1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. dCS Vivaldi Upsampler Plus

dCS Vivaldi Upsampler Plus

Link do zapowiedzi: dCS Vivaldi Upsampler Plus

Opinia 1

Jak prawdopodobnie wiecie, z produktem stajni dCS o handlowej nazwie Vivaldi DAC 2 jakiś czas temu w pełni świadom podjętej decyzji popełniłem długoterminowy ożenek. To było na tyle dobry ruch, że na przestrzeni minionych lat nawet przez myśl nie przeszła mi jakakolwiek roszada w tym temacie. Nie, żebym w tzw. międzyczasie nie spotkał czegoś równie ciekawego, bo miałem u siebie kilka naprawdę znakomitych urządzeń, tylko po co dokonywać zmian w przypadku braku wyraźnego progresu jakości dźwięku. I gdy wydawałoby się, że wszystko jest w porządku, nie oszukujmy się, tak naprawdę przecież flagowego DAC-a wyspiarzy wykorzystuję połowicznie. Naturalnie piję do raczej okazjonalnego zaprzęgania go do pracy z transportem CD, gdy tymczasem to znakomity kompan do obcowania z muzyką graną z plików. I to plików na najwyższym światowym poziomie. Dlatego też chyba nikogo nie zdziwi fakt rekcji na taką sytuację łódzkiego dystrybutora, który chcąc pokazać mi z czym kolokwialnie mówiąc „je się pliki” zaproponował do testu dedykowany mojemu przetwornikowi, wyposażony w znakomitej jakości streamer, pochodzący z tej serii produktowej produkt spod znaku dCS Vivaldi Upsampler Plus.

Analizując załączoną serię fotografii gołym okiem widać, że w przypadku wizualizacji i wyposażenia tytułowego upsamplera mamy do czynienia z bardzo podobnym podejściem jak w przetworniku. To prostopadłościenna, dość wysoka, głęboka i ciężka, posadowiona na czterech stopach wykończonych gumowymi ringami skrzynka z solidnych płatów aluminium z nieco inaczej uformowanym frontem. Co to oznacza? Są dwie wymuszone spełnianiem konkretnych zadań drobne zmiany. Jedną jest rezygnacja z gałki na prawej flance, zaś drugą zmiana motywu ryby na dwie zbiegające się z prawej strony fale znakomicie podkreślające trójwymiarowość awersu. Jeśli chodzi o sekcję guzików funkcyjnych i wyświetlacz, ich lokalizacja i wygląd w obydwu przypadkach są bliźniacze. A co z tylnym panelem przyłączeniowym? Otóż ten będąc bogato wyposażonym, patrząc od lewej może pochwalić się sekcją wyjść cyfrowych: 2xAES/EBU oraz po jednym SPDiF i BNC, tuż obok zestawem wejść cyfrowych (AES/EBU, SPDiF, BNC, LAN, USB, OPTICAL) i zegarowych, zaraz za nimi wielopinowym gniazdem diagnostyczny, natomiast całkowicie z prawej strony zintegrowanym z włącznikiem głównym i bezpiecznikiem gniazdem zasilania IEC. Co potrafi nasz bohater? Powiem tak. Lista obsługiwanych formatów i dostępnych zmian częstotliwości próbkowania jest tak długa, że nie chcąc sztucznie rozwadniać tekstu po dokładne dane odsyłam Was do tabelki pod testem. Jednak pokrótce mogę powiedzieć jedno. Robi wszystko ze wszystkim, co występuje w domenie cyfrowej. Na życzenie zwiększa lub zmniejsza częstotliwość próbkowania, co jak niewiele urządzeń tego typu daje często poszukiwaną możliwość wybrania jak najlepszego finalnie taktowania sygnału. Z jakim wynikiem sonicznym? Przepraszam, niestety akapit o technikaliach nie jest najlepszym miejscem do wykładania kart na stół, dlatego po kilka ciekawych spostrzeżeń zapraszam do kolejnego części tej epistoły.

