Opinia 1
Nie będę ukrywał, iż od czasu do czasu staramy się może nie tyle odczarowywać, bądź próbować udowodnić błędne, stereotypowe postrzeganie poszczególnych marek a tym samym torpedować usilne zabiegi zmierzające do zaszufladkowania ich w poszczególnych segmentach, co pokazywać – oczywiście na konkretnych przykładach, iż również w pozornie nieoczywistych obszarach mają one co nieco do powiedzenia. Proszę tylko spojrzeć na ewidentnie kojarzonego ze zdroworozsądkowo wycenioną „budżetówką” i cieszącego się w pełni zasłużoną renomą Exposure’a. Przecież nie dalej jak dwa lata temu jego dzielonce – 3010S2D PRE + 3010S2 PWR AMP Exposure’owi udało się załapać na nasze dolne kryterium kwotowe po przysłowiowej łyżce od butów, a to przecież nie był li tylko wstęp do jego portfolio a raczej przedsionek flagowych rozwiązań. Tymczasem dzisiejszy zestaw takowych problemów już nie przysparza. Skoro jednak klasyka angielskiego Hi-Fi, dzięki uprzejmości białostockiego Rafko, pojawiła się u nas w swej topowej odsłonie to trudno oczekiwać po niej ciągot do wspomnianej średniej półki. Chociaż … patrząc na obecne rynkowe trendy i porównując je z cennikiem działającego od 1974 r wytwórcy z Brighton śmiało można uznać, iż wyspiarze jeśli nie wypadli dawno temu z obiegu, to dalej żyją w złotej erze Hi-Fi, kiedy to wysokiej klasy sprzęt grający może nie był ogólnodostępny, lecz jego ceny, pomijając obóz tzw. Demoludów, niespecjalnie przyprawiały o palpitację serca, stany lękowe, czy ataki histerycznego śmiechu. Jeśli zatem zastanawiacie się Państwo co wyszło z próby zainteresowania swoją „osobą” bardziej wymagającej klienteli przez najbardziej zaawansowany projekt Brytyjczyków, czyli dzielony zestaw 5010 Preamp & 5010 PWR Mono nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić Was do dalszej lektury.
Skoro, chociażby pobieżnie, zerknęli Państwo na powyższą galerię nie będę nawet próbować zaklinać rzeczywistości i udowadniać, że tytułowe Exposure’y są w stanie zwrócić na siebie uwagę potencjalnego nabywcy swą szalenie atrakcyjną aparycją, gdyż tak po prostu … nie jest. Nie mówię, iż takowej nie posiadają, lecz pół żartem, pół serio można byłoby wręcz uznać, iż mamy do czynienia z tzw. nad wyraz mało absorbującą urodą określaną mianem „radiowej”. A tak po prawdzie, zerkając na wspomniane we wstępniaku 3010-ki, bez większego wysiłku da się obronić tezę o wierności firmowym „kanonom piękna”, czyli powszechnej, będąca pochodną optymalizacji kosztów własnych unifikacji. Mamy zatem do czynienia z dość niewielkimi, acz utrzymanymi w pełnowymiarowych ramach, pokrytymi chropawą powłoka lakierniczą korpusami i płatami szczotkowanego aluminium na frontach. Ich monotonię przełamują jedynie okupujące lewe górne narożniki logotypy z błękitnymi diodami informującymi o statusie pracy i zlokalizowane nieco niżej włączniki główne. Oczywiście w przedwzmacniaczu nie zabrakło umiejscowionych na prawej flance gałek regulacji głośności i wyboru źródła a w końcówkach biegnącej mniej więcej w 1/5 wysokości poprzecznej bruzdy. Do wyboru są dwie wersje kolorystyczne – całkowicie czarna i ze srebrnym, nie wiedzieć czemu, określanym przez producenta mianem tytanowego frontem.
