Choć w Warszawie praktycznie codziennie można wybierać, jak nie przymierzając w ulęgałkach, we wszelakiego rodzaju imprezach muzycznych, to dziwnym zbiegiem okoliczności najmilej wspominam te ze … Studia U22. I wcale nie chodzi o jakiś mniej, lub bardziej udany product placement, czy też „kumoterstwo”, lecz o pewną nieosiągalną dla większości tzw. „imprez masowych” atmosferę, oraz wynikającą z samego metrażu intymność, a co za tym idzie niemożność przyjęcia pozycji li tylko pasywnego obserwatora. Czegoś takiego nie była w stanie zagwarantować ani Progresja, gdzie wielokrotnie miałem okazję podziwiać Riverside, ani scena stołecznego Hard Rock Cafe z jednym z ostatnich koncertów Keitha Caputo zanim stał się … Miną Caputo. Po prostu ekipa U22 ma to szczęście, że gości u siebie Artystów, którzy odarci z całej tej „gwiazdorskiej otoczki” i medialnego szumu są w stanie w sposób całkowicie bezpośredni nie tylko porozmawiać z zebraną publicznością, ale i zagrać „na żywca” – bez ściemy, poprawiaczy, czy playbacku. Dziwne? W dzisiejszych czasach niestety tak i to bardzo, gdyż coraz częściej słuchacze zamiast prawdziwego, czyli z krwi i kości muzyka/wokalisty/zespołu otrzymują dość miernej jakości substytut – produkt stworzony przez którąś z wielkich wytwórni i co gorsza stworzony tylko wyłącznie dla kasy. Dlatego też takie wieczory jak te ze Smolikiem i Kevem Foxem, formacjami Lemon, Amarok, czy Me and That Man są dla mnie swoistym punktem odniesienia. Tym razem miało być podobnie, gdyż do Studia U22 zapowiedziano przybycie, i jak zaraz udowodnię, fakt ten jak najbardziej miał miejsce, gdyż w piątkowy wieczór pojawili się trzej dżentelmeni – Tom Smith, Justin Lockey i Elliott Williams znani szerszej publiczności jako … Editors.
Zanim jednak wspomniana trójka zaprezentowała kilka utworów w aranżacjach unplugged Tom Smith i Justin Lockey (Elliott Williams dotarł prosto z lotniska dopiero na „mini live”) musieli najpierw zmierzyć się z gradem pytań, jakimi zasypał ich sam Piotr Metz. Jak to zwykle w takich sytuacjach bywa nie obyło się bez żartów, krótkiego opisu prozy życia, gdy komponowaniem można zająć się dopiero po odstawieniu dzieciaków do szkoły, oraz dylematów związanych z wyborem wersji utworów, które finalnie miały znaleźć się na tytułowym krążku.
Przedpremierowy odsłuch „Violence” odbył się na niezwykle ciekawym systemie będącym nader intrygującą mieszanką High-Endu i segmentu Pro-Audio, w skład którego weszły: pracujący w roli transportu odtwarzacz CD/SACD Marantz SA-10, przetwornik cyfrowo – analogowy Lampizator Pacific, przedwzmacniacz Octave Audio HP 700, aktywne monitory Sveda Audio blipo wspomagane topowymi, również aktywnymi, modułami basowymi Chupacabra. O stoliki i zasilanie zadbał rodzimy Acoustic Dream.
A teraz coś, czego z reguły przy tego typu okazjach staram się z oczywistych, wynikających z przypadkowości konfiguracji nie robić, czyli kilka słów o brzmieniu. Jeśli bowiem zestawiony pozornie dość spontanicznie set gra tak, że nie tylko przybyli goście, ale i obecny w pierwszym rzędzie zespół, kolokwialnie mówiąc zbiera szczęki z podłogi, to parafrazując fanatycznego, odzianego w czerń, klasyka „wiedz, że coś się dzieje”. Połączenie niczym nieskrępowanej dynamiki z fenomenalną rozdzielczością i wzorcową kontrolą najniższych składowych bezapelacyjnie pokazywało przewagę modułowych zespołów głośnikowych Sveda Audio nad „cywilną”, pojawiającą się do tej pory w U22 konkurencją. Dodatkowo swoje trzy grosze, przynajmniej jeśli chodzi o tzw. eufonię dorzucił DAC Lampizatora i w rezultacie spokojnie można było mówić o prawdziwej referencji. Czy powyższy efekt da się jeszcze powtórzyć przy innej okazji niestety nie wiem, lecz śmiem twierdzić, że na to, co zostało zaprezentowane w miniony piątek warto było czekać, gdyż oferowana jakość dźwięku dzielnie broniła się podczas konfrontacji z mającą dosłownie za chwilę nastąpić częścią „live” a to mówi przecież samo za siebie. Jesli zaś chodzi o sam, przedpremierowy materiał, to … nie psując niespodzianki powiem tylko tyle, że jest on bardziej mroczny i mocniejszy, cięższy od tego, czym do tej pory raczyła nas ekipa Editors.
Krótką przerwę natury organizacyjnej można było wykorzystać na konsumpcję, uzupełnienie płynów (szczególnym powodzeniem cieszyły się bursztynowe destylaty Ballantine’s) …
Podziwianie oldschoolowo – vintage’owego kącika przygotowanego przez ekipę Nomos …
I oczywiście kuluarowe rozmowy, od których nie stronił m.in. obecny na spotkaniu Adam „Nergal” Darski. No dobrze, nie przedłużając serdecznie zapraszam na krótką fotorelację z jedynego w swoim rodzaju akustycznego mini koncertu Editors:
Serdecznie dziękując za zaproszenie i patrząc z perspektywy czasu, na dynamikę rozwoju Studia U22, nie zdziwiłbym się, gdyby za jakiś czas w Alejach Ujazdowskich zagościli np. Stonesi, tym bardziej, że w lipcu ma się odbyć ich warszawski koncert …
Marcin Olszewski