Opinia 1
Nie wiem, czy spotkaliście się już z tą lekko złośliwą dla wielu podmiotów z podwórka audio, z ochotą głoszoną przez tropicieli wszelkich oznak audio-woodoo maksymą: „Jak nie masz pomysłu na biznes, rób okablowanie audio. To łatwy i lekki zarobek”. Jeśli nie, to już ją znacie. Czy to prawda? Nie mam najmniejszego pojęcia, w ilu przypadkach zaczynem do podjęcia się tego rodzaju biznesu jest jej pierwszy człon. Osobiście mniemam, że mimo zakładanej szczypty prawdy w każdej plotce tutaj jej udział jest nad wyraz znikomy, Jednak bez względu na wszystko zapewniam, iż druga część również mija się ze stanem rzeczywistym. Skąd to wiem? Od kilku producentów. To są długie godziny pracy poświęcone na projektowanie i realizację odpowiednich spotów setek cienkich drucików. Do tego dochodzi sprawa dobrania stosownego ekranowania, materiałów izolujących, a czasem nawet powiązanej z teoriami fizyki odpowiedniej długości danego kabla. Banał? Bynajmniej, bowiem nawet zastosowanie innego izolatora poszczególnych żył lub inna kolejność ekranowania wykorzystywanymi półproduktami, powoduje znaczące zmiany wpływu danej konstrukcji na wykorzystujący ją system audio. Niestety, jeśli ktoś podchodzi do tego uczciwie, to jest to prawdziwa droga przez mękę. Jaki cel ma powyższy wywód? Bardzo ważny, gdyż dzisiejszym bohaterem będzie od dwóch lat z powodzeniem radzący sobie na rynku okablowania, dzięki własnym doświadczeniom w pełni świadomy wspomnianych problemów, rodzimy producent WK-Audio, który własnym sumptem, do poważnego starcia na naszych łamach dostarczył dwie sieciówki The Air.
Z uwagi na dziwne czasy podrabiania wszystkiego bez żadnych konsekwencji, informacji na temat tytułowego okablowania jest jak na lekarstwo. Z tego co udało mi się dowiedzieć, mamy do czynienia z czystą miedzią OFC, która przed użyciem do produkcji portfolio manufaktury WK-Audio została poddana formowemu procesowi jej uszlachetniania – to jedna z tajemnic produkcyjnych. Wewnątrz mieniącej się błękitem plecionki z PVC znajdują się skręcone według mozolnie opracowywanej geometrii – kolejna tajemnica produkcyjna, osobno izolowane, odseparowane od siebie specjalnymi elementami w strategicznych dla dźwięku miejscach trzy żyły. Te w sumie zaś w kwestii ilości miedzi w danym kablu osiągają wynik na poziomie 13 mm² czystego drutu. Ale to nie koniec ciekawych danych, bowiem w trosce o jak najlepszy sound zasilanego systemu, model The Air jako akcesoria przyłączeniowe wykorzystuje topowe wtyki japońskiej marki Furutech I-E 50 NCF (R) i FI-50 NCF (R). Tak przygotowany dla klienta produkt dla lepszego efektu wizualnego wyposażono w nadające sznytu elegancji metalowe przywieszki z logo marki i nazwą modelu. Natomiast wieńcząc proces zdobywanie serc klienta całość spakowano do ozdobionego wielkim znakiem firmowym brandu drewnianego pudełka.
