Po dwóch hotelowych przystawkach najwyższa pora na danie główne, czyli główną lokalizację i perłę w koronie stołecznego Audio Video Show – PGE Narodowy. Nie da się bowiem ukryć, iż zarówno pod względem dojazdu, jak i przestronności trudno znaleźć choćby zbliżony klasą obiekt, co skwapliwie organizator AVS wykorzystuje dwojąc się i trojąc by z roku na rok jeszcze wygospodarować dodatkową przestrzeń dla spragnionych stadionowych wygód wystawców. Nie ma się jednak czemu dziwić, skoro nawet podczas największego oblężenia w bodajże żadnej z lóż nie było problemów z klimatyzacją a i przeciskając się przez nieprzebrane rzesze spragnionych nausznych wrażeń audiofilów na szerokich ciągach komunikacyjnych tlenu nie brakowało. W dodatku na liście objętych wystawowym polem rażenia pomieszczeń znalazło się przygotowane wzorem m.in. monachijskiego High Endu centrum prasowe, gdzie można było we względnej ciszy nie tylko chwilę odzipnąć, co np. uporządkować zebrane materiały, czy nawet odładować akumulatory w aparacie, bądź lampie. Mała rzecz a cieszy.
Na zorganizowanej godzinę przed oficjalnym otwarciem konferencji prasowej Adam Mokrzycki – sprawca tego całego zamieszania sprawiał wrażenie, jakby po spowodowanej Covidem dwuletniej przerwie nie tyle nie dowierzał w skalę całego przedsięwzięcia, co wydawał się nieco oszołomiony ogromem przygotowanych przez wystawców atrakcji. Pół żartem, pół serio można byłoby wręcz stwierdzić, że tym, co pokazano w tym roku spokojnie można byłoby obdzielić kilka kolejnych edycji i też byłoby po co się na nich pojawić. Czyli co? Klęska urodzaju? Aż tak bym nieprzebranej obfitości atrakcji nie demonizował, bo po pierwsze akurat w tym przypadku głowa nie boli, bo jak wiadomo audiofil to wybredny stwór i zawsze coś mu może nawet w ekstremalnym High-Endzie nie podpasować, więc to nie jest tak, że wszystko naj musi trafiać w jego gusta a ponadto jakaś rekompensata za permanentny brak wystaw od 2019 r. nam się należy. Nie przedłużając zatem wstępu serdecznie zapraszam na ostatnią moją epistołę z tegorocznego, jednak prosiłbym o zbytnie nieoddalanie się od „radioodbiorników”, gdyż lada moment swoimi wrażeniami podzieli się z Państwem Jacek, któremu zaraz po postawieniu ostatniej kropki przekażę „mikrofon”.
No to zaczynamy z wysokiego C, czyli od systemu wycenionego na drobne 4 (słownie cztery) miliony PLN i choć zwykło się mówić, że pieniądze nie grają, to z przykrością muszę stwierdzić, że akurat w tym przypadku ewidentnie było je słychać. Chodzi oczywiście o kolumny Wilson Audio Chronosonic XVX współpracujące z flagowcami Gryphona – przedwzmacniaczem Commander, stereofoniczną końcówką mocy Apex i reprezentantem nieco mniej imponującego rodzeństwa, czyli DAC-a Kalliope obsługującym sygnał cyfrowy otrzymywany z serwera Taiko Extreme. Od razu zaznaczę, że z racji nader pokaźnych gabarytów prezentowanych kolumn osoby zasiadające w pierwszym, bądź nawet dwóch-trzech pierwszych rzędach niekoniecznie trafiały w „golden circle”, gdyż dopiero z większej odległości można było doświadczyć pełnej koherencji przekazu i swoistej perfekcji na długo pozostającej w pamięci.
