1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Circle Labs A200

Circle Labs A200

Link do zapowiedzi: Circle Labs A200

Opinia 1

Nigdy nie ukrywaliśmy, że oprócz zamiłowania do High-Endu per se, od dawien dawna kibicujemy wszelakiej maści rodzimym przejawom nazwijmy to ogólnie artystyczno-inżynierskiej kreatywności. Patrząc jednak z perspektywy czasu lwia część występów krajowych producentów przypadła w udziale przewodom i akcesoriom a honoru bardziej złożonych konstrukcji broniło zaledwie kilku producentów kolumn (m.in. ESA, AVcon, Ciarry) i elektroniki (Abyssound, Audio Reveal, Egg-shell, Marton, RCM, Struss). Coś jednak ostatnio zaczęło się zmieniać, gdyż coraz częściej docierały do nas sygnały, że na horyzoncie pojawił się nowy byt, który ma wielką ochotę na zmianę istniejącego rozkładu sił, czyli mówiąc wrost planuje wywołać małe zamieszanie . W dodatku byt poniekąd wywodzący się z nurtu DIY, lecz stawiający na daleko lepszą od pół żartem, pół serio mówiąc garażowej aparycję. O kim mowa? O krakowskiej manufakturze Circle Labs, która choć jeszcze nie dorobiła się własnej strony firmowej już zdążyła zaistnieć na kilku forach i branżowych publikatorach. Skoro zatem i do nas zawitała nie pozostaje nam nic innego jak zaprosić Państwa na spotkanie z hybrydowym wzmacniaczem zintegrowanym Circle Labs A200.

Wielokrotnie powtarzałem w swoich epistołach sentencję, iż pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz. Wspominam o tym po raz kolejny, gdyż Circle Labs A200 jest projektem nie dość, że dogłębnie przemyślanym, to w dodatku dopracowanym i co najważniejsze skończonym. I to po prostu widać, gdyż tytułowa integra prezentuje się wybornie. To wręcz klasyczny przykład ponadczasowej, dyskretnej elegancji i minimalizmu, które nie tylko cieszą oko od pierwszego nim rzutu, lecz również nie powodują znużenia gdy pierwsza ekscytacja minie. Dominującą czerń przełamują jedynie stylowe dodatki w stylu złotych klamer „spinających” od góry i dołu masywną – 15 mm szklaną (!!!) taflę frontu, centralnie umieszczony piktogram za którym ukryto wyświetlacz informujący o sile wzmocnienia , czy też nazwa i funkcja samego urządzenia, oraz umieszczony w prawym dolnym rogu firmowy logotyp. A, i są jeszcze również złote pierścienie u nasady dwóch masywnych gałek – lewej odpowiedzialnej za wybór źródła i prawej – głośności.
Zamiast standardowych ścianek bocznych zastosowano groźnie nastroszone, przy tym ostre i gęste radiatory wspomagane przez perforację ściany górnej. Jako miłą odmianę od ogólnie przyjętych zasad można uznać umieszczenie właśnie na płycie górnej – tuż przy przedniej krawędzi, na wspomnianej złotej – mosiężnej „klamrze” przycisku wybudzania/usypiania wzmacniacza. Odpada zatem gmeranie palcem pod samym urządzeniem, jak i próby wkomponowania go w taflę frontu. Ściana tylna prezentuje się nie mniej dystyngowanie. Do dyspozycji otrzymujemy bowiem pojedyncze gniazda głośnikowe WBT z serii nextgen™, cztery wejścia liniowe, z których pierwsze jest pod postacią pary XLR-ów a pozostałe złoconych RCA, wyjście na subwoofer, gniazdo zasilające i włącznik główny. Jeśli zaś chodzi o trzewia, to wzmacniacz zbudowany jest w topologii – regulacja głośności – przedwzmacniacz lampowy SE- końcówka mocy w technologii Circle Power.
Regulację głośności realizowano w postaci zdalnie sterowanej drabinki rezystorowej renomowanej firmy Khozmo o 63 krokach. Rezystory o tolerancji 0,1% są w niej przełączanie za pomocą wysokiej klasy przekaźników co gwarantuje najwyższą możliwą precyzję i trwałość niedostępną dla tradycyjnych potencjometrów. Z kolei jednostopniowy przedwzmacniacz zbudowano z wykorzystaniem lampy z rodziny ECC88 (NOS SIEMENS ) pracującej ze stałą polaryzacją. Rozwiązanie to umożliwia wykorzystanie najmniejszej możliwej ilości elementów pasywnych – jednej lampy, rezystora i najwyżej klasy kondensatora sygnałowego z litej foli miedzianej.
Końcówka mocy Circle Power jest autorskim opracowaniem firmy Circle Labs. Wykorzystuje ona niesymetryczny stopień wejściowy i prądowe sterowanie bipolarnych tranzystorów końcowych Sanken i jfet. Rozwiązanie to łączy detaliczność i precyzję charakterystyczną dla układów niesymetrycznych ze sprawnością i dynamiką układów symetrycznych.
Przedwzmacniacz wykorzystuje osobne dla każdego kanału lampy i stabilizowane zasilacze. Wzmacniacze mocy zbudowane w technologii dual-mono z osobnymi transformatorami toroidalnymi o łącznej mocy 600 W i zasilaczami dla każdego kanału o łącznej pojemności kondensatorów 200 000 μF.

