Co prawda od wystawy AVS 2019 minął już okrągły tydzień, jednak obserwując fora internetowe ewidentnie widać, iż powystawowy kurz nie zaczął nawet opadać, tylko kolejnymi, czasem niezobowiązującymi wrzutkami licznych odwiedzających unosi się w eterze na dobre. To źle? Naturalnie nie, bowiem jakby na to nie patrzeć, będąca głównym tematem internetowych wpisów nie tylko wielu miłośników dobrej jakości dźwięku, ale również moich dzisiejszych wynurzeń impreza jest ewidentnym świętem, którego echo ma wystarczyć nam na rok okrągły oczekiwania do kolejnej edycji. Oczywiście, aby ułatwić ewentualne wspominki, nieodzowne są dłuższe lub krótsze relacje, dlatego też po okraszonej setkami fotografii, trzyczęściowej, wręcz sprinterskiej serii Marcina przyszedł czas na moje przysłowiowe trzy grosze. I gdyby nie z pozoru drobny, jednakże w konsekwencji naszej wieloletniej ciężkiej pracy, bardzo pozytywny fakt, już w tym momencie powinienem przejść do pierwszej wystawowej prezentacji. O co chodzi? Otóż ku naszemu zaskoczeniu, po ukazaniu się trylogii mojego soundrebelsowego pobratymcy, zaczęły pojawiać się głosy niezadowolenia z braku choćby zdawkowego pojawienia się w jego relacjach kilku tegorocznych wystawców. To oczywiście nie jest podyktowane jakąkolwiek złośliwością, tylko swoistym zbiegiem okoliczności, wiecznym tłokiem w pokoju, lub będący skutkiem nieprzebranej ilości pomieszczeń do odwiedzenia brak możliwości spotkania się ze wszystkimi, ale miło jest wiedzieć, że w pewien sposób jesteśmy zauważalni. Dotychczas nasze wysiłki zazwyczaj przechodziły bez cecha. Nie mam pewności, jednak dopuszczam myśl, iż mogło to być spowodowane traktowaniem naszej pracy jako swoistego obowiązku w stosunku do wystawców. Jednak zapewniam wszystkich zainteresowanych, iż jest to sprawiające nam wiele przyjemności hobby i tylko od ilości dostępnych mocy przerobowych, poczynionych w trakcie zwiedzania wystawy obserwacji, wymuszonych ogromem ciężkiej do ogarnięcia ilości materii, osobistych wyborów, a nie odgórnego przymusu zależy, czy ktoś miał szczęście się u nas pojawić, lub nieszczęście zostać w danym roku pominiętym. Nie ma co brać sobie tego do serca. To jest swoisty maraton i bez względu na chęci, dbając o jakość relacji nie tylko od strony fotograficznego udokumentowania całości – to jest zasługa mozolnej obróbki potężnego materiału przez Marcina, bowiem ja swoją interpretacją sztuki fotografowania jedynie kaleczę ten artystyczny proces już w samym zarodku, ale również zakresu merytorycznego – musimy sklecić kilka ciekawych zdań o danej prezentacji, zawsze stajemy przed decyzją, kto i w jakim wymiarze zdobędzie laur pierwszeństwa. Tylko tyle i aż tyle.
Powoli zbliżając się do clou pragnę nadmienić, iż moje kilkadziesiąt podpunktów jest owocem wyboru czegoś, co pozostawiło mniejsze lub większe piętno na ulotnej pamięci. Raz był to dobrze skonfigurowany zestaw, innym razem odbyta w poczuciu wspólnego zrozumienia rozmowa z przedstawicielem danego dystrybutora, by na koniec wspomnieć o wszelkiego rodzaju ciekawych wykładach. Gdzieś musiało zaiskrzyć, w innym wypadku nawet najbardziej spektakularny news nie miał szans zagnieździć się w otchłani moich szarych komórek. I choć na początku będą same tuzy tego audiofilskiego kawałka tortu, to zapewniam wszystkich, w dalszej części pojawią się podmioty z przeciwnej flanki owego sonicznego obozu. Którzy? Spokojnie, śledząc opis po opisie dojdziecie i do tego. Zanim jednak na dobre rozpocznę swój monolog, chciałbym zwrócić uwagę na fakt znacznego oddania pola w sferze źródła dźwięku, z uwagi na braki w moim odczuciu w odpowiedniej jakości, mające z tego powodu pod przysłowiową górkę, odtwarzacze plików na rzecz magnetofonów i gramofonów. To z naturalnych powodów cywilizacyjnych nie oznacza ich całkowitej alienacji z tej roli na takich imprezach, ale miło jest wiedzieć, że wystawcy nie forsując ich na siłę, jeśli już czasem się nimi posiłkują, mają na swoich stolikach dodatkowo co najmniej gramofon, bądź również bardzo często magnetofon. Da się? Jak widać, da i do tego w moim odczuciu z pożytkiem nie tylko wizualnych, ale również jakościowych dla nich samych. Tak trzymać panowie. Ostatnią informacją przed wielkim startem jest oświadczenie, iż z powodu pełnej wyliczanki w relacjach Marcina, w swojej nie będę uprawiał plagiatu i w opisach posłużę się jedynie nazwami marek, a ewentualnych ciekawskich zapraszam do jego list wyborczych. Tak, może to wyglądać na lenistwo. Sam nie wiem, co mną kieruje. Jednak jeśli nawet tak to interpretujecie, nie mam nic na usprawiedliwienie i przyjmuję oskarżenie z pokorą.
1. Gryphon
Tego wystawcy nie trzeba nikomu przedstawiać. To jest na tyle nie tylko rozpoznawalna, ale również wzbudzająca całkowicie przeciwstawne stany uczuciowe szerokiej rzeszy audiofilów marka, że konia z rzędem temu, kto na pytanie: „Co to jest Gryphon?”, zająknie się podczas odpowiedzi. Ja osobiście takiego nie znam. Ale zapewniam Was, znam bardzo dobrze jego dwie topowe konstrukcje wzmacniające sygnał audio. Tak tak, chodzi o Antileona i Mephisto, które w brutalny sposób nie tylko przewróciły mój do niedawna bardzo zachowawczy stosunek do tego brandu, to jeszcze przewartościowały punkt odniesienia dla high-endowego dźwięku. Co to oznacza? Zapraszam do stosownych testów. Czego doświadczyłem na wystawie z pełnym setem tego producenta? Powiem tak. Dla mnie jest to dźwięk wystawy. Naturalnie nie jedyny, za którym długo nie ma nic – zapewniam, iż oprócz Gryphona było na czym nie tylko zawiesić, ale bez granic ukontentować ucho, co pokaże dalsza część tekstu, ale gdybym miał wzorem wszelkich rywalizacji sportowych określić numer jeden, po wzięciu pod uwagę wszelkich za i przeciw strzelam – mroczny Duńczyk i jego sprawiająca wrażenie już samym wyglądem, oczywiście wspierana wartościami dźwiękowymi błękitno-czarna układanka. Rozmach, swoboda – nawet ograniczane nieco zbyt niskim pomieszczeniem, a przy tym niewymuszone granie pozwalały spędzić w tym pokoju dobre kilkadziesiąt minut. I bez znaczenia było źródło, gdyż nawet prezentacje z plików po przepuszczeniu je przez filtr mniejszego oddania świeżości przekazu niż źródła typu odtwarzacz cd, czy gramofon, na rzecz wygody obsługi pokazywały, iż dla tego systemu ograniczenia praktycznie nie występują. Muzyka była gęsta, ale bardzo rozdzielcza. Niosła ze sobą nieprzebrane pokłady energii i masy, ale z zachowaniem pełnej swobody w oddaniu szybkości narastania sygnału. Mało tego, gdy usiadłem w optymalnym miejscu – nie w pierwszym rzędzie, gdzie notabene siadała większość malkontentów, fantastycznie wizualizowała i się dobrze rozplanowana w szerz i w głąb z wysokością włącznie wirtualna scena muzyczna. A to przecież były niezbyt sprzyjające wszelkim pokazom warunki wystawowe, to czego można się spodziewać w odpowiedni zaaranżowanym pomieszczeniu? Ja wysiadam, ups przepraszam, jeszcze bardziej choruję na zderzenie się z pełnym setem tej marki na własnym podwórku.
2. Audiofast
Z tą prezentacją – kompilacja dCS-a, Wilson Audio i D’Agostino – mam trochę kłopot i być może dlatego utkwiła mi w pamięci. Niby wszystko zgodnie z planem, czyli solidne amerykańskie granie przez duże „S”. Jednak ku mojemu zaskoczeniu w zależności od materiału wpadałem w dwa przeciwległe stany emocji: pozytywną i nie rozczarowanie, gdyż nadal było bardzo dobrze, ale dziwne zaskoczenie. Nie wiem, czym było to podyktowane, jednakże z kuluarowych rozmów wiem, iż ów system przez wielu osobników homo sapiens bez problemu plasował się nam moim wyborem The best. Co mi przeszkadzało? Cóż, czasem było mocno wyraziście, a czasem zaskakująco przysadziście. Jednak na usprawiedliwienie zestawu zawsze z pełnym wykopem i może dlatego powodowało taką polaryzację odbioru. Ktoś powie, iż to jest prawda o zróżnicowaniu materiału źródłowego. Jednak ja natychmiast skontruję, owszem, taki jest cel posiadania ekstremalnie drogich układanek, jednakże powinny unikać lekkiego przerysowania we wspomnianych aspektach. Ma być wszystko, tylko bez brawury, co tutaj momentami dawało o sobie znać i czego tak prawdę mówiąc przecież po przodujących w każdej dziedzinie naszego życia Amerykanach można było się spodziewać. Być może dla moich potrzeb panowie wystawcy grali za głośno. Z drugiej strony zaś, do tego ten set jest wręcz stworzony. Ale żeby nie było, osobiście optuję za raczej przyjemnym, aniżeli bezpośrednim ponad wszystko podaniem muzyki, dlatego nie kruszę kopii, jeśli opisany występ ktoś zaliczy do tych „naj”. Ja również wpisuję go do czołówki wystawy.