A tuż za ścianą zaprezentowano nieco skromniejszy zestaw z szeroko rozstawionymi Wilsonami Alexia V zasilanymi parą monobloków Dan D’Agostino Momentum M400 MxV sterowanymi z regulowanego wyjścia DAC-a dCS Vivaldi APEX obsługującego serwer Grimm Audio MU1. Oczywiście przesiadka z ww. setu początkowo bolała, ale bądźmy szczerzy – gdyby nie obecność Chronosoniców, to i tak większość z nas w ciemno brałaby Alexie i nawet przez myśl nie przyszłoby nam grymasić.
Skoro było coś zza wielkiej wody, to dla równowagi proponujemy coś ze starego kontynentu, czyli niespecjalnie mające powody do kompleksów zjawiskowe Focale Grande Utopia EM Evo, nad którymi troskliwą opiekę roztoczył katafalkowy Naim Statement wespół ze streamerem ND 555 i gramofonem Solstice Special Edition. I tu drobna uwaga, gdyż jak się okazało system ów budził skrajne opinie a to wszystko za sprawą pewnej niekonsekwencji ze strony prowadzących prezentacje odnośnie poziomów głośności. Gdy zachowywany był zdrowy rozsądek i umiar wszystko brzmiało jak z bajki i nie było się do czego przyczepić, jednak wystarczyło by operator pilota poczuł ułańską fantazję wraz z kolejnymi dawkami decybeli ulatywała cała magia i wyrafinowanie a do głosu dochodziła ofensywność i dość wyraźne faworyzowanie górnych rejestrów.
W tym roku stołeczny SoundClub pojechał po przysłowiowej bandzie. Jeśli bowiem weźmiemy pod lupę ich główny system, bardzo szybko okaże się, że oprócz pyszniących się nie tylko strzelistych (dwa metry wzrostu/240kg szt), trzynastoprzetwornikowych (!!!) Martenów Coltrane Momento 2, światową premierę jubileuszowa seria 20th Anniversary Limited Edition znanej i lubianej marki Tenor Audio, którą raczyły były reprezentować monobloki 350MHP 20ALE, stereofoniczna końcówka 175SHP 20ALE, przedwzmacniacz liniowy Line1/Power1 20ALE oraz phonostage Phono1 20ALE współpracujący z uzbrojonym we wkładkę Airtight Opus-1 gramofonem Brinkmann Audio Taurus. To jednak nie wszystko, gdyż powyższy opis byłby skandalicznie niekompletny bez toru cyfrowego, którego panem i władcą okazał się zestaw … WADAX Atlantis Reference Server i Reference DAC.
Jeśli Focale wydały się Państwu nieprzewidywalne, to wizyta w Studio TV4, gdzie na odwiedzających czaiły się Blumenhofery Gioia XXL zasilane elektroniką Ypsilon i streamera Cary Audio DMS-700 zapewne (niestety nie załapałem się na zamianę warty) ustępującemu co jakiś czas miejsca gramofonowi Bergmann Audio Magne mogła zostać uznana za nagły atak rozdwojenia jaźni, bądź incepcję w incepcji. O ile bowiem część słuchaczy padała z zachwytu niemalże na kolana, to mi niestety trafiły się dwie sesje permanentnego krzyku a że delikatnie rzecz ujmując nie przepadam jak ktoś się na mnie wydziera, to trzecie podejście sobie darowałem. Za to jeśli chodzi o wykonanie, to stolarka palce lizać.
Skoro poruszyliśmy kwestie stolarki, to nietaktem byłoby pominięcie smukłych jak trzcina Raidho TD6 grających z topowym setem Classé Audio Delta Pre & Delta Mono. Perfekcja ich wykonania wręcz onieśmielała, lecz porównując dzień po dniu ich zaskakująco ewoluujące w trakcie trwania AVS brzmienie coś podejrzewam, że na stołeczną wystawę trafiła bądź to niewygrzana, bądź długo niegrana parka, bo tak naprawdę bas i wypełnienie średnicy zaczęło dochodzić do głosu dopiero w sobotę po południu a specjalnie zaglądałem do nich kilkukrotnie by sprawdzać rozwój wypadków.
