1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. ZenSati #X Power

ZenSati #X Power

Link do zapowiedzi: ZenSati #X Power

Opinia 1

Wprowadzoną z okazji jubileuszu 10-lecia działalności Duńczyków topową serię #X mieliśmy okazję już poznać za sprawą łączówki USB. Skoro jednak zgodnie z zasadą zachowania umiaru również i tak ekskluzywne przyjemności wypadałoby sobie dozować, zanim przejdziemy do dania głównego, czyli kompletnego zestawu okablowania pozwoliliśmy zaserwować tak Państwu, jak i sobie kolejną, wyrafinowaną, przygotowaną przez Marka Johansena – szefa kuchni ZenSati przystawkę w postaci imponujących przewodów zasilających #X Power.

Nie da się ukryć, że #X-ów w systemie nie sposób … ukryć. Są bezwstydnie złote, mają imponującą, dorównującą ponadnormatywnie opasłym wtykom średnicę i wyglądają jeśli nie jak przysłowiowe „milion Dolców”, to z pewnością adekwatnie do oczekiwanej za nie przy kasie niebagatelnej kwoty. Ba, śmiało można je zaliczyć z racji natywnego, iście bizantyjskiego przepychu, obok wysokich modeli Skogranów, Kharmy Enigma Veyron i Fono Acustica Grandioso do wielce elitarnego klubu „kabliszczy”, których wstydliwe ukrywanie przed wzrokiem domowników i słuchaczy najdelikatniej rzecz ujmując mija się z celem. Prezentują się bowiem zjawiskowo i jasno dają do zrozumienia, iż ich przynależność do ultra-high endu nie jest dziełem przypadku. A właśnie, jeszcze drobna dygresja odnośnie wspomnianych wtyków. Otóż o ile u mnie #X-a bez problemów udało się zaaplikować wtyk schuko w ścienne gniazdo Furutech FT-SWS-D (R) NCF o tyle u Jacka konieczny okazał się demontaż pierścieni NCF Booster Brace-Single okalających wszystkie gniazda wyjściowe w listwie Furutech NCF Power Vault-E, więc jeśli u Państwa wtyk wchodzi głębiej aniżeli li tylko „goły” korpus, to wskazana jest wcześniejsza weryfikacja możliwości aplikacji tytułowego złocistego „pytona”.
W opozycji do niedawno u nas goszczących flagowców Furutecha ZenSati w kwestii meandrów metalurgii jest nad wyraz oszczędny i lakoniczny. Jedyne, co o nich wiadomo to fakt połączenia autorskiej technologii ZMP (ZenSati Memory Position) oraz „ekskluzywnej, zastrzeżonej konstrukcji”, które tak po prawdzie nic nie mówią. Z nieco mniej niezdefiniowanych niuansów można za to wspomnieć o zastosowania „masywnego” potrójnego ekranowania, dbałości o kontrolę wibracji i użyciu „wyrafinowanych” przewodników z pozłacanej miedzi o nieznanej czystości i przekroju. Choć akurat o ostatni z parametrów możemy być spokojni, gdyż w trakcie testów używaliśmy #X-ów z Apexem i nijakich anomalii mogących wskazywać na niewystarczające przekroje przewodników nie odnotowaliśmy.

