Opinia 1
Zgodnie z brutalną i jakże prawdziwą zasadą, że „jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził”, pomimo w pełni zasłużonych komplementów, jakimi niemalże rok temu obsypaliśmy rodzimy ultymatywny regulator głośności Vinius audio TVC-03, już wtedy jednogłośnie z Jackiem sygnalizowaliśmy, iż wszystko jest świetnie, jednak … I tu pojawiał się może nie tyle zarzut dysfunkcji, co argument wskazujący na fakt pewnego ograniczenia grona potencjalnych odbiorców przez samego, gdańskiego producenta. Chodziło bowiem o brak we/wyjść zbalansowanych, bez których w High-Endzie niezwykle trudno utrzymać się na powierzchni. Wystarczy wspomnieć casus końcówek mocy Abyssounda (ASX-1000 / ASX-2000), które właśnie ze względu na brak XLR-ów niejako a priori były wykluczane przez wymagających audiofilów i melomanów szukających wysokiej klasy amplifikacji. Dlatego też z niekłamaną radością przyjęliśmy nie tylko informacje o pojawieniu się na rynku właśnie uzbrojonej w XLR-y wersji nadmorskiego regulatora głośności, lecz i samo urządzenie, które z racji swojego zbalansowania otrzymało symbol TVC-04.
Jak mam cichą nadzieję zarówno na powyższych, jak i zawartych w sesji unboxingowej zdjęciach widać Vinius audio TVC-04 zachowując kluczowe cechy firmowej aparycji nieco, w porównaniu do swojego starszego rodzeństwa urósł. Winą za ten fakt śmiało możemy obarczyć widoczny na prawej flance drewnianego frontu dwuwierszowy, czarno-czerwony wyświetlacz, oraz ulokowany tuż przy dolnej krawędzi czujnik IR. Obie gałki, czyli nieco mniejszy selektor źródeł, jak i większa – odpowiedzialna za krokową regulację głośności pozostały takie same. Również korpus oraz drewniane plecy uniknęły większych modyfikacji, poza oczywistym zastąpieniem wszystkich terminali RCA gniazdami XLR i wymianą sklejkowych nóżek na ich toczone i nieco wyższe (wreszcie jest szansa na wsmyknięcie pod preamp opuszków palców) metalowe odpowiedniki. Do dyspozycji, podobnie jak w 3-ce, mamy trzy wejścia i jedno wyjście a z nowości warto wspomnieć o hebelkowym przełączniku odcięcia masy (przyda się w przypadku przydźwięku sieciowego) i dedykowanym zewnętrznemu 12V zasilaczowi gnieździe i włączniku głównym. W tym momencie pozwolę sobie na małe wyjaśnienie. Otóż Vinius audio TVC-04 nadal jest urządzeniem w pełni pasywnym, bazującym na magnetycznej kontroli głośności a całkowicie odseparowane od toru audio zasilanie doprowadzane jest do procesora sterującego silnikiem, samego silnika i wyświetlacza. Mówiąc wprost, jeśli komuś nie zależy na sterowaniu głośnością znajdującym się na wyposażeniu pilotem i wskazaniach niezbyt czytelnego z odległości kilku metrów wyświetlacza spokojnie może sobie doprowadzenie prądu do 4-ki darować i używać jej dokładnie tak samo jak niezmotoryzowanej 3-ki zyskując tym samym dozgonną wdzięczność ekologów.
