Opinia 1
Jak już z pewnością zdążyliście Państwo zauważyć w branży audio bez trudu można natrafić na wytwórców skupionych wyłącznie na elektronice, kolumnach, okablowaniu, zasilaniu, czy też akcesoriach. Ba, przyjęło się wręcz, że kompletując wymarzony zestaw warto każdy z komponentów brać właśnie z takich wyspecjalizowanych manufaktur, których właściciele/konstruktorzy/pracownicy zjedli na danym, wąskim wycinku obszaru naszych zainteresowań zęby. Są jednak byty udowadniające, że da się działać wielowątkowo a przy okazji logicznie rozbudowywać własne portfolio. Proszę tylko spojrzeć na Furutecha, który większości nabywców kojarzy się przede wszystkim z przewodami i to takimi, które pomimo swojej niezaprzeczalnej audiofilskości nie tylko nie są osnute tajemnicami, niedomówieniami, czy wręcz bajkami z mchu i paproci, lecz nawet w swych stricte high-endowych odsłonach na tle konkurencji okazują się wręcz zdroworozsądkowo wycenione. Za każdym razem dostajemy czarno na białym co w danym, za przeproszeniem drucie, bądź wtyczce siedzi, z czego jest zrobione, jakim procesom poddane i to zazwyczaj podparte precyzyjnymi przekrojami. Słowem Japończycy grają w otwarte karty i pokazują solidne inżynierskie podstawy. Jednak główny profil nie przeszkadza im sukcesywnie rozszerzać wątków pobocznych, czy to dotyczących zasilania (vide NCF Power Vault-E), czy też wszelakiej maści akcesoriów tak kablom dedykowanych (rodzina zasilających i sygnałowych Boosterów), jak i ogólnie energetyczno-sygnałowy krwiobieg uzdatniających. Jakich? A charakterystycznych „zaślepek” reprezentowanych przez recenzowany przez nas w styczniu 2021 NCF Clear Line i goszczące w naszych skromnych progach w październiku 2024 NCF Clear Line RCA i XLR. I skoro właśnie z tej serii pojawiły się dwa kolejne, tym razem celujące w domenę cyfrową – porty USB i LAN „oczyszczacze” a rodzimy dystrybutor – katowicki RCM takowymi nowalijkami dysponował czym prędzej wykazaliśmy nimi zainteresowanie a rezultatami owej aktywności właśnie się z Wami dzielimy.
Jak na powyższych zdjęciach dość wyraźnie widać oba tytułowe akcesoria zachowują właściwą rodzinnym tradycjom cechy. Mamy zatem ponownie do czynienia z wykonanymi ze specjalnej – niemagnetycznej odmiany stali nierdzewnej korpusami z charakterystycznymi „marmurkowymi” – szaro/czarnymi, trójwarstwowymi tulejami, których warstwę zewnętrzną stanowi specjalna utwardzana transparentna powłoka. Pod nią znajdziemy NCF (Nano Crystal² Formula) i kuty kompozyt z włókien węglowych, następnie hybrydę NCF-u i włókien węglowych a na samym spodzie mieszankę NCF z jednokierunkowymi włóknami węglowymi. Oczywiście każdy Clear Line posiada stosowny, zapewniający najwyższe tłumienie rezonansów, nylonowy dekielek (NCF damping clips) pokryty NCF a całość skręcono z precyzyjnie dobraną siłą śrubami z niemagnetycznej stali nierdzewnej. Powstała wewnątrz korpusu półszczelna komora powietrzna jest siedzibą pokrytego srebrną powłoką tłumiącą kondensatora elektrolitycznego odpowiedzialnego za eliminację wibracji i tym samym zwiększenie czystości dźwięku. Nie zapomniano również o dwuetapowym procesie demagnetyzacji Alpha, jak i kriogenice, czyli wymrażaniu poszczególnych elementów w temperaturach od -196 do -250°C. W obu wersjach zastosowano złocone, niemagnetyczne, ekranowane (EMI) wtyki ze stopu miedzi a producent w materiałach firmowych zaleca przynajmniej 24 – godzinne wygrzewanie.
