Z racji podeszłego wieku, nawału obowiązków, jesiennego przesilenia a tak naprawdę sklerozy, bardzo przepraszam, lecz nie pomnę, czy to pod naszym, czy też pod kogoś innego wpisem w jednej z grup tematycznych na popularnym serwisie społecznościowym jakiś czas temu rozgorzała zaskakująco burzliwa dyskusja. Oczywiście powyższe zjawisko samo w sobie nie wydaje się być czymś nowym, bądź zaskakującym, gdyż od lat Internet jest polem nieraz ekstremalnie zaciekłych dysput, lecz już „iskra”, która ową eskalację wywołała. Otóż był nią temat zasilania a dokładnie coraz większa „popularność” zewnętrznych zasilaczy wtyczkowych. Dziwne? Niekoniecznie, bowiem patrząc jedynie na leżący w kręgu naszego zainteresowania segment rynku, bez trudu można zauważyć gwałtowny wzrost asortymentu w takowe akcesoria wyposażonego. Wszelakiej maści DAC-i, przedwzmacniacze gramofonowe, czy o zgrozo nawet same gramofony, owe impulsowe ustrojstwa zaczynają mieć niemalże na stałe wpisane w swoje DNA. Podłożem takowego stanu rzeczy jest, jak łatwo się domyślić, prosty rachunek ekonomiczny, z którego jasno wynika, że zamiast samemu inwestować czas i środki w porządne zasilanie szybciej i przede wszystkim taniej jest skupić się na części nazwijmy ogólnie sygnałowej, kwestię dostarczania życiodajnej energii cedując na azjatyckich dostawców OEM-owych wtyczkowych impulsówek. Działać będzie? Będzie, więc w czym problem? Dla przeciętnego konsumenta w niczym, jednak dla audiofilów fakt działania nie jest celem samym w sobie, lecz zaledwie punktem wyjścia do osiągnięcia upragnionej nirwany. Dlatego też co bardziej doświadczone i wiedzące w czym rzecz jednostki dołączane do nabywanych urządzeń zasilacze traktują na równi z obecnymi w zestawach podłymi łączówkami, zwanymi potocznie „sznurówkami” i adekwatnymi im klasą przewodami zasilającymi. Odnotowują li tylko fakt ich obecności i nawet nie wyciągają z kartonu, bądź czynią to jedynie w celu weryfikacji działania samego urządzenia, gdyż do niczego innego się nie nadają.
Przesada? Bynajmniej. Proszę tylko przypomnieć sobie recenzowane na naszych łamach switche SOtM sNH-10G + sCLK-EX i Telegärtner M12 SWITCH GOLD, które choć wtyczkowe impulsówki w standardzie posiadały, to sami dystrybutorzy do testów dostarczyli je z dedykowanymi, zdecydowanie bardziej poważnymi jednostkami zasilającymi – odpowiednio SOtM SPS-500 i JCAT OPTIMO 3 DUO. Oczywiście opcjonalnych, alternatywnych dostawców takowych rozwiązań jest bez liku, wystarczy wspomnieć rodzimego Tomanka, bądź wielce poważanego w branży izraelskiego TeddyPardo i jeśli tylko ktoś woli szukać optymalnego zestawu na własną rękę nic nie stoi na przeszkodzie. Zdaję sobie jednak sprawę, iż część z Państwa decydując się na zakup oczekuje rozwiązań kompletnych – skończonych, sprawdzonych i nazwijmy to ogólnie „z jednej stajni”. Dlatego też nie dziwi fakt, iż coraz większa rzesza producentów rozszerza swoje katalogi o właśnie takie, dedykowane zasilacze. Do tego grona dołączył również gracz, który na rynek audiofilskich switchy nie tylko wdarł się przebojem, co z racji know-how i zaplecza, jakim dysponuje, niejako z marszu stał się dostawcą trzewi dla części audiofilsko zorientowanych producentów, którzy akurat na tym polu, zamiast samemu wyważać już otwarte drzwi, woleli zaufać fachowcom. Mowa o tajwańskiej Thunder Data Co. Ltd. i jej marce Silent Angel, której oryginalny produkt mieliśmy okazję przetestować pod postacią switcha Bonn N8 a w wersji oficjalnie zrebrandowanej pojawił się u nas jako NuPrime Omnia SW-8. Przechodząc jednak do meritum, i kończąc ten zupełnie nieplanowo nader rozbudowany wstęp pozwolę sobie zaprosić Państwa na spotkanie z zasilaczem liniowym Silent Angel Forester F1.