Rzut oka na zaplecze również nie powoduje większych emocji. Przedwzmacniacz może pochwalić się czterema parami złoconych gniazd wejść RCA, pętlą magnetofonową i możliwością rozszerzenia o kartę przedwzmacniacza gramofonowego, bądź DAC-a. Wyjść liniowych mamy trzy pary – zdublowane RCA i pojedyncze XLR-y. Wyliczankę zamyka gniazdo zasilające IEC. Z kolei widok zakrystii 5010 PWR Mono może wprawić nieobeznanych z tematem akolitów wyrafinowanych dźwięków w lekką konsternację. O ile bowiem wejścia RCA/XLR z dedykowanym im przełącznikiem nie powinny dziwić, to już zastąpienie klasycznych terminali głośnikowych „dziurkami” akceptującymi jedynie wtyki BFA wcale nie jest takie powszechne i oczywiste. Taki jednak urok brytyjskiego Hi-Fi i nic na to nie poradzimy, więc jeśli dysponujecie Państwo przewodami zakończonymi widełkami to wraz zakupem 5010-ek czekają Was kolejne zmiany, bądź przynajmniej „rekonfekcja” okablowania od strony amplifikacji. Przy okazji nieśmiało tylko wspomnę, iż owe plastikowe terminale niespecjalnie lubią ciężkie przewody, więc dla świętego spokoju sugeruję zainteresować się lekkimi taśmami Nordosta, Neytona, bądź Tellurium Q, ewentualnie posiłkować się jakimiś podkładkami pod kable w stylu Boosterów Furutecha, lub CIS-35 Graphite Audio w celu odciążenia układu.
Od strony technicznej przedwzmacniacz bazuje na 200VA toroidzie Noratela, baterii 24 elektrolitów o pojemności 1 000 μF każdy, niebieskim Alpsie i stopniu wyjściowym pracującym w klasie A. Z kolei w AB-klasowych końcówkach mocy znajdziemy 800VA trafa, duet 10 000 μF elektrolitów i po cztery pary tranzystorów Toshiba 2SC5200+2SA1943.
A jak Exposure’y grają? W telegraficznym skrócie można stwierdzić, że po pierwsze spełniają oczekiwania odbiorców poszukujących umownej – stereotypowej „brytyjskiej szkoły” brzmienia a z drugiej są na tyle uniwersalne, by umknąć krzywdzącemu je zaszufladkowaniu. Zamiast bowiem eksponować którykolwiek z podzakresów „łapiąc nim” za ucho odbiorcę stawiają na daleko posunięte opanowanie mogące początkowo uchodzić za wyspiarską zachowawczość. Oczywiście bazując li tylko na audiofilskich samplerach i azjatyckich coverach evergreenów, gdzie perfekcja techniczna nader skutecznie zabiła jakąkolwiek spontaniczność i naturalność można tylko utwierdzić się w powyższych wnioskach, jednak o ile tylko nie jesteśmy uzależnieni od usypiająco – zwiotczającej twórczości Lany Del Rey i innych jej podobnych wytworów to tytułowy tercet jest w stanie w tzw. okamgnieniu zaprezentować swoje zdecydowanie mniej nonszalanckie oblicze.
Zacznijmy jednak delikatnie i elegancko, czyli od fenomenalnego albumu „Blues On Bach” The Modern Jazz Quartet, gdzie nieśpieszne tempa pozwalają w skupieniu delektować się każdym dźwiękiem. Pierwsze takty i … bardzo miłe zaskoczenie, gdyż angielska dzielona amplifikacja zaoferowała zaskakująco wyrafinowany sposób prezentacji, gdzie precyzja kreślenia źródeł pozornych nieco grubszą aniżeli mam na co dzień – w wydaniu Brystona 4B³, kreską nawet w najmniejszym stopniu nie wpływała na przestrzenność przekazu nader wyraźnie pokazując, iż mamy do czynienia ze zdecydowanie bardziej dojrzałą, aniżeli w przypadku serii 3010 odsłoną. Powyższa obserwacja dotyczyła również dynamiki, biorąc pod uwagę odsłuchiwany repertuar szczególnie w jej odmianie mikro, gdyż sugestywniej wypadała natychmiastowość tak generowania, jak i wygaszania dźwięków. Niemniej jednak, gdy była potrzeba podkreślenia pogłosu, jak daleko nie szukając na naszym dyżurnym „Monteverdi – A Trace of Grace” Michela Godarda, to Exposure’om nawet przez myśl nie przyszło zachowywać dla siebie jakiekolwiek informacje. Jedyne na co warto zwrócić uwagę, to fakt iż tytułowy „tercet egzotyczny” preferował nieco bardziej przyciemnioną aniżeli redakcyjna estetykę. Jak jednak zdążyłem nadmienić nie oznacza to jakiegokolwiek spadku rozdzielczości a jedynie nieco inną „optykę”.
