąć, więc tylko wspomnę, iż w chłodzeniu wnętrza wspiera je umieszczona na płycie górnej dodatkowa kratka wentylacyjna.
Pewne zdziwienie może za to wywołać widok ściany tylnej, gdyż na tym pułapie cenowym ograniczenie interfejsów wejściowych li tylko do gniazd RCA, których akurat w tym wypadku mamy pięć par, wydaje się, poza konstrukcjami lampowymi, nader karkołomnym i trudnym do logicznej obrony posunięciem. Ba, nawet wybitnie sceptycznie do połączeń zbalansowanych nastawiony zespół inżynierów z Audioneta swoje produkty w XLR-y wyposaża. Co ciekawe, owe ortodoksyjne przywiązanie do RCA Grekom wraz z wędrówką w górę cennika mija, gdyż dziwnym zbiegiem okoliczności już usytuowany oczko wyżej Leonidas, jak i DAC, wszystkie przedwzmacniacze oraz końcówki mocy mają wejścia i wyjścia w obu standardach. Krótko mówiąc śmiało możemy uznać, iż dopiero wkraczamy niejako do przedsionka właściwego portfolio Pilium, które to de facto rozpoczyna się tam, gdzie nawet jednoznacznie kojarzony z górną półką Vitus Audio ma już całkiem szeroki wachlarz propozycji. Całe szczęście pojedyncze, acz szalenie solidne, motylkowe terminale głośnikowe i gniazdo zasilające IEC już nijakich kontrowersji nie budzą. W komplecie znalazł się również aluminiowy pilot.
Za to wystarczy rzut oka do trzewi wzmacniacza i jasnym staje się, że mamy do czynienia z rasowym i w dodatku tak zaprojektowanym, jak i zbudowanym High-Endem. Nie dość bowiem, iż nie sposób podnieść tu zarzut odnośnie magazynowania audiofilskiego powietrza, co sama topologia dual mono i logika układu budzi trudny do poskromienia entuzjazm. Zasilanie oparto bowiem na monstrualnym 2 kVA toroidzie, w samej sekcji przedwzmacniacza zastosowano kondensatory o łącznej pojemności 19 000 µF a w stopniu wyjściowym 180 000 µF. Z kolei masywne radiatory obsadzono 40, pracującymi w klasie AB, tranzystorami zdolnymi oddać 200 W przy 8 Ω, 400 W przy 4 Ω i 700 W przy 2 Ω obciążeniu. Za regulację głośności odpowiada sterowana mikroprocesorem drabinka rezystorowa a i wszystkie parametry wzmacniacza są cały czas podlegają stosownemu monitoringowi.

Z kolei AudioSolutions Virtuoso M to najogólniej rzecz ujmując starsze i zarazem większe rodzeństwo goszczących u nas niemalże rok temu S-ek. Mamy zatem do czynienia z czterogłośnikową, trójdrożną konstrukcją przyobleczoną w autorskie obudowy wykonane w systemie „box in a box”, w której zaaplikowano 3 cm tekstylną kopułkę w niewielkiej tubce, powyżej 16,5cm średniotonowiec z twardej papierowej pulpy a poniżej parę wykonanych z podobnego materiału basowych 19-ek. Deklarowana skuteczność to wielce zachęcające 92 dB, co przy nominalnej 4 Ω impedancji daje, przynajmniej na papierze, szanse na sensowność połączeń nawet niezbyt imponującymi mocowo wzmacniaczami. Na będących w zaniku, wynikających ze zbiegającej się ku tyłowi obudowie plecach oprócz zlokalizowanych tuż przy cokole dolnym podwójnych gniazd głośnikowych WBT nextgen™ i zdublowanych portów basrefleks nie zabrakło pokrętła wyboru jednego z trzech (Balanced, Moderate, Enhanced) profili zwrotnicy a tak po prawdzie przełącznik pomiędzy trzema zwrotnicami operując częstotliwością podziału i stromością zboczy. A z tego co na powyższych zdjęciach widać, zamiast któregoś z „extra” malowań otrzymaliśmy niezaprzeczalnie elegancką, choć na tle S-ek zaskakująco spokojną perłowo-białą parkę.