Jeśli zaś chodzi o kwestie natury użytkowej, to zgodnie z rekomendacją wytwórcy NCF Clear Line Lan wędrował u mnie pomiędzy „cywilnym” routerem Xiaomi Mi AIoT AX3600 i będącym integralną częścią systemu audio switchem (wymiennie Silent Angel Bonn N8 oraz równolegle wygrzewany QSA Violet), natomiast USB zadomowił się w zadku a dokładnie w nieużywanym (całe szczęście są dwa) gnieździe Lumïna U2 Mini.
A jak wypadają tak pod względem intensywności, jak i samej sygnatury tytułowe optymalizatory? Z jednej strony spodziewanie a z drugiej nieco odmiennie od swojego analogowo-zasilającego rodzeństwa. Po pierwsze bowiem oferują natywne i zaszyte w firmowym DNA zaczernienie tła owocujące wyśmienitą rozdzielczością i precyzją ogniskowania źródeł pozornych a z drugiej, z racji operowania na nieco innych „warstwach” świetnie dogadują się w ramach pracy równoległej, czyli nie trzeba zastanawiać się nad tym na którą wersję się zdecydować i gdzie ją wpiąć, bo z powodzeniem można korzystać z ich uroków jednocześnie. Ponadto, przynajmniej w moim systemie obecność NCF Clear Line USB była wyraźniej słyszalna od wersji Lan, choć uczciwie trzeba przyznać iż pomimo ww. różnic w intensywności oba „pipki” zachowywały pełną zgodność brzmieniową. A jakby tego było mało, to zestawiając je z analogowo-zasilającymi poprzednikami w ramach bratobójczych porównań można dojść do wniosku, że optymalizacja magistral USB/Lan odbywa się z jeszcze większym kunsztem, precyzją i transparentnością. O ile bowiem wcześniej wpięcie Clear Lineów, abstrahując od oczywistych działań oczyszczająco-naprawczych, zazwyczaj odbierałem w kategoriach bezdyskusyjnie pożytecznej, jednakże ewidentnej ingerencji w strukturę posiadanego systemu, to tym razem działania te określiłbym mianem w pełni świadomej, czynionej z zegarmistrzowską precyzją … kalibracji. Ot tak, jakbym mając już dopieszczony od A do Z system Audio/Video na sam koniec dokonał finalnej, profesjonalnej kalibracji telewizora/projektora, m.in. przy użyciu wysokiej klasy spektrofotometru a następnie wgrał daleki od fabrycznych niedoskonałości profil. Niby wcześniej nikt nie zgłaszał obiekcji co do jakości oferowanego przez niego obrazu a jednak po przeprowadzeniu ww. procedury nagle okazało się, że może być lepiej i to dużo lepiej, jednak nie poprzez ordynarne podbicie saturacji, czy kontrastu do poziomów znanych z wypalających oczy sklepowych trybów demonstracyjnych a raczej osiągnięcia pełnej zgodności z wartościami wzorcowymi, czyli de facto eliminacji odchyłek. W rezultacie plusk wody na otwierającym album „White Rainbow” Mostly Autumn utworze „Procession” zabrzmiał z takim realizmem, że odruchowo zerknąłem w stronę prowadzącego do łazienki i kuchni korytarza, czy przypadkiem pralka, bądź zmywarka spontanicznie nie postanowiły zamienić mojego lokum w basen a muchy z „Bangkok” („Fire Garden”) Steve’a Vai’a wywołały mimowolny ruch ręki mający na celu odgonienie małych natrętów. Dlatego też osoby wykazujące symptomy wszelakich maści nerwic natręctw, bądź fobii (w tym przypadku etnomofobii) proszone są o przemyślany dobór lądującego na playlistach repertuaru.