Nie osłabła również troska ekipy Vinius audio o swoje wyroby, gdyż tytułowa pasywka dostarczana jest w pancernej, sklejkowej skrzyni w której dopiero umieszczono dwa kartonowe pudła i styropianowe, oraz piankowe zabezpieczenia stabilizujące urządzenie,
Wydawać by się mogło, iż zmiana układu na zbalansowany przy bazowaniu na dokładnie tych samych założeniach konstrukcyjnych i materiałach powinna być bądź pomijalna, bądź co najwyżej symboliczna. To wszystko jednak teoria, gdyż w praktyce oprócz zmian w samych trzewiach urządzenia zmienia się przecież zarówno poziom transmitowanych sygnałów, jak i/lub stopień wyjściowy/wejściowy nadajnika i odbiornika takowych. W idealnych warunkach powinniśmy mieć wręcz sytuację wyeliminowania de/symetryzatorów na wy/wejściach w źródle i końcówce mocy, o ile tylko będą one konstrukcjami zbalansowanymi. Abstrahując jednak od peryferii i mając na uwadze, iż zarówno test TVC-03, jak i bohatera niniejszej epistoły odbywał się w praktycznie dokładnie takich samych warunkach, a tym samym pula ewentualnych zmiennych została ograniczona do minimum ewentualne różnice, bądź ich brak powinien być łatwo zauważalny i definiowalny. I tak też było, gdyż od pierwszych taktów użytego również podczas poprzednich testów „Entering the Woods” Emil Brandqvist Trio okazało się, że iście holograficzna transparentność i krystaliczna czystość 3-ki została wzbogacona niezwykle zjawiskową dawką iście organicznego wypełnienia i pulsującej krwią żywej tkanki. Nie oznacza to bynajmniej, że 3-ka była pod tym względem zbyt zachowawcza, bądź nazbyt analityczna, gdyż nijakiej własnej sygnatury nie posiadała, odpowiadając jedynie za poziom głośności i pełniąc rolę swoistego wzorca „drutu ze wzmocnieniem”. Tymczasem TVC-04 swojego charakteru ukrywać nie zamierza i tak jak poprzednio miłośników i poszukiwaczy „magii” w dźwięku odsyłałem z kwitkiem, tak tutaj śmiało mogę przyjąć ich z otwartymi ramionami. Zbalansowany Vinius gra bowiem dźwiękiem niezwykle gęstym, choć jak już zdążyłem nadmienić niepozbawionym rodowej rozdzielczości, jednak poprzez ową gęstość przekaz zyskuje na wypełnieniu, wolumenie i potędze. Co ciekawe sama perkusja leadera formacji nadal pozostaje zwiewna i dystyngowana kurtuazyjnie dając pole do popisu nie tylko stanowiącym trzon zespołu pianiście Tuomasowi Turunenowi, który de facto w większości utworów gra pierwsze skrzypce i kontrabasiście Maxowi Thornbergowi, co i zaproszonym gościom. Fortepian ma właściwy, daleki od sztucznego rozdmuchania rozmiar, kontrabas zachowuje świetną równowagę pomiędzy udziałem strun i pudła a jedynie pojawiający się okazjonalnie akordeon Lisy Langbacka jest pełniejszy i jakby nieco bardziej karmelowo pogodny i mniej łkający. A jeśli chodzi o barwy a dokładnie o ich temperaturę, to proszę tylko wsłuchać się w otwierający ww. album utwór „My New Bike”, gdzie z porannej, orzeźwiającej przejażdżki wzdłuż skandynawskich fiordów przesiadając się z 3-ki na 4-kę automatycznie przenosimy się do malowanej miękkim słońcem zdecydowanie łagodniejszej Toskanii. Czy jest to zarazem odstępstwo od wzorca i oryginału? Nie mi to osądzać, jedynie w ramach możliwie szczerej odpowiedzi stwierdzę, iż 3-ka gra zdecydowanie bardziej neutralnie-transparentnie a 4-ka naturalnie i muzykalnie. Choć znowu gdzieś tam podskórnie jestem nieusatysfakcjonowany użytymi określeniami, gdyż ponownie dochodzę do często artykułowanego przez Franka Zappę wniosku, że „pisanie o muzyce jest jak tańczenie o architekturze”. No bo jak możliwie obrazowo przedstawić ewidentnie różne a zarazem niezwykle sobie bliskie estetyki? W obu przypadkach mamy bowiem zaoferowane brzmienie kompletne, skończone i mówiąc wprost doskonałe. Jednak jak to w życiu bywa każdy z nas ma własne, czysto subiektywne wyobrażenie wzorca, więc to, co dla jednych będzie uchodziło za ideał wcale takiej rangi w oczach/uszach pozostałych może nie osiągnąć. A w przypadku TVC-4 mamy (teoretycznie i niejako na skróty) znany z wersji RCA krystaliczny egzo-szkielet przyobleczony milszą oku i uchu tkanką. Jest bardziej aksamitnie, nieco krąglej i plastyczniej – bardziej po … „ludzku”(?).