Mam nadzieję, że na podstawie kilku lat opisywania przez nas podobnych akcesoriów prądowych zdążyliście przyjąć do wiadomości fakt zwyczajowego sznytu grania danej konstrukcji. Raz w grę wchodzi szybkość połączona ze zwartością przekazu, innym razem jego świetnie oddające muzykę wokalną i sakralną, nasycenie. Naturalnie im wyżej wspinamy się w hierarchii jakości dźwięku, tym bardziej obydwa nurty brzmienia się asymilują. Dlatego też w momencie braku oporu z Waszej strony w stosunku do mojego wywodu niemal samoczynnie nasuwa się pytanie typu „Jak na tle opisanych artefaktów sonicznych wypada tytułowy The Air?”. Powiem, że bardzo ciekawie, gdyż może nie w wartościach absolutnych, ale na swój sposób łączy coś obydwu specyfik rysowania świata muzyki. O co chodzi? W momencie wpięcia w mój tor dotychczasowa prezentacja umiejętnie, bo bez oznak szkodliwości jako takiej, została skierowana w stronę lekkiego faworyzowania średnicy. Ale co istotne, nie tej wyższej, co mogłoby skończyć się jej krzykliwością, tylko jej niższych zakresów. Na przełomie z basem stała się znacznie mocniejsza, niemniej jednak dzięki pewnego rodzaju twardości znakomicie unikała poczucia rozlazłości. Była zwarta, a zarazem magiczna. To naturalnie w pierwszej kolejności dopuszczało do głosu wszelkiego rodzaju operującą w tym pasmie wokalizę i bogate instrumentarium. Jednak zaznaczam, mimo odczuwalnego odbioru całości w nieco bliższym polu odsłuchu – zwyczajnie przesiadałem się do bliższego od sceny rzędu z zachowaniem identycznego wektora jej szerokości i nieznacznie mniejszego głębokości jako konsekwencja zbliżenia się do źródła dźwięku, nie odbierałem tego jako balansowania na granicy problemu w odbiorze całości, tylko lekkie przewartościowanie dotychczasowego spojrzenia na rozgrywające się pomiędzy moimi kolumnami wydarzenia. Jednak to nie wszystkie ciekawostki. Takie postawienie sprawy mówiąc kolokwialnie nie gmerało w dolnych zakresach zbierając je nadmiernie w sobie – było bardzo podobnie do stanu przed aplikacją rzeczonych drutów. Czy to źle? Nic z tych rzeczy. Dla mnie dobrze. Powód? Otóż wprowadzałoby to do dźwięku w pierwszym odczuciu owszem fajną, jednak po kilku godzinach kastrującą muzykę z emocji nadmierną szybkość, a przecież nie o natychmiastowość narastania sygnału tylko w niej chodzi. Ważna jest równowaga pomiędzy masą i atakiem. Co do najwyższych rejestrów, te w pierwszym odczuciu po wzmocnieniu środka stając się mniej wyraziste, po kilkupłytowej akomodacji bez problemu okazały się być równie informacyjnie. Nadal bardzo dobrze pracowały w służbie świetnej prezentacji wspomnianych partii wokalnych i instrumentalnych typu kontrabas, fortepian i wszelkiego rodzaju instrumenty dęte. Jak to wyglądało na przykładach? Weźmy na tapet Dianę Krall, bez znaczenia w której kompilacji płytowej. Wspomniana diwa zawsze nabierała dodatkowej dostojności i energii, jednak bez siłowego tyranizowania towarzyszących jej muzyków. Czyli? Idąc za głoszonymi przed momentem opiniami, nie tylko kontrabas mocnym i zwartym, jednak nadal z informacją o strunach i pudle rezonansowym, dźwiękiem, ani przez moment nie pozwolił sobie na zepchnięcie do dźwiękowej defensywy, ale również fortepian swoją dostojnością w dolnych zakresach i perlistością na górze zawsze był jednym z rozdających karty generatorów rozwibrowanych fal powietrza. To był czysty konsensus kreowania fraz gardłowych z pozwalającymi im świetnie zaistnieć w eterze współtworzącymi soniczną opowieść przyrządami akustycznymi. Coś więcej? Wiecie co? W podobnym tonie wypadała każda muzyka. Dlatego też unikając sztucznego nadmuchiwania tekstu pozostanę przy świetnie oddającej clou tematu w kwestii oferowanego przez opisywane kable dźwięku, przywołanej Dianie Krall. To jest na tyle reprezentatywny przykład, że dalsze rozwodzenie się byłoby szkodliwe dla wiarygodności testu. A tego ani ja, ani potencjalni zainteresowani (czytaj klienci) raczej chcieli by uniknąć . Wystarczy dokładnie pokazać o co chodzi, a dobry produkt obroni się sam, czego notabene rodzimemu producentowi życzę.
