Opinia 1
Aż wstyd przyznać, lecz w wyniku przeprowadzonego na potrzeby dzisiejszego remanentu wyszło na jaw, iż na przestrzeni ostatnich jedenastu lat naszej radosnej twórczości mieliśmy do czynienia jedynie raz z przeznaczonym do transmisji cyfrowej okablowaniem bądź co bądź regularnie u nas goszczącego Furutecha. I to w dodatku pod postacią budżetowej „skrętki” Lan-8 NCF. Niby sytuację ratują przeznaczone do aplikacji w portach LAN i USB Clear Line’y, jednak fakt zaniedbania domeny cyfrowej z użyciem wytworów ww. marki jest aż nadto oczywisty. Dlatego też chcąc niejako zrekompensować wszystkim zainteresowanym wiadome luki w naszym publicystycznym dorobku na tapet wzięliśmy od razu jeszcze pachnący fabryką flagowiec. W dodatku zamiast czekać na wydawać by się mogło rozdające w streamingu karty łączówki LAN i USB, które zakładam, że koniec końców w japońskim portfolio się pojawią, pozwoliliśmy sobie na kilkutygodniowy romans z „tradycyjnym” – reprezentującym standard AES/EBU przewodem Project V1-D-XLR.
Zgodnie z tradycją i w opozycji do producentów budujących swój wizerunek na nimbie tajemniczości i ściśle strzeżonych, obwarowanych klauzulami ograniczonego dostępu sekretów Furutech gra ze swoimi wiernymi akolitami w otwarte karty. Mówiąc wprost po prostu zamieszcza szczegółowe przekroje i opisy swoich wyrobów jasno dając do zrozumienia, że nie ma absolutnie nic do ukrycia a jeśli ktoś tylko ma ochotę i czas, bardzo dużo czasu, to na kuchennym stole, bądź w zaciszu przydomowego garażu spokojnie może podjąć się iście benedyktyńskiego wyzwania za jakie śmiem uznać wykonanie „kopii bezpieczeństwa” dowolnego reprezentanta japońskiej myśli technicznej. Tak też jest i tym razem.
Project V1-D został zbudowany w oparciu o hybrydowy przewodnik wewnętrzny OCC pokryty srebrem α(Alpha) oraz zewnętrzny przewodnik DUCC α(Alpha), wykonany z tej samej specjalistycznej miedzi, co przewody Project V1-L i Project V1. Przewodniki te poddawane są unikalnemu procesowi kriogenizacji i demagnetyzacji. Wzorem swojego starszego rodzeństwa Furutech nie zapomniał o odpowiedzialnej za eliminację wszelkich szumów i zakłóceń technologii NCF (Nano Crystal2 Formula). Project V1-D posiada wielowarstwową budowę składającą się z wysokiej jakości izolacji i warstwy tłumiącej drgania, co zostało podpatrzone w przewodach prowadzonych w ramionach gramofonowych. Taka konstrukcja zapobiega zewnętrznym zakłóceniom, zapewniając najwyższą jakość transmisji dźwięku i minimalizując degradację sygnału. Zastosowano tu dwuwarstwowy peszel, potrójne ekranowanie i antywibracyjne wypełnienie a dodatkowo użyto specjalnie zaprojektowany pierścień tłumiący poprawiający stabilność przewodu. A właśnie, zarówno same pierścienie, jak i specjalne złącza serii Project V1-D (RCA/XLR) wykorzystują specjalny antystatyczny i antyrezonansowy materiał NCF Furutecha w połączeniu z wysokiej jakości nylonową izolacją. Przewodniki wtyków wykonane są z niemagnetycznej, pokrytej rodem czystej miedzi α(Alpha), umieszczonej w korpusach izolowanych materiałem NCF. Z kolei ich obudowy wykonano z 4-warstwowego hybrydowego włókna węglowego NCF, wykończonego specjalną utwardzoną przezroczystą powłoką tłumiącą. Warto jednak nadmienić, iż wszystko to, co przed chwilą Państwo przeczytali jest wersją mocno … uproszczoną. Jak zatem wygląda opcja dla zaawansowanych? A tak. Idąc od zewnątrz napotykamy gotową do organoleptycznej weryfikacji i widoczną gołym okiem plecionkę z 0,02 mm warstwy wysokiej jakości miękkiego polipropylenu tłumiącego i 0,2 mm twardego włókna o splocie krzyżowym spod której zalotnie przeziera ekran z folii miedzianej