Przystępując do odsłuchów dzisiejszemu gościowi dałem przysłowiową carte blanche, gdyż nie mając bladego pojęcia o upodobaniach brzmieniowych jego konstruktora nawet nie próbowałem zgadywać, np. na podstawie wyglądu jak co poniektórzy „mistrzowie internetu”, w jakiej estetyce gra wzmacniacz. Dlatego też zamiast nieśmiało przełamywać pierwsze lody jakimś niezobowiązującym plumkaniem od razu sięgnąłem po wielki aparat wykonawczy i klasyczną hollywoodzką superprodukcję. Otóż na „The Lord of the Rings: The Return of the King – the Complete Recordings” Howard Shore jest m.in. utwór „The Palantir”, gdzie iście kakofoniczne tutti przeplatają się z niezwykle eterycznymi i granymi piano partiami, co w praktyce oznacza, że w ciągu nieco pond trzech minut można z całkiem sporą trafnością ocenić, czy dany delikwent daje sobie radę z podobnymi wyzwaniami, czy jednak trzeba obniżyć poprzeczkę oczekiwań i sięgnąć po łatwiejszy zestaw pytań. Całe szczęście krakowska integra nic nie robiąc sobie ze złożoności sprawdzianu i karkołomnych przebiegów melodycznych zagrała z zaskakującą dynamiką i rozdzielczością ani na moment nie zapominając o muzykalności, czyli nie tylko zapewnieniu właściwego wypełnienia konturów, lecz również spoistości, koherencji całego przekazu. Otrzymaliśmy zatem pełen wgląd w nagranie w czasie tutti, oraz czytelność partii reprodukowanych niemalże na granicy słyszalności. Podejrzewam, że tę drugą cechę w głównej mierze zawdzięczamy zgrabnie zaimplementowanej przez Krzysztofa Wilczyńskiego – konstruktora, założyciela i właściciela marki, w przedwzmacniaczu triody ecc8100, która właśnie nie pozwala umknąć temu całemu planktonowi, który odpowiada zarówno za klimat i nastrój nagrań, jak i ich, że się tak wyrażę „realizm przestrzenny”. Czyli aurę pogłosową pozwalającą określić rozmiar i właściwości akustyczne lokacji, w której dokonano rejestracji.
W tym celu nie omieszkałem dać wytchnąć skołatanym nerwom i zafundowałem sobie sesję w katakumbach – mauzoleum muzeum Emanuela Vigelanda nader sugestywnie teleportując się do ich chłodnego, kamiennego wnętrza za sprawą referencyjnego wydawnictwa „Tomba sonora” autorstwa Stemmeklang i Kristin Bolstad. Momentalnie zrobiło się mrocznie, tajemniczo i wręcz namacalnie czuć było ogrom ośmiusetmetrowej, tak, tak, to nie pomyłka – nie osiemdziesięcio-, lecz właśnie ośmiusetmetrowej komnaty i co najważniejsze nic a nic nie traciło się z powolnego wygaszania poszczególnych dźwięków. W tym przypadku było to szalenie istotne, gdyż właśnie na wzajemnej interakcji i splataniu się poszczególnych partii wokalnych z pogłosami poprzednich oparty jest cały koncept ww. albumu. W ramach uświadomienia Państwu złożoności przedsięwzięcia nadmienię tylko, iż we wspomnianej komnacie pogłos dla 25Hz wynosi niemalże 24 s a dla 1kH niemalże 13 sekund. Bez tej koordynacji i ciągłości otrzymalibyśmy tylko jakieś niewiele znaczące pojedyncze frazy odzywające się to tu, to tam i powodujące dezorientację słuchacza. A tak wszystko ze sobą idealnie współgrało a A200 dwoił się i troił byśmy z roli biernych słuchaczy mogli ewoluować do uczestników tego misterium. Nie ukrywam jednak, że jest to repertuar wymagający od odbiorcy nieco wysiłku i skupienia, oraz pewnego, również wewnętrznego, wyciszenia. Bez tego nie ma szans by nie tylko nas zainteresował, co przede wszystkim w pełni zaprezentował swoją misterną strukturę.
Proszę się jednak nie martwic, że A200 gustuje w adekwatnym do własnej minorowej aparycji nomen omen krakowskim spleenie. Nic z tych rzeczy, wystarczy bowiem do playisty dorzucić soundtrack „Fast & Furious Presents: Hobbs & Shaw”, by dać się porwać tanecznym i wybitnie mainstreamowym rytmom. Uczciwie przyznam, że z premedytacją sięgnąłem po tę składankę, gdyż byłem szalenie ciekaw, jak ta bądź co bądź dedykowana wymagającym audiofilom integra poradzi sobie z dalekimi od referencji tak realizacyjnych, jak i wykonawczych kompozycjami. O dziwo zamiast kręcić i grymasić jak przedszkolak przy owsiance 200-ka ochoczo wzięła się do roboty serwując niepozwalającą spokojnie usiedzieć w miejscu motorykę i suto okraszając ją „tłustymi” beatami. Co i rusz łapałem się na tym, że praktycznie bezwiednie moje kończyny sobie podrygują a ja zamiast skupiać się na szukaniu wad i mankamentów po prostu dobrze się bawię. Za taki stan rzeczy „ponosił winę” oczywiście nasz dzisiejszy bohater, który nad wyraz humanitarnie traktował nawet poślednie realizacje i zamiast je piętnować starał się pokazywać ich mocne strony litościwie spuszczając zasłonę milczenia na to, co wypadałoby zrobić lepiej. Niby drobiazg a cieszy, gdyż wbrew obiegowym opiniom decydując się na jego zakup nie trzeba robić czystki w posiadanej pliko i płyto-tece.