Dzięki temu sięgając po bezpardonowo smagające nasze zmysły „Si Vis Pacem, Para Bellum” Seether granica bólu, czy jak kto woli wyjścia ze strefy komfortu, przesuwa się o oczko, bądź nawet dwa wyżej. Nie oznacza to bynajmniej złagodzenia ataku, bądź zaokrąglenia-wycofania góry pasma, czy ofensywności wykrzykiwanych przez Shauna Morgana fraz a jedynie ich dosaturowanie, wysycenie i przyprószenie złotym, mieniącym się w promieniach popołudniowego słońca pyłem. Nie tracimy bezpośredniości i ładunku emocjonalno-energetycznego a jedynie odpuszczamy nieco na bezpardonowości i bezkompromisowości. Niby przekaz jest tożsamy z oryginałem, jednak jego forma zyskuje na atrakcyjności a przez to staje się łatwiej przyswajalna i akceptowalna przez szersze grono odbiorców. To tak jakby z klasycznej „10-ki” Laphroaiga przesiąść się na Kilchomana Sanaig. Niby i to, i to destylat pochodzący z Islay, jednak owocowość i krągłość Sanaiga roztaczają czar zdecydowanie bardziej zalotnie od jodynowej kuracji szokowej serwowanej przez Laphroaiga. Która opcja lepsza ni mi oceniać a jedyne co mogę powiedzieć, że uwielbiam obie. Podobnie jest z Vinius audio. TVC-03 wydaje się bowiem wymarzonym narzędziem pracy recenzenta, który z jego pomocą zawsze i wszędzie usłyszy dosłownie wszystko. Z kolei TVC-04 trzymałbym na podorędziu i sięgał po niego już „po godzinach” i/lub podczas odsłuchów urządzeń/płyt, które oczywisty potencjał posiadają, lecz czasem trzeba im nieco pomóc, nakierować na właściwe tory.
Parafrazując Jana Himilsbacha wpięcie w tor pasywnego przedwzmacniacza Vinius audio TVC-04 śmiało można uznać za „wprowadzanie elementu baśniowego do rzeczywistości”. Czy taki zabieg przypadnie Państwu do gustu nie mi wyrokować, warto jednak mieć świadomość, iż rodzimy producent mając w swym portfolio zarówno TVC-04, jak i bezkompromisowo rozdzielczy TVC-03 pozwala dokonać zgodnego z naszymi preferencjami wyboru. W dodatku niezależnie na co się zdecydujemy będziemy mieli pewność, że klasa brzmienia na tym nie ucierpi a jedynie brak, bądź zauważalna obecność własnej sygnatury przedwzmacniacza potwierdzi słuszność naszej decyzji.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Przedwzmacniacz liniowy: Cambridge Audio Edge NQ
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones; Cambridge Audio Edge M
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Anort Consequence; Artoc Ultra Reference; Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Rogoz Audio 4SM
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Mówcie, co chcecie. Że marka stosunkowo młoda, w obecnej chwili ze skromnym portfolio, do tego polska, przez co nawet z dużymi szansami na sukces brutalnymi prawami rynku jest spychana do pewnego rodzaju poczekalni mających wypłynąć na szerokie wody interesującego nas wycinka rynku audio. To wszystko prawda. Jednakże jednej z punktu widzenia rozpoznawalności przez zorientowanych w temacie melomanów, bardzo ważnej rzeczy jako swoisty sukces, nie sposób jej odmówić. Mianowicie chodzi mi o jej przewodnie motto wszelkich działań w domenie obróbki sygnału muzycznego, jakim oprócz drobiazgowej selekcji każdego użytego do budowy ich konstrukcji komponentu, oraz kilku innych ważnych zabiegów produkcyjnych – o tym później, jest bezwzględna dbałość o utrzymanie zgodności kierunkowej wszelkich zastosowanych przewodników. To jest pewnego rodzaju wpisany w jej byt aksjomat. Skąd to znacie? Oczywiście pierwsze jaskółki o tak rygorystycznym podejściu do tych spraw sygnalizowały to na naszym portalu około roku temu, przy okazji testu pasywnego przedwzmacniacza liniowego TVC-03. Jednak ku naszemu pozytywnemu zaskoczeniu, tuż po pojawieniu się na rynku pierwszej wersji dla sygnału niesymetrycznego (wersja RCA), jako dobra karta w kierunku rozwoju marki spore zainteresowanie potencjalnych użytkowników wymusiło na pomysłodawcach powstanie wersji symetrycznej (XLR). Oczywiście takie wydarzenie nie mogło przejść bez echa, dlatego w dzisiejszym teście przyjrzymy się, jak owa symetryzacja sygnału audio wpłynęła – jeśli w ogóle – na końcowy wynik soniczny kolejnego produktu spod znaku trójmiejskiej marki Vinius audio, tym razem oznaczonego nazwą TVC-04.
