Opinia 1
Pomimo nieustającego renesansu czarnej płyty przyszłości audio w innej aniżeli cyfrowej wersji wyobrażać sobie nie sposób. Ba, już teraz znaczna część wkraczających w świat Hi-Fi i High-End miłośników wysokiej jakości dźwięków jeśli nawet zakup odtwarzacza srebrnych krążków rozważa, to zazwyczaj w roli nawet nie równorzędnego, co raczej wspomagającego jakiś serwer/streamer źródła. Dlatego też nie dziwi fakt prawdziwej klęski urodzaju najprzeróżniejszych odmian plikograjów w cenach rozpoczynających się od niemalże hipermarketowej budżetówki i kończących na iście stratosferycznym pułapie bezpardonowo eksplorowanym np. przez WADAX-a. Zamiast jednak zajmować się stanami granicznymi najrozsądniej jest skupić uwagę na tzw. ofercie środka, gdyż panująca tamże mordercza konkurencja z jednej strony wyklucza ewentualne niedoróbki a z drugiej i szanse przepłacenia wyłącznie z racji „modnej metki” są dość znikome. Dlatego też po goszczącym u nas nieco trzy lata temu topowym przetworniku Wavedream R2R przyszła pora na nieco bardziej przystępną cenowo ofertę rumuńskiej manufaktury Rockna Audio pod postacią serwera WLS (Wavelight audiophile music Server) i pochodzącego z tej samej linii produktowej przetwornika cyfrowo-analogowego Wavelight DAC, które trafiły w nasze skromne progi dzięki operatywności sopockiego Premium Sound.
Jak sami Państwo widzicie oba tytułowe urządzenia mają zunifikowaną postać aluminiowych „pancernych naleśników” o dość zgrubnie ociosanych masywnych frontach. Od razu na wstępie warto nadmienić, iż oprócz widocznej na powyższych zdjęciach czarnej anody dostępne jest również naturalne umaszczenie szczotkowanego aluminium. Przetwornik może pochwalić się relatywnie niewielkim, acz szalenie czytelnym białym diodowym (dot matrix) wyświetlaczem z firmowym, wybarwionym – utrzymanym w tej samej kolorystyce co display, firmowym logotypem po lewej i trzema chromowanymi funkcyjno / nawigacyjnymi przyciskami (włącznik/menu; volume/menu down; volume/menu up) po prawej. Intensywność iluminacji wyświetlacza można regulować w ośmiu krokach, bądź całkowicie go wygasić zdając się na wyświetlane na smartfonie informacje z dedykowanej, komunikującej się po Bluetooth apki (pilota na wyposażeniu brak, więc jeśli nie jesteśmy obsesyjnymi fanami spacerów warto takową pobrać). Płytę górną zdobią jedynie dwa wzdłużne podfrezowania i grawerunek informujący o przynależności urządzenia do serii Wavelight a prawdziwa zabawa zaczyna się dopiero na ścianie tylnej. Do dyspozycji otrzymujemy bowiem, patrząc od lewej, po parze wyjść analogowych w formacie RCA i XLR (oba złocone), wejścia analogowe RCA (DAC może pełnić również rolę przedwzmacniacza), oraz cyfrowe – optyczne, AES/EBU, koaksjalne SPDIF, I²S w standardzie HDMI oraz USB. Wyliczankę zamyka trójbolcowe gniazdo zasilające IEC.
Z kolei serwer w swym minimalizmie frontu idzie jeszcze dalej, gdyż może pochwalić się jedynie centralnie umieszczonym podświetlonym grawerunkiem WLS (kolor iluminacji informuje o stanie pracy), firmowym logotypem po lewej i pojedynczym przyciskiem włącznika po prawej. Płyta górna to powtórka z DAC-a, za to plecy kuszą bogactwem przyłączy. Znajdziemy tam oczywiście port LAN, trzy gniazda USB (1 x USB 3.0, 2 x USB 2.0), firmową magistralę I²S w standardzie HDMI, wyjścia optyczne i koaksjalne SPDIF oraz AES/EBU. Nie zabrakło również trójbolcowego gniazda zasilającego IEC.