α (Alpha) szczelnie otulającej warstwę elastycznych rurek z PVC do zastosowań audio wzbogaconego nano-ceramicznymi cząsteczkami związku węgla. Następnie zaliczamy małą powtórkę z rozrywki, czyli bliźniaczą do zewnętrznej plecionkę polipropylenową trzymającą w ryzach otulinę z przeznaczonego do zastosowań audio elastycznego PVC wzbogaconego nano-ceramicznymi cząsteczkami związku węgla, którą od podwójnego ekranu (plecionka miedziana α (Alpha) + folia miedziana α (Alpha)) oddziela papierowa taśma. Taką samą powłokę zastosowano w celu ujarzmienia poliestrowej przędzy, w której to biegną dwa przewodniki w polipropylenowej izolacji. Mało szczegółów? No to jedziemy dalej, bowiem każda z koncentrycznych żył składa się z poprowadzonych w centrum 26 prawoskrętnie ułożonych przewodników ze srebrzonej miedzi α (Alpha) OCC, wokół nich znalazły się 23 lewoskrętnie skręcone żyły α (Alpha) DUCC (Dia Ultra Crystallized Copper) a warstwę zewnętrzną stanowi 31 prawoskrętnie poprowadzonych przewodników α (Alpha) DUCC. No to jak, macie Państwo ochotę na kablarskie DIY, czy po lekturze powyższej receptury przeszła Wam na tego typu rękodzieło ochota?
Iście bliźniacze podobieństwo V1-D-XLR do swojego analogowego rodzeństwa (V1 XLR) tak pod względem aparycji, jak i przede wszystkim budowy ma swoje oczywiste – brzmieniowe następstwa. Jakie? Przecież napisałem, że oczywiste. Jest bowiem wielce namacalnym przykładem na zupełnie przeciwne do stereotypowych i oczekiwanych przez dopiero wkraczających w świat High-Endu nuworyszy podejście do reprodukowanych dźwięków, czyli de facto transmitowanych sygnałów. Próżno szukać w jego sygnaturze efekciarskiego rozdmuchania, atakowania słuchacza bezlikiem nie wiadomo skąd wyekstrahowanych i prezentowanych w zaskakującej pod względem istotności hierarchii informacji, czy nawet pewnej bezwzględności obnażającej błędne decyzje podjęte podczas mozolnego konfigurowania naszego systemu marzeń. Ba, na upartego, posługując się zwrotami – kluczami zdecydowanie bliżej mu do niemalże całkowitego braku takowej. Sygnatury znaczy się. Jak to możliwe? Sekret owej transparentności, czy jak to kablosceptycy uparcie twierdzą „niesłyszalności” wszelkich kabli a japońskiej łączówki w szczególności leży bowiem w jej naturalności i zbieżności z naszym – słuchaczy DNA. Co w tym niezwykłego? Ano to, że to, co dobiega naszych uszu brzmi dla nas właśnie naturalnie, czyli w pełni zgodnie ze znanymi „z natury” wzorcami przez co zamiast angażować zmysły do analiz i prób podpięcia uzyskanych rezultatów pod egzystujące w naszym banku dźwięków odpowiedniki możemy przejść na wyższe stadium wtajemniczenia i pozwolić muzyce koić nasze skołatane nerwy delektując się pięknem i złożonością reprodukowanych kompozycji. Ot chociażby na naszym dyżurnym „Black Market Enlightenment” Antimatter (szczególnej uwadze polecamy „Wish I Was Here”) wokal Micka Mossa ma niezwykle głęboki tembr, obezwładniającą siłę emisji i zarazem epatuje spokojem wynikającym z braku konieczności udowadniania komukolwiek jakiejkolwiek wyczynowości. Tutaj nie ma krztyny wysilenia, czy też walki o jakiś nieosiągalny dla konkurencji rejestr. Jest snuta opowieść osadzona w stricte rockowej estetyce a reszta niejako dzieje się sama, bez chłodnych kalkulacji, czy też gry pod publiczkę. Podobnie na egzystującym w diametralnie innej estetyce „’Round M: Monteverdi Meets Jazz” Roberty Mameli, gdzie akcent został postawiony na zabawę formą i zapewnienie synergii pomiędzy jazzem a klasyką aniżeli usilnym dzieleniu włosa na czworo i rozbijaniu każdego dźwięku na przysłowiowe atomy. Ekspresyjne partie włoskiej sopranistki