1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Muzyka
  4. >
  5. Rudź Pauszek Niedzicki „Panta Rhei II”

Rudź Pauszek Niedzicki „Panta Rhei II”

Wykonawca:  Przemysław Rudź / Tomasz Pauszek / Wiktor Niedzicki
Tytuł:  „Panta Rhei II”
Gatunek:  Electronic
Dystrybucja:  Audio Anatomy http://audioanatomy.pl/

Opinia 1

Z Audio Anatomy w roli wydawcy spotykamy się po raz trzeci . Do tej pory mieliśmy niewątpliwą przyjemność recenzować „Lo-Fi Lo-Ve” Tomka Pauszka  i „Prog Noir” Stick Men, choć w swojej prywatnej płytotece bez trudu odnalazłbym jeszcze kilka … naście „wosków” firmowanych przez krakowską oficynę. Powód takiego stanu rzeczy jest, przynajmniej dla mnie oczywisty. Po prostu za co nie weźmie się Andrzej Mackiewicz i pod jakim szyldem będzie występował, mówimy w tym momencie o muzyce ;-), to praktycznie można brać w ciemno, gdyż tak realizacja tłoczenia, jak i poligrafia będzie na najwyższym światowym poziomie. Wystarczy tylko wspomnieć o rewelacyjnym boxie „Dreams Nightmares And Improvisations” Chada Wackermana, trzypłytowym majstersztyku „Roppongi” Stick Men, czy też wydawnictwie, do którego nawet jak nie mam czasu na odsłuch, to zawsze wracam, by li tylko się napatrzeć, czyli „Hipgnosis – Sętowski”. Dlatego też mając na uwadze swoje wcześniejsze doświadczenia zarówno z ww. wydawcą, jak i twórczością obu naszych bohaterów, gdy tylko w sieci zaczęły pojawiać się mniej, bądź bardziej (nie)kontrolowane przecieki i pierwsze dźwięki czym prędzej wyraziłem gotowość do rzucenia tak okiem, jak i uchem cóż tam ciekawego wysmażył gdańsko-bydgoski duet na drodze wzajemnych – korespondencyjnych uzupełnień w ramach kontynuacji skądinąd świetnej pierwszej części tryptyku „Panta Rhei”.