Circle Labs A200 nie tylko wygląda jak rasowy high-endowiec, lecz i gra z prawdziwą klasą. Stawiając na muzykalność i przyjemność odbioru nie zaniedbuje rozdzielczości i dynamiki, dzięki czemu ma szanse przypaść do gustu szerokiemu gronu odbiorców, czego szczerze mu życzymy. Mamy też nadzieję, że portfolio Circle Labs powoli będzie się rozbudowywać a krakowska marka na stałe zagości na rynku i świadomości audiofilów i melomanów.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp; Musical Fidelity M6 Vinyl; RCM Audio Sensor 2 Mk II
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+, Audiomica Anort Consequence + Artoc Ultra Reference + Arago Excellence
– Stolik: Rogoz Audio 4SM
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

To, że obecnie dynamicznie rozwijający się rodzimy rynek audio jest prężną gałęzią gospodarki, wiadomo nie od dziś. Weźmy na tapet choćby bardzo licznie reprezentowany segment okablowania, czy zespołów głośnikowych. Już od dawna polskie firmy w swoim portfolio mają produkty nie tylko dla początkującego melomana, ale również poparte jakością oferty sonicznej na światowym poziomie konstrukcje dla wymagającego audiofila. Jednak myliłby się ten, kto sądziłby, że nasza myśl techniczna mówiąc kolokwialnie, potrafi jedynie skręcać warkoczyki z miedzi lub srebra w różnego rodzaju kable sieciowe, sygnałowe i kolumnowe, lub przykręcać do wymyślnych skrzynek wyprodukowane przez potentatów tego świata tańsze lub droższe głośniki. Co to to nie, bowiem równo ze wspomnianymi segmentami rozwija się również dział elektroniki. Oczywiście to już jest wyższa szkła jazdy i takich producentów jest znacznie mniej, jednak jestem w stu procentach przekonany, iż z konstrukcją naszych inżynierów nie jeden raz mieliście okazję osobiście się zapoznać. Oczywiście taką okazję wiele razy miałem i ja, czego idealnym potwierdzeniem będzie nasze dzisiejsze spotkanie z hybrydowym wzmacniaczem zintegrowanym Circle Labs A200, o wizytę którego w naszej redakcji własnym sumptem zadbał stacjonujący w Krakowie sam konstruktor.

Bryła rzeczonej integry swoimi gabarytami przy sporej wysokości, w kwestii szerokości i głębokości oscyluje w typowym rozmiarze dla produktów Hi-Fi. Jednak to jedyny wspólny mianownik z podobnymi konstrukcjami, bowiem z tego co wiem, projekt wizualny nie jest wprowadzonym w życie, pierwszym z brzegu pomysłem, tylko wielogodzinnym opracowaniem znającego się na rzeczy w dziedzinie postrzegania obiektów przez osobników homo sapiens, profesjonalnego grafika. Dlatego też poza użyciem do wykonania obudowy i bocznych radiatorów czernionych płatów aluminium, front jako wizytówka konstrukcji jest taflą czernionego szkła. Nie akrylu, tylko w celu wytworzenia odpowiednich refleksów i nadania tym sposobem wzmacniaczowi wizualnej nietuzinkowości, właśnie szkła. Ale to nie koniec wizualnych „orgii”. Otóż projektant w swej wizji wkomponował w ową bryłę spadający z górnej części obudowy na awers złoty nawis z włącznikiem, oraz nazwą modelu na jego wieku i logo marki na części frontowej. Idźmy dalej. Przybliżana przednia tafla została dodatkowo wzbogacona o dwie duże, tuż przy nasadzie ubrane w złote ringi, gałki – selektor wejść i wzmocnienie. Pomiędzy nimi w ukryty pod zrealizowanym na bazie okrągłych piktogramów ekslibrisem producenta, wyświetlacz poziomu wzmocnienia. Natomiast na samym dole oprócz oznaczenia produktu znajdziemy mieniący się złotem, poprzeczny pasek informujący użytkownika o pracy urządzenia. Jeśli chodzi o tylny panel przyłączeniowy, ten proponuje nam pojedyncze terminale kolumnowe, trzy wejścia liniowe RCA, jedno XLR, wyjście RCA na subwoofer, gniazdo zasilania i główny włącznik. Wieńcząc dzieło poważnego traktowania klienta w komplecie startowym producent dostarcza również przyjemnego w użyciu pilota zdalnego sterowania.