Jak nietrudno się domyślić Forester F1 jest zasilaczem dedykowanym ww. switchowi Silent Angel, jego „klonom” oraz Raspberry Pi 4 Model B i wygląda jak … zasilacz. Warto jednak zaznaczyć, że całkiem niebrzydki zasilacz. Masywny front z grubego płata szczotkowanego aluminium o profilu spłaszczonego trapezu zdobi centralnie umieszczony firmowy logotyp, pod którym w niewielkich nawierceniach ukryto cztery diody informujące o statusie i ewentualnym przegrzaniu urządzenia. Po lewej stronie owego minimalistycznego interfejsu precyzyjnie wycięto nazwę modelu a po prawej jego symbol. Korpus wykonano z grubej stalowej blachy i ponacinano na bokach zapewniając tym samym odpowiednią wentylację trzewiom. Ścianę tylną podzielono na część wejściową – ze zintegrowanym z bezpiecznikiem i włącznikiem głównym gniazdem IEC i wyjściową ze zdublowanymi gniazdami DC i USB-A oferującymi 5V@2A. I tutaj od razu uwaga natury użytkowej. Otóż z racji w pełni symetrycznej topologii zaleca się aby pod Forestera, w przypadku podłączania dwóch urządzeń zadbać o to, by charakteryzowały się one takimi samymi, bądź zbliżonymi parametrami – stanowiły dla zasilacza takie samo, bądź możliwie podobne obciążenie. F1 wyposażono w cztery nóżki wykonane z twardej gumy zapobiegającej przesuwaniu się po płaskich powierzchniach, choć biorąc pod uwagę jego wynoszącą 1,3kg masę śmiało można uznać, iż zdecydowanie w niższej wadze chodzące switche miały by z tym poważny problem. Wraz ze switchem otrzymujemy dwa 60 cm przewody DC o końcówkach 5.5mmx2.1mm i standardowy „komputerowy” przewód zasilający, który spokojnie można zostawić w pudełku.
Sercem Forestera jest zamknięty w dedykowanej kapsule transformator toroidalny posadowiony na grubej warstwie materiału tłumiącego. Jak już zdążyłem nadmienić układ elektroniczny jest w pełni symetryczny a z autorskich rozwiązań warto wymienić równolegle pracujące z filtrem zakłóceń elektromagnetycznych EMI, kontrolujące parametry napięcia wyjściowego MOSFET-y.
A teraz najważniejsze, czyli wybitnie subiektywna ocena wpływu, bądź też jego braku, tytułowego zasilacza na walory brzmieniowe zarówno mojego dyżurnego Bonna N8, jak i dopiero co zrecenzowanej Omni SW-8. Od razu na wstępie muszę zmartwić wszystkich tych, dla których tak naprawdę mało co ma znaczenie i wychodzą z założenia, iż jeśli producent dołączył cokolwiek do swojego urządzenia, to wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że owe coś jest wystarczające. Otóż nie, nie jest i Forester nader bezpardonowo z owymi mitami się rozprawia. Pomijając jednak fakt poprawy, jaką oferują już „gołe” (z zasilaczem wtyczkowym) Bonn N8/ Omnia SW-8 progres jaki następuje przy użyciu Forestera jest tyleż bezdyskusyjny, co globalny. Nie dotyczy on bowiem zmian natury kosmetycznej, bądź jedynie jakiegoś elementu, składowej brzmienia, lecz jest niemalże jak dzień do nocy, zmieniając dosłownie wszystko. Tzn. może źle się wyraziłem, gdyż zmiana z reguły kojarzy się z czymś nad wyraz radykalnym – czymś w stylu zmiany kierunku jazdy o 180 stopni, czy właśnie dnia w noc. Tymczasem F1 bazując na potencjale drzemiącym w N8/SW-8 po prostu go uwalnia eliminując wąskie gardło. To tak jakbyśmy z koszuli kroju slim-fit i kołnierzyku 43/44 przebrali się w pozwalająca na swobodę ruchów jej „klasyczną” wersję z kołnierzykiem 45. Różnica pozornie niewielka, za to komfort bez porównania większy. Przenosząc powyższe, odzieżowe metafory na audiofilski grunt stwierdzę, iż Forester poprawia dynamikę, rozdzielczość i soczystość barw, czyli generalnie wszystko.