Jeśli zaś chodzi o trzewia, to pierwsze co zwraca uwagę po zapuszczeniu żurawia do wnętrza przetwornika, to ogrom wszelakiej maści kondensatorów i to począwszy od budzącego zaufanie zasilania z dwoma toroidami i sześcioma 10 000 μF EPCOS-ami + bezlikiem mniejszych kondensatorów zwiększających rezerwuar energii do ponad 100 000 μF, po sekcję sygnałową. Jak łatwo się domyślić nie sposób przeoczyć serca DAC-a w postaci autorskiego przetwornika R2R sterowanego układem FPGA, Xilinx 7 generacji współpracującego z dwoma ultra-precyzyjnymi zegarami CCHD957. Dzięki zastosowaniu buforów pamięci i pętli fazowej DPLLL jitter zminimalizowano do poziomu 300fs. Dostępna regulacja głośności dokonywana jest w domenie analogowej, a jedynie jej sterowanie jest cyfrowe. Z poziomu menu, do którego dostaniemy się zarówno z poziomu ww. aplikacji, jak i frontu urządzenia zyskujemy dostęp do wyboru wejść, nastaw balansu, fazy absolutnej, regulacji głośności (która można dezaktywować), oraz jednego z czterech cyfrowych filtrów: NOS, Linear, Minimum i Hybrid. Jak łatwo się domyślić pierwszy wyklucza resampling, za to pozostałe pozwalają na nadpróbkowanie do 352,8/384 kHz. Wejścia cyfrowe również radzą sobie z takimi parametrami, przy czym USB i I²S (LVDS) akceptują PCM do 32bit/384kHz i DSD512, natomiast „konwencjonalne” kończą pracę na 24bit/192kHz(wyjątkiem jest toslink „wysiadający” przy 176kHz).
Z kolei WLS również zaskakuje nad wyraz rozbudowanym zasilaniem opartym o parę solidnych toroidów i baterię ośmiu kondensatorów EPCOS-a o pojemności 10 000 μF każdy. W wersji podstawowej pracujący pod kontrolą systemu Linux serwer dysponuje 2TB dyskiem SSD, choć bez problemu można również zamówić wersję z 16TB spichlerzem na nasze muzyczne fascynacje. Z pomocą dedykowanej aplikacji z łatwością można ustawić upsampling pozwalający wysłać do DAC-a sygnał PCM 352,8/384 kHz lub DSD512, przy czym transkodowanie międzyformatowe dokonywane jest na poziomie sprzętowym.
Choć mottem rumuńskiej marki jest maksyma „Simplicity in complexity”, czyli „Prostota w złożoności”, to śmiem twierdzić, iż jej strefa wpływów kończy się na … przetworniku, gdyż przynajmniej wstępna konfiguracja WLS-a, o ile nie zdecydujemy się li tylko na Roona, najdelikatniej rzecz ujmując nie obezwładnia intuicyjnością. Nie dość bowiem, że serwer sam z siebie w sieci się nie zgłosi (nie zobaczymy go w otoczeniu sieciowym / dyskach sieciowych), to jego adres trzeba wbić w przeglądarkę „z palca” (po nr. seryjnym / wyszukać IP z pomocą polecanego skanera), żeby w ogóle rozpocząć jego konfigurację. Następnie w celu uzyskania dostępu do zaimplementowanej pamięci trzeba co nieco przeklikać w systemie na własnym komputerze, czyli uaktywnić odpowiedzialny za udostępnianie plików protokół SMBv1 (w tym momencie osoby mające choćby blade pojęcie o cyber-bezpieczeństwie właśnie dostają zawału). Niby wszystko jest dokładnie opisane w instrukcji, ale konkurencja wydaje się być znacznie łaskawsza dla swych niekoniecznie posiadających informatyczne zacięcie odbiorców. Ponadto nie ma co się oszukiwać i uczciwie trzeba przyznać, że bez Roona, bądź np. HQPlayer-a WLS pod względem funkcjonalnym w systemie audio jest równie przydatny jak Thixar Eliminator, znaczy się dociąża znajdujące się pod nim urządzenie i … to by było na tyle. No dobrze, nieco przesadzam, gdyż na upartego, z pomocą linnowskiego Kazoo da się od biedy z jego pomocą posłuchać internetowych rozgłośni radiowych, o ile oczywiście ktoś będzie na tyle łaskaw, by nam je wcześniej „wgrać”.