Co do brzmienia tytułowych kabliszczy, to pozwolę sobie wygłosić zdanie odmienne a tym samym zgłosić pewne obiekcje względem ogólnodostępnych materiałów reklamowych głoszących jakoby X-y były dedykowane „audiofilom poszukującym (…) najbardziej spektakularnej reprodukcji muzyki”. Ba, na bazie doświadczeń przeprowadzonych we własnym systemie, śmiem twierdzić, iż przynajmniej sieciówki są ich ewidentnym zaprzeczeniem, gdyż można o nich powiedzieć wszystko, tylko nie to, że dążą do wspomnianej spektakularności. Zaaplikowany w zadek 300W Vitusa RI-101 MkII stawał się bowiem nie tyle niewidzialny, co niemalże niesłyszalny, dyskretnie usuwając się w cień i nie wykazując praktycznie żadnej własnej sygnatury. I pod tym względem wyraźnie różniąc się od energetycznego i entuzjastycznie podchodzącego do swej roli Zorro szedł wyraźnie dalej od Cherub-a. Oferując większą swobodę artykulacji od swojego rodzeństwa był jednocześnie bardziej dyskretny nie tyle obsesyjnie, gdyż dalece od jakiegokolwiek wysilenia, dążąc do wzorcowej neutralności. Nie sposób zatem określić go ani mianem jasnego, ani ciemnego, tak samo jak nie udało mi się go zdefiniować jako wyznawcę czy to rozdzielczości, czy też miłej uszom plastyczności i gładkości. Wszystko zależało bowiem od reprodukowanych w danym momencie nagrań. I tak na „Vägen” Tingvall Trio miałem wyraźne ochłodzenie przekazu z iście aptekarką precyzją a już na „Trav’lin’ Light” Queen Latifah było ciepło, gęsto i lepko. Co ciekawe równie niewymuszenie #X podchodził do kwestii różnicowania nagrań pod względem jakości-klasy ich realizacji. Z jednej strony pozwalał rozkoszować się wydaniami nad którymi ktoś ewidentnie posiedział i dopiął na ostatni guzik (vide „Benny Goodman „Live in Hamburg 1981””), a z drugiej nie deprecjonował i nie piętnował tych nieco mniej „wymuskanych”, dzięki czemu nawet zakręcony jak domek ślimaka i szalenie eklektyczny „Absolute Elsewhere” Blood Incantation wypadł zaskakująco spójnie i koherentnie, co jak na połączenie death-metalu, progresywnej elektroniki spod znaku Tangerine Dream i kraut-rocka dalekie jest od oczywistości. Z ZenSati kolejne stylistyczno-jakościowe wolty są mniej gwałtowne i bardziej płynne. Wspominam o tym nie bez przyczyny, gdyż uczciwie trzeba przyznać, że o ile bardziej kameralne i utrzymane w cywilizowanej estetyce fragmenty tak rozdzielczość, jak i przestrzenność miały na wysoce satysfakcjonującym poziomie, to już deathowa młócka wyraźnie cierpiała z powodu bolesnego spadku owej rozdzielczości i spłaszczenia sceny. A flagowiec ZenSati bez tendencji do uśredniania przekazu był w stanie, oszczędzając nam nazbyt drastycznych wahań i przeskoków, zapewnić pełną logikę następujących po sobie dźwięków. Po prostu przechodził nad owym muzycznym galimatiasem do porządku dziennego z iście stoickim spokojem operując dostępnym w danym momencie wolumenem informacji. Po prostu dawał możliwość zagrania i wybrzmienia każdej zapisanej w materiale źródłowym nucie, ocenę jej jakości i przydatności pozostawiając odbiorcy.