Tak tak, to są bardzo ciekawie wypadające kable. Z jednej strony wzmacniają energię najważniejszej dla naszego odbioru muzyki średnicy, zaś z drugiej nie powodują jej przegrzania. Umiejętnie wprowadzają efekt pewnego rodzaju twardości, przez co trzymają ją cały czas w ryzach kontroli, a co za tym idzie dobrej informacyjności. Komu poleciłbym punkt zapalny dzisiejszego spotkania? Teoretycznie wszystkim. Jak to możliwe? Po pierwsze, nawet u mnie, czyli w mocno gęstym systemie pokazały muzykę jedynie w sferze inności, a nie ułomności, co wielu z was może bardzo się spodobać. Zaś po drugie, wszystkie układanki cierpiące na przysłowiową anoreksję – są nader szczupłe w brzmieniu, nawet po niezobowiązującej próbie, w momencie końcowego wypięcia The Air mogą okazać się już nie do słuchania. Czy tak się stanie, niestety zależy li tylko od Waszych decyzji. Ja co mogłem, to zrobiłem, czyli przekładając z polskiego na nasze, w miarę prostymi przykładami jak na spowiedzi opisałem zaistniałe podczas testu sytuacje. Reszta jest w Waszych rękach.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0
– przetwornik cyfrowo/analogowy dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Sigma CLOCK
– Shunyata Sigma NR
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777, Gryphon Audio Antileon EVO Stereo
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri „Million”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Opinia 2
O tym jak istotna jest właściwa i możliwie wysokiej próby konfekcja zdążyliśmy przekonać się już dwukrotnie – podczas poznawania walorów sonicznych wtyków Furutech Fi-50 NCF(R) i jeszcze ciepłego testu Acrolinków 7N-PC6700 Anniversario. Nie inaczej jest i tym razem, choć akurat mamy to szczęście, że przysłowiową pracę domową odrobił za nas sam producent … projektując tytułowy przewód właśnie pod konkretne wtyki i jak się zapewne Państwo domyślają chodzi właśnie o topowe – piezoelektryczne 50-ki Furutecha. Żeby było ciekawiej w procesie projektowym maczał palce sam dystrybutor wspomnianego kablarsko-akcesoryjnego potentata, czyli katowicki RCM, a finalna wersja obiektu naszych dzisiejszych wynurzeń jest bodajże setną inkarnacją pierwotnego projektu. Jeśli dodamy do tego blisko półtoraroczny okres „dojrzewania” śmiało możemy uznać, iż mamy do czynienia z produktem na tyle skończonym, że raczej nie powinniśmy spodziewać się zbyt szybko jego „poprawionej” wersji. A o kim i o czym mowa? O swoistym beniaminku rodzimej sceny Hi-Fi, czyli powstałej zaledwie w 2017 r. plichtowskiej manufakturze WK Audio i jej topowym przewodzie zasilającym The Air.
Jeśli chodzi o walory natury tak estetycznej, jak i użytkowej, to nie da się ukryć, iż The Air prezentuje się nader intrygująco. Dostarczany w nieco „ikeowskiej” (chodzi o naturalność i ekologię a nie żadne pejoratywne skojarzenia), czyli minimalistycznej i wręcz nieco surowej drewnianej skrzynce już podczas pierwszego kontaktu budzi zaufanie swoją wagą, topowymi wtykami Furutecha i … mało komercyjnym podejściem do tematu. O czym mowa? O niezwykle starannym podejściu do tematu detali, na które zwraca się uwagę przy lepszym jego poznaniu. Chodzi przede wszystkim o ozdobną skórzaną szlufkę z nanizaną nań metalową, przypominającą nieco otwieracz do butelek, tabliczką z firmowym logotypem i nazwą modelu, oraz błękitny peszel otulający nieregularny splot ukrytych pod nim wiązek przewodów. Co w tym niekomercyjnego? Cóż, nie muszę chyba nikogo uświadamiać, że standardem jest stosowanie różnokolorowych termokurczek z firmowymi nadrukami, oraz zewnętrznych izolacji o znormalizowanej – jednorodnej średnicy. Tymczasem The Air wymyka się powyższym standardom – jest na swój sposób sękaty i nieuładzony, pozwalając przy tym namacalnie potwierdzić, iż trzech miedzianych żył biegnących w jego wnętrzu bynajmniej nie ułożono równolegle, lecz zapleciono zgodnie z założoną, firmową geometrią i dodatkowo rozdzielono stosownymi dystanserami. Na tzw. „macanta” można domniemywać, iż opracowanemu przez Witolda Kamińskiego (WK Audio) i Rogera Adamka (RCM) zaplotowi jest zdecydowanie bliżej do przywodzącej na myśl łańcuch DNA helisy, aniżeli do warkoczy Hurricane’ów AudioQuesta.
Jeśli chodzi o detale natury metalurgicznej, to jak już zdążyłem napomknąć w roli konfekcji wystąpiły topowe, piezoelektryczne wtyki Furutech FI-E50 NCF (R) oraz FI-50 NCF (R) a w roli przewodnika wykorzystano polską i włoską miedź OFC o łącznym przekroju wynoszącym aż 13 mm².