Najwyższa pora na zmianę estetyki na nieco bardziej dynamiczną, czyli prog-metalowy krążek „Esoteric Symbolism” australijskiej formacji Teramaze a następnie, nie ruszając się z ojczyzny uroczych i utrzymujących permanentny stan lekkiej nieważkości misiów Koali, thrashowego „Submission For Liberty” 4 Arm. I tutaj kolejna, jak by nie patrzeć miła niespodzianka, gdyż do skomplementowanej przy jazzie mikrodynamiki dołączyła jej makro-odmiana a tym samym 200W końcówki wreszcie miały okazję pokazać na co tak naprawdę je stać. Okazało się bowiem, że im bardziej wściekłe blasty przy wtórze podwójnej stopy serwowali perkusiści i im bardziej bezlitosne riffy kąsały moje synapsy, tym Exposure’y żwawiej wchodziły na obroty. Jednak zamiast iść w stronę spontanicznej kanonady zachowywały stoicki spokój z żelazną konsekwencją wyprowadzając kolejne ciosy. Śmiem wręcz twierdzić, iż początkowo można było odnieść wrażenie, że 3010-ki pod tym względem szły nieco dalej w swej spektakularności, jednak wystarczyło poczekać na kulminacyjne momenty, by zrozumieć, iż młodsze rodzeństwo starało się nieco nadrabiać miną i ratować się podbiciem dołu w momencie, gdy zaczynało już tracić nad nim kontrolę. Tymczasem 5010 pod tym względem niczego maskować i pozorować nie czuło potrzeby, więc stawiając na liniowość grało więcej i dokładniej, więc wraz z ilością szła również jakość reprodukowanego pasma.
Może i tytułowy, angielski tercet egzotyczny, czyli Exposure 5010 Preamp i 5010 PWR Mono nie wyróżnia się łapiącą za oko aparycją, a i początkowo brzmieniowo nie wciśnie Was w fotel, jednak wystarczy dać mu spokojnie się rozegrać i odpowiednio dopieścić kablami, w tym zasilającymi, a bardzo szybko przekonacie się Państwo, że właśnie taki całkowity brak parcia na szkło nie jest może lekiem na całe zło, lecz z pewnością może pełnić rolę recepty na długoletni, udany związek. Nie dość bowiem, że zagra praktycznie wszystko i ze wszystkim, to jeszcze daleki będzie od narzucania Wam własnego charakteru.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R); Atlas Eos Modular 4.0 3F3U & Eos 4dd
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Anort Consequence; Artoc Ultra Reference; Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Rogoz Audio 4SM
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Gdybyśmy chcieli niezobowiązująco sklasyfikować marki na szeroko rozumianym rynku audio w odniesieniu do ich założeń egzystencjonalnych, śmiało można byłoby wytypować trzy grupy. Pierwszą – przeznaczoną dla tak zwanego zwykłego Kowalskiego, czyli z racji oscylowania w zakresie niezbyt wygórowanych cen często będącą przedmiotem pierwszego wyboru, z reguły wydającą jedynie przyzwoity dźwięk, określiłbym jako masówka. Drugą – znacznie bardziej przykładającą się do oferowanej jakości brzmienia, czasem w imię przeznaczenia środków w zastosowaną technologię, a nie design, przez to mniej efektowną grupą jest segment producentów solidnego Hi-Fi. Zaś trzecią, już