Jak jednak wspominałem obecność Furutechów nie jest bezmyślnym ustawieniem umownych suwaków na maksa, lecz możliwie najbliższym odwzorowaniem zgodnego z rzeczywistością wzorcem. Dzięki czemu, pomimo bezsprzecznego przyrostu rozdzielczości nie ma mowy o jakiejkolwiek przesadzie, więc nawet szeleszcząca Carla Bruni („Quelqu’un m’a dit”), czy zazwyczaj nazbyt eteryczna Ane Brun („How Beauty Holds The Hand Of Sorrow”) nawet nie zbliżały się do cienkiej czerwonej linii, po przekroczeniu której ich wokalne popisy przestają potwierdzać możliwości systemu a stają się istną zmorą każdego z odsłuchów. Wystarczyło jednak usunąć Furutechy NCF Clear Line USB & Lan z toru a dźwięk robił się wyraźnie bardziej ziarnisty i właśnie szeleszczący – podkreśleniu uległy wspomniane sybilanty a całość, po dłuższej chwili, zaczynała niepokojąco irytować. Autosugestia? Wręcz przeciwnie. Jedynie dowód na to, że człowiek zaskakująco szybko przyzwyczaja się do dobrego i nawet najdrobniejszy regres odbiera jako ewidentny zamach na własny, ciężko wywalczony poziom egzystencji i stan posiadania.
Przechodząc do finalnych wniosków z rozbrajającą szczerością pragnę Państwu zakomunikować, iż bardzo możliwe, że dla wszystkich zainteresowanych, czyli de facto grających z plików (niezależnie czy z chmury – serwisów streamingowych, czy z lokalnych repozytoriów) kontakt z tytułowymi optymalizatorami – Furutechami NCF Clear Line USB & Lan może okazać się swoistym punktem zwrotnym. Jednak nie w momencie ich wpięcia w tor a w chwilę po ich z owego toru usunięciu. Dopiero wtedy będziecie mieli (bolesną) okazję doświadczyć tego, jak pozornie nieistotne i pomijalne anomalie degradują finalny przekaz. Interpretację, czy powyższe podsumowanie odbierzecie Państwo jako rekomendację, czy też przestrogę przed eksperymentami z najnowszymi akcesoriami Furutecha pozostawię już Wam, jedynie nieśmiało sugerując, że tak jak ze wszystkim w audio czasem trzeba coś na własne uszy usłyszeć, żeby uwierzyć.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II
– Odtwarzacz plików: Lumïn U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
To było do przewidzenia. Co takiego? Powstanie konstrukcji czyszczących sygnał cyfrowy. Naturalnie idąc za tytułem testu chodzi o serię produktów spod znaku NCF Clear Line japońskiego specjalisty od szeroko rozumianych akcesoriów audio, z portfolio którego dotychczas zajmowaliśmy się związaną z tematem oczyszczania sygnału sekcją analogową w postaci zamkniętych w estetycznej obudowie układów filtrujących sygnał XLR i RCA. Jak można wywnioskować, efekt ich działania był na tyle spektakularny, że tylko kwestią czasu było powołanie do życia konstrukcji działających na sygnał cyfrowy. I jak się okazuje, po prawie roku w ofercie Furutecha, bo o tym podmiocie dziś rozprawiamy, dzięki staraniom katowickiego dystrybutora w naszych progach pojawiły się układy filtrujące ciągi zer i jedynek Furutech NCF Clear Line USB i LAN.