Opis walorów natury estetycznej to jedno, jednak mówiąc szczerze coraz częściej dochodzę do wniosku, iż w audio, podobnie z resztą jak w życiu, sprzęt o ile może i wyglądać li tylko nieco lepiej od diabła, to grać musi niemalże anielsko. Skoro jednak dostarczony przez gliwicko-sopocki duet zestaw bezdyskusyjnie cieszy oczy, to nic na to nie poradzimy, po cichu licząc tylko, że zagra adekwatnie do tego co w oko nam wpadło. Pierwsze takty używanego podczas testów Virtuoso S albumu „Soulmotion” Natašy Mirković & Nenada Vasilica i … jest dobrze, jednak zauważalnie inaczej aniżeli przy mniejszych kolumnach. Dźwięk bowiem urósł wraz z reprodukującymi go zestawami głośnikowymi, przy czym nie był to wzrost globalny, co raczej skupiony na najniższych składowych. Pamiętacie Państwo jak przy S-kach wspominałem, iż spodziewałem się nieco większej spektakularności? No to tutaj owych doznań miałem pod dostatkiem. Może wolumen basu co nieco uszczknął z motoryki, timingu i żywiołowości młodszego rodzeństwa, przez co spektakl nabrał większej dostojności, ale od razu uspokoję jednostki obawiające się „klęski urodzaju” – do przysłowiowej buły i spowolnienia jeszcze dużo brakuje. Jednakowoż eM-ki jasno dają do zrozumienia, że najlepiej poczują się w 45-50m pokojach, gdzie dane im będzie rozwinąć skrzydła. Skrzydła tytułowe combo rozwija również na zdecydowanie bardziej absorbujących pod względem aparatu wykonawczego formach. Weźmy na ten przykład iście epicką ścieżkę dźwiękową z „Underworld Rise of the Lycans” autorstwa Paula Haslingera. Jest tylko jedno ale – ów soundtrack jest nagrany dość cicho, więc aby poznać pełnię jego możliwości należy nieco bardziej aniżeli zazwyczaj pofolgować sobie z regulacją głośności a po ostatniej nutce czym prędzej wrócić do standardowych nastaw, o ile tylko nie chcemy obudzić wszystkich domowników, bądź zwrócić na siebie uwagę okolicznych mieszkańców. Poza tym zarówno potężna integra, jak i towarzyszące jej kolumny nie wydają się mieć żadnych ograniczeń tak pod względem poziomów głośności, jak i dynamiki zarówno w jej odmianie mikro, jak i makro. A właśnie, Odysseus. Otóż jeśli ktoś z Państwa podejrzewał, iż za poniekąd kosmetyczną, aczkolwiek zauważalną (proszę pamiętać, że na potrzeby recenzji zaobserwowane różnice w subiektywny sposób wyolbrzymiamy) zmianą charakterystyki brzmieniowej Virtuoso stoi właśnie on, to … proszę się dalej nie łudzić. Integra Piliium bowiem i tak w niezwykle umiejętny i zarazem dyskretny sposób stara się litewskie kolumny okiełznać i zdyscyplinować, samą pozostając możliwie neutralnym elementem toru. Przykładowo nasz redakcyjny Mephisto nie tyle pozwala AudioSolutions na więcej, co schodzi z nimi jeszcze niżej a tym samym sprawia, że nawet w naszym, zaadaptowanym akustycznie OPOS-ie bas potrafił wymóc na nas przestawienie punktu pracy pułapek basowych. Jednak ad rem, czyli wróćmy do Odysseusa, którego śmiało można uznać za wielce udaną próbę urzeczywistnienia idei przysłowiowego drutu ze wzmocnieniem. Nie oznacza to bynajmniej, że mamy do czynienia z urządzeniem nudnym, bądź nie daj Bóg wypranym z emocji, lecz takim, które nie narzucając własnego charakteru robi dokładnie to, do czego zostało stworzone. Pozornie bułka z masłem. Niestety praktyka wskazuje na to, że o ile coś na papierze wygląda dziecinnie prosto, to wdrożenie owego czegoś w życie już takim prostym, o ile w ogóle możliwym, nie jest. A „najmniejsza” (cudzysłów pojawia się tu celowo) integra Pilium ów cel osiąga i to bez najmniejszego wysiłku. W dodatku jest nad wyraz neutralną a zarazem wdzięczną amplifikacją, gdyż nie tylko w porównaniu ze zdecydowanie droższym punktem odniesienia niczego mówiąc wprost nie psuje, a to już nie jest takie oczywiste, co też niespecjalnie przejawia chęci do piętnowania gorszych realizacji. Co prawda przy ich odtwarzaniu nie jest w stanie wykrzesać rozdzielczości, czy trójwymiarowości, gdyż z próżnego i Salomon nie naleje, lecz zachowując iście stoicki spokój robi swoje. Trafiając z równowagą tonalną w punkt ani nie przyciemnia, ani nie rozjaśnia przekazu. Na dość rześko zrealizowanym „Third Degree” Flying Colors mamy zatem fenomenalną rozdzielczość, oddech i gradację planów a jednocześnie sybilanty nie psują nam zabawy. Jest to o tyle istotne, iż powyższe wydawnictwo pomimo nader prog-rockowej proweniencji muzyków ww. formację tworzących niespecjalnie w owe rejony się zapuszcza i trzeba się dobrze z materiałem osłuchać, by pewne smaczki wyłapać. A grecki wzmacniacz ową wiwisekcję i dostęp do ukrytych pod powierzchnią specjałów oferuje już na starcie. I to nie w formie prosektoryjno-laboratoryjnej analizy, lecz dając pełen wgląd w strukturę kompozycji jednocześnie zachowując jej koherentność i nie burząc misternej całości.