Na początek proponuję coś, co jak na mnie jest dość nietypowym repertuarem – album, na którym pierwsze skrzypce gra akordeon – „Valse(s)” Richarda Galliano. Wiem, że są tacy, którzy z tego typu instrumentarium są w stanie spędzić długie godziny, jednakże osobiście, z obawy przed migreną, staram się nie przekraczać kwadransa, góra dwóch. Tymczasem z wpiętym w tor azjatyckim zasilaczem akordeon Galliano nabrał ciała i wcześniejsze, dość irytujące dźwięki zaczęły układać się w wielce spójną i o dziwo akceptowalną całość. Przełom góry i średnicy został bowiem dociążony i może nie tyle dosaturowany, co raczej jego kolorystyka artykulacji zyskała na głębi i iście organicznej naturalności. To zjawisko całkowicie tożsame z sytuacją, gdy rozmawiając bezpośrednio – twarzą w twarz z osobą posiadającą wadę wymowy niemalże natychmiast przechodzimy nad tym faktem do porządku dziennego i przyjmujemy taką formę wypowiedzi z całym dobrodziejstwem inwentarza. Jednak, gdy ten sam „głos” słyszymy na nagraniu niemalże już na dzień dobry zaczynamy kręcić nosem na zbytnie podkreślenie sybilantów, bądź inne anomalie natury logopedyczno-foniatrycznej. Tak więc F1 zdecydowanie idzie w kierunku uczestnictwa „na żywo”, aniżeli li tylko biernego odsłuchu.
Podobne obserwacje poczyniłem podczas sesji z burzowo rozpoczynającym się prog-rockowym albumem „Le Grand Voyage” francuskiej formacji Klone, gdzie podkreślenie sybilantów warstwy wokalnej początkowo może nieco odstręczać. Forester owe „piki” zaskakująco skutecznie tonizuje nie ingerując przy tym ani w dynamikę, ani efekty przestrzenne, ani tym bardziej zadziorność gęstych, gitarowych riffów okraszonych nader często odzywającymi się blachami. Krótko mówiąc brzmi to tak, jakby ekipa z Poitiers dostała lepsze studio i realizatora a udzielający się wokalnie Yann Ligner dodatkowo lepszy mikrofon – klasy NU-47 Nordic Audio Labs. Wystarczy tylko krótki rzut ucha, by odkryć ileż niuansów kryje się w potężnych, iście monumentalnych partiach perkusji (Florent Marcadet) w dość oczywisty sposób odwołujących się do progresywnych groove metalowych korzeni kapeli, czy równie ciężkich i pioruńsko szybkich szarpnięć basu (Jean Etienne Maillard). One nie wzięły się znikąd, one tam cały czas były, tylko nie tak permanentnie obecne na wyciągnięcie ręki.
Bajki z mchu i paproci? Cóż, najwidoczniej nie wszyscy z Państwa pamiętają materiał z naszej wizyty w podwarszawskim Wiktorów Studio podczas której testowaliśmy wpływ przewodu zasilającego Furutech NanoFlux-NCF na „brzmienie” podpiętego pod niego mikrofonu. To dokładnie taki sam przypadek, tylko sprzed mikrofonu przenosimy się przed własne kolumny. Tylko tyle i aż tyle.
Dla niezorientowanego w temacie, znaczy się nieosłuchanego, „książkowego” wszystko-sceptyka, płaskoziemców tym razem zostawię w spokoju, Silent Angel Forester F1 wydawać się może całkowicie zbytecznym, wręcz bezsensownym dodatkiem i wydatkiem. Tymczasem dla wszystkich tych, którzy mozolnie budują swoje systemy marzeń, małymi krokami zbliżając się do upragnionej nirwany, decyzje podejmując na drodze własnych – empirycznych doświadczeń a nie zdjęć z Internetu, jego obecność w torze pozwoli z sukcesem zakończyć (przed*)ostatni etap konfiguracji audiofilskiej infrastruktury sieciowej. Czemu użyłem w nawiasie „przed” z „*”? Cóż, nie chcę psuć niespodzianki i zdradzać przyszłych planów recenzenckich, jednak proszę zbyt daleko nie odchodzić od komputerów, gdyż już niedługo podzielę się z Państwem przepisem, jak z powyższych komponentów wycisnąć jeszcze więcej muzycznej ambrozji. Nie wierzycie? Zatem uzbrójcie się w nieco cierpliwości i do zobaczenia wkrótce … cdn.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Kondycjoner: Keces BP-5000 + Shunyata Research Alpha v2 NR
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel BonnS28; NuPrime Omnia SW-8
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Anort Consequence; Artoc Ultra Reference; Arago Excellence
– Stolik: Rogoz Audio 4SM
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Dystrybucja: Audio Atelier
Cena: 1 890 PLN
Dane techniczne
Napięcie wyjściowe: 2 x 5V@2A
Złącza wyjściowe: 2 x 5V@2A DC, 2 x USB A
Wskaźniki LED: 2 x Status, 2 x zabezpieczenie termiczne
Załączone przewody: 2 x 60cm DC (5.5mmx2.1mm) / DC (5.5mmx2.1mm)
Przewód zasilający: 1.2 m IEC
Zasilanie: 230V lub 115V 50/60Hz (selektor w płycie dolnej)
Wymiary (S x G x W): 155 x 115 x 58 mm
Waga: 1.3kg