3. MBL
W tym przypadku nie odkryję Ameryki, gdy powiem, że po raz kolejny w dobrym tego słowa znaczeniu podczas wizyty u MBL-a nie zaskoczyło mnie nic nadzwyczajnego. O co chodzi? Od zarania dziejów, czyli od jakiś sześciu lat zderzam się z tą marką w tym konkretnym wydaniu na wystawie w Monachium. I zapewniam Was, tak tam, jak i na naszym podwórku zestaw grał na poziomie osiągalnym tylko przez najlepszych. Oddanie realizmu nawet największych składów muzycznych nie tylko w filharmoniach, ale również zespołów rockowych na stadionach było zjawiskowe. Energia, rozmach, mocny bas, idealnie narysowane w eterze poszczególne, nawet najbardziej rozbudowane grupy muzyków były dla MBL-a najzwyklejszą bułką z masłem. Naturalnie, aby doznać tego rodzaju uniesień muzycznych, należało zachować odpowiednią odległość od linii kolumn, gdyż zbyt bliskie przebywanie nie pozwoliło muzyce nabrać spójności przekazu, co zazwyczaj było główną przyczyną narzekań przez z założenia łamiących prawa fizyki malkontentów. Czepiam się? Niestety nie, gdyż już na samej wystawie zderzyłem się z bardzo polaryzującymi ze sobą ocenami i najczęściej dana opinia tłumaczona była miejscem odsłuchu. To oczywiście okazywało się konsekwencją wiecznego tłoku w pokoju, ale z racji skazania na niekomfortowe miejsce siedzenia dla tego pokazu nie powinno być traktowane jako bezwzględna ocena. Dla mnie było bardzo dobrze. Co prawda blisko granicy oczekiwań w dziedzinie ostrości kreski rysującej obraz muzyczny, ale bez przekraczania cienkiej czerwonej linii. Jednak po tych kilku wcześniejszych fenomenalnych prezentacjach ostatni odbiór zwalam na akustykę niestety nawet jeśli dobrze wygłuszonego, to jednak zbyt małego pomieszczenia dla tak wielkich cebul.
4. FOCAL/NAIM
Jak to się stało, że typowo sklepowa ustawka wylądowała w tym tekście? Pamiętacie zeszłoroczną, wręcz karkołomną krucjatę o pojawienie się w naszym OPOS-ie wystawowego zestawu FOCAL/NAIM z kolumnami Stella Utopia EVO i wzmocnieniem Naim Statement? Ja przez pryzmat rozmiarów, komponentów wagi każdego z nich, całego procesu logistyki, poświęcenia przedstawicieli dystrybutora i co najważniejsze fenomenalnego występu w moich kontrolowanych warunkach lokalowych znakomicie. Dlatego też w hołdzie stacjonującej na tym stoisku ekipie nie omieszkałem i w tym roku zamienić kilku niezobowiązujących zdań, które zaowocowały pakietem informacji o nowych produktach Focala, użytych materiałach wykończeniowych, a także ciekawymi planami recenzenckimi. Nuda? Bynajmniej. Bowiem już na pierwszym planie mamy tegoroczną ciekawostkę w postaci nowej linii kolumn Focal Chora. A to nie wszystko. Popatrzcie na wspomnianą nową kolorystykę forniru złapanych z profilu Focali Sopra 3. Interesująca? Jeśli tak, zapewniam, iż na żywo całość nabiera dodatkowych rumieńców. Jak widać, nawet statyczne prezentacje nie są nudnymi wystawkami, tylko swoistymi oazami nowości danego brandu.
5. Audio Klan – Luxman, Elac, B&W, Magico
Warszawski dystrybutor Audio Klan jak wielu innych wystawców miał na PGE Narodowy kilka świetnych prezentacji. Jednak od zarania dziejów zawsze bywam na co najmniej jednej. Jakiej? Popatrzcie na fotografie. Oprócz świetnie prezentującego się wizualnie i przy tym dobrze oddającego sedno muzyki sprzętu ten podmiot ma dodatkowego asa w rękawie. Kogo? Głupie pytanie, widniejącego na tle wielu głów przybyłych gości Marcina Majewskiego. Co w nim takiego fantastycznego? Otóż ów osobnik jest realizatorem przedsięwzięć muzycznych z odgrzebywaniem polskich starodruków z otchłani wielu muzeów z przywracaniem ich do dźwiękowego życia na srebrnych krążkach włącznie. Na dowód tego możecie przeczytać o relacjonowanym niegdyś przez nas koncercie zatytułowanym „Lament Świętokrzyski” w kościółku na warszawskich Bielanach. Marcin – po tak owocnej w świetne doznania natury duchowej doznania znajomości jesteśmy na „ty” – ma dar do prowadzenia interesujących prezentacji. Jednak najistotniejszym elementem w tych wydarzeniach jest fakt podpierania się swoim, czyli osobiście zgranym podczas sesji- często w kościołach, a potem masterowanych własnym sumptem, materiałem muzycznym. Mało tego. Przybliża dokładnie detale omikrofonowania z uzasadnieniem pozyskania pożądanych efektów. Nie szczędzi wynikłych z owych realizacji anegdot. Ale to nie wszystko. Mimo sprawnego poruszania się w tych tematach i co by nie mówić pełnym profesjonalizmie, w swoim działaniu chcąc przemycić w serca słuchaczy choćby szczątkowy płomyk swojej wiedzy, podczas wykładów dopuszcza do głosu ludzi nieco błądzących w temacie. Myślicie, że się denerwuje? Nic z tych rzeczy, bowiem na ile to jest możliwe i w zależności jak wiele informacji pacjent jest w stanie przyswoić, skrupulatnie tłumaczy zawiłe meandry w teorii prostego nagrania muzyki na stół mikserski. Powiem tak. Mówiąc kolokwialnie, chłopak ma nie tylko silną osobowość w zakresie przekazywania wiedzy zazwyczaj najmądrzejszym w tym temacie interlokutorom, ale również pełen pakiet własnoręcznie powołanych do życia dowodów muzycznych do takich ekwilibrystyk. Zwyczajnie szacun. A co z dźwiękiem? Powiem szczerze. Po ostatnio opublikowanym teście integry Luxmana L-509X i spojrzeniu na zaproponowane na wystawę zestawy kolumn byłem ciekawy, czy podobnie do mnie podczas procesu opiniowania powalczy o nadanie fajnego body całemu systemowi. I wiecie co? Już pierwszy bliski kontakt wzrokowy z szafką ze sprzętem udowodnił, iż nie tylko w nagrywaniu, ale również w strojeniu domowych systemów audio ma gigantyczne pojęcie. Co zrobił? Dostroił system przy pomocy akcesoriów antywibracyjnych i okablowania. Dzięki temu prezentowana muzyka była zjawiskowo soczysta, ale przy tym odpowiednio szybka i oferująca niezbędny do pokazania jej clou pakiet energii. Jaki płynie z tego morał? Oczywisty. Jeśli nie możecie poradzić sobie z własnymi układankami, walcie jak w dym do salonu w Kielcach, gdzie pod wodzą Marcina jeśli nie złapiecie za nogi, to mocno zbliżycie się do przysłowiowego króliczka. Jednakże natychmiast oznajmiam, Marcin nie jest jedyną kompetentną osobą w salonach Top Hi-Fi Audio&Vision, gdyż w tym pokoju odbywały się podobnie profesjonalnie prowadzone wykłady na ustawionym na drugiej ścianie zestawie przez innych pracowników tego dystrybutora. A wspominki tylko o nim podyktowane są z racji bliskich kontaktów okołomuzycznych i w celu unikania nadmiernego rozpisywania się, co czasem zarzucają nam nasi czytelnicy.
6. Hi-Ton – T+A
Tytułowy dystrybutor T+A oprócz pokazu walorów sonicznych uzbrojonego w najnowszy transport PDT- 3100 HV, streamer/przetwornik cyfrowo-analogowy SD 3100 HV systemu audio zorganizował dla prasy prezentację najnowszych osiągnięć marki w dziedzinie walki ze szkodliwymi zakłóceniami w teoretycznie niesłyszalnym dla człowieka pasmie akustycznym powyżej 20kHz. Prelekcję z dokładnym, bo okraszonym symulacjami wyników pomiarów, oddaniem założeń i uzyskanych efektów przez inżynierów tej rodzinnej marki prowadził szef sprzedaży Oliver John. Nie powiem, było bardzo ciekawie. Wszystko podane z najdrobniejszymi szczegółami i dogłębnie wytłumaczone. Co ciekawe, panowie bez problemu doszli do częstotliwości próbkowania sygnału DSD na poziomie 1024 kHz. Jednak tym, co najbardziej utkwiło w mojej okaleczonej szukaniem ciekawostek w naszym hobby pamięci, był fakt rozprawiania jedynie o walce o jak najlepszy wynik dźwiękowy w niesłyszalnym dla zwykłego osobnika homo sapiens zakresie częstotliwości, która notabene, mimo, że poza zasięgiem naszych receptorów słuchu, to według znaczącej grupy producentów bardzo wpływa na odbiór zakresu dostępnego dla naszych ośrodków przyswajania fonii. Naturalnie wystawowy system w domenie swoich zadań spisywał się znakomicie – zresztą sądzę, że za sprawą postępu technologii i lepszemu dopracowaniu komponentów audio nawet znacznie lepiej, aniżeli ten testowany przed kilkoma latami przez nas – mocny bas, otwartość przekazu i niepohamowana ochota do pokazania najdrobniejszych niuansów muzyki, były zjawiskowe i powinny być głównym tematem tej opowieści, to jednak biorąc pod uwagę moją poszukującą ciekawostek w podobnych wykładach osobowość, nie mogłem nie przekazać Wam bardzo ciekawego z punktu widzenia typowego audiofila kierunku poszukiwań lepszego dźwięku naszych zestawów przez zaawansowane zespoły inżynierskie. Szczerze? Jeśli poprawiamy muzykę w nieosiągalnym dla nas przedziale częstotliwościowym, można snuć domysły, iż świat chyba ma się ku końcowi. Jednak patrząc na to z drugiej, melomańskiej strony, jeśli przyniesie to progres w odbiorze, to czemu nie.