Niezależnie jednak od wyglądu, przynajmniej dla większości audiofilów, liczy się przede wszystkim dźwięk i w nieco mniejszym stopniu ergonomia, dlatego też nieco przewrotnie skupię się najpierw właśnie na tym drugim czynniku decydującym, czy dany produkt zostanie w naszym systemie, czy też wróci z powrotem do sklepu. Przy zakupie WK Audio The Air warto bowiem wygospodarować nieco więcej miejsca, gdyż poprzez swoją budowę jego sztywność i podatność na układanie wymaga nieco troski i … wyobraźni przestrzennej. Jeśli zaś chodzi o brzemienie, to tutaj już żadnych specjalnych wymagań raczej tytułowy przewód nie stawia.
Zarówno z racji rekomendowanej przez producenta ceny, jak i wykorzystanej przez niego konfekcji, WK Audio The Air stał się niejako z automatu sparingpartnerem dla niedawno przez nas opisywanych Acrolinków 7N-PC6700 Anniversario, co z jednej strony w sposób całkowicie oczywisty unaoczniło różnice pomiędzy obiema konstrukcjami a z drugiej tylko potwierdziło, że drogi do osiągnięcia mniej, bądź bardziej audiofilskiej nirwany mogą dość znacząco się różnić. Wystarczy powiedzieć, że o ile japońscy konkurenci postawili na rozdzielczość, drive i świetne połączenie blasku oraz wypełnienia konturów soczystą tkanką, co niejako wydaje się całkiem nieźle charakteryzować brzmienie moich dyżurnych Dynaudio Contour 30, o tyle The Air idzie raczej w kierunku estetyki jakiś czas temu goszczących u mnie, opartych na ceramikach Accutona, Gauderów Cassiano. Chodzi bowiem o pewne skonkretyzowanie i stechnicyzowanie przekazu, gdzie każdy dźwięk ma swoje jasno wyznaczony miejsce i czas, a wszystkie wydarzenia nie tyle mają, co muszą rozgrywać się z iście matematyczną, inżynierską precyzją. Proszę mnie jednak źle nie zrozumieć. To nie chodzi o przypisywane nieumiejętnej aplikacji „porcelanek” matowości i desaturacji przekazu, lecz swoisty, autorski pomysł na dźwięk, gdzie większy nacisk kładziony jest na dźwięk bezpośredni a związana z nim aura pogłosowa jest dodatkiem a nie równoprawnym elementem przekazu. Po prostu nawet najmniejszy detal i niuans stanowią wielce istotny trybik w wielkiej i skomplikowanej maszynerii twórcy a całość musi „chodzić” z dokładnością i precyzją szwajcarskiego chronografu.
Dzięki powyższej sygnaturze wszelakiej maści rock i elektronika brzmiały z odpowiednią dynamiką i wykopem. Wybornie wypadł zarówno Rammstein, jak i The Prodigy, gdzie liczyło się tak uderzenie, jak i trzymanie szaleńczego tempa. Bas był krótki, świetnie zebrany i na swój sposób wręcz żylasty, co jednak nie wpływało na akuratną i nieprzesadzoną w swym nasyceniu średnicę. Nie oznacza to bynajmniej, że innych gatunków The Air już tak dobrze nie trawi, gdyż nawet spokojny i nostalgiczny album „You Want It Darker” Leonarda Cohena zabrzmiał z odpowiednim skupieniem i bez zbytniego podkreślania tempa.
Jedyną grupą, która nieco uważniej powinna przyjrzeć, przysłuchać się topowemu przewodowi WK Audio jest grono miłośników barokowych treli i innych eterycznych uniesień, gdzie klimat tworzą tzw. gra ciszą i długi, powolnie gasnący pogłos, gdyż akurat na tym polu tytułowa sieciówka nad wyraz intensywnie odciska swoje piętno skracając owe artefakty do niezbędnego minimum, co nie wszystkim musi przypaść do gustu.
WK Audio to mała, jednoosobowa manufaktura mająca na razie w swoim portfolio jedynie trzy przewody zasilające. Ma jasno sprecyzowane cele, z pełną świadomością dba o tak podstawowe zagadnienia jak możliwie najwyższej klasy konfekcja i co zaskakujące w dzisiejszych czasach niespecjalnie stara się być w centrum uwagi. Po prostu Pan Witold Kamiński ze stoickim spokojem sukcesywnie wprowadza kolejne modele a The Air jest zwieńczeniem jego blisko dwuletniej działalności. Nie da się przy tym ukryć, że przewód ten ma swój własny charakter, swoje własne DNA i jak to w życiu bywa, żeby przekonać się, czy wpasuje się w czyjeś indywidualne gusta trzeba go po prostu we własnym systemie posłuchać.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature)
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Dynaudio Contour 30
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Stolik: Rogoz Audio 4SM