Pewnie wielu z Was już przed przeczytaniem tego tekstu snuje przypuszczenia na temat ilości lampy w przekazie muzycznym naszego bohatera. Przecież mamy do czynienia z konstrukcją hybrydową, a takie buduje się zazwyczaj z chęci jedynie lekkiego ocieplenia prezentacji przy jej tranzystorowej, często nadmiernej, bo stawiającej jedynie na atak szybkości. Jeśli tak, to muszę z przyjemnością powiedzieć, iż jesteście w błędzie. Otóż muzyka wzmacniana przy pomocy tytułowego Circle Labs A200 aż kipiała od wspomaganej nasyceniem i bijącym ciepłem z każdej nuty, magii. Oczywiście konstruktorzy nie zapomnieli przy tym zadbać o dobrze osadzone, może nie narysowane skalpelem, ale dość zwarte, a przez to przyjemne w odbiorze niskie rejestry i świetlistą, raczej złotawą, aniżeli zimną, jako pochodną srebra, górę pasma. Dlatego też gdybym miał określić procentowy udział technologii lampowej i tranzystorowej w otrzymanej w moim pokoju prezentacji, bez dwóch zdań powiedziałbym, że wynik oscyluje mniej więcej 50/50 procent. W takim razie po co mieszać dwa światy, gdy żaden nie dominuje? Z bardzo prostej przyczyny jaką jest dbałość o zadowolenie słuchacza poprzez konsensus tych obydwu technologii, czyli podanie dźwięku z energią, a przy tym z fajną intymnością, co rzeczony wzmacniacz robi znakomicie. Do tego należy przypomnieć o zjawiskowej namacalności i budowaniu wrażenia 3D doprawionych dobrze zaaplikowaną lampą źródeł pozornych. A także dorzucić informację o świetnym wrażeniu oddania głębokości i szerokości wirtualnej sceny. Oczywiście ktoś stawiający wyraźne granice pomiędzy tymi dwoma światami zawsze może pokręcić nosem, ale jak wiadomo, jeszcze się taki nie urodził, żeby wszystkim dogodził, ale to znakomicie rozwiązuje różnorodność światowej oferty brzmieniowej. Co zatem wydarzy się w momencie zderzenia 200 – ki z konkretną muzyką? Swój miting rozpocząłem od Diany Krall i jej krążka „When I Lock In Your Eyes”. W efekcie otrzymałem czarującą opowieść muzyczną, gdzie oprócz gładkości i namacalności głosu artystki swoje równie zjawiskowe trzy grosze pokazało instrumentarium. Owszem, słyszałem bardziej zwartą prezentację grających w niskich rejestrach generatorów fal dźwiękowych, ale trzeba zaznaczyć, że płyty owej artystki zazwyczaj są mocno podkręcone realizacyjnie, co przy dodatkowej szczypcie nasycenia wznoszonej przez elektronikę nieco je ujędrniło. Jednak nie do poziomu szkodliwego rozlania się basu po podłodze, tylko sygnalizacji jego większego udziału w przekazie. Ale zapewniam, to nie była notoryczna, szkodliwa