Kanarkowożółty, semi-transparentny winyl ląduje na miękko wyściełanym talerzu mojej grafitowej Kuzmy, uzbrojone w „rubinowego” Dynavectora DV-10X5 ramię dostojnie opada a z głośników zaczyna dobiegać … szum. Szum płyty? Nie, bo materiał na niej zapisany nagrano bez takich anomalii, jak i sama z siebie, ze względu na specjalnie wyselekcjonowaną mieszankę „granulatu” jest niezwykle „cicha”. Szum płynącej rzeki. W końcu tytuł zobowiązuje („panta rhei” oznacza w wolnym tłumaczeniu „wszystko płynie” a autorem tej nad wyraz głębokiej maksymy jest Heraklita z Efezu) a i całe współczesne życie wzięło swój początek właśnie w wodzie. Jednak już po chwili słychać gwar bawiących się dzieci i zamiast spodziewanej rasowej elektroniki podświadomie zaczynam wyłapywać analogie do prog-rockowej twórczości Pink Floyd i późniejszej, solowej kariery Watersa z odmienianymi przez wszystkie przypadki „Amused to Death”, czy też nieco mniej popularnym „Radio K.A.O.S.” włącznie. Skojarzenia to przekleństwo? Na to wygląda. Zanim jednak na dobre umoszczę się w bezpiecznych dla siebie gatunkowych ramach, na pierwszym planie pojawiają się iście „vangelisowe” oniryczne plamy dźwiękowe a mój mózg zaczyna gorączkowo eksplorować swe zakamarki, by zgodnie z syndromem inżyniera Mamonia („mnie się podobają te melodie, które już raz słyszałem”) dopasować odpowiedni wzorzec. Co ciekawe sama muzyka ma charakter pozornie czysto relaksacyjny, więc dysonans pomiędzy tym, co słyszymy a tym co wyczynia nasz ośrodek zarządzania systemem wydaje się zaskakujący. Chyba, że to ze mną coś jest nie tak i włączając muzykę nie wyłączam myślenia. Mniejsza jednak z tym, gdyż i tak wcześniejsze dedukcje śmiało można sobie w buty wsadzić, ponieważ nagle „wchodzą” plemienne bębny, które od dość analogowego „tamtamowego” brzmienia płynnie ewoluują do czysto cyfrowej maniery. I tak właśnie dzieje się na wszystkich czterech stronach II-ki. Coś się pojawia, rozwija, znika a jego miejsce zajmuje coś z jednej strony zaskakującego a jednocześnie idealnie wpasowującego się w misterną mozaikę dźwięków. Mając świadomość metodyki pracy tytułowego duetu – za „szkielet” odpowiedzialny był Przemysław Rudź, a za „oplot” i „tkankę” Tomasz Pauszek, spodziewałem się bardziej może nie schematycznego, ze względu na pejoratywny podtekst tego słowa, co usystematyzowanego pod względem kompozycyjnym materiału. Tymczasem ów szkielet ma strukturę jakiegoś futurystycznego płynnego metalu rodem z „Terminatora” i zamiast wapiennego kośćca homo sapiens otrzymujemy polimorfa. Jesteśmy świadkami ciągłych zmian i podobnie jak nad upływającym czasem nie mamy, z punktu widzenia słuchacza, albo punktu słyszenia obserwatora, nijakiej kontroli. W związku z powyższym, zamiast potraktować tytułowy album jako niezobowiązujące tło do codziennej krzątaniny i beztroskiej paplaniny ze znajomymi zaczynamy traktować go jako trigger, wyzwalacz głębszych refleksji zarówno nad przemijaniem, jak i genezą powstania świata w jakim przyszło minionym pokoleniom, nam i mam cichą nadzieję, że jeszcze kilku generacjom po nas przyjdzie, żyć. W końcu liczy się nie tylko odpowiedź na odwieczne pytanie o cel naszej podróży („Quo vadis?”), lecz również o jej początek. Zbytnio popłynąłem? Cóż szczerze powiem, że sam miałem podobne wątpliwości, czy przypadkiem nie dopadła mnie jakaś zimowa melancholia, czy jakaś inna depresja wywołana odwoływaniem koncertów, lockdownem i innymi pandemicznymi niedogodnościami. Jednak wszelkie „ale” minęły jak ręką odjął po włączeniu bonusowego CD, na którym znany z telewizyjnych programów popularnonaukowych „Laboratorium”, „Nobel dla Polaka”, „Kuchnia”, czy „Klinika chorych maszyn” Wiktor Niedzicki raczył był podzielić się z szerszą publicznością swoim filozoficznym esejem o … pochodzeniu ludzkości. Przypadek? Nie sądzę. Można oczywiście zacząć od ww. „rekolekcji” a dopiero później, przez pryzmat słowa mówionego zanurzyć się w muzyce, jednak jak widać można i na odwrót a i tak i tak od głębszych przemyśleń się nie ucieknie. No chyba, że ktoś włączając gramofon odkłada mózg na półkę, w co raczej trudno mi będzie uwierzyć.

Skoro muzycznie tytułowe wydawnictwo się broni najwyższa pora przeanalizować je pod względem brzmieniowym. Jak już zdążyłem nadmienić tłoczenie jest wzorowe – ciche i … proste, co wcale nie jest w dzisiejszych czasach regułą. Ponadto uwagę zwraca świetna rozdzielczość i odważne skraje pasma, bynajmniej niemające zamiaru ustępować pola nad wyraz komunikatywnej średnicy. Bas schodzi nisko, bardzo nisko, jednak nie ma mowy o jednostajnym dudnieniu jak to ma miejsce w nazwijmy to oględnie rozrywkowej „muzyce technicznej”, lecz odzywa się wtedy, gdy twórcy albumu wyraźnie sobie tego zażyczyli. Czyli przez kilka – kilkanaście minut może jedynie operować w swych wyższych rejestrach nieśmiało pykając i stukając, by w odpowiednim momencie walnąć z potęgą piekielnego młota. Podobnie jest z jego fakturą, która operuje pomiędzy pluszową miękkością i kruchością godną sucharów serwowanych przez Strasburgera. Zaskakująco przekonująco gdańsko-bydgoskiemu duetowi wyszła czysto „wirtualna” gradacja planów, gdzie elektroniczne „plamy” rozmieszczano nie tylko w wektorze szerokości, lecz i głębokości, więc nie musimy się obwiać kolorowej, acz dwuwymiarowej muzycznej „pocztówki”. Jednak owa wieloplanowość jest, że tak to dyplomatycznie ujmę … „nienachalna”. Na systemach grających gęsto i ciemno efekt finalny może okazać się nieco zbyt skondensowany – sycący muzycznie, lecz poprzez ograniczenie dostępu światła do wnętrza „bursztynowej kapsuły” aż nazbyt nie tyle homogeniczny, co hermetyczny. Jeśli jednak z rozdzielczością i swobodnym wglądem w nagrania jesteśmy za pan brat, to i z odkrywaniem pozornie ukrytych przed wzrokiem i słuchem ciekawskich niuansów nie powinniśmy mieć większych problemów.