Podchodząc do próby oceny występów tytułowego upsamplera zdradzę, iż nie wiedziałem czego się po nim spodziewać. Czy dodatkowe szatkowanie dość okrojonego z informacji sygnału CD ma sens? A jeśli nawet tak, to na ile dźwięk ulegnie poprawie. Naturalnie w odniesieniu do gęstego materiału z plików temat wyglądał zgoła inaczej, gdyż było co resamplować, a jedynym kryterium finału było wpisanie się brzmienia danej częstotliwości w zastany system. Jak zatem odebrałem ten kilkudniowy miting? Zanim o tym, zaznaczę, iż posiadając zewnętrzny zegar i reclocker z wolnymi gniazdami, chcąc zrobić test po „bożemu” nie omieszkałem podłączyć Plus-a dedykowanym kabelkiem do Word-Clock-a. Co się po tym wydarzyło? Powiem szczerze, za każdym razem – nawet w przypadku sygnału CD – na zwiększaniu ilości próbek muzyka zyskiwała. Co prawda bazując na sygnale ze srebrnego krążka w moim odczuciu tylko w przypadku dwóch wyższych poziomów – maksymalnie podrasowane sygnały nie wnosiły nic in plus, ale jednak. To była poprawa energii, ataku i esencjonalności, za co wielu z posiadaczy dCS-a prawdopodobnie dałoby się pokroić. Miałem do czynienia z czymś w stylu niegdysiejszego wprowadzenia w tor wspomnianych zegarów, jednak obecnę działanie wespół z już zapiętymi cyferblatami w najmniejszym stopniu nie szkodziło, a wręcz dalece poprawiało aspekty dobrze rozumianej muzykalności. Morał? Jak ktoś nie może sobie pozwolić na zestaw clock-ów, temat może nie w stu procentach identycznie, ale idąc w tym samym kierunku dobrze ogarnie nawet sam nasz bohater. Coś więcej? Myślę, że w oparciu o muzykę z CD-ka nie ma sensu, bowiem prawdziwa szkoła dobrze rozumianej jazdy bez trzymanki zaczęła się podczas słuchania muzyki z plików.
Nie do końca chciało mi się w to wierzyć, ale resampling już na starcie gęstego zapisu do DSD lub DXD momentami sprawiał wrażenie słuchania wyśrubowanego jakościowo kompaktu, czego dotychczas zaznałem tylko raz podczas niezobowiązującego starcia z ostatnio głośnym u nas hiszpańskim zestawem plikowym Wadax. Podniesione do rangi zjawiska aspekty prezentacji wydarzeń muzycznych w stylu nienachalnej, jednak ostrej kreski, dobrego osadzenia w masie, odpowiedniej esencjonalności, pożądanej lotności i dzięki wzorowej kontroli niskich rejestrów zjawiskowego pulsu powodowały, że z jednej strony wszystko podane było jak na dłoni z najdrobniejszymi niuansami brzmieniowymi pojedynczych instrumentów, za to z drugiej całość wypadała niespotykanie spójnie. Gdy materiał dotyczył barokowych uniesień w kubaturach kościelnych, dostawałem feerię różnorodnej, a przez to cały czas na przemian intrygującej i emocjonalnej wokalizy okraszonej artefaktami generowanymi przez goszczące artystów budowle. Jednak co istotne, mimo bezkompromisowego w domenie otwartości i wyrazistości wizualizowania całości zarejestrowanego materiału, żadna składowa danego spektaklu nie próbowała wychodzić przed szereg. Co to oznacza? Po prostu echo nigdy nie przykrywało popisów wokalnych, za to różnorodnością mocy pogłosu znakomicie podkreślało włożoną w każdą frazę inaczej frazowaną energię. I gdy wydawałoby się, że taki wynik można uzyskać li tylko w tak zwanym plumkaniu, zmiana repertuaru w dobrym tego słowa znaczeniu brutalnie pokazywała, iż podobnie wypadał nie tylko majestatyczny jazz, ale również mocne rockowe i elektroniczne granie. Jak to możliwe? Słowo klucz to rozdzielczość i dynamika, co jak „palec Boży” udowadniały z pozoru banalne produkcje klasyczne z wielkimi orkiestrami w rolach głównych. Atak, natychmiastowa zmiana poziomu oddawanej przez pełny skład muzyków masy zdawały się wręcz wybuchać. Dlaczego użyłem frazy „wybuchać”? Otóż jako zgorzały piewca muzyki jazzowej, czyli realizowanej całkowicie inaczej niż klasyka – wpisane w te ostatnia skoki dynamiki – chcąc mocniej napawać się cichymi pasażami bezwiednie podkręcałem poziom głośności słuchanego wycinka utworu. Oczywiście w efekcie tego czynu byłem jakby bliżej poznawanych wydarzeń. Niestety to były zdradliwe ruchy, bowiem gdy kompozytor postanowił uruchomić pełen skład orkiestrowy, nie było szans na reakcję. System uderzał mnie ścianą wzmocnionego, jednak ku mojemu zaskoczeniu mimo, że głośnego, to nadal pozbawionego zniekształceń, przez to jakże namacalnego, bo odbieranego całym ciałem tutti. Czy były jakieś skutki uboczne takich wyskoków? Tak, dwa. Pierwszy udowodnił bezapelacyjną jakość przetaktowanego przez tytułowy upsampler materiału. Natomiast drugi w efekcie kilkukrotnej szansy utraty cennego słuchu – zaznaczam, że chodzi o poziom głośności do komfortowego odsłuchu, a nie jakość dźwięku – nauczył mnie, co cechuje tego rodzaju twórczość. Muzyka poważna to ciągłe skoki dynamiki i gdy system potrafi je oddać, raz wydaje się nam, że jest zbyt cicho, by za moment po wybudzeniu orkiestry odnieść wrażenie wspomnianego wybuchu petardy. Petardy, która jeśli jest pokazana w stylu testowanego dzisiaj dCS-a Vivaldi Upsampler Plus, bez problemu będzie w stanie rozkochać w sobie nawet tak zatwardziałego wielbiciela – na tle klasyki dość jednostajnego – jazzu, jak ja. Powiem szczerze, działo się. A co najciekawsze, bardzo blisko estetyki i jakości nadal stawianego przeze mnie wyżej od plików odtwarzacza CD. Czyżby piekło zamarzło i nasz bohater został na stałe? Cóż, było blisko, jednak na chwilę obecną nie. Powód? Banalny. Po prostu dla mnie kojące duszę napawanie się muzyką oznacza pewien proces. Niestety pliki nie oferując namacalnych bodźców związanych z ich nośnikami tego nie zapewniają. Tyle i aż tyle. Ale co najistotniejsze, w żadnym wypadku nie odnoszące się do jakości brzmienia.