podczas tworzenia biznesplanu celującą w najwyższe standardy jakości brzmienia swojej oferty są przedstawiciele ostatnimi czasy mocno zdewaluowanego segmentu High End. Jaki jest cel tego, zaznaczam bardzo symbolicznego, wywodu? Zaskakujący, gdyż wbrew zazwyczaj panujących u nas standardów w tym odcinku testowym nie wzięliśmy na tapet oferty typowego przedstawiciela cenowo-jakościowego ekstremizmu, tylko markę z tak zwanej grupy środka. Czyli? Już zdradzam. Otóż w poniższej epistole przyjrzymy się komponentom, bez prób ścigania się z najlepszymi, za to na pierwszym miejscu stawiającego na co najmniej solidne brzmienie swoich produktów brytyjskiego Exposure’a w postaci przedwzmacniacza liniowego 5010 PREAMP oraz dwóch monofonicznych końcówek mocy 5010 MONO, których wizytę w naszych progach zawdzięczamy białostockiemu dystrybutorowi Rafko.
Opisując aparycję recenzowanych produktów nie mogę powstrzymać się od określenia ich wyglądu mianem dostojnego minimalizmu. I zapewniam Was, piszę to z pełną świadomością, bowiem wizerunkowo pozbawione są jakichkolwiek zbędnych podczas użytkowania, organoleptycznych fajerwerków. Oczywiście idąc tym tropem nikt chyba nie będzie zdziwiony, gdy dodam, iż w imię unifikacji wyglądu obudowy tak przedwzmacniacza, jak i końcówek mocy są niemalże identyczne, a jedyne czym poszczególne produkty się różnią, to wyposażenie frontów i pleców oraz masa własna. I tak rozpoczynając awersu pre, owa połać grubego, szczotkowanego, z zaokrąglonymi narożnikami aluminium patrząc od lewej strony, oferuje nam okrągły włącznik, tuż nad nim diodę oznajmiającą stan urządzenia, mniej więcej po środku odbiornik fal pilota zdalnego sterowania i na prawej flance dwie sporej wielkości okrągłe gałki: Volume i selektora wejść. Jeśli zaś chodzi o tylny panel przyłączeniowy, jakby na przekór ogólnemu minimalizmowi angielscy inżynierowie nie pożałowali funkcjonalności i zafundowali użytkownikowi solidną partię wejść liniowych w standardzie RCA: PHONO, CD, TUNER, AUX, AV, pętlę magnetofonową i dwa wyjścia na końcówki mocy jako RCA i XLR. Oprócz tego znajdziemy jeszcze niezbędny podczas pracy z gramofonem zacisk masy i życiodajne gniazdo zasilania IEC. Dzieło wyposażenia liniówki wieńczy pilot zdalnego sterowania. W przypadku monobloków z racji bardzo prostego zadania – wzmacniania sygnału audio – ów z braku jakichkolwiek manipulatorów, mogący trącać nudą front w dolnej części jedynie przecięto poziomym frezem, ubogacono identycznym do przedwzmacniacza okrągłym włącznikiem i zorientowaną nad nim diodą sygnalizującą pracę urządzenia. Przemierzając obudowę piecyków ku tyłowi, z łatwością zauważamy dwa wertykalne bloki porzecznych nacięć jej górnego płata jako grawitacyjna wentylacja trzewi. Natomiast jeśli chodzi o plecy, te uzbrojono w wejścia RCA/XLR, guzikowy przełącznik ich wyboru, dwa znane jedynie z wyposażenia kultowych brytyjskich marek nazywając to brutalnie po imieniu, „dziurkowe” gniazda kolumnowe i terminal zasilania.