Opisywany dzisiaj przedwzmacniacz w kwestii nie tylko półproduktów, ale również kolorystyki obudowy bazuje na poprzedniku. To nadal jest średniej wielkości stalowa, wykończona czarnym, strukturalnym lakierem skrzynka, którą od frontu i pleców okalają pomalowane bezbarwnym lakierem drewniane panele. Mało tego. Nawet rozlokowanie wszelkich manipulatorów i zastosowanych terminali przyłączeniowych znajduje się w tych samych miejscach. Czym zatem się różnią? Po pierwsze wkomponowanym na prawej stronie awersu wyświetlaczem z informacją o regulowanej pilotem zdalnego sterowania głośności, jako odpowiedź na potencjalne potrzeby zainteresowanych klientów. Po drugie usadowienie pod nim przy podstawie otworu dla odbiornika fal wspomnianego pilota. Po trzecie jako skutek obróbki sygnału symetrycznego, na rewersie zmieniono wejścia ze RCA na XLR. Zaś po czwarte z lewej strony pleców dodano włącznik i gniazdo wtyczkowego zasilania dla silniczka sterującego gałką głośnością oraz samego wyświetlacza. Jeśli chodzi o garść technikaliów na temat trzewi TVC-04, ten idąc tropem poprzednika, bazuje na zaprojektowanym przez producenta, celowo nieco przewymiarowanym, wykorzystującym półprodukty w żądanej specyfice jakości transformatorze oraz kolokwialnie mówiąc pajęczynie zgodnie z kierunkowością połączonych cieniutkich przewodów. Oczywiście jako konstrukcyjny bonus w stosunku do poprzednika wewnątrz znajdziemy jeszcze silniczek sterujący poziomem Volume oraz konglomerat wyświetlacza wraz z obsługującym go układem elektrycznym. Tak prezentujący się przedwzmacniacz wyposażono w pilota zdalnego sterowania Aple’a, zaś w trosce o bezpieczeństwo podczas procesu logistyki podobnie do protoplasty najpierw spakowano w stosowny karton, a następnie drewniany kuferek.
Gdy otrzymałem informację o planach powstania symetrycznej wersji przedwzmacniacza liniowego TVC, moim pierwszym odruchem była żądza wiedzy, czy z uwagi na nieuniknione zmiany konstrukcyjne końcowy efekt soniczny zbytnio nie ewaluował. A jeśli już, to czy nie w jakimś drastycznym wymiarze, a nawet pokusiłem się o określenie go jako potencjalnie szkodliwy. W odpowiedzi otrzymałem sygnał, iż owszem, coś w temacie ostatecznego brzmienia drgnęło, jednak efekt ocenię już na własnej skórze podczas testu nowego dziecka Vinius audio. Co zatem oznaczało enigmatyczne stwierdzenie, że coś drgnęło? W moim odczuciu okazało się to być sporym, acz bardzo ciekawym odejściem od brzmienia konstrukcji przecierającej szlaki tytułowej marki, co postaram się wyłożyć w poniższym akapicie.
