Opinia 1
Skoro jednym z najbardziej nośnych tematów ostatnich miesięcy stały się ceny energii elektrycznej a dokładnie planowane / prognozowane i oczywiście stanowiące element minionej kampanii wyborczej mniej, bądź bardziej nieuchronne jej podwyżki, niejako czując pismo nosem postanowiliśmy z większą aniżeli zazwyczaj uwagą śledzić sytuację na rynku audio. Skoro bowiem dla „gospodarstw domowych” ewentualne podwyżki przynajmniej do końca roku są zamrożone, to zrozumiałym jest, iż dostawcy w realiach drastycznego wzrostu kosztów własnych (wzrost cen uprawnień emisji CO2) muszą ratować się innymi metodami, czyli m.in. cenami przesyłu. I w tym momencie wkraczamy na nasze podwórko, a dokładnie na medium, którym ów przesył jest realizowany, czyli … dobrze się Państwo domyślacie – chodzi o okablowanie prąd do naszych drogocennych urządzeń dostarczające. Oczywiście na powyższy wywód proszę patrzeć jeśli nie z przymrużeniem oka, to chociaż przez palce, ale pół żartem, pół serio obserwując to, co dzieje się w High-Endzie można dojść do wniosku, że tanio to już niestety było. Wystarczy tylko wspomnieć Siltecha i jego flagowy model Triple Crown Power za bagatela 13 000 € za 1,5m. Szaleństwo? Bez wątpienia. Skoro jednak jest popyt na tego typu „biżuterię” to szczęśliwcom, którzy mogą sobie na nią pozwolić wypada tylko szczerze pogratulować a nam pozostają wyjazdowe, czy też redakcyjne odsłuchy i mając świadomość istnienia takich referencji dwoić się i troić, by znaleźć coś, co zdoła spełnić nasze coraz wyższe wymagania, zarazem nie rujnując domowego budżetu. Dlatego też w ramach wzmożonej eksploracji znajdującego się w kręgu naszych zainteresowań segmentu rynku, wzięliśmy pod lupę ofertę producenta, który choć w świadomości złotouchej braci ma ugruntowaną pozycję, to jednak niekoniecznie z przewodami zasilającymi jest kojarzony. Mowa o Tellurium Q, który niedawno, a dokładnie na początku maja, właśnie o takowy asortyment wzbogacił swoje portfolio a my, dzięki uprzejmości dystrybutora – Szymański Audio, mogliśmy przez ponad miesiąc znęcać się nad całkiem rozsądnie, jak na audiofilskie standardy, wycenionym modelem Silver Power.
O prowadzonej od lat przez Geoffa Merrigana walce ze zniekształceniami fazowymi pisaliśmy już wielokrotnie, więc zainteresowanych tematem odsyłam do naszych wcześniejszych wynurzeń. Tym razem zajmiemy się bowiem innym, poruszonym niejako przy okazji naszego ostatniego testu flagowych Statementów a dokładnie zasilającego Statement Power zagadnieniem, czyli konfekcją. Po prostu spokoju nie dawał nam fakt, iż na „sieciówkę” za drobne 22 kPLN założono li tylko podstawowe, rodowane 11-ki Furutecha. Okazało się jednak, że wcale nie chodziło o „optymalizację kosztów własnych”, lecz o fakt, iż Geoff do ww. tematu podchodzi, przynajmniej z naszego (niewątpliwie spaczonego) punktu widzenia zaskakująco … niekonwencjonalnie, uznając konfekcję za element istotny, acz niekoniecznie mający fundamentalny i krytyczny wpływ na finalne brzmienie danego przewodu. Ekipa Tellurium Q dąży do uzyskania jak największej synergii w konkretnym, układzie za jaki można uznać gotowy przewód, co nie zawsze oznacza konieczność stosowania topowych – „biżuteryjnych” wtyków. Zamiast bowiem przeznaczać środki na łapiące za oko kolokwialnie mówiąc „wtyczki” Brytyjczycy wolą kierować je do działu R&D. Dlatego też przyjmujemy do wiadomości taką argumentację i przestajemy marudzić na widok, tym razem złoconych, 11-ek ww. Furutecha.