I jeszcze mały remanent firmowego zestawu. Wraz z dwoma winylami otrzymujemy przywodzący na myśl swym klimatem „Łzy Słońca” plakat, wspomnianą płytę CD z wydrukowanym „librettem” i … naklejkę (z oklejania drzwi wyrosłem kilka…dziesiąt lat temu, więc wolałbym magnes na lodówkę, ale nie będę marudził).

W ramach podsumowania ograniczę się jedynie do szczerej i gorącej rekomendacji. Jeśli tylko ktoś lubi, nawet od czasu do czasu, zanurzyć się w „inteligentnej elektronice” pozwalającej na głębszą refleksję nad otaczającym nas światem, to kontemplacyjny album „Panta Rhei II” Przemysława Rudzia i Tomasza Pauszka powinien czym prędzej zagościć na jego półce. Po bonusowe CD z pogadanką Wiktora Niedzickiego też warto sięgnąć, bo facet wie co mówi a mówi mądrze i logicznie. A to dzisiaj niestety rzadkość.

Marcin Olszewski

Ps. Choć tytułowy album jeszcze nie zagościł na serwisach streamingowych, to dostępny jest zarówno w formie cyfrowej – pod postacią klasycznych CD, jak i analogowej – LP i … MC.

Opinia 2

Nie do końca wiem, co ostatnimi czasy jest przyczyną sporej posuchy w naszej zakładce z recenzjami płytowymi. Naturalnie od jakiegoś roku główną winę ponosi panująca pandemia, jednak nie da się nie zauważyć, iż ów marazm na naszym portalu zawitał znacznie wcześniej. Powód? Tak po prawdzie nie ma znaczenia. Ważne, że ostatnio odezwał się do nas jeden z trzech bohaterów teamu – Przemysław Rudź / Tomasz Pauszek / Wiktor Niedzicki – w sprawie wspólnego wydawnictwa zatytułowanego „Panta Rhei II” z prośbą o spojrzenie na ich ostatni projekt muzyczny z naszej perspektywy. Naturalnie ofertę zaaprobowaliśmy z wielką przyjemnością, którą wydźwięk dodatkowo wzmocnił fakt dostarczenia do redakcji wersji winylowej. Ale to nie wszystkie dobre wieści, bowiem nie bez znaczenia były stacjonujące u nas w tym czasie, bez dwóch zdań fenomenalne kolumny tubowe Avantgarde Acoustic Trio Luxury Edition 26, które swoją swobodą, dynamiką i namacalnością prezentacji pozwoliły dokładnie zrozumieć, co wspomniani rodzimi artyści mieniącym się odcieniem pomarańczy, winylowym krążkiem chcieli swym odbiorcom przekazać. I zapewniam, nie chodzi o poziom decybeli jako podobnież obowiązkowy element muzyki elektronicznej, tylko na przekór przypisywanemu jej ogólnemu rozmachowi prezentacji bez oglądania się na potencjalną reakcję słuchaczy coś ewidentnie dla duszy.