Pozornie mogłoby się wydawać, że taka neutralność na dłuższą metę niesie ze sobą zagrożenie nudą, tymczasem jest wręcz na odwrót. Chociaż może nie do końca, gdyż ZenSati #X Power jest swoistym zaprzeczeniem słomianej, krótkotrwałej ekscytacji. Usuwając się w cień i niemalże całkowicie znikając z toru daje możliwość kontaktu z ulubionymi nagraniami w ich natywnej, dziewiczej postaci dowodząc tym samym własnej „bezstratności” i braku jakichkolwiek ciągot do interpretacji. Czy taka dość mocno kontrastująca z bizantyjską aparycją dyskrecja przypadnie Państwu do gustu nie wiem, jednak gorąco zachęcam do własnousznej weryfikacji, gdyż może się okazać, iż egzystującej w Waszych systemach elektronice wcale nie trzeba „pomagać”, lecz w zupełności wystarczy „nie przeszkadzać”. A #X Power w owym nieprzeszkadzaniu wydaje się być mistrzem. Tylko lojalnie uprzedzam. O ile jego wpięcie w tor raczej przysłowiowego opadu szczeki z nie spowoduje, to już powrót do posiadanego okablowania może nie należeć do najmilszych, gdyż na tle tytułowego ZenSati dyżurne „druty” z pewnością zagrają „jakoś” i po swojemu, co po transparentności #X może okazać się trudne do zniesienia i akceptacji.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II
– Odtwarzacz plików: Lumïn U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: WK Audio TheRay Speakers + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: QSA Red + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super6 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Z marką ZenSati nie raz i nie dwa zdążyliśmy już skrzyżować szpady. To zawsze brzmieniowo były ciekawe starcia i co bardzo istotne, w pełni skorelowane jakościowo z żądaną za daną konstrukcję ceną. Począwszy od serii Zorro, którą poznawszy dosłownie od podszewki uważam za najbardziej bezpieczną, bo swoim energetycznym, ale równym graniem bez problemu potrafiącą wpisać się w dosłownie każdy system, przez USB sILENzIO, po również USB z linii #X, każdy pułap cenowy windował jakość grania na wyższy poziom. A jeśli tak, chyba nikomu nie muszę mówić, że idąc tropem naszego motto „albo grubo, albo wcale” w dalekosiężnych planach po bardzo dobrym występie wspomnianego przed momentem cyfrowego okablowania serii USB X mieliśmy ochotę zmierzyć się z resztą stojącej na szczycie oferty rodziny. Na szczęście życie lubi płatać figle i dzięki niedawno zakończonej jesiennej wystawie AVS 2024 udało się nam owe do niedawna będące pobożnymi życzeniami plany nader szybko zrealizować. Co mam dokładnie na myśli? Już zdradzam. Otóż jako swoistą rozgrzewkę przed sesją testową pełnego zestawu okablowania topowej serii marki ZenSati, dzięki prężnym działaniom warszawskiego dystrybutora Audiotite w dzisiejszym spotkaniu przyjrzymy się okablowaniu zasilającemu ZenSati #X Power. Zaintrygowani? Zapewniam, będzie ciekawie, co mam nadzieję uda mi się w miarę strawnie wyłożyć w kilku poniższych akapitach. Dlatego z wielką przyjemnością zapraszam do lektury moich wniosków.

Czym oprócz niebanalnego, sięgającego po przyjemny dla oka odcień złota wyglądu w kwestii technikaliów może pochwalić się tytułowy produkt? Cóż, wiemy tylko tyle, że w kwestii przewodnika mamy do czynienia z wysokiej czystości pozłacaną miedzią. Tę po skręceniu w firmowy splot w celach ochrony przed szkodliwymi zakłóceniami elektromagnetycznymi potrójnie zaekranowano, a przeciwdziałając również źle wpływającym na przesył sygnału wibracjom, tuż przed ubraniem całości w zewnętrzną złotą osnowę otulono miękką pianką z tworzywa sztucznego. Dzięki temu kabel mimo sporej średnicy jest bardzo podatny na dogodne dla zastanego systemu zróżnicowanie jego ułożenia. Jeśli chodzi o terminację omawianych sieciówek, mamy do czynienia z rozwiązaniem firmowym, czyli stosunkowo długimi, przyjemnie dla oka obłymi, niestety – o tym za moment – o pokaźnej średnicy wtykami podobnie do zewnętrznej plecionki samego kabla wykończonymi w złotym kolorze. Co miałem na myśli pisząc o pokaźniej średnicy? Spójrzcie na zdjęcia listwy zasilającej mojego systemu. Niestety w tej wersji Japończycy zastosowali swój, niegdyś nawet przez nas testowany patent na wygaszanie zniekształceń już na poziomie początku zasilania zestawu audio. Chodzi o zakładane na wtyki pierścienie, które w przypadku zbyt dużych gabarytowo wtyków sieciowych od strony listwy zasilającej rodzą prozaiczny problem zbyt ciasnej wnęki do zaaplikowania takiej sieciówki. I właśnie z takim przypadkiem mieliśmy w tym razem do czynienia. Oczywiście znaleźliśmy na to widniejącą na zdjęciach radę, jednak chcąc wyprzedzić potencjalne zapytania o widniejące w listwie przepastne dziury zaraz po ukazaniu się testu, już teraz to wyjaśniamy. Wieńcząc opis budowy będącego zarzewiem spotkania okablowania dodam, iż drogę do klienta przemierzają w eleganckich skórzanych pudełkach opatrzonych certyfikatem oryginalności z numerem seryjnym spakowanej sztuki.