Sam przewód dociera do użytkownika w eleganckim, acz nieprzesadzonym pod względem ornamentyki kartonowym, zunifikowanym w obrębie całego portfolio pudełku wyściełanym cienką bibułą. Skoro temat konfekcji możemy uznać za wyczerpany to pozostaje tylko dodać, iż przewód pokrywa czarny, estetyczny nylonowy peszel zakończony przy wtykach białymi termokurczkami z nazwą modelu i firmowym logotypem. W porównaniu z moim dyżurnym Furutechem Nanoflux NCF i Acoustic Zen Gargantua II angielski zawodnik reprezentuje zdecydowanie niższą kategorię wagową, co z jednej strony przekłada się na jego dość niepozorną średnicę i całkiem rozsądną ergonomię pozwalającą na bezproblemowe umieszczenie go za systemem audio.
No i najważniejsze, czyli brzmienie. W tym momencie pewnie narażę się zarówno dystrybutorowi, jak i ortodoksyjnym akolitom High-Endu wyznającym zasadę, że jakość „musi” kosztować (w domyśle krocie). Chodzi bowiem o to, że przynajmniej dla mnie, na moje ucho i w moim systemie Tellurium Q Silver Power wypadł relatywnie … może nie tyle lepiej od szlachetniej urodzonego Statementa, co w mojej subiektywnej ocenie ciekawiej. Bowiem Statement, choć niezaprzeczalnie bardziej wyrafinowany, rozdzielczy, muzykalny i nasycony, miał w sobie pewną dostojność, czy wręcz delikatną zachowawczość przed spontanicznym wyrażaniem emocji. Tymczasem Silver, nie musząc wbijać się w sztywny szablon królewskich konwenansów i etykiety, z wrodzoną beztroską może iść, i idzie, na przysłowiowy żywioł. Oferowana przez niego góra jest odważna, otwarta i lśniąca, acz całkowicie pozbawiona ofensywności i ziarnistości. Może nie jest to ten poziom rozdzielczości, co w „landrynce” Furutecha, ale to nadal zaskakująco wysoki, na tym pułapie cenowym poziom. W każdym bądź razie ilość powietrza, czy też zdolność odwzorowania akustyki pomieszczeń w jakich dokonano nagrań powinna usatysfakcjonować nawet najbardziej wybredne uszy. Wystarczy bowiem posłuchać monumentalnego wykonania „J.S. Bach: Organ Works” Masaaki’ego Suzuki, gdzie z jednej strony mamy w pełni kontrolowany pogłos i otwartość góry a z drugiej najniższe rejestry zdolne dotrzeć do najniższych kondygnacji piekieł. Jeszcze ciekawiej przedstawiała się sytuacja na „Śto-krzyska Epopeja” DesOrient i Józefa Skrzeka, gdzie niepozbawione sybilantów i nieco „kanciaste” deklamacje Marka Piekarczyka wypadły nad wyraz realistycznie. Nijakich kanciastości natomiast nie odnotowałem na baśniowej i eterycznej, wydanej przez stricte audiofilskie 2L, „Ljos” Fauna Vokalkvintett. Dopieszczone, iście referencyjne wokalizy uchwycone we wnętrzu norweskiego Bryn Church doskonale pokazywały zalety natywnych plików hi-res. Warto mieć bowiem świadomość, iż całą sesję zarejestrowano w DXD 352.8kHz/24bit i to po prostu słychać. Fenomenalnie zabrzmiał również nie mniej klimatyczny i nastrojowy, jednak utrzymany w diametralnie innej estetyce album „Sounds of Mirrors” Dhafera Youssefa. To swoista podróż po środkowo-wschodnio-jazzowych klimatach, gdzie nadrzędnymi wartościami jest wewnętrzny spokój i brak jakichkolwiek gwiazdorskich ciągot. To raczej przyjacielski dialog, w którym zamiast słów muzycy używają swoich instrumentów. Mamy rozmarzoną lutnię oud Dhafera Youssefa, niesamowicie plastyczną tablę Zakira Hussaina, klarnet Husnu Senlendirici i gitarę Eivinda Aarseta. W ramach ciekawostki jedynie wspomnę, iż choć nagrań dokonano w Bombaju i Istambule, to całość została zmiksowana w szwedzkim studiu Nilento Göteborg, więc mamy do czynienia z istnym tyglem estetyczno-kulturowym.
