1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Farad Super3

Farad Super3

Link do zapowiedzi: Farad Super3

Skoro przy okazji testu starszego brata, czyli Super10, w ramach wprowadzenia pokrótce wyjaśniłem kwestie związane z zasadnością zastępowania wszelakiej maści jednostek impulsowych ich liniowymi odpowiednikami wydawać by się mogło, że to co było do powiedzenia/napisania powiedziane/napisane zostało. I byłoby w tym sporo prawdy, o ile tylko uznalibyśmy, że ograniczenie się li tylko do zewnętrznych, zazwyczaj wtyczkowych, zasilaczy wyczerpuje temat. Jeśli jednak na owe zagadnienie popatrzymy z szerszej perspektywy jasnym stanie się, że macki „impulsowego zła” sięgają o wiele dalej i głębiej – do trzewi naszych drogocennych zabawek. I gdy wydawać by się mogło, że nic z tym fantem zrobić się nie da na scenę wkraczają producenci dedykowanych zastosowaniom audio zasilaczy z gotowymi „zestawami naprawczymi”, czyli KIT-ami umożliwiającymi co prawda inwazyjną, jednak możliwie nieskomplikowaną aplikację ww. modułów. I choć na rynku nie brakuje wytwórców tego typu akcesoriów, jak daleko nie szukając rodzime Muzgaudio, PD Creative i Tomanek, holendersko/bułgarski SBooster, izraelski Teddy Pardo, czy chiński LHY Audio, to po iście piorunującym wrażeniu jakie wywarł na nas ww. fenomenalny Farad Super10, kując żelazo puki gorące postanowiłem wziąć na warsztat nieco bardziej przystępną cenowo propozycję Holendrów, czyli Super3-kę, lecz tym razem nie tylko w 5V wersji dedykowanej switchowi Silent Angel Bonn N8, lecz również nieco mocniejszej – 12V i zarazem wymagającej oczywistej wiwisekcji „pacjenta” – przewidzianej jako upgrade Lumïna U2 Mini. Jeśli zatem ciekawi Państwa cóż takiego wniosła tytułowa parka do mojego systemu, to nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zaprosić Was na ciąg dalszy.

Nie da się ukryć, czego z resztą nawet nie próbowaliśmy podczas unboxingu, że w kwestii aparycji Super 3 znacznie ustępuje swemu starszemu rodzeństwu. Co prawda jego front to nadal solidny płat szczotkowanego aluminium z centralnie umieszczoną niewielka diodą, to już korpus zamiast równie masywnych płyt i groźnie nastroszonych radiatorów zastąpił gięty blaszany profil. Z kolei już pojedynczy radiator wylądował na plecach, gdzie oprócz niego wygospodarowano jeszcze miejsce dla wyjściowego gniazda zasilającego GX16-4 i przycisku resetu po lewej i głównego gniazda zasilającego IEC po prawej. Całość posadowiono na niezbyt wysokich gumowych nóżkach.
Jeśli zaś chodzi o firmowe okablowanie, to skoro dla Super3-ki nie przewidziano zarezerwowanych dla Super10 modeli z poziomu trzeciego (Level 3) zdecydowaliśmy się na usytuowane oczko niżej Level 2 wykonane z wiązek po 34 cynowane miedziane żyły o średnicy 28 AWG. Odziano je w czarno granatowe koszuli i zakonfekcjonowano złoconymi wtykami GX16-4 i Oyaide/Molex.
Wnętrze oczywiście jest nieco uboższe niż w 10-ce, lecz nadal budzi zaufanie. Oczy cieszą ręcznie nawijany transformator toroidalny o wysokiej indukcyjności i cewka eliminująca ewentualnie brzęczenie oraz generowaniu pól EM (elektromagnetycznych). Bateria kondensatorów może pochwalić się pojemnością 48 000 µF a superkondensator na wyjściu, w zależności od napięcia to 3,3F (5V) lub 1,7F (12V).
I jeszcze tylko zanim przejdę do części poświęconej brzmieniu a dokładnie wpływowi na nie dzisiejszych gości, pozwolę sobie uspokoić wszystkich tych, dla których ostatni kontakt z lutownicą skończył się długo utrzymującym się zapachem pieczonego kurczaka i kilkudniową niechęcią do operowania przynajmniej jedną z kończyn górnych, że tym razem powinni poradzić sobie lepiej. Aby bowiem „uleczyć” Lumïna wystarczy raptem odkręcić kilka śrubek mocujących obudowę w celu jej zsunięcia, następnie 6-8 podobnych modułu zasilania, wypiąć wtyk zasilania Molex z płyty głównej, odkręcić kolejne dwie śrubki mocujące gniazdo zasilania IEC i wreszcie dokonać finalnego przecięcia pępowiny, czyli de facto czerwonego przewodu łączącego gniazdo IEC z włącznikiem głównym. A potem już wszystko powinno pójść jak z płatka, bo należy przesmyknąć przez pozostawiony przez IEC-a otwór nowy przewód, wpiąć go w płytę główną, przykręcić zaślepkę, obudowę i voilà. Robota skończona.