7. SoundClub
Na tle sąsiednich prezentacji, z uwagi na zapowiedź sprowadzenia do Polski monstrualnych monobloków japońskiej marki Air Tight i zjawiskowych kolumn Marten, oraz kooperacji takich marek jak: Brinkmann, Tenor Audio i Franc Audio Acessories, była to dla mnie bardzo zagadkowa wizyta. Co prawda miałem z tymi konstrukcjami do czynienia w Monachium, jednak w całkowicie innych konfiguracjach, co czyniło tegoroczny pokaz na AVS 2019 wielką niewiadomą. W teorii zjawiskowość grania estetyką lampy w najlepszym wydaniu japońskiego wzmocnienia plus pewnego rodzaju dobrze zaaplikowana wyczynowość kolumn Martena powinny się wspaniale uzupełniać, to jednak nauczony doświadczeniem wielu lat praktyki nawet w duchu nie odważyłem się ferować jednoznacznego wyniku. Na szczęście wielcy tego działu gospodarki na szczytach swoich osiągnięć wiedzą, jak i co zrobić, aby nawet najbardziej przypadkowe zestawy zagrały zjawiskowo, dlatego też przebywając w pomieszczeniu SoundClubu miałem wrażenie idealnego połączenia wody (lampa) z ogniem (kolumny na Accutonach z diamentowymi przetwornikami włącznie). Co prawda nie było to granie na poziomie uwielbianego przeze mnie nasycenia dźwięku, tylko pokaz umiejętności brylowania w zakresie świetnej neutralności ze wskazaniem na zjawiskową prezentację informacji środka pasma, górnych rejestrów i zakresu niskotonowego, w skrócie zwanej rozdzielczością, ale kojąc moje skołatane początkową niewiadomą nerwy byłem bardzo kontent z utrzymywania przez system w ryzach wszelkich zapędów do przerysowywania świata muzyki. Przekaz był energetyczny i pełen wigoru, ale nie natarczywy, czy krzykliwy. Osobiście dodałbym szczyptę magii na środku, ale to już jest siłowe szukanie problemów tam gdzie dla większości słuchaczy ich nie było.
8. Koris
Ta sala była polem bitwy poznańskiego high-endowego salonu audio Koris. Jednak celem nadrzędnym nie była wystawka oferty jako takiej, tylko organizacja ciekawej prezentacji. Jakiej? Otóż przedstawiciele wspomnianego przybytku audio zaproponowali gościom porównanie dwóch kolumnowych ikon spod jednego znaku towarowego. O co chodzi? Cóż, wzięli na tapet będące obiektem westchnięć, niestety od lat nieprodukowane, a mimo z racji poszukiwania przez wielu chętnych na rynku wtórnym przez cały czas drożejące monitory Sonus Faber Extrema i najnowszą odsłonę, bo już z dopiskiem 3 również podstawkowych zespołów głośnikowych Sonus Faber Elekta Amator III. W jakim celu? Postanowili porównać jeden do jeden obie konstrukcje przy takiej samej elektronice towarzyszącej. Efekt? Cóż. W opinii większości słuchaczy Extremy pokazały się z lepszej strony, czego niezwłocznie dowiadywał się i tłumaczył z jakich powodów konstruktor najnowszej odsłony Elekt III. Naturalnie nie była to przepaść. Jednak znacznie większy litraż Extrem i z pewnością nieosiągalne obecnie przetworniki powodowały, że dźwięk był swobodniejszy i nie tylko z lepszym wypełnieniem, ale również znacznie bardziej rozbudowanym w kwestii gradacji planów na wirtualnej scenie spektaklem muzycznym. Ale uspokajam potencjalnych zainteresowanych, nowe Elekty już w wystawowej konfiguracji – przy wykorzystaniu identycznego okablowania angielskiej marki Tellurium Statement napędzały je stosunkowo słabe polskie monobloki lampowe My Sonic – mimo, że w naszym odczuciu grały nieco mniej zjawiskowo, to w wartościach bezwzględnych zagrały znakomicie, po zmianie elektroniki i odrutowania na sto procent zagrają na miarę Waszych oczekiwań. Skąd taka diagnoza? Przecież wspominałem. Na potrzeby testu obie pary kolumn grały z tym samym wzmocnieniem i kablami, a nie od dzisiaj wiadomo, iż co system, to inne potrzeby, dlatego też bez naciągania faktów z pełną odpowiedzialnością twierdzę, iż przy niedużym wysiłku Elekty Amator III są w stanie zakończyć wszelkie Wasze poszukiwania nirwany dźwiękowej. Jak wspominałem we wstępniaku, w swoim tekście nie będę uprawiał powtórki z rozrywki, czyli podanej przez Marcina w jego tekstach wyliczanki, jednak dla choćby minimalnego nakreślenia poważnego podejścia do tej imprezy przez Poznaniaków dodam, iż jako źródło sygnału testowego do kolumn posłużyły na zmianę najnowsza odsłona transportu i przetwornika cyfrowo/analogowego francuskiej marki Metronome Technologie tAQWO +cAQWO i topowy kanadyjski zestaw streamera i DAC-a EMM Labs NS1+DV2. Jak widać i co ważne od strony dźwięku znakomicie było słychać, prezentowane kolumny miały wspaniałe warunki do pokazania swoich najbardziej szlachetnych walorów sonicznych i bez owijania w bawełnę je pokazały.
9. ESA
Znacie Pana Andrzeja Zawadę? Nie? Niemożliwe. Jeśli jednak z jakiś powodów naprawdę nie, niestety w mojej opinii tracicie podwójnie. Jak to możliwe? Po pierwsze to znany od lat na naszym rynku producent zbierających wiele dobrych opinii kolumn. Ale to nie jedyny atut tej swoistej rodzimej legendy, bowiem oprócz oferty znakomitych brzmieniowo zespołów głośnikowych pan Andrzej jest wyśmienitym showmanem. W jakim sensie? Powiem tak. Bez względu na stan ducha, czy poziom zmęczenia podczas każdej wystawy walę do okupowanego przez wspomnianego mistrza ceremonii pokoju jak w dym, bowiem oprócz ciekawego brzmienia zawsze karmionego sygnałem z gramofonu systemu dostaję zastrzyk miłości do muzyki. Chodzi mianowicie o celebrę związaną z dokładnym omawianiem każdej lądującej na talerzu drapaka płyty nie tylko od strony wykonawców, ale również gdy jest ku temu okazja, związanych z jej powstaniem lub samym artystą anegdot. Tak tak, to zawsze jest fantastycznie spędzony czas przy muzyce. Ale nie przypadkowej, tylko pieczołowicie dobieranej z dziedziny rocka i bluesa. Zapewniam, przy takim postawieniu sprawy nawet w momencie hołdowania innym nurtom nie sposób się nudzić, gdyż osobowość prezentera potrafi skierować oczekiwania każdego słuchacza na najciekawsze aspekty danej realizacji. Jeśli nawet nie muzyczne, to przynajmniej historyczne, a to już jest powód, aby bez względu na ilość potencjalnych do odwiedzenia pokoi zawsze znaleźć choćby kilka minut na odwiedzenie przywołanego wystawcy. Ze swojej strony zapewniam, nie będziecie się nudzić, a przy okazji dowiecie się wielu ciekawych rzeczy o prezentowanych krążkach i odtwarzającym je systemie.
Ale to nie koniec ciekawostek z tego występu. Gdy dokładniej przyjrzycie się kolumnom, spokojnie dostrzeżecie Exlibris polskiej marki Metrum Lab. Ów podmiot dzięki zastosowaniu opracowanej przez siebie techniki IMF (Imperium Fluxus Electrons) zajmuje się zmniejszeniem szumów własnych podczas przepływu sygnału przez przewodniki. Początkowo ową technologię z powodzeniem stosował jedynie w okablowaniu sieciowym i sygnałowym, jednak czas pokazał, iż owe działanie dobrze wpływa na okablowanie również w kolumnach, ich zwrotnicach, jak i urządzeniach elektrycznych, czego dowodem sonicznym był potraktowany ową technologią wystawowy set. Jak to dokładnie wpłynęło na brzmienie systemu musiałbym zderzyć się z dwoma wersjami identycznej układanki, jednak na potwierdzenie, iż coś jest na rzeczy, przyznam, że tak zeszłoroczna, jak i ostatnia wystawa pod egidą współpracy Pana Andrzeja Zawady z marką Metrum Labs od strony fonii były bardzo dobre. Powie więcej, z racji, iż kolumny były odgrodami, nie było problemów z fantastycznym odtworzeniem nawet najbardziej wymagających w domenie energii, masy i szybkości narastania sygnału przebiegów nutowych. A to niestety dla wielu prezentacji okazywało się problemem nie do pokonania.