Przechodząc jednak do meritum, czyli do walorów sonicznych tytułowego duetu nie pozostaje mi nic innego, jak tylko stwierdzić, że warto nieco czasu poświęcić na ich optymalną konfigurację, gdyż odwdzięczają się dźwiękiem zaskakująco wysokiej próby. Oferują bowiem niezwykle uzależniające połączenie nienachalnej rozdzielczości z urzekającą muzykalnością, więc jeśli tylko naszym preferencjom bliżej do hedonistyczno-melomańskiego, a nie analityczno-audiofilskiego profilu, to dalsze poszukiwania docelowego źródła śmiało możemy sobie darować. Z premedytacją w poprzednim zdaniu nie doprecyzowałem, iż chodzi o źródło cyfrowe, gdyż zarówno o samym WLS-ie, jak i przetworniku można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że grają „cyfrowo”, albowiem tego nie robią, stawiając za to na stricte analogową koherencję przekazu. Ba, śmiem wręcz twierdzić, że na swej audiofilskiej drodze spotkałem kilka wkładek/gramofonów i phonostage’y operujących dramatycznie bardziej analitycznym, kanciastym, czy wręcz stereotypowo „cyfrowym” dźwiękiem. W ramach potwierdzenia powyższej tezy pozwolę posłużyć się dość ekstremalnym przykładem w postaci albumu „Hymns in Dissonance” deathcore’owej formacji Whitechapel, który co tu dużo mówić jeńców nie bierze. Zdolne kruszyć żelbetowe mury perkusyjne blasty Brandona Zackey’a, zwierzęce ryki i gulgoczący growl Phila Bozemana przyprawiają o stany lękowe i nocne koszmary a opętańczy jazgot trzech gitar wspieranych potężnym basem Gabea Crispa nawet na moment nie dają wytchnienia zszarpanym codziennym znojem nerwom. Jest piekielnie szybko, brutalnie i gęsto a zarazem, jak na tego typu materiał zaskakująco rozdzielczo. Dlatego też z wrodzoną ciekawością po tak piekielny wsad sięgnąłem, gdyż jakiekolwiek złagodzenie, utrata owej rozdzielczości, czy też tonizacja przekazu natychmiast objawiają się w tym przypadku totalną bułą i utratą czytelności. Tymczasem wspominana muzykalność rumuńskiego duetu nie tylko owej metalowej kakofonii nie zaszkodziła, co niejako wzmogła jej siłę rażenia dociążając i intensyfikując brutalność i ofensywność przekazu. Zamiast jednak utwardzać i podbijać skraje reprodukowanego pasma Rockny skupiły się na oddaniu barw i emocji z jednej strony podkreślając spójność kompozycji a z drugiej kusząc intrygującą rozdzielczością i możliwością zanurzenia się w ognistej strukturze. Wykluczające się cechy? Nie wykluczam takiej opcji, jednak warto nadmienić, iż osiągnięcie takiej pozornej sprzeczności było możliwe właśnie nie na drodze usilnego zabiegania o atencję słuchaczy poprzez siłowe wypychanie poszczególnych składowych, czy też utwardzanie konturów a jedynie pozwalając słuchaczom swobodnie wniknąć w gmatwaninę blastów, riffów i growlu. Czyli zamiast grać wszystko do przodu – na twarz, Rockny scenę budują na linii kolumn i za nimi a zachowując zdolność oddania natywnej rozdzielczości materiału otwierają przed odbiorcami drogę w głąb każdej z kompozycji i w pełni swobodną ich eksplorację. Kolejną kwestią jest gładkość i delikatna słodycz których piętno jest słyszalne tak w DAC-u, jak i serwerze, które choć przy graniu w duecie niezbyt się kumulują, choć porównanie WLS-a z moim „grzebanym” (doposażonym w zewnętrzny zasilacz liniowy Farad Super3) Lumïn-em U2 Mini pokazało, że tytułowy plikograj kreśli źródła pozorne nieco grubszą od swojego azjatyckiego sparingpartnera kreską i preferuje podkreślanie ich gabarytów aniżeli akcentowania otaczającej je aury pogłosowej.