Krótko przybliżając jakość tytułowego wydawnictwa od strony wizualnej i realizacji dźwiękowej mogę mówić tylko o samych pozytywach. Świetny projekt graficzny okładki, już podczas procesu jej odpieczętowywania podprogowo kierując nas w stronę pewnego rodzaju mistycznych uniesień skomponowanej i wykonanej przez panów Przemysława i Tomasza muzyki, idealnie komponuje się z użytym do wytłoczenia płyty jasno pomarańczowym winylem. Jednak wbrew pozorom to nie gra kolorów jest istotą tej produkcji płytowej, tylko pomagający zrozumieć nam zamierzenia artystów, składający się na spójną całość projektu insert autorstwa Wiktora Niedzickiego zatytułowany „Skąd pochodzimy”. Oczywiście mam na myśli zapisane drobniutką czcionką dwie białe kartki będące swoistym drogowskazem a zarazem treścią eseju zawartego na dołączonej do LP płycie CD pozwalającymi dotrzeć do iskry, która powołała do życia ww. muzyczną opowieść.
Jeśli chodzi o samą jakość dźwięku, ta również jest swoistym majstersztykiem. Mimo rodowodu elektronicznego w najmniejszym stopniu nie jest przerysowana zbędnymi uniesieniami basu lub natarczywości informacji w górnych rejestrach. Naturalnie podczas podążania za pisanym tekstem w momencie konieczności podkreślenia pewnych punktów zwrotnych dostajemy ścianę dźwięku, jednak nigdy ponad poziom dobrego smaku. Powód? W tym przypadku muzyka jest sonicznym odwzorowaniem naszej egzystencji na Ziemi od zarania jej dziejów, a nie bliżej nieokreślonym ciągiem zapisanych na pięciolinii nut bez ładu i składu aby głośniej i mocniej. I za fenomenalne sprostanie temu zadaniu przez artystów ze świetnym masteringiem i postprodukcją włącznie, wszystkim twórcom tego krążka należą się duże brawa.

Próbując zwrócić Waszą uwagę na ciekawe aspekty tego krążka, nie będę opisywał poszczególnych kawałków z ich mniejszymi lub większymi ozdobnikami, tylko na starcie zaapeluję, aby przed przystąpieniem do odsłuchu przeczytać / wysłuchać znajdujący się w zestawie, przybliżający naszą egzystencję ziemską tesej. Bez tego na potrzeby nadania płycie niewinnego akcentu edukacji słuchacza powiem, merytorycznego przygotowania – przyznam szczerze, że ja tak zrobiłem – nie posłuchacie muzyki z ważnym dla ludzkości tematem w tle, tylko bardziej lub mniej angażujących Was komputerowych wariacji. Bredzę? Bynajmniej, bowiem osobiście z racji pewnego przymusu zebrania myśli do napisania w miarę inteligentnego tekstu słuchałem tej muzy bez przygotowania nawet dwa razy i dopiero za trzecim, w oparciu o ze świetnym flow napisaną opowieść zrozumiałem, jakie podłoże mają raz ciche, raz nostalgiczne, a innym razem ocierające się o trzęsienia ziemi dźwiękowe pasaże. Dlaczego to takie ważne? One obrazują konkretny etap rozwoju ludzkości na planecie Ziemia. Owszem, tak górnolotne założenia czasem ocierają się o nostalgiczny kicz. Na szczęście w tym przypadku tak się nie stało, gdyż panowie opowiedzieli o naszych losach na tej planecie w sposób bardzo zróżnicowany. To znaczy, że do spełnienia swoich zamierzeń nie poszli drogą nudnej melancholii, tylko dla utrzymania napięcia w obrazujących bujne losy ludzkości użyli diametralnie różnych, co ważne podkreślających dany temat, poziomów decybeli, oczywiście adekwatnych do sytuacji zmian tempa i co świetnie wypadło w odbiorze, kilku sampli z odgłosami naszego codziennego życia. Zrozumienie o co w tym albumie chodzi było momentem zwrotnym w moim obcowaniu z tym materiałem, gdyż po przyswojeniu istoty spójności tekstu ze skomponowaną na potrzeby jego wyrażenia muzyką, oczami wyobraźni z dziwną łatwością materializowałem toczącą się na wirtualnej scenie, każdą omawianą jednostkę czasową naszej egzystencji. To zaś sprawiło, że ten pozornie dla tak zwanej „gimbazy”, bo kolorowy asfaltowy krążek, na długo pozostanie w mojej głowie, o co zapewniam Was, przed położeniem go talerzu gramofonu w najśmielszych snach nie podejrzewałem. Jestem zbyt romantyczny? Być może. Jednak aby taki stan u siebie wywołać, przekaz czy to muzyczny, czy tekstowy, a najlepiej tak jak w przypadku opisywanej płyty Rudź, Pauszek, Niedzicki „Panta Rhei II” obie formy w spójny sposób na raz, muszą nieść ze sobą odpowiedni pakiet emocji. Ta płyta miała ich pod dostatkiem.

Jacek Pazio

Lista utworów
Side A
1. Where We Came From 22:41

Side B
2. Absolute 19:44

Side C
3. Musings At The Hazy River Part 3 11:30
4. Arche 09:42

Side D
5. Panta Rhei Part 3 16:05

Bonus CD
Where We Came From (narration by Wiktor Niedzicki) 22:02

Pobierz jako PDF