10. TAD
Przyznam z ręką na sercu, że już po wejściu do tego wystawcy miałem problem w zrozumieniu, co jest nie tak. Cały prezentowany w tym miejscu set miałem na testach tuż przed imprezą i wiem, że potrafi zagrać na poziomie zarezerwowanym dla najlepszych. To przecież zestaw iście High Endowy i tak u mnie zagrał. Tymczasem mimo chęci walki z przeciwnościami losu przedstawiciela z Niemiec coś nie iskrzyło. Oczywiście nie uderzałem od razu z pretensjami do wystawcy, o co w tym wszystkim kaman, tylko postanowiłem samemu zrozumieć z czego wynikają niedostatki. I niestety nie potrzebowałem dużo czasu. Zewsząd lejący się, a przez to zabijający spektakularność w oddaniu najdrobniejszych niuansów brzmieniowych, wszechobecny bas zabijał dźwięk już w zarodku. To gdzie tu mowa o podkręcaniu wolumenu. Byłaby to jedynie pewnego rodzaju kakofonia, a nie realizacja założeń artystów. Owszem, nawet w tych realiach pewne zasłyszane w idealnych warunkach mojego testowego pomieszczenia aspekty udało mi się wychwycić, jednak nie było to na tyle spektakularne, aby stwierdzić, że wszystko jest w najlepszym porządku. Niestety nie było. Przyczyna? Jak w wielu innych przypadkach sąsiad z mocno podkręconymi subwooferami. Tam gdzie do głosu miały dojść ciche pasaże, otrzymywałem zewsząd pojawiające się pomruki. Owszem, były momenty względnej ciszy, ale spojrzenie w oczy wystawcy natychmiast oznajmiało mi sporadyczność takich sytuacji. Tak więc system grał na miarę pozostawionego przez panów z sąsiedniego pomieszczenia pola do nierównej walki. Czego to dowodzi? Podobnej tej, jak i u wielu innych wystawców sytuacji, czyli mocnego uzależnienia ostatecznego dźwięku od warunków wystawowych, co w zeszłym roku udowadnialiśmy w poimprezowym teście na naszych łamach systemu NAIM/FOCAL. Wówczas co prawda problemem była słabo zaaranżowana akustycznie sala i chęć zaspokojenia wolumenem dźwięku kilkudziesięciu osób na raz, ale zmiana lokalizacji udowodniła, że w dobrze zaadaptowanym pomieszczeniu sondrebelsowego OPOS-a system zagrał zjawiskowo. Podobnie, tylko w odwrotnej kolejności i z wielkim udziałem sąsiadującego podmiotu wydarzenia potoczyły się z odniesieniu do będącej bohaterem tego akapitu japońskiej marki TAD. Szkoda. Naturalnie nie dla mnie, gdyż ja wiem co potrafi, tylko dla potencjalnych odwiedzających.
11. Grobel Audio
Szczerze? Jak sięgnąć pamięcią, negatywne opinie na temat prezentacji tego dystrybutora mogę policzyć na palcach jednej ręki. Owszem, to może nie być do końca Wasza estetyka dźwięku, jednak od strony jakości zawsze jest na wysokim poziomie. I nie chodzi w tym przypadku jedynie o samo brzmienie systemu – choć to zawsze jest najważniejsze i determinujące wszelkie opinie, tylko również o otoczkę całego przedsięwzięcia, czyli oprawę wizualną, miłą atmosferę, unikanie wysokich poziomów głośności słuchanej muzyki, a także mały aperitif w postaci próbek własnoręcznie przygotowanej nalewki z wiśni. W tym roku Pan Sebastian zaprezentował będące gorcą nowością kolumny Franco Serblin Accordo Essence, które postanowił nakarmić dwoma co prawda cyfrowymi, ale jakże różniącymi się w kwestii nośnika sygnałami. Otóż oprócz poczciwego odtwarzacza kompaktowego będącej dawcą całej elektroniki do pokazu marki Jadis, jako drugie źródło wystąpił magnetofon DAT japońskiej marki Sony. W czym tkwią różnice? Otóż gdy kompakt swoje zera i jedynki odczytuje ze srebrnego krążka, DAT identyczne dane wyłuskuje z kasety magnetofonowej. Tak tak, to jest taka nowoczesna aplikacja w niektórych kręgach przezywającego drugą młodość kaseciaka. Jaki był efekt wspomnianych pokazów? Jak zawsze świetny. Bez napinania na nadmierne wypełnianie pokoju muzyką system czarował przypisanym jej w założeniach artystów pięknem. Naturalnie swoje trzy grosze w całości przedsięwzięcia miało wzmocnienie francuskiego specjalisty od aplikacji lamp elektronowych Jadis, ale chyba zgodzicie się ze mną, gdy wygłoszę tezę, iż użycie lampiaków nie jest gwarantem końcowego sukcesu danej prezentacji. Jak to zwykle bywa, wszystko zależy od konfiguracji, z którymi Pan Sebastian nigdy nie ma problemu. Robi to no tyle dobrze, że muzyka w jego pokoju ma dwa oblicza. Jest relaksująca, a przy tym bardzo emocjonująca co czyni ją pożądaną w każdym stanie ducha słuchacza. Co mam na myśli? Nic szczególnego. Mianowicie nie traktujemy jej jako tylko gaszącej emocje naszych skołatanych prozą codziennego życia serc, ale z powodzeniem pragniemy się z nią zderzyć w przypadku potrzeby pobudzenia do dalszego działania. Jednym słowem odwiedzając pokój Grobel Audio najpierw odpoczywamy, a po kilku utworach nabieramy niezbędnej do egzystencji energii. I zapewniam Was, tak mam co rok.
12. Natural Sound
Nareszcie odwiedziny tego wystawcy od początku do końca były bardzo owocnym w pozytywne emocje czasem. Od kilku lat, mimo że znam z własnych wojaży pokazywaną elektronikę, konfigurowane systemy cierpiały z powodu nie do końca – naturalnie w mojej ocenie – dobrze współbrzmiących z nimi kolumn. Przez ostatnie lata przewinęło ich się kilka par, ale zawsze coś w tamtych pokazach mnie uwierało. Nie wiem dlaczego, ale w pierwszej chwili przychodzi mi na myśl pewnego rodzaju nadpobudliwość i problem ze spójnością dźwięku. Jednak z przyjemnością stwierdzam, iż w tym roku niczego takiego nie zauważyłem. Mało tego, byłem zafascynowany gładkością, ale również nadal pełną komunikatywnością dobiegających do mnie muzycznych pasaży, czego notabene zawsze szukam w testowanych zestawach. I ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu w takim oddaniu muzyki nie przeszkadzała wielkość sali wystawowej. Przyczyna? Nie chciałbym być złośliwym, ale na szczęście dla mnie i wielu gości dystrybutor nie używał nawet odtwarzacza płyt kompaktowych – o plikach już nie wspominam, tylko posłużył się dwoma magnetofonami – jeden szpulowy marki Studer, a drugi kasetowy spod znaku Technicsa. Oczywiście tylko przypuszczam, że ostatnio zaprezentowany wynik soniczny był pochodną występów wspomnianych źródeł, ale jedno jest pewne, te według zasłyszanego od Marcina określenia postrzelone w twarz z pospolitego obrzyna zakonnice (mowa o kolumnach) w tym roku pokazały, jak powinien grać system z topowych pułapów cenowych. Bez względu na użyte środki było to dla mnie od lat oczekiwane pozytywne objawienie. Oby przynajmniej tak było co roku.
13. Nautilus – Ayon
Widzicie uwiecznionych na fotografiach dwóch panów – Gerharda Hirta i Roberta Szklarza? Jednio jest pewne, obydwaj przy pełnej współpracy nie pozostawiają niczego przypadkowi. Do czego piję? Od kiedy pamiętam, nie zdarzyła się wystawa, która nie byłaby przygotowana z zachowaniem najdrobniejszych niuansów sztuki prezentacji systemów audio. To zawsze jest na miarę możliwości przygotowana akustycznie sala – monstrualnie wielki podwieszany sufit nad miejscami odsłuchowymi, z rozwagą dobrana, czyli uwzględniająca potrzeby pokazów w danym roku elektronika i z wielką chęcią przekazywana przez obydwu panów wiedza na temat zajmującego centralne miejsce sali akcesorium sprzętowego. Co ciekawe, oprócz gramofonu – w tym roku był to dostojny Transrotor Artus FMD – i kolumn Lumen White, które projektuje i produkuje przyjaciel Pana Gerharda – cała reszta sprzętu pochodzi spod znaku znakomicie rozpoznawalnej w naszym kraju austriackiej marki Ayon. Mało tego. Wspomniane, bajecznie wyglądające i równie referencyjnie wykończone, a także co ważne, świetnie brzmiące kolumny strojone są w oparciu o ścisłą współpracę z wykorzystującymi szklane bańki zabawkami dla dużych chłopców austriackiej marki. Dlatego też nie dziwi fakt tak znakomitego występu prezentowanego zestawu podczas tej wystawy. W teorii zderzyliśmy się z trudnymi do aplikacji głośnikami niemieckiego Accutona, a mimo to bez problemu potrafiły zagrać z lampą. Cuda? Nie, wiedza, jak to wykonać, nic więcej.
Jak to grało? Dla mnie typowo w pozytywnym tego słowa znaczeniu, czyli bardzo dobrze. Nawet stojąc z boku podczas dokumentacji fotograficznej wydarzenia słychać było łatwość oddania najsubtelniejszych alikwot głosu ludzkiego. Pójdźmy dalej. Gerhard Hirt chcąc pokazać wykorzystany tylko w niewielkiej części przez trudne warunki wystawy potencjał systemu, mieszał raz studyjnym, a innym razem koncertowym materiałem muzycznym. Wynik? Już po poprzedzającej pierwsze dźwięki atmosferze nagrania dało się bez problemu wychwycić, z jakim wydaniem płyty mamy do czynienia, z czym konkurencja w imię sztucznego podgrzewania atmosfery lampami elektronowymi, uśredniając przekaz często ma problem. W tym przypadku tego nie było. Za to był oddech, gdy wymagał tego materiał zachowana umiejętną aplikacją pojemników na elektrony intymność i niezbędna dla napełnienia w teorii za dużej dla tego typu systemu sali energia wydobywającego się z kolumn dźwięku. Jednym słowem, ups jednym zdaniem, nie było repertuaru – a słuchaliśmy nie tylko przysłowiowego jazzowego plumkania, czy wokalizy, ale również symfoniki, który sprawiłby dzieciom Roberta Szklarza – czytaj produktom z jego dystrybucyjnego portfolio – jakikolwiek problem. Przypadek? Bynajmniej. Przeczytajcie jeszcze raz początek tego akapitu, bowiem wszystko już na wstępie zostało napisane. To jest profesjonalizm nie tylko w dobieraniu, ale umiejętnym przygotowywaniu zarówno wystawowych, jak i domowych systemów audio.