maniera, tylko symboliczny znak, że mamy do czynienia z materiałem, który ma dobrze zagrać już na poziomie prostego, często nieco kostropatego Hi-Fi. Żeby to zweryfikować, w napędzie CD-ka natychmiast po Dianie wylądowało trio Garego Peacocka „Tangents”. Wiadomo, ECM swoją pracę wykonuje rzetelnie, a nie siłowo ubarwia, co miało pokazać, co tak naprawdę polski piecyk potrafi. Efekt? Natychmiast kontrabas okazał się być znacznie bardziej zwartym nie gubiąc się nawet w najbardziej ekwilibrystycznych pasażach. Naturalnie w wartościach bezwzględnych w jego grze było nieco więcej pudła rezonansowego niż strun, ale ani na moment dźwięk nie przeszedł na czarną stronę uśredniającego czytelność nasycenia. Fortepian w dole dostojny, w środku dźwięczy, a w górze lotny. Zaś bębniarz oprócz solidnego udziału w materiale muzycznym jego największego kotła, cały czas chwalił się mieniącymi się złotem perkusjonaliami. Jednym zdaniem, muzyka była prezentowana może bez wyczynowości w oddaniu kwestii PRAT, ale z pewnością nie ślamazarnie, a przez to nudnie.
Na koniec kilka zdań o starciu z muzyką elektroniczną. Jak można się spodziewać, lampa w torze sygnałowym nie pozwoliła ciąć przestrzeni mojego salonu przeraźliwymi przesterami jak żyletkami, dlatego też ortodoksyjni słuchacze tego typu twórczości powinni podczas przymiarek do 200-ki wzmóc swoją czujność. Jednak biorąc w obronę rodzimą myśl techniczną wspomnę, że jako wielbiciel z młodych lat zespołu Depeche Mode, na bazie stosunkowo nowej płyty „Exciter” nie odczuwałem jakiejś degradacji tego materiału. Owszem było gęściej i płynniej, jednakże za sprawą dobrej rozdzielczości dźwięku ów sznyt wspomagał jedynie przyjemność odbioru głosu wokalisty i wzmagał dobrze separowane sejsmiczne pomruki w dolnych partiach. Natomiast gdybym miał wytypować jedną rzecz, do której mógłbym się – z premedytacją biorę to określenie w cudzysłów – „przyczepić”, to zbyt duża ilość magii – czytaj mniejszej bezwzględności w domenie ostrości – w świstach i celowych zniekształceniach dźwięku. Jednak po wygłoszeniu takiej tezy natychmiast przypominam, iż konstrukcje oparte o szklane bańki – oczywiście tak jak opisywany model Circe Audio hołdujące oddawaniu jej zdroworozsądkowej gładkości i plastyczności – z założenia nie są dobrymi kompanami do komputerowej muzyki. Żywisz się bezkompromisową twórczością sztucznej inteligencji, szukaj kompana w konstrukcjach do tego stworzonych. Jednak jeśli jesteś choć trochę otwarty na powiew płynności w muzyce, temat ożenku z opisywaną integrą nie jest już taki odległy.