Jak oceniłbym bohatera naszego spotkania? Już wspominałem, byłem wręcz znokautowany jego występem podczas słuchania gęstych formatów plikowych. Opisywany proces testowy nosił znamiona szaleństwa wyrażanego bezapelacyjnie znakomitą jakością dźwięku. Na tyle dosadną, że jak rzadko kiedy przesiedziałem z muzyką klasyczną dobrych kilka wieczorów. Czy to produkt dla każdego? Niestety nie. Przyczyna? Otóż jak to u dCS-a jest na porządku dziennym, w jego brzmieniu nie znajdziemy często określanego jako muzykalność rozmycia i przesadnego kolorowania dźwięku. To ogień w najczystszej postaci. Jednak gdy jest dobrze skonfigurowany, brzmiący bez nachalności, czy osuszenia, za to z mocnym drivem i nieposkromioną dynamiką. Zapewniam, gdy raz tego się zazna, życie melomana już nigdy nie będzie takie same. Dlatego wieńcząc ten test i próbując wytypować grupę docelową dla angielskiego upsamplera muszę znać Waszą odpowiedź na jedno ważne pytanie. Czego szukacie w muzyce? Nadającej jej sens bytu nieobliczalności, czy nużącego na dłuższą metę stanu jak po spożyciu Pavulonu? Jeśli utożsamiacie się z pierwszym obozem, sprawa jest prosta. punkt zapalny dzisiejszej rozprawki jest idealnym partnerem dla Was.

Jacek Pazio

Opinia 2

O tym, ze lepsze jest wrogiem dobrego i że nomen omen najlepsze są najprostsze rozwiązania wie większość z nas. Jeśli jednak wkraczamy w obszar zarezerwowany dla ekstremalnego High Endu wiadomym również jest, że właśnie poprzez rozbudowę, peryferia, akcesoria i dopieszczanie da się z pozornie skończonych i topowych rozwiązań wycisnąć jeszcze więcej rozbijając wydawać by się mogło nienaruszalny szklany sufit. Taki też rozwój wydarzeń dotyczył drugiej połowy naszego dyżurnego źródła, czyli przetwornika cyfrowo-analogowego dCS Vivaldi DAC2, który już w trakcie testów otrzymał wsparcie zarówno ze strony reclockera Mutec MC-3+USB oraz zegara Mutec REF 10, jak i solidnego pęku przewodów Shunyata Research z serii Sigma. Jak jednak wszem i wobec wiadomo sam dCS również w wiadomej materii ma co nieco do zaoferownia, więc gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja, czyli ze strony dystrybutora padła propozycja testu, czym prędzej przygarnęliśmy pod swój dach nieco mylący swą nazwą dCS Vivaldi Upsampler Plus, który oprócz wynikającej z nomenklatury funkcji pełni również rolę … streamera a dokładnie transportu plików, bowiem uchylając nieco rąbka tajemnicy na jego plecach nijakich wyjść analogowych nie znajdziemy. Jeśli zatem zastanawiacie się Państwo cóż takiego obecność tytułowego gościa wniosła, bądź zabrała do/z naszego systemu nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić Was do dalszej lektury.