14. Nautilus – Boenicke
Od zawsze twierdzę jedno. Ta marka w sobie tylko znany sposób udowadnia, że fizykę w pewien sposób da się nieco oszukać. Naturalnie w pozytywnym odczuciu, jednak bez dwóch zdań robi to nie tylko z łatwością, ale na ile to możliwe dla tak małych kolumn w kilkukrotnie za dużym kubaturowo pomieszczeniu ze znakomitą jakością dźwięku. To co powiedzieć, gdy maluchy trafią do kompatybilnego gabarytowo pokoju? Osobiście jeszcze nie miałem okazji się z nimi zmierzyć, ale nawet w takiej sytuacji po dokonaniach na kilku ostatnich wystawach u nas wierzę, że są w stanie wznieść się na poziom najlepszych graczy na rynku. Ważną informacją tegorocznej edycji AVS jest przygotowanie przez tego producenta dedykowanego okablowania, które mniemam w podobny do współpracy marki Lumen White z Ayonem będzie w stanie wykrzesać z nie oszukujmy się maleńkich jak na prezentowane w większości wystawowych sal kolumienek, maksimum możliwości. A przecież o złapanie króliczka na danym poziomie jakości dźwięku jest dla nie tylko audiofila, ale również melomana bardzo ważne. Czy ta sztuka – przybicie króliczkowi przysłowiowej piątki – w tym przypadku się uda? Po tych kilku latach zabawy z najdroższymi komponentami w naszym kraju śmiem twierdzić, że jeśli już, to z racji gorących głów każdego z nas tylko na moment. Jednak jeśli przy użyciu firmowego okablowania zamkniecie temat choćby na chwilę, warto jest spróbować. Jak brzmiał omawiany set? Jak wspominałem. Zjawiskowo. Owszem, ściany dźwięku rodem z tubowych Avantgarde’ów, czy nawet opisanych w poprzednim tekście Lumen White’ów nie osiągnął, ale zapewniam, było zaskakująco energicznie, z dobrą podstawą basową i zjawiskową, ale daleką od natarczywości swobodą wypełniania wykorzystanej na potrzeby prezentacji wielkiej sali konferencyjnej hotelu Golden Tulip.
15. RCM – Gauder, Vitus
Poznajecie? Nie? Przecież widniejące na fotografiach kolumny Gauder Akustik to starsze siostry prezentowanych w ubiegłym roku Darków 100. Owszem, nabrały nie tylko rozmiarów, ale również dobrze wpływającej na dźwięk wagi. Gdzie tkwią zmiany, widać gołym okiem i nie trzeba było nawet fatygować się na wystawę. Jednak wydanie werdyktu, co taki rozkład czterech głośników basowych wniósł do projektu, bez wizji lokalnej nie ma szans na realizację. Co zatem się wydarzyło? Dla mnie bardzo wiele. Po pierwsze – bas mimo, że był masywniejszy, to z racji podwojenia przetworników i oddalenia dwóch od podłogi poprzez aplikację w górnej części obudowy, był bardzo szybki i zwarty. To zaś spowodowało, że bardzo dobrze oddawał zawarte w nim niuanse. Co więcej. Możliwość oddania założonej dawki najniższych rejestrów poprzez cztery przetworniki spowodowała całkowite wyeliminowanie co prawda sporadycznego, ale jednak lekkiego gubienia się tego zakresu w szybkich pasażach i mocnych pomrukach na poprzedniej wystawie. W tym roku ten zakres śmiało mogę to powiedzieć był wzorowy. Ale to nie wszystkie atuty nowych konstrukcji spod znaku Gaudera. Otóż zwiększenie rozmiarów w domenie wysokości i umiejscowienie tam dwóch niskotonowców spowodowało ogólne odprężenie dobiegającego z kolumn dźwięku. Już podczas rozgrzewki dało się wychwycić dużą swobodę wypełniania pomieszczenia dowolną ilością decybeli, a jak wiadomo, z każdą minutą potrzebujące odtajać po podróży głośniki Accutona zazwyczaj grają jeszcze lepiej, o czym przekonałem się podczas pożegnalnego odsłuchu u tego dystrybutora. Nie boję się tego powiedzieć, ale po raz pierwszy zaznałem dotychczas niespotykanej w konstrukcjach Gaudera swobody kreowania wirtualnej sceny dźwiękowej, co nareszcie pozwoliło mi na chwilę całkowitego wytchnienia przy generowanej przez nie muzyce. Dotychczas były bardzo angażujące, co z jednej strony lubi wielu melomanów, ale z drugiej mnie trochę męczyło. To oczywiście była dopiero pierwsza z dwóch nowości w portfolio katowickiego RCM-u. Kolejnym bardzo ważnym punktem był nowy zintegrowany wzmacniacz duńskiego producenta Vitus Audio. Tak, na pierwszy rzut oka wygląda jak typowy „Vitek”, jednak gdy się przyjrzeć, okaże się, że w znajdującej się na froncie akrylowej połaci Ole Vitus zaaplikował mały kolorowy wyświetlacz. Naturalnie to jest jedynie wprowadzony potrzebami rynku drobiazg, bowiem duński diabeł tkwi w trzewiach tego bardzo znormalizowanego designersko brandu. Nie będę przywoływał zawartych w tej inkarnacji integry technikaliów – to znajdziecie na stronie dystrybutora lub dowiecie się podczas osobistej rozmowy, jednak jedno wiem na pewno, bez tego wzmacniacza prezentacja nie byłaby tak spektakularna. Skąd to wiem? Miałem przyjemność słuchać tej nowości w salonie z innym modelem niemieckich kolumn, dlatego porównując tamto wcześniejsze z tym ostatnim zderzenie z SIA-30 wiem, że tegoroczny występ jest na równi dziełem tak wzmocnienia jak i kolumn. A próbując określić go na tle dotychczasowych imprez odbieram go jako najlepszy. Zaś w odniesieniu całej tegorocznej wystawy jako niekwestionowaną czołówkę. Na koniec wspomnę jeszcze o ciekawej dla mnie z punktu widzenia dążenia świata do wykorzystywania najnowszych technologii w odtwarzaniu sygnału audio prelekcji Kena Kesslera. Ów mający jak niewielu na świecie doświadczenie w realizacji płyt pan postanowił przybliżyć nam świat taśm magnetofonowych. Naturalnie chodziło mu o poczciwe szpulaki. Ale nie w kontekście powracającego podobnie do winyli zjawiska, tylko jako niezagrożony jakimkolwiek formatem wzór dla jakości nagrywania i oczywiście odtwarzania materiału muzycznego. Był na tyle dobrze przygotowany, że przyniósł ze sobą kilka bagatela sześćdziesięcioletnich taśm matek lub wydanych w tamtych czasach pozycji. Nie szczędził nam nie tylko związanych z tamtymi czasami anegdot, ale również przybliżał realia nagrywania muzyki w tamtych czasach i co kilkanaście minut serwował przyniesione próbki na przygotowanym na te prelekcję przez przedstawicieli RCM-u magnetofonie. Jaki był morał tej pogadanki? Powiem tak. Ubierając całość w typowy dla naszego portalu ironiczny ciąg liter przekaz brzmiał: nadal najlepszym źródłem prawdy o muzyce jest zapis na taśmach magnetofonowych, potem gramofon, a nieszczęsne pliki są ostatnim elementem w łańcuchu pokarmowym zaawansowanego melomana. I wiecie co, choć na chwilę obecną nie dysponuję żadnym magnetofonem, to w pełni zgadzam się z tą gradacją źródeł dźwięku. Amen.
16. RCM -Thrax
W tym roku ów katowicki dystrybutor miał jeszcze jedną nowość w rękawie. Mianowicie po zeszłorocznej, szeroko komentowanej jako sukces prezentacji kolumn Fink Team Borg z lampową elektroniką bułgarskiego Thraxa, znacząco podniósł poprzeczkę i jako wzmocnienie zastosował najnowsze bułgarskie monobloki na lampach sześciu lampach 300B w klasie „A” (100W na kanał). Efekt? Znakomity. Nie dość, że czuć było posmak dobrej lampy, czyli gładkość połączoną ze zwiewnością, to zestaw oferował również spokój w oddawaniu niezbędnej ilości mocy dla nawet karkołomnych rockowych prezentacji. Nie mówię, że w zeszłym roku było słabo, ale porównując obydwa wydarzenia, to ostatnie wyraźnie pokazywało progres prezentowanego dźwięku. Rozmach, swoboda, napowietrzenie i zjawiskowe dla dobrej lampy wizualizowanie źródeł pozornych. A to wszystko na wystawowym poligonie, co ewidentnie sugeruje, ze szef marki nie próżnuje, tylko znakomicie rozwija swój arsenał sprzętowy. Na koniec nie mogę zapomnieć o informacji, że w obydwu przygotowanych w tym roku pomieszczeniach opisywanych emocji RCM nie omieszkał zapewnić odwiedzającym głównie przy pomocy gramofonów i sporadycznie wykorzystywanych odtwarzaczy płyt kompaktowych. Ostatnią ciekawostką tego pomieszczenia jest owocne sonicznie okablowanie systemu w domenie sieci produktami polskiej marki WK-Audio.