Wracamy do SoundClubu a to za sprawą może nie tak spektakularnego jak wyżej opisany systemu, ale za to takiego, przed którego wstawieniem nie trzeba wzmacniać stropów i mieć dochodów na poziomie rodzimego miłośnika dworków i pałaców. Mowa bowiem o zestawie składającym się z futurystycznych, modułowych kolumn AudioNec EVO 2 (z autorskim driwerem Duopole), które zasilała elektronika Bouldera ( znane z występów na naszym „podwórku” przedwzmacniacz 1110 i stereofoniczna końcówka mocy 1160), przetwornik Brinkmann Audio Nyquist II oraz zbierający ekstatycznie pozytywne opinie serwer/transport plików 432 EVO Master. Oczywiście nadal poruszamy się na stricte high-endowym pułapie i śmiem twierdzić, że mając luźne 200 kPLN a tyle właśnie Francuzi winszują sobie za swoje kolumny raczej długo bym się nad nimi nie zastanawiał.
Dali Kore dane nam było posłuchać w Monachium, jednak tam z D-klasowymi NAD-ami zachodziło podejrzenie, że amplifikacja nieco ograniczała potencjał kolumn. I to był dobry trop, gdyż Classé Audio Delta Pre & Delta Mono znacznie podniosły poprzeczkę doznań i to pomimo zdecydowanie mniejszego pomieszczenia niż w MOC-u. Dali zaoferowały bowiem niezwykle energetyczny i soczysty przekaz grając praktycznie każdy repertuar od ciężkiego rocka po równie problematyczną elektronikę, z którą stojące za ścianą ww. Raidho TD6 przynajmniej w piątek poradzić sobie za bardzo nie mogły.
Sopocki Premium Sound wespół z gliwickim 4HiFi w tym roku również postanowili pokazać pazurki prezentując zestaw z nawiązującymi kolorystyką do moto-sportu AudioSolutions Vantage M i nie mniej postawną dzieloną amplifikacją Pilium, przy której recenzowana przez nas integra Odysseus wydawała się niemalże desktopową zabawką.
Najwyższa pora na klasykę, czyli Bowers&Wilkins 803D4, które choć ustępowały tak pod względem rozmiarów, jak i ceny powyżej opisanym konstrukcjom nie miały zbytnio czego się wstydzić. Tym bardziej, że ich aplikacja nawet w „blokowym” M3, czy M4 nie powinna nastręczać większych problemów a i do ich prawidłowej pracy nie trzeba sięgać po kilkuset watową spawarkę, bo do pełni szczęścia wystarczy im np. taka jak na zdjęciach nader kompaktowa integra Luxmana.
Jak już jesteśmy przy zestawach, które nie będą wymagały salonów o powierzchni sali balowej w podmiejskim pałacyku, to warto również wspomnieć o debiutujących w dystrybucji białostockiego Rafko intrygujących i niezwykle wyśrubowanych pod względem technologicznym kolumnach Perlisten, które reprezentowały podłogowe S7t o wielce intrygującej potrójnej sekcji wysokotonowej składającej się z 28mm kopułki berylowej i pary, również 28mm tweeterów TPCD podpięte pod zestaw topowych Canorów.
Jeśli pomimo wysokiej (92,2dB) skuteczności Perlisteny nie pasują komuś ze względu na zbyt trudną (4 Ω), to podobnymi parametrami, lecz już 8Ω obciążeniem charakteryzują się rodzime hORNS Symphony 10”, które na tegorocznym AVS grały z węgierską dzieloną amplifikacją Audio Hungary z serii Qualiton – preampem C200 oraz 100 W uzbrojoną w kwadrę KT150-ek stereofoniczną końcówką mocy P200 i okablowaniem Dawida Labogi.
Z kolei zdecydowanie trudniejsze do napędzenia Magico A5 można było usłyszeć z elektroniką MSB w pokoju Dwóch Kanałów.
Wśród wystawowych atrakcji nie sposób pominąć jubileuszowej edycji Triangle Magellan 40th prezentujących swe wdzięki w towarzystwie zestawu NuPrime.