Przystępując do opisu brzmienia tytułowego zestawu, chciałbym pochwalić producenta za podążanie wspomnianą przeze mnie drogą walki o solidną jakość oferowanego dźwięku. Jednak w tym przypadku mówiąc solidność, mam na myśli wymuskaną do granic możliwości jakość wysokiej jakości dźwięk Hi-Fi. Myślicie, że to jest lekko deprymujące określenie? Nic z tych rzeczy. Powiem więcej. Wiele marek odcinając się od mocno zdewaluowanego pojęcia High End, w ten sposób buduje swoją wiarygodność, co z kuluarowych wypowiedzi wiem, ostatnimi czasy pośród miłośników dobrej jakości dźwięku jest bardzo szanowane. Co w przypadku Exposure’a oznacza najwyższych lotów Hi-Fi? Postaram się opisać to w oparciu o dwa rodzaje współpracujących z testowanym zestawem, pochodzących całkowicie z innej bajki, ale dających podobne wyniki soniczne kolumn głośnikowych.
Prawdopodobnie niewielu. z Was zaskoczę, gdyż jak na Anglika przystało, będący owocem pracy wyspiarzy zestaw znakomicie pracował w oddaniu najważniejszego dla nas wycinka pasma, jakim jest średnica. To było na tyle determinujące całość prezentacji, że tak górny, jak i dolny zakres całkowicie poddały się w służbie centrum pasma przenoszenia. Oczywiście to nie oznaczało całkowitego uduszenia dźwięku brakiem informacji na jego skrajach, ale wysokie choć lotne były plastyczne, a bas bez poszukiwania cięcia skalpelem oferował sporo nieźle kontrolowanej masy. Gdybym miał opisać tę prezentację jednym zdaniem, powiedziałbym, iż po wpięciu 5010-ek w tor zrozumiałem, o co chodzi w tak zwanej angielskiej szkole grania, czyli średnica, średnica i jeszcze raz średnica. Czy tylko? Nic z tych rzeczy, gdyż wiele gatunków muzycznych dobitnie pokazało, że owszem, centrum jest ważne, ale w elektronice i mocnym rocku, gdy trzeba było przyłożyć, system trząsł moim pokojem bez litości, a jak sponiewierać moje bębenki, gwizdki moich kolumn mściły się na mym zmyśle słuchu bez żadnego oporu. Owszem, za każdym razem z lekkim odcieniem pasteli, ale bez oznak szkody, tylko na innym poziomie jaskrawości. A żebyście zrozumieli, co mam na myśli, wspomnę tylko, iż w tej części testu posiłkowałem się takimi krążkami jak Massive Attack „Mezzanine” i najnowszy projekt AC/DC „Power Up”. Puryści zapewne będą kruszyć kopie, że wspomniana muza nie była do końca pełnoprawnym beneficjentem oferty brzmieniowej Exposure’a, jednak ja bazując na testowym doświadczeniu bez problemu jestem w stanie powalczyć z nimi o dobre imię tych prezentacji chociażby z perspektywy soczystości i energii instrumentarium i naturalności czasem preparowanej, a innym razem wykrzyczanej wokalizy. Ale zostawmy ów spór, gdyż to, po której stronie barykady staniecie, będzie zależeć od Waszych preferencji, ważne jest jednak, że w moim odczuciu tak wymagająca pazura muzyka miała go pod pewnego rodzaju dostatkiem. Dostatkiem z możliwością podkręcenia odpowiednim okablowaniem, jednak z uwagi na próbę przybliżenia prawdziwego oblicza omawianej sekcji wzmocnienia świadomie pominiętego.