17. Nautilus -Dynaudio
Ktoś ma problem z udaną aplikacją dużych kolumn w stosunkowo małym pomieszczeniu? Jeśli tak, powinien skontaktować się z warszawsko-krakowskim Nautilusem. Co mam na myśli? Spójrzcie na załączone fotografie. Panowie postanowili pokazać drugą od góry w cenniku konstrukcję kolumn Dynaudio Confidence 50 i co ważne dla udowodnienia mojej tezy, mimo niezbyt idealnych dla tych paczek gabarytów pokoju, nie mieli z tym najmniejszego problemu. Jakim sposobem? Już pisałem w akapicie poświęconym Ayonowi, niezbędna jest wiedza co z czym i w jaki sposób połączyć, aby uniknąć niechcianych problemów. Jak robili to podczas tej wystawy? Wystarczyło dać chwalonym przez wielu recenzentów za progres w dziedzinie rozdzielczości i lepszej jakości najniższych rejestrów kolumnom trochę miejsca od ścian i napędzić je wydajnymi wzmacniaczami – w tym wypadku znanymi z wydajności prądowej konstrukcjami niemieckiego Octave. Oczywiście nie można zapominać o dobrej jakości źródle – w roli którego wystąpiły gramofon Tansrotor i CD-ek Accuphase. Gdy spełnimy te warunki, okaże się, że dla takiej konfiguracji nie ma materiału nie do zagrania z najwyższą jakością. Czy to spokojny jazz, czarująca wokaliza, czy nawet na początku słuchana przeze mnie z rezerwą, ale po przekonaniu się panowania systemu nad warunkami lokalowymi, świetnie odebrana elektronika, wszystko okazywało się dla tego seta wiosennym spacerkiem. I bez znaczenia była głośność słuchania, czego ewidentnym dowodem był wspomniany elektroniczny kawałek miksowanej na nowo grupy Kraftwerk. Jedynym kto z tego pokazu mógł być niezadowolony, to sąsiad za ścianą. Jednak uspokajam, prezentujący ów set pracownik Nautilusa – Grzesiek, zrobił ten numer tuż przed końcem pierwszego dnia AVS, dlatego też nie było z tego powodu niesnasek z trzydniowymi sąsiadami. Nic specjalnego? Wolne żarty. Zapewniam Was, wielu wystawców ze znacznie mniejszymi kolumnami nawet w minimalny sposób nie mogło poradzić sobie z modami pomieszczenia, a co dopiero mówić o ich tak wyrafinowanej eliminacji. Ale zaznaczam, panowie z Nautilusa osiągnęli to przy fenomenalnej jakości dźwięku, gdyż nie sztuką jest walcząc z basem zabić jego energię. Sztuką jest umieć nad nim panować, czego dowodem była moja wizyta w tym pokoju.
18. Audioconnect
Wspominałem kiedyś, że pokazy tego wystawcy łeb w łeb idą z moim oczekiwaniem dobrego, bo mającego w swoim kodzie DNA soczystą średnicę dźwięku? Jeśli nie, to robię to teraz. Dlatego też zazwyczaj pojawia się w moich relacjach. Wizyta w okowach tego dystrybutora zawsze okazuje się być skutkiem związku przyczynowo skutkowego, czyli przekładając z polskiego na nasze, chłopaki wiedzą, jak przy pomocy natchnionej magią, bo pochodzącej z Italii i pewnie dlatego zjawiskowo wyglądającej nie tylko elektroniki marki Riviera, ale także świetnie brzmiących kolumn Diapason, zaczarować słuchaczom świat. Po prostu siadasz i się wyłączasz. Na jak długo, zależy jedynie od posiadanego czasu. Jednak jedno jest pewne, nawet w sytuacji jego chronicznego braku jednorazowo spędzam tam dobre kilkanaście minut i w każdym wolnym czasie zazwyczaj próbuję po raz kolejny wrócić. Jakieś konkrety co do fonii? Proszę bardzo. Panowie poszli inną niż w poprzednim akapicie drogą. Zdecydowali się na monitory. To zaś spowodowało, że oprócz uniknięcia problemów z basem w pakiecie konstrukcyjnym tego typu kolumn otrzymali swobodę w kreowaniu bezkresnej głębi wirtualnej sceny dźwiękowej i przypisane im walory typu całkowite znikanie z pomieszczenia. Oczywiście to jest okupione brakiem odpowiedniej dawki energii w najniższych składowych podczas słuchania rockowego buntu. A nie oszukujmy się, kto przy zdroworozsądkowym podejściu do zagadnień konfiguracyjnych planując systematycznie pozbawiać się słuchu sięga po lampę i małe monitory. Znacie takiego delikwenta, bo ja nie. Dlatego też szacunek dla wystawcy, że pokazuje swój sposób na perfekcyjne w podejściu do tematu. Zapewniam Was, w audio nie ma jednej drogi, ale kreśląc swoją trzeba wiedzieć, jak nie wdepnąć w przysłowiowe błotko. A jak wynika z powyższego tekstu, Audioconnect od lat umiejętnie pozostawia je z boku.
19. Nautilus – Avantgarde
Pewnie nie uwierzycie, ale na tę prezentację Nautilusa w pozwalających ocenić ją w godny sposób warunkach odsłuchowych próbowałem wbić się prze całe trzy dni. Niestety oblężenie przez spragnionych wrażeń live miłośników muzyki było tak duże, że w miarę komfortowe warunki okazały się ziścić dopiero w niedzielę po południu. Ale powiem Wam, moja krucjata znalezienia spokoju do oceny warta była każdej z pięciu prób odwiedzenia tego muzycznego przybytku. To jak zwykle była bitwa w najlepszym tego słowa znaczeniu. Energia, atak, masa dźwięku i nieprzebrana ilość mikroinformacji nie pozostawiały niedomówień, tylko dosłownie palcem pokazywały słuchaczowi, co w tej zabawie chodzi. Co ciekawe, mimo osobistego optowania raczej za dźwiękiem kolumn Dynaudio od zawsze gdzieś z tyłu głowy mam wizję zafundowania sobie podobnego zestawu w domu. Na szczęście mimo dość swobodnego poruszania się po zawiłościach cenowych tego segmentu audio, nie dysponuję odpowiednim dla tego typu konstrukcji kolejnym pomieszczeniem odsłuchowym, dlatego też z jednej strony z przyjemnością, zaś z drugiej z praktycznie z wpisanego oczekiwaniami podobnych wrażeń wewnętrznego musu, odhaczam sobie takowe pokazy na jednej z pierwszych pozycji do odwiedzenia. O co konkretnie mi chodzi? Jak to o co. O pokaz bezkompromisowych w domenie prawdziwości brzmienia muzyki niemieckich kolumn Avangarde, niezbędnej do takich ekwilibrystyk topowej elektroniki japońskiego producenta Accuphase i nie oszukujmy się pozwalającego oddać takiej klasy fonię okablowania flagowej linii holenderskiego Siltecha Triple Crown. Tak, wiem, to począwszy od srebrnego krążka, po dochodzące z głośników informacje jest szaleństwem w najczystszej postaci. Ale nie oszukujmy się, nikt nie powiedział, że w High Endzie będzie łatwo, a z drugiej strony, jak się bawić to na całego. I taką, nie uwierzycie, sprzedaną już kilku klientom w Polsce szkołę zaproponował nam w tym roku wspominany kilka tekstów wcześniej Robert Szklarz. Niepotrzebnie? Nie sądzę, gdyż w momencie rezygnacji z odkrywania swoich najlepszych kart nie tylko bywalcy tej wystawy, ale również potencjalni klienci nie mieliby szans na zapoznanie się z dla wielu fanów takich zestawień, niekwestionowanym absolutem sonicznym. A tak, dzięki w podobny sposób okraszonym bezgraniczną jakością wydarzeniom doskonale wiemy, że jeśli lubimy poczuć pełnię wrażeń z koncertu orkiestry symfonicznej z jej rozmachem lokalizacyjnym i energetycznym jeden do jeden, omawiany zestaw jest jednym z czołowych, jeśli nie czołowy, które takie założenia może spełnić. Naturalnie w sobie tylko przypisany sposób, bowiem wertując mój tekst znajdziecie kilka zestawów o podobnych możliwościach, ale zapewniam, takie wrażenia z nieprzeciętną dynamiką w tle znajdziecie tylko w reklamowanej w telewizji „Erze” i naturalnie warszawsko-krakowskim Nautilusie.
20. DIY
W tym zbiorze zdjęć skumulowałem dwa pokoje. Jeden to przedstawiciele największego portalu o tematyce audio w Polsce „audiostereo.pl”, a drugi równie znanego i równie szeroko rozpoznawalnego „diyaudio.pl”. Jaki jest powód mojego pochylenia się nad nimi. Przecież wystawa oferowała multum znacznie bardziej interesujących pomieszczeń. Spokojnie. Kto miał się pojawić, z pewnością się znajdzie. Tym czasem jeśli już udało mi się posłuchać w tych pomieszczeniach spokojnej muzy, postanowiłem skreślić kilka spostrzeżeń. Jakich? Otóż nauczeni wcześniejszymi występami panowie złote rączki przynajmniej podczas moich wizyt grali na kolumnach z założenia nie sprawiających problemów z basem. Wiadomo, pokoje małe, to szukamy zdrowego kompromisu, co w całej rozciągłości popieram. Jak widać na fotkach, w jednym miejscu grały wariacje na temat konstrukcji odgrodowej wspomagane subwooferami, a w drugim typowe monitorki. I wiecie co? Przy pełnym szacunku dla walki z rezonansami zastanych kubatur obydwu prezentacjom brakowało body w środku pasma. O dziwo, gdy bas miał łupnąć, to łupnął, góra cyknąć, to cyknęła, ale o zgrozo nie wiem, dlaczego na średnicy była taka dziura. Przecież w pokazie jakości nie chodzi li tylko o wydanie przez system dźwięku – choć jeden ze znajomych redaktorów ów wydobywający się z kolumn akcent muzyczny zaliczył jako pierwszy spełniony punkt produkowania komponentów audio, tylko próbę pokazania pełnego zakresu częstotliwościowego, ze średnicą dla wielu melomanów nawet w roli głównej. Tymczasem tak odgrody i małe kolumienki na standach mocno starały się unikać tego pasma. Co prawda nie w zamian nie krzyczały, co należy zaliczyć na poczet potencjalnych zalet, ale w mojej opinii wyraźnie w tym zakresie były niedostatki. I nie zawalałbym w tym momencie tego problemu na kark moich związanych z delektowania się średnicą w muzyce dawnej codziennych wyborów, tylko potraktował jako ocenę na tle sąsiadującej z opisywanymi pokojami konkurencji. Jednak dla jasności sprawy, spędzony w tych mekkach majsterkowiczów czas był dla mnie ciekawym doświadczeniem. Widziałem kierunek rozwoju tego działu miłośników muzyki i wiedzę, jak nowe konstrukcje wpisać w zastane pomieszczenie. Jak do tego dojdzie jeszcze równouprawnienie wszystkich częstotliwości pasma, będzie naprawdę nieźle. Trzymam kciuki panowie.