Jak z pewnością się Państwo domyślacie z racji firmowej unifikacji aparycja naszego bohatera niezbyt, bądź wcale nie odbiega od tego, co ma do zaoferowania seria Vivaldi. Mamy zatem znany z obu DAC-ów (po drodze mieliśmy niewątpliwą przyjemność gościć u siebie APEX-a) wykonany z aluminium lotniczego i dodatkowo wytłumiony redukującymi interferencje magnetyczne i wibracje panelami korpus o charakterystycznie sfrezowanym masywnym froncie. Jego, znaczy się frontu, lewą flankę zajmuje niewielki, ukryty za czarną szybką wyświetlacz oraz pięć niewielkich przycisków odpowiedzialnych za wybudzenie/uśpienie urządzenia, wywołanie menu, wybór filtra, wejścia i wyjścia/nawigację. Sam display jest dość czytelny, o ile tylko znajdujemy się w odległości nie większej niż metr/półtora, co raczej nie powinno dziwić biorąc pod uwagę, iż z racji „niemania” pilota wszelkich nastaw dokonujemy bądź operując ww. klawiszologią z poziomu płyty czołowej, bądź z dedykowanej aplikacji Mosaic Control. Ww. apka dostępna jest zarówno na Androida, jak i iOSa, więc w przeciwieństwie do np. Auralica Anglicy nie ignorują żadnego z głównych systemów na których pracuje lwia część dostępnych na rynku smartfonów i tabletów.
Ściana tylna jest przykładem logiki i porządku. Lewą sekcję zajęły wyjścia cyfrowe w postaci dwóch AES/EBU, coaxiala i BNC. Z kolei zdecydowanie bardziej rozbudowany jest zestaw interfejsów wejściowych obejmujący AES/EBU, dwa coaxiale, podwójne(SPDIF-2) i pojedynczy BNC, Toslink, Ethernet i USB zarówno w standardzie A, jak i B. Listę uzupełniają BNC z/do zewnętrznego zegara i zintegrowane z włącznikiem głównym i komorą bezpiecznika gniazdo zasilające IEC. Jeśli chodzi o oprogramowanie Vivaldi Upsampler w ramach interfejsu UPnP wykorzystuje nad wyraz intuicyjny i przede wszystkim stabilny MinimServer. Wśród przydatnych funkcjonalności nie zabrakło oczywiście kompatybilności z Roonem, Spotify Connect, czy obsługi pozostałych popularnych serwisów streamingowych jak Tidal, Deezer, czy niestety nadal oficjalnie niedostępnego w Polsce Qobuz, a po złączach Ethernet i USB dCS poradzi sobie również z plikami MQA o czym poinformuje nas wyświetlając stosowny logotyp. Warto jednak wszystko na spokojnie przestudiować z ponad 50 stronicową instrukcją przed nosem, bowiem bogactwo dostępnych opcji tak w menu, jak i wydawać by się mogło dość prozaicznego połączenia naszego gościa z przetwornikiem i cyfrowymi źródłami sygnału może wywołać lekką konsternację nawet u doświadczonych użytkowników.
Sercem upsamplera jest autorski przetwornik dCS Ring DAC™ współpracujący z podwójnymi oscylatorami kwarcowymi wyposażonymi w korekcję temperatury sterowaną mikrokontrolerem a poszczególne sekcje rozlokowano na dedykowanych laminatach z oczywiście odseparowanym i umieszczonym na antywibracyjnej platformie zasilaniem. Samo, posiadające wielostopniowe układy stabilizujące, bazujące na pojedynczym a nie dwóch, jak ma to miejsce w DAC-u, transformatorze zasilanie zoptymalizowano pod kątem niższej temperatury pracy, oraz zwiększono tolerancję na niestabilność napięcia zasilającego.