Jak prawdopodobnie sobie przypominacie, opis 3-ki odnosiłem do mojego przetwornika cyfrowo-analogowego z regulacją głośności dCS Vivaldi DAC 2.0. Ówczesne zderzenie pokazało, że Vinuis mimo walki o tak oczekiwaną przez nas przezroczystość w systemie, okazał się nieco lżejszym wagowo, a co za tym idzie bardziej transparentnym urządzeniem, co koniec końców dla wielu mogło być groźne. Na szczęście dzięki wiedzy konstruktora o co w tej zabawie chodzi, przy mniejszym body odznaczał się świetną rozdzielczością, a ta nie pozwoliła na popadanie testowo skonfigurowanego zestawu w męczącą nadpobudliwość. Owszem, wszystko było pokazane na przysłowiowej dłoni, jednak z pełną kontrolą nad wyrywnością górnych rejestrów tudzież oznakami zniekształceń.
Co zatem na tym tle pokazała 4-ka? Otóż biorąc prezentację Vivaldiego jako poziomą linię odniesienia, tym razem trójmiejskie dziecko swoje osadzenie w barwie i nasyceniu narysowało poniżej wzorca. Spokojnie, nie jakoś drastycznie, ale od pierwszych minut wyczuwalnie. To źle? Bynajmniej, bowiem jestem święcie przekonany, iż taki stan zadowoli znaczącą większość potencjalnych zainteresowanych ofertą Vinius audio, gdyż dźwięk nadal był rozdzielczy i transparentny, a jedyną zmianą okazał się być inny punkt ciężkości grania sterowanego nim systemu. Konsekwentnie z pełnym pakietem danych, za to dostojniejszy, bardziej kolorowy i nasycony. Naturalną koleją rzeczy minimalnie wolniejszy, ale konia z rzędem temu, kto pokaże mi urządzenie, które w imię dbania o plastykę i dobre dociążenie dźwięku nie dostanie rykoszetem utraty natychmiastowości ataku ponad wszystko, czego model TVC-03 był dobrze skrojonym jakościowo orędownikiem. Dla mnie to był typowy konsensus czegoś za coś, a nie jakiejkolwiek straty. Co zatem na taki stan rzeczy odpowiedziała zaczerpnięta z poprzedniej recenzji muzyka?
Jak wspominałem, oferowany przez naszego bohatera przekaz zwiększając nieco body wybrzmiewającej muzyki, nie wpływał na jej pakiet informacyjności. Nadal system świetnie oddawał ducha muzyki dawnej spod znaku „El Cant de la Sibil.la” Jordi Savalla, czy „A Trace Of Grace” Michela Godarda, nie tylko z ich mistycyzmem, ale również prawdą o wielkich budowlach sakralnych i drzemiącym w nich echu. Mało tego. Za sprawą większego nasycenia teraz bardzo zyskiwała wokalistyka i bardzo często występujące w takich produkcjach instrumentarium z epoki. Jak w obliczu większej masy, przy bardzo istotnym zagadnieniu zadbania o swobodę wybrzmiewania dźwięku było to możliwe? Słowo klucz to wyartykułowana kilka linijek wcześniej, pozwalająca na zaznaczenie bytu na scenie najdrobniejszego niuansu śpiewanych fraz, przypadkowego dotknięcia instrumentu przez artystę lub choćby przypadkowego, teoretycznie usilnie duszonego przez słuchacza, ale jednak dobrze słyszalnego kaszlu na widowni rozdzielczość przedwzmacniacza. Z jednej strony pławiłem się w uwielbianych przeze mnie sonicznych krągłościach każdej nuty, a z drugiej jej zaskakującym cyzelowaniem ich scenicznego wykończenia. Atak, odpowiednio długie trwanie i na koniec dopieszczone wygaszanie. Nic, tylko usiąść z lampką dobrego Single Malta i zatracić się w tej wręcz stworzonej do oderwania się ducha od ciała muzie, czego notabene przy pomocy wspomnianych i kliku innych płyt z premedytacją nie omieszkałem dokonać.