Z kolei równie „cywilne” i łatwe w aplikacji w europejskich metrażach Audiovectory R8 Arreté otrzymały wsparcie ze strony pary potężnych subwooferów REL No.31 i nie mniej imponujących monobloków Moon 888. Przerost formy nad treścią? Cóż, jeśli ktoś uważa, że obecność suba jest równoznaczna z dudniącym i wszechobecnym basem a mocne końcówki służą jedynie do sprawdzania szybkości reakcji dzielnicowego na skargi sąsiadów, to jest w błędzie. Tym razem akcent postawiony został na niezwykłą zwrotność i timing dźwięku z perfekcyjną kontrolą każdego z podzakresów. Może całości nieco brakowało czaru i zmysłowości, ale prawdopodobnie wystarczyłoby zastąpić zastosowane okablowanie Nordosta czymś w stylu wysokich Cardasów a i takowe walory powinny się pojawić.
Nieco z innej strony swój punkt widzenia przedstawił Innuos zwracając uwagę na jakość sygnału jaki pobieramy z sieci Internet prezentując swój topowy streamer STATEMENT z zasilaczem Next-Gen PSU i bardzo miło przez nas wspominanym switchem PhoenixNET.
Jest AVS, są Sonus fabery, które nawet z elektronika Marantza potrafiły złapać nie tylko za oko, ale i ucho.
Jak już jesteśmy przy systemach „dla ludzi”, to podczas tegorocznej wystawy warto było zwrócić uwagę na zestaw wspieranych przez Rose RS150 Roteli (DT-6000 & RA-6000) z Bowersami 702S3.
Kolejna propozycją dla zdecydowanie szerszego aniżeli Top 100 Forbesa grona odbiorców był designerski zestaw Gato Audio.
Powrót na wyżyny High-Endu zapewniły nam z kolei JBL-e Everest DD67000 (460 000 zł/para) z monoblokami Mark Levinson ML-50 (51 000 €/para) i resztą elektroniki ww. producenta.
Mariaż współczesnej ultra-technologii z klasyką rodem ze studiów nagraniowych? Czemu nie, choć w wydaniu elektroniki CH Precision (C1.2 DAC, przedwzmacniacz L1 i stereofoniczna końcówka mocy A1.5) oraz kolumn ATC SCM100 wypadł zaskakująco asekuracyjnie.
Podobny pod względem kontrastów natury designerskiej mix zaproponował Voice zestawiając futurystyczną elektronikę Chord-a, w tym monobloki Ultima 3, z do szpiku kości klasycznymi Spendorami SP100. I podobnie jak u poprzedników również i tu z trudem przyszło mi doszukać się większych emocji. Ot poprawne granie, chociaż na dłuższą metę taka zachowawczość może się okazać największa zaletą … Miłym akcentem była utrzymana w tonacji navy-blue listwa zasilająca Acoustic Dream Cu0 z gniazdami Cardasa.
To chyba jakaś retrospekcyjno – nostalgiczna seria, bo w kolejnym systemie napotkałem lampowe monobloczki (przy zajmującym pierwszy rząd wzmacniaczu mocy BAT REX500 wyglądały jak zabawki) Synthesisa napędzające niedawno debiutujące Tannoye … a nie, wróć Fyne Audio Vintage Classic XII. Oj, dawno nie słyszałem takiej ilości uwielbianego przez miłośników „brzmienia BBC” papieru w dźwięku.
Zejdźmy jeszcze na chwilę na ziemię, gdyż stołeczny Horn w dwóch sąsiadujących ze sobą lożach zaprezentował ofertę dwóch dedykowanych szerokiemu odbiorcy marek – własnej Wilson i pochodzącej zza wielkiej wody Polk Audio.