No dobrze, dość tego krążenia wokół najistotniejszej kwestii, czyli brzmienia i od razu pragnę uprzedzić wszystkich tych, którzy po cichu liczyli na to, że za mniej uda im się uzyskać więcej lub chociaż tyle samo co z topową konstrukcją, że raczej na cud nad urną nie mają co liczyć. Zacznijmy jednak od początku, czyli w celach porównawczych i możliwie wiernego odwzorowania warunków z poprzedniego spotkania z holenderskim flagowym zasilaczem na pierwszy ogień weźmy wersję 5V Super3 i podepnijmy pod Silent Angel Bonn N8. Efekt? Mówiąc wprost spodziewany, więc przesiadka z Super10-ki była oczywista i tyleż słyszalna, co bolesna. Niemniej jednak biorąc pod uwagę różnice w cenie nie była czymś zaskakującym. Mniej imponujące dynamika i rozdzielczość jasno dawały do zrozumienia, że właśnie mało racjonalne przewymiarowanie zasilania jest kluczem do sukcesu. Warto jednak wrócić na ziemię i zestawić małego Farada z chodzącym w podobnej do niego lidze zawodnikiem, czyli moim dyżurnym Silent Angelem Forester F1. I tu już sytuacja zrobiła się zgoła odmienna, gdyż przy równoległym porównaniu azjatycki zasilacz chciał, nie chciał, ale musiał uznać przewagę niderlandzkiego konkurenta. Po pierwsze Farad zaoferował zdecydowanie niższy poziom szumów a raczej praktycznie całkowity ich brak. Po drugie i będące zarazem pochodną pierwszego poprawie uległa rozdzielczość i precyzja kreślenia źródeł pozornych. A po trzecie Super3 miał zauważalnie więcej do powiedzenia w kwestii dynamiki tak w skali mikro, jak i makro. W rezultacie nawet tak „syntetyczny” wsad jak „there is nothing to be afraid of” Winterburn nie brzmiał jak klubowy koszmarek nastawiony jedynie na sponiewieranie pląsającej ciżby, lecz zaoferował zaskakujące bogactwo i różnorodność najprzeróżniejszych tętnień i tąpnięć zawieszonych w tak trójwymiarowym mikrokosmosie, że na samej eksploracji poszczególnych planów spokojnie można spędzić kilka długich wieczorów. Ponadto, pomimo wspomnianego wzrostu rozdzielczości szorstki wokal Noory Moor na „Forget What I Said” miał w sobie zdecydowanie więcej zmysłowości a nie li tylko obniżającej przyjemność odbioru matowości. Generalnie partie wokalne z Faradem w torze zyskiwały nie tylko na wspomnianej zmysłowości, co głównie na komunikatywności i to nie na drodze ich przybliżania do słuchacza a lepszej separacji od otaczającego je akompaniamentu. Chociaż to też nie do końca o to chodzi, gdyż zazwyczaj takie odseparowanie owocuje efektem „taniej sklejki”, czyli siłowej próby wyrwania solisty z podporządkowanego mu ekosystemu a następnie równie nieudolne działania naprawcze polegające na jego wklejeniu w stare miejsce. W rezultacie mamy niby zgodność poszczególnych składowych, lecz de facto cały czas w oczy/uszy rzuca się oczywiste rozwarstwienie będące zaprzeczeniem oczekiwanej koherencji. A z Super3 wszystko do wszystkiego pasuje i dzięki uelastycznieniu tkanki muzycznej nic a nic się nie rwie.
W drugiej turze odsłuchów pod nóż poszedł Lumïn U2 Mini a fabryczne zasilanie w jego trzewiach zastąpił zewnętrzny 12V Farad Super3. I? I prawdę powiedziawszy cieszyłem się, że przynajmniej do tej pory nie miałem okazji posłuchać ww. plikograja z Super10, gdyż nic a nic nie mogło w tym momencie zepsuć mi humoru wynikającego z faktu rozbebeszenia go, znaczy się Lumïna. Niby z fabrycznym, wewnętrznym zasilaczem i jedynie z wymienionym na Furutecha bezpiecznikiem grał naprawdę zacnie, lecz z Super3 owa „fajność” uległa spotęgowaniu i intensyfikacji. O ile jednak przy natywnej saturacji i wysyceniu U2 Mini Farad praktycznie nic nie majstrował, to już pod względem rozdzielczości, holografii i dynamiki przypiął niepozornemu transportowi nie tyle wrotki, co odrzutowy plecak. Co ciekawe efekt Wow! nie przyszedł od razu, lecz musiałem uzbroić się w cierpliwość i podobnie jak w przypadku starszego rodzeństwa dać mu się przez pierwsze … 300h wygrzać. Niby już prosto z pudełka dał Lumïnowi solidny zastrzyk adrenaliny, niemniej jednak, z perspektywy czasu śmiem twierdzić, iż była to jedynie przystawka przed daniem głównym, które jak wyborna szynka Jamón serrano gran reserva musi „dojrzeć”, gdyż nie ma w sobie nic a nic ze sztucznych polepszaczy. I tak też było w tym przypadku, bowiem zamiast krótkotrwałej ekscytacji pierwszym efektem z biegiem dni mój entuzjazm nie słabł i nie zastępowało go znużenie, lecz właśnie dzień po dniu odkrywałem raz większe, raz mniejsze, niemniej jednak uparcie podążające w kierunku „otwierania” i „wyswabadzania” dźwięku ze złotej klatki dowody. Klatki przyjemnej, eufonicznej, acz nieco limitującej witalność przekazu muzykalności. I wcale nie chodzi o to, że słodycz i gładkość zostały zastąpione przez ostrość, chłód i surowość a o fakt otwarcia tak pod względem przestrzennym, jak i dynamicznym przy jednoczesnym zachowaniu „firmowej” równowagi tonalnej, czyli bez znamion jej obniżenia, bądź tez ucieczki w górę. Radosny blues spod znaku „A Force of Nature” Sari Schorr zyskał na motoryce, spontaniczności i przestrzenności, szczególnie jeśli chodzi o ilość powietrza nad i za instrumentami a bas uległ zauważalnej konkretyzacji – stał się bardziej zwarty i różnorodny zachowując jednocześnie odpowiednią mięsistość, czyli uniknął irytującego osuszenia.
Z kolei na psychodelicznie niepokojącym „She Reaches Out To She Reaches Out To She” Chelsea Wolfe „blisko zdjęty” wokal artystki bezpardonowo wdziera się w nasze zmysły, szorstkie gitarowe riffy drażnią synapsy a gęsta elektroniczna kołdra niemalże odcina dopływ tlenu. Niby noise’owo klaustrofobiczny klimat powinien zniechęcać, bądź co najwyżej nudzić, lecz z „podrasowanym” Lumïnem wciągał bardziej aniżeli chodzenie po bagnach. Potężny ładunek emocjonalny iście wybuchowej mieszanki dark folku, doom metalu, industrialu i gotyku z jednej strony porażał swym mrokiem, lecz z drugiej w tym mroku widać/słychać było każdy detal i szczegół. I to nie na zasadzie noktowizyjnej monochromatyczności a raczej iście sowich zdolności, choć akurat te urocze ptaki są z natury dalekowidzami. Niemniej jednak chodzi o fakt zdolności ogarniania zmysłami pozbawionego zaszumienia i pasożytniczych artefaktów bogactwa dźwięków w skali do tej pory – z firmowym zasilaniem, całkowicie nieosiągalnej.