Na koniec teoretyczny Palec Boży dzisiejszego starcia. Przecież „gdzie drwa rąbią …”, co w oparciu o większe zaangażowanie barwy w przekazie nieodzownie musiało w jakiś sposób odbić się na twórczości tworzącej ogólny, artyści twierdzą, że w pełni zaplanowany chaos. W tej roli po raz kolejny wystąpił znany chyba wszystkim zespół Slayer ze swoim buntem zatytułowanym „God Hates Us All”. Czyli jak, było źle? Powiem w ten sposób. Jeśli już powiedziałbym tak, to jedynie w imię poprawności politycznej, jako obrona pokazywania natychmiastowości co chwila zmieniających się scenicznych wydarzeń. To jest sól tego rodzaju wyrażania swoich emocji i odejście od tego zawsze coś nam zabiera. Jednakże z ręką na sercu powiem, że w przypadku Vinius audio posiadając rozdzielczy system, nie utraciłem tego aż tak wiele. Owszem, było minimalnie mniej agresywnie w ataku i przenikliwości wybrzmiewania, ale bez jakichkolwiek oznak ospałości. Ba, zaoferowana przez naszego bohatera inkarnacja na tle ogólnego krzyku i masakrowania instrumentów, znacząco pomogła zaistnieć artystom. I nie mam jedynie na myśli stojącego przy mikrofonie frontmana, ale również gitarzystów i perkusistę, gdyż oprócz tego, że ten pierwszy wreszcie pokazał umiejętności operowania swoim otworem gębowym, to reszta o dziwo zagrała na posiadających ciekawą barwę strunach i waliła w wielką, oddającą odpowiednio znaczącą energię, membranę stopy perkusji. Czy taki konsensus „za i przeciw” (dodanie body w imię utraty wyrazistości) usatysfakcjonuje wszystkich, tego nie wiem. Ja mogę powiedzieć jedynie, że to, co w walce o ucywilizowanie muzyki rockowej podczas testu zrobił Vinius audio TVC-04, nawet przez moment nie przekroczyło cienkiej linii dobrego smaku.
Jak wynika z powyższego testu, każda najdrobniejsza zmiana topologii układów elektrycznych niesie ze sobą konsekwencje w końcowym brzmieniu urządzenia. W powyższym przypadku zastosowano jedynie inną specyfikę obrabiania sygnału audio, a mimo wykorzystania identycznych rozwiązań technicznych z komponentami włącznie, dźwięk nieco ewaluował. Czy w dobrą stronę? Jak wspominałem, jestem więcej niż pewien, że dla wielu z Was w przypadku osobistego spotkania będzie to strzał w przysłowiową dziesiątkę. To znaczy, że poprzednik był gorszy? Nic z tych rzeczy. Był jedynie bardziej wymagający od zastanego systemu, gdyż swoją transparentnością potrafił pokazać jego problemy. TVC-04 zaś jest bardziej ludzki. Na tyle przyjazny, że sprawdzi się nie tylko w zbyt lekkich, ale również już gęstych zestawach, bowiem kolorując świat muzyki nieco bardziej od pierwszej wersji, nie zapomina przy tym o zapewnieniu jej odpowiedniej rozdzielczości. I w mojej ocenie to jest najważniejsza cecha gościa znad Bałtyku, o czym wielu producentów raczy zapominać. Na szczęście parafrazując klasyka, nie z Viniusem takie numery.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0
– przetwornik cyfrowo/analogowy dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10 SE-120
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research OMEGA CLOCK
– Shunyata Sigma V2 NR
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
– streamer Melco N1A/2EX
– switch Silent Angel Bon n N8
Kolumny: Dynaudio Consequence Ultimate Edition, Gryphon Audio Trident II
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami””, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Producent: Vinius audio
Cena: 33 000 PLN
Dane techniczne
– Wejścia: 3 pary XLR
– Wyjścia: Para XLR
– Regulacja: 24 stopnie co 2dB
– Galwaniczne odcięcie masy, brak wspólnej masy dla wejść, selektor odcina masę i sygnał
– Rdzenie transformatorów EI 102 mm
– Uzwojenie pierwotne i wtórne
– Wzmocnienie: 1/1
– Wymiary (S x G x W): 355 x 390 x 118 mm
– Waga: 11 kg
– Zasilanie: 12VDC 2A