Jak wynika z powyższego opisu, zastosowana w Circle Labs A200 lampa przy sporej mocy wzmacniacza ma zapewnić słuchaczowi maksimum przyjemności z obcowania z muzyką w estetce intymności. Naturalnie w sposób ekstremalny tylko wówczas, gdy wymaga tego materiał muzyczny, gdyż już w przypadku opisywanego jazzowego trio sprawy nasycenia i gładkości przekazu nie były tematem z gatunku zbyt dużo cukru w cukrze, tylko pokazaniem tego samego wydarzenia z innego, bardziej ludzkiego, bo okraszonego ciepłem lamp próżniowych, punktu widzenia. Czy to jest propozycja dla każdego? Na to pytanie poniekąd odpowiedziałem w części poświęconej muzyce elektronicznej. Wynika z niej, że jeśli nie jesteśmy ortodoksyjni w odbiorze tego typu repertuaru, biorąc pod uwagę wszystkie inne gatunki, nie ma najmniejszych przeciwwskazań do jakichkolwiek prób. W moim odczuciu jedyny potencjalny problem to zbyt gęsta, potrzebująca raczej bezdusznego, bo stawiającego na atak ponad wszystko wzmacniacza, elektronika potencjalnego nabywcy. Reszta populacji jak najbardziej ma zielone światło.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0
– przetwornik cyfrowo/analogowy dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Sigma CLOCK
– Shunyata Sigma NR
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Sonus Faber Olympica Nova V
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri „Million”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA

Producent: Circle Labs
Cena: 35 000 PLN

Dane techniczne
Moc wyjściowa (RMS): 2 x 100W/8Ω, 2 x 200W/4Ω
Pasmo przenoszenia: 10 Hz-130 kHz (+/- 3dB)
Czułość wejściowa: 0,9V (pełna moc)
Wzmocnienie: 34 dB
Impedancja wejściowa: 25 kΩ
Impedancja wyjściowa: 0,016 Ω
Współczynnik tłumienia dla 8Ω: 500
Wymiary (S x G x W): 430 x 360 x 180 mm
Waga Netto: 20 kg
Waga wysyłkowa: 28,5 kg

Pobierz jako PDF