Jak widać na załączonej serii zdjęć, w moim przypadku dostałem dwa kable sieciowe, aby nakarmić energią końcówkę mocy. Temat dogłębnego sprawdzenia jakości opiniowanej oferty był na tyle istotny dla producenta, że specjalnie dla mnie w zestawie do testu znalazły się dwie stuki z wysoko-prądowym wtykiem C19. Nie powiem, to odważny ruch, który pokazuje, że Duńczyk nie boi się nawet najbardziej wymagających starć. Mój A – klasowy piecyk w trybie najwyższego biasu pobiera ze ściany na postoju 750W na każdy z kanałów, dlatego ewentualne błędy produkcyjne powodujące jakiekolwiek ograniczenia mogłyby położyć pretendenta do laurów na przysłowiowe łopatki. Jak było w tym przypadku? Cóż, w pozytywnym znaczeniu niestety zgodnie z obietnicami dystrybutora. Czyli? Otóż przekaz po aplikacji zestawu drutów prądowych dostał przysłowiowego, co bardzo istotne, w pełni kontrolowanego i bardzo ekskluzywnego w domenie wyrafinowania kopa. Co to oznacza? Otóż dolny zakres zebrał się w sobie i w ten sposób zwiększając soczystość impulsu uderzenia, gdy wymagał tego materiał muzyczny, przyprawiał mnie o arytmię serca. Środek idąc w sukurs mocnemu uderzeniu dołem pasma, swoją esencjonalnością definiował fajnie wypadające, bo nieco wychodzące przed moje kolumny, przez to bardziej namacalne wirtualne byty. Najwyższe tony zaś z racji pełnej wiedzy konstruktora, że nie mogą wychodzić przed szereg, mimo pokazywania dosłownie wszystkiego, co było zapisane w materiale źródłowym oraz zapewnienia przekazowi niezbędnej otwartości, cechowała przyjemna dla ucha plastyka. To był pewnego rodzaju bardzo ekskluzywny spokój, który z jednej strony nie blokował rozmachu projekcji wydarzenia muzycznego, ale za to z drugiej pozwalał na słuchanie muzyki z pełną skalą głośności bez szkodliwych artefaktów. Być może ktoś wolałby w pełni nieposkromione szaleństwo z bolesnym ukłuciem w ucho w pakiecie nieobliczalności budowania realiów muzyki, jednak flagowa linia okablowania spod znaku ZenSati nie poszła drogą wspomnianego przypadku, tylko z pełnym zaangażowaniem zagwarantowania kontroli nad prezentacją w najwyższych standardach pokazała palcem, jak projekcję muzyki w najlepszej jakości w delikatnej, bo bazującej jedynie na dwóch kablach prądowych odsłonie widzi mocodawca tego podmiotu. W kilku żołnierskich słowach ma być pełna kontrolowanej energii, dobrze skorelowana w domenie barwy oraz rozdzielczości i umiejąca zachować odpowiedni dla danej sytuacji dźwiękowej umiar w interpretacji najwyższych rejestrów. I tak zawsze wypadała każda włożona do napędu CD muzyka, od ścieżki dźwiękowej najnowszej odsłony kultowego filmu „Blade Runner 2049”, po interpretację barokowej twórczości Claudio Monteverdiego Michela Godarda „A Trace Of Grace”. Pierwsza przywołana muza czarowała wielobarwnością raz twardego, a innym razem miękkiego, często również modulowanego basu oraz szybkością narastania impulsu, a druga przyjemnie dla ucha nie tylko fajnie wizualizowała stojącą nieco w sprzeczności z wykorzystywanym w tamtych czasach przez Monteverdiego instrumentarium, gitarę basową z jej płynnością i rozwibrowaną energią, ale przy okazji dzięki doniosłemu śpiewaniu z pełnych płuc wyrazistej w wydźwięku najdrobniejszej nuty wokalistki, bez problemu pokazywała goszczącą muzyków sesyjnych kubaturę klasztoru z jego echem w jednej z głównych ról tworzących ów spektakl. Jak widać, to bezapelacyjnie są dwie całkowicie odmienne co do sposobu rozkochania w sobie słuchacza pozycje płytowe, a mimo to dzięki zabiegom konstrukcyjnym testowanego okablowania wypadły znakomicie. A zapewniam, to nie jest standardem, bowiem często jest tak, że gdy w czymś coś odnajdzie się wybitnie, w innym miejscu bywa różnie. Jednak precyzując nie jest standardem w produktach aspirujących, a nie w pełni należących do poziomu ekstremalnego High Endu. A, że ZenSati #X Power do takiego bez dwóch zdań się zalicza, całkowicie zrozumiałym było dla mnie tak łatwe poradzenie sobie w pewnym sensie z okiełznaniem tak wody, jak i ognia – muzyka elektroniczna vs barokowa. Obydwie pozycje stawiały na odmienne stany ducha, ale dzięki umiejętnemu dozowaniu najważniejszych aspektów dźwięku dla każdego rodzaju muzyki, nie było problemu z wciągnięciem mnie w wir w obydwu przypadkach. Jak to możliwe? Myślę, że głównymi cechami odpowiedzialnymi za taki odbiór każdego materiału była energia, dzięki esencjonalności namacalność oraz spokój i plastyka wypełniającego mój pokój dźwięku.