Od razu jednak uspokoję wszystkich tych, którzy podejrzewają tytułowy duet, czy wręcz sam serwer o granie impresjonistycznymi plamami, gdyż daleko tak im wespół, jak i solo do tak niecnych uczynków a moje powyższe miało jedynie na celu wykazanie zauważonych podczas odsłuchów różnic z urządzeniem stanowiącym punkt odniesienia. Dlatego też nawet sięgając po imponujący pod względem liczebności aparat wykonawczy w stylu San Francisco Symphony grający „Berlioz: Symphonie Fantastique” możecie mieć Państwo pewność, że nawet odległe plany nie będą przypominać nieczytelnych mazajów a jedynie przekaz jako taki będzie nieco gęstszy, o bardziej intensywniej konsystencji niż z ww. malucha. Uszczegółowiając WLS idzie bardziej w soczystość i mięsistość prezentacji a z kolei DAC swą dość dyskretną sygnaturę stara się ograniczać do „naturalnej organiczności” najchętniej udając, że wcale go w torze nie ma. Cóż jednak poradzić, że owe dążenie do „niebycia” niby całkiem dobrze mu wychodzi, jednak na tle bardziej transparentnych konstrukcji to właśnie on wydaje się bliższy naszej wrażliwości i chęci spędzania czasu w miłym towarzystwie i z miłymi uszom dźwiękami. Dlatego też wcale nie musimy udowadniać jemu i sobie jak wyżyłowane są audiofilskie samplery, skoro w ramach niewinnych guilty pleasures możemy dodać do playlisty pulsującą rytmem ulicy ścieżkę z „Godfather of Harlem” i zrobić sobie przerwę od codziennej gonitwy ze szklaneczką bursztynowego destylatu w dłoni.
Może i Rockna Audio Wavelight WLS & DAC nie są syjamskimi bliźniakami, gdzie jeden nie może żyć bez drugiego, jednak uczciwie trzeba przyznać, że w duecie wypadają nad wyraz przekonująco. Całe szczęście na próbę / dobry początek śmiało można najpierw zainteresować się bardziej uniwersalnym i niewymagającym dodatkowych nakładów finansowych (zakładam fakt posiadania stosownego okablowania) przetwornikiem, by w ramach kolejnego upgrade’u mozolnie budowanego systemu sięgnąć po WLS-a i chciał/nie chciał zainwestować w Roona, który pozwoli nie tyle rozwinąć mu skrzydła, co generalnie zapewnić satysfakcjonujący poziom obsługi i pełnię funkcjonalności.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II + 2 x bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Blue
– Odtwarzacz plików: Lumïn U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: AudioSolutions Figaro L2 + Solid Tech Feet of Balance
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: WK Audio TheRay Speakers + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: QSA Red + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super6 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody Ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Jak donosi portalowa wyszukiwarka, dzisiejsze spotkanie z tytułową marką nie jest przecieraniem szlaków, mam bowiem na myśli przeprowadzony przed trzema laty test przetwornika Wavedream R2R DAC Signature, który pokazał, że piękno muzyki da się fajnie pokazać bez siłowego zagęszczania materiału muzycznego. Po prostu wystarczy nie przekraczać linii dobrego smaku lekkości podania muzyki i da się zauroczyć odbiorcę przyjemnie zwiewnym a zarazem z rozmachem zaprezentowanym graniem. Taki, dodajmy, że udany sposób na muzykę będąca zarzewiem niniejszego testu rumuńska marka propagowała niegdyś. A jak jest obecnie? To jak można się domyślić na podstawie tytułu, zweryfikujemy bazując na dostarczonym przez sopockie Premium Sound zestawie streamera sieciowego i przetwornika cyfrowo-analogowego Rockna Audio Wavelight WLS & DAC.