Jeśli jednak chodzi o budżetówkę, to nie ma co owijać w bawełnę – znajdująca się pod opieką SoundClubu Emotiva praktycznie zmiotła konkurencję pod względem relacji jakość dźwięku/cena. Tłumnie odwiedzający pokój Emotivy słuchacze najpierw entuzjastycznie reagowali na dobiegające ich uszu dźwięki a potem z niedowierzaniem orientowali się, że to co gra kosztuje mniej więcej tyle, co porządne wtyki zasilające w prezentowanych nieopodal systemach. Po prostu szach-mat i po zawodach, bo niepozorne monitorki Emotiva Airmotiv B2+ w cenie bodajże 3kPLN (za parę!) zagrały tak, że nic tylko kupować je chociażby po to, by jak tylko najdzie nas ochota na poważne wydatki włączać je i uświadamiać sobie na czym powinna polegać frajda z obcowania z prawdziwym Hi-Fi i samą muzyką a nie za przeproszeniem sprzętowy onanizm.
Auralic też postanowił pójść w gabarytowy minimalizm, jednak pomimo niepozornych obudów koszty takiej zabawy nieco mocniej są w stanie nadwyrężyć domowy budżet. Choć patrząc z perspektywy naszych ostatnich odsłuchów serii 1.1 jeśli tylko ktoś może sobie na to pozwolić, to zrobi krok w dobrą stronę.
Może nie jest to wyważanie już otwartych drzwi i wynajdywanie koła na nowo, ale Tentogra nie próżnowała podczas covidowej przerwy i w tym roku zaprezentowała model WoWo oraz nową odsłonę OSCAR MK III.
Kolejną z rodzimych manufaktur tradycyjnie pojawiająca się na AVS jest Horn Acoustic, która zaprezentowała podłogowe kolumny FERRIA napędzane monoblokami M845. Szkoda tylko, że przed wystawą nie uznali za stosowne wymienić lamp w przedwzmacniaczu, przez co przyjemność odsłuchu psuł irytujący pisk.
Pewnym novum był „stacjonarny” a nie jak to zwykle było słuchawkowy system z rodzimą elektroniką Ferrum.
Kontynuując a już tak po prawdzie zbliżając się ku finiszowi tegorocznego maratonu wspomnę jeszcze wielokrotnie goszcząca na naszych łamach manufakturę Audiomica Laboratory, która nie tylko nadal działa, choć lwia część produkcji trafi na export, lecz z tego co mi się udało dowiedzieć właśnie kończy prace nad nowymi produktami.
Wyposzczona pandemią strefa słuchawkowa na tegorocznym AVS okazała się być jeszcze większą i bogatszą w atrakcje aniżeli w poprzednich latach. Nie dość, że ogrom wszelakiej maści dokanałówek potrafił wprawić w zakłopotanie nawet największych fanatyków, to jeszcze oliwy do ognia dolał dCS wypuszczając na rynek swoja słuchawkową „miniwieżę” Lina za drobne … 156 kPLN. Jak się Państwo domyślacie stoisko Rafko z nim na stole śmiało można było uznać za jeden z najniebezpieczniejszych pod względem prawdopodobieństwa stratowania punktów na mapie PGE Narodowego a przecież wokół nie brakowało atrakcji chociażby pod postacią Finali D8000 Pro, rodzimego wzmacniacza Fulianty Audio ST-18 w nowej, bardziej „zardzewiałej” odsłonie, czy bodajże pełnego portfolio HiFiManów.
Trzecią część relacji z tegorocznego Audio Video Show pozwolę sobie zamknąć nietypowo, bo telewizorami. Skoro bowiem w nazwie wystawy Video się znalazło, to chciał/nie chciał wypadałoby o nim wspomnieć. Co też niniejszym czynię i choć od lat telewizji nie oglądam bo i takowego ustrojstwa nie posiadam, to jednak oferta Philipsa wydała mi się na tyle atrakcyjna by na nią przelotnie zerknąć, albowiem na tle obecnej na AVS konkurencji ani razu nie próbowała wypalić mi gałek ocznych nazbyt przejaskrawionymi kolorami, czy też oślepiająca jasnością, za co na ręce osób odpowiedzialnych za ustawienie i kalibrację ww. odbiorników TV składam najserdeczniejsze podziękowania.
Do zobaczenia za rok.
Marcin Olszewski