lśnią niczym górskie kryształy mieniąc się bezlikiem refleksów a jednocześnie niespecjalnie mając ambicję weryfikacji granic naszej wytrzymałości na najwyższe rejestry przy których pękają rodowe kryształy. Nie oznacza to bynajmniej jakiejkolwiek ułomności, czy też wręcz upośledzenia V1-D-XLR pod względem rozdzielczości, lecz jedynie w pełni świadome i zgodne z naturą zachowanie tak hierarchii, jak i zdolności rozróżnienia ww. rozdzielczości od taniej i zdecydowanie łatwiejszej do uzyskania pospolitej detaliczności. Furutech gra bowiem z jednej strony zaskakująco gęsto i mięsiście, co może sprawiać pozory pewnego przyciemnienia a jednocześnie daje fenomenalny wgląd w strukturę, tkankę nagrań rozwiewając wszelkie wątpliwości, co do tego, czy cokolwiek dla siebie zachowuje. Jest elementem spajającym składowe systemu tak pod względem elektrycznym, jak i przede wszystkim brzmieniowym i zamiast krótkotrwałego efektu „Wow!” stawia na zdecydowanie dłuższą, opartą na równowadze i harmonii kooperację.
Przez fakt, iż jak na high-endowe realia Furutech Project V1-D-XLR, jest zaskakująco przystępnie wyceniony część poszukiwaczy ekstremalnych i bezkompromisowych doznań może najzwyczajniej w świecie go przeoczyć. Jeśli jednak dla kogoś liczy się przede wszystkim dźwięk a nie pozycja w czasem dość irracjonalnych rankingach, czy też bywanie na ustach zainteresowanych li tylko z racji przyprawiającej o migotanie przedsionków ceny, to szczerze polecę samodzielną weryfikację jego możliwości we własnym systemie, gdyż może się okazać, iż jego walory soniczne oczarują Państwa na tyle, by całkowicie wyzbyć się ochoty jego zwrotu. Czy jest zatem przewodem dla wszystkich? Śmiem twierdzić, że absolutnie nie, gdyż jeśli tylko poszukuje się chwilowego oszołomienia i równie krótkotrwałego zastrzyku adrenaliny, to japońska łączówka może srodze rozczarować. Nie wiem jak dla Państwa, ale dla mnie osobiście, brzmi to jak szczera rekomendacja dla wszystkich melomanów, dla których właśnie muzyka jest najważniejsza. A w życiu, w tym audiofilskim hobby, dążą do zdecydowanie dłuższych, aniżeli przelotne relacji.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II
– Odtwarzacz plików: Lumïn U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: WK Audio TheRay Speakers + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: QSA Red + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super6 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Prawdopodobnie niewielu z Was wie, że gdy marka Furutech powoływała do życia projekt okablowania V-1, w puli miał być jeden model. Chodziło o potwierdzenie technologicznych możliwości, co miał pokazać kabel sieciowy w limitowanej ilości bodajże 30 sztuk. Niestety, a tak naprawdę dla nas „stety”, zainteresowanie rynku tą konstrukcją przerosło najbardziej optymistyczne przewidywania i chcąc nie chcąc Japończycy postanowili stworzyć kompletną linię. Co prawda jej uzupełnianie jest rozpięte mocno w czasie, jednak gdy prześledzicie nasze perypetie z przewodem będącym bohaterem tego spotkania, dowiecie się, iż po przywołanej sieciówce Project V-1, stosunkowo niedawno powstały analogowe sygnałówki – test XLR-a już się ukazał, zaś RCA czeka na swoją kolej, nieco wcześniej niestety z braku możliwości aplikacji nawet nie przysyłane w nasze progi swój by zasygnalizowały kable RCA dedykowane do połączenia ramienia z phonostage’em, zaś teraz mamy możliwość zapoznać się z cyfrowym kablem sygnałowym. Jakim konkretnie? W wersji, jakiej używam na co dzień, czyli dostarczonym dzięki działaniom katowickiego dystrybutora RCM Furutech Project V-1 D XLR (AES/EBU).