Gdy dotarliśmy do akapitu o budowie, seria fotografii mówi jasno, iż tytułowi przedstawiciele obcowania z muzyką na bazie zer i jedynek to konstrukcje średniej wielkości. Chodzi oczywiście o ich wysokość, która na tle typowej szerokości oraz głębokości obudowy jest dość skromna. Jednak bez paniki, bowiem tak naprawdę oznacza to, że wewnątrz obudowy nie ma audiofilskiego powietrza, tylko dopieszczone topologicznie układy elektryczne. A gdy do tego dodamy informację o wykonaniu obudów z solidnych bloków aluminium, co zapewnia układom dużą odporność na szkodliwe wibracje, okazuje się, że rozmiar, w tym przypadku mniejszy ma wielkie znaczenie. Oczywiście znaczenie w odniesieniu do stworzenia elektronice jak najlepszych warunków pracy. Idąc dalej tropem skrzynek Rockny jak można się spodziewać, w służbie unifikacji urządzeń z jednej linii obydwie obudowy są bliźniacze. Z racji spełniania innych zadań z nieco innym wykończeniem i wyposażeniem frontu i tylnego panelu, ale to niemalże siostry syjamskie. Jeśli chodzi o streamer, ów dawca sygnału na awersie może pochwalić się jedynie zorientowanym z lewej strony białym logo marki i z prawej srebrnym guzikiem funkcyjnym. Tylny panel zaś spełniając wszelkie zachcianki użytkownika oferuje zestaw wejść i wyjść cyfrowych w standardach: LAN, USB, I2S, OPTICAL, SPDiF, AES/EBU. Zestaw jego przyłączy wieńczy niezbędne do nakarmienia urządzenia energią elektryczną gniazdo zasilania IEC. W przypadku przetwornika D/A front w centrum zdobi wielki, piktogramowy, czytelny z daleka wyświetlacz, lewą flankę bliźniacze do streamera logo marki, a prawą tym razem trzy guziki funkcyjne. Co ciekawe, gdy plikograj można obsłużyć jedynie przy użyciu firmowej aplikacji, to już DAC-em da się sterować za pomocą wspomnianych guzików. Nie jest to jakoś szczególnie intuicyjnie, ale jest taka możliwość i dla mnie to zaleta. Co do wyposażenia jego rewersu, mamy do dyspozycji wyjścia analogowe RCA/XLR, wejście analogowe RCA, wyjścia cyfrowe: OPTICAL, AES/EBU, SPDiF, I2S, USB oraz gniazdo zasilania IEC. Co potrafią nasi bohaterowie? Jak to często robię, chcąc uniknąć sztucznego rozwadniania tekstu po dokładne dane obsługiwanych formatów i częstotliwości próbkowania sygnału zapraszam do zwyczajowej tabelki pod recenzjami lub tekstu zawsze aptekarsko dokładnego w tej materii Marcina. Ja wolę skupić się na opisaniu brzmienia tytułowego tandemu.