Reasumując powyższą, nadspodziewanie sążnistą epistołę śmiało można uznać, iż owoc grecko-litewskiej od strony sprzętowej a gliwicko-sopockiej pod względem dystrybucyjnym kooperacji bardzo miło nas zaskoczył. Nie dość bowiem, iż reprezentował pełną synergię brzmieniowo – funkcjonalną, świetnie sprawdzając się w dowolnym repertuarze, to również niczego nam nie brakowało podczas kilkutygodniowego z nim obcowania. Ba, nawet do zmian charakterystyki pracy zwrotnicy zdążyliśmy się nie tyle przyzwyczaić, co przekonać i bez najmniejszych oporów ustawiać punkt jej pracy w zależności od odtwarzanego materiału, bądź nawet chwilowego widzimisię. Krótko mówiąc jeśli nie czujecie się Państwo zbyt silnie przywiązani do realizowanych przewodami XLR połączeń a przy okazji dysponujecie przynajmniej czterdziestometrowym pomieszczeniem, to tytułowy zestaw ma spore szanse skraść Wasze serca.

Marcin Olszewski

System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0
– przetwornik cyfrowo/analogowy dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10 SE-120
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
– streamer Melco N1A/2EX
– switch Silent Angel Bon n N8
Kolumny: Dynaudio Consequence Ultimate Edition, Gryphon Trident II
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami””, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Theriaa

Dystrybucja
Pilium Audio: 4HiFi
AudioSolutions: Premium Sound
Ceny
Pilium Audio Odysseus: 129 989,99 PLN
AudioSolutions Virtuoso M: 119 900 PLN

Dane techniczne
Pilium Audio Odysseus
– Konstrukcja: true dual mono
– Moc: 200 W / 8 Ω, 400 W / 4 Ω, 700 W / 2 Ω
– Pasmo przenoszenia: > 100 kHz
– Zniekształcenia: < 0,01%
– Wejścia: 5 par RCA
– Gain: 35
– Impedancja wyjściowa: < 0,1 Ω
– Wymiary: 250 x 480 x 490 mm (W. x Sz. x Gł)
– Waga netto: 74 kg

AudioSolutions Virtuoso M
– Czułość: 92 dB @ 2.83V 1m
– Moc ciągła: 170 W rms
– Moc maksymalna: 340 W;
– Impedancja nominalna: 4 Ω
– Podział zwrotnicy: 500 Hz; 7000 Hz
– Pasmo przenoszenia (w pomieszczeniu): 25-30000 Hz
– Głośniki: 3cm jedwabna kopułka wysokotowa; 16,5cm średniotonowy o membranie z twardej pulpy; dwa 19cm głośniki basowe z membranami z twardej pulpy
– Wymiary (W x S x G): 1240 x 444 x 621mm
– Waga: 75 kg/szt.

Pobierz jako PDF