Opuszczając strefę wysublimowania i szeroko rozumianego komfortu sięgnąłem po krążek nad wyraz rzadko pojawiający się wśród recenzenckiego repertuaru, czyli „I Loved You at Your Darkest” Behemotha, gdzie agonalny growl Nergala wspiera pozornie kakofoniczna i siejąca totalną destrukcję w umysłach niewinnych małoletnich prawdziwa ściana dźwięku złożona z perkusyjnych blastów i ciężkich jak dowcip posła Suskiego, chłoszczących nasze zmysły gitarowych riffów. I to właśnie w tak ekstremalnych klimatach Tellurium Q pokazuje swój pełen potencjał, bowiem zamiast iść na skróty stwierdzając, że skoro klient chce łomotu to takowy, przypominający odgłosy wiadra śrub i gwoździ wsypanych do pralki i ustawionych na wirowanie przy 1200 obrotach dostanie, potrafi zachować nie tylko pełną kontrolę co wgląd w najdalsze plany. Co dzięki temu zyskujemy? Coś, czego śmiem twierdzić raczej się Państwo po takiej muzyce nie spodziewacie – złożoność, logikę i mroczne, bo mroczne, ale jednak piękno. Bowiem za tą klasyczną, odstręczająca co wrażliwsze jednostki, blackmetalową fasadą mamy przecież iście wagnerowskie, lub jak kto woli hollywoodzkie partie symfoniczne z udziałem 17-osobowej orkiestry pod batutą Jana Stokłosy, gregoriańskie zaśpiewy, czy nawet delikatne akustyczne gitarowe solo, o dziecięcym chórze nawet nie wspominając. Łącząc powyższe elementy w spójną całość z łatwością powinniśmy zauważyć analogię do wzorowanej, inspirowanej dziełami średniowiecznych mistrzów, nad wyraz bogatej poligrafii obfitującej w zdjęcia Sylwii Makris.
Nie da się ukryć, że w dobie tendencji do szaleńczego pędu ku cenowej stratosferze, gdzie „sky is the limit” Tellurium Q Silver Power jest nie lada zaskoczeniem. W dodatku zaskoczeniem w 100% miłym a więc tak naprawdę niespodzianką pozwalającą ziścić audiofilskie marzenia o wyrafinowanym, lecz niepozbawionym żywiołowości dźwięku w całkiem rozsądnej cenie. Nurtuje mnie tylko jedno pytanie – Co pocznie Geoff Merrigan z topowymi Statementami, skoro już Silvery niespecjalnie skłaniają do dalszych poszukiwań. Ale to już Jego problem, a konsumentom wypada mi tylko szczerze polecić tytułowe przewody.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature)
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Dynaudio Contour 30
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Audiomica Laboratory Pebble Consequence USB; Fidata HFU2
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
Opinia 2
Pochodząca z Wysp Brytyjskich kablarska marka Tellurium Q od jakiegoś czasu jest bardzo dobrze rozpoznawalnym bytem na naszym rynku audio. Co ważne, dla wielu miłośników dobrej jakości dźwięku, jej oferta jest dość mocno zróżnicowana. To zaś oznacza, że wspomniane portfolio jest w stanie zaoferować coś ciekawego dla tak zwanego zwykłego Kowalskiego, jak i prawdziwego wyjadacza segmentu High End. Jednak bogata paleta produktowa bez względu na jej popularność pośród potencjalnych zainteresowanych nie może oznaczać spoczęcia na laurach, nie tylko będącego zarzewiem naszego spotkania przy ekranie komputera, ale żadnego innego producenta. Dlatego też bohater tego testowego mitingu Geoff Merigan nie odcina przysłowiowych kuponów od dotychczas dobrze sprzedających się komponentów, tylko konsekwentnie opracowuje nowe projekty. Jakie? Choćby dostarczony do testu najnowszy kabel sieciowy Tellurium Q Silver, którego wizytę w naszych systemach zawdzięczamy łódzkiemu dystrybutorowi Szymański Audio. Zainteresowani? Zatem zapraszam do lektury moich kilkunastodniowych przygód z ową nowością.