Aby pokazać fajny „myk” producenta na wzajemnie uzupełnianie się obydwu konstrukcji, opis oferowanego dźwięku rozpocznę od przetwornika. Na tle ocenianego przed 3 laty Waverdreama przekaz nabrał nieco wagi. Jednak nadal nie było to szukanie poklasku mocnym zagęszczaniem obrazu muzycznego, co mogłoby skończyć się męczącą magmą, tylko tchnięcie weń szczypty soczystości. Ale jedna uwaga, nie soczystości ustawiającej prezentację na poziomie siłowego lukrowania muzyki ponad wszystko, bo tak lubi spora grupa naszych pobratymców, tylko choć wyczuwalnej, to jedynie minimalnie wpływającej na wyrazistość malowania świata muzyki. DAC Wavelight to nadal ostoja swobody kreowania wirtualnej sceny, z tą tylko różnicą, że z nieco większym poziomem wagi źródeł pozornych niż wcześniejsza konstrukcja. Gdybym miał określić poziom jego zaangażowania w kolorowanie muzyki, powiedziałbym, że bliżej mu do neutralności, aniżeli mocnego hołubienia rubensowskim krągłościom. Ale zapewniam, nie jest też piewcą pozbawionej emocji techniczności, tylko po prostu woli szybciej z odpowiednią energią, aniżeli zbyt wolno z nawet najmilszą ciału otyłością. To źle? Bynajmniej, co za moment opisując granie streamera WLS postaram się udowodnić. O co chodzi? Oczywiście o wspomniany zabieg konstruktora, który w przypadku odczuwania niedostatków w kwestii odpowiedniej homogeniczności prezentacji wespół z posiadanym źródłem plikowym innego producenta, podaje rękę w postaci chadzającego już znacznie dosadniej w nasyceniu, a przez to krągłości dźwięku firmowego źródła streamującego muzykę. Połączenie tych dwóch komponentów wypada bardzo spójnie, bowiem dostajemy fajny timing i nieco body, co sprawia, że Rockna jest w stanie odnaleźć się w każdym materiale muzycznym. Czy to oznacza, że WLS jest otyły i dobrze wpisze się jedynie w niezaangażowany w nadmierne podkręcanie pulchności muzyki system firmowy? Nic z tych rzeczy. Owszem, oferuje więcej body, a przez to krągłości, jednakże przy wyraźnie większym operowaniu tymi aspektami w stosunku do przetwornika, ewidentnie grając milej nadal trzyma gardę w kwestii zebrania się dźwięku. Bardziej gładkiego oraz soczystego, ale na szczęście nadal nacechowanego dbałością o unikanie kolokwialnie mówiąc ulewania się odbiorcy od nadmiaru muzyki w muzyce. Jak widać, każdy dziś testowany komponent ma nieco inne cechy, które nie będąc nadmiernie eksponowane mają sporą szansę odnalezienia się w obcych zestawieniach. Jednak gdy tak jak podczas testu użyjemy ich razem, bez problemu sprawią, że gdy zasiądziemy do odpoczynku przy lubianych płytach, ciężko będzie się od nich oderwać. Zagrają co prawda bez poszukiwania wyczynowości, za to z pełnym zaangażowaniem w oddanie ducha danego materiału.
Weźmy na przykład płytę Keitcha Jarretta z Gary Peacockiem i Jackiem De’Johnettem „Setting Standards”. To bardzo melodyjna produkcja, która przy jakichkolwiek brakach w domenie odpowiedniej wagi, plastyki oraz dobrej motoryki dźwięku bardzo łatwo może stracić pierwiastek magii. Tak magii, bo grają w dobrym tego słowa znaczeniu wyczynowi artyści i system ma pokazać ich w pełnej krasie jako spójnie grający konglomerat, ale również jako soliści w częstych singlowych popisach. A że tandem Rockny oferował wszystkie wymienione aspekty, tak jak usiadłem do testowego posłuchania pierwszego utworu, tak wstałem dopiero po dojściu soczewki lasera do mety. Muzyka po prostu płynęła, a nie była odtwarzana, dlatego nawet nie zorientowałem się, że Rumuński zestaw w bezwiednie naciągną mnie na dodatkowych kilkadziesiąt minut ze sobą.
Nieco inaczej, w sensie nieco mniej w punkt oczekiwań danego materiału, ale ogólnie także ciekawie wypadł także Rammstein „Reise, Reise”. Nie w punkt, bo przekaz nie był tak agresywny, jak wymagałby tego wspomniany solista. Ale uspokajam, nie były to również ciepłe kluchy. Owszem, kreska malująca muzykę była nieco krąglejsza, a dolne partie nie tak twarde, mimo to nie odbierałem tego jako słabość, tylko inny, bardziej muzykalny punkt widzenia. Za to natychmiast dodam, iż z drugiej strony będąca wynikiem połączenia obydwu konstrukcji ogólna krągłość i plastyka prezentacji powodowały, że uważany za nazbyt szorstkiego artystę Rammestein po tym lekkim retuszu miał szansą dotrzeć do większego grona odbiorców. Ilu nie wiem, wiem, że mimo złagodzenia jego poczynań, nadal miałem frajdę ze słuchania tego krążka. Z nastawieniem na inne akcenty soniczne, ale zapewniam, energii i wyrazistości mu nie brakowało.