Zabierając się za odsłuchy z jednej strony liczyłem na adekwatną do oczekiwanej przy kasie kwoty poprawę brzmienia, lecz cały czas, gdzieś tam z tyłu głowy, tliły się obawy związane z dość ryzykownym rozbijaniem systemu na atomy, irytującą granulacją (bazodanowcy wiedzą o co chodzi) pozornie zintegrowanych elementów toru i skazywanie się na nieuniknione pojawienie się kilku dodatkowych przewodów w już i tak imponującej/przerażającej (niepotrzebne skreślić) plątaninie kabli. Aby jednak wyciągnąć jakiekolwiek wiążące i merytoryczne wnioski chciał/nie chciał trzeba było dCS Vivaldi Upsampler Plus podłączyć, wygrzać i gdy pierwsza, wynikająca z pojawienia się nowej „zabawki” ekscytacja minie z już spokojną głową posłuchać, bo niestety li tylko na podstawie czy to zdjęć, czy też nawet lubieżnego obmacania takowych informacji pozyskać, w przeciwieństwie do wszystkowiedzących tuzów Internetu, niestety nie potrafię.
I powiem szczerze, że było na co czekać, albowiem tytułowe urządzenie, korzystające wraz z transportem CD i przetwornikiem z dobrodziejstw zegara Mutec REF 10 dość niespodziewanie zrobiło coś, co przynajmniej do tej pory wydawało się co najwyżej iluzją i pobożnym życzeniem. Co? Otóż … nie, nie chodzi o sam fakt poprawy już i tak wprawiającego nas w stan nieustającej satysfakcji brzmienia DAC2, bo akurat ten był ewidentny, co pozwolę sobie rozwinąć dosłownie za chwilę, lecz o to, iż dotychczasowa, dość niewygodna dla streamingu różnica pomiędzy nim a nośnikami fizycznymi, bądź plikami zapisanymi na NAS-ach uległa zauważalnej redukcji i od razu uchylając rąbka tajemnicy zdradzę, że bynajmniej nie chodzi o równanie w dół. Ba, również działanie resamplingu, szczególnie do formatu DXD, na streamie (TIDAL Masters) i granych z dysków sieciowych plikach wypadało bardziej efektywnie od działań prowadzonych na sygnale z transportu CD nader udanie poprawiając definicję poszczególnych dźwięków. Zdziwieni? A co my mamy powiedzieć? Cóż, wszystko wskazuje jednak na to, że o ile z bazujących na czerwonej księdze srebrnych krążków zarówno nasz poczciwy Czesio, czyli C.E.C. TL 0 3.0 wespół zespół z angielskim DAC-iem były w stanie wycisnąć niemalże ostatnie soki, to już w plikach zgromadzonych na lokalnych dyskach i w chmurze cały czas drzemał warty i co najważniejsze możliwy do wykorzystania potencjał a dCS Vivaldi Upsampler Plus z owej sposobności po prostu skorzystał. Warto również podkreślić, iż zaimplementowany w nim streamer nie był li tylko niezobowiązującym dodatkiem, swoistym bonusem dorzucanym z dobrotliwym uśmiechem przez sprzedawcę z okazji poważniejszych zakupów niczym testery w perfumerii, lecz pełnoprawną i adekwatną do rangi urządzenia funkcjonalnością pozwalającą de facto wyeliminować z toru zewnętrznego dublera. Mówiąc wprost koegzystencja bądź co bądź wybitnego w swojej klasie Lumina U2 Mini z dCSem wydawała się w tym momencie tyleż nielogiczna, co wręcz irracjonalna, bowiem ww. transport nie był w jakikolwiek sposób nie tyle zagrozić, co nawet dorównać Upsamplerowi.
Sięgając jednak po konkrety zarówno przy solowych rejestracjach, jak „Ysaÿe: Six Sonatas for Solo Violin” w wykonaniu Kersona Leonga, jak i zdecydowanie liczniejszym aparacie wykonawczym, vide „Gershwin: Rhapsody in Blue & An American in Paris by Leonard Bernstein”, czy pozostając w filmowo – musicalowych klimatach „West Side Story – A Bernstein Story” obecność Upsamplera dCS-a poprawiła nie tyle rozdzielczość, co wspomnianą wcześniej definicję i precyzję kreślenia poszczególnych źródeł pozornych, jednak nie poprzez ich sztuczne wykonturowanie, wyostrzenie krawędzi a wierniejsze, bliższe rzeczywistości odwzorowanie ich faktycznej bytności na scenie i roli w danym spektaklu. Żebyśmy się tylko dobrze zrozumieli – nie mam na myśli ich umownego „wycięcia z tła” i odseparowania od pozostałych uczestników sesji a jedynie nadanie całości tak holograficznej trójwymiarowości, że świadomość ich współobecności tam i wtedy staje się oczywistą oczywistością, z jaką nikt zasiadający na widowni, zakładając iż jest przy zdrowych zmysłach, negować nie zamierza a i do porównań, czy też doszukiwania się wyższości seansów przed niezależnie jak wyśrubowanym technologicznie ekranem raczej skory nie będzie. Oczywiście od strony czysto technicznej sam wgląd i możliwość eksploracji nawet najdalszych zakamarków przy takiej projekcji w rozdzielczości 4, bądź nawet 8K będzie dalece łatwiejszy aniżeli podczas osobistej obecności na sali i to nawet posadowienia tej części ciała, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę w pierwszych rzędach, jednak zasadnym wydaje się pytanie gdzie kończy się realizm a zaczyna pardonne-moi „audio – pornografia”. I właśnie obecność tytułowego urządzenia wydaje się najlepszym zaprzeczeniem stereotypowo i jak śmiem twierdzić zupełnie niesłusznie przypisywanej urządzeniom dCS-a iście laboratoryjnej bezduszności i grania perfekcyjnych, acz zupełnie ze sobą niezespolonych dźwięków zamiast organicznej i koherentnej muzyki. A tutaj właśnie owa koherencja i homogeniczność grają nomen omen pierwsze skrzypce przy czym rozmach i spektakularność orkiestrowych tutti za sprawą absolutnie zaczernionego tła idą w parze z zachwycającą mikrodynamiką.
Wychodząc jednak ze strefy komfortu większości złotouchej populacji, czyli sięgając po nad wyraz umiłowane przeze mnie wszelakiej maści iście agoniczne gulgoty i porykiwania, jak daleko nie szukając niezaprzeczalnie melodyjny „Winter Thrice” Borknagar okazało się, że i taki około-kakofoniczny Armagedon może zachwycić tak zróżnicowaniem, jak i głębią formy. Jeśli ktoś w tym momencie kręci z niedowierzaniem głową zastanawiając się, gdzie jestem w stanie w tym łomocie odnaleźć jakąkolwiek złożoność, to polecam wsłuchać się tak w linie melodyczne i aranżacje, jak i w to, co przy bębnach wyczynia Baardem Kolstad, albowiem fakt iż u kogoś / w czyimś systemie piekielnie szybkie blasty zlewają się w odgłos przejeżdżającego w oddali pociągu towarowego wcale nie oznacza, że i duet dCS-a z zachowaniem pełnego pakietu informacji, w tym energii i rozdzielczości każdego z uderzeń będzie miał jakiekolwiek problemy. Ba, pojawienie się w naszym systemie Upsamplera dodatkowo przekaz dociążyło i zarazem skonkretyzowało (utwardzenie w tym przypadku nie do końca oddaje moje intencje) najniższe składowe, które zarazem nabrały ciężaru gatunkowego nie tracąc nic a nic ze swojej różnorodności a jednocześnie wyraźniej odzywały się tam, gdzie z reclockerem Mutec MC-3+USB można było dostrzec pewne ujednolicenie i poluzowanie/rozmycie. Całość stała się bardziej wysycona, obecna i tym samym namacalna i choć część odbiorców mogłaby uznać ją za podążającą w kierunku ucywilizowania spieszę donieść, że nie jest to efekt jej stępienia, bądź lapidarnie rzecz ujmując polukrowania a jedynie wyeliminowania pasożytniczych artefaktów powodujących efekt przykrego poszatkowania i schodkowego ząbkowania konturów. Ba, jest wręcz ostrzej, ale i gładziej, więc da się słuchać głośniej, lecz trzeba uważać, by nie przesadzić z serwowanymi dawkami decybeli, bo próg bólu przesunięty zostaje na takie poziomy, po których osiągnięciu możemy poczuć się jak po zmianie na pasie startowym USS Gerald R. Ford bez słuchawek.