Nasi bohaterowie w kwestii ogólnego wyglądu prawie się nie różnią. To w obydwu przypadkach estetycznie wykończone cylindry o średnicy i długości kciuka typowego Kowalskiego. Naturalnie kwestię oczyszczania sygnału z ogólnego szumu magnetycznego ogarniają skryte wewnątrz układy elektryczne, a tak naprawdę specjalnie wykonany według specyfikacji Furutecha kondensator elektrolityczny. Coś więcej? Jeśli jest coś więcej, niestety nie dane jest mi tego wiedzieć. Wiem za to, że aby im nie przeszkadzać w tak zwanej „pracy”, obudowy tytułowych Cleaner-ów wykonano ze specjalnie wyselekcjonowanych oraz odpowiednio uformowanych od strony struktury materiałów. W ich skład wchodzi niemagnetyczna stal nierdzewna jako główna część obudowy, kilka warstw odpowiednio preparowanego i wzbogacanego technologią NCF Carbonu jako izolatory i otulina wspomnianego kondensatora, zorientowana z przeciwnej do wtyku strony, wieńcząca całość konstrukcji pokrywka z wielowarstwowego materiału z tworzywa sztucznego działającego antystatycznie i dzięki wewnętrznym kanalikom zmniejszająca rezonans konstrukcji. Jak można się domyślić, w zależności od produktu w każdym bullecie znajdziemy dedykowane dla jego zadań, złocone gniazda USB lub LAN. Naturalnie jak to u Japończyków jest standardem, każdy produkt oprócz spełniania konkretnych zadań w systemie audio musi również dobrze prezentować się od strony aparycji. A jeśli tak, chyba nikogo nie dziwi fakt świetnego doboru kolorystyki i wykończenia każdego z półproduktów opisanych Cleanerów, które gdy zostaniemy zmuszeni do zastosowania ich na front-panelu urządzenia, będą ewidentną, tak lubianą przez melomanów audio biżuterią. Jak zwykle w tej materii kolejny raz Furutech pokazał klasę.
Co tak naprawdę robią produkty Furutecha? Jak wspomina na stronie producent, czyszczą sygnał. I to nie na poziomie percepcji słuchu, tylko bezproblemowo słyszalnie nawet dla laika. Jeśli chodzi o skuteczność działania, z moich obserwacji wynika, że moduł USB w swym poprawianiu jakości sygnału jest jakby silniejszy niż LAN, jednak bezapelacyjnie obydwa mają wpływ na finalne brzmienie wykorzystującego je systemu. A żeby to dokładnie zweryfikować, nie zadowoliłem się jedynie aplikacją bohaterów w swoim zestawie, ale zaliczyłem z nimi dwie sesje wyjazdowe, których efekt był identyczny. Jaki? W pierwszej chwili odbiera się poprawę na zasadzie lepszego stosunku sygnału do szumu, co automatycznie przekłada się na poprawę mikrodynamiki, czyli pojawienia się w przekazie dotychczas gdzieś zagubionych najsubtelniejszych informacji. Mało tego. Podobny wzrost u mnie zaliczyła także dynamika, czego efektem było częste używanie pilota zdalnego sterowania podczas słuchania muzyki klasycznej. Jeśli nie ma się zbytniego doświadczenia z takim materiałem i poziom wolumenu dźwięku ustawiamy w stylu jazzu, gdzie energetyczne skoki nie są tak częste, a jak są, to nie tak nieprzewidywalne w domenie uderzenia, co chwila wydaje się nam, że jest zbyt cicho, a jak sobie podciągniemy głośność, za moment muzyka zdmuchuje nas z fotela. I taki właśnie stan zaliczyłem po aplikacji japońskich dynksów. Oczywiście nie na długo, bo osobiście nie jest to mój konik muzyczny i po kilku utworach zmieniłem repertuar na inny, ale dobrze było przekonać się, jaki efekt daje usunięcie z sygnału elektromagnetycznego szumu – mowa oczywiście o pojawieniu się detali i rozmachu prezentacji. Co bardzo istotne, dźwięk się nie pogrubia, nie rozjaśnia, ani nie