Jak to u Furutecha jest odmienianym przez wszystkie konstrukcyjne przypadki standardem, przewodnikiem sygnału jest kompilacja srebrzonej miedzi OCC i miedzi DUCC poddawanej procesowi Alpha o łącznym przekroju 14AWG. O czystość elektryczną płynącego sygnału, czyli pozbawioną zakłóceń RMI/RFI w tym modelu dba podwojenie ekranowania jego przebiegu. Zapewnienie równowagi tonalnej oraz rozszerzenie zakresu przenoszonych częstotliwości realizuje zastosowanie dwóch rodzajów polipropylenu o różnej gęstości. Zaś zniekształcenia mechaniczne i elektryczne redukuje firmowy sposób terminowania wtyków. Te ostatnie naturalnie są topowymi rozwiązaniami marki, a w ich skład wchodzą wtyki CF-601 NCF RP oraz CF-602 NCF RP. Jeśli chodzi o podstawowe wymiary, średnica zewnętrzna już z wierzchnią plecionką osiąga 14 mm, długość kabla to typowe dla tego brandu 1.2 mb. Tak prezentujący się produkt w drodze do klienta najpierw lokowany jest w eleganckim błękitnym woreczku, ten umieszcza w miękko wyściełanym błękitnym materiałem eleganckim pudełku z bambusa, zaś finalnie w drodze do docelowego klienta całość pakowna jest w transportowy karton.
Co wydarzyło się po aplikacji w mój tor przecież obsługującego beznamiętne zera i jedynki kabla cyfrowego? Przyznam szczerze, że kolejny raz to samo, czyli unikanie wywracania zastanego dźwięku do góry nogami. Naturalnie dobrze skonfigurowanego w wartościach bezwzględnych, jaki sądzę, udało mi się ze swoją zbieraniną uzyskać. Co zatem się stało? Otóż najważniejszym aspektem było to, że muzyka w centrum pasma zaczęła kipieć większą dźwięcznością i rozwibrowaniem, przez co może nie dramatycznie, ale odczuwalnie podniosła poziom czynności życiowych i radości wizualizowania danego materiału. Co ciekawe, wbrew działaniom konkurencji przy okazji poprawiania transparentności średnicy, u Furutecha nic a nic, do pewnego czasu – o czym później, nie działo się na górze pasma. Żadnych fajerwerków w postaci dodatkowej iskry, czy jaśniejszej projekcji, ale jak się na koniec okazało i co zasygnalizowałem, tylko pozornie. Za to wiele działo się z drugiej strony częstotliwościowej barykady, czyli w zakresie basu, gdzie słychać było jego znacznie lepszą rozdzielczość. Rozdzielczość, która naturalną koleją rzeczy spowodowała błędne uczucie jakby zmniejszenia jego udziału w dźwięku. Tymczasem ów zakres nie tracąc na zejściu podobnie do centrum pasma, w pozytywnym tego słowa znaczeniu zaczął dzielić przysłowiowy włos na czworo. Nagle okazało się, że uderzenie w wielki bęben to nie jedno większe lub mniejsze w domenie energii bum. To działanie mające swój początek inicjowany pałką, potem wywołujące odpowiedź membrany, by w dalszej części z estetyką sinusoidy płynnie w domenie zmniejszania się poziomu energii jako cichnące impulsy zniknąć z eteru. Dla kogoś może to być niezbyt istotnym zagadnieniem, gdyż lubi mocne granie nieskrępowaną energią i zadowala go solidne i zwarte kopnięcie. Takie postrzeganie zagadnienia sprawia, że wystarczy aby