No to w ramach finalnego podsumowania wypadałoby zadać fundamentalne i zarazem w pełni zrozumiałe pytanie, czy dCS Vivaldi Upsampler Plus można uznać za urządzenie godne uwagi każdego odbiorcy. Jak z pewnością się Państwo domyślacie odpowiedź pomimo moich najszerszych chęci nie może być twierdząca. Pomijając bowiem fakt konieczności posiadania parku maszynowego umożliwiającego wpięcie weń takowego ustrojstwa, niestety topowy Upsampler dCS-a, nawet jak na high endowe realia jest na tyle boleśnie drogi, że z wiadomych względów zainteresuje się nim jedynie dość ograniczone grono potencjalnych odbiorców. Ponadto z owej populacji frakcja stawiająca na bezpardonową kliniczność i rozbijania każdego dźwięku na przysłowiowe atomy może uznać go za urządzenie o zgrozo nazbyt … muzykalne. Jednakowoż jeśli tylko będziecie mieli Państwo możliwość przetestowania tytułowej propozycji dCS-a we własnych czterech kątach, to gorąco takową sesję Wam rekomendują, gdyż usłyszeć znaczy uwierzyć i najwyższa pora własnymi uszami zweryfikować ile z krążących o dCS-ach kuluarowych opinii jest zgodnych z rzeczywistością a ile stanowi jedynie wytwór (chorej) wyobraźni osób je rozpowszechniających. I nie zapominajcie o jeszcze jednym „drobiazgu” – wraz z możliwością re/up-samplingu nasz dzisiejszy gość jest rasowym i pod względem brzmieniowym jednym z najciekawszych na rynku streamerem. Jeśli więc do tej pory pliki Wam „nie grały”, to bardzo możliwe, iż właśnie dCS ów problem rozwiąże definitywnie i raz na zawsze.