Jeśli po lekturze powyższych wynurzeń nadal nie są Państwo pewni, czy cała ta, przynajmniej połowicznie inwazyjna, zabawa miała jakiś większy sens spieszę z solennym zapewnieniem, że w 100% tak. Oczywiście najlepiej byłoby zaszaleć i inwestując ponad 7 k€ zarówno switch, jak i transport plików dopieścić Super10-kami, lecz w obecnych realiach już inwestycja ułamka ww. kwoty na duet Faradów Super3 okazuje się grą nie tylko wartą świeczki, co nader znaczącym upgradem toru cyfrowego pozwalającym na dłuższy czas zapomnieć o jakichkolwiek roszadach w tym obszarze. Jak się bowiem okazuje stosunkowo niewielki wydatek na odpowiednio zaawansowane zasilanie nie tylko zapewnia korzystającej z jej możliwości elektronice energetyczny dobrostan, co w nader znaczącym stopniu poprawia jej walory soniczne. A przecież o to w naszej zabawie chodzi.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Dystrybucja: Audiosource
Producent: Farad power supplies
Ceny
Farad Super3: 559€
przewód Level 1: 69€ / 0,5m; 89€ / 1m
przewód Level 2 copper: 149€ / 0,5m; 189€ / 1m
przewód Level 2 silver: 229€ / 0,5m; 319€ / 1m
przewód Level 2 copper 80cm, GX16-4 to Molex connector: 209€
przewód Level 2 silver 80cm, GX16-4 to Molex connector: 339€
bezpiecznik Quantum Science Audio Blue: 59€
bezpiecznik Quantum Science Audio Violet: 589€
bezpiecznik Synergistic Research Purple: 181€

Dane techniczne:
Wymiary (S x G x W): 130 x 200 x 40 mm
Waga: 1,6 kg
Napięcie wyjściowe: 5V, 12V
Pojemność: 3,3F (5V); 1,7F (12V)
Max. pobór mocy: 20W (5V); 42W (12V)

Pobierz jako PDF