muzyka nas uderzyła, oferowała dobre doświetlenie wydarzenia scenicznego i była w miarę zwarta, aby temat dobrej prezentacji zamknąć. Jednak nie ma się co oszukiwać – naturalnie poziom swojego zaangażowania w oczekiwania jakościowe słuchanej muzyki każdy wyznacza sobie sam i nic mi do tego, niestety takie standardy z racji ewidentnego uśrednienia przekazu nie przystoją klasie High End, do której bez wątpienia zalicza się nasz bohater. We wspomnianej elicie przykłada się bardzo dużą uwagę do najdrobniejszego szczegółu od dołu, przez środek, po najwyższe rejestry, co w moim odczuciu znakomicie pokazał podczas testu cyfrowy XLR, a co mam nadzieję czytelnie wyartykułowałem. Ktoś zapyta: A co z wysokimi tonami?, które według mnie nie drgnęły w stosunku do kabla wypiętego z systemu? Już wyjaśniam. Otóż o klasie górnego rejestru przekonujemy się dopiero po powrocie do poprzednika, czyli wypięciu Japończyka – u mnie była to walka bratobójcza, ale trochę z góry przesądzona, bo na różnych poziomach cenowych. Nagle okazuje się, że zapada lekka, dotychczas niezauważalna, ale jednak kotarka, muzyka brzmi jakby szarawo i finalnie gorzej prezentując wypisane przed momentem aspekty oferuje mniej życia. Tak tak, dobrze rozumujecie, aby uzyskać znakomitą otwartość i przez to namacalność słuchanej muzyki nie trzeba podkręcać iskry w górnych rejestrach, wystarczy zadbać o poprawą rozdzielczość i dźwięczność reszty zakresów. Góra ma być neutralna, bo nazbyt skrząca nie tylko jest odstępstwem od neutralności, ale na dłuższą metą może być męcząca. W przypadku V-1-ki jest w punkt.
Jak spuentuję powyższy opis sesji testowej? Otóż bez naciągania faktów opiniowaną cyfrówkę Furutech Project V-1 D XLR spokojnie mogę polecić dosłownie każdemu. Dlaczego? Przecież wspominałem na samym początku, że nie wywraca brzmienia zastanego zestawu do góry kołami, tylko w przypisany dla segmentu High End sposób poprawia jego parametry życiowe. Jednak w odróżnieniu do większości konkurencji nie przez serwowanie nam niepotrzebnego efekciarstwa, tylko zadbanie o płynne i dźwięczne podanie pełnego spektrum informacji zawartych w materiale źródłowym. Zapewniam, to wielka różnica. Być może nie dla wszystkich jeszcze zrozumiała, ale zapewniam, bardzo istotna. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że dla mnie osobiście również. Na tyle, że po pozostawieniu sobie kabla sieciowego, ostatnim zamówieniu dwóch sygnałówek XLR, również cyfrówka zostaje w systemie na stałe.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch QSA Red
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1, Furutech Project V1
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kabel USB: ZenSati Silenzio
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, Synergistic Research Orange
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints Ultra Mini
– platforma antywibracyjna Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Dystrybucja: RCM
Producent: Furutech
Cena: 16 800 PLN / 1,2m