21. WK-Audio
Z pewnością jeszcze nie wiecie, ale mimo obecności tego rodzimego producenta okablowania sieciowego na naszym rynku od około roku, bliższe dane na temat jego oferty znam dopiero od kilku tygodni. Ale w tym momencie nie ma to najmniejszego znaczenia, bowiem jestem świeżo po serii testowej w kilku konfiguracjach jednej z jego konstrukcji i wiem, że jest co najmniej ciekawa, a nawet pokusiłbym się o stwierdzenie, że czasem nawet może okazać się niezbędna dla wielu konfiguracji. Jaki sznyt prezentuje? O nie, na takie informacje musicie poczekać do stosownego testu na naszych łamach. Dzisiaj jedynie mogę przybliżyć Wam, czym wyróżniał się prezentowany przy użyciu topowego modelu kabla WK-Audio The Air zestaw wystawowy. Otóż aplikacja flagowych sieciówek w prezentowany na fotografiach tor spowodowała znaczne skupienie się muzyki na środku pasma z ciekawym uwzględnieniem dodania szczypty energii wszelkiej wokalizie i natychmiast dającym łatwo się wychwycić wyczyszczeniem przekazu z wprowadzanych przez zamiennie stosowane na potrzeby prezentacji marnej jakości okablowanie, szkodliwych zniekształceń dźwięku. Wróżę to z fusów? Niestety nie, gdyż los chciał, że podczas jednego z takich mitingów byłem w tym pokoju i właśnie to wydarzenie pozwala mi kreślić takową opinię. I wszytko byłoby ok., gdyby nie drobny epizod w postaci wizyty kilku niedowiarków, którzy mimo kilkukrotnych testowych prób jak jeden mąż twierdzili, iż nic nie słyszą. Nie wiem, jak na to patrzeć, ale to wolny kraj i mamy wolność słowa i myśli, dlatego też nie pozostaje mi nic innego, jak wygłosić twierdzenie w stylu: panowie są pewnego rodzaju szczęśliwcami, którzy z braku wiedzy i możliwości usłyszenia o co w naszej zabawie chodzi, nie zrujnują swojego portfela goniąc przez całe życie niedoścignionego króliczka. Niestety na ich szczęściu straci opisywany wystawca, ale pragnę go uspokoić, wspominani panowie byli w druzgocącej mniejszości odwiedzających tegoroczną wystawę. Tak więc głowa do góry i brać się do roboty, czyli promować swój towar, gdzie i jak się da.
22. CORE trends
Tak szczęśliwie się składa, że prawie wszystkie zabawki tego dystrybutora prędzej, czy później mamy przyjemność testować we własnych systemach. To zaś sprawia, że podobne do tej wystawy nie są dla nas możliwością poznawania jego oferty, tylko konfrontacją swoich spostrzeżeń z procesu testowego z realiami innych występów. Oczywiście tak bywa zazwyczaj, gdyż tym razem panowie z CORE trends co prawda pozytywnie, ale trochę nas zaskoczyli i przygotowali coś extra. Co takiego? Jak widać. Oprócz znanych z naszych walk z materią testową kolumn amerykańskiej marki YG Acoustics Hailey 2.2 na potrzeby wprowadzenia elementu zaskoczenia potencjalnych odwiedzających ściągnęli na wystawę topową integrę niemieckiego Audioneta Humboldt. Przyznam szczerze, swoimi rozmiarami – jak na wzmacniacz zintegrowany, maszyna robi mocne wrażenie. Niestety jak wygląda temat oferowanego przez nią dźwięku przyjdzie czas sprawdzić samemu, gdyż prosto z wystawy ląduje u nas na testach. Jednak patrząc na prezentację całościowo nie było wielkich zaskoczeń. System grał z pełną kontrolą basu, świetną paletą informacji w unikającym przegrzania środku pasma i zjawiskowymi, czyli typowymi dla amerykańskich kolumn wysokimi tonami w postaci ferii pięknie rozświetlających przekaz iskierek. Jednak relacja z tego pokoju nie byłaby kompletna, gdybym nie wspomniał o bardzo ważnym elemencie wystroju wnętrza. Co mam na myśli? Spójrzcie na boczną ścianę, a zobaczycie tworzący akustycznego guza zestaw pionowych drewnianych listewek na szarym tle. To jest jeden z najnowszych pomysłów na akustyczne wykończenie wnętrz do słuchania muzyki portugalskiej marki Artnovion, której nieco starsze, ale nadal dostępne modele są wystrojem mojego pomieszczenia odsłuchowego. Co one dają? Cóż, wystarczy przeczytać test z posiadanym przeze mnie zestawem na naszej stronie, a przekonacie się, że nawet po niezobowiązującym kontakcie z tymi akcesoriami na własnym podwórku nie ma już odwrotu i choćbyście ich nie kupili, to podprogowo zakorzenią się w Waszych głowach już na dobre. Skąd wiem? Ja próbowałem po teście zwrócić je do dystrybutora, ale niestety skończyło się inaczej i do dzisiaj cieszą moje uszy i co istotne dla wielu potencjalnych użytkowników i ich żon również oczy.
23. Moje Audio
Ciekawostką tego wystawcy jest mocne przywiązanie do dbałości o audiofilów i melomanów korzystających z najnowszych technologii. Co to oznacza? Otóż trzy na cztery pokoje jako źródło wykorzystywały jedynie streamery i odtwarzacze plikowe. Na szczęście dla mnie ów dystrybutor nie zapomniał o korzeniach dobrej fonii i w jednym jego zestawie pojawił się poczciwy gramofon słoweńskiej marki Pear Audio Litle John, co samoczynnie zmusza mnie do rozpoczęcia przybliżania wszystkich prezentacji od tej pozycji.
Analiza zestawu audio w pokoju ze wspomnianym drapakiem niesie ze sobą wieści o aplikacji drugiego źródła w postaci streamera marki Lumin, wykorzystaniu jako przedwzmacniacza gramofonowego konstrukcji spod znaku Theres, pracującego w klasie „A” wzmacniacza zintegrowanego Bladelius i co prawda niedużych, ale jednak wolnostojących kolumn od czeskiego Xaviana. Jak widać, wydarzenie nie było nastawione na prężenie muskułów, tylko zdroworozsądkowe pokazanie, że za relatywnie niewielkie pieniądze – oczywiście z perspektywy znacznej większości systemów wystawy – da się osiągnąć wciągający, a przez to spełniający symptomy wspaniałych uniesień muzycznych zestaw dla zwykłego Kowalskiego. Co więcej, minimalizm kolumn i reszty zestawu pozwala na wstawienie go do zazwyczaj niewielkich pomieszczeń polskich melomanów, co w zderzeniu z mieszkaniową rzeczywistością czyni ów pokaz idealnie wpisującym się w potrzeby wielu z nas. Naturalnie zdaję sobie sprawę, że zdecydowana większość osobników homo sapiens woli obcować z za dużymi zespołami głośnikowymi w niedużej kubaturze, ale realnie oceniając takie postępowanie sami szykują sobie problemy. Zostawiając owe dywagacje na boku powiem tylko, iż w moim ośrodku zarządzania emocjami ta konfiguracja pokazała się od fantastycznej strony. Było bardzo muzykalnie, gdy istniała taka potrzeba lekko i zwiewnie, czasem gęściej, a nawet na ile pozwalała konstrukcja kolumn solidnie na basie, ale nigdy nudno, czy natarczywie. Jednym słowem przez cały czas płynęła muzyka przez duże „M”, a przecież o to nam chodzi.
Lokalizacja kolejnego przybytku dystrybutora z Wrocławia była lustrzanym odbiciem pierwszego pokoju. W przeciwieństwie do poprzednika dominowały w nim konstrukcje Bladeliusa w postaci odtwarzacza plików z wewnętrznego dysku i wzmacniacza zintegrowanego, które w końcowej fazie sygnału również korzystając z wiedzy Roberta Barletty – właściciela Xaviana – tym razem współpracowały z jego fantastycznie prezentującymi się wizualnie, znacznie większymi gabarytowo od poprzednich maleńkich podłogówek, kolumnami podstawkowymi. Efekt? Wolumen dźwięku wyraźnie większy, ale nadal bez najmniejszych problemów w temacie walki z modami pomieszczenia. Naturalnie, gdy jakiś gość zażyczył sobie znacznego podkręcenia gałki wzmocnienia, słychać było odpowiedź pokoju, ale tak zwane normalne słuchanie raczej unikało podobnych artefaktów. Ale ale, nie samym basem i efektem „łał” człowiek żyje, dlatego nie mogę nie wspomnieć o bardzo podobnym w domenie muzykalności do poprzedniego pokoju sznycie grania, z tą tylko różnicą, że pliki dla mojego bardzo purystycznego podejścia do tematu swobody dźwięku nie miały zarezerwowanego dla drapaka pierwiastka „x”, co na mojej liście spycha ów występ na drugie miejsce na pudle pod względem emocjonalności dźwięku zestawów tego podmiotu.