Marcin Olszewski

System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END, FURUTECH e-TP80 ES NCF
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II
– docisk płyty DS Audio ES-001

Dystrybucja: Audiofast
Producent: dCS
Cena: 155 000 PLN

Dane techniczne
Typ przetwornika: dCS Ring DAC™
Wejścia cyfrowe:
– RJ45: 24-bit/44.1 – 384kHz PCM; DSD64 – DSD128
– USB 2.0 B-type: 24-bit/44.1 – 384kHz PCM; DSD/64 & DSD128 @ DoP
– USB A-type: 24-bit/44.1 – 384kHz PCM; DSD/64 & DSD128
– AES/EBU: 24-bit/44.1 – 192kHz PCM; DSD/64 & DSD128 @ DoP
– 2 x Coax SPDIF: 24-bit/44.1 – 192kHz PCM; DSD/64 @ DoP
– BNC SPDIF: 24-bit/44.1 – 192kHz PCM; DSD/64 @ DoP
– Toslink SPDIF, 2 x BNC SPDIF-2: 24-bit/44.1 – 96kHz PCM
Wyjścia cyfrowe:
– 2 x AES/EBU: 24-bit/32 – 192kHz PCM; DSD/64 @ DoP
– Dual AES/EBU: 88.2 – 384kHz & DSD/64 & DSD/128 @ DoP
– Coax SPDIF: 24-bit/32 – 192kHz PCM; DSD/64 @ DoP
– BNC SPDIF: 24-bit/32 – 192kHz PCM; DSD/64 @ DoP
Konwersja: Dane z któregokolwiek wejścia mogą być konwertowane do 24 bitów PCM przy 32, 44.1, 48, 88.2, 96, 176.4, 192, 352.8 lub 384kS/s lub DSD (dane 1 bitowe przy 2.822MS/s)
Obsługiwane formaty plików: FLAC, WAV, AIFF, WMA, DFF/DSF, ALAC, MP3, M4a, AAC, OGG
We/wy sygnału zegara:
– Wejście Word Clock 2 x BNC. Akceptuje standardowy sygnał Word Clock przy 32, 44.1, 48, 88.2, 96, 176.4 lub 192kHz. Zgodne z poziomami sygnału TTL.
– Wyjście Word Clock 1 x BNC. Wysyła standardowy sygnał Word Clock przy częstotliwości równej (pojedynczy przewód) danym wyjściowym, lub 44.1kHz gdy wyjście ustawione jest na DSD.
– Pobór energii: 15W standard; 18W Max.
Kolor: Srebrny / Czarny
Wymiary (S x G x W): 444 x 435 x 125 mm
Waga: 14.2 kg

Pobierz jako PDF