Jak to zazwyczaj bywa, kable zasilające Geoffa nie mamią klienta wymyślnymi koszulkami w stylu wężowych, lub wykorzystującymi bizantyjskie wzory, plecionek. W zdecydowanej większości przypadków mamy do czynienia ze stosunkowo cienkimi, a przez to dającymi łatwo się formować za szafkami ze sprzętem audio, ubranymi w opalizującą czarną otulinę „sznurówkami”. Jednak zalecam spokój. Te niepozorne druty dzięki odpowiednim splotom i różnym średnicom każdej z żył realizują konkretne cele dźwiękowe. Szkoda? Nic z tych rzeczy. Przecież nie o zewnętrzny blichtr współpracujących z naszymi zestawami akcesoriów, a o ich dobry wynik dźwiękowy w końcowym rozrachunku zabawy w audio chodzi. I tę teorię Tellurium Q z powodzeniem od lat realizuje. Coś o technikaliach opisywanego dostarczyciela życiodajnej energii? Niestety, oprócz informacji natury estetycznej, które właśnie Wam przekazałem, jak dokładnie wygląda wewnątrz, nie mam nawet śladowej wiedzy. Jednak po kontakcie organoleptycznym jedno jestem w stanie potwierdzić. Anglicy kontynuując decyzje w kwestii wcześniejszych modeli, również w tym przypadku wykorzystali wtyki znanego chyba wszystkim z niekwestionowanej jakości wykonania i świetnego wpływu na efekt dźwiękowy każdego konglomeratu audio Japońskiego Furutecha. Tak zakonfekcjonowane kable trafiają do nadającego wyjątkowości produktu, pokrytego połyskującą czarną folią i wyściełanego czarnym pergaminem, uzbrojonego w certyfikat o oryginalności produktu pudełka.