Na koniec kilka zdań o twórczości wręcz idealnej do współpracy z naszym punktem zainteresowań. Nie wiem, czy ku Waszemu zaskoczeniu, czy nie, ale mam na myśli nie tylko wszelkiego rodzaju występy oparte o struny głosowe, której idealną przedstawicielką jest ostatnio mocno eksplorowana przeze mnie Melody Gardot w nowym dwupłytowym albumie „Live In Europe”, ale również bardzo wymagający jazz spod znaku chociażby Marcina Wasilewskiego Trio z Joe Lovano w roli gościa „Arctic Riff”. W pierwszym przypadku sprawa jest oczywista, kobieta, niebagatelny zestaw instrumentalistów, a więc sukces murowany. Jednakże w drugim pewnie trochę się zdziwiliście. Piję do ważnych dla tego rodzaju zapisów nutowych aspektów dotyczących ponadprzeciętnego oddechu prezentowanego dźwięku. Powód? Przecież wspominałem o lekkim uplastycznieniu tego typu artefaktów, to gdzie jest miejsce na przecinające grobową ciszę, mieniące się srebrem perkusjonalia. Spokojnie. Otóż gdy do kompleksowego rozliczenia tej muzyki doliczymy występ saksofonu, bilans nawet lekko ugładzonych wysokich tonów i świetnego oddania drewnianego stroika atrybutu J. Lovano wyjdzie co najmniej na zero, jeśli dla wielu z Was nie na spory plus. Czy dla wszystkich, to już inna inszość, gdyż praktycznie nie ma na to szans. Niemniej jednak dla mnie, zakochanego w takim graniu całość była na tyle intrygująca, że nie omieszkałem o tym wspomnieć. Dlatego chwaliłem producenta za pieczołowitość oddania średnicy przez swoje produkty, gdyż w odpowiednich momentach nie zapominał oddać nieco pola innym akcentom dźwięku.
Myślę, że powyższy tekst jasno dał do zrozumienia, co oferuje angielski zestaw. To oczywiście praca nad centrum pasma przenoszenia. Na szczęście nie za wszelką cenę, jednak z wyraźnym wskazaniem na przyjemność obcowania z wyrafinowaniem, a nie nerwowością słuchanej muzyki. Oczywiście wspomniany sznyt grania stosownymi roszadami kablowymi da się nieco ukształtować na swoją modłę, jednak przestrzegałbym przed zbytnim narzucaniem naszym bohaterom świata latających w eterze żyletek, gdyż finalnie może okazać się, że bez pełnego sukcesu w domenie ostrego rysunku słuchanej muzyki, straciliśmy oferowaną przez nią magię. Dla mnie dobrze jest, jak jest.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0
– przetwornik cyfrowo/analogowy dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10 SE-120
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Sigma CLOCK
– Shunyata Sigma NR
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
– wzmacniacz zintegrowany Trigon Epilog
Kolumny: Dynaudio Consequence Ultimate Edition, Tannoy Kensington
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri „Million”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Dystrybucja: Rafko
Ceny
Exposure 5010 Preamp: 11 495 PLN
Exposure 5010 PWR Mono: 25 995 PLN (2 szt.)
Dane techniczne
Exposure 5010 Preamp
Wejścia: 6 par RCA (możliwość zastąpienia pary RCA modułem phono)
Wyjścia: 2 pary RCA, para XLR
Klasa pracy: A
Wzmocnienie: +9dB na wyjściu RCA / +15dB na wyjściu XLR
Czułość: 500mV
Maksymalne napięcie wyjściowe: >9V RMS (RCA)
Pasmo przenoszenia: 1Hz – 57kHz
Zniekształcenia THD: <0.005%
Odstęp sygnał/szum: >98dB
Separacja między kanałami: >60dB
Pobór mocy: <25W
Wymiary (W x S x G): 90 x 440 x 300mm
Waga: 6 kg
Exposure 5010 PWR Mono
Moc wyjściowa: 200W / 8Ω, 370W / 4Ω
Wejścia: RCA, XLR
Klasa pracy: AB
Stosunek sygnał/szum: 120dB
Zniekształcenia THD: 0.005%
Impedancja wejściowa: 75kΩ
Pobór mocy: <800W
Wymiary (W x S x G): 115 x 440 x 300 mm
Waga: 14 kg