Komu dedykowałbym tytułowy zestaw streamera i przetwornika? W komplecie wszystkim kochającym muzykę w odcieniu przyjemnej płynności. Jeśli chodzi zaś o występy solowe, na tle streamera pewnego rodzaju neutralność brzmieniowa DAC-a sprawia, że grono potencjalnych odbiorców jest bardzo szerokie w każdą stronę sposobu na muzykę. Natomiast plikograj to raczej zabawka dla zakochanych w magii miłego dla ucha grania romantyków. Jak widać, temat jest na tyle szeroki, że każdy może znaleźć z Rumunami nić porozumienia. Zatem jeśli jesteście na rozstaju dróg w temacie grania muzyki z plików, jednym z pewników na liście odsłuchowej powinien być opisywany dziś jeśli nie zestaw, to któreś z urządzeń Rockna Audio Wavelight WLS lub Wavelight DAC.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– odtwarzacz CD Gryphon Ethos
– streamer: Lumin U2 Mini + switch QSA Red-Silver
– przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
– końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
– kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
– kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
– IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
– XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1, Furutech Project V1
– IC cyfrowy: Furutech Project V1 D XLR
– kabel LAN: NxLT LAN FLAME
– kabel USB: ZenSati Silenzio
– kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord,
Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2.
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, QSA Silver, Synergistic Research Orange
– platforma antywibracyjna Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Dystrybucja: Premium Sound
Producent: Rockna Audio
Ceny
Rockna Audio Wavelight WLS: 26 900 PLN
Rockna Audio Wavelight DAC: 27 900 PLN
Dane techniczne
Rockna Audio Wavelight WLS
– Po stronie serwera: 2/4-rdzeniowy procesor o niskim poborze mocy, 8 GB RAM, 2 TB – 16 TB pamięci
– Silnik audio: FPGA AMD 7 generacji
– System zegarowy: 2 zegary CCHD957
– Zasilacz: liniowe, 2 x transformatory toroidalne
– Wyjścia: I²S, AES/EBU, SPDIF, TOSLINK, USB (bez upsamplingu na USB)
– Wejście: Ethernet (LAN)
– Aktualna wersja oprogramowania: Roon Core, MPD Core, Upnp Renderer, Roon Ready/Bridge, AirPlay, OpenHome, HQPlayer NAA
– Wymiary (S x G x W): 430 x 300 x 55 mm
Rockna Audio Wavelight DAC
Wejścia cyfrowe:
– S/PDIF 24bit 44.1-192k PCM, DSD64
– AES/EBU 24bit 44.1-192k PCM, DSD64
– USB 32bit 44.1-384k PCM, DSD64-512
– OPTICAL 24bit 44.1-176k PCM, DSD64
– I²S (LVDS) 32bit 44.1-384k PCM, DSD64-512
Wejścia analogowe: para RCA
Zniekształcenia THD+N: -113 dB
Regulacja wzmocnienia wejściowego: 0/6/9.5 dB + HT bypass
Wyjścia analogowe: para RCA, para XLR
Zniekształcenia THD+N: R2R/HYBRID -0.005%/TBD
Odstęp sygnał/szum: 117 dB
Dynamika: 117 dB
Impedancja wyjściowa: 50 Ω
Max. napięcie wyjściowe: 2.4 (RCA) / 5.8 (XLR) Vrms
Procesory: Xilinx Spartan7
Przetwornik: R2R 25 bit
Dostępne filtry cyfrowe: NOS, linear, minimum, hybrid phase, 8x
Rodzaj filtracji: FIR – zaawansowane algorytmy Parksa-McClellana (Remeza)
Wymiary (S x G x W): 430 x 300 x 55 mm
Waga: 7.25 kg