Trzecia odsłona oferty Moje Audio byłą zderzeniem z legendą radia BBC w postaci kultowych monitorów Falcon LS3/5a. To praktycznie są maleństwa, ale po zapoznaniu się z ich ochotą grania okazało się, ze dźwięk nie tylko był wysokiej próby i wręcz idealnie wpisujący się w moja estetykę, ale pod względem oddania energii, magii i bezpośredniości ma się nijak do swoich rozmiarów. Ja wiem, że to zakrawa na typowe opowieści dziwnej treści, ale zapewniam, monitory Falcona w sobie tylko znany sposób łamią wszelkie zasady fizyki. Ale to nie koniec fenomenu tych paczek, gdyż takie fajerwerki fundowały przy wykorzystaniu pełnego systemu specjalisty od plików, czyli zestawu Lumina, co stawia na głowie moje dotychczasowe fobie. Cuda panie, cuda.
Ostatnim sanktuarium muzycznym przywoływanego w tym akapicie gospodarza była jeszcze przedprodukcyjnie testowana stuprocentowa nowość, czyli kolumny posiadanej przeze mnie marki Trenner & Friedl „PHI”. Owe paczki wracając do korzeni konstruowania zespołów głośnikowych wykorzystują 8” przetworniki szerokopasmowe, co oczywiście czyni je propozycją dla wiedzących czego chcą melomanów, którzy powoli jak dinozaury zaczynają wymierać, ale nawet ja, korzystający na co dzień z wielkich ISIS-ów, a przez to hołdujący mocnemu uderzeniu osobnik, od pierwszych spędzonych z taką prezentacją chwil czułem, że mimo typowej specyfiki grania dla membran szerokopasmowych jest to bardzo interesujący dźwięk. Bez napinania na wyczynowość skrajów pasma, tylko walka o spójność i pewnego rodzaju mistyczność przekazu. Czy to jest oferta dla wszystkich? Z pewnością nie, ale sądzę, że każdy kochający muzykę meloman, nawet jeśli w tych kolumnach się nie zakocha, to bez wahania potwierdzi ich soniczną nietuzinkowość. Jak prezentowała się reszta toru? Również ciekawie. Początek okupował czerpiący sygnał z serwera Fi-Data plikograj Lumina. Zaś tak wygenerowany sygnał wzmacniały podobnie do kolumn także debiutujące na tej wystawie A-klasowe 100 w monobloki koreańskiej manufaktury Westminster Lab. Jak widać, ów pokój okazał być się mekką nowości, która w opinii wielu kuluarowych rozmów jawiła się jako pewnego rodzaju zaskakująco ciekawe zjawisko, jakich brak na tego typu imprezach. A to na tle kilkusetpokojowej konkurencji tej wystawy jest znakomitym potwierdzeniem, że wrocławski dystrybutor wie, jak pozytywnie zaskoczyć najbardziej wymagającą klientelę.
24. Nautilus – Audio Reveal, Ayon, Spendor plus Transrotor, Accuphase, Phonar, Leben, Phasemation.
Te zgromadzone w jednym zbiorze dwa pokoje na tle poprzednich, stawiających na zaspokojenie nawet największej żądzy spektaklu bez granic były swoistymi przyczółkami typowych melomanów. Nie znalazłem w nich pogoni za oszałamiającą mocą, a przez to możliwości nagłośnienia wielkich salonów, tylko skupienie się na wydobywaniu z muzyki najdelikatniejszego piękna. Pomagała w tym nie tylko mała moc lampowych wzmacniaczy, ale również z pomysłem dobrana reszta toru. Jak to wyglądało konkretnie?
Pierwszy set okazał się być połączeniem nowego modelu opiniowanej na naszych łamach, polskiej lampowej integry Audio Reveal z kultowymi monitorami z rodowodem radia BBC marki Spendor. Oczywiście kolumny i wzmacniacz same nie zagrają, dlatego też jako sygnał posłużył w tej konfiguracji lampowy cedek marki Ayon. Po co tyle lampy w torze? Zamierzenie, bowiem jak wspominałem, ta prezentacja kierowana była dla znawców tematu w dziedzinie karmienia duszy delikatnością pozytywnych emocjami, a nie sprawdzaniu jej odporności na ścianę dźwięku. I muszę stwierdzić, że ta sztuka się udała. Żadnego prześcigania się z konkurencją kto zagra głośniej, czy mocniej, tylko zabawa wywoływanymi świetnie podaną muzyką emocjami – przypominam o składzie systemu w postaci urządzeń lampowych i kolumn w pierwszym rzędzie stawiających na brylowanie w środku pasma. Szkoda, że takich prezentacji było jak na lekarstwo. Na szczęście niektórzy nie zapominają, że muzyka nie zawsze musi być ścianą dźwięku.
Kolejne lokum tego wystawcy podobnie do poprzedniego zaproponowało nam przyjazne dla uszu słuchanie muzyki. Jednak jak to zwykle bywa diabeł tkwił w szczegółach. O co chodzi? Teoretycznie nic nadzwyczajnego, ale jak się okazuje, dziwnym trafem trudnego dla wielu innych wystawców. Otóż przy użyciu gramofonu Transrotora i muzykalnego odtwarzacza płyt kompaktowych Accuphase’a, wspieranych lampową integrą Lebena z kolumnami Phonara gospodarz zaprosił odwiedzających w podobny trochę podobny, ale jednak diametralnie inny aniżeli ten ze Spendorami świat muzyki. Otóż wiedząc, iż potencjalni zainteresowani mają swoje gusta i guściki, skierował ostateczny efekt dźwiękowy w stronę większej neutralności. Inne kolumny, inny wzmacniacz, z pewnością również okablowanie i nagle okazuje się, że w sąsiadujących ze sobą pomieszczeniach dało się zaspokoić całkowicie inne potrzeby miłośnika muzyki. Nadal było relaksująco, ale wyraźnie inaczej w domenie nasycenia średnicy, co wielbiciele świeżości w tym zakresie z pewnością potraktują jako ukłon w ich kierunku. Dla mnie bardzo dobry ruch.
25. Audiopunkt
Wiem, wiem, już tego zwrotu gdzieś użyłem, ale również w tym przypadku nie mogę się powstrzymać od jego zastosowania. O jaki ciąg liter chodzi? Może się zdziwicie, ale o z pozoru negatywny. Jednak gdy dodam, że w jego pozytywnym znaczeniu, okaże się, że słowo „nuda” nabiera całkowicie innego wymiaru. Po co tak lawiruję? Ano dlatego, że po raz kolejny chłopaki z warszawskiego Audiopunktu świetnie skonfigurowali zestaw i nie mam za bardzo do czego się przyczepić. No chyba tylko do faktu podwójnej wizyty, aby zrobić przyzwoite zdjęcia, bo za dnia przysłona mojego aparatu co prawda dzielnie walcząc, ale niestety sromotnie przegrywała z oślepiającym ją przez okno słońcem. Ok., ponarzekałem, teraz pora na kilka pozytywów. Jak widać na zdjątkach, głównym rozdającym karty był najnowszy model japońskiego wzmacniacza Soul Note. Jeszcze go nie testowaliśmy, ale jeśli jest lepszy od opiniowanego przez nas poprzednika, to tylko pogratulować. Idźmy dalej. Jako dawcy sygnału zamiennie służył odtwarzacz CD tegoż producenta i streamer bardzo popularnego na tej edycji wystawy Lumina. Zaś w ramach „lepu na melomanów”, na końcu układanki gospodarze zastosowali znajdujące się na liście używanych przez radio BBC, a przez to kultowe kolumny Graham Audio – teraz w wersji podłogowej LS5/9f. Efekt? Raczycie żartować. Nie ma o czym pisać. Chyba, że nuda, nuda i jeszcze raz nuda, po raz kolejny było tak dobrze. I wiecie co? Bez adwokata nie mam nic więcej do dodania.
26. Struss Audio
Spokojnie, w tym przypadku nie będę uzewnętrzniał się nad jakością dźwięku. Powód? Pomieszczenie przechodnie, do tego bez adaptacji akustycznej i zbyt obszerne, aby coś ciekawego na znanej mi z ostatniego testu mniejszej integrze usłyszeć. To po co o tym wspominam? Wziąłem pieniądze? Nic z tych rzeczy. Rodzina? Nie. Czyli? Nic szczególnego. Po prostu z szacunku dla powrotu na rynek z już drugim modelem wzmacniacza po szkodliwych dla marki kilku latach perturbacji. I nie ma znaczenia, że po zderzeniu z wystawowymi warunkami wiele osób narzekało na brak szans do miarodajnego odsłuchu propozycji marki Struss Audio. Ważne, że znana od lat rodzima marka nie zarzuciła tematu na dobre i po raz kolejny postanowiła zmierzyć się z naszym rynkiem z nowymi konstrukcjami. Jedną już dobrze znamy i jest co najmniej ciekawa. Na drugą, notabene debiutującą podczas tej wystawy z pewnością przyjdzie czas. Jednak bez względu na wszystko z mojej strony formuję gratulacje za wytrwałość w działaniu.
I tymi lekko ironicznymi akapitami niestety jestem zmuszony zakończyć mój monolog. Mam nadzieję, że nikt się nie obrazi. Jednak na swoje usprawiedliwienie zdradzę, że podobne teksty pozwalały mi uniknąć zwarcia na łączach w ośrodku formowania łatwostrawnych dla czytelników splotów literowych. To naprawdę jest wyczerpujący proces. Ale żeby nie było, nie skarżę się, tylko tłumaczę z pokazywania, iż podobne działania powystawowe są dla nas z Marcinem sporą przyjemnością, a nie przymusem. Naturalnie nie wszystkim udało się w naszych relacjach znaleźć, ale jak wspominałem we wstępniaku, nie było na to szans. Na pocieszenie dodam, że za rok będzie powtórka z rozrywki, czyli kolejna edycja wystawy AVS, co pozwala wypatrywać szans na zmierzenie się z naszymi pełnymi radości i zdrowej ironii opiniami na temat obfotografowanej prezentacji. Czy tak będzie, nie mam pojęcia. Jednak jedno wiem na pewno, będzie równie ciekawie i wierzę, że od strony prezentacji sprzętu audio jeszcze lepiej niż w tym roku. Musimy gonić Monachium.
Jacek Pazio