Czy przed momentem opisany kabel sieciowy jest tak zwanym Świętym Graalem naszego hobby? Naturalnie wszyscy wiemy, że na bezwzględne rozkochanie w sobie całej populacji melomanów nie ma szans. Jednak patrząc na ofertę soniczną rzeczonego akcesorium sieciowego ze stoickim spokojem stwierdzam, iż teoretycznie mogących pokręcić nosem osobników parających się naszym hobby będzie jak na lekarstwo. Reszta pobratymców w zabawie w zaawansowane audio zderzeniem z topowymi sieciówkami marki ZenSati kolokwialnie mówiąc raczej się ugotuje. A ugotuje dlatego, że z ich pomocą system zagra i mocną elektronikę i wielowiekowe zapisy sakralne w jak wcześniej wspominałem, pełnym spektrum wymaganego dla danego rodzaju muzyki wolumenu dźwięku. To jak już zaznaczałem, oczywiście efekt pełnego panowania nad fundowaną przez tytułowy produkt zjawiskową energią, wypełnienia centrum pasma homogeniczną średnicą i okraszenia całości pełnymi informacji, jednak na swój sposób przyjemnie gładkimi wysokimi tonami. Temat niełatwy do ogarnięcia, ale jak widać po powyższej relacji, do zrobienia. Spróbujcie, a sami się przekonacie.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch QSA Red
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1, Furutech Project V1
IC cyfrowy: Furutech Project V1 D XLR
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kabel USB: ZenSati Silenzio
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, Synergistic Research Orange
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints Ultra Mini
– platforma antywibracyjna Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80

Dystrybucja: Audiotite
Producent: ZenSati
Ceny: 117 000 PLN / 1m; 137 000 PLN / 1,5m; 159 000 PLN / 2m

Pobierz jako PDF