Co mogę powiedzieć o rzeczonym kablu? Znając nasz rynek audio z najbardziej wiarygodnych źródeł, jakimi są odbywające się podczas wszelkich prezentacji rozmowy kuluarowe, po zapoznaniu się z wpływem sieciówki TQ na dźwięk mojego zestawu w ciemno mogę stwierdzić, iż idzie bardzo poszukiwaną przez sporą popuklację audiofilów drogą. To znaczy? Nic nadzwyczajnego. Samo życie. Po prostu jest dobrze osadzony w barwie, a przy tym nie stawia tego jako celu samego w sobie szkodliwie zmieniając ten zakres w jedną zwartą lawę, tylko oferuje ciekawy zastrzyk wysycenia przekazu przy jednoczesnej dbałości o energię i zwarcie odnajdujących się w tym pasmie instrumentów muzycznych. Naturalnie aby całość miała sens, pozostałe podzakresy częstotliwościowe nie są oderwanymi od całości bytami typu zbyt mocno wykonturowany bas i skwiercząca nadmiarem częstotliwościowych pików góra. Otóż ku mojemu miłemu zaskoczeniu owszem na dole jest czytelnie, ale na potrzeby dobrego zespolenia ze środkiem również masywnie, zaś na górze bez zbędnych ekwilibrystyk, jednak z dobrym pakietem informacji. Ale to nie wszystko. W tej układance bardzo istotnym jest wyważenie dochodzących do głosu podczas aplikacji w tor wyartykułowanych akcentów brzmienia. To zaś sprawia, że bez względu na zastaną konfigurację TQ Sliver bez problemu powinien sobie z nią poradzić. Naciągam fakty? Bynajmniej. Przecież mój set sam w sobie jest orędownikiem kolorowania świata muzyki, a mimo to współpraca z Anglikiem nie skierowała wyniku sonicznego w stronę niebezpiecznego dla swobody wybrzmiewania słuchanej muzyki przegrzania prezentacji, tylko nieco bardziej soczystego, ale nadal pełnego wigoru spojrzenia na te same nuty. I nie było znaczenia, czy słuchałem free jazzu spod znaku Kena Vandenmarka – szaleńczo szybko rozmawiające ze sobą licznie zgromadzone na scenie dęciaki, czy wokalizy okresu Baroku, bowiem za każdym razem wspomniana, nienachalna praca naszego bohatera w domenie wysycenia powodowała, że muzyka raczej na tym zyskiwała niż traciła. To była feeria pozytywnych zastrzyków dla wszelkiego rodzaju partii wokalnych i instrumentów bazujących na energii średnicy. Tak, było nieco ciemniej i gęściej, niż mam na co dzień, ale w moim odczuciu nadal bardzo przyjemnie. A dodam, iż testowy gość lądował zamiennie z topowym kablem Furutech NanoFlux NCF, co powinno być Palcem Bożym dla pretendenta do laurów, a okazało się być nieco mniej wyrafinowaną – ponad trzykrotna różnica w cenie, jednak bardzo podobną drogą do serca audiofila. Jakieś potknięcia? Nie, na taką ocenę nie zasługuje nic. Jednak jeśli miałbym na siłę coś wskazać, to nieco zbyt spokojne blachy w repertuarze hard rockowego szaleństwa zespołu AC/DC. Ale zaznaczam, nie bierzecie tego jako problem, a jedynie będący konsekwencją realizacji planów skonstruowania energetycznego w środku, ale przy tym spójnego w całym pasmie kabla zasilającego, dźwiękowy niuans. Nic więcej. Ta kapela jest moją muzyczną podstawówką i wiem, kiedy coś ma problemy z oddaniem jej karmy. W tym przypadku niczego co zasługiwałoby na pokiwanie palcem, nie zanotowałem.
Jak wynika z powyższego słowotoku, wpinając TQ Silver w posiadany zestaw ani razu nie dostałem niechcianym rykoszetem sonicznym. Naturalnie muzyka nieco ewaluowała w stronę większego spokoju na skrajach pasma, ale przypominam, że naszego bohatera brutalnie zderzałem z kilkukrotnie droższą konkurencją. Myślicie, że złośliwie? Nic z tych rzeczy. Przecież musiałem sprawdzić wynik na podstawie porównania do lepszego produktu, a i tak w konsekwencji okazało się, że obydwaj sparingpartnerzy podążają podobna drogą. Drogą, która tylko w przypadku zbyt ociężałych docelowych systemów może sprawić potencjalnemu zainteresowanemu niemiłą niespodziankę. Wszelkie inne konfiguracje zaś, będą co najmniej dobre, jeśli nie docelowe. Jednak o tym możecie przekonać się jedynie wypożyczając opisywany kabel na prywatne odsłuchy. Innej drogi nie ma.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0, dCS Vivaldi DAC 2.0
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond, Statement
IC RCA: Hijri „Million”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Dystrybucja: Szymański Audio
Cena: 5790 PLN / 1,5m , + 1000 PLN za każde dodatkowe 0,5m