przyciemnia, dlatego każdy zastany zestaw gra całą płytotekę w estetyce, jaką miał zapisaną w kodzie DNA przed procesem testowym. Po prostu wszystko podane jest jedynie ze znacznie większą namacalnością, lepszą kolorystyką i czytelniej, a przez to słuchanie muzyki odbywa się z większym zaangażowaniem emocjonalnym, bez oznak wyskakiwania jednego, czy drugiego aspektu przed szereg. Co ważne, dzięki większej rozdzielczości przekazu w stosunku do wcześniejszego grania czasem trzeba delikatnie zmniejszyć poziom głośności, gdyż naturalny feedback oczyszczania sygnału to poczucie podniesienia się jego energii i z automatu poczucia większego wolumenu. Nie raz taki stan podczas słuchania dobrych realizacji jazzowych i barokowych kawałków zaobserwowałem, co w celach poznawczych skrzętnie wykorzystywałem. Naturalnie fraza „można” nie jest obligatoryjna, gdyż osobiście, gdy sygnał jest odpowiedniej jakości, zazwyczaj pozwalam sobie na szaleństwo i zamiast napawać się wszechobecną ciszą przerywaną wcześniej nieosiągalnym, a teraz pełnym pakietem informacji, z premedytacją zwiększam ilość decybeli. Naturalnie nie w jazzie, bo ta muza do tego się nie nadaje – no może odmiana free, tylko ciężkim rocku lub elektronice. Zawsze czekam na szansę pełnoprawnego, to znaczy na niezbędnym poziomie głośności, zaliczenia fajnego koncertu Metallici z sekcją symfoniczną i gdy nadarza się okazja, nie zastanawiam się, tylko wykorzystuję dane mi pięć minut. I tak też było tym razem. Głośno, mocno i z wygarem nie tylko gitar, ale również sekcji symfonicznych, czyli tak jak to powinno być. Na tyle sugestywnie, że po dwóch krążkach tej formacji (jak wiecie w swoim repertuarze panowie mają dwa podobne koncerty) nie było innego wyjścia, jak zakończyć dalsze odsłuchy. I nie dlatego, że było źle, tylko dlatego, że z premedytacją i jakże wielką przyjemnością na własne życzenie zmusiłem narządy słuchu do odruchów obronnych i po zakończeniu drugiej produkcji z powodu szumu w uszach nie było już sensu dalszej penetracji posiadanych zasobów płytowych. Ina sprawa, że moim narządom słuchu się to jak najbardziej należało. I to po zastosowaniu takich niepozornych poprawiaczy sygnału. Cuda? Nic z tych rzeczy, wdrożona w życie technika.
Puentując powyższy, jak widać dość zwięzły opis procesu testowego japońskich cyfrowych Cleanerów, w pierwszej kolejności jestem winny Wam informację, czy gra jest warta świeczki. Tak, jak najbardziej jest. W drugiej, komu ewentualnie je bym polecił. To chyba jasne, że bez wyjątku wszystkim. Zaś w trzeciej, dlaczego nie widzę przeciwwskazań. Cóż, jak pisałem, nie zmienia estetyki grania danego zestawu, tylko z umiarem uwydatnia wcześniej przykryte szumem cyfrowym mikro-informacje, co sprawia, że muzyka jak nigdy wcześniej tętni życiem. Zatem jeśli w swej zabawie w zaawansowane audio przykładacie dużą wagę do maksymalizacji jakości dźwięku swojego zestawu na bazie plików, przynajmniej jedna z dwóch opisanych konstrukcji Furutecha NCF Cleaner Line USB lub LAN powinna znaleźć się w tej konfiguracji. Niczego nie popsuje, a za to zrobi czarną robotę w zakresie czystości sygnału.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, Synergistic Research Orange
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints Ultra Mini
– platforma antywibracyjna Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Dystrybucja: RCM
Producent: Furutech
Ceny:
Furutech NCF Clear Line USB: 1 290 PLN
Furutech NCF Clear Line Lan: 1 290 PLN